Geniusz Dziecka

Pomysł reinkarnacji, to znaczy kolejnych żywotów na ziemi, przeżywanych przez każdą indywidualną monadę, wydaje się tak nowy i śmiały dla Zachodniego Świata, że ciągle jesteśmy pytani: „Gdzie są wasze dowody? Czy mamy przyjąć tak zaskakującą hipotezę tylko na wasze słowo, czy też na autorytet jakiejś starożytnej orientalnej księgi lub 'problematycznego’ Mahatmy?”

Na takie pytanie odpowiedź nie może być udzielona w dwóch czy trzech słowach; ponieważ, utrzymując, że można wierzyć w Święte Księgi Wschodu przynajmniej tak samo, jak w te każdej innej religii, i trzymając się mocno przekonania, że istnieją istoty o wyższym porządku inteligencji żyjące na tej ziemi i mieszające się nawet w jej wielkich prądach życia, nie możemy oczekiwać, że tylko dlatego, że mówimy, „człowiek nie opuszcza tej ziemi raz na zawsze po śmierci”, uzyskamy wiarę. Przed światem nauki nasza pozycja musiałaby być taka, jak Younga z jego hipotezą falową światła, lub Daltona z jego teorią atomową. Nie możemy dostarczyć dowodu pozytywnego tym, którzy pragną demonstracji na sposób Euklidesa; możemy im tylko zaoferować hipotezę i poprosić ich, aby potraktowali ją spokojnie i bezstronnie, nie wpadając od razu w szał oburzenia z powodu naszej wielkiej bezczelności w śmieniu zaproponować herezję, ale zważając ją uważnie i sprawdzając, czy nie wyjaśni ona niektórych ciemnych zagadek istnienia. Dla nas samych, po prostu jako robocza hipoteza, doktryna reinkarnacji wydaje się rzucać tyle długo poszukiwanego światła na zagmatwane zagadki życia i dziwaczne kaprysy kapryśnej fortuny, że nie moglibyśmy, nawet gdybyśmy chcieli, odłożyć na bok tak płynnego tłumacza wypowiedzi Sfinks-Istnienia. Pozorne niesprawiedliwości w losie człowieka układają się w szereg jako jednostki wielkiego batalionu przyczyny i skutku;

Co człowiek sieje, to też musi zbierać„. Jak inaczej wytłumaczyć całe nieszczęście, które głośno woła z każdej strony, głodujące tłumy, dobrego człowieka prześladowanego, szarlatana triumfującego? W małym zasięgu życia podsumowanego w siedemdziesięciu latach, gdzie jest oznaka Boskiej inteligencji, która przydziela każdemu to, co mu się należy?

Ale jeśli to krótkie istnienie nie jest jedynym, przez które musi przejść ucieleśniony człowiek, jeśli jest, jak jesteśmy zapewniani, tylko jednym krótkim ogniwem w łańcuchu, który rozciąga się przez niezmierzone przestworza milionów lat, wówczas wieczność sprawiedliwości ogłasza się, przechodząc z narodzenia na narodzenie w ciemnym płomieniu pochodni życia.

Naszym celem teraz jednak nie jest próba katalogowania niezliczonych przypadków, gdzie los wydaje się głośno wołać do głuchych uszu człowieka, że życie jest pełne straszliwej odpowiedzialności za przyszłe życie, ale wskazanie na przypadek, gdzie ona, w łaskawszym nastroju, pokazała łaskawe oblicze swojej twarzy.

Przez ostatnie kilka miesięcy Londyn został oczarowany przez niezwykły talent muzyczny dziecka, którego życie, w tej odsłonie przynajmniej, liczy zaledwie dziesięć lat. Mamy na myśli oczywiście Josefa Hofmanna. Żaden z naszych czytelników, którzy mieli okazję słuchać tego chłopca, nie mógł się nie zastanawiać, skąd u niego to fenomenalne umiejętności. Inne dzieci również pojawiały się przed publicznością, budząc jej zainteresowanie pokazami dziecinnej precocji. Ale ten młody Josef od razu zyskał miejsce w pierwszym szeregu gwiazd świata muzycznego i zdobył pozycję, którą można porównać jedynie do tej, jaką zajmował bajeczny Mozart.

