Aport złotej lilji

Seans w Gotenburgu. Aport złotej lilji

W dniu 28 Czerwca 1890 r. szalała w mieście straszna burza. Wicher dostawszy się pod dach domu pana Fidlera okrutne harce wyprawiał; to też wątpiono bardzo o powodzeniu, mającego się w dniu tym odbyć seansu, na który zgromadziło się spore grone osób.

Niepospolitej siły medyum panna E.*) ulokowane już w swym, prowizorycznie z 3-ch. skrzydeł parawanu zbudowanym, gabinecie, odczuwało atmosferyczną grozę i uskarżało się na ból zębów i ręki mocno sparzonej zapałką.

Posiedzenie, pomimo to postanowiono doprowadzić do skutku, ze względu na parę osób z dalszych stron przybyłych. Seans rozpoczęto śpiewem chóralnym przy akompanijamencie fortepianu. Zaledwie prześpiewano jedną strofę, gdy medyum oświadczyło, że czuje obok siebie czyjąś obecność, oraz zapach kwiatów. Dalej, zażądało kajetu, na którym za pomocą pisma automatycznego, wcielony weń duch kierownik seansu, miał udzielić potrzebnych wskazówek.

*) Angielka, medyum nieprofessyonalne.

O to co odczytano ze zwróconego przez medyum kajetu. „Jolanda”*) ma zamiar przynieść wam tu jakąś roślinę; nie jest tylko pewną jak długo może takową u was zostawić i dla tego uprzedza, abyście co rychlej poczynili nad rośliną swe spostrzeżenia
i uwagi, a również przygotowali co potrzeba do sfotografow ania takowej. Macie przyszykować: ziemię piasek i próżną doniczkę. Jolanda zabrania wam czynić dziś jakich bądź doświadczeń, a także rozmawiać z medyum. Przyciemnijcie światło i o ile możności zachow ajcie się spokojnie.”

Pan Fidler robi uwagę źe w pokoju i tak jest  dość ciemno; na co odbiera się w odpowiedzi gwałtowne uderzenie w ścianę, co ma znaczyć „nie”. Medyum śmiejąc się mówi: „Jolandę również ręka boli i tak samo lewa jak mnie; pociera nią o moje kolana w nadziei uśmierzenia bólu.”

Zgromadzeni zaczynają uczuwać odór kwiatów, rozchodzący się po całym pokoju, poczem w gabinecie  medyum zjawia się biało ubrana postać niewieścia, którą widać przez nieco rozchylone osłonki form ujące wejście do gabinetu. Wysunąwszy się naprzód zjawisko daje znaki p. Aksakowowi,**) aby się zbliżył i na migi pokazuje czego żąda. P. Fidler ustawia przed nią na ziemi wazon z piaskiem, kubełek z ziemią i próżną doniczkę. Biała postać, ująwszą p. Aksakow a za rękę, zanurza takową

*) Postać zm ateryalizow ana, zjawiająca się przez lat kilka na seansach panny E. Ani mówi ani pisze, na migi tylko w yrażając swe żądania.
**) Redaktor pisma „Psychische Studien”.

w piasku naprzód, potem w ziemi, dając do zrozumienia, że jedno z drugiem ma być zmieszane. Gdy to wszystko dopełniono i mieszanina znalazła się w doniczce, postać uznana za Jolandę podlewa to wodą z karafki i zabiera doniczkę z sobą do gabinetu.

Zapach wzmaga się coraz bardziej, dusi prawie. W końcu przez przedział firanek wydobywa się coś w rodzaju ogromnego bukietu, o ile to rozróżnić się daje przy słabem oświetleniu pokoju. Z bukietu owego wystaje łodyga gruba na palec, o czem każdy za dotknięciem przekonywa się dowodnie. Jolanda pora się wciąż z rośliną, aby ją osadzić w doniczce. Przybyw a jej z pomocą p. Aksaków, który przy tej sposobności ma możność przyjrzenia się jej białym zadziwiającej chudości obnażonym rękom i porównania takowych w myśli, z rękoma medyum, kobiety acz nie otyłej, lecz w każdym razie nieszczupłej wcale. Umocowano tedy roślinę jak należy i pukaniami dostano zezwolenie zapalenia świecy, aby każdy mógł dokładnie zjawisko to obejrzeć, a również zmierzyć. Okazało się że od ziemi do wierzchołka, zakończonego dwoma pąkami, trzyma metr i 30 cm. wysokości. Roślina uznana za Lilium auratum miała na sobie trzy ogromne całkiem rozwinięte kwiaty wielkości kwiatu Datury i sześć sporych pączków; liście zupełnie świeże niepomięte. Po dokładnem obejrzeniu przez wszystkich rośliny i przekonaniu się o realności takowej, świecę zgaszono.

