Na drogę

Z rozdziałem XX zakończyłem zadanie, które postawiłem sobie przy opracowywaniu tej książki; przeprowadziłem cię przez przygotowanie do oświecenia, tem at zatem jest już wyczerpany. Doszedłszy do intuicji, nie potrzebujesz już żadnych wskazówek książkowych, ani moich, ani obcych, bo wszystkiego, co pragniesz wiedzieć, dostąpisz intuicją o wiele wszechstronniej i pewniej, niż najlepszem i książkami.

Nie wynika z tego oczywiście, jakoby nie były ci już potrzebne żadne studja książkowe. Masz działać wśród ludzi, powinieneś zatem wiedzieć, co ludzie umieją, czem zajmują umysły, jakie mają poglądy, w jakich kierunkach dążą. Poza tem potrzeba ci będzie zapoznawać się kolejno z dziełami wybitniejszemi ze wszystkich dziedzin okultyzmu, a więc nietylko z wiedzą tajemną w znaczeniu ściślejszem, lecz również z astrologją, alchemją, chiromancją, kabałą, spirytyzmem, medjumizmem, nawet z magją czarną i kultem Bafometa, znać bowiem powinieneś wszystko, co ludzie poznali.

Znać jednak, a wykonywać, to dwie rzeczy różne. Zbytecznem byłoby ostrzegać cię, że nie wolno ci praktykować magji czarnej lub spirytyzmu, wiesz bowiem sam o tem dobrze, a w razie wątpliwości ostrzegła cię w porę twa intuicja. Nie skusi cię podobnież alchem ja do poszukiwania sposobów wytwarzania złota, bo wiesz już, jak alchemję należy rozumieć w jej znaczeniu prawdziwem, a złota robić nie potrzebujesz, bo będziesz go miał zawsze dość na wszystkie potrzeby. Podobnież nie będziesz badał astrologia swego horoskopu, bo wiesz, że twój horoskop musi być zawodny, skoro sam jako czeladnik swym losem kierujesz. Nie pociągnie cię wreszcie kabalizowanie, bo przez świat kabbały, jako przez halę nauki, przeszedłeś już i wracać doń nie zamierzasz.

Znać jednak powinieneś to wszystko, i to znać gruntow nie, bo nieraz wypadnie ci ratować kogoś nieopatrznego, kto zaplątał się w te dyscypliny uwodne i traci w nich duszę, biorącszych za złoto. Wymagać twej pomocy będą również medja, czy to t. zw. jasnowidzące, czy spirytystyczne  lub telekinetyczne, bo one wszystkie nie mają mocy wyplątać się ze sideł, ktorem i opętały je puste istoty astralne. Wreszcie wypadnie ci nieraz zmierzyć się oko w oko z czarownikami zdecydowanymi, a więc potężnymi naprawdę, i sparaliżować ich zamysły, lub przeciwdziałać złu, które już wyrządzili.

Tu będziesz miał do swego rozporządzenia wszystkie moce dobre jeżeli ich tylko nadużyć nie zechcesz. Przedewszystkiem jednak – bo ciągle i stale – będziesz miał do czynienia z ludźmi zwyczajnymi, twoimi braćmi młodszymi. Wszakże na to wszedłeś na ścieżkę”, na to wspinasz się po jej szczeblach aż do czeladztwa, aby działać wśród ludzi. Wstąpisz między nich jak o ich opiekun i przywódca na drodze postępu; ale nie wstąpisz na żadną wyżynę, na żaden piedestał, z którego mógłbyś z góry na nich patrzeć, kazania wygłaszać, lub drogi wskazywać. Wejdziesz między nich, jak o równy między równych, a nawet zstąpisz niżej jeszcze, bo czeladnik nie pracuje na powierzchni, lecz na dnie samem. Nie będzie cię nikt widział, nikt podziwiał, nikt oklaskiwał, nikt hołdy składał. Zstąpisz między tych maluczkich jako nieznany, niedoceniany, często nierozumiany, a nawet wyszydzany. Nie lękasz się  jednak tego, bo już umiesz pracować nie dla owoców, ani dla uznania, lecz dla pracy samej.

