Somnambulizm

Somnambulizm oznacza tyle, co chodzenie we śnie. W mowie potocznej zjawisko to nabywa się lunatyzmem, gdyż mniema się, że na ludzi chodzących we śnie, wywiera przemożny wpływ księżyc. Dzisiaj i wogóle od dłuższego już czasu w stanach somnambulicznych nie widzi się już wyłącznie chodzenia we śnie, ale wysoki stopień uśpienia, wywołanego przez hypnozę. Nad tem wszakże nie będziemy się zastanawiali specyalnie.

Naszym tematem jest somnambulizm, tj. lunatyzm spontaniczny, czyli samoistny, nie wywołany wpływami zewnętrznymi. Jest to najwyższy stan życia sennego i czasem też
bywa somnambulizm nazywany wędrowaniem sennem.

Z niezliczonych przykładów lunatyzmu przytoczymy tu kilka. Dwa z nich, to moje doświadczenia osobiste. Nie przedstawiają one nie osobliwego, ale są o tyle interesującemi, – że na nich wskazać mogę pewne rysy uboczne. Pewien mój kolega gimnazyalny mieszkał razem z dwoma innymi kolegami u podrzędnego urzędnika. Był on uderzająco blady, ale pozatem był pod każdym względem cieleśnie i duchowo rozwinięty normalnie, nie ujawniając ani nadmiernej pobudliwości, ani apatyi. Miał ci 15 albo 16. Jeden ze współlokatorów, uczeń ósmej klasy tak jak i ja, powiedział mi pewnego razu, że chłopiec ten wydaje się mu jakimś osobliwym; wstaje on częstokroć z łóżka, gdy wszyscy śpią i w koszuli i boso chodzi po wspólnej sypialni, potem udaje się do pokoju przyległego, zapala lampę i przesiaduje przy stole, czytając lub pisząc.

Ponieważ znam jego rodziców, przeto należałoby im  o tem donieść. – Poprosiłem kolegę, by o tem nie mówił nikomu, ale jeśli będzie mógł, aby zobaczył, co ów chłopiec pisze. Już po tygodniu powiadomił mnie ów kolega, że chłopiec ten pisał ćwiczenia, zadane na przyszły tydzień, a pozatem napisał on bardzo ładne wypracowanie, które było także jedną z prac zadanych.

Dodał przytem, że sam nie podejmie się roli ochmistrza i wezwał mnie, abym porozmawiał z bladym chłopcem. Zgodziłem się na to i dowiedziałem się rzeczy zdumiewającej. Blady chłopiec przyznał mi się, że sam nie wie, czemu się to dzieje, że
gdy czasem śni o pracach szkolnych, to nazajutrz znajduje je gotowe na stole. Był skłonny  mniemać, że chodzi tu o jakieś czary.

Wyjaśnienie nie kazało czekać na siebie

Zbyt długo. Dom, w którym mieszkał ów chłopiec, znajdował się opodal od ulicy w ogrodzie  owocowym. Niebawem po mieście rozeszła się wieść, że stróż nocny widział białą postać spacerującą po dachu owego domu. Odszukałem owego stróża, który powtórzył mi, że istotnie widział na dachu białą postać i dodał, iż wie, że na lunatyków nie należy wołać.

Poprosiłem naszego rozsądnego lekarza, aby się zajął tą sprawą i powiadomiłem o wszystkiem rodziców bladego chłopca. Zaczęto go bacznie obserwować i po jakimś tygodniu kilku wiarogodnych ludzi stwierdziło rzecz taką: Chłopiec ów wstał pewnej nocy, wyszedł na korytarz, otworzył okno pierwszego piętra i po cienkich podpórkach, przytwierdzonych do ściany dla dzikiego wina, wdrapał się swobodnie aż ku strzesze, wciągnął się po cienkiej blaszanej rynnie na dach, przeszedł po niej ostrożnie kilka kroków, poczem wyprostowany wszedł po stromym dachu aż na jego grzbiet, przeszedł cztery razy od końca do końca dachu, przyczem omijał kominy nie dotykając ich rękami.

Potem zszedł z dachu tą samą drogą i po kwadransie leżał znowu w swojem łóżku i spał spokojnie, jakby nigdy nic. Podczas jego wędrówki po dachu zbadano łóżko i nie znaleziono w niem nic osobliwego.

