Siódme Dziecko Siódmego Dziecka

 W Szkocji, jak mi się wydaje, najbardziej rozpowszechnionym jest przesąd dotyczący zdolności drugiego wzroku posiadanego przez „siódme dziecko siódmego dziecka”, ale wielu ludzi w innych częściach świata również podziela ten przesąd.

Ja osobiście nie jestem „siódmym dzieckiem siódmego dziecka”, i o ile mi wiadomo, nie posiadam żadnych okultystycznych mocy, ale przypadło mi znać intymnie dwoje „siódmych dzieci siódmych dzieci”, a niektóre z ich doświadczeń, które mi opowiedzieli, przekonały mnie, że nie ulega wątpliwości, że w tym dziwnym starym przesądzie jest jakaś prawda!

Wśród tych dwóch „siódmych dzieci”, jedno było moim bliskim krewnym, drugie bardzo drogim przyjacielem, i chyba warto od razu wyjaśnić, że żadne z nich nie było ani wyobrażeniowe, ani histeryczne, ani przewrażliwione, ani żadne inne „hyper”, jakie by chcieli im przypisać potencjalni szydercy z okultystycznych historii. Oboje byli absolutnie wiarygodni w swoich wypowiedziach, i jestem pewien, jak tylko mogę być pewien czegokolwiek, że to, co mi opowiedzieli o swoich okultystycznych doświadczeniach, było całkowicie prawdziwe.

Doświadczenia, które spotkały przyjaciółkę – którą w tej historii nazwę Mary Fraser, chociaż to nie było jej prawdziwe imię – były być może bardziej uderzające, dlatego właśnie postanowiłem poświęcić im pierwsze miejsce w mojej opowieści.

Teraz, Mary była młodą kobietą w doskonałym zdrowiu, z bardzo wysokim nastrajem, i mimo że przez całe swoje życie miała przeczucia, ciekawe sny, które potem się spełniały, i różne doświadczenia „drugiego wzroku” o różnym stopniu ważności i zainteresowania, to dopiero po zdarzeniu, które teraz zamierzam opowiedzieć, zobaczyła apparition.

Pensjonat w Bayswater nie wydaje się najbardziej prawdopodobnym miejscem na świecie, w którym można spotkać ducha, a jednak, jeśli to nie była wizyta z innego świata, którą moja przyjaciółka Mary Fraser zobaczyła, kiedy tam mieszkała, trudno powiedzieć, co innego mogło to być!

Zimą 190- Mary była w Londynie na kilka miesięcy na kursie studiów i mieszkała w pensjonacie w okolicach Kensington Gardens. Znam numer tego domu i byłam w nim sama, ale z różnych powodów nie mogę teraz powiedzieć o nim więcej. Wystarczy powiedzieć, że był to typowy pensjonat, z typowymi pensjonariuszami – niektórzy byli studentami, jak Mary, kilku to emerytowani żołnierze, żyjący z niewielkich emerytur, wielu to stare panny o niepewnym wieku i ograniczonym dochodzie. Mary, będąca młodą kobietą o znacznym osobistym uroku i posiadającą szczęśliwe zdolności łatwego nawiązywania przyjaźni, doskonale dogadywała się ze wszystkimi, i choć czasem stwierdzała, że stare pułkowniki są nudne, a biedne stare panny monotonne, miała taktykę i dobroduszność, żeby tego nie pokazać. Mimo to, kiedy tylko nadarzyła się okazja, aby mieć własny pokój, zamiast dzielić go z dwudziestoma innymi, przyjmowała ją z radością, a kiedy pewne zimne sobotnie popołudnie w styczniu właścicielka pensjonatu – którą nazwę panią Kirk – powiedziała jej, że może siedzieć w jej prywatnym sanktuarium o trzeciej, ponieważ sama wychodzi, Mary była zachwycona i dokładnie o wyznaczonej godzinie pobiegła po powieść. Wiedziała, że w pokoju pani Kirk jest wspaniały ogień, i przewidując urocze popołudnie spędzone na czytaniu, otworzyła drzwi do prywatnego pokoju i – ku swojemu wielkiemu rozczarowaniu – zobaczyła starszą panią, ubraną w ubranie na zewnątrz, siedzącą przy oknie.

