Własne i cudze doświadczenia okultystyczne

Własne i cudze doświadczenia okultystyczne
Autor: Hrabia St.
Skrócone wydanie przygotowane przez Dr. Gustava Zellera

Własne doświadczenia z dzieciństwa na zamku Kolk
Pochodzę z rodziny, w której tzw. zdolności medialne i tzw. drugie widzenie są często dziedziczone. Już mój przodek, znany ze szwedzkich wojen północnych, feldmarszałek Maimus St., przewidział w wizji sennej pożar miasta Altona. Pożar ten, zgodnie z potrzebami wojennymi, został później przeprowadzony na jego rozkaz. Mój dziadek był niezwykle obdarzony zdolnościami jasnowidzenia i telepatii, a zwłaszcza jeden z moich braci posiada te zdolności w wybitnym stopniu. Aby uniknąć nieporozumień, muszę od razu zaznaczyć, że nie uważam zdolności medialnych za przewagę, lecz za dziedzictwo o bardzo wątpliwej wartości i użyteczności, jeśli te zdolności nie są rozwijane lub nie idą w parze z innymi niezbędnymi cechami.

*) Znam hrabiego St. jako osobę absolutnie niezawodną i wiarygodną. Jego cenny dla literatury o duchach raport wydaje się mieć znaczenie z wielu perspektyw – G. Z.

Na rodowym zamku, gdzie dorastałem, panowały duchy, jak to zwykło się mówić. Ogólnie rzecz biorąc, na zamku nie przywiązywano wielkiej wagi do nawiedzeń, a życie toczyło się w wesołej, towarzyskiej atmosferze z dużą gościnnością. Jednak ja, odkąd tylko sięgam pamięcią, byłem poważnie obciążony moją zdolnością medialną. Byłem przekonany, że otaczają mnie duchy. Co więcej, moje otoczenie nie wzmacniało, jak mogłoby się wydawać, mojej wiary w duchy, lecz próbowało mnie od tego odwieść.

Z drugiej strony, miałem instynktowne przeczucie, że nie mogę ulec strachowi, co sprawiało, że prawie nigdy nie odmawiałem wejścia do ciemnego pokoju. Chciałbym, aby w późniejszym życiu wykazałem się taką samą determinacją i stanowczością, jak w moim najwcześniejszym dzieciństwie, kiedy to, jakby pod wpływem wyższej inspiracji, postępowałem właśnie w ten sposób. Duży dom miał trzy piętra, i zdawało mi się, że mogę lokalizować różne rodzaje duchów w różnych pomieszczeniach. Szczególnie ciekawy był fakt, że w pokojach jednego skrzydła był szczególnie nękany, a od specyficznego nawiedzenia na 3. piętrze innego skrzydła pozostawałem nietknięty. Jako chłopiec przez pewien czas spałem sam na tym piętrze. Jak w każdym rodowym zamku, tak i w Kolk istniała Ahnfrau, która pojawiała się przed ważnymi wydarzeniami dotyczącymi całej rodziny. Ja sam nigdy jej nie widziałem, jak również żaden z przodków mnie nie przestraszył. Moje nawiedzenia były innego rodzaju. Ale o tym później.

Nawiedzenia na 3. piętrze, które wszyscy zauważyli, mogły mieć związek z duchem przodka. Podobno dawno temu miały tam miejsce ważne wydarzenia, a mój dziadek, wychowany na tradycyjnych rodzinnych przekazach, zawsze trzymał jedno z pokoi na tym piętrze zamknięte. Dzień i noc słychać było stałe trzaski wzdłuż podłogi i schodów, jakby coś było ciągnięte i przesuwane po ziemi.

