Mistycyzm Konopnickiej

JADWIGA PETRAŻYCKA TOMICKA
MISTYCYZM KONOPNICKIEJ

„Każdy poeta jest mniej lub więcej mistykiem,” –  powiada Konopnicka – i wszyscy od razu, lub po namyśle zgodzić się na to muszą. Tu jednak zauważyć możemy, iż Konopnicka myślała wyłącznie o poetach, gdy to mówiła, bo gdyby uwzględniła wszystkich ludzi, musiałaby powiedzieć, że każdy człowiek jest mniej lub więcej mistykiem.

I w rzeczy samej, czy sięgniemy daleko w przeszłość, aż gdzieś do kolebki ludzkości, czy się zwrócimy do plemion dziś żyjących na najniższym stopniu cywilizacji  wszędzie spotkamy się z bóstwem, z duchem dobrym lub złym, ale zawsze potężniejszym od człowieka i od najliczniejszych chociażby gromad ludzkich, wszędzie spotkamy się z wiarą w zaświatowe potęgi, a wszystko co jest niezrozumiałem – im bywa przypisywane.

Jeżeli rozejrzymy się w dniu dzisiejszym i w dzisiejszych cywilizowanych społeczeństwach, to na najwyższych szczytach nie znajdziemy mocarza wiedzy, który by nie drgnął, ile razy stanie wobec pytania – skąd idziemy i dokąd zdążamy ? I niema pospolitego człowieka tak zmaterjalizowanego i oschłego, tak przyziemnego, który by nigdy w swojem życiu nie uległ wszechwładnemu mistycyzmowi: śmierć osoby bliskiej, trwoga o własne życie kurczy serce, narzuca bolesne pytanie – czyż wszelka ziemska potęga jest bezsilną wobec tego nieodwołalnego prawa ?… Kto je stanowił i w imię czego ?

Oczywiście, że mistycyzm z głębin duszy powstający, jest tej duszy wykładnikiem, a skala jego bywa tak rozległą, jak skala dusz ludzkich. Poczyna on się w obsłonach grubego zabobonu, a wzlatuje do proroczego jasnowidzenia, sięgającego w zaświaty, sięgającego do stóp tronu, na którym przedwieczna prawda jaśnieje. Skoro myślimy o mistycyzmie na szczytach – w jasnej zorzy jawią nam się postacie naszych filozofów-mistyków: Hoene Wrońskiego, Słowackiego, Mickiewicza, Cieszkowskiego i Krasińskiego, Trentowskiego, Libelta…

Dla wszystkich tych myślicieli wiara chrześcijańska była podstawą ich genjalnych koncepcyj. Z ducha swego narodu czerpiąc natchnienie, zgodni byli w najważniejszych swoich przykazaniach. Kamieniem węgielnym ich budowy był rozwój ducha, doskonalenie się wewnętrzne – „…troszczą się niektórzy jak wielkie będą prawa ich, albo jak wielkie będą granice ich. Zaprawdę, o ile powiększycie duszę waszą, o tyle powiększycie prawa i granice wasze”. (Mickiewicz).

Nie wystarczało im wszakże indywidualne dążenie do ideału, żądali, aby dążenie owo społecznem było, gdyż tylko wówczas twórczem się staje, bo „nie sam, lecz zaprawdę, z braćmi swoimi wejdziesz do nieba, kiedy czas globowy minie”. (Słowacki). Uznawali, iż do wznoszenia się na coraz wyższe szczeble doskonałości duchowej – niezbędną jest łączność między religją, a wiedzą: „Wiara i umiejętność, to prawa i lewa ręka, wypowiadającej się na piersiach Czasów Prawdy wiekuistej”. (Trentowski). Wszyscy nasi wielcy mistycy (z wyjątkiem Trentowskiego) wierzyli w metempsychozę, wierzyli, iż człowiek odradza się na ziemi, by dopełnił, czego poniechał w poprzednim żywocie, by zgładził winy, za które i w nowem życiu jest odpowiedzialnym.

Skarby etyczne i filozoficzne, nagromadzone przez tych rzeczników Ducha narodowego zdolne były, i współczesne sobie społeczeństwo dźwignąć na nowe tory, i dzisiejszą wolną Polskę uleczyć z ran jątrzących się, a wyniesionych z życia w niewoli. Niestety – przestrzeń między tymi twórcami myśli wysokiej, a ogółem polskim – była i jest nazbyt wielką i tylko nieliczne jednostki stawały w świetle ich genjuszu.

W tem kole wybranych – jedno z naczelnych miejsc należy największej poetce polskiej. Pomimo oschłego pozytywizmu swojej epoki, Konopnicka, pociągnięta urokiem i głębią myśli – poetów-mistyków, wzniosła się do wyżyn tego świata religijno-filozoficznego. Najpierw Mickiewicz, a następnie Słowacki – wywarli mocny i decydujący wpływ na rozwój mistycyzmu Konopnickiej.

