intuicja – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Sun, 28 Apr 2024 12:43:03 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png intuicja – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 Intuicja i jasnowidzenie https://tarot-marsylski.pl/intuicja-i-jasnowidzenie/ Sun, 28 Apr 2024 12:36:46 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=10174 Czytaj dalej ]]> Intuicja to dar wszechmocy, dany ludziom na ich błąkającej się ścieżce życia. Jak strumyk na twardym kamieniu, który widocznie radośnie śpieszy się przed oczami, a na piasku nagle znika, tak tajemnicza siła intuicji pojawia się w określonych warunkach, by potem nagle, pod wpływem jakiegoś stanu psychicznego, zatonąć w podświadomości. Ale podobnie jak strumyk, który, choć zniknął z oczu, pozostaje tym samym strumykiem pod ziemią i podąża dalej swoją drogą, tak intuicja pozostaje tą samą siłą i działa w głębi duszy, niezauważona przez świadomość dziennej.

Intuicja to siła, która jak promień światła na krótszy czy dłuższy czas rozjaśnia ciemności umysłu skrępowanego materią; siła, która na chwilę podnosi zasłonę Mai; delikatna nić, która łączy nas bezpośrednio z metafizyką i ostatecznymi rzeczami. Każdy człowiek posiada cudowną moc intuicji. Jeśli u jednej osoby wydaje się ona silniejsza, wynika to z aspektów życia duchowego tej osoby. To jak z okularami. Jeśli soczewki są brudne czy zaplamione, oko również odbiera nieczysty, zniekształcony obraz otoczenia, podczas gdy przez czyste, lśniące soczewki świat zewnętrzny jest rzetelnie i wyraźnie odbierany przez siatkówkę.

To również jak z delikatną muzyką, która staje się niesłyszalna dla ucha, ponieważ dźwięki ulicy nagle ją zagłuszają.

Intuicyjna siła pozwala nam na jasnowidzenie, co dotyczy wszystkich jego form. Niezależnie czy stosuje się praktyki jogi indyjskiej, koncentrując wzrok na pępku w określonej pozycji, czy używa się graficznego kręgu według nauczania Du Poteta, czy próbuje się hydromancji, patrząc w wodę, czy używa się magicznego lustra, szklanej lub kryształowej kuli, czy chce się wywołać wizję na pomalowanym na czarno paznokciu – zawsze należy pamiętać, że te metody są tylko narzędziami, które mogą obudzić naszą intuicyjną moc.

Również kładzenie kart, a nawet bardziej tarot, jest takim narzędziem, ponieważ bez względu na to, jak karty upadną, istnieje wiele możliwości interpretacji, a dopiero intuicyjny talent pozwala wybrać tę właściwą.

Dowodem na to, że intuicyjne zdolności osoby kładącej karty odgrywają główną rolę, jest często zaskakujący wynik tej metody wróżenia. W swoich podróżach nigdy nie przepuściłem okazji, aby skonsultować się nie tylko z chiromantami czy jasnowidzami krystalicznymi, ale także z dobrymi kartomantkami i kartomantami, odkrywając, że tylko ci, którzy posiadali wyraźne zdolności intuicyjne, potrafili doskonale opanować tę sztukę, czyli byli w stanie naprawdę coś zobaczyć w kartach. Wszyscy oni, którzy naprawdę coś potrafili, zawsze potwierdzali mi, że to intuicyjna moc umożliwia im interpretowanie kart, niezależnie od ich układu. „Zobacz – powiedziała mi jedna z najbardziej znanych kartomantek – kiedy układam karty moją metodą i patrzę na rozłożone karty, wydaje mi się, jakby nagle wszystkie figury i symbole w talii ożyły, i nie tylko widzę, ale czuję ich mroczne i jasne związki z osobą pytającą. Czuję więcej niż widzę jego nadchodzącą radość czy miniony ból. Jak film odtwarza się przede mną fragment jego życia, dynamiczny i plastyczny.”