Osoby wolne od uprzedzeń często nie mogły spać z powodu ciągłych, niewytłumaczalnych hałasów. Goście, którzy spali w jednym z pokoi na trzecim piętrze, opowiadali, że wyraźnie słyszeli, jakby kilka osób przybyło w nocy i zostało zakwaterowanych w sąsiednim pokoju, co się jednak nie potwierdziło. Możliwe jednak, że inne duchy przodków również wałęsały się po zamku, ponieważ jeden z moich braci, wówczas siedemnasto-osiemnastoletni kadet morski, bardzo stanowczy i energiczny, opowiedział taką historię:

Pewnego razu podczas wakacji w Kolku czytał do późna w nocy znaną powieść Jensena „Karin ze Szwecji”. Jest to historyczna powieść, traktująca o epizodzie ze szwedzkiej historii – mimochodem, całkowicie niehistoryczna. Karin ze Szwecji, trzecia żona króla Gustawa Wazy, jest postacią, córką jednego z moich przodków. W powieści, naturalnie, dużą rolę odgrywają szwedzcy rycerze tamtych czasów. Nagle mój brat słyszy głośne kroki z sąsiedniego korytarza; wchodzi rycerz w pełnej zbroi. Rycerz i mój brat długo na siebie patrzą. Mój brat uznał to zjawisko za interesującą halucynację. – Czyżby w tym przypadku żywe obrazy w myślach mojego brata nie przyciągnęły tego ziemskiego rycerza?

Czasami słyszano, jak pod dom podjeżdżają powozy, co później się nie potwierdzało. Bardzo osobliwy przypadek pamiętam z dzieciństwa, który zaobserwowało kilku członków rodziny. Oczekiwano mojego ojca i wujka przybyłych pociągiem. Ludzie słyszeli, jak podjeżdża wóz, kilka osób z okna widzi mojego ojca i wujka siedzących w wozie. Służący biegną na dół, psy szczekają – i wszystko znika. Trudno będzie znaleźć wyjaśnienie tego zjawiska.

Teraz o moich osobistych doświadczeniach. Od najmłodszych lat dużo śniłem. W tych snach często pojawiały się czarownice, podobnie jak zjawienia, które widziałem też czasami za dnia, będąc przytomnym. Na podstawie wiedzy zdobytej później z literatury okultystycznej, uważam te typy duchów, o których pierwsze wspomnę, za „ziemskie”, czyli za nieszczęśliwe duchy zmarłych, które po śmierci nie znalazły spokoju i są „przywiązane” do miejsca, które z jakiegoś powodu utrzymuje ich wspomnienia, czy to przez jakiś ciężki grzech, czy niewyrównaną krzywdę, która ich dręczy, lub coś w tym rodzaju. Flammarion podaje kilka takich przykładów. Czarownice, które czułem w tych pokojach o każdej porze dnia, stawały się szczególnie natrętne i realne nocą, gdy wszystko dookoła było ciche. Bardzo niepokojące było, gdy w ciemną, spokojną noc budziło mnie monotonne, ciągłe mamrotanie lub szmer. Stopniowo stawałem się coraz bardziej rozbudzony i świadomy. Ale w momencie, gdy z przerażeniem uświadomiłem sobie, że przecież cały dom śpi i nikt ludzki nie mógł mówić, rozlegał się przerażający, szyderczy śmiech ze wszystkich kątów pokoju.

Ziemi związani„, których widziałem będąc przytomnym, pojawiali się w normalnej ludzkiej postaci jako kobiety najpospolitszego typu, niepozornie ubrane. Pewnego razu jedna z nich podeszła do mnie bardzo blisko, gdy leżałem przebudzony w łóżku, i zagroziła mi, unosząc ręce i z wściekłością na twarzy. Innym razem, pewnego jasnego letniego poranka, zobaczyłem takie zjawisko siedzące na moim łóżku, tym razem odwrócone do mnie plecami. Jeszcze innym razem, podobna postać pojawiła się przy moim łóżku jednego jasnego poranka, również grożąc mi, podczas gdy moi bracia ubierali się głośno i energicznie w sąsiednim pokoju, nie zauważając mnie w ogóle ani nie zwracając się w moją stronę. Wszystkie te zjawienia poruszały się całkowicie bezszelestnie.

