CIEKAWYM zjawiskiem w myśli religijnej we współczesnym wieku jest jej tendencja do czerpania inspiracji z wcześniejszych systemów teologicznych, które słusznie lub niesłusznie utożsamiane są w powszechnej wyobraźni z archaicznymi typami wiary.
Warto zwrócić uwagę, że dwa główne przypadki tej tendencji w minionym wieku zbiegły się z ostrymi fazami „konfliktu między nauką a religią”, o którym tak wiele słyszeliśmy. Przywołują one na myśl przypowieść o Antaju, zapaśniku, który czerpał nową siłę ze styku z ziemią za każdym razem, gdy był obalany. Mam na myśli ruch Traktarian i ruch Teozoficzny, ten ostatni określiłem mianem „Odrodzenia Gnostycznego”. Podobieństwo między nimi jest większe, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Oba były rewolucyjne w swojej istocie – przesunięciem fundamentów wiary, które wiązało się z zniszczeniem wielu ukochanych dogmatów. W jednym przypadku apelacja nastąpiła od tradycji protestanckiej do katolickiej, a w drugim od nowoczesnego dogmatycznego chrześcijaństwa do jeszcze wcześniejszych tradycji religijnych. Twierdzi się, że szacunek należny Biblii w jednym przypadku i chrześcijaństwu w drugim w żaden sposób nie ulegnie osłabieniu wobec bardziej inteligentnego spojrzenia, które postrzega je oba jako raczej częściowe niż kompleksowe objawienia. Kościół chrześcijański można porównać do drzewa, którego gałęzie sięgają w górę i na zewnątrz, ale którego korzenie głęboko osadzone są w glebie przeszłości, w którą zagłębiają się coraz bardziej, gdy gwałtowne promienie postępu naukowego i rozwoju intelektualnego powodują parowanie wilgoci, od której zależy jego życie. To prawo jego wzrostu nakazuje mu dostosowanie się do ciągle zmieniających się warunków otoczenia. Prawda jest wieczna, ale od czasu do czasu wymaga nowego sformułowania w formach zmiennych zgodnie z potrzebami każdego następnego pokolenia. Kiedy w XII wieku Abelard twierdził, że chrześcijaństwo to nie akceptacja szeregu niepowiązanych dogmatów, nie mających ze sobą żadnego niezbędnego związku i związanych razem, jak patyki w wiązkę, sznurkiem autorytetu, ale wiara w ściśle skoordynowany system prawd, został uznany za heretyka przez wielkiego św. Bernarda. „Ale Kościół” – powiedział pan Baring Gould – „szybko zapomniał o wrzaskach proroka z Clairvaux. Przyjął zadanie postawione mu przez Abelarda i w następnym wieku wydał Alberta Wielkiego, Tomasza z Akwinu i Bonawenturę, którzy poprowadzili spuchnięty strumień myśli w spokojne tory”. W rzeczywistości dostosowała się do nowego środowiska intelektualnego, zagłębiając swoje korzenie w dół w chrześcijańską filozofię wcześniejszego okresu i wyprowadziła z pism Augustyna i Ojców Łacińskich zasady, które dały początek teologii scholastycznej. Jesteśmy teraz w podobnym kryzysie, a nie brakuje oznak, że zbliżamy się do końca tego „konfliktu między nauką a religią”, o którym wspomniałem. Obydwaj walczący wykazują objawy wyczerpania. Przez ostatnie trzysta lat nowoczesna nauka rozwijała i umacniała swoje zbiory zjawiskowych faktów za pomocą metody indukcyjnej i teraz osiągnęła punkt, który będzie wymagał nowego kierunku. Ostatnie badania nad naturą atomu doprowadziły do