A na tę drogę twoją, szarą i niewdięczną, lecz pełną błogości niewysłowionej, pragnę ci dać – nie wskazówki, nie pouczenia, ani nakazy – lecz mały promyczek światła, który w twem sercu podtrzymać powinien  ów święty ogień miłości w szechogarniającej, aby opromieniała ci każdą chwilę twej pracy. Masz iść między ludzi, a to nie znaczy rzucić wszystko, czem zajmowałeś się dotychczas i wystąpić jako kaznodzieja wędrowny; to znaczy coś trudniejszego bez porównania. Masz zostać tam gdzie jesteś , nie zmienić w niczem twego życia dotychczasowego, a mimo to  działać na ludzi i dla ludzi. Rozumiesz sam, że działać masz nie fizycznie,  nie materjalnie, lecz duchowo. Wrastać masz w dusze ludzi, nie w ich zajęcia codzienne; a wrastać tak, aby oni tego wcale nie spostrzegli. Masz stać się im drogim i pożądanym, chociaż będą stronili od ciebie, spotwarzali  cię i nienawidzili. Masz zachowywać się tak, aby spostrzedz nie mogli, że kamienują tego właśnie, bez kogo żyć im trudno. Pamiętaj o tem bez przerwy, ile to zdolności wyrobiłeś w sobie, ile dzięki nim masz możności do działania dobrego, ile zatem winieneś dać twym bliźnim. Aby wybrać kilka przykładów najbliższych, przytoczę ci jakość twych ciał niewidzialnych. Uprawą ćwiczeń na ścieżce oczyściłeś twe ciało myślowe, opanowałeś jego funkcje i uczyniłeś zeń narzędzie sprawne i udoskonalone. Twe myśli są nietylko czyste i jasne, lecz także nadzwyczaj potężne. Drgania ich rozchodzą się daleko naokół i działają bardzo silnie na wszystkich w twem otoczeniu.

Nie potrzebujesz tedy kazań ani pouczeń słownych stosować wobec ludzi, lecz wystarczą twe myśli jasne, logiczne, a potężne. One promieniują daleko i działają na ciała myślowe twego otoczenia. A czy ono sobie uświadamia ten wpływ telepatycznie, czy też nie zdaje sobie z tego sprawy, to rzecz obojętna. Oddziaływanie to może ujawnić się dopiero po pewnym czasie, nawet długim, ale wywrze swój wpływ niezawodnie. W ten właśnie  sposób będziesz oddziaływał na ludzi najpotężniej. Ilekroć usłyszysz u ludzi jakieś zapatrywania błędne lub niedorzeczne, nie usiłuj ich odrazu poprawiać i krytykow ać. Pozostań milczącym, choćby to miało uchodzić za twoje potwierdzanie; a tylko myślami prostuj sąd błędny. Tw oje myślaki potężne będą działały powoli ale stale, i może sam po pewnym czasie usłyszysz od tychże samych ludzi sąd wprost przeciwny poprzedniemu, a zgodny z twoim. Myślami swemi dasz ludziom poprostu inspirację, natchniesz ich myślami prawdziwemi.

Bądź w ogóle wstrzemięźliwy w swych chęciach do poprawiania ludzi, pouczania ich i dawania im rad słownych. Rady ludzie przyjm ują tylko wtedy, gdy one potw ierdzają ich zamiary; poza tem pytają o rady na to tylko, aby ich nie usłuchać. Gdy wyjątkowo zdarzy się ktoś, kto cię prosi o radę ze szczerem zaufaniem do ciebie i ze szczerą chęcią usłuchania, nie podawaj mu również żadnej rady, żadnego rozstrzygnięcia gotowego, jak ma postąpić. Staraj się tylko oświetlić mu strony złe i dobre różnych możebnych w jego wypadku sposobów postąpienia; wskaż mu wyniki, do których każdy z tych sposobów doprowadzi, a rozstrzygnięcie pozostaw jemu samemu. Nie dziw się jednak, ani nie patrz nań lekceważąco, jeżeli on wybierze właśnie sposób postąpienia najm niej rozsądny twem zdaniem, gdyż bardzo często karma jego popchnie go do tej właśnie, a nie innej, decyzji. Nie daj mu też nigdy odczuć, że rozczarowała cię jego decyzja, lecz przyjm ją do wiadomości spokojnie, bez dalszych chęci prostowania jego zapatrywań.

