Indje uważane są przez wielu za krainę cudów i kolebkę wiedzy tajemnej. Znane nam z opisów Jacolliot’a i innych takie fenomeny, jak dowolny kilkotygodniowy letarg fakirów, jak lewitacja, czyli wznoszenie się w powietrze, wobec licznie zebranego tłumu etc., jak również i przytoczone poniżej zdarzenie, o którem opowiada w „Callcutta University Magazine” redaktor tego pisma p. S. Banerjea, zdają się usprawiedliwiać taką opinję, bo nasze medja europejskie, nie byłyby chyba zdolne do czegoś podobnego.
Pewnemu Anglikowi jednemu z wyższych funkcjonarjuszy rządowych w Indjach, po długich staraniach, udało się nareszcie dotrzeć do cieszącego się w całej Bengalji opinją maga i mającego licznych uczniów Hindusa, zwanego tam „Sadhu”. Anglik niedawno stracił żonę i synów, zwrócił się przeto do „Sadhu” z prośbą o wywołanie duchów drogich mu zmarłych.
Hindus narazie odmówił, potem jednak zgodził się uczynić zadość temu żądaniu. Ustawił w pokoju kilka krzeseł, polecając wdowcowi usiąść na jednem z nich, zamknąć oczy i pod żadnym pozorem nie opuszczać wskazanego mu miejsca. Sam mag zajął miejsce pośrodku na podłodze i rozpoczął ewokacje. Po upływie pół godziny Sadhu rzekł do gościa: – „Prosiłem pana, abyś zamknął oczy i rozmyślał, teraz podnieś pan powieki i patrz!”
Anglik skwapliwie skorzystał z tego pozwolenia, otworzył oczy i ujrzał najzupełniej wyraźnie i realnie nieboszczkę swą żonę i zmarłych synów, siedzących na krzesłach i sprawiających wrażenie osób żyjących.
Wzruszony do najwyższego stopnia, przerażony i ucieszony zarazem tym widokiem, zapomina Anglik o obietnicy i idąc za pierwszym popędem, wyciąga ramiona, pragnąc rzucić się ku drogim mu postaciom i przycisnąć je do piersi, lecz silna dłoń Hindusa udaremnia ten zamiar, unieruchomiając go na krześle.
Po chwili, ochłonąwszy nieco z pierwszego wrażenia, wdowiec zaczyna z wcale nie znikającemi zjawami rozmowę, która trwa dość długo. Zmarła żona mówi mu między innem, że wstąpi on powtórnie w związek małżeński, lecz nie znajdzie w nim szczęścia, będzie miał jeszcze syna, którego jednak wkrótce straci, gdyż śmierć zabierze mu go we wczesnem dzieciństwie.
Upłynęło po tern kilka lat i potrójna przepowiednia „ducha” sprawdziła się jak najdokładniej: Anglik ożenił się, w małżeństwie był nieszczęśliwym, a synek jego umarł prędko po narodzeniu się.
***
Czy były to istotnie „duchy” zmarłych wywołane przez zupełnie im obcego Hindusa, lub ściągnięte na ziemię gorącem pragnieniem Anglika, do zrealizowania którego Hindus dopomógł w jakiś nieznany nam sposób, czy też tylko halucynacja wzrokowo-słuchowa, sprawiająca wrażenie rzeczywistości?
Ostatnie przypuszczenie, przynajmniej w opisanym wypadku, wydaje się najprawdopodobniejsze. Istotnie, zrozumiałe zdenerwowanie Anglika, jego chęć skomunikowania się ze zmarłymi, półgodzinne wyczekiwanie i wsłuchiwanie się w monotonne ewokacje maga, wszystko to było doskonałem podłożem dla halucynacji.
Wymagany przez Hindusa warunek nie wstawania z miejsca, zdaje się mniemanie to potwierdzać. Widocznie była to halucynacja, tylko wzrokowo-słuchowa, ale nie dotykowa. Gdyby Anglik, pragnąc uścisnąć zjawy, napotkał próżnię, czarby prawdopodobnie prysnął, złuda by się rozwiała. Kontrola jednego zmysłu była tu, zdaje się świadomie, wykluczona przez Hindusa. Wiemy, że dzieci i dzicy, gdy ich coś zainteresuje, nie zadawalniają się obejrzeniem przedmiotu, lecz pragną go jeszcze dotknąć, a nawet powąchać i liznąć, żeby poznać wszystkie jego właściwości i przekonać się, że jest realny.
Twardowski wywołując ducha Barbary Radziwiłłówny, również zalecił królowi pozostawanie na miejscu w kole magicznem. Zygmunt August nie usłuchał i drogi mu cień znikł bez śladu.
Medjumiści, co prawda, mogą przytoczyć liczne wypadki materjalizacji zjaw na seansach i to zjaw rzeczywiście wtedy istniejących, gdyż można je fotografować, co stwierdza ich realność. Oczywiście, ale bywa to przeważnie w ciemności, a nie w biały dzień, niezmiernie też rzadko można obserwować kilka zjaw jednocześnie, wreszcie, co najważniejsze, nigdy niepodobna zgóry przewidzieć kto się ukaże, o wywołaniu zaś zawsze pewnej określonej osoby, na czyjeś żądanie – mowy niema. Co do halucynacyj, to i nasi hipnotyzerzy potrafią je sugestjonować, ale nie każdemu, tylko osobom podatnym, przyczem muszą je poprzednio uśpić przy pomocy takich lub innych manipulacyj i użyć sugestji słownej dla określenia rodzaju halucynacji.