wniosku, że siła jest jednorodną podstawą wszechświata materialnego, a jej znaczenie można ocenić po tym, że żadna inna hipoteza nie pozwala zadowalająco zdefiniować atomu, gdyż twierdzenie nieskończonej podzielności materii, jak sam Büchner przyznaje, równa się zaprzeczeniu jej rzeczywistości wraz z rzeczywistością siły. Materializm, który wyklucza z dziedziny wiedzy wszelkie doświadczenie niewynikające z dróg zmysłów, jest teraz zupełnie zdyskredytowany jako wyjaśnienie wszechświata zjawiskowego. To niezwykły fakt, którego znaczenie jest bardzo zachęcające, że nauka za pomocą indukcji doszła do wniosku, do którego teologia dotarła metodą dedukcyjną trzy wieki temu. Ewolucja intelektualna, którą wskazuje wielki postęp naukowy ery po reformacji, była wynikiem duchowego procesu inwolucyjnego, który rozpoczął się od Augustyna i zakończył się u Kalwina. Okres odrodzenia intelektualnego zawsze towarzyszy upadkowi duchowemu, a ta inwolucja duchowa osiągnęła swoje apogeum w teologii w kulte Sily pod imieniem „Wszechmocnego”. Determinizm w teologii i materializm w nauce mają podobne źródło na płaszczyźnie ducha, ale ani nauka, ani teologia nie mogą zatrzymać się na reductio ad absurdum. Jak widzieliśmy, materializm prowadzi do sprzeczności w terminach – podzielny atom, podczas gdy kalwinizm jest logicznym dowodem (oczywiście z wadliwych założeń), że Bóg nie jest Miłością – z pewnością ateizm najgorszego rodzaju.
W każdym z tych przypadków koniecznym było zrobienie kroku naprzód. Dotychczas nauka zajmowała się wyłącznie zjawiskami fizycznymi, których badaniom poddano metodę indukcyjną, osiągając wspaniałe rezultaty. Jednakże, stojąc wobec problemu atomu, okazało się, że nie jest już ona owocna. Nauka chemii była zmuszona szukać pomocy matematyki w swoich badaniach nad naturą tych prostych ciał nazywanych elementami. Poprzez zastosowanie prawa okresowości w liczbach atomowych, doszła do wniosków, do których niemożliwym byłoby dotrzeć porównując fakty wydobyte z szeregu oddzielnych obserwacji, procesu, któremu „niemiarodajne” się nie poddają. Nie można już zatem podtrzymywać teorii wszechświata, która zakłada, że niematerialne jest przyczyną materialnego, jest nienaukowa, ani też nie można twierdzić, że metoda dedukcyjna nie może być używana do odkryć i wyniki traktowane jako tymczasowo ważne, oczywiście podlegające obaleniu poprzez indukcję z nowych obserwacji.
Z drugiej strony myśl religijna, przestrzeżona przez katastrofalne skutki zbyt wyłącznego polegania na metodzie a priori, teraz prawie całkowicie zrezygnowała z oporu wobec wyników naukowego badania praw materialnego wszechświata. Znajdujemy się zatem w zasięgu pojednania między nauką a religią na bazie teorii przyczynowości, która nie wyklucza, ale wręcz sugeruje, inteligencję za tym, co nazywane jest „zjawiskami naturalnymi”. W miarę jak zanika materializm, znika już wiele z tej wrogości wobec religii, która do niedawna charakteryzowała postawę liderów myśli naukowej. Z drugiej strony liderzy myśli religijnej (przynajmniej w Anglii) nie tylko nie traktują odkryć naukowych jako wrogów, ale są gotowi, a nawet pragną, uznać je za przyjaciół i sojuszników.