Równie potężnie oddziaływają na otaczających cię ludzi twoje uczucia i nastroje. Uczuć ujemnych, jak gniew, niecierpliwość, zawiść, pycha, pozbyłeś się już na stopniu przygotowania; podobnie wystrzegasz się nastrojów pesymizmu, smutku, przygnębienia i zgryźliwości. Umiesz już milczeć uczuciami i nastrojami; ale ponadto masz jeszcze wytwarzać uczucia i nastroje dodatnie, aby one promieniowały na twe otoczenie. Codzień rano, nim wyjdziesz z domu do zajęć codziennych, zostaw w nim dla twego otoczenia nastrój pogodny, ochoczy, zadowolony. W spółtowarzyszom zawodu przynoś również co dnia nastrój optymistyczny, koleżeński, wyrozumiały.

Gdy u któregoś z nich odczujesz przygnębienie lub zniechęcenie, skieruj nań swą opiekę szczególną i staraj się podnieść go na duchu nietyle słowami bezpośrednio pocieszającemi, bo te brzmiałyby najczęściej pusto, lecz raczej zwróceniem jego myśli na tory pogodniejsze, a przedewszystkiem posłaniem mu milcząco uczuć pokrzepienia i siły. Zasypiając wieczorem, nie zaniedbuj nigdy posłać na wszystkie strony świata twe uczucia błogosławiące, pełne miłości i ukojenia. Niema chyba potrzeby dodawać ci, że przedtem masz posłać przebaczenie serdeczne i prawdziwie szczere każdemu z tych bliźnich, którym zdarzyło się, że w ciągu dnia urazili cię, lub nawet skrzywdzili w swej niewiedzy.

Gdy będziesz stale pamiętał o tem, że niema ludzi złych, a są tylko niewiedzący, łatwiej ci będzie ustrzedz się najlżejszego nawet uczucia niechęci do ludzi, odrazy, lub pogardy. Na to nie pozwól sobie nigdy; lecz przeciwnie, do ludzi przystępuj zawsze z szacunkiem i sympatją, bo w każdym z nich tli iskra Boża taka sama, jak w tobie. Nie patrz na ich wady i ułomności, lecz staraj się widzieć w każdym jego strony dodatnie.

Spostrzeżesz, że niema takiego człowieka, choćby to był zbrodniarz najgorszy, w którym nie można znaleźć nic dobrego. Nieraz zalety ludzi kryją się pod powłoką szorstką, nawet odpychającą; nieraz oni sami zatajają je w sobie, zniechęceni oziębłością otoczenia, lub jeg o niewdzięcznością. Ty jednak masz właśnie za zadanie odgrzebywać z pod popiołu te iskry dobre, ledwie tlejące; więc też staraj się odnaleźć je w każdym człowieku bez względu na jeg o wygląd, stanowisko, opinję, jak ą zresztą najczęściej niesłusznie mają o nim drudzy.

Twą cechą najwybitniejszą w odnoszeniu się do ludzi niech będzie przedewszystkiem wyrozumiałość do najdalszych granic, a raczej bez granic; wyrozumiałość nietylko na ich wady, ich niewiedzę i błędy, lecz także, co jest znacznie trudniejsze, na ich postępowanie wobec ciebie. Pomoże ci  tu wskazówka, znana ci już z rozdziałów dawniejszych tej książki, aby na ludzi patrzeć tak, jakgdyby mieli jutro umrzeć. Przez to zdołasz łatwiej przyjąć bez zniecierpliwienia ich zachowanie się wobec ciebie, może nawet ich krzywdy, zadawane ci rozmyślnie. Z tego punktu widzenia zdołasz także oceniać bezstronniej doniosłość ich postępków i błędów popełnianych, zdołasz odróżniać w nich to, co jest trwałe, od drobnostek przemijających, bez znaczenia wobec wieczności; nie przywiązywać do nich tej wagi, jaką przywiązuje się wtedy, gdy się jest z kimś codziennie. Ta tolerancja bezgraniczna musi jednak być w tobie czemś tak zrozumiałem samo przez się, aby nigdy nie rzucała się w oczy. Nie byłaby to tolerancja prawdziwa, gdybyś stroił się w nią jak w pancerz i z odcieniem wyższości patrzył na bliźnich tak, jak na żaków niesfornych patrzy w ogrodzie przechodzeń. Wyrozumiałość twa ma cię nie odgradzać pancerzem nieprzebitym od ludzi, lecz owszem łączyć cię z nimi i do nich pociągać.