Następnego dnia chorym zajął się lekarz, ale chłopiec nie mógł sobie nic przypomnieć. Umieszczono owego lunatyka w zakładzie dla chorych nerwowych, gdzie po kilku latach umarł. Ojciec jego pisał mi, że choroba potęgowała się coraz bardziej, że chory był wreszcie chudy jak szkielet, ale pod względem umysłowym pozostał normalnym. Przy doszukiwaniu się możliwych przyczyn cierpienia nie znaleziono nic, coby objaśniło chorobę. Wykryto jedynie, że siostra jego babki cierpiała w dzieciństwie na taniec świętego Wita.

Drugi przypadek jest interesujący ze względu na sposób w jaki lunatyk został wyleczony. Pewnego późnego wieczoru zimowego powracałem z ojcem swoim pieszo ze wsi sąsiedniej, gdzie byliśmy u znajomych. Byłem studentem i cieszyła mnie wędrówka nocna. Noc była bardzo zimna i księżycowa. Znajdowaliśmy się na końcu wsi obok dużej zagrody wiejskiej. Nagle ojciec chwycił mnie za ramię i szepnął: “Bądź cicho!” Jednocześnie wskazał mi strzechę spichlerza. Jakiś człowiek w koszuli chodził po strzesze z twarzą zwróconą ku niebu. Ukryliśmy się za grubą topolą w pobliżu i nie ruszyliśmy się z miejsca dopóki biała postać nie zniknęła. Niebawem dowiedzieliśmy się, że dwudziestoletni syn właściciela owej zagrody jest lunatykiem, i że o tem wie cała wieś. W kilka miesięcy później ktoś, widząc na dachu białą postać, krzyknął, lunatyk zbudził się, spadł z dachu na stertę słomy i – był wyleczony. Odtąd już nigdy nie miewał swoich przypadków lunatycznych, ale we wsi rodzinnej czuł się nieswojo, wyemigrował do Ameryki południowej i dożył tam sędziwych lat w zupełnem zdrowiu.

Dr. Dadstock w dziele swojem “Sen i marzenia senne” opowiada o daleko niebezpieczniejszych przeprawach lunatyków. Tak naprzykład jeden lunatyk w sposób iście niepojęty wdrapał się po gładkim murze na wysoką wieżę, aby wybrać gniazdo jaskółce. – Innego lunatyka obserwowano niejednokrotnie, jak z okna izby swojej na trzeciem piętrze wychodził na wąski gzyms, chodził po nim i zawracał, chociaż gzyms ten był tak wąski, że chyba tylko kot mógłby z niego nie spaść. Jest to sprawa pełna tajemniczości, że ludzie tacy w najciemniejszą noc znajdują nieomylnie drogę poruszają się swobodnie w warunkach, w jakich najśmielszy akrobata skręciłby niezawodnie kark. Pewna lunatyczka przeszła naprzykład przez głęboki strumień po przerzuconej przezeń tyce od grochu.

Według jednego zdania kierowników zakładów leczniczych, lekarzy i krewnych somnambulów, pogoda nie wywiera żadnego wpływu na takich chorych. Tak naprzykład młodzieniec pewien został znaleziony na dachu w stanie zupełnego uśpienia. Przespał tam całą noc, a chociaż był tylko w koszuli i choć to było zimą, nie zaziębił się. Innego widziano podczas deszczu i wichru na samotnej drodze leśnej o godzinę od miejsca zamieszkania. Przebudzony okrzykiem, człowiek ten spostrzegł dopiero, że mokra koszula lgnie mu do zziębniętego ciała. Człowiek ten nawet się nie zakatarzył.*).

Niedawno temu zdarzył się przypadek, zasługujący na osobliwą uwagę. Opowiada o nim duński profesor Dr. Reutergsen. Pewien lekarz powraca do domu po ciężkiej operacyi, a ponieważ jest bardzo zmęczony, sadowi się zaraz po obiedzie w fotelu I zasypia. W tern przychodzi  położna, budzi go i prosi, aby natychmiast   udał się do pewnej pani, która rodząc,  potrzebuje jego pomocy. Lekarz wstaje natychmiast, ubiera się, zabiera potrzebne instrumenty i udaje się pieszo do chorej, mieszkającej o jakieś pięć minut drogi od niego.