Ale wszędzie i zawsze zauważyłem, że potrzebny był napięty stan, głębokie pragnienie widzenia, aby intuicja była skuteczna.

Dość już teorii, nie chcemy tylko poznawać, ale także sami praktykować. Chcemy obudzić i wykorzystać ukrytą w nas siłę tajemniczą. Spośród wszystkich wcześniej opisanych środków i narzędzi do pobudzania intuicji, magiczne lustro lub kryształowa kula wydają mi się najodpowiedniejsze. Przynajmniej ja w mojej długiej praktyce zawsze najszybciej osiągałem z nimi dobre rezultaty. Magiczne lustro, które chcemy użyć, to okrągłe, wypukłe szkło, które z tyłu ma czarny lakier. Jest to solidna kula ze szkła, a jeszcze lepiej z kryształu, ponieważ kryształ ma właściwości, które jeszcze bardziej odpowiadają naszym celom. Jeśli jednak nie mamy ani jednego, ani drugiego, wówczas w razie potrzeby zwykła szklanka wody, gładka i bez ozdób, może zastąpić lustro lub kulę.

Teraz potrzebujemy tylko ciemnego pokoju i źródła światła na stole, i nasz eksperyment może się zacząć. Na stole, dokładnie przed krzesłem, na którym zamierzamy usiąść, ustawiamy nasze lustro lub kulę. Obok umieszczamy źródło światła. Najlepiej małą lampkę elektryczną, którą możemy osłonić czarnym papierem, czarną farbą lub w inny sposób, tak aby tylko jeden punkt światła padał na nasze lustro, a reszta pokoju pozostała w ciemności.

Siadamy teraz przed stołem i kierujemy wzrok na lustro, nie pozwalając, aby konkretne pragnienia wybrzmiały w nas, patrząc przez to urządzenie, jakbyśmy chcieli widzieć dalekie krańce. Nie skupiamy się więc na szkle czy krysztale, ale wybieramy swego rodzaju punkt w nieskończoności jako punkt widzenia. Dla kogoś, kto próbuje tego eksperymentu po raz pierwszy, zawsze pojawi się trudność, że tysiące myśli napiera na niego, głównie myśli krytycznie odnoszące się do tego przedsięwzięcia. Można na przykład pomyśleć: „Ciekaw jestem, co z tego wyjdzie!” lub „jak teraz powstanie obraz?” i podobne. To właśnie te myśli przeszkadzają w wytrysku intuicji i należy je zniszczyć natychmiast, jak tylko się pojawią.

Wszyscy znają ten półświadomy stan, który czasami nas ogarnia tuż przed zaśnięciem, ten stan nie-do-końca-myślenia, ten półsen. Takiego stanu potrzebujemy. Już krótko po rozpoczęciu naszego eksperymentu zaczną nas nachodzić myśli, których tak naprawdę nie chcieliśmy; myśli, które wydają się obce, ponieważ pochodzą z podświadomości. Nie oceniając ich krytycznie, musimy pozwolić im przepłynąć obok nas. Te myśli mogą być już intuicyjne i informować nas o obecnych, nadchodzących i przeszłych, obcych nam sprawach.

Od tego momentu następujące stany będą się różnić w zależności od silniejszych lub słabszych zdolności jasnowidzenia danej osoby. U jednych na przykład nagle może pojawić się niezwykły, prawie letargiczny stan, który może prowadzić do snu. Często zaobserwowano, że sen wywołany przez koncentrację jest przyczyną proroczych snów. Wtedy intuicja działa w stanie snu. U innych znowu wydaje się, jakby w krysztale lub szkle tworzyła się mgła, która w pewnych okolicznościach może się skondensować w obrazy. Widzenie tego przesuwającego się mglistego obrazu jest już znakiem zdolności do późniejszego oglądania obrazów.