Oczywiście pojednanie nie jest jeszcze całkowite. Nasi naukowcy są wciąż ograniczani starymi tradycjami, które skłaniają ich do podporządkowania samej świadomości rzeczom, o których świadomość się troszczy, i jak na razie zdają się zdolni pojąć tylko aspekt fizyczny istnienia lub energię substancji kosmicznej. Nie odkryli jeszcze, że siła nie istnieje niezależnie od osobowości, oraz że na płaszczyźnie fizycznej stanowi warunki pośrednie między wolą podmiotową a aktem obiektywnym. Innymi słowy, jest to przejście między noumenem a fenomenem, lub noumenem w procesie manifestacji. Mimo to są na właściwej drodze. Czasami przeprowadzane są eksperymenty w celu ustalenia na przykład, jakie związki między stanami elektrycznymi, wywołanymi w ludzkim ciele przez działanie woli, a podobnymi stanami w substancjach nieorganicznych. Ponieważ siły nie można pojąć oddzielnie od materii, ani woli od inteligencji, wynika z tego, że wszechświat materialny ma swój początek w kosmicznej ideacji. Uznanie tego zasady jest równoznaczne z uznaniem rzeczywistości lub trwałości noumenu, i gdy tylko to uzyska aprobatę naszych naukowców oraz zdobędzie uznanie umysłu naukowego jako pracująca teoria wszechświata, która, podobnie jak ewolucja, może być podstawą dla nowego kierunku w jego metodach badań, konflikt między religią a nauką dobiegnie końca, ponieważ będą miały wspólną podstawę w Sakramentalizmie, czyli w wyrażeniu zasady, że materia jest nośnikiem ducha. To będzie musiało być uznanie, wcześniej czy później, jeśli chcemy dokonać dalszych postępów w pojmowaniu Porządku Naturalnego.
Historia się powtarza i ponownie stajemy na rozdrożu. Myśl religijna obecnie, podobnie jak w IV wieku, skupia się wokół pytania „Co myślicie o Chrystusie?” Nikt nie neguje, że był wielkim nauczycielem moralności, ale to, że Jego Osoba ma znaczenie metafizyczne i kosmiczne, to pomysł odpychający w epoce tak niecierpliwej wobec nadprzyrodzonego, jak nasza. Ale trzeba wziąć to pod uwagę, i z tego powodu zainteresowanie współczesnych badań nad prawami Kosmosu i pochodzeniem Człowieka natychmiast wzrasta, kiedy podejrzewa się, że te badania mogą mieć związek, choć pośredni, z Osobą Chrystusa.
Mało jest wątpliwości, że niepowodzenie współczesnego chrześcijaństwa w spełnieniu intelektualnych wymagań wieku jest w dużej mierze wynikiem błędnego przekonania, że Hebrajskie Pisma są same w sobie pełnym objawieniem, i że dar Boskiej inspiracji był ograniczony do jednego narodu i jednego okresu historii świata. Ale, choć może to wydawać się dziwne współczesnym chrześcijanom, jest to prawda, której kilku z wczesnych Ojców Kościoła dawało świadectwo, że pogańscy byli odbiorcami objawienia, o charakterze innym, ale równie ważnym, co to dane Żydom, i że prawo chrześcijaństwa do bycia nazywanym Wiarą Katolicką opiera się na uznaniu tej zasady. Zatem musimy zwrócić się do teologii Aleksandryjskiej, która, dzięki zastosowaniu tej broni, przebiła się przez gnostycyzm drugiego wieku i arianizm IV wieku, triumfując uzasadniła doktrynę Wcielenia przeciwko wrogom, którzy atakowali ją z przeciwnych stron. Grecki umysł był instynktownie eklektyczny. Z entuzjazmem, z jakim Ateńczycy starali się poznać znaczenie „dziwnych rzeczy”, które przyniósł im na uszy św. Paweł, było bardzo charakterystyczne. W dzisiejszych czasach przyzwyczajeni jesteśmy do patrzenia ze zdaniem na wszystko, co dziwne. Nie tak Grecy, którzy zawsze poszukiwali nowego materiału do ćwiczenia swojej pomysłowości. Przyzwyczajeni do rozumowania z ogólnych propozycji, adaptacja i harmonia były dla nich testem prawdy.
