Hrabia Cagliostro i Wolnomularstwo

W zeszłym miesiącu w edytorskich Notatkach Miesiąca przeznaczono znaczną przestrzeń na temat Josepha Balsamo kontra Hrabia Cagliostro, co można by uznać za wyczerpane przynajmniej na chwilę obecną. W kwestii rozróżnienia lub tożsamości tych dwóch postaci na scenie historii nie ma wątpliwości, że doszliśmy do momentu, w którym należy zrobić przerwę, chyba że przez szczęśliwy przypadek badań natrafimy na kolejne informacje.

Są jednak pewne kwestie, które pozostały nierozwiązane, i wydaje się pożądane, aby zająć się nimi, póki zainteresowanie tematem jest jeszcze żywe w pamięci czytelników. Mieli oni okazję w pełni docenić wartość ostatniego monografu pana Trowbridge’a,* dotyczącego osobowości i przygód założyciela Egipskiego Wolnomularstwa. Mniej więcej ćwierć wieku temu, w moim wydaniu „Żywotów Alchemicznych Filozofów”, opublikowałem to, co uważałem za najbardziej rozbudowaną biografię Cagliostro w języku angielskim do tej pory. Było to, że tak powiem, w dniach mojej młodości; nie trafiło to pod uwagę pana Trowbridge’a, co nie ma znaczenia, ponieważ, o ile pamiętam, było całkowicie wrogie i opierało się na autorytetach dotychczas bezwarunkowo akceptowanych. Wspominam o tym tylko dlatego, że pozwala mi to dodać, że zawsze uważałem wprowadzenie lub wymyślenie systemu zwanej Egipskiego Wolnomularstwa za punkt zwrotny w życiu Magusa. Kiedy ostateczny werdykt zostanie wydany na „mistrza magii”, wierzę, że ta część jego historii, tak wyraźnie przedstawiona przez pana Trowbridge’a, nie ulegnie zmianie. Było to oczywiście zdanie Louisa Figuiera, którego obszerna uwaga o Cagliostro w „Histoire du Merveilleux dans les Temps Modernes” być może była traktowana zbyt poważnie w obecnych wspomnieniach, tak jak kiedyś przeze mnie. Jest to niewiele więcej niż romantyczna opowieść.

  • Hrabia Cagliostro. Autorstwa W. R. Trowbridge. Cena 16 szylingów netto. Wydawnictwo Chapman & Hall, Londyn.

Mógłby być porównywalny jako taki do dzieła markiza de Luchet, a nie pana Trowbridge’a. Jako że zajmuję się w wystarczająco rozbudowanym dziale tak zwanym systemem inicjacji masońskiej i egipskiej, który miał pochodzić od proroków Enocha i Eliasza, w mojej „Tajnej Tradycji we Wolnomularstwie”*, nie zamierzam szczególnie odnosić się do niego w obecnym kontekście. Został źle oceniony przez poprzednich krytyków, a chociaż w żadnym sensie nie był masoński, miał cechy dekoracyjne, które pozwalałyby porównać go z innymi ruchami ezoterycznymi zgromadzonymi pod sztandarem Wolnomularstwa pod koniec XVIII wieku.