Oczywiście przyjęła ona od każdego z nich to, co znalazło w jej duszy odzew, harmonijny współdźwięk, potęgujący wrodzoną skłonność – i powstał światopogląd zbliżony do tamtych, a przecież nowy, indywidualny i oparty o ducha własnej epoki. Konopnicka nie tylko podziwiała Mickiewicza, lecz była jego entuzjastyczną czcicielką, pisała o nim dużo*), jego mistycyzmowi wiele pięknych stron poświęcając. Z jej więc własnych słów wyczytać możemy, kiedy jej dusza współdźwięczy z myślami wielbionego poety, a kiedy z pewnej odległości obserwuje i rozważa, chociażby nawet i z zachwytem. Wspólnym jest podkład mistycyzmu Mickiewicza i Konopnickiej, tak jak prawdopodobnie i wielu innych poetów polskich, a to są – wiara katolicka i podania gminne w latach dziecięcych poznane, a prześwietlone niezrównaną poezją wspomnień o najpierwszych myślach o cudowności.

Spoufalenie się z temi myślami bywa tak wielkie, iż zaświat niemal na ziemię zstępuje: oto np. u Mickiewicza „duszyczki czyśćcowe” z II cz. „Dziadów”, posłusznie spełniające rozkazy guślarza, są myślą o istnieniu zagrobowem z życia realnego wysnutą i tego życia jakby dalszym ciągiem; tak samo „Upiór” nic zaświatowego w sobie nie ma. Podobnież Konopnicka w obrazku „Z tamtego świata” – maluje najogromniejszą z tęsknot człowieczych, snując cudowność z podań gminnych czerpaną, a odtwarza ból czysto ziemski. Jednakże i taki stosunek do zaświata jest już gotowością do mistycznych wzlotów. Ową gotowość w duszy Mickiewicza nazywa Konopnicka „struną naciągniętą od lat chłopięcych, ale aż dotąd milczącą” 2). Dopiero spotkanie się w Petersburgu z „poetą Oleszkiewiczem, malarzem, mistykiem, swedenborgjaninem, talmudzistą, który jak Wernyhora miał wizje przeszłości, litościwym był dla wszelkiej nędzy”, dobyło z tej naciągniętej struny ton, który nie umilknie już, a będzie się stawał coraz pełniejszym i coraz głębszym. Tem bardziej, że i sam poeta o to pogłębienie troszczyć się będzie, studjując dzieła St. Martin’a i Jakóba Bóhme.

Konopnicka wykazuje, że skoro Mickiewicz tych dzieł szukał to było świadectwem – „iż w nim samym tkwił powód szukania tego, a mianowicie, że tkwiła w nim pokrewność duchowa, ku pismom tym ciążąca — że więc nie Jakób Bóhme, i nie


1) Mickiewicz, jego życie i duch. O Mickiewiczowskiej odzie do młodości, z roku Mickiewiczowskiego.
2) Mickiewicz jego życie i duch.


St. Martin uczynił Mickiewicza mistykiem, ale że Mickiewicz przez to, co w nim było mistycyzmem, wprost wrodzonym, szukał Jakóba Bóhme i St. Martin a i poddał się ich wpływowi” *).

Sama twórczość poetycka utwierdzała w duszy poety wrodzony mistycyzm, gdy w chwilach natchnienia unosił go „wicher z za świata”. Jednakże mistycyzm ten „spoczywał na dnie uczuciowości Mickiewicza, przebłyskując niekiedy tylko w jego utworach i doprowadzając do „wulkanicznego wybuchu w improwizacji Konrada”.

Poza tym w dziełach poety panuje realistyczne zrównoważenie. I tak powiada Konopnicka, iż wpływy Oleszkiewicza nie przeszkodziły mu do stworzenia „Sonetów krymskich” – „arcydzieła plastyki i żywego piękna”. W epoce zaś rozczytywania się w dziełach St. Martin’a – obmyśla „Pana Tadeusza”, który „całą swą doskonałą pięknością trzyma się wprost ziemi”.

Z chwilą kiedy Mickiewicz milknie, jako poeta, mistycyzm jego wzmaga się i zaczyna się ujawniać w życiu i w czynach. „Odtąd, powiada Konopnicka, zerwie on równowagę ducha jego i stanie się jego naczelnym żywiołem… Odtąd zagłębi się w karmiący mistycyzm ten dziełach Jakóba Bóhme, St. Martin’a, Anioła Ślązaka… aż przyjdzie chwila, w której duch poety od zetknięcia się z Towjańskim buchnie jak płomień… Gdyż mylnem jest mniemanie, jakoby doktryna Towjańskiego opanowała i zgnębiła Mickiewicza, przeciwnie ożywiła ona i rozjaśniła mu duszę”. Konopnicka mniema, iż mistycyzm Mickiewicza był potężniejszym i gorętszym, aniżeli mistycyzm Towjańskiego:

„Bo kiedy się patrzy w te karty, w te szorstkie, twarde i zawsze – choćby o ogniu mówiły- zimne słowa Towjańskiego i kiedy się porówna z niemi te ogromne wylewy rozrzewnionego, roztopionego w jakieś łzy wewnętrzne, w jakieś wewnętrzne żary, ducha Mickiewiczowskiego, pierwszą rzeczą, która uderza, jest to, że w Towjańskim tkwił racjonalizm, utylitaryzm mistycyzmu, jeśli tak powiedzieć można, podczas gdy w Mickiewiczu grało potężne czucie mistycyzmu i cały jego idealny poryw do czynu, do ofiary” x). Gdy zważymy, iż czyn i ofiara prowadziły do wyzwolenia ojczyzny, iż mogło to nastąpić w bliskiej przyszłości, ile że, według nauki Towjańskiego „epoka realizacji” już się zaczęła, to zrozumiałym się staje zapał, z jakim Mickiewicz przyjął doktrynę


’) „Mickiewicz, jego życie i duch”.


Towjańskiego i zaczął w jej duchu pracować. Wykłady poety rozsnuwały przed oczami słuchaczów przejasne horyzonty. Dzieje przeszłości stawały się dziejami ducha narodowego, stawały się logicznym i zwartym pochodem ku wolnej przyszłości. Jeśli zaś w drugorocznym i trzeciorocznym kursie Mickiewiczowskim objawił się mistycyzm, „to tylko w znaczeniu wzmożonego zapału ku ideałowi, ku doskonałości, ku odrodzeniu duchów”.

Wielką tragedją Mickiewicza było to, iż w chwili wyrocznej, w chwili, kiedy wybuchło powstanie, kiedy Polska zmagała się w boju śmiertelnym, nie umiał zdobyć się na czy*\ nie poniósł życia w ofierze za sprawę. W chwili jasnowidzenia, pojął tę swoją winę i legła mu ona kamieniem na sercu: „Biada nam, żeśmy w czas morowy, lękliwie nieśli za granicę głowy…” Nie samej tęsknoty wyrazem jest ten okrzyk poety, jak to mylnie podaje Konopnicka 1).

Pragnienie czynu, który by był odkupieniem winy tej, wypełni odtąd duszę poety,  pragnienie cudu dla wyzwolenia Polski stanie się osią jego mistycyzmu. „Realizacja”, zapowiadana przez Towjańskiego, miała ten cud sprowadzić. Przed naleganiem Mickiewicza o tę „realizację” uchylał się Towjański, mówiąc, iż „ideę rzuca się dla wieków„.

Tymczasem bieg wypadków europejskich tak się kształtował, że się wszystkim zdawało, iż „zaczynają bić jakieś nadzwyczajne godziny. Mickiewicz nie wątpił, że nastaje epoka ogromnej krucjaty, w której narody zastępami pójdą, każdy pod swoim znakiem, za ideą zmartwychwstałego Chrystusa i sprawiedliwości ku Królestwu Bożemu na ziemi”. Nie mogąc pociągnąć Towjańskiego do czynu, odstąpił go, aby na własnych drogach „realizować słowo”. Nie odstąpił wszakże jego doktryny, gdyż ona niosła upragnioną obietnicę – cudu wyzwolenia Polski.
*

Zupełnie inaczej odnosiła się Konopnicka do Słowackiego, niż do Mickiewicza, że czytała jego dzieła, że je znała – rzecz oczywista, a przecież -nie pisała o mistycyzmie wielkiego poety, zaś jedynie jej studjum o nim pod tytułem – „O .Beniowskim” powstało u schyłku życia poetki: na parę miesięcy przed śmiercią


’) „Mickiewicz, jego życie i duch”.


oddała je do druku, sama jeszcze przeglądała jego korektę, ale już książki nie ujrzała.

Rzecz „O Beniowskim” rozpoczyna Konopnicka słowami: „Jedyną w życiu osobistą żądzą Słowackiego – była żądza sławy”. Nie z jej własnej duszy sąd ten wypływa! Jest on jak gdyby narzucony z zewnątrz, wbrew temu, co mówi sam Słowacki: „O dzika żądzo pośmiertnego żalu, jakiem ty jesteś smutnem głupstwem ludzi”! I wbrew tej istotnej prawdzie, która powstaje z jego natchnionych strof, odtrącając niechęć i uprzedzenie powierzchownych krytyk, zajaśnieć w takich oto słowach poetki: „…należy pamiętać, co to jest i co znaczy żądza sławy dla człowieka, jak Słowacki. Kiedy jego myśli, jego uczucia, jego nadzieje przechodzą w serce narodu, wtedy poeta jest sławnym. On niesie przed tłumem pochodnię piękna i prawdy. Jeżeli ludzie od tej pochodni biorą swoje światło, jeżeli grzeją się i krzepią jej ciepłem, poeta sławnym jest i zwycięża”. I przyznaje Konopnicka, że Słowacki miał przeświadczenie, iż ta droga, którą szedł, była „właściwą drogą jego”, a wiodła go „dziwnie twarda wiara w przyszłość”, jego, który dawał „tyleż piękna, a więcej prawdy”, niż inni. Jeżeli mimo to nie został nawiązany „węzeł wzajemnej sympatji”, to winy należało szukać nie w nim jedynie, jak to czyniono, tylko, bardziej jeszcze „w tych właśnie, którzy go jakby rozmyślnie krzywdzili i poniżali” ’).

