Sen Yoga fakirów indyjskich

Wiele o tem już pisano, choć mało kto temu dawać chciał wiarę, że pomiędzy fakirami Indy i Wschodnich są tacy (Yoginowie), co dobrowolnie przechodzą w umówionej chwili w śmierć pozorną i w tym stanie tygodniami całemi pozostają i dają się nawet grzebać, aby po oznaczonym czasie powrócić do życia i przytomności za pomocą różnych zaklęć, rękoczynów i innych środków. Obecnie faktowi samemu już nikt nie może zaprzeczyć; chodzi tylko o jego wytłumaczenie.

Panujący w pewnych kołach Paryża i Londynu ruch teozoficzny, którego inicyatorką jest znana stara panna Bławacka z Kalkutty, szukający w praktykach mistycznych Buddyzmu i Brahmanizmu nowych bodźców do silniejszych wrażeń, wprowadził już i do Europy te cuda, które dokładnie zanalizowane, w części na długiem przygotowaniu (inicyacyi) i kuglarstwie, w części na autohypnotycznej suggestyi polegają. Tak przynajmniej wynikałoby z rozprawy Sehrenck – Notzinga w ostatnim zeszycie Zeitschrift fur Hypnotismus and Suggestionstherapie. Nie pierwszy raz uczony ten zajmuje się tą kwestyą.

W dziele jego „Suggestion und suggestive Zustande* (Monachium 1893,) i w dziele Stoha „Suggestion und Hypnotismus in der Vólkerpsychologie“ (Lipsk 1894), znajdzie czytelnik zestawienie ciekawsze obszernego materyału odnoszącego się do antropologicznego znaczenia różnych hypnotycznych metod po szerokim i w dawnym świecie. Pochop do obecnej rozprawy daje Schrenckowi dyssertacya Herrmanna Waltera z Monachium, która właściwie jest tylko przekładem z sanskrytu książki Swftmaratmy, zatytułowanej Hathayoga Pradipika czyli Pochodnia Hatajogi. Praca Waltera opiera się zresztą i na dwóch innych świeżo w Kalkucie wyszłych książkach, których autorem jest niejakiś Bhudawana Wasaka, a tytuł jednej Gorakszasataka, drugiej zaś Gheranda Samhita. W tych wszystkich 3 książkach jest mowa tylko o metodach zaprawiania się specyalnie temu poświęcających się fakirów – Yoginów, – do długotrwałego i dobrowolnego zamartwienia się, czyli do Yoga, które to uśpienie jest nietylko cudem imponującym gawiedzi, ale uchodzi za szczyt szczęścia i chwały świętobliwego fakira, bo jest unicestwieniem wszelkich jego zmysłowych, umysłowych i życiowych funkcyi, a więc choć przejściowem za życia zbawieniem i zadatkiem najpewniejszym Ńirwang.