„Ktoś przyszedł zobaczyć panią Kirk! Jakie to denerwujące!” – to były jej pierwsze myśli, a z wymamrotanym „przepraszam” do postaci przy oknie, wycofała się i spędziła popołudnie w towarzystwie półpłatnych pułkowników i starych panien.

Na kolacji wieczorem pani Kirk zapytała Mary, jak jej się podobało popołudnie, a Mary, nieco zaskoczona, odpowiedziała, że nie mogła skorzystać z prywatnego pokoju z powodu gościa pani Kirk. Pani Kirk jednak nie słyszała o żadnym gościu, który miałby jej odwiedzić to popołudnie, i nieco zdenerwowana, upomniała głównego kelnera, że nie powiedział jej, że ktoś przyszedł. Mężczyzna oburzony zapewniał, że nikt nie przyszedł do pani Kirk, przynajmniej nikt, do kogo otworzył frontowe drzwi, w każdym razie! Drugi kelner był przesłuchiwany, potem pokojówki, i każda z nich miała tę samą odpowiedź – żadna z nich nie otworzyła frontowych drzwi tego popołudnia dla nikogo! „Ale,” powiedziała Mary, „Ja jestem…

Jestem pewna, że widziałam panią siedzącą przy oknie – a teraz, gdy o tym myślę, przypominam sobie, że byłam dość zaskoczona, że siedziała przy oknie, a nie przy ognisku, bo było tak bardzo zimno!” Pani Kirk, coraz bardziej zdezorientowana, poprosiła Mary o dokładny opis wyglądu kobiety. Gdy Mary zaczęła opowiadać, zauważyła, że pani Kirk zrobiła się bardzo blada. „Dlaczego? Co się dzieje?” zapytała Mary zaniepokojona. „Nic, nic!” wyjąkała pani Kirk. Następnie, podekscytowana, pociągnęła Mary na bok, poza zasięg słuchu innych, i wyszeptała: „Nie mogę tego zrozumieć, ale opis, który dałaś, dokładnie pasuje do mojej siostry! Mieszkam w Danii i kiedy kilka lat temu gościła u mnie, bardzo lubiła ten pokój i zawsze w nim siedziała – zazwyczaj przy oknie!”

Pół godziny później kelner przyniósł pani Kirk telegram, który właśnie przyszedł. Był z Danii i informował, że jej siostra nagle zmarła tego popołudnia o trzeciej – praktycznie w tym samym czasie, gdy Mary widziała ją siedzącą przy oknie w prywatnym pokoju.

Mary nigdy w życiu nie widziała siostry pani Kirk, ani nawet jej zdjęcia, a nawet nie wiedziała o jej istnieniu. Dlatego nie mogła myśleć o niej, gdy weszła z powieścią do prywatnej sali. Dlatego zjawa, którą niewątpliwie zobaczyła, nie mogła być wytworem jej wyobraźni. Opowiadała mi, że była ona wyraźnie zarysowana, solidna – wcale nie mglista czy cieniowata, dlatego nie miała wtedy najmniejszego pojęcia, że jest coś niezwykłego lub nadprzyrodzonego w tej raczej przeciętnej kobiecie siedzącej przy oknie, jak zwykła popołudniowa wizytantka.

Opowiem teraz jedno z marzeń Mary spośród wielu, które mi opowiedziała.