O rozwoju poetyckiej twórczości Słowackiego mówi Konopnicka, iż początkowo nie czerpie on bezpośrednio z życia wątku swoich utworów, snując treść ich z własnej fantazji (Balladyna); z biegiem czasu nagina się ku życiu, wprowadzając realne pierwiastki do swojej poezji (Beniowski); w końcu – „pod wpływem mistycznych zachwytów, czerpie z idei, co przestaje czerpać z życia”

Jeżeli formuła, w którą Konopnicka ujęła twórczość Słowackiego nie jest doskonałą, to usprawiedliwia ją to jej wyznanie, iż dusza ta – „wielka zawsze niezawsze bywa zrozumiałą”. Bo jak w innem miejscu mówi poetka: „Syntezy jego ducha skończonej i ostatecznej jeszcze nie zrobiono… Ten umysł i ten charakter jest dla nas wciąż jeszcze węzłem najbardziej splątanych sprzeczności. Lecz ile razy widzimy w człowieku tylko sprzeczności tyle razy nie znamy go… Czujemy, że jeszcze tu czegoś

1) „O Beniowskim”. brak, że niema czegoś, coby… postawiło we właściwem świetle i ukazało nam owe tło, ową fundamentalną potrzebę, z której wszystko wypływa logicznie i która je wszystkie do jedności sprowadza”

Pracę swoją „O Beniowskim” uważa Konopnicka za skromny przyczynek do badań, niezbędnych do stworzenia tej dotąd nieosiągniętej syntezy. Właśnie ten poemat jej zdaniem, najlepiej się nadaje do wyświetlenia sprzeczności lub kwestyj spornych, jako że w „Beniowskim” z pośród wszystkich dzieł najwięcej jest samego poety: „Odbłysk życia jego padł” na ten poemat bardziej, niż na jaki bądź inny utwór. Z tego jedynego studjum o Słowackim widzimy, że Konopnicka nie ujmowała krytycznie jego mistycyzmu: ona go wyznawała… wyznawała w swoich najbardziej uduchowionych i najwznioślejszych utworach.

A wyznawała, to nie znaczy, iż dosłownie przyjmowała wszystko i we wszystko wierzyła, lecz znaczy, że z pokrewieństwa duchowego wynikało zbliżone pojmowanie dróg, wiodących do przedwiecznej prawdy, wynikała wiara we wszechmocną potęgę ducha. Wpływ ten działał, jak gdyby pomimo woli poetki, magicznym swym czarem zniewalał ją.

Nie studjowała ona i nie badała pierwszych iskier, które się zapalały w duszy wielkiego poety – mistyka na młodzieńczej ścieżynie, rozpoczynającej jego drogę na szczyty. A ujawniła to własnemi słowami, mówiąc, iż Słowacki uległ „transfiguracji duchowej po przyjęciu Towjanizmu”.

On, mistyk urodzony, on, rozczytujący się w dzieciństwie już w dziełach Swedenborga i pod wpływem tej lektury wznoszący „gmachy pełne głosów anielskich„… On, który w „Godzinie myśli” (1833 r.) daje zarys przyszłej swej doktryny mistycznej, na długo przed spotkaniem się z Towjańskim.

Wprawdzie Słowacki wstąpił do „Koła” Towjańskiego, jednak należał tam niedługo, nie mogąc się przystosować do ciasnych ram jego, ani do ugodowego stosunku Towjańskiego do caratu. Wpływ Towjańskiego wyraził się prawie wyłącznie w tem, że poetycki mistycyzm Słowackiego począł stopniowo przekształcać się w głęboko przemyślaną doktrynę, której poeta poddał zarówno swoją twórczość, jak i swoje życie, pracując i tworząc


’) „O Beniowskim”.


odtąd jedynie dla „celów bożych”. Gdyż Słowacki twórczość poetycką cenił wysoko, uważając ją za posłannictwo, za czyn, w przeciwieństwie do Mickiewicza, który poniechał słowa dla bezpośredniego czynu.

Jedną ze znamiennych różnic między mistycyzmem Mickiewicza, a Słowackiego jest rozległość obejmowanych przez nich horyzontów.

Mickiewicz, którego przepięknym ideałem społecznym lat młodzieńczych było ,,w szczęściu wszystkiego są wszystkich cele” mniema, z miłością swoją ogarnął niezmiernie dużo, mówiąc – „ja kocham cały naród! Objąłem w ramiona wszystkie przesz!. Przyszłe pokolenia…”

Słowackiego miłość ojczyzny jest również wyolbrzymiona pod wpływem bólu i tęsknoty. Wyolbrzymienie owo wyraziło się przede wszystkiem  w wierze, iż naród polski wielką męką swoją został wyświęcony na przodownika ludzkości, iż on przed wszystkimi innymi narodami zdolen jest wyzbyć się wad swoich i osiągnąć najwyższy stopień doskonałości, jako, że „Bóg chce Polski, aby czyniła wysokość między wysokościami, do której dążą w ideałachinne narody„. (Do emigracji o potrzebie idei).