Na miejscu przekonywa się o konieczności natychmiastosowego poważnego zabiegu chirurgicznego. Ze znaną zręcznością i sumiennością dokonywa czego trzeba i przez pół godziny wysila się, aby zbudzić życie w pozornie nieżywem dziecku, co mu się wreszcie udaje.

*) Odporność ta jest zjawiskiem godnem uwagi. Spotyka się ją także u osób dotkniętych histeryą lub neurastenią. Jako kierownik zakładu w ciągu lat wielu obserwowałem takich chorych i zdumiewałem się, że chociaż narażali się oni przy zimnej pogodzie na ciężkie zaziębienia, nigdy nie zapadali na zapalenie płuc lub nerek. Zdaje się, że dusza takich chorych, opętana jednem jakiemś wyobrażeniem, panuje zupełnie nad stanami ciała.

Mąż owej pani miał jednak przez cały czas wrażenie, że lekarz ów jest jakiś roztargniony, czego dawniej na nim nie dostrzegał. Gdy wszystko już było w porządku, nasz zacny doktór udaje się podczas ulewnego deszczu do domu, zmienia marynarkę, sadowi się w fotelu i zasypia na nowo. Niebawem wszakże budzi się dzwoni na służącego i pyta go:

“Czy nie wzywano mnie do pani H.? śniło mi się właśnie, że rodzi i potrzebuje mojej pomocy”. Służący odpowiedział mu: “Ależ, panie radco, dopiero przed dziesięcioma minutami przybył pan stamtąd”. Przemęczony lekarz zasnął znowu i po przebudzeniu nie mógł sobie żadną miarą przypomnieć ani o wizycie u położnicy, ani o powrocie od niej. Uważał wszystko za sen, tak długo, dopóki na miejscu nie przekonał się, że chodziło tu o rzeczywistość.

Przytem jego stan duchowy i wogóle całe samopoczucie nie ujawniło żadnych zmian.

O bardzo ciekawym przypadku . somnambulizmu z objawami ubocznemi czytamy w sprawozdaniu Kliniki uniwersyteckiej w Pradze z r. 1916. Leczono na klinice 16-letniego fryzyerczyka, który miał takie ciężkie dolegliwości sercowe, że nie mógł uczynić nawet najmniejszego wysiłku i jeśli trzeba było przejść kilka kroków, to bez pomocy zrobić tego nie mógł. Pewnej nocy styczniowej o godzinie pierwszej zauważono, że łóżko tego pacyenta jest puste. Wszystkie poszukiwania okazały się daremnemi, aż wreszcie chory sam zapukał do okna sali, w której leżeli chorzy i ranni żołnierze. Była godzina piąta rano.  Otworzono mu, chory skarżył się na chłód, bo noc była dżdżysta i chłodna, położył się i natychmiast zasnął. Kiedy ocknął sie rano,  nie umiał powiedzieć nic więcej, jak tylko tyle, że miał sny. Na podstawue ścisłych dochodzeń udało się ustalić, z całą pewnością, że chory ów chodził na zawrotnej wysokości po parapetach okiennych, wąskich i śliskich, oddalonych jedno od drugiego o jakiś meta.

Chory ów chodził tedy w przeciągu czterech bitych godzin przy najfatalniejszej pogodzie po śliskich parapetach okiennych długiego pawilonu. Najciekawszem wszakże jest to, że ta długa peregrynacya wcale nie zmęczyła ciężko chorego pacyenta. * *

Zastanówmy się teraz nad duchową czynnością somnambulów. W książce swojej, poświęconej samnambulizmowi i spirytyzmowi, pisze Dr. Loewenfeld, wdelki autorytet w tej dziedzinie, o spontanicznym somnambuliźmie: ‘‘Bardziej interesującym, niż czynności fizyczne  somnambulów, jest fakt, że ludzie ci we śnie oddają się czynnościom naukowym, poetyckim i artystycznym i to z takim powodzeniem, że zadania, których nie mogli rozwiązać w stanie czuwania, rozwiązywali gładko we śnie.

