Życie Kryształów

Rzecz Ottona Sohrón’a profesora uniwersytetu neapolitańskiego.

Wiadomo, iż życie istotne, w prawdziwem znaczeniu biologicznem różni się od życia przypuszczalnego, w znaczeniu fizjo-chemjo-mechanicznem, na podstawach całkiem metafizycznych dowodzeń.

Życie owe prawdziwe, jako takie, każę przypuszczać istnienie plazmy, której rozwój od form najpierwotniejszych aż do bardziej skomplikowanej komórki, dąje impuls szeregom procesów odżywczych i kształcących (głównie rozrodczych — ,,germinali“), które są wyrazem pomienionego życia.

Dotychczas, nikt jeszcze, nie ujawnił pierwiastku życia w kryształach. Rzeczywiste ujawnienie życia kryształów poczyna się wraz z odkryciem kamienioplazmy (petroplasma) mikowatej w solach i dostrzeżeniem analogji jej z roślinoplazmą alg, aż do włókienkowatej nukleiny, w początkowych i ostatnich fazach komórek, roślinnej i zwierzęcej. Fakty te stanowią nową epokę, która wszakże nie rozpoczyna się od odkrycia kamienioplazmy włóknistej w solach i skałach ogniowych, lecz od niemniej ważnego ujawnienia komórki kamiennej w solach, skałach ogniowych, kryształach lawy wulkanicznej; inaczej mówiąc od odkrycia zarodów (genesi) kamieni oblastycznych i komórkowych w kryształach skalnych. Niemniej ważnem dla tej nowej epoki jest odkrycie procesów rozrodczych w kryształach, jak: dzielenie, oczkowanie, i endogenja, z wydzieleniem się płodu z kryształu macierzystego. Nawet sposoby walki o byt u kryształów, utwierdziły i wzmocniły idejęich życia. Ilekroć zaś ujawnia się patologja kryształów, obejmująca trzy główne punkta: niekształtność przyrodzoną, niekształtność nabytą i procesy patologiczne w najsilniejszem znaczeniu słowa, to aczkolwiek z początku zdumiewa, w gruncie rzeczy nie ma w sobie nic nadzwyczajnego dla oka tych, co pojmują, iż życie fizjologiczne zawiera i życie patologiczne.

Te krótkie słowa udowodnią, że moje nowe teorje nie mają nic wspólnego z sądami o tem, tak zwanych moich poprzedników, tak w treści jak w środkach i sposobach poszukiwań.

W naukach przyrodniczych, odróżnić należy tak zw. proroków którzy są przekonani, iż ze ścisłością matematyczną ujawnili to, czego w rzeczywistości nigdy nie wykazali, —od spostrzegaczy objektywnych. Trzeba odróżniać mniemanie od faktu, przypuszczenie
od udowodnienia. Tylko w taki sposób nauka może czynić postępy i wyjść z koła dwuznacznych rozpraw akademickich, które ów postęp tamują. Nie chcę przez to powiedzieć, by wszelka hypoteza miała być wykluczoną z wiedzy przyrodniczej, przeciwnie, uznaję jej pożytek, jako inicjatywę nowych naukowych zagadnień, ożywionych metodą ścisłego poszukiwania.

Nie łudzę się tern wcale, by zwycięztwo zaznaczonej tu nowej epoki, miało być szybkie,
nawet pomimo oczywistości faktów i wielkiej doniosłości nowych odkryć. Każdy gruntowny przewrót w nauce, natrafia zazwyczaj na wielką odporność ze strony koryfeuszów poszczególnych gałęzi wiedzy, którzy się trzymają odpornie, właśnie, na podstawie swych własnych wiadomości i osobistych uprzedzeń. Oni to, po większej części, są nieprzejednanymi wrogami tego wszystkiego, co leży poza obrębem widnokręgu ich wiedzy. A jednak, by mieć dokładne pojęcie o mojej pracy i o podstawie jej rozwoju, trzeba posiadać pewne ogólne wykształcenie; odkrycia moje bowiem, dotykają dziedzin: fizyki, chemji, mineralogji, astronomji, morfologji ogólnej i specjalnej, bakterjologji, fizjologji, patologji, terapji, filozofji etc. etc.

Kiedym, kilka lat temu w Rzymie, w laboratorjum prof. Camizzaro, demonstrował podwakroć małą cząstkę tylko moich odkryć przed gronem uczonych, pomiędzy którymi znaleźli się tacy jak: Blaserna, Brioschi, Cammizzaro ojciec i syn, Cremona, Marchiafara, Tommasi, Crudelli, – nieodżałowany, dziś już nieżyjący Brioschi, wnet orlim swym wzrokiem przeniknął znaczenie całkiem nowych rzeczy i w te się słowa odezwał: „zwycięztwo niewątpliwie będzie trudnem, ale to szczęście, że odkrycia te wpadły w ręce bjologa, a nie mineraloga; temu ostatniemu, bowiem, za trudnoby było wyciągnąć ztąd korzyść dla nauki“. I w istocie, mineralog, chcąc przyswoić specjalności swojej moje odkrycia, częściowo tylko dotyczące jego gałęzi wiedzy, musiałby wpierw przestudjować morfologję ogólną, stać się bjologiem, zająć się plazmą, komórką, badać jej przejścia i formy w analogji i różnicy z komórką kamienną.

I rzeczywiście, tyle jest analogji w kształcie, tkance wewnętrznej, procesie rozmnażania się pomiędzy komórką kamienną a komórką roślinną i zwierzęcą, że tylko ten, kto poznał te ostatnie, może rozpoznać i ocenić pierwszą. Petrocelule (komórki kamienne) nabierują jeszcze większego znaczenia w morfologji ogólnej, przez swe nadzwyczaj ciekawe produkty nuklearne (rozpłodowe), przez umiejscowione postępowe przemiany tychże produktów i przez fakt, iż każda komórka kryształu, skały ogniowej lub lawy wulkanicznej, zawiera w sobie i około siebie całą historję swego życia. Fenomen ten sprawdza się na komórce kryształów, znacznie wyraźniej niż na jakiej bądź komórce roślinnej, lub zwierzęcej, których produkty następcze łatwo mogą być poruszone z ich pierwotnej rdzennej posady, wskutek działania soków, krążących tak w roślinie jak i zwierzęciu. Pewnem jest, iż następstwem tych ostatnich odkryć – mineralogj a staje się, co do działu swego, dotyczącego pochodzenia kryształów, nauką biologiczną i że profesorowie jej z czasem zajmą się badaniem histologicznem i morfogenetycznem roślinnych i zwierzęcych tkanek, jak fizjologowie i patologowie. Tylko w ten sposób na pierwszy rzut oka, zrozumieć będą mogli:

rozliczne fazy i formy komórki kamiennej, różnicę pomiędzy zawartością ciała komórki a zawartością nuklei, produkty nuklearne komórki kamiennej, tak różne i tak ciekawe, stosunek rodzinny pomiędzy komórką kamienną a substancją międzykomórkową, i wreszcie działania rozrodcze komórki kamiennej. W ten tylko sposób przekonać się będą mogli o jedności biogenetycznej różnych państw natury.  (D. c. n.).

źródło: „Dziwy Życia” nr 1. Warszawa 18 kwietnia 1902