Sen świątynny

I. Sen świątynny.
Jeśli naszyodległych czasów i to przez najwiarygodniejszych pisarzy podana dochodzi wieść o rzeczach, których żadną miarą pojąć nie umiemy, to można być pewnym, żeśmy stanęli wobec sprawy, której wyjaśnienie niepoślednie miałoby znaczenie.

A żeby jednak zagadnienie takie należycie rozwiązać, w inno się przedewszystkiem zjawiska owe tak w łaśnie przyjmować, jak je nam opisują: szkła wieku należy złożyć zupełnie. W szelako najczęściej dzieje się przeciwnie. Racyonalizm wypacza z reguły takie zjawiska,, ażeby ułatwić sobie ich wytłómaczenie; zamiast się do nich przystosować  przystosowuje je do siebie zapomocą rozlicznych „poprawek” ; ztąd pozorną tylko korzyść odnosi nauka, bo też racyonalizm pozornie tylko rozszerza jakiś zakres poznania, a w istocie nieszczery tylko zawiera pokój z zagadnieniami.

Taką przez starożytność przekazaną nam zagadką jest sen świątynny, o którym najwybitniejsi pisarze starożytności mówią, jako o rzeczy zupełnie pewnej. Co więcej instytucya ta, którą odnajdujemy w Egipcie, w Grecyi i w Italii, przetrwała conajmniej przez jedno tysiąclecie, nie podawana zgoła przez ludzi wykształconych w wątpliwość. A przecie człowiek nowożytny z niewiarą potrząsa głową, gdy czyta, o co to przy tem chodziło. W samej bowiem rzeczy cóż mamy powiedzieć, słysząc, że przed tworzeniem medycyny nowoczesnej przez Hippokratesa chorzy leczeni byli przez bogów za pośrednictwem kapłanów?

Oto gromadzono się w świątyniach pewnych bóstw; tam w czasie snu okazywali się chorym bogowie, pouczali ich o rodzaju ich choroby, podawali środki lecznicze a cała starożytność sławiła cudowne leczenia snu świątynnego. Racyonalista nie omieszka oczywiście zrobić przytem użytku z istniejącego już słow a: „oszukaństwo klesze”. I niewątpliwie pomyśleć da się, że oszukańczy kapłani, będący zarazem zręcznymi lekarzami, nakładali na się maski, aby w postaci bóstw zjawić się pacyentom swoim, że przedsiębrali dyagnozy i podawali środki lecznicze i przez to – co już powszechnie za prawdę uznano – cudowne osiągali skutki; cel jednak takich krętactw przejrzećby trudno.

Bo czyżby więcej nie podnieśli swej powagi kapłani, gdyby swoich zabiegów leczniczych nie ubierali w postać dram atyczną? Nadto zaś wszyscy, którzy snu świątynnego zażyli, jednozgodnie to stwierdzają, że im się bogi lecznicze w śnie objawiały, nie zaś na jawie; więc choćby o ten jeden szkopuł rozbija się teorya, przyjmująca oszukaństwo. Teorya, któraby wyjaśniła owo tak zagadkowe zjawisko snu świątynnego, winnaby prócz filozoficznej zasługi pretendować co najmniej o zasługę psychologiczną, jeśli nie medyczną. Przeglądnijm y tedy wszystko, co nam historya o tern zjawisku przekazuje, przypuśćmy że wiadomości te są zupełnie prawdziwe i spróbujmy, czy na miejsce teoryi o oszukaństwie nie da się znaleźć lepszej a mniej gwałtownej. Dyodor Sycylijski , który zwiedził Egipt, pisze o śnie świątynnym, co następuje:

„O  lzydzie opowiadają Egipcyanie, że wiele środków leczniczych wykryła i wielkie doświadczenie w sztuce lekarskiej posiadała. Przeto stawszy się nieśmiertelną, największą w tem ma uciechę, że leczy ludzi i tym co ją o to proszą, we śnie podaje środki leczebne. …Oto w czasie snu do łoża chorego przystępuje i wręcza mu medykament a kto w nią wierzy, tego w cudowny sposób uzdrawia. Wielu już, którym lekarze z powodu nieuleczalności wszelką nadzieję odjęli, przez nią odzyskało zdrowie”.

Podobnie i Strabo sławi Serapisa. To więc jest jądrem sprawy; inni pisarze przydają jeno szczegóły. Jednakże nie Izydę tylko, którą Rzymianie „uzdrawiającą” (salutaris) nazywali, i nie Serapisa tylko sławiono z tego powodu, lecz i Eskulapa, w którego świątyni również sen świątynny odbywano. Najsławniejsza świątynia Izydy znajdowała się wedle Herodota w Busiris w Egipcie. Świątynie zaś poświęcone Serapisowi znajdowały się w Memphis, w Aleksandryi, i w mieście Canopas. Początki snu świątynnego sięgają bardzo zamierzchłych czasów. Już Izajasz czyni poganom zarzut, że w świątyniach sypiają. Z Egiptu przeszedł ów system do Grecyi a stąd do Italii. U greckich tedy i rzymskich pisarzy bliższe o tym zwyczaju znajdujemy  wiadomości, z mniejszą lub większą czcią podawane. Przejdźmy wprzódy do Grecyi. Wedle Herodota wszystkie prawie imiona bóstw greckich z Egiptu przywędrowały do Hellady. Do nich też i Eskulap należy, którego Grecy „zsyłaczem snów” nazywali. Bóg ten liczne miał świątynie na lądzie greckim i wyspach.

Cześć Eskulapowi oddawali filozofowie, poeci i historycy, a tylko o nielicznych Epikurejczykach i o komedyopisarzu Arystofanesie wiadomo, że snom świątynnym odmawiali wiary. Z G recyi przeniósł się sen ów do Italii. Wedle Pliniusza przeszczepiono z Epidauru do Rzym u kult Eskulapa w r. 463 celem odwrócenia długotrwałej zarazy ; w szelako o wielkiem poszanowaniu, jakiem się kult ten cieszył, świadczy najlepiej stosunek potężnych cesarzy rzymskich do niego. I tak mówi cesarz Julian, że go Eskulap często z chorób leczył, sny nań zsyłając. Marek Aureli zaś, ów mędrzec na tronie, co tak hojnie uposażał świątynie Izydy, Serapisa i Eskulapa, powiada:

„Dzięki Wam, żeście mi przez sny leczebne środki podali przeciw kaszlowi krwawemu i zawrotowi”. W mieście Cajęta, jak sam mówi, snu świątynnego zażywał. Caraca  a odwiedził świątynię w Pergamus, by tam bogów o radę co do zdrowia swojego zapytać, tam też i Julian modlił się do Eskulapa. Izydzie zaś cześć oddawali cesarze Otto, Domicyan, Commodusi Aleksander.  Antoniusz Serapisowi świątynię w znieść kazał.