Filozof Condillac kończył częstokroć we śnie te rozdziały swoich prac, z któremi nie mógł uporać się wieczorem. Obserwowano malarzy, którzy śpiąc pracowali nad rozpoczętemi obrazami.” Takich przykładów przytacza Dr. Loewenfeld mnóstwo.

Szkocki lekarz Abercrombie opowiada  o stwierdzonym fakcie rozwiązania trudnego zagadnienia prawniczego we śnie. Pewien znakomity adwokat skarżył się pewnego ranka swej żonie, że śniła mu się bardzo zawikłana sprawa sądowa, której poświęcił był wiele dni daremnych rozważań i że we śnie wszystko mu się cudownie wyjaśniło.

Powiedział przytem, że dużo dałby za to, gdyby zdołał sobie przypomnieć ten bieg myśli, jaki miał we śnie. Gdy zbliżył się do swego biurka, spostrzegł ku wielkiemu zdumieniu, że leżą na nim czysto wypisane jego ręką i jasno sformułowane wnioski dotyczące procesu, o którym śnił. Wnioski były istotnie takie jasne i przekonywające, że proces został wygrany.

Profesor van Swieden w Amsterdamie dał pewnemu studentowi trudne zadanie matematyczne do rozwiązania. Student ów przesiedział cały wieczór nad zadaniem, ale nie zdołał znaleźć rozwiązania. Ukazało się mu ono weśnie. Gdy wczesnym rankiem się zbudził, znalazł wypisane przez siebie rozwiązanie na stoliku.

Przykłady te zostały zaczerpnięte z dzieł poważnych badaczy, którzy te i tym podobne fakty podają jako zupełnie wiarogodne i stwierdzone. Mógłbym przytoczyć setki równie wiarogodnych przykładów, z których wynika, że zdolności umysłowe somnambuilów podczas czynności we śnie nietylko, że nie malały, ale się nawet znacznie potęgowały. Nawet najbystrzejszy myśliciel, jakiego znają dzieje filozofii, Immanuel Kant, wypowiada się w książce swojej “Sny wizyonera”, tak: “Przypuszczam, że wyobrażenia śpiącego mogą być jaśniejszemi i swobodniejszemi, niż w najlepszym stanie czuwania. Czyny niektórych lunatyków okazują niekiedy w stanach snu daieko więcej rozsądku, niż zazwyczaj, jakkolwiek po przebudzeniu pamięć o nich zanika”. – Godnemi zaznaczenia są niektóre uwagi Goethego. W rozmowach swoich z Eckermannem (Marzec 1830), powiada on: “Utwory moje przychodziły do mnie znagła i domagały się natychmiastowego napisania ich, tak. iż czułem się zmuszonym wypisywać je jakby odruchowo i naogół sennie. W takich somnambulicznych stanach zdarzało się, że papier leżał na stole krzywo, ale spostrzegłem to dopiero wówczas, gdy wszystko było wypisane”.

W listach do Knedla pisze Goethe: “Przygotowując nowe wydanie Wilhelma Meistra, czytam teraz to dziełko, które, jak i inne swoje rzeczy pisałem niby lunatyk…”

W jakiż sposób objaśniają*) uczeni specyaliści te fakty, zagadkowe? Niestety, nie umieją oni powiedzieć nam prawie nic. Pragnąłem szczerze wnieść sobie choć promyk światła w te mroki. Straciłem dużo czasu szukając tego światła w najlepszych książkach. Znalazłem conajwyżej bardzo cenne spostrzeżenia i nic więcej.

Spontaniczny somnambulizm objawia się naj częściej w okresie dojrzewania. Jest on, oczywiście czemś nienormalnem, ponieważ zakłóca ko.nieczny spoczynek nocny. Najlepiej wyraził to

*) Używamy konwencyonalnego wyrażenia, chociaż, zdajemy sobie sprawę ze słuszności uwasri Kirchhoffa, że nie można nie objaśniać, ale co najwyżej opisywać, wyrażać przypuszczenia.

Szekspir w 5 akcie tragedyi “Makbet”, wkładając w usta lekarza lady Makbet takie słowa: “Jest to wielkiem zaburzeniem porządku inatury, gdy się korzysta z dobrodziejstwa snu, a przytem wykonywa się sprawy czuwania.” Oczywiście, chodzi tu nietylko o zaburzenie porządku natury, ale także o chorobliwą słabość i przewrażliwienie układu nerwowego.