Skąd u niego ta głębia uczuć, to zrozumienie muzycznej ekspresji?

Na pewno nie pochodzi to od jego nauczyciela; jego ojciec sam wypełniał tę rolę, ale nie widać tego w jego wykonaniu; ponadto jedyny niesatysfakcjonujący element gry chłopca jest wyraźnie wynikiem manieryzmu, jakiego przeciętny dyrygent prowincjonalnej orkiestry z pewnością by chętnie pochwalił i nauczał. Nie; wydaje się jasne, że to wyczucie rytmu, determinacja ataku, delikatność uczuć muszą pochodzić od serca mężczyzny bijącego w chłopięcym ciele, i od umysłu mężczyzny przebijającego przez dziecinne myśli.

Gdyby można było na chwilę zapomnieć o imieniu wykonawcy i odwrócić wzrok od jego fizycznej obecności, mogłoby się wydawać, że to mężczyzna odsłania przed nami sekrety nut. Dojrzałe doświadczenie lat musi poprzedzać takie interpretacje muzycznych myśli; doświadczenie zdobyte w wielu bitwach z różną fortuną, w sympatii z wieloma smutnymi historiami, i w radości z wielu przebłysków Miłości i Braterstwa.

A przecież dziesięć krótkich lat to cała jego historia! Jakim czarodziejem trzeba być, aby zmieścić w tak małej przestrzeni barwne obrazy z gorączkowego życia pełnego energii?
Nie, musi być tak, że dziecko żyło na tej ziemi wcześniej, walczyło zaciekle, osiągnęło wybitność w jakiejś wielkiej dziedzinie sztuki i zgromadziło zapas myśli i uczuć, w które teraz, jako jego spadkobierca, wchodzi. Może znów je roztrwonić; niestety, wielu przed nim już tak zrobiło; ale oto one są, do dyspozycji, do dobrego lub złego użytku, a poważnym obowiązkiem jego opiekunów jest wziąć sobie do serca lekcję, że od tego, komu wiele dano, wiele będzie się oczekiwać. Ale z tym aspektem sprawy nie będziemy się tu zajmować.

Przytoczyliśmy przykład geniuszu tego chłopca jako jeden z dowodów na to, że życie w swoim ciągu jest znacznie bardziej złożonym problemem, niż próbują nam wmówić materialiści czy ortodoksyjni religijni. Są niezliczone inne sugestywne małe fakty wczesnego talentu, które musiały przemknąć przez krąg codziennego życia każdego z nas; ale bez nici karmy, na której można by je nawlec, przechodzimy obok nich; i tylko gdy pojawia się jakiś niezwykły fenomen, taki jak Josef Hofmann, ludzie zaczynają się zastanawiać. Jednak to akumulacja małych

Szczegóły, to na podstawie ich analizy filozof taki jak Darwin opracował swoją teorię naturalnej ewolucji; i to przez testowanie takiej teorii jak reinkarnacja na podstawie wielu dotąd niewyjaśnionych incydentów odkryjemy jej wartość. Nie chodzi tu jednak tylko o ciekawskie zaglądanie w tajemnice, ponieważ jeśli ktoś przekona się, że choć „Sztuka jest wieczna”, to Życie, w swoim powtarzalnym cyklu, jest jeszcze dłuższe, znajdzie w myśli, że naprawdę gromadzi skarby w niebie (w przyszłych życiach), zachętę, by mimo wszystkich tymczasowych niepowodzeń, robić wszystko, co znajdzie pod ręką, z całych sił.

W. Ashton Ellis.

źródło: AN INFANT GENIUS ;LUCIFER a Theosophical Magazine, Volume 1, London September 1887 – February 1888