Światło na Drodze – Głos Milczenia

Druga część „Światła na drodze” zaczyna się od słów następujących:
Z milczenia, które jest pokojem, wypłynie dźwięczny glos. I głos ten powie: „Nie dobrze, skończyłeś żniwo, a teraz zacznij siew”. I wiedząc, że ten głos – jest to samo milczenie, będziesz mu posłuszny„.

Dźwięczny głos, wypływający „z milczenia, które jest pokojem” – to głos ducha, który przebija sobie drogę na pole twej świadomości. Głos ten słychać tak wyraźnie, jak w chwili oświecenia, ponieważ do uszu dochodzą falowania z niższych płaszczyzn świadomości – i ucho już nie może tak jawnie rozróżniać drgań wysokich, które nadchodzą z wyższych rejonów umysłu. Ale ten głos jest natarczywy – i jeśli mu się przysłuchiwać, to go usłyszysz.

Nie należy go mieszać z falami myśli, napełniającemi eter, gdyż myśląc o świecie duchowym, unosimy się umysłem w górę, i falowania, wychodzące z niższych sfer świadomości, nie tak łatwo docierają do nas. Wkrótce nauczymy się odróżniać wyraźny, czysty głos ducha od jaskrawych fal myśli, które w nas uderzają. Głos ducha ma zawsze skłonność „podnosić” nas – i wpływ jego jest zawsze skierowany w stronę podniosłości. „I głos ten powie: Nie dobrze, skończyłeś żniwo, a teraz zacznij siew”.

Słowa te wyrażają dążność, co opanowuje prawdziwego okultystę, gdy ten już doświadczył wyższego stanu ducha. Każe mu on w żywą rzeczywistość wprowadzać przejętą prawdę – wykazać czynem i w społeczności ludzkiej myśl, co do niego doszła w milczeniu. Niechaj dusza w samodzielności czeka tej chwili, gdy prawda ją oświeci, ale prawda, raz przyjęta i osiadła w naszem sercu – napełnia duszę niepokojem boskim i pobudza ją, aby iść w świat i żyć życiem ducha śród ludzi i z ludźmi, zamiast żyć w oderwaniu i w oddaleniu od nich.

Ten, którego opromieniło oświecenie duchowe – choćby i w słabym stopniu – jest już innym człowiekiem. Wypromienia on myśl, nie podobną do myśli, co się rodzi w umysłach ludzi go otaczających. Ma on inne ideały, a zatem i inne myśli. I fale jego myśli wpływają też na wielki zbiornik fal myślowych, otaczającego go świata. Myśli te podnoszą ludzi – są podobne do potoku czystej wody, który wpływa do mętnego strumienia i stopniowo go oczyszcza. Myśli i obecność takiego człowieka są potrzebne dla ich pracy w świecie – i rozum duchowy pobudza go do wejścia w świat, aby w nim żył, aby żył śród ludzi, nie zaś odrębnie. Mówi mu: skończyłeś żniwo, a teraz masz siać.

– I wiedząc, że ten głos to samo milczenie – on jest mu posłuszny.

Są trzy wielkie stopnie życia duchowego i umysłowego ludzkości – i, podobnie jak dziecko od urodzenia przechodzi przez wszystkie przekształcenia cielesne, zarysy i postaci – przez które przechodziła ludzkość w ciągu długich wieków wzrastania, tak samo człowiek rosnący duchowo – przechodzi przez wszystkie stopnie umysłowego i duchowego rozwoju ludzkości. Ale każdy człowiek, wzięty zosobna, rozwijając się, ulega tylko takim przemianom, które go prowadzą do stopnia rozwoju, osiąganego przezeń w okresie całkowitej dojrzałości. Może dojść tylko do pierwszego stopnia, jeżeli jest indywiduum, stojącem na pierwszym stopniu. Jeżeli zaś jest człowiekiem drugiego stopnia, to przechodzi przez pierwszy stopień i wchodzi w drugi. A jeżeli jego dusza jest na trzecim stopniu rozwoju, to nader szybko przechodzi przez pierwszy i drugi stopień – i natychmiast potem dorozwija się do trzeciego stopnia rozwoju. Rozpatrzmy teraz, co to są te trzy stopnie. Pierwszy stopień – to ta płaszczyzna życia, w której panowanie należy do umysłu instynktowego, gdyż intelekt jest tu jeszcze niedość rozwinięty, aby w pełni wejść w swe prawa, objawy zaś rozumu duchowego są ledwie widoczne. Na tym stopniu znajdują się ludy pierwotne – i małe dzieci. Ludzie, którzy stoją na tym stopniu rozwroju, wyłącznie prawie są zatroskani tem, co dotyczy ich życia fizycznego. Ich myśli przedewszystkiem skierowane są ku zdobywaniu pożywienia, budowie dachu nad głową i zaspokojeniu potrzeb cielesnych. Da się u nich zauważyć pewna swoboda, demokratyzm i brak poczucia wyższości jednego człowieka nad drugim („jestem lepszy od ciebie” albo „jestem świętszy od ciebie”), co czyni ich życie wolniejszem, lżejszem i szczęśliwszem, niż życie tych, co się znajdują na następnym, nieco wyższym stopniu.

Bardzo mało lub nic nie wiedzą oni o „grzechu” i zazwyczaj pożądania swe zaspakajają, nie badając kwestji ich prawowitości. Można w nich zauważyć coś w rodzaju instynktowej wiary w siłę wyższą, ale niezbyt się niepokoją rozmyślaniem, co to za siła – i nie sądzą, aby zachowanie pewnych obrzędów i prawideł było miłe Bóstwu, i aby niewykonanie ich mogło gniew Jego wywołać. Nie wiele się troszczą o swoje możliwości „zbawienia” i instynktowo skłonni są wyobrażać sobie, że wyższa Siła, co się o nich troszczy tutaj, będzie się o nich troszczyła i na tamtym świecie.

Drugi stopień bywa osiągany wówczas,, gdy zaczyna rościć sobie prawo do władzy rozsądek. W człowieku budzi się wówczas świadomość „dobra i zła”. Odkrywa w sobie coś tajemniczego, co wynika z podnioślejszej sfery jego umysłu – i wywołuje w jego sercu poczucie wstydu, przy wykonywaniu niektórych samolubnych postępków; z drugiej zaś strony, poczucie spokoju i zadowolenia przy wykonywaniu (względnie) altruistycznych postępków. Ale rozsądek nie poprzestaje na tem. Zaczyna obmyślać postępki „dobre” i „złe”. Ukazują się kapłani i prorocy, którzy mówią, że niektóre postępki (zazwyczaj – na przykład, jeżeli ktoś do świątyni przynosi część swego mienia), zaliczane są do „dobrych” i miłych Bogu, i naodwrót inne (np„ jeżeli kto odmawia bywać w świątyni lub współdziałać jej zachowaniu) – uchodzi za „zło” – i nieuchronnie sprowadza na człowieka karę bożą. Ci kapłani i prorocy – obmyślają siedziby rajskie, zgodne z pożądaniami wiernych – oraz piekło, przepełnione rzeczami, których szczególnie się lęka ich trzoda. Wszystko dzieli się na „dobro” i „zło”, przyczem lista „zła” jest oczywiście znacznie większa. Większa część rzeczy przyjemnych zamieszczoną jest w spisie „zła”, dla tego tylko, że sprawia zadowolenie.

Również wyliczenie „dobra zawiera w sobie znaczną liczbę rzeczy niemiłych, gdyż istnieje przekonanie, że Bóstwo się cieszy, widząc, jak Jego dzieci wykonywają czyny dla nich samych przykre i gniewem wybucha, skoro się im uda sprawić sobie jakiekolwiek zadowolenie. Wymyślają też najrozmaitsze wyznania religijne i sekty – i okrutne kary przeznaczone sa dla tego, kto się nie zgadza z ogólnie przyjętem wyznaniem i przyłącza się do sekciarzy. Wychodzą przytem z tego stanowiska, ze wszyscy, którzy się nie zgadzają z pewnemi poglądami na Bóstwo, staja „przeciw Bogu”, okazują się jego „wrogami” i dlatego powinni być i będą przez Niego ukarani. Ale ludzie często wola Boga wyręczyć w tym względzie – i sami biorą na siebie obowiązek ukarania nie wierzących.