Nie o samo więc szczęście narodu swego troska się Słowacki, lecz o jego doskonalenie się, o jego uduchowienie, o jego współpracę w przemienianiu całej ludzkości w „anielstwo globowe”, by się wznieść mogła od „celu ziemi do celu światów”. (Samuel
Zborowski).

Mickiewicz w namiętnem uniesieniu woła do Boga: „Daj mi rząd dusz”, bo nie wątpi, iż potrafi swój naród „dźwignąć, uszczęśliwić, cały świat zadziwić”, nie wątpi, iż przewyższa Boga miłością swoją.

Słowacki Bogu się nie przeciwstawia, gdyż: „Bóg dla mnie w Trójcy, powiada on, jest ten, który stworzył człowieka i ten który żyje w człowieku” (Dziennik z lat 1847—1849). Ten, który jest jego natchnieniem i kierownikiem w dążeniu „do ostatecznego rozjaśnienia sprawy.”

Zdawać by się mogło, że Konopnicka, tak silnie współczująca wszelkiej ziemskiej niedoli, pójdzie za uwielbianym poetą, pójdzie śladami Mickiewicza. I ona sama może przypuszczała, że wespół z nim i na jego sposób dźwiga brzemię bratniej niedoli, że ją może zwalcza, gdy wybucha skargą namiętną:

O dajcie usta wszystkim krzywdom ziemi
I wszystkim nędzom i tęsknotom ducha,
I niech się niebo drzwiami błękitnemi
Otworzy i Bóg – niech słucha.
I gdy z gorzką, łzami przesiąkniętą ironją mówi:
Ja się nie skarżę, choć Twoje ołtarze
Nie płoną wiecznej jasności pochodnią;
Choć synom Twoim na imię: „nędzarze”,
A nędza tak często zbrodnią.
Ja się nie skarżę!… Cóż światu pomoże,
Choćbym go skarg – mych wstrzęsła huraganem?…
Smutno mi tylko, żeś Ty wielki Boże,
Całej tej nędzy jest panem.

I tak samo jak Mickiewicz przeciwstawia człowieka – Bogu, prowadząc na szczyty Mojżesza, uniesionego złudą własnej potęgi:

Oto oblekam monarszą purpurę
Z rubinowej luny świtu …
I patrzą twarzą w twarz Boga, 
Ja, prawodawca, wódz ludu!
(Mojżesz)

Są to oczywiście frapujące analogje, jednakże nie sięgają one w treść istotną. Mickiewicz żąda cudu, żąda szczęścia tylko dla swego narodu, gdy Konopnicka błaga o światło, jak Słowacki, dla całej ludzkości, swoje „serce drżące” składając w ofierze:

Jaką dla świtu wyznaczasz Ty drogę
Światłości Boże!
Czy wzejdzie cicho w te ciemne przestworza,
Nad wieki śpiące,
Szląc wszystkim ludom, od morza do morza
Złociste gońce?
I błękitniejąc jak prawda odwieczna
Bez walk, w pokoju,
Wzejdzie nam jako słoneczność konieczna
W ludów rozwoju?
Jakkolwiek przyjść ma, daj nam go już Panie,
Zaklinam Ciebie
Przez tęskność, która przyszłości świtanie
Nieci na niebie…

I choćby tylko mógł jedną przyjść drogą –
Przez serce drżące,
Niech spieszy! niechaj zdepce je swą nogą
Wschodzące słońce!
(Noce letnie)

Wychowawcą całego narodu był Mickiewicz, więc i Konopnickiej przedziwnie wrażliwa dusza musiała być poddana jego wpływom. Lecz była ona indywidualnością samoistną i na wyrocznej drodze swojej zatrzymać się nie mogła. Przyszedł moment jej duchowego rozwoju, kiedy ani granice własnego kraju, ani granice ziemskiego bytu nie mogły już przesłonić nieskończoności. I w onym to momencie objawiła jej się istotna wielkość i świetlistość ducha poety-mistyka, poety-filozofa => Słowackiego.

Móc jego wiary, iż „wszystko przez ducha i dla ducha zostało stworzone, a nic dla cielesnego celu nie istnieje…” (List do Rembowskiego), skrzepiło własne przeświadczenie poetki, które się skrystalizowało w takie oto myśli:

Wieczność to nie jest ocean lat,
To skrzydeł ducha bicie.
Tam, gdzie uderzy w skrzydła swe duch,
Proch rzuca spokój ciszy
I leci w życia rozpęd i ruch,
I kocha, cierpi, dyszy…
(Z ksiąg ducha)

Skoro nic dla cielesnego celu nie istnieje, a „ciało jest tylko formą ducha” – to i samo życie jawi się pod innym kątem widzenia: milkną skargi i narzekania, a poetka przyznaje, iż:

Życie nie jest dzikim krzykiem, 
To melodja jest najczystsza,
Którą śpiewa harfa złota
Pod dotknięciem palców mistrza…
Złota harfa – wszechświat cały,
Naciągnięty strun miljonem….
Każde serce drży i dźwięczy
Nieśmiertelnej pieśni tonem.
(Głosy ciszy)

„Z jedności, czyli ze słowa, które było początkiem stworzenia, wyszedł świat genezyjski…” (List do Rembowskiego), powiada Słowacki. A w innem miejscu mówi, iż „ten sam duch jest w kamieniu, w roślinie, w zwierzęciu, w człowieku”. (Fragmenty filozoficzne).

