Seans u spirytystów w m. Proskurowie

Seans u spirytystów w m. Proskurowie,
(gub. Podolska)
Napotykając nieraz w rossyjskiem czasopiśmie spirytystycznem „Rebus” interesujące wzmianki o seansach w m. Proskurowie na Podolu, zapragnąłem własnemi oczyma oglądać te cuda, zwłaszcza, że nadarzała mi się sposobność pojechania w te strony.

Łatwo jednak mi nie przyszło z tamtejszymi spirytystami. Przełożony ich p. Munster, człek bardzo surowy w wyborze osób pragnących uczestniczyć w seansie, przyjął mnie z razu dość sztywno, ale gdyśmy się rozgadali i oświadczyłem mu, żem prawie umyślnie przyjechał tu jako delegowany od naszego kółka, udobruchał się nieco, wyrzekając na miejscowych natrętów, którzy pojęcia nie mając o rzeczy, gapić się tylko przychodzą, a po tem krzywdzące sprawę rozsiewają plotki.

Pani Munster tedy, upoważnioną została przez męża pościągać na wieczór z miasteczka spirytystów i medya; zapowiedziałem bowiem, że do jutra tylko za bawić mogę.

Zastałem państwa Munsterów w trakcie przeprowadzki z jednego mieszkania na drugie. Meble więc zgromadzone były na środku pokoju, obrazy ze ścian i firanki z okien pozdejmowane, słowem rozgardyasz w domu,  okoliczność oddalająca przypuszczenie by do seansu urządzano właściwie pokój do którego raz wszedłszy nie wychodziłem, aż do ro zpoczęcia posiedzenia. Gospodarz oprowadzając mnie po pokoikach, uskarżał się na starość takowych, dziury w podłogach i klęskę straszną – myszy, przeszkadzające experymentom spirytystycznym Gdyśmy mieli zasiąść do seansu z przybyłem i już osobami należało w pierw jaki taki ład zrobić w pokoju, uprzątnąć część takowego pod teren działań, przysunąć pianino do ściany i naprzeciw instrumentu pod drugą ścianą ustawić krzesełka w półkole. Niebaw em zajęliśmy takowe wszyscy, oprócz gospodyni, która zasiadła do fortepianu. Osób oprócz gospodarstwa i mnie było sześć. Medyum wyraźnego tu nie było; oficyalne bowiem miało w mieście swe łazienki, które osobiście obsługiwało; każdy więc potrosze kwalifikował się na medyum. Zam knięto w drugim pokoju na klucz drzwi prow adzące do sieni, w seansowym zaś takież do przedpokoju; zasłonięto szczelnie okna, światło zgaszono, ujęliśmy się za ręce i seans się rozpoczął.

Pani Munster grała poloneza Ogińskiego; po pierwszych dwóch taktach takowego, czuję: chwyta mnie ręka jakaś z tyłu pod krzesełkiem za nogę. Chyba dziura myślę, jest w ścianie i ktoś przez  nią z nadworu sięga do nóg moich ? – Nim to jednak pomyślałem znów chwyta mnie z przodu, za kolano; wyciągnęłem jak długie nogi przed siebie, sądząc, że natrafię na figlarza stojącego przedem ną,  ale pedały bujają w powietrzu, a kolan moich owe pięć palców nie puszcza wcale, i w dodatku druga jakaś ręka szarpie za nogawkę.  Ktoś się odzywa, że widzi u sufitu gwiazdkę fosforyczną; podnoszę oczy i w istocie nie tylko takową, ale widzę i drugą w kierunku pieca; (o znów na prawo, na lewo z boku, przed sobą. Kilkanaście ich pływa w przestrzeni i na zawołanie zbliża się do każdego z uczestnika seansu. Jedna z osób oświadcza, źe coś wlazło jej na kolana; podobno fotel do góry nogami; sąsiadka się odzywa, że przeszedł teraz do niej, wędruje precz dalej i gdy doszedł do moich kolan, manipuluję jak wpierw nogami, (ręce mam wciąż zajęte) czy go kto nie obnosi, ale nie:  powędrował dalej do mego sąsiada. Ledwo
źe gruchnął o podłogę skończywszy na ostatnim z nas gdy raptem grad jakiś zaczyna na nas spadać z sufitu. Dostałem po nosie i po ramieniu.

To i sufit chyba mają poświdrowany; myślę znowu  „Duchy raczą naszego gościa orzechami” zauważył gospodarz. Ledwo to rzekł, z drugiego pokoju wylatują do nas jakieś drobne przedmioty, między którem i nożyczki skaczą po ziemi jak żaba. Pani Munster wciąż gra, przechodząc z jednej dumki ukraińskiej w drugą. Widocznie jedna z takowych musiała przypaść do gustu duchow i bo pochwyciwszy z ziemi, jak się później okazało, gwizdawkę dziecinną, zaczyna w nią gwizdać akompaniując fortepianowi.

Słysząc to, obecni, proponują niew idzialnemu melomanowi czyby nie zechciał sprowadzić tych dwóch chłopów , którzy kilkakroć już zamanifestowyw ali rozmową swą, obecność na seansach.

Fortepian ucicha, a natomiast dają się słyszeć głosy wychodzące jak by z komina czy tuby jakiej.

Po grzecznem przywitaniu: „dobryj weczir hospoda!”, zaczyna się ożywiona gawęda w rusińskiem miejscowem narzeczu włościan, pomiędzy niewidzialnymi gośćmi a uczestnikami seansu. W trąciłem i ja zapytanie, jak się ma mój młodszy synek, któregom w domu zostawił chorym; „piszlu tam towaryszcza”, odrzekł mój interlokutor, nie mając ochoty sam się fatygować; po chwili dostałem odpowiedź: „dochtor buw, małyj odczuniau”. (Lekarz był, malec przyszedł do siebie). Rzeczywiście tak było.

Kilku charakterystycznym i klasnięciami duchy dały znak, iż pora już seans zakończyć. Wniesiono światło; na podłodze leżało kilka garści drobnych kamyczków, nożyczki łyżeczka i kawałki chleba. Nie mogąc, jako uprzejmie podejmowany gość, zarządzić właściwej kontroli, powiem to tylko na obronę autentyczności objawów, że podłoga w starym domku p. Munstera stara jest i skrzypiąca; zdradziła by więc najdyskretniejsze
nawet posobie stąpanie; prócz tego bezinteresowność tych ludzi, ich skromność w obejściu, odpierają wszelką myśl o jakiej bądź malwersacyi.

Życzących więcej szczegółów o Proskurowskich seansach, odsyłamy do rocznika „Rebusu” za r. 1887, w którym bardzo liczne i ciekawe są opisy posiedzeń tego kółka, które przez ciąg lat 10-ciu swego istnienia doszło do zjawisk ogromnej siły.

To co tu podałem , dać może bardzo słabe tylko pojęcie o całości.

źródło:

SZKIC POPULARNY
Teoryi i Praktyki Spirytyzmu
MATERYAŁ CZERPANY Z SEANSÓW i FAKTÓW
SPIRYTYSTYCZNYCH U NAS i ZAGRANICĄ,
ze słowniczkiem terminów używanych przez spirytystów
opracował
WITOLD CHŁOPICKI.
WARSZAWA
Druk Antoniego Michalskiego, Chmielna 31.
I892