Ludzie na tym stopniu rozwoju duchowego, wykazują zazwyczaj nie mało fanatyzmu. Ogłaszają pewne dni za „święte” (jakby nie każdy dzień był święty), i twierdzą również, że  pewne miejscowości są świętsze od innych. Roszczą sobie pretensje, ze pewne narody lub plemiona są „wybrane” przez Boga i znajdują się pod Jego specjalna opieka, gdy inne narody Bóg nienawidzi. Kładą nacisk na to, że tylko pewnej malej ilości ludzi przysadzone jest „zbawienie” i ze większość dzieci Bożych przeznaczona jest z góry na wieczne przekleństwo i karę. Z punktu widzenia ludzi drugiego stopnia – piekło bucha ogniem gorejącym. Sąd nieprzejednany jako wynik poczucia własnej sprawiedliwości, stanowi najwydatniejsza charakterystykę owego stadjum; powstają sekty i miedzy niemi budzi się walka i nienawiść.

Strach panuje – i ludzie zatracają wyobrażenie o miłości bożej. Braterstwo ludzi staje się pustym dźwiękiem na tym stopniu rozwoju. Wszystkie uczucia braterskie występują wyłącznie względem ludzi, należących do jakiejś oddzielnej sekty; wszyscy zaś, znajdujący się poza jej granica – to już nie „bracia”, lecz „poganie”, „bałwochwalcy”, „niedowiarki”, „odszczepieńcy”, „heretycy” i t. d. Wszechjedność, która się instynktowo odczuwa na pierwszem stadjum (a nie tylko odczuwa sie, lecz przeźroczyście się widzi i pojmuje na trzeciem stadjum) – oczywiście nie jest ani odczuwana ani pojmowana na drugim stopniu.

Na tym stopniu zasadniczy ton stanowi wyodrębnienie. W miarę tego, jak ludzkość posuwa się naprzód na tym stopniu rozwoju – a rozsadek (intelekt) doskonali się coraz więcej: nakazuje odrzucać liczne przesady i niedorzeczne pojęcia, które się kiedyś wydawały świętem!, sama esencja prawdy. Zużyte i niewłaściwe pokrycia zdziera się jedno po drugiem – i zazwyczaj następuje sfera sceptycyzmu i niewiary. Stare wierzenia są odrzucone – a nic nowego ich nie zastępuje.

Ale po tej fazie rozum duchowy jakby ześrodkowuje swe wysiłki na tem, aby wcisnąć w pole świadomości oczywistość prawdy – wiary prawdziwej – nauki Ducha. I wówczas człowiek przechodzi na trzeci stopień rozwoju.

Na trzecim stopniu ludzie widza dobro w każdym, we wszystkich rzeczach i na każdem miejscu. Niektóre zjawiska zdają się doskonalsze niż inne, ale wszystkie one stanowią część wielkiego planu wszechświatowego. Dusza rozwinięta rozstaje się z niektórymi rzeczami mocą braku pożądań, i rzuca je podobnie, jak odrzuca się nieodpowiednie już narzędzia i znoszone suknie. Ale dla takiej duszy jest oczywiste, ze te same rzeczy dla innych, stanowią skarb doskonały – i ze te rzeczy są bez porównania lepsze niż niejedno, czego ci ludzie nierozwinieci zrzekli się jeszcze dawniej. Dusza ta widzi tez dokładnie, ze wszyscy znajdują się na drodze: jedni posunęli się nieco dalej niż inni, ale wszyscy idą w jednym kierunku. Widzi dokładnie, ze wszyscy uczą się wiedzy życia i korzyść wyciągają ze swoich błędów. Widzi, czem są objawy „dobra” i „zła” (pojęcia raczej względne) w każdym człowieku, ale woli szukac „dobra” w grzeszniku, nizeli „zla” w świętym. Widzi w grzechu przedewszystkiem błąd, źle skierowaną energję i nierozwinięty umysł.

Dusza, która się rozwinęła do trzeciego stopnia, widzi dobro we wszystkich formach religji i widzi je nabyte wyraźnie, ze trudno jej przystać do ciasnych wierzeń którejkolwiek sekty.

Widzi hołd składany Absolutowi i Jego uznanie we wszystkich pojęciach o Bóstwie, jakie powstały kiedykolwiek w umyśle ludzkim, zaczynając od kamiennego bałwana a kończąc na wyższej idei Bóstwa, jaka uznaje pierwszy lepszy „kościół” – cała różnica miedzy wyższemi a niższemi pojęciami o Bogu, sprowadza się do różnicy rozwoju duchowego wyznawców danego wierzenia. Stosownie do tego, jak się człowiek rozwija – jego pojęcie o Bogu się doskonali – zawsze ono jest uogromnieniem, idealizacją pojęcia, jakie człowiek ma o samym sobie.

Bóg człowieka wysoko rozwiniętego nie przemawia zupełnie do serca dzikusa, a Bóg dzikusa nie jest pociągający dla człowieka rozwiniętego. Ale każdy z nich czyni wszystko, co jest w jego siłach, wytwarzając sobie pojęcie o Bogu, które odpowiada jego stopniowi rozwoju. Pewien autor bardzo zręcznie wypowiedział tę myśl w słowach następujących: Bogiem każdego człowieka jest to, co w nim samym jest najlepsze – a djabeł – to suma jego rysów najgorszych. Zresztą, gdy pojęcie Bóstwa się rozszerza – djabeł znika. Ale dominującą myślą charakterystyczną na trzecim stopniu rozwoju człowieka, jest świadomość Wszech jedności. Widzi on i czuje, że cały świat jest żywy i pełny rozumu na rozmaitych stopniach przejawu. Czuje się częścią tego wielkiego życia, czuje swoją tożsamość ze wszystkiem żyjącem. Odczuwa zetknięcie z całą naturą w jej wszystkich formach. We wszystkich formach życia widzi cząstkę samego siebie; pojmuje, że każda odrębna forma życia odpowiada czemuś w nim samym. Nie znaczy to wcale, że on jest krwiożerczy jak tygrys; chełpliwy jak paw; jadowity jak żmija. Mimo to czuje, że wszystkie cechy tych zwierząt są w nim obecne; chociaż są podległe i znajdują się pod rządem jego wyższego Ja – ale w każdym razie są. Zgodnie z tem może on mieć współczucie dla tych zwierząt lub dla tych ludzi, w których wyraźnie przemawiają te cechy zwierzęce. On ich żałuje, ale nie odczuwa nienawiści do swego brata, choć niemiłe i niepożądane mogą mu się zdawać rysy jego charakteru. Czuje w sobie wszystkie cechy życia zarówno wyższego, jak niższego, i ma świadomość, że się rozwija i że przechodzi do tych wyższych form i że nadejdzie dzień, kiedy się z niemi zrówna.

Czuje wrzawę wielkiego życia, którego część stanów; i ma świadomość, że to jest jego życie. Poczucie odosobnienia go opuszcza. Doznaje wrażenia bezpieczeństwa, które pochodzi ze zrozumienia jego tożsamości z życiem uniwersalnem – i dlatego niema w nim trwogi. Śmiało też patrzy zarówno na dzisiejszy jak na jutrzejszy dzień – i z radością idzie na spotkanie Boskiego wydarzenia – które go oczekuje. Czuje się we wszechświecie jak w domu własnym. Czyliż wszechświat nie jest mu pokrewny? Czyliż on sam nie jest zawsze pośrodku swych bliskich?

Taka świadomość wyzwala człowieka od strachu, nienawiści i chęci wydawania sądu o kimkolwiek. Uczy go być dobrym. Uczy człowieka widzieć w Bogu Ojca, a we wszystkich ludziach – braci. Ślepą wiarę zastępuje – wiedzą. Rzekłbyś, jakby tworzy człowieka nanowo i posuwa go, skoro ten już stał się drugą istotą – na następny szczebel drogi życiowej.