Jednę z św iątyń Serapisa odwiedził Wespazyan, a Trajan w Heliopolis bywał. Na tybrowej wyspie obok R zymu stała świątynia, w której sen św iątynny bardzo był w zwyczaju. Tamto Rzymianie wysyłali chorych swych niewolników, aż liczba odwiedzających widać zbyt uciążliwą stała się dla kapłanów, skoro cesarz Klaudyusz wydał dekret przyznający wszystkim, przez sen świątynny uleczonym niewolnikom, wolność. Na wyspie tej znaleziono również tablice marmurowe, donoszące o pomyślnych skutkach leczenia.

Piszą też o śnie świątynnym rzymscy pisarze. Pliniusz np. mówi że „dziś od świątyń żąda się leczenia* a Wergil opisuje taki sen, inkubacyą zwany. Jako się rzekło, wspomina prorok Izajasz – około r. 600 prz. Chr. – o śnie świątynnym ; z drugiej zaś strony mówi Origenes – w r. 250 po Chr. – że i za jego czasów zwyczaj ten jeszcze był w użyciu; Euzebiusz zaś opowiada, jak to cesarz Konstantyn zburzyć kazał w Cylicyi świątynię, dokąd pielgrzymowały tłumy z całego kraju – nawet z pośród najbardziej wykształconych – ażeby w niej uczcić „demona”, co im się w śnie ukazywał i z chorób ich leczył.

Nie potrzeba chyba przytaczać więcej tych wzmianek historycznych. To, cośmy podali, starczy zupełnie, by na tej podstawie sąd sobie utworzyć. Widzimy, że zwyczaj snu świątynnego kwitnął przez tysiąc lat prawie w Egipcie, Grecyi, Italii, ba nawet w głębi Afryki, na setkę niemal policzyć da się liczba świątyń leczebnych; że zaś i najświatlejsi ludzie owych wieków cześć bogom oddawali, przeto teorya o oszukaństwie winna zarówno historykowi, jakoteż psychologowi wydać się bezpodstawną zgoła. Rzecz więc w tern, by postawić teoryę, coby nie tylko sam fakt snu świątynnego, lecz i owe rozliczne o nim wieści objęła, a nadto i cudowne wyniki leczeń uczyniła zrozumiałemu W dalszym ciągu okazać chcemy, że owo tak mało zbadane zjawisko starożytności jest identycznem z niemniej nieznanym zjawiskiem czasów nowych: oto sen świątynny nie był niczem innem, jak tylko somnambulizmem, wywoływanym za pomocą magnetycznych zabiegów*). Kto stare opowieści o inkubacyi ze zjawiskami somnambulizmu porówna, dojdzie, że równe są sobie, jak jaje jaju.

Cóż się dzieje, gdy się zabiegu magnetycznego używa do wywołania somnambulizmu?
Oto są najważniejsze w czynności tej punkty:

  1. Kładzie się ręce na człowieka bądź leżącego, bądź siedzącego.
  2. Rękoma czyni się pociągi magnetyczne po jego ciele.
  3. Pacyent zasypia.
  4. Budzi się jednak wewnętrznie, mówi o swojej chorobie, stawia dyagnozę swego wnętrza, dokonywuje jakoby wewnętrznego rozpoznania samego siebie.
  5. Instynkt leczebny w nim się odzywa i potęguje do poglądowego wyobrażenia odpowiednich środków leczniczych.
  6. Ów instynkt leczebny przyjmuje często na się w łaściwą zresztą całem u życiu  Sennemu postać dramatyczną i ową radę lekarską wypowiada przez usta objektyw nych figur sennych.
  7. Lecznicze te środki posiadają często skutki bardzo wydatne.
  8. Chory mówi często zupełnie pradziwie o przyszłym przebiegu swej choroby, a jego
    dalekowidztwo ku odległym nieraz przelatuje sprawom.
  9. Owe zdolności pacyenta mają moc także wtedy, gdy idzie o stan innych chorych, będących z nim w związku.
  10. Zalecone środki różnią się nieraz zupełnie od używanych powszechnie i są poniekąd bardzo heroicznej natury.
  11. Somnam bulicy wyrażają się niekiedy w mowie wiązanej.

*) Polecamy gorąco przeczytanie książki dr. Kozielskiego pt- „ Magnetyzm leczniczy”. Wyd. „Kultura i Sztuka” we Lwowie, Cena 2 K. 60 hal.

Naprowadzone punkty mają tak odrębny charakter, że gdyby w śnie świątynnym wykazać się dały zjawiska im równoległe, to żadnaby w tym względzie już wątpliwość istnieć nie mogła, że w starych świątyniach posługiwano się sztucznym somnambulizmem. Nie dziw więc, że po ponownem odkryciu magnetyzmu przez Mesmera*) oraz somnambulizmu przez ucznia jego Puysegura zarówno ich samych, jako też ich następców owo podobieństwo uderzyło i że stąd oni wysnuli wniosek o tożsam ości, tych zjawisk.

1. Co się tyczy kładzenia rąk na chorego, to istnieje cały szereg rzeźb egipskich i obrazów ściennych, przedstawiających ten proces magnetyzowania: z zamkniętemi oczyma spoczywa na łóżku człowiek, – nie trup to, bo nieraz na poły podniesiony, lub siedzi – drugi przed nim stojący, kładzie ręce na rozmaite części jego ciała. Na wizerunkach, przedstawiających ręce spiżowe, które jako wota ofiarowano Serapisowi w dank za wyleczenie uzyskane w śnie świątynnym, trzy pierwsze palce są wyciągnięte, dwa zaś ostatnie wstecz wygięte. Oznaczają one tedy akt magnetyczny. Nasi magnetyzerzy posługują się wprawdzie całą ręką, twierdzą wszelako, że tylko trzy pierwsze palce najmocniej działają. Jako wota dziękczynne znajdujem y również pojedyncze p alce; kończą się one długim gwoździem, świadczącym, że je do murów przybijano.

