Czarnotwarz i wieloręki, to on,
z płomiennej czupryny, co dwa kije zrodziły.
Był jak wąż przy narodzinach, a maślanką się żywił;
ludzie pielęgnują go, jak konia mistrza czeszą
wieczorem i rano, i na jego łożu,
jak obcego zaszczycają, tak go czczą,
w ciągłej wachcie i obsłudze.
Jasnotwarz jest, z jasnością błyskawicy,
i jego potężne, lśniące ramiona co chwila się zmieniają,
nie można im ufać w ich skaczącej mocy,
gdy jego wielkie szczęki chwytają zgubny pokarm:
patrz, jak zgoli mieczem swego języka
włosy ziemi, wysokie lasy.
Ty jesteś nim, o Agni, którego Manu stworzył,
którego Adam sprawił, że istnieje.
Ty w dymie ofiary, człowiek wysyła
swojego posłańca modlitwy do bogów.
W śmierci niesiesz go,
do nieba przemienionego, zrodzonego na nowo z życia.
Kochanek wszystkich dziewic, ten wieloręki,
i wszystkich żon mąż.
Podąża czarną ścieżką z płomienistym językiem
rozdwajającym się, i każdy rozrasta się do żony i obrazu
wszystkie ciemne i ta, której twarzy
nie wolno oglądać, Durga straszliwą.
Tak w towarzystwie i wierzchowcem będący baran
Agni wyrusza.
ROSS NICHOLS
Zaadaptowano z oryginału sanskryckiego.
źródło: THE OCCULT OBSERVER A Quarterly Journal, no. 1, 1949.