Nic dziwnego, że człowiek, stojący na tym trzecim stopniu rozwoju, jest niepojęty ludziom, którzy dostąpili dopiero do drugiego stopnia. Nie dziw, że oni często patrzą na niego, jak na człowieka, który stoi dopiero na pierwszym stopniu, ponieważ nie widzi „zła” w tem, co im się wydaje złem. Rzecz naturalna, że są zdumieni, gdy widzi „dobro” tam, gdzie oni go nie dostrzegają. Podobny jest do cudzoziemca w obcym kraju i niepowinien narzekać, jeżeli o nim sądzą niesprawiedliwie i słów jego nie rozumieją. Ale takich ludzi jest co rok więcej a więcej; ukazują się w wielkiej liczbie i, gdy ta liczba stanie się dostateczną, wówczas na starej ziemi odbędzie się pokojowa rewolucja. Człowiek wówczas nie będzie się oddawał rozkoszy, korzystając z dóbr ziemskich, gdy jego brat umiera z głodu; nie będzie w stanie uciskać i wyzyskiwać swych współbraci i znosić nie jedno, obok czego dziś Większość przechodzi obojętnie i bez zastanowienia. Mogą nas zapytać: dlaczegóż on tego robić nie będzie?

Poprostu dla tego» że człowiek, który osiągnął nowy stan świadomości, już zerwał z poprzedniem uczuciem odosobnienia i teraz dzieli strapienia brata i cieszy się jego radością; znajduje się w społeczeństwie ze wszystkimi innymi ludźmi.

Skąd pochodzi ów niepokój duchowy, który zmusza ludzi budować szpitale i inne zakłady dobroczynne? Dla czego doznajemy przykrego wrażenia na widok cudzych cierpień? Wszystko to wypływa z naszego rozumu duchowego, który w nas budzi uczucia bliźnie ku wszystkim istotom żyjącym i w ten sposób wywołuje coraz większy ból na widok cudzych cierpień przez samo stwierdzenie ich istnienia. Ludzie zaczynają sami czuć cudze cierpienia, co wywołuje w nich doznania przykre, i zaczynają robić choćby słabe wysiłki, aby swych bliźnich wyzwolić od tych cierpień. Ludzkość staje się bardziej współczująca, dzięki przebudzeniu tej świadomości, chociaż jeszcze wciąż znajduje się w stanie barbarzyńskim w porównaniu z przyszłością, gdy trzeci stopień rozwoju stanie się bardziej rozpowszechniony. W danej chwali ludzkość stoi oko w oko wobec wielkich przemian; tysiące drobin, unoszących się w powietrzu, wskazuje, skąd wieje wiatr i dokąd się kieruje. Dotychczas jeszcze czujemy lekki wietrzyk, ale wkrótce się on wzmocni i rozpocznie się burza, która zmiecie wszystko, co człowiek budował na długie lata i uważał za niewzruszone. Po burzy zaś człowiek zacznie budować gmachy doskonalsze, które stać będą długo. Czyście nie zauważyli już oznak tej przemiany, czy nie czujecie tchnienia wiatru? Ale – uważajcie dobrze – przemiany ostatecznej nie doprowadzi do skutku ani nienawiść, ani zemsta, ani inne motywy niegodne, lecz okaże się ona rezultatem wciąż rosnącej miłości tego uczucia, które przekona ludzi o ich wzajemnym związku pokrewieństwa; przekona ich, że szkoda, jaką ponosi jeden – jest szkodą dla wszystkich; że jego radość, jest radością wszystkich; że wszyscy są – jednością. W ten sposób nastąpi przedświt Złotego Wieku. Może się zdawać, żeśmy się odsunęli od tekstu „Światła na drodze”, ale to, cośmy tu mówili, ma ścisły związek z kwestją o siewie po żniwach, o ofierze darów po otrzymaniu, o pracy po uzyskaniu zapasu nowej siły. Głos, który brzmi z milczenia, zaprawdę powie wam wszystkim: „Idźcie i uprawiajcie moje wino – ale nie czyńcie gorączkowych wysiłków i nie próbujcie przemocy nad naturalnym wzrostem zjawisk życiowych; pracę waszą najlepiej wykona wasze własne życie. Potrzebni jesteście, jako drożdże, aby ciasto urosło”.

Przytaczamy tu następujące prawidło z małego podręcznika:

Teraz, gdy zostałeś uczniem, zdolnym stać, słyszeć, widzieć i mówić; kiedy zwalczyłeś swe pragnienia i osiągnąłeś poznanie samego siebie; kiedy widziałeś rozkwit swojej duszy i poznałeś go należycie; kiedy słyszałeś głos Milczenia – idź do Komnaty Poznania i przeczytaj, co tam napisano dla ciebie”. Przeczytajmy też i objaśnienie, które idzie po tem prawidle, a które może być dla nas bardzo użyteczne: Objaśnienie. – Być zdolnym stać – to znaczy mieć pewność; umieć słyszeć – to znaczy, że wrota duszy już są otwarte; umieć widzieć – osiągnąć poznanie bezpośrednie; umieć mówić  – oznacza tyle, co uzyskać siłę pomagania innym; zwalczyć swe pożądania – znaczy nauczyć się korzystać ze swoich sił i panować nad sobą; osiągnąć poznanie samego siebie – znaczy usunąć się do twierdzy wewnętrznej, skąd wszystko osobiste można rozpatrywać bez przeszkody; ujrzeć swą duszę w rozkwicie – znaczy uchwycić w samym sobie przelotny błysk tego przeobrażenia, które z biegiem czasu uczyni cię więcej, niż człowiekiem; poznać swoją duszę w tem okamgnieniu – to znaczy znaleźć w sobie siłę spoglądania na oślepiająco jasne światło ducha, nie spuszczając oczu i nie cofając się w przerażeniu, jakby przed strasznem widziadłem.

Zdarza się to niektórym – i w takim razie bitwa bywa przegrana, nie bacząc na to, że zwycięstwo było już prawie zapewnione. Słyszeć głos milczenia – znaczy rozumieć, że jedyny twój rzeczywisty kierownik przebywa wewnątrz ciebie; wejść do Komnaty Poznania – znaczy osiągnąć taki stan, w którym zyskać widzenie duchowe staje się możliwością. Tam znajdziesz wiele słów, napisanych dla ciebie ognistemi literami, które z łatwością przeczytasz. Bo, gdy uczeń jest gotowy, gotowy jest Nauczyciel”.

O uczniu mówi się tu jako o człowieku, który umie stać, słyszeć, widzieć i mówić. Uświadomienie prawdziwego Ja daje człowiekowi siłę znaleść wewnątrz siebie mocny punkt oparcia i zmusza go czuć wielkość tego uniwersalnego Ja. Nadaje mu zdolność słyszenia prawdy, przypływającej do niego z tysiąca źródeł wszelkich zjawisk życia światowego, które wszystkie są mu pokrewne i wszystkie pragną gorąco – przelać w niego wiedzę i prawdę.

Świadomość ta daje mu możność widzenia życia takiem, jakiem ono jest, we wszystkich najrozmaitszych formach ukazuje mu jego stosunek do Całości i do wszystkich jej części, iżby poznał prawdę, gdy ta przed nim stanie: daje mu ona jasne widzenie Ducha. Zdobywa on możność mówienia tak, żeby jego słowa dochodziły do innych, choćby nawet sam nie miał tego poczucia. Zestąpił na niego pokój, który przewyższa wszelką definicję; wszystkie słowa, jakie wymawia, odbijają jego stan duchowy – i choć trochę zbogaca on skarbnicę światową poznania duchowego.