*) Por. „Magnetyzm leczniczy” opr. Dr. P. Kozielski. Wydawnictwo „Kultura i Sztuka”, (nw. wyd.) Cena 2 K.

Znajdujemy również pojedyncze palce; kończą się one długim gwoździem, świadczącym, że je do murów przybijano. I dziś magnetyzuje się często zapomocą jednego palca; czynią to głównie sami somnambulicy, gdy wypadnie im kogo w sen magnetyczny wprawie.*) Palec w skazujący zwał się u Rzymian Medicus (leczniczy). Ręce te zaś i palce tym właśnie bogom są święcone, w których świątyniach inkubacyi używano. Z osłon pewnej mumii zdjęty obraz przedstawia człowieka, leżącego z otwartemi oczym a na łożu, przy nim stoi postać, z m aską psa na twarzy, zwrócona ku choremu, z prawą ręką złożoną na jego piersi, a lewą na jego głowie i z oczyma utwierdzonemi weń. Powyżej widać bóstwa: Izydy, Ozirisa, Anubisa i Horusa. Widocznie magnetyzer jest tu kapłanem w masce Anubisa. Również na talizmanach – zwanych: abraksas – które przeciw chorobom noszono, widać zwykłe akty magnetyczne.

Ponieważ Żydzi tak długo pozostawali w niewoli u Egipcyan, – szczególnie o Mojżeszu mówi Pismo święte, że wtajemniczony był w nauki egipskie – przeto z góry oczekiwać należy, że znajdą się w nich tradycye m agnetyzmu i leczebnego działania rąk nałożonych. Jakoż w istocie przez całą biblię ciągnie się wiara w przeznaczenie rąk, przez których zbliżenie, lub nałożenie wprawia się w stan ekstazy, jasnowidztwo się wytwarza i leczy.

*) Ennemoser: G eschichte der Magie 333.

Ilekroć Bóg zsyłał natchnienie na proroka, mówi zawsze Pismo święte w przenośnem zastosowaniu aktu magnetycznego: „I ręka Pana spoczęła na nim .“ Zaczem następowało natchnienie i przyszłość się otwierała przed oczyma proroka. Równie często zdarza się leczebne działanie ręki w Nowym Testamencie. Lecz i w Starym udaje się Naaman, chcący się uleczyć, do Eliasza proroka; gdy zaś ten mu radzi, by się w wodach Jordanu ukąpał, Naaman wybucha gniewem : „Myślałem, że wyjdzie ku mnie, imię Pana wezwie i rękę na miejscu choroby położy.” Leczyli więc prorocy przez nakładanie rąk, podobnie, jak później C hrystus i Apostołowie. Dlatego właśnie zarzucali Chrystusowi czyniącemu cuda jego wrogowie, że Egipcyanom ukradł tę wiedzę tajemną, którą oni w świątyniach uprawiali. Nazywano Chrystusa Magiem i twierdzono, że ci, co się w Egipcie uczyli, te same cuda czynić są zdolni. Jako właściwość ogólno ludzka musiał magnetyzm znanym być we wszystkich czasach, a mianowicie jako dobroczynny wpływ ciała na ciała, a szczególnie jako wpływ ludzkiej ręki. Powiada Pliniusz, że u niektórych ludzi całe ciało ma moc leczebną, oraz że silna wola idącemu z niej działaniu, leczniczej użycza skuteczności. Chrystusa więc dość było dotknąć, by wyzdrowieć. „O leczącej dłoni”  mówi Wergili, a Prosper Alpinus opowiada o niewiastach, co leczyły czerwonkę przez kładzenie rąk na pępek chorych. Św. Augustyn wspomina o ludziach, których dotknięcie, wzrok lub dech leczniczo działa.

Zdaje się, że nawet zdolność przenoszenia siły magnetycznej nieobcą była starożytności, za *czem przemawia wiara w talizmany i amulety.  W szczególności zaś, co się tyczy możności przeniesienia magnetyzmu na wodę, opowiada Aerianus, że ukąszenie węży jadowitych leczyły Psylle przez nakładanie na rany swych plwocin oraz: że, gdy rany były niebezpieczne, chorzy musieli pić wodę, którą one wprzód usta swe przepłukiwały, w końcu zaś kładły się na chorego. Z dalszych słów jego, że: kto się ku nim zbliżał, tracił świadomość, wnioskować można, że to był sen  somnambuliczny, sen leczebny , o jakim mówi Galenus. Od wyroczni w Memphis otrzymali raz pewien chromy i ciemny radę, by uzdrowienia szukali  u cesarza Wespazyana, bawiącego podówczas w Egipcie; jakoż cesarz ten jednemu zwilżył oko swą śliną, drugiego dotknął stopą. Z wizerunków indyjskiego bóstwa Wisznu, przedstawianego z czterema ramionami i ośmioma płomiennemi rękami oraz ze wzmianki Filostratusa, że mędrcy indyjscy przez nakładanie rąk, cudownych dokonywali leczeń, wynikać się zdaje, że i w Indyach znanym był magnetyzm. Może też błogosławienie zapomocą rąk jest tylko kułturałno-historycznym szczątkiem owego z dawien dawna znanego aktu magnetycznego.

2. Co do magnetycznych pociągnień – to pod tym względem sięgnąć byśmy mogli kto wie czy nie aż do Homera, u którego Hefmes  laski swej używa, by oczy „mężów uśpić” (thelgein). Pociągania znajdujemy również u słynnych, jako czarodzieje, Telchinów na wyspie Krecie i Khodus, którzy od tych właśnie pociągać lub łagodnego głaskania (thelgein) nazwisko swoje otrzymali. – że w Rzymie posługiwano się pociągnięciami magnetycznemi oraz „skrapianiem” naszych magnetyzerów, i to nie tylko w obrębie świątyń, lecz i poza niemi, to zdaje się niewątpliwie wynikać ze słów Margalisa: „o dotykającej niewieście, co zręczną sztuką przesuwa ręką po ciele i wszystkie członki skrapia”. Toż samo stwierdza Plautus : „Cóż, gdybym go ręką dotykał powoli, tak iżby zasnął?”