Jedność Boga i świata uznawali wszyscy panteiści, a z nimi Słowacki, z nimi Konopnicka; świadczą o tem jej własne słowa:

W złotej kolebce wiecznych zórz
Duch się poczyna…
W nieskończoności bożych mórz
Duch się poczyna…
Promień odszczepion z ogniska,
Z którego stosu – słońca kiedyś wstaną,
W wieczyste rano
Z Boga wybłyska.
(Z ksiąg ducha)

A także mówi:

Nic tu osobne nie jest, ani wyłączone,
Co jest w tobie, jest w wszechświecie,
Jednego planu linje widne i znaczone
W gwiazdach i w stokroci kwiecie…
(Głosy ciszy)

Duch mój przed początkiem stworzenia był w Słowie, a Słowo było w Tobie – a jam był w Słowie„. Powiada Słowacki.  „A my, duchy Słowa zażądaliśmy kształtów i natychmiast widzialnymi uczyniłeś nas Panie, pozwoliwszy, iżeśmy sami z siebie, z woli naszej i z miłości naszej wywiedli pierwsze kształty i stanęli przed Tobą zjawieni„.

(Genezis z Ducha).

Myśl tę odnajdujemy u Konopnickiej w „Księgach Ducha”:

Kto z nas pomni przedczas ony,
Gdyśmy – Duchy – Tworzyciele –
Unosili się na wichrach,
Nad wodami wszechżywota,
Wszechmy ślący i wszechsilni?
Każda myśl promieniem była,
Każdy promień – twórczą siłą
Odbijał się w wodach życia
Nowym kształtem, załamanym
Od promiennej myśli Duchów.
Aż raz powstał rój rozlotny
Tak uroczych mar, tak cudnych,
Żeśmy, Duchy – Tworzyciele,
Zawściągnęli nasze loty,
Zawściągnęli twórczą siłę.

I oblały ognie żądzy 
Mar uroczych kształty senne,
I zatężał kształt wszelaki
W jawą ziemi, w jawę życia.
A tak – gliną jest uczynion.
Ziemia – glina znowu musi
Nabrać, wchłonąć tyle ducha,
Tyle światła przepromienić,
By się poddać twórczej myśli
W każdym głuchym/swym atomie.
Muszą Duchy – Tworzyciele,
Unoszący się na wichrach,
Rozwiać w polot ziemię glinę;
A to jest ich wielka praca,
Praca wieków i trud trudów.
(Z ksiąg ducha)

Trud trudów i zarazem dzieje człowieka na ziemi. Dzieje te kreśili poetka temi słowy:

Nic darmo mi nie dano
We wschodu mego rano.
Wszystkie moje promienie
Wyprzędłem poprzez cienie,
Wyprzędłem poprzez noce.
I wszystkie moje moce,
Na ziemi i na niebie,
Dobyłem sam ze siebie!
Wszelki kształt mój
To wieków znój,
To zrodzeń praca, śmierci bój.
Co światła mam, to cudem
I prometejskim trudem
W żywotów mych tysiącu
Po skrze odkradłem słońcu…
(Z ksiąg ducha)

Tu złożyła poetka swoje wyznanie wiary w stosunku do zasadniczej prawdy w doktrynie Słowackiego, w stosunku do metempsychozy (reinkarnacji). Już w „Godzinie myśli” (1833 r.) metempsychoza absorbuje Słowackiego:

…dusza z iskry urodzona,
Rożnem życiem przez wieki rozkwita – ikona,
Przez długie wieki, biorąc kształty różnych tworów,
W kwiecie jest duszą woni i treścią kolorów,
W człowieku myślą, światłem staje się w Aniele.
Raz wstępnym pchnięta ruchem, ciągle w Boga płynie,
W doskonalszem co chwila rozkwitając ciele.

Całą teorję St. Simon’a, mimo, iż go wysoko cenił, nazywając go ,, jedynym z ducha filozofem Francji” – uważał Słowacki za chybioną – przez to, iż metempsychoza nie była w niej uwzględniona. Swoją zaś doktrynę zbudował na wierze, iż cały świat – to formy ducha, na których cięży glina indywidualnego życia, zaciemniająca pierwotną świetlistość. Przepromienić i uduchowić oną glinę, w każdym żywocie poprawiać błędy żywotów poprzednich, w bólu i w trudzie doskonalić się bezgranicznie, by po dopełnieniu się czasów wrócić do pierwotnegó źródła, do Jedności, do Boga – oto cel wszelkiego bytu.