Podręcznik daje wskazania uczniowi, który zwalczył swe pożądania t. j., który uznał te pożądania za to, czem one są istotnie – i który zdobył poznanie swego rzeczywistego Ja, owego Ja, co widziało rozkwit swej duszy, uznało go i sły-szało głos milczenia, a to, by mógł wejść do Komnaty Poznania i przeczytał, co tam dla niego napisane. Krótkie objaśnienie dodatku bliżej określa ten urywek, po którym następuje opis widzenia „duszy w jej rozkwicie”. Szczególnie godny jest uwagi ze względu na to, co mówiliśmy w naszym poprzednim wykładzie. Mowa tu o iluminacji czyli o przebudzeniu świadomości duchowej – o tym kwiecie, który kwitnie w chwili ciszy po wielkiej burzy. Piękne są słowa autora, że to znaczy uchwycić w samym sobie przelotny błysk tego przeobrażenia, które z biegiem czasu uczyni cię więcej, niż człowiekiem; poznać swoją duszę w tej chwili – to znaczy znaleźć w sobie siłę patrzenia na oślepiająco jasne światło ducha, nie spuszczając przytem oczu i nie cofając się, jakby przed jakiemś strasznem widziadłem”. – Piękne są i dalsze słowa: „Zdarza się to niektórym i w takim razie bitwa bywa przegrana, choć zwycięstwo było już prawie zapewnione”. Ale można by dodać – że to jest tylko tymczasowa porażka, ponieważ wspomnienie o tern przeżyciu pozostanie i dusza się nie uspokoi, póki znowu nie zwróci sobie tego, co utraciła. Niektórzy z tych, którym się udało pochwycić ten przebłysk duszy, cofają się w przerażeniu i widzą w tem jakiś omam albo pokuszenie do złego. To, co było poznane w chwili oświecenia – czasami do tego stopnia odwraca wszystkie z góry powzięte mniemania i warunkowe pojęcia człowieka, że ludzie, którzy doznali tego stanu, zaczynają się lękać, jakoby stracili cnotliwość, gdyż przestają potępiać i nienawidzieć „zło”, jak czynili przedtem: dlatego wyobrażają sobie, że sami stają się „nienaturalni” i starają się, o ile można, oddalić się od świadomości duchowej.

Tracą z oka to, że chociaż człowiek, co osiągnął już świadomość duchową – mniej nienawidzi przejawy „zła”, za to więcej niż kiedykolwiek kocha przejawy „dobra”, tj., że za dobro uznaje rozum duchowy, nie zaś te sztucznie robione objawy „dobra”, które większość ludzi traktuje za rzeczywiste.

W rozważanem przez nas objaśnieniu również bardzo słusznie powiedziano, że „słyszeć głos milczenia – to znaczy rozumieć, że twój jedyny istotny kierownik znajduje się wewnątrz ciebie”. Zapamiętajcie te słowa: „Zrozumiej, że twój jedyny istotny kierownik, znajduje się wewnątrz ciebie”. Jeżeli możecie zrozumieć do końca znaczenie tych słów – i jeżeli macie odwagę, by im zawierzyć – to znaczy, żeście już uczynili pierwsze pewne kroki na drodze do oświecenia duchowego. Posunęliście się już daleko na drodze. Jeżeli zawsze będziecie wierni temu głosowi wewnętrznemu – niezbyt wam są potrzebni nauczyciele i kaznodzieje. W miarę tego, jak z ufnością przysłuchiwać się będziemy temu cichemu głosowi, brzmienie jego stanie się stopniowo coraz silniejsze i jaśniejsze – i usłyszymy go jeszcze nieraz. Jeżeli jednak będziemy głusi na jego brzmienie – i nie zechcemy zwracać uwagi na jego ostrzeżenia i wskazówki – dźwięk jego zacznie coraz to słabnąć, aż całkowicie zamilknie we wrzawie i zamęcie świata materjalnego.

Komnata Poznania – to stan świadomości, nadchodzący wówczas, gdy rozum duchowy otrzymuje możność wolnego rozlewu swego światła w naszą świadomość powszednią. Powoli uczeń przenika się prawdą; często dzieje się to stopniowo tak, że on prawdę nie spostrzega swego ruchu naprzód – a tymczasem bez przerwy się rozwija i doskonali. Następujące cztery prawidła mają bardzo ważne znaczenie. Chociaż są one przeznaczone dla uczniów, którzy już posunęli się daleko na drodze rozwoju duchowego, to jednak treść ich częściowo może być pojęta i przez tych, którzy jeszcze nie dosięgli tego stanowiska. Postaramy się wytłumaczyć te nieco trudne punkty.

1. Stój na boku, kiedy nadejdzie godzina bitwy; chociaż będziesz walczył, nie ty bądź żołnierzem.
2. Szukaj żołnierza i, znalazłszy go, poleć jemu, aby walczył w tobie.
3. Słuchaj jego rozkazów w czasie bitwy i bądź mu posłuszny.
4. Bądź mu posłuszny, nie jako dowódcy, ale przeto, że on jest jakby tobą samym – i jego rozkazy będą treścią twoich pragnień tajemnych – gdyż on to ty sam i wraz z tobą jest on znacznie mędrszy i silniejszy od ciebie. Szukaj go, abyś go w ogniu i wirze bitwy nie przeoczył; bo i on cię nie uzna, póki ty go nie poznasz. Jeżeli twe wołanie wniknie do jego wrażliwego ucha, to on będzie walczył w tobie i zapełni ciemną próżnię, którą odczuwasz w swej duszy. I jeżeli to się stanie, to możesz bitwę wytrzymać, nie tracąc zimnej krwi i nie tracąc sił, jakby stojąc na boku i pozostawiwszy jemu, aby walczył w tobie za ciebie. Wtedy nie będziesz mógł wrogowi zadać choćby jednego ciosu, któryby chybił. Ale jeżeli go szukać nie będziesz, jeżeli go przeoczysz: to niemasz dla ciebie zbawienia. Umysł twój się zmąci, w serce zakradnie się niepewność, i śród kurzawy, unoszącej się na polu bitwy – wzrok i zmysły cię zdradzą – i nie potrafisz rozróżnić przyjaciół od nieprzyjaciół.

Bojownik ten – to ty sam; ale ty jesteś tylko przemijającą jednostką i ulegasz pomyłkom, gdy on jest wieczny, on jest pełnem nadziei oparciem. On jest prawdą wieczną. Gdy raz zamieszkał w tobie i stał się twoim żołnierzem – nigdy już całkowicie nie porzuci ciebie, a w dzień wielkiego pokoju, spłynie się z tobą w jedność. Te cztery prawidła dotyczą uznania rzeczywistego Ja – ducha, żyjącego w każdej duszy i dążącego bez przerwy, by (gdy nadejdzie czas odpowiedni) zrzucić ze siebie wszelką, jaka na nim ciąży, powłokę niższego Ja, w jakiej jest zamknięty a która go krępuje w objawach. Prawidła te nakazują duszy szukać wewnątrz siebie prawdziwego źródła siły, stanąć pod jej kierownictwem i pozwolić temu źródłu ujawniać się dowoli – słowem, poddać się pod władzę ducha. Gdy człowiek wyzwolił się w mierze należytej od krępujących go pęt, jakie mu narzuca jego niższe Ja i osiągnął tyle, że światło ducha może wlewać się swobodnie w jego duszę – napotykając tylko minimalny opór – wtedy duch będzie działać przez niego, pracować dla niego i kierować nim. I nawet dla duszy nie tak wysoko rozwiniętej, może być w najwyższym stopniu użyteczne, otworzyć w sobie dostęp principium boskiemu i dać mu działać za pośrednictwem niższego Ja.

Człowiek, kierowany przez ducha, uznający istnienie prawdziwego Ja i pełny ufności dla niego – może żyć na uboczu od walk i wrzawy świata zewnętrznego. Nie znaczy to bynajmniej, że może się usunąć od świata (gdyż takie usunięcie – to nic innego, jak tchórzostwo); przeciwnie – jest on zdolny zająć stanowisko na wielkiej arenie życia, czynić tu swoją rzecz a wykonywać ją dobrze – a jednak czuć w sposób określony, że choć jest w świecie, lecz nie ze świata. Może jakby stać na boku i stąd spoglądać na swoją działalność. Duch kierować nim będzie w walce, będzie się troszczył o to, aby mu nie zabrakło chleba powszedniego i wszelkich rzeczy koniecznych – i zawsze kierować będzie jego życiem tak, by w ostatecznym rachunku osiągało się najwyższe dobro.