Osiągnąć to z każdym, bez usypiania i sugestji, nie potrafi u nas nikt, Hindusi zaś są pod tym względem mistrzami.
Nie zapominajmy jednak, o bardzo ciekawym szczególe, mianowicie, że zjawy przepowiedziały Anglikowi parę zdarzeń, które się potem sprawdziły.
Czy Hindusowi znana była przyszłość, czy sam Anglik, wcale nie podejrzewając, posiadał dar jasnowidzenia w czasie i tylko wydało mu się, że komunikują mu o tem zmarli, czy byli to oni istotnie – fakt pozostanie faktem. Nasuwa się pytanie, czy może tylko Hindusi zdolni są wywoływać podobne zjawiska dzięki jakimś właściwościom swej psycho-fizjologicznej organizacji, oddziedziczonej po szeregu przodków, zajmujących się już od wieków kształceniem i rozwijaniem swych zdolności w tym kierunku i czy dla nas europejczyków jest to zupełnie niedostępne?
Nie sądzę, gdyż i w Europie miały miejsce podobne dziwne zjawiska, bynajmniej nie przypadkowe, lecz świadomie i dowolnie wywoływane i nietylko przez nekromantów w średniowieczu, ale i w czasach względnie niedawnych, bo w końcu XVIII wieku.
Mam tu na myśli Giuseppe Balsamo, więcej znanego jako hrabia Cagliostro. Była to postać zagadkowa, czczona przez wielu współczesnych niemal, jak bóstwo, uważana zaś potem przeważnie za szarlatana, głównie wskutek tendencyjnych biografij, opierających się w większej części na jego własnych i jego żony Lorenzy zeznaniach, wymuszonych przez inkwizycję rzymską, przy pomocy tortur.
Faktem jest historycznym, że Cagliostro w Lyonie, w ufundowanej tam przez siebie loży masońskiej, wywołał wobec wszystkich jej członków i na ich żądanie zmarłego 21 września 1784 r., to jest przed przybyciem Cagliostra do tego miasta i, prawdopodobnie wcale mu nieznanego, Prost de Royer, którego też obecni tam jego przyjaciele i znajomi odrazu poznali.
Potem w Wersalu tenże Cagliostro niejednokrotnie pokazywał magnatom francuskim żądane przez nich osoby zmarłe, które przez wszystkich były widziane, poruszały się w pokoju i sprawiały wrażenie istot realnych, w Strasburgu zaś wywołał przed kardynałem de Rohan cień drogiej mu osoby, a wcześniej, w 1780 roku i u nas w Warszawie pokazał ks. Ponińskiemu w lustrze panią Kempińską.
Ciekawe jest, że adeptom swym wyjaśniał Cagliostro opisane zjawiska w ten sposób, że w świetle astralnym odzwierciedla się i nie ginie nigdy nic co kiedy bądź istniało, i że on właśnie umie, gdy tego chce, uczynić owe obrazy astralne widzialnemi i dla innych.
Co do przewidywania przyszłości, to znany jest również cały szereg przepowiedni, tyczących się, jak wydarzeń historycznych, tak również i osób prywatnych, które jak najdokładniej potem się sprawdziły.
Cagliostro jednak, nie był rodem z Indyj, był Europejczykiem, widzimy więc, że wspomniane zdolności nie są przywilejem jedynie Hindusów, lub tylko jednostek wyjątkowych, specjalnie pod tym względem przez naturę uposażonych.
Są one dostępne w mniejszym lub większym stopniu i każdemu z nas, tak samo, jak muzyka lub rysunek, o czem świadczy ten fakt, że władzę swą, czy też umiejętność, mógł Cagliostro przekazywać niektórym swoim adeptom, którzy następnie sami, kierując się otrzymanemi od mistrza wskazówkami, osiągali rezultaty zdumiewające aż do ewokacji „zmarłych” włącznie.
Dlaczegóż później, po śmierci Cagliostra, nie spotykamy się już w Europie z podobnemi zjawiskami?
Nauka nasza, nauka europejska, aczkolwiek stoi obecnie bardzo wysoko, jest jednak nieco jednostronna, gdyż zajmuje się niemal wyłącznie światem zewnętrznym i to przeważnie tylko zmysłowym, ignorując prawie zupełnie, w przeciwieństwie do nauki indyjskiej, świat wewnętrzny, dziedziny naszego ducha, jego właściwości i kryjące się w nim różnorodne zdolności nadnormalne. Lukę tę stara się wypełnić nowa gałąź wiedzy, tak zwana metapsychika, będąca obecnie jeszcze w okresie zbierania i konstatowania faktów, klasyfikowania ich, oraz budowania hipotez dla ich wyjaśnienia, po którym nastąpi okres szukania metod rozwijania w sobie wspomnianych zdolności, ce może dać wyniki przewyższające nawet nasze oczekiwania.
źródło: Prosper Szmurło “Ze świata tajemnic”, wydawnictwo Świt Warszawa 1928.