Głównym postulatem przechodzenia w ten stan błogosławiony jest  ześrodkowanie myśli, a więc to, co w słownictwie nowożytnego hypnotyzmu nazwalibyśmy ścieśnieniem samowiedzy. Tak, jak wmawiający hypnozę lekarz stara się na pacyenta sw ego wpłynąć przez spokój otoczenia, przez pewną ciepłotę, zaciemnienie izby, wygodne położenie itd, tak i ćwiczeniom Yogina sprzyjają różne właściwe indyjskiemu klimatowi warunki. Musi mieć on swoją celkę cichą w zacisznem miejscu, zupełnie bezpieczną, aby mógł bezkarnie zatapiać  się w swych rozmyślaniach. Wszystko, co tylko w celce mogłoby zwracać jego uwagę, musi być usuniętem z niej. Jest i cała dyeta od dawna dla adeptów Yogizmu przepisana, której się trzymać muszą długie lata ściśle, jedząc jak najmniej, z wykluczeniem wszelkich ostrych, słonych, kwaśnych i upajających potraw lub napojów.  Jak głód. tak i wszystkie inne zmysłowe popędy powinien Yogin umieć poskramiać a ćwiczyć się tylko w czystości ciała i ducha, umiarkowaniu, szczodrości, zamiłowaniu prawdy i badaniu jej, wreszcie w wierności i ascezie (Yama i Niyama). Po długim nowicyacie tego rodzaju przechodzi adept Hatayogi do ćwiczeń asana, czyli w pozostawaniu nieruchomo na jednem miejscu. Z 84 najważniejszych odnoszących się do tego przepisów podaje Swamaratma tylko 15. Celem tych ćwiczeń jest głównie wprawianie się w przytrzymaniu oddechania. z którego ustaniem ustawać ma i czynność ducha: stan ten błogi Rayayoga ma być przedstopniem największej szczęśliwośc czyli Kaivalya. Służąca do tego celu metoda hypnotyczna nazywa się Trakata. Nauka o powstrzymaniu respiracyi, najważniejsza w askezie yogińskiej, zrozumiałą jest właściwie tylko temu, komu nie obce staroindyjskie pojęcia o funkcyonowaniu pojedyńczych organów. (Patrz Zaremby : Stan sztuki lekarskiej w Starożytnych Indyach Nowiny lekarskie 1890 i 1891.)

Pojęcia te anatomiczne i fizjologiczne nie mają właściwie dla nas żadnego sensu; mimo to na nich opiera się cała metodyka Hatayogi i cały humbug teozoficzny. Warto więc z niemi się zapoznać, żeby rzecz zrozumieć. Do przygotowawczych ćwiczeń adepta należą i sposoby oczyszczania ciała: tak np. neti jest sznurkiem, który się przewleka przez nos, gardło i usta i który ma moc oczyszczania głowy i chronienia od wielu chorób. Inne ćwiczenie, chanti, polega na połykaniu mokrego płatu długiego i wyciąganiu go następnem z żołądka; jeżeli pierwsze z nich uważać można za prototyp drenowania nosogardzielowej jamy a drugie za pierwszy początek płukania żołądka, to inne znów ćwiczenie, basti, przypomina nieco irrygator. – Wszystkie te jednak oczyszczania i inne, więcej gimnastyczne, ćwiczenia mają być tylko przygotowaniem do głównej próby, która się nazywa Khakań. Yogin, który ją złożył, może bezpiecznie oddawać się dobrowolnemu zamartwieniu. Przez długie lata musi on wpierw pracować nad przedłużeniem swego języka za pomocą ruchów ssących po uprzedniem poderżnięciu jego. Dopiero, gdy językiem dosięgnie aż do brwi, złożyć on może Khakari, tj. przegiąć język tak w tył, by nim szczelnie zatkać jamę nosogardzielową. Jeżeli przytem oczy na koniec nosa ma stale zwrócone, to popadnie wnet w uśpienie pożądane (Yoga). Po języku wetkniętym w jamę nosogardzielową spływa do żołądka wydzielina błon jej śluzowych  (soma), uważana za sok życia. „Kto może wytrwać z językiem w górę zagiętym i spijać kapiącą somę, ten może przez pół miesiąca przezwyciężyć śmierć”. Innym szeregiem ćwiczeń wprawia się Yogin autohypnotycznie w omamy słuchowe.