Duch będzie go prowadził ku temu, co dla niego jest najlepsze – i znęci go zawsze ku temu, co mu jest potrzebne.

Trwoga i niewiara – są to główne przeszkody dla wolnej działalności ducha – i, póki ich się nie odrzuci, duch jest skrępowany w działaniu, otoczonem przeszkodami. Lecz gdy usuniesz te przeszkody (t. j. trwogę i niewiarę) – duch może swobodnie wykonywać swoją sprawę. Prawidło pierwsze, które brzmi: „Stój z boku, kiedy nastanie godzina bitwy i, choć będziesz walczył, nie ty bądź żołnierzem” – jasno formułuje tę prawdę. Uważcie, że to prawidło nie mówi wam, abyście uchodzili z pola bitwy albo byście się kryli i szukali samotności. Przeciwnie, ono wyraźnie przypuszcza, że będziesz walczył, ale mówi, żebyś stał z boku i pozostawał swemu prawdziwemu Ja, aby za twojem pośrednictwem i dla ciebie walczyło. To znaczy, że masz pozostawić duchowi sprawę prowadzenia ciebie i że masz być zadowolony z tego przewodnictwa.

Drugie prawidło jest pokrewne pierwszemu. Mówi ono: „Szukaj żołnierza i, znalazłszy go, poleć mu, aby walczył w tobie”. Szukaj go, ufaj mu, wierz w niego, uznaj go i daj mu, aby w bitwie walczył za ciebie. „Przysłuchuj się jego wymaganiom w czasie bitwy i bądź im posłuszny” – powiada trzecie prawidło. Jeżeli on cię postawi w miejscu tak niebezpiecznem, gdzie przeciw tobie ześrodkowany będzie ogień nieprzyjacielski i gdzie wszelki odwrót będzie ci odcięty: – nie lękaj się, ale ściśle wykonywaj jego rozkazy, gdyż w ich zasadzie leży pewien plan – i w końcu zatriumfujesz. Nie poddawaj wątpliwości ani samych rozkazów ani ich skutków, gdyż są one wytworem wyższej formy rozumu, niż twoja świadomość teraźniejsza – i mają na widoku cel zgoła odrębny, a dobroczynny. Duch prowadzi nas ku doskonałości i, choć nam przynosi tymczasowe udręczenia i cierpienia, ale ostatecznie będziemy wygrani. I jeżeli tylko zdołamy zrozumieć sens wszystkiego, co się z nami dzieje, nie będziemy odczuwali cierpień ani udręczeń tak, jak je odczuwają inni, gdyż będziemy wiedzieli, że one są tymczasowe przelotne i pozorne – a przestaniemy je odczuwać, pojmując, że oczekuje nas ta wielka rzecz, którą osiągamy za ich pośrednictwem.

Prawidło czwarte mówi dalej: „Bądź mu posłuszny nie jako dowódcy, ale tak, jakby on był tobą samym – a jego nakazy jakby były wyrazem twoich pożądań tajemnych; gdyż on – to ty sam, a zarazem on jest nieskończenie mędrszy i mocniejszy od ciebie”.

Ta rada stanowi ostrzeżenie przed błędnym poglądem niektórych na ducha, jako na jakąś istotę, znajdującą się nazewnątrz nas, na coś od nas odrębnego; przypomina, że duch właśnie jest naszem rzeczywistem Ja; że on – to my sami. Duch jest mędrszy i silniejszy niż nasza codzienna świadomość siebie – i możemy mu zaufać bez wahania. „Szukaj go, abyś w  ogniu i wirze bitwy nie przeoczył go; wówczas bowiem on cię nie uzna, jakoś ty go nie poznał”, – mówi prawidło dalej i to ostrzeżenie warte jest zaznaczenia. W ogniu bitwy możemy łatwo zapomnieć, że za naszem pośrednictwem objawia swą działalność rzeczywiste Ja; powodzenie może nam głowę zawrócić, wywołać wątpliwości i możemy sobie wyobrazić, że my sami (t. j. nasze niższe Ja) – wykonywamy tę pracę; przestajemy widzieć ducha i w ten  sposób przerywamy z nim spółkę. „Wtedy on cię nie uzna, jakoś ty go nie poznał”. – Póki nie uznacie w sobie ducha, nie może się on objawić za waszem pośrednictwem tak swobodnie, jakby ta mogło być, gdybyście go nie odpychali. Jeżeli nie uznajecie istnienia ducha – to nie możecie oczekiwać z jego strony odpowiedzi na wasze wymagania. Przewodnictwo ducha – to udział wyłącznie tych, którzy tego pragną i poszukują.

Jeżeli twe wołanie dojdzie do jego wrażliwego ucha – to on będzie walczył w tobie i zapełni ciemną próżnię, jaką odczuwasz w swej duszy„. Uważajcie na tę obietnicę i pamiętajcie, że, jak się tu powiada, duch przysłuchuje się nieustannie waszemu wołaniu o pomoc. Gdy będziesz znużony i umęczony walką; kiedy, raniony w bitwie przez wrogów, będziesz broczył we krwi: – przywołaj ducha na pomoc, a jego ucho wrażliwe dosłyszy cię i będzie „walczyć w tobie – i zapełni ciemną próżnię, jaką odczuwasz w swej duszy”. Ten, co swą duszę odkrywa duchowi – już nie odczuwa więcej „wewnątrz siebie ciemnej próżni”, co go uciskała tak długo. „I gdy się to dokona – możesz bitwę wytrzymać, nie tracąc zimnej krwi i nie wycieńczając sił, jakgdybyś stał na boku i pozostawił mu sprawę walki za siebie„. Osiągniecie wtedy uczucie spokojnego zadowolenia, wiedząc, że żołnierz, prowadzący w was walkę duchową – jest niezwyciężony – i że bitwę koniec końców wygracie. I człowiek, mający świadomość, że za pośrednictwem jego osoby działa duch, zaprawdę zdobył już sobie ów „pokój, wyższy nad wszystkie pojęcie”.

„Wtedy niepodobieństwem ci będzie zadać wrogowi choćby jeden cios, któryby chybił”. Jest to niewątpliwie pewne, gdyż każdy czyn, każdy krok, podjęty z motywów nadosobistych – poddanych przez ducha – jest czynem-ruchem samego ducha, który nie może chybiać ani się mylić, jakkolwiek niedorzeczny i mylny w danej chwili wydawałby się naszemu rozsądkowi ten sposób działania; w przyszłości będzie on uznany za najlepsze wyjście w danych okolicznościach.

„Ale, jeżeli ty go szukać nie będziesz; jeżeli go przeoczysz przy spotkaniu: to niemasz dla ciebie zbawienia. Umysł twój się pomiesza, w serce ci się zakradnie niepewność – i śród kurzawy, jaka się unosi na polu bitwy – twój wzrok i uczucie zdradzą ciebie – i nie będziesz umiał rozróżnić przyjaciół od wrogów”. Zali nie przeżywamy takich zjawisk, póki jeszcze nie uznajemy ducha i nie ufamy jego kierownictwu? Czyż nie doświadczyliśmy tego, czyż nie cierpieliśmy i nie płakali, gdyż nie widzieliśmy żadnego przedświtu, żadnej nadziei? – Długośmy wołali, pragnąc poznać przyczynę tego wszystkiego, błagając o wy jaśnienie, co to jest prawda? Gdzie słuszność a gdzie krzywda? I nie otrzymywaliśmy żadnej odpowiedzi, pókiśmy nie zerwali z siebie wszystkich krępujących nas więzów niższego Ja i nie dali możności czystym promieniom ducha, aby do naszej duszy przenikły. „Żołnierz ten – to ty sam, ale ty jesteś osobą przemijającą i podległą omyłkom. On zaś jest wieczny, on – to niewzruszone oparcie. On jest prawdą wieczną”. Zaznaczoną tu jest różnica między niższą, tymczasową świadomością a istotnem Ja. Macie tu paradoks o swem wyższem i o swem niższem Ja. Pomyślcie dobrze o tem, a prawda stopniowo wniknie do waszej duszy i, raz w niej zamieszkawszy, już nigdy was w pełni nie porzuci, choćby wam czasem się zdawało, że ona całkowicie zamierzchła.