Jednak są też ludzie, i to nie jest ich mało, którzy już podczas pierwszych prób w lustrze widzą rozgrywające się całe wydarzenia. Podczas tego obserwowania eksperymentator przestaje czuć się jako osoba obserwująca, lecz jako ktoś, kto żyje wewnątrz tych zdarzeń. Aby wyjaśnić to uczucie, najlepiej pomyśleć o podobnym stanie, w jakim czasami znajdujemy się w teatrze. Świat zewnętrzny znika; nie widzimy niczego dookoła, żyjemy razem z postaciami i wydarzeniami na scenie.

Jeśli usiądziemy przed lustrem bez żadnego przygotowania, pojawiające się obrazy i myśli będą chaotyczne i kolorowe, nie mające konkretnego odniesienia do pewnych spraw z naszego życia. Jednak jeśli chcemy zobaczyć coś określonego, musimy inaczej ustawić nasz eksperyment. Przed przystąpieniem do lustra, chodzimy wtedy po zaciemnionym pokoju i koncentrujemy się na tym, co chcemy zobaczyć lub wiedzieć. To pragnienie musi być intensywne i palące, niemal ekstatyczne. Dopiero wtedy odrzucamy wszelkie myśli, stajemy się pasywni i rozpoczynamy nasz eksperyment (tak jak wcześniej opisano).

Ponieważ u niektórych osób może wystąpić stan snu, dobrze jest ustawić w pomieszczeniu budzik, który po określonym czasie, powiedzmy po 15 minutach, obudzi nas i przywróci do rzeczywistości. Podczas patrzenia w kryształ lub szkło nie powinno się również nosić okularów.

Jeśli chcemy przyspieszyć opisany eksperyment, tzn. uzyskać szybsze rezultaty, dobrze jest użyć kadzidła. Kadzidlenie tutaj nie ma magicznego celu, lecz ma jedynie wpływać na nasze zmysły, czyniąc nas bardziej wrażliwymi na wizje. Takie kadzidlenie, które polecam do tego eksperymentu, to na przykład mieszanka mirry i kolendry w równych częściach. Miska z kadzidłem powinna być umieszczona tak, by dym unosił się stosunkowo blisko twarzy, czyli narządów węchu eksperymentującego. Świadomie nie zaproponowałem używania trujących roślin do kadzidlenia, takich jak bieluń, cykuta, pokrzyk wilcza jagoda i podobne, ponieważ choć kadzidlenie takimi substancjami może sprzyjać wizjonerskiemu widzeniu, może być niebezpieczne w niektórych przypadkach. Początkowo nie należy zbyt długo przedłużać takich eksperymentów.

Często w lustrze formują się obrazy życzeniowe, które nasza podświadomość produkuje na zewnątrz; często również wizje przyszłości, które mogą pojawiać się w formie symbolicznej i wówczas muszą być interpretowane. Zdolności poszczególnych osób są tutaj bardzo różne. W wielu przypadkach jednak dzięki opisanemu eksperymentowi otrzymujemy doskonałe odpowiedzi na zadane pytania, i bardzo często jesteśmy w stanie, jeśli skupimy się na osobie znajdującej się w oddali, zobaczyć ją podczas jej obecnej działalności. Po takim rozpoznaniu naszego intuicyjnego talentu i zdolności do odróżniania tej tajemniczej siły od myślenia dziennego i świadomego umysłu, często będziemy odczuwać jej skuteczność w życiu codziennym, tzn. będziemy mogli rozróżniać nagłe przeczucia i intuicyjne myśli od codziennego myślenia i używać intuicyjnej siły na naszą korzyść.

Chcę wyraźnie podkreślić, że nie opisałem magicznego eksperymentu z lustrem. Przedstawiłem jedynie sposób, za pomocą którego można łatwo obudzić i rozwinąć swoją intuicyjną zdolność widzenia. Nawet na tych wstępnych etapach zdobywania wyższych magicznych mocy obowiązuje to, co ostatnio powiedziałem w Z. f. O. o entuzjazmie jako magicznym czynniku. Sukces nastąpi tym szybciej i będzie tym silniejszy, im więcej entuzjazmu i emocjonalnego napięcia włożymy w te próby.