Może tu też zachodzić przypadek obciążenia dziedzicznego. Objawy somnambulizmu można niekiedy wyjaśnić stanami osobliwemi, specyalnie przemęczeniem umysłowem lub fizycznemu. Henryk Kleist zręcznie wyzyskał ten znany fakt w swoim dramacie “Książę Fryderyk von Homburg”. Po trzydniowem żywem prześladowaniu Szwedów, w nocy przed decydującą bitwą pod Fehrberllinem, książę znika i po długiem szukaniu zostaje znaleziony w stanie półsennym “niby lunatyk na ławeczce onej, ku której zwabił go księżycowy blask”.

Przyczyną cierpienia nie jest – jak przypuszczano dawnemi czasy – księżyc w pełni, ale nie da się zaprzeczyć, że blask księżyca niepokoi śpiących. Dlatego wyrazy “lunatyzm”, “lunatyk”, jakiemi posługiwał się także tłómacz Nowego Testamentu (Mat. 4, 24), uważamy za uzasadnione. Nie należy wszakże przeoczać faktu, że o ile chodzi o magnetyczny wpływ księżyca, to w stosunku do żiemi znajduje się on zawsze w stanie jednakim, gdyż niezależnie od wpływu światła słonecznego księżyc jest zawsze “pełny”, o czem świadczy choćby przypływ i odpływ morza podczas nowiu.

W jakimż stanie znajdują się zmysły podczas somnambulizmu? Oczy bywają zazwyczaj szeroko rozwarte, ale nieruchome i pozostają takiemi nawet wmwczas, gdy ktoś obserwujący chorego znagła błyśnie mu światłem w oczy, od czego lunatyk się nie budzi. Obserwowane także lunatyków, chodzących z oczami zamkniętemi, ale odnajdujących z niezachwianą pewnością drogę śród niezliczonych przeszkód i omijających te przeszkody ogromnie zręcznie. W każdym razie dostrzegają oni tylko to, co się odnosi do ich myśli. Jeśli chcą czytać, pisać, porządkować książki, odmykać szafy, robić roboty ręczne (wszystko to są spostrzeżenia), to zapalają świecę, lampę, czy światło elektryczne, nie wahając się i nie szukając niczego omackiem, i właśnie w takich razach widywano częstokroć, że oczy były zamknięte i zamkniętemi pozostały, albo też, jeśli były otwarte, to pozostały nieruchomemi, a sen nie ulegał przerwie. Do tego może być przyrównana znana zdolność ociemniałej i głuchoniemej Helen Keller. W zakończeniu do jej ‘’Opisu mego życia”, napisanem przez Johna Macy, czytamy nieco naiwną, ale charakterystyczną uwagę: “Nie widzi ona oczami, ale widzi przy pomocy tej zdolności wewnętrznej, tę której wspierania dane są nam oczy”. Bystra myśl Szekspira znalazła tu znowu najtrafniejsze wyrażenie. Lekarz lady Makbet powiada do jej służebnej: “Patrz! Oczy jej są rozwarte!” Na co ta odpowiada: **Tak, ale zmysł jest zamknięty”. Potem lunatyczka wychodzi, nie widzi ani lekarza, ani służebnej, ale widzi nieistniejącą plamę krwawą na swej dłoni i wypowiada straszliwe słowa do nieobecnego męża.

Słuch zachowuje się podobnie. Obserwowanj niejednokrotnie, że lunatycy nietylko, że odpowiadają na zadawane im pytania, ale nawę. bicra udział w rozmowie, o ile ta znajduje się w jakimś związku z ich marzeniami sennemi, podczas gdy rozmów o rzeczach innych zdają się nie słyszeć. Zastanawiającem jest to, że przy wymówieniu swego imienia budzą się.

“Zmysł mięśniowy – powiada Loewenfeld – bywa nietylko zachowany, ale w wielu wypadkach niezwykle zaostrzony. Dzięki tem  podczas ciemnej nocy i na terenie .bardzo trudnym mogą poruszać się z zupełną pewnością ruchów, w czem wspomaga i reguluje ich ruchy w pierwszym rzędzie zmysł mięśniowy”.