„Skoro on raz zamieszkał w tobie i stał się twoim żołnierzem, nigdy całkowicie ciebie nie porzuci”. O, cudna obietnico! Świadomość istnienia ducha w nas, gdy raz została zdobyta – nigdy nie może być w pełni zatracona. Choćbyście o tem wątpić zaczęli, jako o czemś, co nie jest wam dane za pośrednictwem zmysłów pospolitych: zawsze płonąć w was będzie wspomnienie – i gdy nastąpi konieczność nieodzowna, znajdziecie w sobie moc, by znowu przypomnieć swe przeżycie i otworzyć duszę na dopływ boskiej mądrości i siły.

A w dzień wielkiego pokoju zleje się on z tobą w jedność”. Kiedy zerwane będą kolejno jedna po drugiej wszelkie zasłony – okrywające principium duchowe – i gdy kwiat ducha w pełni się rozwinie; kiedy człowiek stanie się więcej niż człowiekiem: – wtedy świadomość osobista spłynie się ze świadomością duchową – i dusza się zjednoczy z wyższym pierwiastkiem duchowym. Nie będzie to już utrata świadomości osobistej, ale przeciwnie, wyniknie stąd takie rozszerzenie pomiaru osoby naszej i świadomości, jakiego nie może sobie wyobrazić nawet najwyższy intelekt naszych czasów. – Wówczas wielka wiedza, potęga i radość, których słaby przedsmak mieliśmy w czasie przeżytych przez nas błysków iluminacji, duchowej – będą stałym stanem naszej świadomości. Wtedy przejdziemy z królestwa względności do królestwa Absolutu.

Teraz przechodzimy do rozważenia drugiej grupy prawideł.

5. Przysłuchuj się pieśni życia.
6. Zachowaj w swej pamięci jej melodję, którą usłyszałeś.
7. Naucz się od niej wszędzie rozpoznawać harmonję.
8. Możesz teraz stać prosto i mocno, jak skała, śród otaczającej cię wrzawy, posłuszny wojownikowi, jakim naraz jesteś ty sam i twój przywódca. Stojąc niewzruszony śród ognia bitwy, staraj się tylko wykonywać jego rozkazy. Stój czujnie z zimną krwią – korzystając z tego daru słyszenia, jaki zdobyłeś za cenę cierpienia i zagłady cierpienia.

Tylko oderwane tony wielkiej pieśni życia będą dochodziły do twego słuchu, póki jeszcze jesteś człowiekiem. Ale, przysłuchując się pieśni, staraj się ją zapamiętać dokładnie – tak, aby żaden z fragmentów, które doszły do twego słuchu, nie zniknął ci z pamięci – i staraj się poznać sens tajemnicy, która ciebie otacza. Z czasem nie będziesz potrzebował mistrza. Gdyż podobnie, jak każdy osobnik ma głos, tak też ma głos i to, w czem ten o-sobnik żyje. Życie posiada mowę i nigdy nie bywa nieme. I mowa brzmi nie krzykiem, jak może się zdawać tobie, gdyś głuchy na głos życia; nie – to pieśń. Dowiedz się od niej, że ty jesteś częścią harmonji, naucz się być posłuszny prawom harmonji, przysłuchuj się pieśni życia”. Objaśnienie, które się łączy z tem prawidłem – tak jest piekne, tak pełne prawdy, tak nauczające – że nic nie możemy dodać do niego – i przytaczamy je tutaj, jako najlepsze uzupełnienie.

Objaśnienie. – Szukaj jej i przysłuchuj się jej przedewszystkiem we własnem sercu. Z początku, być może powiesz: „jej tam niema; gdy się jej przysłuchuję, znajduję tylko bezład”. A więc szukaj głębiej. Jeżeli twoje oczekiwania będą zawiedzione, czekaj jeszcze – i jeszcze głębiej szukaj. W każdem sercu człowieczem jest jego przyrodzona melodja, jego tajemnicze źródło żywej wody. Źródło to nie może być zanieczyszczone, całkowicie zakryte i zagłuszone, ale ono tam jest. W samej zasadzie swej natury znajdziesz wiarę, nadzieję i miłość. Ten, co wybiera zło, wyrzeka się spojrzenia w samą głąb swej duszy; zamyka uszy, aby nie słyszeć pieśni serca i zasłania oczy, aby nie widzieć światła swojej duszy. Czyni zaś to dlatego, że mu się wydaje łatwiejszem żyć życiem pożądań. Ale w głębi każdego życia płynie strumień potężny, którego żadne tamy nie powstrzymają. Tam w samej głębi w istocie ukryte są wielkie wody życia. Znajdź je, a zobaczysz, że nawet najnędzniejsza istota stanowi część tego życia, jakkolwiek chciałaby ona zamknąć oczy na ten fakt i stworzyć widzialny pozór okropności. W tem też znaczeniu powiadam ci: wszystkie istoty, śród których walczysz – są to cząstki Bóstwa. I tak zawodną jest ułuda, w której żyjesz, że nader trudno zgadnąć, gdzie ci wpierw uda się usłyszeć wdzięczny głos ducha w sercu innych. Ale wiedz, że on jest niewątpliwie w tobie samym. Tam go szukaj – i jeżeli choć raz go usłyszysz – to łatwiej ci go będzie rozpoznać w sercach otaczających cię ludzi.

Prawidło szóste: „Zachowaj w pamięci melodję, którą usłyszałeś”. – i prawidło siódme:„Naucz się od niej wszędzie rozpoznawać harmonje” – wiążą się z prawidłem piątem i nie wymagają osobnego wyjaśnienia.  Prawidło ósme jest bardzo w treść bogate. Zaczyna się ono od pewności, ze teraz (skoro już otwarłeś swą duszę na kierownictwo ducha), możesz stać prosto i mocno, jak skala, sród otaczającego nas zamętu, posłuszny bojownikowi (duchowi), o którym powiedziano, ze jest jednocześnie tobą samym i twoim przywódca (znów aluzja do dwoistego punktu widzenia: względnego i absolutnego). Prawidło to mówi o duszy, kierowanej przez ducha, że stoi niewzruszona w ogniu bitwy – dążąc tylko do tego, by wykonać jego (t. j. ducha) rozkazy i „nie lękać się o rezultat bitwy” (t. j. nie niepokoić się o pozorne wyniki bitwy – o czasowe porażki, cierpienia i trudności): ponieważ ważna jest tylko jedna rzecz, a mianowicie, aby bojownik zwycię- żył, ale zwycięstwo powinno być niewątpliwie po jego stronie, ponieważ on jest niezwyciężony, on nie zna porażki. O duszy mówi się, ze „stoi czujna i pełna zimnej krwi”, korzystając z daru słyszenia, jaki osiągnęła za cenę cierpienia i zagłady cierpienia. Paradoks ten „cierpienie i zagłada cierpienia”, jest bardzo interesujący. Człowiek bezwarunkowo powinien wyciągać naukę z cierpienia – jest niemało takich nauk, których inna droga nie uzyskasz – i oto, gdyś poznał istotną naturę cierpienia i gdy się ta na zawsze wyryła w naszym umyśle – okazuje się, ze cierpienie już więcej nie jest cierpieniem – uległo zagładzie – a my zdobyliśmy nowa naukę. I wtedy głos ducha – pieśń życia – dotyka naszych uszu, które budzi zarówno sąma istota cierpienia jak i jej zaglada.