3. Że przy tern leczeniu w świątyniach głównie o wywołanie snu somnambulicznego chodziło, tego dowodzą wszystkie zabytki i wzmianki starożytnych Greków. Na magnetyczne pociągnięcia wskazuje postawa operatora na obrazach egipskich, oraz i ten szczegół, że chory, siedzący przed nimi lub leżący, ma wygłąd człowieka w śnie pogrążonego. Zdaje się jednak, że i innych środków używano. Wedle Pliniusza przygotowywano inkubacyę zapomocą kadzenia i narkozy.  W wy rocznej świątyni Cerery w Patrach  musieli chorzy modlić się, palić kadzidła oraz okadzać się sami, następnie zaś wpatrywać się w zwierciadło, wpuszczone w głąb studni tak, że dotykało powierzchni wody; w niem spostrzegali chorzy samych siebie jako żywych lub umarłych. W tym wypadku więc, jak się zdaje, za pomocą płaszczyzn lustrzanych badano wewnętrzną prognozę, dalekowidztwo w kierunku przyszłego przebiegu choroby; płaszczyzny te po wsze czasy służyły jako środki do wzbudzania ekstazy. O napojach i ziołach opiumowych mówi też poeta Tibullus. Nawet stosowanie muzyki i śpiewu wskazywać zdaje się na to, że chciano przez nie wywołać sen, podobnie jak Mesmer operacye swe łączył z muzyką,  a nasi magnetyzerzy skuteczność magnetycznych swych zabiegów zapomocą wibracyi dźwięcznych potęgują. W yraźnie to Jamblichus wypowiada, że o sen somnambuliczny chodziło w świątyniach, zaznaczając, że stan ten rozpoczynał się ciężkością głowy, a oczy mimowoli się przymykały.

4. Tenże Jambłichus opisuje też stan zaczątkowy jasnowidztwa: zrazu jest to widzenie teraźniejszości bez pośredniczenia oczu, a potem wewnętrzne samo rozpoznanie. Czasem zaś występuje ono w postaci spokojnego i czystego światła, widzianego przez duszę, choć oczy są przymknięte; spostrzega się w niem przedmioty o wiele wyraźniej, niż na jawie. Podobnie i dziś widzą som nam bulicy wypływające z rąk magnetyzera fluidum magnetyczne i stwierdzają, co mówi Jambłichus, że przenika ono na wskroś wszystkie części organizmu i wypędza choroby z duszy, jak i z ciała.*) Mówca Aristides napomyka o somnambulizmie konwulsyjnym, gdy mówi, że opadały go często kurcze, wyginające ciało jego, jak łuk,  zjawisko, zdarzające się w autosomnambulizmie u opętanych i histeryków. Tenże Aristidesopisuje nader dokładnie długotrwałą swą chorobę i sen świątynny.**)

W najprostszej postaci objawia się owo wewnętrzne sam orozpoznanie już w śnie zwyczajnym, w którym czucia cielesne, zbyt słabe, by

*) Por. Jasnowidzenie 6 nap. Dr. Rajnhard Karma , przeł. M. Boruń. Wyd. „Kultura i Sztuka” Cena 2 K.
**) Sprengel: Geschichte der Arzneikunde I. 226.

 

je w stanie jawy spostrzedz, dochodzą do świadomości, przyjmując, jak to się zawsze w śnie dzieje, formę dramatyczną t. j. motywowane przez jakąś przyczynę zewnętrzną.*)

O takim śnie, zesłanym mu przez Eskulapa, opowiada Aristides : Oto natarł nań byk, raniąc go w kolano; po obudzeniu się spostrzegł w tem  miejscu obrzęk. – Celem w zmożenia tej zdolności wewnętrzego postrzegania, wstrzymywali się chorzy od wszelkiego niepomiarkowania, poszcząc i nie pijąc wina. Powszechną była wiara w starożytności, że cielesne sny, przez napój i jadło wywoływane, tłumią sny cenniejsze.

Owo udram atyzowane czucie wewnętrzne potęguje się w somnambulizmie do właściwego samowidzenia wewnętrznego, którego nikt wyraźniej nie określa, jak Hippokrates, gdy mówi, że dusza z zamkniętemi oczami widzi stan swego ciała. W istocie, albo Hippokrates te słowa na wiatr wyrzucił, albo opisuje niemi sen somnambuliczny.

5. W samym somnambulizmie znowu wagę główną kładziono na owe wizye, w których zjawiały się oczom uśpionych potrzebne dla ich zdrowia środki lecznicze. O takich wizyach, zgodnie z zeznaniam i naszych somnambulików, świadczą napisy na tabliczkach, które znaleziono na wyspie tybrowej i w innych miejscach.

*) Por. rozdział pt. „Sen lekarzem“ w mojej „Filozofii mistyki.“

Środki te lecznicze zjawiały się tak, jak naszym somnam bulikom, bądź w rzeczywistej swej postaci, bądź jako symbole, które potem kapłani tłómaczyli. W samej rzeczy nic w nich cudownego niema. Jeśli istnieje naturalna siła leczebna, jeśli jest w nas lekarz wewnętrzny, to w szelka m onistyczna psychologia choćby materyalnie uznająca ducha jako dalszy ciąg natury – przyznać musi, że gdy tasam a przecie dusza organizuje i myśli – owa naturalna siła leczebna nie może być ograniczona jedynie do działania organicznego, lecz że wejść może także w sferę wyobrażeń i pojęć, gdzie występuje jako instynkt leczebny lub wizya środków leczniczych. I w tem też stary z nowożytnym somnambulizmem jest zgodny, że w snach tych objawiało się zarazem miejsce, gdzie owych środków szukać należało.