Ale to wszystko są tylko obserwacye i wynikające z nich wnioski, lecz nie są to objaśnienia samychże stanów!

Nigdzie nie spotkałem się z próbą wyjaśnienie pozornego zaniku siły ciężkości, chociaż musi nas zastanawiać to, że naprzykład pewna lunatyczka przeszła nad głębokim potokiem po tyce od grochu, że wielu lunatyków znajdowano leżących w cienkich rynnach blaszanych, że inni wdrapywali się na mury po cienkich podpórkach dla roślin pnących, które w warunkach normalnych załamywały się przy pierwszem naciśnięciu ręką itd. Taki brak zainteresowania się pewnemi zjawiskami jest stanowczo błędem, ponieważ wiedza winna być zupełnie bezstronną we wszystkich dziedzinach życia i me powinna omijać żadnego zagadnienia, jedynie dlatego, że odpowiedź mogłaby zachwiać jedno z tak zwanych “praw ustalonych”.

A powszechne prawo ciążenia jest istotnie wielką zagadką. Nie jest to sprawa taka prosta, jak przedstawiano nam ją w szkolę. W każdym razie odnosi się ono tylko do ciał martwych. Człowiek żyjący, ptak, drzewo, są zaprzeczeniem prawa spadania, a w wielu wypadkach wola nie poddaje się mu. Rzućmy tu sobie tylko jedno pytanie: Dlaczego w przestrzeni pozbawionej powietrza kawałek papieru spada z równą szybkością, jak taki sam kawałek ołowiu, podczas gdy na powietrzu spadanie jest tak różne? Przecież ciśnienie atmosferyczne przy jednakiej formie obu przed miotów jest jednakie! Kto szuka odpowiedzi, ten prócz ciężkości danego przedmiotu musi względnie jeszcze inny czynnik, a mianowicie siłę przyciągającą ziemi. Już Newton, który pierwszy użył wyrażenia “siła ciążenia”, powiedział o tej sile, że jest ona jedyną, która działa natychmiast, dla której niema żadnycb oddaleń przestrzennych (ruch gwiazd) i która nie przemienia się w siły inne. A więc mamy tu do czynienia z czemś jedynem, niepowtarzalnem, tajemniczem.

W broszurze wielkiego mistrza filozofii niemieckiej, W. Wundta, spotykam bardzo ciekawą uwagę o spirytyzmie. “Od 14 do 17 stulecia w krajach cywilizowanych były manifestacye spirytystyczne bardzo rozpowszechnione; uważano je wówczas za czary… Zdaje  się, że na wówczas znikanie siły ciążenia dostrzegano dość często, podobnie jak obserwuje się je niekiedy w czasach naszych; zjawisko to rnusiało być wtedy tak zwykłem, że na niem opierano sąd Boży przy rozpoznawaniu czarownic.

Posiadamy liczne świadectwa, nawet ze strony sadowników, według których czarownica ważyła czasem tylko łut, a czasem nic. Świadectw tych stanowczo nie można potępiać w czambuł jako niewiarogodnych”. Gdyby słów tych nie był napisał wielki uczony i w dodatku w broszurze, wychodzącej W drugiem wydaniu, podczas polemiki ze znanym profesorem Urlicim, to nie powoływałbym się na nie. W polemice badacz poważny nie przytaczałby rzeczy, które mogłyby się stać dla niego piętą Achillesową. Wundt chciał tu powiedzieć swoim przeciwnikom: Wasze spostrzeżenia nie są cenniejszemi od tamtych i dodaje: ‘W wypadkach poszczególnych mogły one polegać na złudzeniu, ale wszystkich nie można chyba uważać za złudzenia”. Nawet o duchowej czynności somnambulów, którą możnaby’ wyjaśniać daleko łatwiej, nie znajdujemy u uczonych badaczy nic osobliwego. Wszyscy oni stwierdzają tylko to jedno, że “świadomość” zostaje zachowana w całej pełni. “Somnambul nie jest automatem, który działałby mechanicznie, czyli nieświadomie”. – “Przy czynnościach naukowych, nieraz ogromnie trudnych, w świadomości istnieć musi całokształt logicznie powiązanych z sobą wyobrażeń.” – “Fantazya, pamięć i zdolność spostrzegania okazują niejednokrotnie znaczne spotęgowanie; także myślenie czysto pojęciowe (wnioskowanie) ujawnia niezwykłą bystrość”. Po stronie badaczy materyalistycznych, którzy za wszelką cenę pragną uratować swoją “zasadę’’, spotykamy się z wielkiemi głupstwami. osłoniętemi pustą gołossłownością.