„Tylko oderwane fragmenta wielkiej pieśni życia, docierać będą do twoich uszu, dopóki jesteś jeszcze tylko człowiekiem”. Gdyż, skoro osiągniesz ten stopień, na którym możecie słyszeć boską pieśń w jej całkowitym rozmiarze – przestaniesz być człowiekiem i zajmiesz inne, znacznie wyższe miejsce na szczeblach ewolucji duchowej i życia. Ale i oderwane strofy pieśni o tyle są piękniejsze od czegokolwiek innego, co człowiek przeżywa, ze warto przeżyć życie choćby poto, aby usłyszeć ich urywek. Mówią: „Przysłuchując się pieśni, staraj się zapamiętać ją dokładnie, aby żaden z fragmentów, które do twego ucha dojdą – nie zatarł ci się w pamięci- i dąż ku temu, aby z tej melodji wyrozumieć sens tajemnicy, która cię otacza”. Głos ducha będzie ci brzmiał w uszach tak, ze pomimo wrzawy życia zewnętrznego, które zagłusza te delikatna muzykę – w świadomości twej od czasu do czasu ukazywać się będą okruchy wiedzy, jakby z innego świata pochodzące. Stopniowo rozlewać się będzie światło na wielkie problematy bytu i opadać będzie zasłona za zasłoną. Prawidło to dalej przynosi nam radosna nowinę: „Z biegiem czasu przestaniesz potrzebować mistrza.

Gdyż podobnie jak każdy osobnik ma glos, tak również ma glos i to, w czem osobnik istnieje. Życie posiada swoja mowę i nie bywa nigdy nieme. I mowa ta – nie brzmi jak krzyk, co może przypuszczać człowiek głuchy na glos życia; glos ten – to pieśń. Dowiedz się z tej pieśni, ze jesteś częścią harmonji; naucz się od niej być posłusznym prawom harmonji. Z czasem już nie będziesz potrzebował nauczyciela w osobie ludzkiej, gdyż świat ducha będzie oświecał wszystko, na co zwrócisz oczy, uszy zaś twoje przez ducha otwarte – dosłyszą wszystkie te nauki, jakie ci może podsunąć byle który przedmiot w naturze. Kamień, roślina, góra, burza, blask słońca, gwiazdy, wszystkie rzeczy podniosłe i niskie – odsłonią i odczuć ci dadzą wielki dreszcz życia pełnego mądrości – życia, którego część stanowisz ty sam. W tem wszystkiem słyszeć jedziesz dźwięki wielkiej pieśni życia: „Wszystko jest Jednością; wszystko jest Jednością”. Jak powiedziano w tem prawidle, glos natury i jej zjawiska – to nie krzyk, jak sądza niektórzy – ale wielka piesn triumfalna – radosna piesn życia – które się przelewa Poprzez spiewaka – piesn, wspóldzwieczna z Absolutem.

„Dowiedz się od niej, że jestes cześcią harmonji; naucz się od niej byc posluszny prawom harmonji”.

Następująca grupa czterech prawideł dotyczy tegoż przedmiotu, co i prawidła poprzednie.

9. Wpatruj się uważnie w otaczające ciebie życie.
10. Ucz się spoglądać ze zrozumieniem w ludzkie serca.
11. Z najwyższą uwagą spoglądaj w swe własne serce.
12. Albowiem przez twoje serce przechodzi to światło, które jedno tylko może rozjaśnić życie i uczynić je przejrzystem dla twoich oczu.

Ucz się ludzkich serc, aby poznać, czem jest świat, w którym żyjesz i którego częścią być pragniesz. Spoglądaj na wiecznie zmienne i ruchliwe życie, które cię otacza, gdyż ono jest wytworem ludzkich serc; w miarę tego, jak będziesz się uczył rozumieć ich stan wewnętrzny i jego treść: stopniowo uzyskasz tyle, że będziesz umiał czytać i bardziej wszechogarniające słowo życia. Prawidło dziewiąte, które głosi: „Wpatruj się uważnie w otaczające ciebie życie” – odnosi się do tego, o czem była mowa w paragrafie poprzednim, a mianowicie – do wiedzy, jaką osiąga człowiek, badający naturę w świetle ducha. Prawidło dziesiąte radzi nam uczyć się „wpatrywać ze zrozumieniem w serca ludzkie„, abyście mogli pojąć świat ludzki, będący przejawem wielkiego świata. Posiadłszy wiedzę człowieka, będziecie mieli możność dopomagać ludziom i z tej wiedzy wyciągniecie nie mało danych użytecznych, co wam się przyda w zamierzonej przez was wędrówce. Należy jednak zwrócić uwagę na małe objaśnienie, dotyczące tej sztuki poznania ludzi. Oto ono: Objaśnienie. – Ucz się patrzeć na ludzi z zupełnie nieosobistego punktu widzenia. Inaczej będziesz ich widział niby przez szkło kolorowe. Dla tego przedewszystkiem należy sobie przyswoić punkt widzenia, całkowicie wolny od stronności osobistej. Rozum jest bezstronny; żaden człowiek nie jest ci wrogiem, żaden nie jest przyjacielem. Wszyscy oni są jednakowo twoimi nauczycielami. Twój wróg staje się zagadką, którą koniecznie należy rozwiązać, choćby do tego potrzeba było stuleci; albowiem człowiek musi być zrozumiany. Jedno tylko jeszcze trudniej ci poznać: to jest własne twoje serce. Dopiero gdy zerwane będą więzy osobistości, zacznie otwierać się przed tobą tajemnica twego Ja; dopiero gdy staniesz na stronie względem niego, tajemnica ta zacznie ci się po trochu odsłaniać. Dopiero wtedy będziesz w stanie opanować swoje Ja – i kierować niem należycie. Wtedy będziesz mógł wyzyskać jego wszystkie siły i poświęcić je służbie, godnej istotnego człowieka. Prawidło jedenaste radzi wam „spoglądać z najgłębszą uwagą w swoje własne serce”, a prawidło dwunaste dodaje do tego słowa następujące: „Gdyż przez twe serce przechodzi to światło, które jedno tylko może rozjaśnić życie i uczynić przejrzystem dla twoich oczu„. W swojej własnej naturze znajdziecie wszystko to, co jest i w naturze innych ludzi: rysy podniosłe i niskie, czyste i występne – wszystko to jest w was; być może cechy występne już są przez was przeżyte i wyżyte, czyste zaś dopiero macie w przyszłości wskazać: ale to wszystko jest w was. I jeżeli chcesz rozumieć ludzi, ich motywy, ich myśli: to wpatruj się w siebie a zrozumiesz lepiej i innych ludzi. Ale nie utożsamiaj siebie ze wszystkiemi myślami, jakie znajdziesz w swem sercu.

Patrz na nie, jako widz postronny; patrz na nie, jak patrzysz na przedmioty, znajdujące się w muzeum, godne poznania, ale nie tego, by je uczynić nieuniknioną częścią swego życia. I pamiętaj, że żadna ideja, jaką znajdziesz w swej myśli, nie jest dość doskonała, aby stać się twoim władcą, choć wiele z nich możesz bardzo użytecznie wyzyskać dla siebie. Jesteś panem, a nie sługą – oczywiście w takim razie, gdy twoja dusza jest wolna od więzów. Prawidło trzynaste mówi: „Zdolność mówienia nadchodzi dopiero wraz z poznaniem. Opanuj poznanie – a osiągniesz zdolność mówienia„.

Niewielkie dołączone tu objaśnienie, bliżej tłumaczy to prawidło. Przytaczamy je tutaj: Objaśnienie. – Nie podobna pomagać innym, dopóki sam nie nabrałeś pewności. Kiedy się nauczysz pierwszych dwudziestu jeden prawideł i wstąpisz do Komnaty Poznania z rozwiniętemi siłami ducha i zmysłami od więzów wyzwolonemi: wtedy znajdziesz wewnątrz siebie źródło, z którego popłynie dar mowy. Nie lękajcie się wątpliwości, kiedy oczekujecie, że zwrócą się do was po ukojenie lub rozwiązanie trudnych zagadnień życiowych. Nie potrzebujecie do tego się przygotowywać. 0-soba, która was potrzebuje – wydobędzie z waszych słów (duch wami kierować będzie) – to właśnie, co jest dla niej najlepsze. Bądźcie wolni od trwogi i wierzcie.