Wysoka etyka Słowackiego wzniesiona jest na fundamentach metempsychozy, na fundamentach wiary, iż żaden czyn i żadna myśl nie zaginie, niosąc w sobie światło przyszłego bytu, lub też jego cienie. A gdy doskonalenie się jednostek jest bezgranicznem, tedy „jednego niema ducha, któryby na końcu czasów nie był zbawiony.”
(Fragmenty filozoficzne).

Bardzo zbliżoną myśl zawarła Konopnicka w tych oto słowach:

Ziemio! Ty będziesz tak myślami bita,
Jak burzliwym oceanem,
Aż w polu, zorzą owianem,
Ostatni kłos twego żyta
W chleb się braterstwa przemieni,
Pełen promieni,
Który rozłamią z sobą przez lądy i wody
Świata narody.
Każdy przypływ ideału
W pierś twą uderza,
Jak fala świeża,
Przygnana tchem potężnym z głębin oceanu
Nieskończoności !
Aż kiedy przejdą wieki i czasy przeminą,
Wśród radosnego peanu
Wszechświatła i wszechmiłości,
Rozleją się potopem myśli jasne tonie
Po twojem łonie…

(Z ksiąg ducha)

Czy wobec przyjmowania nauki Słowackiego niemal bez zmian w głównych zarysach można pomawiać Konopnicką o naśladownictwo ?

Bynajmniej!

W duszy człowieka złożone jest ziarno, które kiełkuje i wyrasta zawsze jednako, a w całej ludzkości poprzez wszystkie czasy trwa i objawia się: W dostępnej myślom naszym – dali dziejowej dostrzegamy jaśnienie mistycznego kwiatu, oto zakwita on wśród arjów w Indjach, w sercu Rarov Blask ten spływa na Egipt, a święte jego promienie przechowują przez długie wieki kapłani Ozirisa w twierdzy niedostępnej tajemnicy, snadź chroniąc je przed ostrymi podmuchami, co by je mogły stłumić, lub przygasić na długo. I tylko najgodniejszym, tylko wypróbowanym udzielają łaski tej jasności, całkowicie lub częściowo dopuszczając do wiedzy tajemnej.

Z pośród wtajemniczonych w świątyni Osirisa najwyższymi byli – Mojżesz, Pitagoras, Platon… „Nauka tajemna”, pomimo wszystko, coraz stawała się dostępniejszą, coraz szersze zataczała kręgi. I chociaż Indje i Egipt były istotnemi kolebkami teozofji starożytnej, to przecież powstawały równolegle i samodzielnie – religje o te same prawdy oparte, jak religja chaldejska, kult Ormuzda i Arymana, kabała… O nauce ezoterycznej wiedział Słowacki to, co znanem i dostępnem było jego epoce, ujawniło się to w jego własnych wzmiankach o Indjach, Egipcie, o Pitagorasie, Platonie i t.d. Ze współczesnych sobie filozofów mistyków znał Swedenborga, St. Simona, Hoene Wrońskiego, Cieszkowskiego, Trentowskiego… Mimo to doktryna jego od nikogo nie była zapożyczoną, wysnuł on ją z najistotniejszej prawdy swego ducha. I sam o tem najmocniej był przekonany: „Budujcie świat cały dla ducha… – powiada on – i siebie podług ducha budujcie, a bez żadnych związków tajemnych i naradzań się spotkacie się w jednej myśli Bożej – podobni sobie mądrością – sercami zlani – spokojność mający aniołów…” (Fragm. fil.).

Teozofję starożytnych uważał Słowacki za niezupełną: „Cóż… było fałszem w panteizmie? – mówi on – oto brak Chrystusa, który panteizm i metempsychozę prowadzi…” (List de’ Rembowskiego). Całą doktrynę Słowackiego opromienia niezachwiana wiara.

Inaczej Konopnicka. Do mistycyzmu dąży poprzez niepokoje, wątpienie, niewiarę. Spragniona światła – wyciąga ramiona „do tajemnicy nurtującej w ciszy”. Z pośród rozmyślań trwożnych i bolesnych wyrywa się okrzyk: „On przecież jest tam… ja Go czuję!”

Konopnicka nie porywa się do takich śmiałych lotów w krainę ducha, po za granice wiedzy ludzkiej, jak Słowacki, doktryny  własnej nie stwarza. Nie idzie wyżej od niego, idzie.jednak dalej – fala świata uniosła ją o krok naprzód i przyjęła ona nowe iskry, które zdobył duch czasu, a które odmienny ton nadały jej mistycyzmowi.