Tu zaszła scena stanowczo udawadniająca odrębność medyum od zmateryalizowanej postaci. Jolanda pragnęła widocznie pokazać lilję swemu medyum; nie mogła jednak łatwo tego dokonać; bo wydostawana z poza firanek, roślina, zaczepiała się o nie wciąż liśćmi. „Nie trza, nie trza, daj spokój!” ozwało się medyum , widząc daremne usiłowania.

Następnie zażądano alfabetu za pomocą któreg o wyszło pukaniam i polecenie przygotowania wszystkiego do fotografji. Porozumiano się, więc między sobą. P. Butlerów *) zajmuje swe stanowisko przy aparacie fotograficznym. Medyum, przez otwór między firankam i podaje rękę panu Aksakowowi; równocześnie ukazuje się Jolanda; medyum wyrywa swą rękę, podaje znów,  znów ją wyrywa,  „Nie mogę przenieść na sobie, powiada, dotknięcia  się waszego do mej ręki. P. Aksakow proponuje owinięcie ręki chustką. P o chwili trzymają już w ten sposób; trzy palce medyum wyglądają z pod chustki; Jolanda stara się rów nież wysunąć naprzód. W reszcie paf! klapka aparatu zapada, ale Jolandy nie widać.

Próbują raz drugi, Jolanda lokuje się teraz przy bocznym otworze firanki; medyum tak samo trzym ać się daje za rękę, próba jednak jak w pierw zostaje bezowocną. Zaintonowano śpiew, sądząc że seans ma się już ku końcow i Tym czasem Jolanda wysuwa się z gabinetu i o fiarowywa każdem u z obecnych po kwiatku wodnej lilji. Medyum oznajmia, źe Jolanda usiłuje zabrać już roślinę, ale dokazać teg o nie może.

Doniczka stoi na zewnątrz gabinetu. Czas uchodzi; męczy to medyum niewypowiedzianie; samo to oświadcza.

*) Syn zmarłego akademika słynnego spirytysty.

Otworzono nieco drzwi dla wpuszczenia nieco świeżego powietrza, ale zaraz je zamknięto. Siedzą wszyscy dalej i czekają. Ktoś proponuje wnieść, może, doniczkę do gabinetu. Trzykrotne uderzenie, więc zgoda. Z pomocą obecnych Jolanda wnosi takową do środka. Stan rzeczy jednak się nie zmienia. Wrócono na swoje miejsca i siedzi się dalej. Medyum się męczy i teraz już o mało nie  dusi od silnego odoru kwiatów. W reszcie zażądało kajetu; po chwili tenże wraca z pismem; „Jolanda dostała roślinę pod w arunkiem zwrotu takowej, uważając jednak, że medyum w takim stanie jak jest obecnie dłużej nie wytrwa, musi tu roślinę zostawić i prosi, aby takowa w ciemnem miejscu została ulokowaną. Ostrożnie bądźcie ze światłem w obec medyum”.

P. Fidler z p. Butlerowem wynoszą lilję do ciemnej alkowy. Seans się kończy. Zegar wskazuje północ. Biedne medyum na uwięzi przesiedziało w okrutnym zaduchu godzin 3, przedew szystkiem więc przecięto krępującą je taśmę.

Następnie zrewidowano gabinet i nic podejrzanego nie znalazłszy rozebrano takowy.

By roślina miała się tu znajdować przed seansem i mowy być nie mogło; sam zapach zresztą zdradziłby ją natychmiast.

Postać ubraną była biało, gdy medyum miało na sobie suknię koloru orzechowego. Ruchy białej postaci były całkiem swobodne, żadnemi widzialnemi więzami nie tamowane, gdy tym czasem medyum cały czas zostawało na uwięzi, węzły zaś okazały się nienaruszonemi.