6. Jak już w zwykłym śnie wszystko to, co wychyla się leżącej poza snam i nieświadomości, przybiera postać dramatyczną, – jak dzięki tem u rozszczepieniu dramatycznemu własnej naszej jaźni wkładamy w usta obcych nam figur sennych pytania, odpowiedzi, zarzuty i td.,  tak się też rzecz ma i w owych wizyach leczebnych. Naszym somnam bulikom użyczają porady ich „duchy opiekuńcze”, a owym w starożytności zażywającym snu w świątyniach, bóstwa Izyda, Serapis, Eskulap. W obu wypadkach mamy do czynienia tylko z udramatyzowanym instynktem leczebnym w postaci właściwej wszystkim marzeniom sennym . Wszystkie nasze marzenia senne składają się z udramatyzowanych dolegliwości wewnętrznych i mogłyby być wyzyskane dla dyagnozy lekarskiej, gdyby przeważnej ich większości – i to właśnie marzeń śnionych w śnie lekkim i utrwalających się w pamięci – nie mąciły obce składniki tj. resztki wspomnień z życia na jawie oraz czucia cielesne, pochodzące z procesów trawienia oraz działania alkoholu. je stto więc rzeczą zgoła dla samej sprawy nieistotną, gdy wizye owe przybierają postać dramatyczną, dzięki której śpiącym ukazywały się bóstwa lecznicze; istotną jest sam a wizya.

Tak też zrozumieć należy słowa Artemidora, że chorym we śnie zjawiał się Apollo i sposób leczenia im podawał; oraz słowa Jamblichusa, że we śnie słychać głosy, mówiące co czynić należy, jakoteż że śpiących  nawiedzają niekiedy widma wkoło nich krążące, których zmysłem oczu nie dojrzeć, jeno okiem ducha; a wreszcie słowa Diodora o Hemithei z Kastabos, że zjawia się chorym w widomej postaci i podaje środki lecznicze, przez co już niejeden, którem u w szelką nadzieję ratunku odebrano, pomoc znalazł i wyzdrowiał.

7. Że zaś ów instynkt leczebny w śnie podaje prawdę, jak wogóle każdy instynkt rzeczywisty, to w szyscy owi, którzy snu świątynnego zażyli, z tą samą stwierdzają pewnością, co i nasi somnambulicy. – Po uleczeniu składali chorzy cenne wota dla bogów, jako to złote i srebrne naczynia, dzieła sztuki i tablice wotywne, które w św iątyni zawieszano. Znajdujemy też wzmianki o koronach, świecznikach i czarach ofiarnych, jako wotach. W Reggio odkryto napis, mów iący, że Valerius Symphorus i żona jego poświęcili Eskulapow i złoty łańcuch, ważący siedm funtów, i inne rzeczy. Ubożsi zadowalali się wotywnemi tablicam i ze spiżu, marmuru lub drzewa, albo napisami,  które ryto w kolumnach świątynnych. Zawieszano nadto podobizny uleczonych członków z drzew a lub kości słoniowej, – który to zwyczaj i dzisiaj jeszcze odnajdujemy u ludu. Często też sym bolicznie przedstawiano dzieje choroby na obrazach. O łacińskich napisach, zawierających podziękę dla bogów, już wspomnieliśmy; również i greckie się zachowały. Nie brakło tedy, jak się zdaje, rzeczywistych uleczeń; w szystkie zaś racyonalistyczne teorye, zapomocą których załatw ić się chciano z tem  dziwnem zagadnieniem snu świątynnego, tę mają słabą stronę, że nie liczą się zgoła z owymi ponad wątpliwość udowodnić się dającym i wynikami środków leczniczych, przez sen chorym podyktowanych. Lekarze, którzy mówią w tym wypadku o spotęgowanej wyobraźni, halucynacyi i t. d. znaleźliby się sami w największym kłopocie, gdyby zażądano od nich, ażeby zapomocą halucynacyi leczyli swoich chorych; albo nawet, gdyby zażądano tylko, ażeby przez jakikolwiek zabieg poza somnam bulizm em wywołali u chorych swoich senne m arzenia o środkach leczniczych – skutecznych, lub choćby i nieskutecznych. Tacy racyonalistyczni lekarze, którzy w śnie świątynnym dopatrują się jedynie subjektywnych złudzeń i halucynacyi, nie zdołaliby przecie na zasadach przez się przyjętych oprzeć szkoły, któraby przez wieki całe cieszyła się uznaniem ludzi oświeconych.

8. Jasnowidzenie somnambulików pogrążonych w śnie magnetycznym, dotyczy z reguły tylko przyszłych stanów organizmu, zapowiadając napady i td. – boć dusza organizująca musi znać także prawa rozwoju cielesnego – i tylko niekiedy odbiega na sprawy uboczne, nie leżące na linii przebiegu choroby. Tożsamo i w śnie świątynnym, Aristides opowiada  o tem, jak we śnie wskazał mu bóg, że nad rzeką, w której się miał kąpać, ujrzy strażnika świątyni, a w rzece pławiącego się konia. Spełnienie się tej wizyi napełniło go bezgraniczną ufnością do rad owego boga. To zmieszanie się jasnowidzeń z nakazam i leczniczymi, świadczy dowodnie, że jedne i drugie wspólne mają źródło  tj. duszę, która wyobraża i organizuje zarazem; nowy to dowód, że podstawą snu świątynnego był somnambulizm; to zaś, jeśli się  zważy, że dalekowidztwo w kierunku dalszego przebiegu choroby częstszem jest, niźli w innym kierunku, – mogłoby nasuwać przypuszczenie, że dopiero z snu świątynnego odgałęziły się później wyrocznie z ich dalekowidztwem, odnoszącem się i do innych spraw nieleczniczych. I w samej rzeczy: Pytyi delfickiej, której widzenia tak ogromną posiadały sławę, radzono się również w spraw ach medycznych. Na tę zależność wskazuje także wzmianka Cicerona o eforach w Sparcie: „Najwyżsi urzędnicy lacedemoriscy, niezadowoleni z biegu spraw na jawie, legli w świątyni Pasifei, ażeby śnić tam, gdyż wyrocznie senne uważali za prawdziwe.” Tak więc i polityczne zjawy starano się w śnie świątynnym wywoływać; naodwrót zaś świątynia bożka Dyonyzosa w Focydzie udzielała rad leczniczych a przeto bożka tego Lekarzem zwano. W wyroczniach tedy porada lecznicza stanowiła wyjątek, w śnie świątynnym zaś wyjątkiem było dalekowidztwo; – stosunek to wskazujący wyraźnie na somnambulizm oraz czynność duszy w dwu zasadniczych kierunkach jej funkcyi: w kierunku organizowania i wyobrażania. U Druidów byli lekarze także widunami zarazem, a Pomponius Mel a mówi, że kapłanki świątyni wyrocznej na wyspie Sena (obok wybrzeża Anglii) leczyły choroby i przyszłość oglądały.