Ta łączność z ludźmi, jaką nawiąże twa dla nich wyrozumiałość, nie powinna cię jednak wiązać z nimi i krępować twoją niezależność życiową. Wiesz już, jakie jest znaczenie właściwe tych słów: nie wiązać się z nikim i z niczem. Jesteś „wędrowcem”, który wszędzie, gdziekolwiek jest, znajduje ludzi obcych i otoczenie obce. Życzy im dobrze, pomaga i służy, ale nie przywiązuje się do nich. Gotów jest każdej chwili opuścić ich i przenieść się w inne środowisko bez żalu za poprzedniem . W jaki sposób masz z tem niewiązaniem się pogodzić miłość dla wszystkich ludzi, wiesz już z ro zdziałów poprzednich. Miłość prawdziwa daje wszystko, a nie żąda niczego.

Nie oczekując niczego, nie licząc na nic, nie wiążesz się tern samem, a dobrze życzysz zawsze. Istnieją oczywiście związki karmiczne, silniejsze niż związki krwi; one przykuwają cię do pewnych ludzi na czas określony. Ale to nie ty się z nimi wiążesz; to karma wiąże cię do nich i rozwiązuje z tą chwilą, z którą tę karmę odrobisz. Takie wypadki będziesz miał w życiu dalszem i miałeś je już dotychczas. Wiesz teraz, jak je rozumieć.

Taktu szczególnego i ostrożności wymaga twe zachowanie się wobec ludzi, którzy w mniemaniu swem „znają się na wiedzy tajemnej”. Skoro dowiedzą się lub domyślą, że i ty prowadzisz studja podobnego rodzaju, będą uważali cię za „swego”, a siebie za uprawnionych do oczekiwania od ciebie zwierzeń lub pouczeń o „tajemnicach”. Będą to ludzie różnego pokroju; oprócz manjaków i fantastów niepoczytalnych spirytyści, hypnotyzerzy i pogromcy „jasnowidzów” lub medjów, wróżbiarze i „okultyści” ogólnikowi, obok nich zaś także badacze poważni, teozofowie i antropozofowie.

Zachowaj się wobec nich z rezerwą; słuchaj cierpliwie, bo zwykle lubią wiele mówić, ale sam mów mało i nie prostuj ich twierdzeń. Gdy cię w prost o zdanie zapytają, wybierz to, co jest słuszne w ich zapatrywaniach, i potwierdź, ale błędów nie podnoś. Nie zrozumieliby cię zapewne, a gdyby i pojąć zdołali, nie przyznaliby ci słuszności, gdyż milsze im są ich uprzedzenia. Ze studjów swych znasz zapewne te kierunki napół filozoficzne, które dziś szerzą się pod hasłami teozofji i antropozofji; wiesz zatem, że niedoceniać ich nie należy. Dla większości swych zwolenników są szczeblem najwyższym, do jakiego wznieść się są zdolni w ogóle; nie burz im zatem kultu dla autorytetów ich i dogmatów, bo ludzie na różnych  szczeblach w różne wierzą powagi i różne twierdzenia przyjmują za swoje, ale do wzniesienia się ponad kult jakichkolwiek powag obcych, zewnętrznych, jeszcze nie dorośli. W każdym razie te szczeble przygotowawcze, na których są, zasługują na uznanie.

Podobnie wstrzemięźliwym bądź wobec „badaczów naukowych”, a więc psychologów lub metapsychików. Możesz im, znając ciała wyższe, poddać nieraz kierunek, w którym badania swe mogliby doprowadzić do wyników pozytywnych; ale nie wychodź wtedy poza ich poziom maaterjalistyczny w myśleniu, bo straciłbyś odrazu ich ufność – nie w ciebie – lecz  w prawdopodobność tego, co im mówisz. Rzecz prosta, że nie dasz się nigdy skusić do poddawania im twych zdolności pod badania doświadczalne; najlepiej nawet niechaj nigdy się nie dowiedzą, że jakieś zdolności nadnormalne posiadasz. Choćby wszystkie ich eksperymenty z tobą dawały wynik niezbity, nie przyznają ci, że są to zdolności nadnormalne,  tylko anormalne, a więc patologiczne.