źródło: Intuition und Hellsehen. Von Sav Nemo „Zentralblatt für Okkultismus” Miesięcznik do badania całokształtu nauk tajemnych, November 1930.

nazwa niemiecka: „Zentralblatt für Okkultismus” Monatsschrift zur Erforschung der gesamten Geheimwissenschaften, November 1930.

]]>
Intuicja https://tarot-marsylski.pl/intuicja/ Fri, 19 Jan 2024 17:30:16 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=9522 Czytaj dalej ]]> Od czasu do czasu śmiech
Jest smakowany przez słodką kobietę, gdy
Z niewinnym piórem intuicji
Uśmiecha się do żartu nad rozumującymi mężczyznami.

Kto by nie chciał rozkoszować się uśmiechami kobiety
Tymi czułymi, najdroższymi, kochającymi fortelami,
Niewołane przychodzą, tak piękne, tak łaskawe,
Błogość dla rozumu jest być ślepym.

Biedny, rozumujący człowieku, który schyla się by pocałować.
I czuje uśmiechy – czarującą rozkosz –
Gdy tylko chłodny rozum zaczyna twierdzić,
Te uśmiechy i czary od razu znikają.

Moja urocza przyjaciółko, nie twoje, obawiam się,
Nigdy nie myślę, że takie forteliki są blisko,
Twoja intuicja to droga Niebios;
Tam zaczyna się błogość i tam mężczyzna powinien pozostać.

To kiedy te dwa są dobrze połączone
Widzimy zarówno wdzięk, jak i sztukę umysłu,
Prawdziwy geniusz i wynalazczość, wiedz
Tak wszystkie myśli mogłyby rosnąć.

Teraz Intuicja, umysł kobiety.
Pomimo wszystkich naszych powodów znajduje
Nie jest myślą, którą możemy zdefiniować.
Zawsze tak było, wola Boska.

źródło: Our Argonauts by N.A. List, 1889.

]]>
Intuicja i natchnienie https://tarot-marsylski.pl/intuicja-i-natchnienie/ Mon, 06 Jul 2020 12:07:59 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=5122 Czytaj dalej ]]> Intuicja i natchnienie (nr 2)   
jako przedmiot badań metapsychicznych

Miejsce metapsychiki je st niejako na pograniczu między tern, co nauka oficjalna uznaje za fakty stwierdzone, a tern, co dopiero oczekuje sprawdzenia, jak o wątpliwe i niepewne, czy w ogóle istnieje w dziedzinie fizjologicznej, względnie psychologicznej. Stąd metapsychika spełnia czynność jak gdyby urzędu celnego na granicy państw a: odbiera przesyłki, nadchodzące z zagranicy, bada je, czy rzeczywiście pod etykietą opakowania mieści się coś realnego, stara się to „coś” skwalifikować odpowiednio i wreszcie odsyła zagranicę z powrotem jak o mistyfikację, lub też odstawia w głąb kraju do dalszego użytku odnośnym gałęziom nauki.

Stąd pierwszym zadaniem metapsychiki jest stwierdzenie, czy pod etykietą intuicji i natchnienia mieści się coś rzeczywiście faktycznego, czy też są to etykiety puste, jakich tyle innych używamy w postaci terminów technicznych, które niczego nie określają. Innemi słowy: idzie o stwierdzenie, czy istnieją fakty, zasługujące na miano intuicji, względnie natchnienia.

Co nazywamy intuicją, a co natchnieniem ?