9. Z reguły odnosi się zarówno dyagnoza, (rozpoznanie) choroby, jak i prognoza, i wskazania lecznicze tylko do samego somnambulika ; jednakowoż somnambulik pozostaje w „raporcie“ z magnetyzerem, z którego przechodzą nań czucia i myśli, tak, że dokonywuje się tu jakby zespolenie obu systemów nerwowych; powtóre zaś „raport“ ów wyjątkowo nawiązać się może między somnambulikiem, a innemi osobami. Odczuwa on wtedy czucia obcych organizmów, to zaś czyni go zdolnym do rozpoznawania ich choroby.*) Tak było też w śnie świątynnym. Prosper Alpinus opowiada, że, gdy samym chorym nie udawało się śnić o środkach leczniczych, pogrążali się za nich w sen kapłani, tym zaś bóstwo snów leczebnych nie odmawiało.

*) Por. „ Potęga hypnotyzmu“ oprac. Dr. J. D. Wyd. „Kultura i Sztuka“; w temże wydaniu „Potęga suggestyi“, (nw. wyd.)

Som nam bulicy świątynni śnili częstokroć za innych, którzy sobie od nich życzyli rad co do zdrowia swojego. I tak Perikles kazał w Atenach wznieść świątynię dla Minerwy z wdzięczności za to, że mu we śnie wskazała roślinę Parthenium, którą uleczył Knesiklesa, jednego z budowniczych Propylejów. Tak też krewni lub przyjaciele chorego zażywali zań snu świątynnego.  Za umierającego Aleksandra W. np. pytali boga w śnie o poradę jego wodzowie. Opowiada też Aristides, że on i przyjaciel jego Zosimus, śnili wzajemnie za siebie; – nadto donosi Aristides o takim raporcie, że on i kapłan równocześnie sen mieli taki sam, w którym  lekarstwo, mające być zażyte przez Aristidesa, podane było w tak wielkiej dawce, że nikt dotąd takiej nie zażył, co jednak bardzo dobry ponoś odniosło skutek.

10. Owóż i tę dopiero co wspomnianą właściwość : heroicznych i z oficyalną medycyną niezgodnych środków leczniczych – dzieli sen świątynny z somnambulizmem. Pliniusz opowiada o odwarze z dzikich róż, którym uleczono żołnierza pewnego i innych na tę samą chorobę cierpiących pacyentów, – Aerianus zaś wspomina o wyleczeniu trzech chorych w świątyni Serapisa: z tych jeden pluł krwią, drugi miał suchoty, trzeci zaś spożył jaja wężowe i bał się o życie swoje; pierwszy z nich musiał za poradą boga napić się krwi z byka utoczonej, drugi spożyć mięsa oślego, a trzeciemu polecił bóg, by się przez murenę dał ukąsić w rękę.

11. Zjawiskiem niezmiernie ciekawem a również w spólnem dla somnambulizmu i snu świątynnego jest piowa wiązana , którą się somnambulicy posługują. I tak somnambulicy świątynni układali we śnie wiersze, mianowicie prawidłowe heksametry, albo wypisywali je psychograficznie, tak jak czynią nasi somnambulicy, jakoteż lunatycy, bez żadnej o tej czynności wiedzy. – Jest w tem tedy myśl głęboka, że w Appolinie widzieli starożytni Grecy nie tylko opiekuńcze bóstw o proroków , lecz i poetów także oraz lekarzy. Somnambulików greckich uważano za natchnionych przez Apollina; – odnajdujemy zaś u nich te same zdolności, co i w naszych tj. dalekowidztwo, poezyę i w skazania lecznicze.

Tak więc we wszystkich punktach zasadniczych stwierdziliśmy tożsamość w zjawiskach somnambulizmu i snu świątynnego. W jednym tylko punkcie istnieje różnica, na którą Fi.Gauthier, w szystkie inne podobieństw a przeoczając, główną kładzie wagę, ta mianowicie, że śpiący w świątyni po obudzeniu się udzielone im rady mieli w pamięci, podczas gdy nasi somnam bulicy budzą się bez żadnych zgoła wspomnień.*) Różnica ta jednak niezbyt poważna a tożsamości wcale nie wyklucza. Wiadomo, że zależy to w zupełności od magnetyzera i hypnotyzera, czy i o ile somnambulicy pamiętać mają to wszystko, co w życiu ich sennem zaszło lub co im polecono. Bez pamięci budzą się jedynie somnam bulicy, pozostawieni samym sobie ; wtedy też o wypowiedzianych przez nich samych w skazaniach zapominają tak doszczętnie, że zastosowanie tychże środków przypisują lekarzowi. Tak przynajmniej dzieje się najczęściej; że jednak niema koniecznego związku między stanam i somnambulicznymi a bezpamięciowem budzeniem się ze snu, świadczą o tem prorocy Starego Zakonu, u których jedno i drugie porównać się zdarzało: pamięć i zapomnienie. Ponad wątpliwość zaś stwierdziły najnowsze badania eksperymentalno-psychologiczne francuzów: Bernheima, Liebault’a, Liegois’a, Cullerre’a i Beatinis’a**) nieograniczoną władzę, jaką –

*) Aubin Gauthier: Recherches hist, sur la mśdecin dans les Temphes (1844).
**) B e r n h e i m : De la suggestion dans l’etat hypnotique;
Liebault : Du sommeil et des ćtat analogues;
Liźgois: De la suggestion hypnotique ;
Cullerre: Magnetisme et hypnotisme;
Beaunis: Le somnambulisrae proroque.

magnetyzer nad somnambulikiem posiada, i dzięki której zapomocą prostego nakazu, udzielonego mu we śnie, spowodować może u niego po obudzeniu się, pamięć lub zapomnienie. Przypuścić też żadną miarą nie można, ażeby starożytni kapłani, którym – jak świadczą wyrocznie i misterye – zjawiska somnambulizmu lepiej były znane, niż nam, o tem właśnie nic nie wiedzieli. W grocie Trofoniusa, którego wyrocznie opisuje Pausanias, pozostawiano chorym, pytającym o radę, do woli wybór między pamięcią a bezpamięcią; w pierwszym razie pić musieli z źródła Pamięci (Mnemozyne), w drugim z źródła Zapomnienia (Lethe). Racyonalistyczne tłómaczenie snu świątynnego ani w przybliżeniu zjawiska tego wyjaśnić nie zdolne.