Spoglądając w głąb czasów za sobą, woła z goryczą:

O myśli ludzka, gdzieżeś ty nie była
Po słowo życia, płomienna i drżąca?
I jaka czara, tuż przy ustach schnąca,
W pragnieniu Cię nie poiła
(Co to jest…)

I także:
Ty mi się nie dziw, że ja się wciąż pytam
I rzucam: „czemu?” w przestrzenie błękitu…
Wszak odpowiedzi nikt mi nie dał jeszcze…
(Nie dziw się)

A jakby na usprawiedliwienie swoje dodaje – „… ja idę w pomroce zwątpień, któremi trują się dziś duchy…”

Na skrzydłach Konopnickiej zaciężył pozytywizm, naturalizm, sceptycyzm… i chociaż teorytycznie odrzuciła ich tradycje, to przecież w zupełności od nich się wyzwolić nie zdołała nigdy i, zgodnie z duchem swego czasu, musiała obserwować, badać, analizować, wątpić…

Mimo wszystko w postęp wierzyła niezachwianie: „…wiem, że w wiecznych następstwa ogniwach przerwy nie będzie…, że ludzkość nie stanie… aż znajdzie prawdę i Boga”. A nie nastąpi to dopóty – „dopóki będzie choć jeden duch, który w słoneczne prawdy okręgi nie wzięci…” (Odpowiedź). Potwierdza więc i za swoje ma Słowackiego wierzenie, iż „jednego niema ducha, który by na końcu czasów nie był zbawiony.” (Fragmenty filozof.)

Podobna zbieżność myśli ujawnia się także i co do znaczenia nauki w pochodzie ludzkości: Słowacki, uchylając lekceważący gest romantyków, mających w pogardzie – „mędrca Szkiełko i oko”, – ogarnia myślą daleką przyszłość gdy mówi – „…czucie i wiedza… mają być razem do lotu użyte”… (Wykład nauki).

Z jakimże zapałem woła Konopnicka:

Dziś to duch badań, który myśliciela
Czyni potężnym zwycięzcą przyrody
I wielkie prawdy zdobywa i wciela
W idące naprzód narody.
(Odpowiedź)

I więcej jeszcze – Słowacki wierzył, iż nastąpi zjednoczenie religji i nauki, a ta wspaniała jedność pozwoli ludzkości wstępować na szczyty dotąd niedostępne, odkrywać tajemnice bytu dotąd zaledwo przeczuwane. Wszystko co jest niedocieczone, co „znika przed oczami mędrców” nie stanie się jasnem i zrozumiałem – „dopóki mądrość z świętością i miłością Bożą nie przystąpi do rozglądania tajemnic natury”. (List do Rembowskiego).

Słowacki siłą swego genjuszu oceniał wielkość tajemnic „globowych”, wiedział, iż w chwili nawet najwznioślejszego natchnienia człowiek nie może przekroczyć granicy zaświatów. Może się do niej zbliżyć, może ujmować jakieś dalekie horyzonty dziejowe i ogólno-kosmiczne, może wysiłkiem pracy duchowej uchylić rąbka zasłony, lecz odrzucić jej nie zdołał dotąd. Tak o tem mówi on sam: „…nie mamy w sobie wszystkich objawień aż do końca świata, ale mamy moc czerpania z Boga najbliższych i ciągle idących po sobie prawd duchowych, które tak idąc wstępnie do ostatecznej causy finalnej prowadzą”. (Notatki i zapiski w raptularzu).

Słowacki wierzył w stałą komunikację życia ziemskiego – z potęgami nadzmysłowemi, nie uznawał jednak „ciał astralnych”, – ani wszelkich emanacyj i rozszczepień, dowodząc, iż widzenie duchowe odbywa się na drodze czysto duchowej, za pomocą oczu naszych duchowych, które są trącone mocami tychże duchów, bez żadnego w tem ciał naszych pośrednictwa…

W epoce szerzenia się teozofji (zapoczątkowanej przez Bławatską i Olcotta) i okultyzmu (w Polsce jego przedstawicielem był Ochorowicz) – Konopnicka nie dała się im pociągnąć, jeno w doktrynie Słowackiego znalazła współdźwięk i ukojenie swoich zaziemskich tęsknot i poszła po jego linji, wolnej od wszelkiego materjalizowania przejawów życia duchowego ; poszła po jego linji filozoficznie i poetycko nad wyraz subtelnej, a sięgającej w niezmierną dal czasów, minionych i przyszłych. Poszła po jego linji, gdyż był jej duchowo i rasowo najbliższym.

Wiele jest rysów wspólnych pomiędzy doktryną Słowackiego, a mistyką dni dzisiejszych. Jednakże czystością myśli, głębią wiary i wyżynami wzlotów nie dorównał mu żaden z mistyków, nowoczesne Europy, nawet najwyższy z nich – Maeterlinck. Słowacki tak bardzo przewyższył swoją epokę, iż nie od razu mógł być dostępnym nawet dla szczytów. Czasy jednak szły i coraz więcej dusz wznosiło się ku niemu, ulegając czarowi jego świetlistej myśli, uzyskując wzmożone światło dla własnej pracy duchowej, dla pracy, wiodącej w przyszłość…  Takiemu czarowi uległa Konopnicka: nie wzorem przecież, jak chcą niektórzy – jeno mistrzem genjalnej poetki był Słowacki.

źródło: Jadwiga Pietrażycka Tomicka; „MISTYCYZM KONOPNICKIEJ”;  Lwów 1924r.