Wracając pewnego wieczoru z balu, zmęczona, ale szczęśliwa, Mary ściągnęła swoje piękne buty i satynową sukienkę i położyła się do łóżka – natychmiast zaczęła śnić o tańcu, kwiatach i muzyce. Ale sen nagle się zmienił. Zamiast poprzedniego szczęścia, poczucie tragedii, katastrofy ją ogarnęło. Wydawało się jej, że stoi na chodniku ulicy, którą dobrze znała – ulicy, która jest dobrze znana każdemu, nawet z najmniejszym doświadczeniem Londynu. Ale zamiast być zatłoczoną ruchem, ulica była pusta, a potem, gdzieś w oddali, Mary wydawało się, że zbliża się ponura procesja. Pięć karawanów, zaprzężonych w czarne konie, zatrzymało się przed drzwiami dużego domu handlowego – ta firma, choć nie podaję tu nazwy, jest równie znana jak ulica – a potem wielkie drzwi otworzyły się, a pięć trumien zostało wyniesionych w uroczystej procesji. … W tym momencie Mary obudziła się, cała drżąca, skąpana w pot, i z tym samym okropnym poczuciem depresji, które odczuła we śnie. Jednak próbowała to otrząsnąć i poszła na śniadanie – a kiedy otworzyła poranną gazetę, pierwszą rzeczą, która rzuciła jej się w oczy, był artykuł, pod dużymi czarnymi nagłówkami, o straszliwym pożarze, który miał miejsce poprzedniej nocy w tym samym domu handlowym, który widziała we śnie, i w którym pięć pracownic spłonęło na śmierć!

Tyle na temat niektórych doświadczeń mojej przyjaciółki Mary Fraser. Opowiem teraz jedno czy dwa sny mojej innej przyjaciółki – również siódmego dziecka siódmego dziecka – której dam na imię Beryl Harrison.

Beryl, podobnie jak Mary, była zdrową, wesołą, pełną życia dziewczyną, o niczym innym niż neurotycznym usposobieniu. Była członkiem dużej rodziny i dla każdego z jej braci i sióstr czuła silne, serdeczne uczucie. Ale może najbardziej ukochaną ze wszystkich była siostra, która była najbliżej niej wiekiem – między nimi była tylko roczna różnica – a którą, dla celów tej opowieści, nazwę Alice. Obydwie siostry, jako malutkie dzieci, zostały wysłane razem do szkoły z internatem; spały w tym samym pokoju, siedziały obok siebie w klasach i podczas posiłków – krótko mówiąc, były nierozłącznymi towarzyszkami, a dla Beryl była to wielka strata, gdy Alice, w wieku siedemnastu lat, opuściła starą szkołę, gdzie spędziły tyle szczęśliwych lat, i dołączyła do swoich rodziców, którzy mieszkali za granicą. Jednak Beryl, z niezwykle zdolnością do regeneracji młodości, szybko zaczęła zapominać o części swojego smutku i oczekiwać na coraz bliższy czas, kiedy i ona będzie na tyle stara, żeby zostawić za sobą podręczniki szkolne i dołączyć do swojej rodziny.

Pewnej nocy, około sześć miesięcy po wyjeździe Alice, Beryl leżała w łóżku, w tym samym starym pokoju, który dzieliła ze swoją siostrą, kiedy ta też była w szkole. Spała, była przekonana, jak mi opowiadała później tę historię, a jednak cały czas wydawało jej się, że… była przebudzona, a wkrótce drzwi się otworzyły, a Alice – o której, nawiasem mówiąc, wcale nie myślała tego wieczoru – powoli weszła do pokoju. Beryl opowiedziała mi, że jej głównym odczuciem na widok Alice było jedno z największych przyjemności, i podskoczyła w łóżku, gotowa objąć swoją siostrę wokół szyi i przytulić ją mocno. Alice jednak stała trochę dalej od łóżka i patrzyła na nią z miłością, ale smutno, mówiąc jej, że nie może zostać, ale przyszła pożegnać się, bo wyrusza w długą podróż. Po tych słowach Alice zniknęła – nie z pokoju, ale jakby w powietrze – a Beryl, której radość opuściła ją, nagle stała się bardzo nerwowa i przygnębiona. Gdy nadszedł poranek, wstała i ubrała się, poszła do pokoju dyrektorki i opowiedziała jej o swoim śnie, dodając ze łzami w oczach, że jest pewna, że coś stało się z jej drogą siostrą Alice i że wkrótce usłyszy złe wiadomości. Dyrektorka próbowała uspokoić dziewczynę, mówiąc jej, żeby nie była tak głupia z powodu zwykłego snu, ale Beryl nie dawała się pocieszyć, upierając się, że coś stało się z Alice, i kilka godzin później, dyrektorka otrzymała telegram z zagranicy, w którym proszono ją o przekazanie Beryl wiadomości, że jej siostra zmarła poprzedniego dnia na tyfus.