To, że świątynie położone były w miejscu zdrowotnem, że pacyentów zmuszano do przestrzegania rozumnej dyety, do ćwiczeń cielesnych, łowów, jazdy konnej i gier zbrojnych, przyczem nawet określony był rodzaj ruchów i broni, a w końcu stosowano nacieranie – które jednak działa również w sposób magnetyczny, tak że się znaczenie jego zapoznaje, gdy się je za środek wyłącznie mechaniczny uważa – to wszystko jeszcze bynajmniej nie dowodzi braku mistycznego jądra i nie uprawnia, by instytucye te stawiać na równi z nam mszemi uzdrowiskami. Chorzy musieli wprawdzie ślubować uroczyście, że wszystkie przepisy ściśle wypełniać będą, wszelako i nasi somnambulicy zobowiązani są w tym względzie do jak najściślejszej skrupulatności; że zaś pościć musieli i wstrzymywać się od wina, było tylko warunkiem nieodzownym, by na sny wpływać mogła jedynie owa naturalna siła leczebna, przedostająca się w sferę wyobrażeniową bez zaburzeń, m ających źródło swe w procesie trawienia.

Prawdziwej przyczyny, dla której takie racyonalistyczne tłómaczenie inkubacyi wogóle jest możliwe, doszukiwać się należy w tem, że za dni naszych ponad Wszelką miarę zaniedbano historyę medycyny; oraz, że lekarze  ciągle jeszcze uważają studyum somnambulizmu za zgoła niepotrzebne, tak, że brak im miary odpowiedniej do oceny i osądu snu świątynnego. Dlatego też niewielu tylko lekarzy problemem tym się zajęło; najwięcej zaś zajęło to badaczy starożytności.*)

*) G. Welher : Altertum er der Heilkunde bei den Griechen. Kinderling: Der Somnambulismus unserer Zeit mit: der Inkubation im Vergleich gestellt (1788).

Tem dziwniejszem przeto wydać się będzie musiało naszym lekarzem twierdzenie, że nowożytna nasza medycyna nie gdzieindziej ma swój początek, jeno w śnie świątynnym właśnie. Wiadomo, że przez lat setki udawali się najznamienitsi mędrcy greccy do Egiptu. Dyodor wymienia np. Orfeusza, Melampa, Museusa, Homera, Lykurga, Herodota, Solona, Thalesa, Pytagorasa, Demokryta jak i  Platon bawił ponoć przez lat trzynaście w Egipcie.

W ten sposób przeszczepiono sen świątynny z Egiptu do Grecyi; spisane na tablicach wotywnych w skazania lecznicze przenoszono, a w samej Helladzie ryto je na słupach u oddzwi i na kolum nach świątyń. Tak np. na drzwiach świątyni Eskulapa w Kos, wyryto zaleconą Eudemusow i receptę na ukąszenie jadowitych zwierząt. Strabo opowiada, że wiele cudów leczniczych zdarzyło się w świątyniach, o czem przekonani być mają najsławniejsi mężowie, którzy bądź za siebie, bądź za innych tam spali, oraz że owe cudowne leczenia opisane są na tablicach wotywnych.

Nie dziw, że już w starożytności spotykamy się z mniemaniem , że w tych tablicach pierwszych początków m edycyny szukać należy. Co więcej: o Hipokratesie nawet ojcu, nowożytnej medycyny, twierdzą, że część swojej wiedzy tym właśnie tablicom zawdzięczał, które sposobność miał widzieć w świątyni w Kos; również o Hermesie z Kappadocyi opowiada Galenus, że tenże w świątyni w Memiis gromadził owe senne wskazania lecznicze. Takie  ordynacye z świątyń naprow adzają lekarze Celsus, Paweł z Eginy i Galenus; ten ostatni donosi, że jeszcze za jego czasów używano recept, rzekomo od bogini Izydy pochodzących.

On sam również część swoich wiadomości leczniczych zawdzięczał pomocy bogów, objawiających się w nocnych zjawach sennych. I Jamblichus początki medycyny widzi w śnie świątynnym; Alrteraidorus zaś mówi: „wielu uleczonych zostało w świątyniach w Pergamos, w Aeksandryi i innych miejscach zapomocą wskazań boskich, a są nawet tacy, co początek m edycyny z tychże wskazań wywodzą“. – Słowem, powszechną była wiara w boskie pochodzenie medycyny. I w samej rzeczy, jeśli Hippokrates medycynę snów nazwał najlepszą, jeśli mówi, że poznanie snów jest wielką częścią mądrości, jeśli – ku wielkiemu kłopotowi swoich przyszłych tłómaczy – wspomina o boskiej interwencyi w chorobach, – to mógł jedynie somnambulizm mieć na myśli.

Tak przeto tablice wotywne w świątyniach były pierwszemi wskazaniami lekarskiemi, a Mesmer i Puysegur zdobyli sobie zasługę wyjaśnienia nam ich treści zagadkowej. Pierwotną medycyną był więc magnetyzm, a lekarze, uważający go za oszustwo, wypierają się w ten sposób własnej macierzy. Niewątpliwie! Zmateryalizowanej naszej medycynie nie można większego okazać szyderstwa, jak wywodząc ją z mistyki, dla której ona znowu ma również jedynie szyderstwo. Wszelako zwrot ku lepszemu, który w ostatnich czasach dzięki doświadczeniom hypnotycznym nastąpił w naszej medycynie, pozwala mieć nadzieję, że i tu spełni się przysłowie: On revient toujours a ses prem iers amours. (Wracamy zawsze do pierwszej miłości.)