Tak naprzykład w jednej z rozpraw o duchowych zdolnościach somnambulów spotykamy się z taką uwagą: “Wystarczy przypuszczenie, że intensywności nerwowego podrażnienia w wielkim mózgu odpowiada intensywność spraw łączących się z niem w świadomości”. Najwyższy stopień bezradności ujawnia pewien badacz, który w rozprawce popularnej o somnambuliźmie wypowiada się o fizycznej sprawności lunatyków w taki sposób: “Czynności ich są przeważnie bardzo proste, polegające na długotrwałem ćwiczeniu… że chory nie ulega nieszczęśliwemu wypadkowi, to przypisać trzeba niejasności spostrzegania świata zewnętrznego”.

Naturalnie, że nie powinniśmy kapitulować wobec tej zagadki, która śród zagadek innych należy do najprostszych. Jung-Stilling ma niezawodnie słuszność, gdy powiada: “Jeśli Bóg dopuszcza, że zmysłom naszym narzuca się coś niezwykłego, to wolno nam chyba badać i dochodzić, co Pan Stworzenia chce nam przez to powiedzieć.” Rozglądając się daremnie za jakiemś wyjaśnieniem tych rzeczy, zwróćmyż się w stronę badaczy chrześciańskich. Schubert w swoich “Dziejach duszy” powiada: “Podczas wędrówek lunatycznych dusza udziela rękom i nogom coś ze swej swoistej siły. Bo zdaje się, że siła przyciągająca wyższego, niewidzialnego świata oddziaływa na ciało, przeciwstawiając się grubemu światu materyalnemu tak dalece, że traci on potęgę swego panowania nad ciałem.” – Splittberger w dziele swojem o śnie i śmierci wypowiada się tak: “Zjawiska  te byłyby niepojętemu gdyby ciało w mierze najwyższej nie było przeniknięte duszą, która mocą swoją dźwiga materyę ciała i wyzwala ją do pewnego stopnia z pod panowania prawa ciążenia.” A dalej mówi: “A cóż mamy powiedzieć o duchowych czynnościach lunatyków, których spotęgowanie zostało tylekroe stwierdzone? Czyliż możemy choć przez chwilę wątpić o tern, co jest wyższem: dusza, czy ciało?” Eichers w rozprawie swojej o duchu 5 jeg-> stosunku do natury powiada: „To wszystko (mianowicie czynności duchowe w stanie lunatycznym) możliwem jest tylko dlatego, że duch i we śnie posiada możność nietylko spostrzegania, ale także wnioskowania.”

Moje osobiste zdanie wyjaśniające lunatyzm, oczywiście zdanie, którego nikomu nie narzucam i które chętnie wymieniłbym na lepsze, jest takie: Według zasady fizykalnej ciężar ciała polega na przyciąganiu go przez magnetyzm ziemny. Księżyc wywiera wpływ przeciwny (przypływ i odpływ morza). Można przypuścić, że niektórzy ludzie nerwowi w latach dojrzewania podlegają magnetyzmowi księżyca. Przy dużem napięciu nerwowem u ludzi takich może dochodzić do przemijających stanów, w których zanika przyciąganie przez ziemię (utrata wagi). Dzieje się to osobliwie w nocy, ponieważ we śnie nerwy zmysłowe są prawie zupełnie nieczynne.  W ten sposób możnaby wyjaśnić także zagadkę indyjskich fakirów i czarownic.

źródło: “Tajemnice życia duchowego” NAPISAŁ GUSTAW STUTZER Z Niemieckiego przetłomaczył P. Laskowski, A. A. PARYSKI Toledo, Ohio.  USA 1926


czytaj więcej:

Taniec Świętego Wita – https://pl.wikipedia.org/wiki/Taneczna_mania