W teologii ta zdolność do odbierania była zarówno ich siłą, jak i słabością. Sprawiała, że byli skłonni zbyt łatwo przyjmować „świeckie gadanie”, „niekończące się genealogie” i „stare żony”, ale wyćwiczeni przynosiła wspaniałe rezultaty. Pod koniec drugiego wieku Aleksandria była kipiącym kotłem sprzecznych opinii filozoficznych i religijnych. W ciągu niecałych pięćdziesięciu lat Pantaenus, Klemens i Origenes zredukowali chaos do porządku. Bardziej ekstrawaganckie formy gnostycyzmu ustąpiły miejsca racjonalnej chrześcijańskiej Gnozie, która wchłonęła wszystko, co było wartościowe w filozofii pogańskiej, i rozróżniała między dzikimi spekulacjami a prawidłowymi wnioskami z objawionych prawd; innymi słowy, między prawdziwą Gnozą a przeciwnościami „falsywnie zwaną nauką” (tekst nieczytelny) – Klemens w rzeczy samej przez całe Stromata mówi o chrześcijaninie dobrze poinformowanym jako „prawdziwym gnostyku”. Pisarz w „Lux Mundi” zauważył, że Nowy Testament jest historią chrześcijaństwa w mikrokosmosie i że teraz jedno, teraz inne z tendencji, które wykształciły się we wczesnym chrześcijaństwie, zdobywa przewagę. Na przykład ideę paulińską zrozumiano w pełnym znaczeniu dopiero w czasach Reformacji, tak samo, na podobny sposób, seria wieków, które jeszcze się nie zakończyły, jest potrzebna, aby doktryna Słowa, które stało się Ciałem, co głęboka intuicja duchowa św. Jana umożliwiła mu dostrzec, mogła być w pełni przetworzona w świadomości jednostki i wspólnoty we wszystkich swoich relacjach.
W miarę jak ludzka osobowość Chrystusa stopniowo zanikała, w pierwotnym Kościele, w odległości historii, element metafizyczny coraz bardziej się ujawniał, a doskonałość ludzkiej natury naszego Pana, przyjmowana za pewnik, starano się ustalić pełne znaczenie, w jego związku z Kosmosem, Jego roszczenia do Boskości. W związku z tym filozofia grecka została wciągnięta do służby teologii, a połączenie teleologii platonicznej z hebrajskim pojęciem ofiary za grzech dało początek Sakramentalizmowi, który leży u podstaw katolickiej doktryny Wcielenia. Długi proces dialektyki i proroctwa został zjednoczony w swoim celu, a filozofia grecka zgasła, aby zostać włączoną w większe życie. W miarę rozpadu Cesarstwa Rzymskiego i zniszczenia nauk greckich przez podbój muzułmański, chrześcijaństwo wkroczyło w nowy etap rozwoju. Nowa era została zaznaczona przez wzrost władzy papieskiej. W średniowieczu Kościół miał za zadanie odbudowę społeczeństwa na nowej podstawie etycznej, do utrzymania której była niezbędna silna centralna władza. Spekulacje filozoficzne, które wcześniej były trzymane w roztworze, skrystalizowały się w dogmaty i zaczęły być uważane za część depozytu świętego, a teologia zapadła w głęboki sen, z którego obudziło ją Odrodzenie nauki. Jednak centralizacja władzy była przeszkodą w postępie. Starania o zastąpienie racjonalnego przekonania za zwykłe, bezmyślne przyjęcie dogmatu było traktowane z podejrzliwością przez hierarchię kościelną. Bardziej liberalne poglądy, wynikające z kontaktu z myślą grecką, który wynikł z nauki teologii aleksandryjskiej, były oznaczane jako herezja, a jako że było to równoznaczne z zdradą stanu przeciwko władzy kościelnej, wezwano na pomoc ramię świeckie, aby to stłumić. Jednak gdy religijna sumienność Europy ostatecznie obudziła się podczas Reformacji i pozbyła się ciężaru papieskiej tyranii, nowy duch wolności znalazł większy zakres dla swoich energii raczej w eksperymentach politycznych niż teologicznych. Tak ogromny był wstrząs Reformacji, że społeczeństwo wykazywało