Każdy zabobon zawiera w sobie ziarno prawdy.

Sen świątynny zrozumiałym stał się dopiero dzięki mesmeryzmowi, owe zaś wskazania lecznicze, w śnie udzielane, dzięki somnambulizmowi, odkrytemu ponownie przez Puysegura. W wyznaniach naszych somnambulików, mających często formę dramatyczną, odżyły wyrocznie starych bóstw leczniczych. Kto przeczy tożsamości somnambulizmu i snu świątynnego, musiałby postawić niewiarygodną zgoła hipotezę, że pierwszy naród kulturalny, któremu wszak zawdzięczamy kulturę naszą, przez lat tysiące ulegał w tym względzie podrzędnemu obłędowi, podzielanemu przez najtęższe umysły. Wszelako dziś już nie mogą tak daleko posuwać się wątpliwości, z któremi jeszcze obecnie somnambulizm się spotyka. Ktoby o tem chciał się przekonać, jak potężnymi krokami zbliża się medycyna dzisiejsza zwłaszcza tzw. psychologia eksperymentalna – ku owemu zapatrywaniu na naturę człowieka, które kierowało nocnymi zabiegami kapłanów egipskich w tajemniczych świątyniach, nicby lepszego uczynić nie mógł, jak wczytać się w karty założonego w r. 1886 pism a pt. „Przegląd hipnotyczny”, (Revue de Hypnotisme) wraz z przytoczonemi tamże pracami lekarzy-profesorów. Przekona się wtedy, że nie jest bynajmniej niemożliwością zgodne z duchem czasu przekształcenie snu świątynnego w w. XIX. i przyzna słuszność słowom prof. Kiesera, który już przed pół wiekiem wyraził tę nadzieję wraz z ostrą względem lekarzy swojego czasu naganą.

U Egipcyan spoczywało lecznictwo duszy i ciała w jednym ręku; tak, jak później u Chrystusa i u Apostołów. Że potem nastąpił rozdział między stanem lekarzy a kapłanów, to odpowiada powszechnemu prawu podziału pracy i zróżnicowaniu w naturze. Niema w tem jednak żadnej po wsze czasy konieczności, by oba te stany, sądząc, że jeden od drugiego niczego nauczyć się nie zdoła, trwały w wrogim względem siebie stosunku; może i tu z rozdziału wyniknie kiedyś zespolenie na wyższym stopniu. W reszcie mógłby sceptyk z tego, że sen świątynny zaginął, wyciągnąć wniosek o jego bezwartości i orzec, że instytucya prawdziwie pożyteczna, metoda lecznicza na rzeczywistej oparta wiedzy, nigdyby w zupełną niepamięć popaść nie mogła, jednakowoż zapominać nie należy, że kapłani świątynni wiedzę swą o somnambulizmie utrzymywali w tajemnicy, a że mieli słuszność, o tem powiedzieć coś mogą nasi prokuratorowie państwa  tak, iż już z tego względu wraz z upadkiem świątyń, musiała zaginąć i owa sztuka w świątyniach tych pielęgnowana,  nadto musiał sen świątynny zaniknąć wraz z religią pogańską, ponieważ związany był z wiarą w bogów. Gdyby wiedziano, że sny lecznicze są jeno udramatyzowanym instynktem leczebnym, że zjawiska bogów użyczały jeno samej istocie sprawy pewnej formy dramatycznej, zgoła nieistotnej, a wynikającej z ówczesnego ducha, nie zaginąłby sen świątynny wraz z religią pogańską.

Zresztą wiedza egipskich kapłanów nie przepadła zupełnie. Z czasem tajemnica świątyń przenikać poczęła przez ich mury. U filozofów aleksandryjskich odnajdujemy autosomnambulizm jako zasadę poznania a przez wszystkie następne wieki aż do wystąpienia Mesmera, widzimy, acz jednostki tylko, będące w posiadaniu tajemniczej wiedzy o magnetyzmie. Sam sen świątynny przetrwał nawet czasy pogaństwa. Z świątyń pogańskich przeszedł do kościołów chrześcijańskich. Mówi Prokopius, że cesarz Justynian wybudować kazał ku czci lekarzy-męczenników Kośmy i Damiana świątynię, w której sypiali chorzy, przez lekarzy już opuszczeni; wedle Grzegorza z Tours, nieśli obaj ci męczennicy i po swej śmierci pomoc: oto zjawiali się chorym we śnie i podawali im skuteczne środki lecznicze. W aktach Rollandystów czytamy o pewnym paralityku, który się przywlókł do grobu św. Litarda, biskupa z Sentis; tu go opadł sen, w którym zjawił mu się święty i obwieścił, że ozdrowieje na jedną nogę. Jerzy Fabrycy opowiada, że w Padwie widział wieśniaków, chłopców i dziewczęta, jako w świątyni św. Antoniego, słynącego z cudu leczenia chorych, podejmowali inkubacyę.*) We Włoszech był sen świątynny jeszcze pod koniec w. XVII. we zwycząju w Grecyi zaś i w nowszych czasach znajdujemy ślady inkubacyi w tem, że matki na intencyę swych dzieci kładły się do snu u stóp świętych.

Czy oprócz tablic wotywnych w naszych kaplicach katolickich wykazać się dadzą za dni naszych i inne ślady owego prastarego zwyczaju, tego powiedzieć nie mogę. Wszelako choćby i ostatni ślad zaginął, to rzec można, że w somnambulizmie naszym w nowej niejako postaci odżył.

*) Kittershcin: Der medizinische Wunderglaube der Inkubation 60.

powrót do spisu treści <=

źródło: „Mistyka Starożytnych Greków”, Baron dr. KAROL DU PREL Przełożył Dr. Józef Kretz; LWÓW; WYDAWNICTWO „KULTURA I SZTUKA” SKŁADY GŁÓWNE: LWÓW – KSIĘGARNIA AKADEMICKA WARSZAWA – E. WENDE I SPÓŁKA; NEW-YORK – POLISH BOOK IMPORTING CO INC