Bardziej interesujące niż przerażające było dla mnie następujące doświadczenie: W bardzo żywym śnie zostałem mocno przestraszony przez kilku ” z Ziemią związanych” lub czarownic, jak nazywałem je będąc dzieckiem. Jedna z nich, choć zewnętrznie równie brzydka co inne, zachowywała się wobec mnie w przyjazny sposób i skutecznie broniła mnie przed pozostałymi. Ostatecznie, dzięki ogromnemu wysiłkowi, udało mi się obudzić z tego stanu snu, umiejętność, która nie zawsze mi się udawała i tym razem również nie do końca. Siedziałem wprawdzie prosto w łóżku i mogłem rozróżnić każdy przedmiot w pokoju, ale czułem ogromne znużenie i ledwo mogłem utrzymać oczy otwarte. Wszystko było jakby owiane lekką mgłą. Przez tę mgłę, ale wystarczająco wyraźnie, zobaczyłem tę samą małą, niepozorną postać „przyjaznej czarownicy” przechodzącą obok mnie przez pokój, kiwając mi przyjaźnie głową i znikającą w przeciwległej ścianie.

Inne zjawisko miało miejsce następująco: Obudziłem się w nocy i przez jakiś czas leżałem w stanie wielkiego lęku, będąc w pełni świadomy i z otwartymi oczami. W niezamieszkanym pokoju obok słychać było hałasy jak od uroczysto gromadzącej się towarzystwa: przesuwanie krzeseł, głośne rozmowy, śmiech, harmider, jak na prawdziwej uczcie duchów. A potem nagle – cisza, jakby uciszona. „Oby tylko nie przyszli tutaj!” – pomyślałem, ale wiedziałem też na pewno, że mimo wszystko to zrobią. W tym samym momencie wyszli z sąsiedniego pokoju i przeszli kilka kroków obok mojego łóżka, byli trzy czy cztery postacie. Tym razem byli ubrani w kolorze księżycowym i wydawało mi się, że rozpoznaję w nich atramentowych chłopców z „Struwwelpetera”. Ponieważ nie zwracali na mnie uwagi, tylko spokojnie przeszli obok mnie w pewnej odległości, ostatecznie czułem raczej ciekawość niż strach. Było to jakby po rozładowaniu burzy nastąpiła ulga. Czy tym razem mogły to być formy elementarne lub duchy natury, które przyoblekły się w moje własne obrazy myślowe?

Kilka razy mogłem mieć do czynienia z mniej szkodliwymi istotami. Raz jako dziecko rysowałem i doskonale pamiętam, że odłożyłem ołówek obok siebie, ale sam nie ruszyłem się z miejsca. Nikt poza mną nie był w pokoju. Gdy sięgnąłem po mój ołówek, go nie było. Zaraz potem znalazłem go po drugiej stronie pokoju. Podobne rzeczy przytrafiały się też innym osobom w zamku, nawet bardziej zadziwiające.

Doświadczyłem także bardzo dziwnego przypadku pozornej dematerializacji własnego ciała w Kolk. Raz jako dziecko schowałem się, ale w jasno oświetlonym przedpokoju. To właściwie nie było kryjówkę, bo każdy przechodzący musiał mnie zobaczyć. Szukano mnie po całym domu. Kilka razy ludzie przechodzili obok mnie, tak że powinni na mnie natrafić, jednak mnie nie znajdowali. Sam miałem uczucie jakiejś mistyfikacji i byłem przekonany, że nie mogą mnie zobaczyć, dopóki tego nie zechcę. Gdy w końcu się poruszyłem, zostałem znaleziony.

źródło: Eigene und fremde okkultistische Erlebnisse. Von Graf St.,   „Zentralblatt für Okkultismus” Miesięcznik do badania całokształtu nauk tajemnych, Januar 1928.

nazwa niemiecka: „Zentralblatt für Okkultismus” Monatsschrift zur Erforschung der gesamten Geheimwissenschaften, Januar 1928.