Twój takt i poczucie intuicyjne granicy, skoro na nie będziesz zważał zawsze, ustrzegą cię we wszystkich stosunkach z ludźmi od postępków niezręcznych i od zapuszczania się w sytuacje niełatwe do naprawienia. Trudniej  ci będzie utrzymać ten takt i spokój umysłu w wypadkach, w których ze strony bliźnich spotka cię już nietylko niezrozumienie lub lekceważenie,  lecz nawet nienawiść lub prześladowanie, ściśle jednak wypełniając  nakaz, „nie wiązania się”, zdołasz łatwiej znosić takie objawy niewiedzy  bliźnich; zachowasz wśród nich spokój i nie zniechęcisz się do pracy dalszej,
równie wytrwałej.

Do spokojnego znoszenia niepowodzeń osobistych miałeś sposobność wyrabiać w sobie hart już na szczeblach przygotowania; teraz zatem umiesz już witać z czołem równie pogodnem powodzenie jak i rozczarowanie. Gdy nad głową twą gromadzą się chmury przykrości lub nieszczęść, nie cofasz się trwożnie, lecz wychodzisz naprzeciw nich nieustraszenie; zanurzasz się w te sploty karmiczne z odwagą niezachwianą, bez wahania i bez chęci odwlekania, bo masz w sobie ufność w Moce dobre i w siły własne. Po przejściu przez próg wtajemniczenia spostrzeżesz, że ten hart ducha, ta nieustraszoność i ufność niezachwiana są ci potrzebne na to, abyś zdołał  przetrwać zwycięsko „próbę ognia”, czekającą cię po spotkaniu ze strażnikiem progu.

Na drogę, prowadzącą cię do tego spotkania, daję ci tych kilka słów ostatnich. Nie są to rady, bo rad już nie potrzebujesz, i sam sobie radzić nadal powinieneś zawsze; są to tylko podkreślenia tych rzeczy, o których ciągle masz w życiu pamiętać. Im dalej w stępujesz po szczeblach ścieżki, tem samodzielniejszym się stajesz, tem wyłączniej polegać musisz na sobie  samym. A tym „sobą samym “ jest twoja jaźń wyższa, owa Iskra Boża, która w tobie z iskierki drobnej rozwinęła się już w światło potężne. Im ściślej będziesz się z tern światłem jednoczył, tem jaśniej oświecać ci ono będzie drogę, tern pełniejsze i doskonalsze będzie twe oświecenie. Idąc tą drogą jasną raźno i niezachwianie, sam nawet nie spostrzeżesz, kiedy dojrzejesz do wtajemniczenia. Zaskoczy cię niespodziewanie chwila, w której zjawi ci się postać jasna, ów „Wielki Strażnik” progu, ujmie cię za rękę – dosłownie czy przenośnie, o to mniejsza – i poprowadzi do wrót „świątyni mądrości„. Za progiem jej czekają cię próby, wiodące do w tajemniczenia, a po nich usłyszysz z ust Mistrza słowa: „Tyś jest ścieżką„.

Gdy żegnasz kogoś, wybierającego się w drogę daleką, chciałbyś w chwili rozstania powiedzieć mu wiele, bardzo wiele, chciałbyś na drogę dać mu rad mnóstwo, wskazówek i ostrzeżeń; nie mówisz mu jednak nic, bo słowa wydają ci się zbyt marne i nieudolne. Dopiero w ostatniej chwili rzucasz mu słów kilka, w których zamykasz wszystkie twe dobre życzenia dla niego. Tak i ja, zamiast słów pustych, dam Ci na drogę dalszą tylko to życzenie:

Niech cię Bóg prowadzi!

źródło: J.A.S. „Droga w światy nadzmysłowe” (Radża Joga Nowoczesna), wydanie II, Kraków 1936


Celem uzupełniania zobacz: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923