objawy rozpadu, i Reformatorzy przystąpili, z wielką prędkością, do wznoszenia barier przeciwko płynącemu prądowi intelektualnej swawolności. Autorytet Biblii zastąpił autorytet Papieża, a zadaniem Kalwina było odbudowanie teologii. To całkowicie błąd sądzić, że Reformacja była ustanowieniem wolności religijnej. Nic nie było bardziej oddalone od idei Reformatorów niż wolność myślenia inaczej niż oni, a gorliwość, z jaką prześladowali tych, którzy wierzyli albo za dużo, albo za mało, jest jasnym dowodem na to, że w XVI wieku nadal przeważały wpływy łacińskie. „Nowy Prezbiter”, jak powiedział Milton, był „starym Kapłanem w dużej skali”, a mały palec Kalwina był grubszy niż biodra Papieża. W międzyczasie nauka posuwała się do przodu w błyskawicznym tempie. Kopernik i Kepler wprowadzili zupełnie nowe pojęcie relacji człowieka do wszechświata fizycznego, które nie mogło nie wpłynąć głęboko na myśl religijną; a gdy sto lat później Newton dokonał swojego wielkiego odkrycia, poczucie, że większe objawienie zaczęło przyćmiewać system teologiczny, który wyrosł na założeniu, że astronomiczny system ptolemejski opierał się na poprawnych obserwacjach, stało się wyraźne. Od tego punktu można by powiedzieć, że nauka i religia zaczęły się rozchodzić, ale było to tylko pozorne. Duchowe siły, które tkwią za wszelkimi formami działalności intelektualnej, w rzeczywistości dążyły do punktu, który wskazaliśmy. Teraz pozostaje dla myśli chrześcijańskiej dostosowanie się do sytuacji. Wszystkie fałszywe lub wadliwe systemy teologiczne wynikły z zaniedbania tego lub owego aspektu prawdy, i tak samo pewnie, jak to się dzieje, tak pewnie w Kościele pojawi się prędzej czy później partia lub sekta, której celem będzie zwrócenie na to uwagi. Współczesne Teozofia nie zawiera niczego nowego, co byłoby prawdziwe. Wszystkie jej charakterystyczne doktryny są zaczerpnięte z jednego albo drugiego z wielkich systemów religijnych, które, według Bożego Opatrzenia, odegrały swoją rolę w edukacji ludzkości. Odrzucanie ich z powodu tylko tego, że pochodzą z „pogańskiego” źródła, albo że niektóre z nich nie można znaleźć w Pismach Żydowskich, albo nawet wydają się być w konflikcie z nimi, to być niewiernym wobec wszystkich najlepszych tradycji chrześcijaństwa. Na szczęście nie brakuje oznak upadku ducha intelektualnej „świńskości”, która depta perły wiedzy, bo nie da się ich sprowadzić do jej własnego kryterium wartości; choć oczywiście nie jest konieczne, aby stać się członkiem Towarzystwa Teozoficznego i podpisywać się pod jego dogmatami, aby docenić Odrodzenie Gnostyczne w odpowiedniej wartości, tak samo jak nie trzeba „chodzić Piccadilly z makem albo lilią” jako protest przeciwko obrzydliwości wczesnowiktoriańskiego smaku w meblach i dekoracji. Ten grecki element we współczesnej myśli religijnej jest w rzeczywistości bardzo optymistycznym znakiem czasów. Spowodował drżenie suchych kości eklezjastyki. Późniejszy Kardynał Newman miał rzekomo powiedzieć, że nie widzi „nadziei dla religii poza nowym objawieniem”.
Czy nie byłoby dobrze najpierw dowiedzieć się, czy zaniedbaliśmy jakiekolwiek stare objawienie? Gdy złośliwe i przewrotne pokolenie szukało znaku, powiedziano im, że nie otrzymają znaku oprócz znaku Jonasza Proroka, czyli Zmartwychwstania. Gdy sceptyczne i materialistyczne pokolenie prosi o nowe objawienie, cóż dziwnego, że mogą otrzymać podobną odpowiedź i znaleźć ją w zmartwychwstaniu idei, które uważali za dawno martwe i pochowane?
źródło: THE GNOSTIC REVIVAL By C.G. Harrison, The Occult Review, February 1905