Zatkawszy sobie nos, uszy i usta, czeka, aż zabrzmi w sercu, w karku 1 w głowie dźwięk, uważany za najwyższy już stopień zbawienia {nada}. „Kto z półotwartemi oczyma zwróconemi na koniec nosa, zupełnie zobojętniały w duchu i z nieuruchomionem ciałem, unicestwi w sobie Kandra i Surya, ten dochodzi do jaśniejącej jedynej wszech rzeczy przyczyny, do promieniejącej spełni prawdy najwyższej, do miejsca samego Brahmy, do najwyższej rzeczywistości. W tym stanie (Samadhi) uwolniony on od wrażeń i myśli, jest on równy umarłemu, ale zbawiony.  Nie zniszczy go śmierć, nie udręczy go Karma i nikt go nie dosięgnie. Nie wie on już nic ani o woni, ani o barwie, ani o dźwięku, ani o dotknięciu, nic o sobie, nic o drugich. Duch jego nie śpi, ale także i nie czuwa; wolny on od pamięci i od zapomnienia, nie zna ani ciepła, ani zimna, ani honoru ani pogardy, ani szczęścia ani niedoli. Kto w pełni zdrowia i nie śpiąc pozostaje jednak jak śpiący i ani wdycha ani wydycha, ten jest na pewne zbawionym. Yogin, co wniósł się do samadhi, jest niezwyciężonym, czy to bronią, czy czarami”. „Póki jednak oddychanie nie odbywa się tylko we wnętrzu ciała (w suszumna), póki przez uporczywe wstrzymanie oddechania nie rozebrzmi nada, póki wskutek rozmjślania nie powstanie równe własnej naturze jestestwo, póty można gadać o wiedzy, ale to wszystko tylko złudna, czcza gadanina”.

Słowa te ostatnie, końcowe z książki Hatayogapradipika, dają nam dość dokładny obraz stanu obejmującego zjawiska suggestywne i kataleptyczne w niektórych przypadkach hysterycznego somnambulizmu. I w katalepsyi bywa otrętwienie podobne do śmierci, i bezdech (apnoe) i nawpółzamknięte powieki i zupełne ubezczulenie nerwów zmysłowych, a więc powonienia, wzroku, dotyku itd., i w niej wreszcie nie rzadkie są hallucynacye. Także i środki, jakimi Yoginowie osięgają owo uśpienie i otrętwienie, nie różnią się wszystkie od środków używanych przy hypnotyzowaniu. I przy ostatniej czynności potrzeba pewnej inicyacyi przygotowawczej, potrzeba usunięcia wszystkiego, co może wzruszyć lub zająć, potrzeba jednostronnej koncentracyi myśli, oderwania się od świata zewnętrznego a nieraz i sztucznego zmęczenia jakiego zmysłu (fiksacyi według Braid’a). Jedne i drugie ćwiczenia prowadzą do wzmożenia wmówliwości i do uśpienia zupełnego lub całkowitego;  tylko, że środki indyjskich ekstatyków w porównaniu do środeczków, jakimi dysponuje u nas lekarz hypnotyzujący a więc mający tylko nieść pomoc  a nigdy nie mający zaszkodzić, są daleko potężniejszymi a i rasowe osobliwości i religijne Hindusów i ich małe potrzeby materyalne oraz ich skłonność do spokojnego i kontemplacyjnego życia usposabiają ich do tego rodzaju ćwiczeń daleko więcej. To też, kiedy nowocześni hypnotyzerzy nie mogą się poszczycić  większym cudem, jak wywoływaniem bąbli na kształt stygmatów na skórze ( Charcotv. , Krafft – Ebing ) , to starodawne i nieustanne praktyki Yoginów doprowadziły między innemi do takiego obniżenia wszelkich funkcyi życiowych, jakie przypomina zimosenność susłów i innych zwierząt ciepłokrwistych we śnie przezimowujących.

Cokolwiek bądź, ćwiczenia te fakirów zasługują na to, by w przyszłości zwiedzający te kraje etnografowie obeznani byli do tego stopnia z działaniem suggestyi, aby z tego stanowiska zapatrywać się mogli na te ciekawe zjawiska w dziedzinie psychofizjologicznej. Nie jeden cud, imponujący nie obeznanemu z metodami inicyacyi obserwatorowi, znajdzie w takim razie wytłómaczenie.

źródło: Odbitka z „Nowin lekarskich“ No. 3, 1895 r. autor Dr. Fr. Chłapowski