Oczywiście, istnieją granice specjalistycznej wiedzy i badań pierwotnych w niemal wszystkich dziedzinach, a biorąc pod uwagę rzeczywisty wkład w naszą znajomość Cagliostro zawarty w omawianym tomie, przypuszczam, że autor zostanie wcześniej wybaczone, jeśli w sprawach pomocniczych pozostanie otwarty na korektę. Zrozumie również ducha, w jakim podchodzę do jego pracy z tego punktu widzenia. Wskazano, że jego znajomość ezoteryzmu w XVIII wieku pozostawia wiele do powiedzenia, a tu i ówdzie coś, co wymaga ponownego przedstawienia. Kilka ważniejszych punktów proszę pozwolić mi określić. Pan Trowbridge przede wszystkim ewidentnie nie jest wolnomularzem, a wydaje się nie zdawać sobie sprawy z absurdalności „Courier de l’Europe”, gdy mówił o inicjacji Cagliostro w Londynie przez rzekomą Lóżę Espérance wraz z jego żoną. Nie wiem, czy taka Loża istniała w tamtym okresie; jeśli tak, nie wierzę, aby była afiliowana z Rytem Ścisłego Posłuszeństwa; ale nie było wtedy ani nie ma teraz żadnej uprawnionej Loży w Anglii, która przyjęłaby kobietę, a Ścisłe Posłuszeństwo była ostatnim masońskim posłuszeństwem w świecie, przeciwko któremu można by postawić takie oskarżenie. Z innych źródeł pan Trowbridge czerpał wiele błędów dotyczących L. C. de Saint-Martin, i wątpię, czy konsultował się z jakimkolwiek autorytetem po Matter. Nigdy nie mógł zobaczyć „Des Erreurs et de la Vérité”, pierwszego dzieła mistyka, opublikowanego w dwóch tomach, demy 8vo, str. 230 i 236, albo nie mógłby go opisać jako „dziwną małą książkę”. Nie mógł zobaczyć ani przeczytać późniejszych pism Saint-Martina, albo nie mógłby poważnie powiedzieć, że Wolność, Równość i Braterstwo były świętą triadą mistyka. Nie może nic wiedzieć o jego życiu ani o jego stosunku do zewnętrznych tajnych stowarzyszeń, albo nie by kontynuował starej iluzji, że Saint-Martin założył Ryt Masoński, a przede wszystkim Ryt Swedenborga, o którym pozostawił bardzo konkretne oświadczenie. Nie nazywałby go założycielem Martinistów; to kolejna fikcja, która została obalona dawno temu. Podobne zastrzeżenie musi być przedstawione do każdego odniesienia rożokrzyżowców, które pojawia się w wspomnieniach. Adepci tego wątpliwego braterstwa nie zrewolucjonizowali wiary w nadprzyrodzone; ich pierwsze manifeście nie twierdziło, że zostało znalezione w grobowcu Christiana Rosenkreutza; tak zwana doktryna duchów elementarnych była najmniejszą częścią ich zainteresowania, Abbé de Villars odpowiadał za to w „Comte de Gabalis” za wagę przypisaną temu półtora wieku później; nie uważali Kamienia Filozoficznego za oznakę zadowolenia; i ich rzekome oszustwa w żaden sposób nie prowadziły do Masonic Convention of Willhemsbad. W tamtym okresie pracowali pod masońskim protektoratem, a ich tajne Rytuały są w moim posiadaniu. Na koniec, jeśli chodzi o Alchemię, gdyby pan Trowbridge w swoim krótkim przeglądzie i w swoich przypadkowych odniesieniach do tego tematu uczynił punktem wyjścia zbiór alchemików bizantyńskich, syryjskich i arabskich, opublikowany przez Berthelot, dałby nam bardziej rzetelne konto, a aluzja do Gebir nie pojawiłaby się w obecnej formie. Fakt, że w Alchemii była zarówno szkoła mistyczna, jak i fizyczna, wciąż by mu umknął, ale to skomplikowany temat i poza zakresem, gdy rozważanie jest tak całkowicie niewypowiedziane. Wskazałem już, że te rzeczy, i inne podobne, są po drodze i bez uprzedzenia do głównego zainteresowania wspomnieniami.

Pan Trowbridge może nie twierdzić, że ostatecznie ustalił, że Cagliostro nie był Josephem Balsamo, a przyjmując różnicę między nimi, nie przedstawia swojego tematu w lepszym świetle niż oszusta z poważnością, kilkoma podstawowymi zdolnościami psychicznymi i kilkoma dobrymi cechami, z którymi wcześniej mu nie przypisywano.

Dziękujemy mu za książkę, która w istotny sposób wyjaśniła kwestie, a chociaż nie jestem obrońcą wszystkich rzeczy zawartych w konwencjonalnej nazwie Magic, cieszy mnie, że jeden z jej najbardziej znanych mistrzów był bynajmniej nie tak czarny, jak został namalowany.

źródło: HRABIA CAGLIOSTRO I WOLNOMULARSTWO autorstwa ARTHURA EDWARDA WAITE, The Ocult Review, Londyn, styczeń 1911.