W poniedziałek, 30 Czerwca urządzono seans wyłącznie dla Jolandy, celem dania jej możności zabrania rośliny. Medyum, ze wszględu, iż nie przyszło jeszcze do zupełnego zdrowia, nie wiązano ty m razem w cale. Nie ubiegło i pięciu minut gdy Jolanda ukazał się już w przedziale firanek, poczem przeczytano następujące pismo. „Przyciemnijcie więcej światło i przynieście roślinę”. Pp. Fidler i Butlerów wynoszą takową z alkowy i stawiają u wejścia do gabinetu. Jolanda wyszedłszy cała z gabinetu zabiera się do lilji, krząta koło niej, manipuluje coś, wreszcie kładzie ją jak długą na ziemi i owija podanym jej na żądanie kawałkiem czarnego sukna; następnie tak jakby magnetyzowała, robi nad nią pociągi. W końcu nie mogąc widocznie dać sobie z tem rady, siada na ziemi i zamyśla się. Pukaniami składają się wyrazy: „nie mogę jej zabrać!” Poczem rozpoczęła się demateryalizacya Jolandy. Stanęła ona w przedziale między firaneczkami, które zarzuciła sobie poza plecy i poczęła przybierać pozę, długo układając na sobie fałdy drapującej ją białej tkaniny. Owinąw szy się w nią z głową, prawą rękę uniosła do góry, a lewej nie m iała zrazu gdzie podziać, po chwili wszakże, w dół ją opuściła nieco podgjąw szy. Gdy poza była już gotową, zaczęło się powolne pogłębianie postaci w ziemię, nogi pod nią niby topniały. Gdy zagłębiła się po pas, opadła wtedy prawa ręka i zaruszawszy się nieco przy podłodze znikła bez śladu. Dalsze opuszczanie się postaci trwało cicho, spokojnie i zawsze pionowo, aż reszta takowej weszła całkiem w ziemię. Pozostał tylko na wierzchu obłoczek, który uchyliwszy sobie nieco firaneczki wpłynął do środka gabinetu.. Proces demateryalizacyi trwał najwyżej minut trzy.

Seans rozpoczęty o wpółdo 9 ej skończył się o wpółdo jedenastej. Roślinę trza było dcapo  odnieść do alkowy.

Tydzień przeszło złota lilja znajdowała się w domu p. Fidlera i razy kilka była fotografowaną tak przy świetle magnezyowym jak również i w dzień. Najmniejszej więc wątpliwości nie można było mieć co do jej egzystencyi.

Przypuszczenie, byśmy mieli być zahypnotyzowanymi upada, w obec fotograficznych negatywów.

W niedzielę 6 lipca miał już być ostatni decydujący dla Jolandy seans co do zabrania lilji. O trzy kwadranse na 9-tą Pp. B utlerów i Fidler przynieśli roślinę i postawili ją tym razem w gabinecie. Po 10 m inutach medyum się z takowego odzywa: „ktoś tu już jest, co się pora z rośliną, wyraźnie widzę ruchy jego.” Niedługo potem zjawia się Jolanda, przywoływa do siebie p. F idlera i z pomocą jego, wyniósłszy doniczkę z gabinetu, stawia ją na zewnątrz u stóp p. Aksakowa. Następnie drapującą ją tkaniną owija roślinę i na powrót wnosi ją do gabinetu. Po chwili medyum oświadcza, iż odoru lilji nie czuje już wcale.

Zjawia się też Jolanda, wychodzi całkiem prawie z gabinetu i stawia na ziemi próżną doniczkę. Było po 9-tej. Lilja złota znikła w jednej minucie, lecz w której mianowicie – określić nie podobna!

Przed ukazaniem się Jolandy kilku z obecnych oświadczało, iż odoru lilji nie czuje już wcale. Po zniknięciu kwiatu nic godniejszego uwagi nie zaszło i seans zakończono. Medyum opuściło swe miejsce. Na pamiątkę po roślinie zostało dwa kwiaty utrącone przy przenoszeniu jej z alkowy; przechowuje je zasuszone p. Aksakow .

źródło:

SZKIC POPULARNY
Teoryi i Praktyki Spirytyzmu
MATERYAŁ CZERPANY Z SEANSÓW i FAKTÓW
SPIRYTYSTYCZNYCH U NAS i ZAGRANICĄ,
ze słowniczkiem terminów używanych przez spirytystów
opracował
WITOLD CHŁOPICKI.
WARSZAWA
Druk Antoniego Michalskiego, Chmielna 31.
I892