Teraz musimy skończyć tę kwest je. Staraliśmy się częściowo wytłumaczyć zadziwiające nauki tego małego podręcznika p. t. „Światło na drodze” – tak, aby nowicjusz w dziedzinie okultyzmu, mógł, że tak powiemy, ująć za wolny koniec nici tej nauki i aby potem już stosownie do woli, mógł rozmotywać kłębek. Zadanie było coraz trudniejsze, a praca ciągle mniej zadawalającą w miarę tego, jak rozpatrywaliśmy prawidło za prawidłem. Słowa są skończone – i bardzo trudno nawet zrobić słabą próbę, aby prawdę nieskończoną wypowiedzieć słowami skończonemi. Na trzynastem prawidle kończymy rozpatrywanie nauk, zawartych w książce „Światło na drodze”. Pozostałe prawidła niechaj uczeń przeczyta samodzielnie w świetle ducha. Przeznaczone są tylko dla tych, co osiągnęli wzrok duchowy – i takim osobom treść ich będzie mniej albo więcej zrozumiała – stosownie do stopnia rozwoju, jaki zdobyła sobie każda dana jednostka. Odczuwamy, żeśmy słabo wypełnili swe zadanie, choć nie jeden z czytelników pisał nam, że te wykłady otworzyły mu oczy duchowe i że wiele rzeczy, które przedtem były dla nich ciemne, teraz się im wyjaśniły. Wierzymy, że prawdziwie tak jest – i że niejednemu jeszcze nasze słowa mogą być pomocą i ukojeniem – choć nader trudnem wydaje się nam to wszystko cośmy napisali. A jednak wiemy, że, gdyby nasze słowa nie były przeznaczone ku spełnieniu pewnego zadania i ku wejściu do pracy wielce powszechnej – jako jej część składowa — to nigdy nie zostały by napisane. Dla tego wysyłamy je w świat, choć nie zdajemy sobie należytej sprawy z tego, jakie jest ich przeznaczenie. Być może – niektórzy z tych, co czytać będą te słowa – lepiej niż my sami pojmą, dlaczego je napisano i w świat puszczono. Były napisane pod natchnieniem ducha, niechajże duch niemi pokieruje zgodnie z ich przeznaczeniem.

W następnych wykładach będziemy rozpatrywali inne fazy okultyzmu, które mogą być interesujące i przynieść korzyść naszym czytelnikom. Ale zanim się rozstaniemy z tym pięknym zbiorem prawideł i nauk „Światło na drodze” – należy zwrócić uwagę naszych czytelników na ważne znaczenie tej książki. Zawiera ona na swych stronicach, największą ilość podniosłych nauk duchowych, jaką kiedykolwiek udało się zmieścić w tak małych rozmiarach. Niechaj czytelnik nie wyobraża sobie, że w pełni ogarnął i przeniknął całą treść tej książeczki, jeżeli mu się zdaje, że rozumie jej główne twierdzenia. Niech znów przeczyta ją po niejakim czasie, a znajdzie w niej nowe piękności. Nigdy jeszcze nie spotkaliśmy osoby badacza, choćby stał jak najwyżej pod względem rozwoju, któryby z tej małej książeczki nie wyciągnął jakiejś rzeczy nauczającej i użytecznej dla siebie. Nauki „Światła na drodze” dadzą się wykładać bardzo rozmaicie, ponieważ w niej przedstawiane są przeżycia duszy, idącej po drodze rozwoju duchowego. Pamiętajcie, że wschodzenie ducha ku wyżynie, idzie po linji spiralnej – i że dusza opisuje koła, wznosząc się jednocześnie coraz wyżej. Czytelnik gotów myśleć, że już zrozumiał znaczenie pierwszych prawideł książeczki, lecz skoro znów dosięgnie pewnego punktu, uczyniwszy obrót po linji spiralnej – może znowu przeczytać te wiersze – i znajdzie w nich nową treść, odpowiadającą jego nowym zagadnieniom. I tak dalej i tak dalej. Istnieją nie tylko spirale postępu duchowego, obejmujące całe stulecia, ale i w ciągu każdego oddzielnego życia, dusza powinna wykonać pewną drogę spiralną, co stanie się jasne każdemu, który zechce tę kwestję z zastanowieniem rozpatrzeć. Dopóki dusza jeszcze nie znalazła początku drogi, zdaje się, jakby posuwała się wciąż po obwodzie koła na tej samej płaszczyźnie, w istocie zaś nie idzie naprzód. Ale skoro tylko odkryje wąską ścieżynę, która przecina koło w jakimkolwiek punkcie – i wstąpi na tę ścieżynę, to spostrzega, że chociaż droga, jak i pierwej czyni obroty: teraz jednak już się posuwa po linji spiralnej i za każdym obrotem idzie w górę wciąż wyżej. I nie znamy ani jednej książki, co-by była tak użyteczna – przy tem wschodzeniu, jak ten mały podręcznik: „Światło na drodze”. Sądzimy, że czytelnicy nie będą mieli do nas pretensji, jeżeli włączymy do tego wykładu poniższe słowa z naszej przedmowy do tego podręcznika. Są one równie na właściwem miejscu w końcu tego wykładu, jak na początku wspomnianej malutkiej książeczki. „Traktat „Światło na drodze” okultyści uważają za klasyczny; stanowi on najlepszy podręcznik dla tych, co zrobili pierwszy krok na drogach dojścia czyli osiągnięcia. Autor tej książki, na wzór wszystkich mistyków – narzucił zasłonę na treść prawideł, tak, iż temu, co jest daleki od osiągnięcia prawdy – stronice te prawdopodobnie wydadzą się pełne sprzeczności i w gruncie pozbawione sensu. Ale ten, któremu już zajaśniał przedświt życia duchowego, stronice te uzna za skarbiec, zawierający najrzadsze i najdroższe kamienie – i za każdym razem, gdy otworzy tę książeczkę, nowe skarby w niej odkryje. Dla wielu książeczka ta będzie pierwszem objawieniem tego, czego po omacku całe życie szukali. Dla wielu będzie ona pierwszym kęsem chleba duchowego, jaki im się podaje dla zaspokojenia głodu duszy; pierwszą czarą, zaczerpniętą ze źródła żywej wody, która ich gorące pragnienie uciszy. Ci, dla których książka ta jest przeznaczona – uznają jej nowinę i przeczytawszy, nigdy już nie będą takimi, jakimi byli przedtem, zanim ją przeczytali. Przypomnijmy sobie słowa wieszcza: „Gdziekolwiek bym przechodził, moje dzieci wszystkie mnie poznają”. Podobnież synowie Światła wszyscy uznają tę książeczkę – jako przeznaczoną dla siebie. Co się tyczy innych -to powiem tylko, że i oni z czasem będą gotowi uznać tę wielką nowinę. Książka ta ma na celu wyobrazić w symbolach stopniowy bieg rozwoju duchowego u nowicjusza, który rozpoczyna naukę okultyzmu – kroki, jakie robi w miarę swego doskonalenia się wr pracy bożej. Prawidła zawarte w tej książce – są w istocie te same, jakich udzielano neofitom w wielkiej loży Bractwa w starożytnym Egipcie – i które nauczyciele indyjscy w ciągu wielu pokoleń przekazywali cze-lom (t. j. uczniom okultyzmu). Osobliwość wykładanych tu prawideł polega na tem, że ich treść wewnętrzna otwiera się coraz pełniej w miarę tego, jak uczeń posuwa się na drodze. Niektórzy zrozumieją większą część tych prawideł, gdy innym nawet pierwsze sylaby będą bardzo niejasno widoczne. Ale uczeń się przekona, że skoro tylko twardo stanie na jednym z tych stopni – wnet się przed nim mgliście rysować zacznie stopień następujący, co w nim obudzi-podnietę, by iść dalej. Niechaj nikt z was nie rozpacza; fakt, że ta książeczka was pociąga – stanowi dowód, że ona dla was jest przeznaczona i że z biegiem czasu sens jej wam się odsłoni. Czytajcie ją częściej, a przekonacie się, jak z jej treści opadać będzie stopniowo zasłona za zasłona – chociaż wciąż nowe mgły zasnuwać będą przed waszym wzrokiem Absolut.

źródło: Wykład IV pt “Głos Mileczenia”  z książki  “DROGI DOJŚCIA JOGÓW INDYJSKICH” JOGI RAMA-CZARAKA, PRZEŁOŻYŁ A. LANGE, Warszawa 1923