Inny sen Beryl Harrison – który na szczęście nie miał tak smutnego zakończenia – również wywarł na mnie wielkie wrażenie, i to również związane z jej czasami w szkole. Beryl była, jak już mówiłam, bardzo uczuciową osobą, a w czasach szkolnych, obdarzyła jedną ze swoich koleżanek tą gorącą miłością i podziwem, które romantyczne uczennice czasami obdarzają jedna drugą. I uczucie to było odwzajemnione. Beryl regularnie pisała do swojej przyjaciółki podczas wakacji, a nawet po opuszczeniu szkoły na dobre – jak się okazało, w końcu nie dołączyła do swoich rodziców za granicą, jak to zrobiła jej siostra Alice – utrzymywała korespondencję. Jej przyjaciółka niedługo potem również opuściła szkołę i, w wyniku dziwnego zbiegu okoliczności, Beryl straciła z nią kontakt i nie mogła zdobyć jej adresu. Również ona była uniemożliwiona do pisania do Beryl (nie mogę tutaj w pełni omówić powodów, ale wystarczy powiedzieć, że dwie przyjaciółki zostały niesprawiedliwie rozdzielone przez intrygi różnych osiłków), a wszystko to była straszna żałość dla Beryl. Rozmyślała o tym w dzień, a w nocy stale śniła o przyjaciółce, którą straciła.

Pewnej nocy, kiedy leżała w łóżku, śpiąc, wydawało jej się,

że słodka, czysta głos nagle szepnęła jej do ucha imię jej przyjaciółki, a potem adres. Spojrzała w górę i nie mogła zobaczyć niczego, ale znowu usłyszała ten słodki, przenikliwy głos. Potem wydawało jej się, że choć spała, wyszła z łóżka i, podchodząc do biurka, zapisała adres… To był sen, zapewniła mnie, opowiadając później tę historię; a jednak, kiedy obudziła się następnego dnia rano i poszła do swojego biurka, było tam imię jej zaginionej przyjaciółki i adres pod nim, starannie zapisane jej własnym pismem na jej małym bloczku do pisania!

Jak już powiedziałam, zakończenie było szczęśliwe. Beryl nie zwlekała z napisaniem do swojej przyjaciółki pod adresem, który jakaś dziwna, nieznana moc dała jej we śnie, i okazał się poprawny. Otrzymała zachwyconą odpowiedź zwrotną, nieporozumienie zostało wyjaśnione, a stara, słodka przyjaźń, przeznaczona do trwania aż do momentu, kiedy śmierć sama stanie się kolejnym rozdzielaczem, została odnowiona!

To są tylko niektóre z wielu interesujących doświadczeń okultystycznych moich dwóch przyjaciółek, „Siódmych Dzieci Siódmych Dzieci”. Gdybym miała opowiedzieć o wszystkim, co mi powiedziały, wypełniłabym sporą książkę, ale wydaje mi się, że nawet te wybrane losowo dowodzą, że w starym przesądzie jest coś.

źródło: “ THE SEVENTH CHILD OF A SEVENTH CHILD ” By KATHARINE COX, Occult Review, march 1916


Celem uzupełniania polecam artykuł na temat człowieka  żyjącego współczesnie w Irlandii a będącego Siódmym Synem Siódmego Syna: Danny Gallagher