Intuicyjnym nazywamy taki objaw wiedzy ludzkiej,  o jakiego człowiek nie mógł dojść doświadczeniem zmysłowym, ani rozumowaniem logicznym ; natchnieniem zaś objaw wiedzy, który człowiek uważa za przychodzący doń z zewnątrz, niejako telepatycznie, od istoty odrębnej. Ludzie, obdarzeni intuicją, przypisują ją już to sobie, już to istotom wyższym, określają ją jednak, jak o pochodzącą z wnętrza własnego; natchnieni przypisują inspiracje swe również istotom obcym, niezbyt jasno zresztą określanym, ale uważają je w regule za zewnętrzne. Ponadto intuicja obejmuje zakres etyki i wiedzy, inspiracja zaś niemal wyłącznie dziedziny sztuki.  Różnice są tedy dość zatarte i nie zawsze da się ściśle odgraniczyć intuicję od natchnienia; na razie jednak przyjmiemy, że intuicja dotyczy przeżyć wewnętrznych człowieka, natchnienie zaś zw raca się ku rzeczom zewnętrznym, chociaż i to odróżnienie je st nie zawsze dość ścisłe. Uwzględniając wysokość poziom u, na którym pojawia się intuicja, poziom u dostępnego natchnieniu otrzymam y dalsze zróżnicowanie, bez wchodzenia w ocenianie samej wysokości obu poziomów.

Tak intuicja jak i natchnienie są pewnymi stanami świadomości i najbliższym wydaje się przypisywać ich źródła temu, co nazywamy podświadomością lub świadomością pod próżną (subliminal). Jednak sam o przypisywanie pewnych objawów podświadomości, a innych świadomości, m a cechę pewnego braku logiki, gdyż skoro istnieje cokolwiek „pod”, to zarazem powinno istnieć odpowiadające mu „nad”. Jeżeli tedy można jakie objawy  przypisać nad świadomości, to należeć tu będą właśnie objawy intuicji i jasnowidzenia.

Do podświadomości natomiast należy bezspornie instynkt, a chociaż niektórzy psychologowie, nawet poważni, uważają go za jedno z intuicją, bliższe zbadanie cech obu tych przejaw ów wykaże dość różnic, oddzielających stanowczo intuicję od instynktu.

Jedną z definicji instynktu, może najracjonalniejszą, jest ta, która instynkt określa jak o „pamięć gatunku “ lub „pamięć biologiczną“, bez wyjaśniania oczywiście, w czem ta pamięć się przechowuje. Im bardziej zindywidualizowana je st dana jednostka, tern mniej korzysta z „pamięci gatunku“, a tern więcej z pamięci osobistej, indywidualnej. Stąd człowiek, jak o istota najbardziej osobnicza w śród stworzeń ziemskich, niemal doszczętnie „zatracił instynkt“, ja k się mówi zwyczajnie. P osiadają go jeszcze w pewnym stopniu tylko ludy najniżej stojące w rozwoju intelektualnym, ale nie dorównywują już pod tym względem zwierzętom.

Dla zobrazowania instynktu porównywano go do układu warstw geologicznych skorupy ziemskiej. Im dalej w głąb ziemi kopiemy, tem starszych warstw dosięgamy, a tylko rzadko zdarza się, aby warstwy starsze leżały na powierzchni. U stworzeń żywych warstwy „pamięci gatunkowej“ narastają podobnież jedna na drugiej, a człowiek, żyjąc „na powierzchni“, nie może się już dokopać do tych warstw starych, w których tkwi instynkt, bo już nakrył je nowym szeregiem warstw swego doświadczenia indywidualnego. Jedynie w stanach transu głębokiego powiedzie się czasem dotarcie do warstw głębszych, jakkolwiek i tu niepodobna już dokopać się aż do instynktu.

Jeżeli porównanie to jest słuszne, to warstwa, w której tkwi instynkt, zasługuje bezwarunkowo na miano „podświadomości“, gdyż umiejscawiamy ją popod, lub poniżej tego, co nazywamy świadomością. Chcąc dotrzeć do instynktu, musimy rzeczywiście zstępować w dół, w coraz to odleglejsze od  świadomości głębie; a czy czynimy to transami coraz głębszym i w badaniach psychologicznych, czy cofaniem się w coraz to starsze warstwy geologiczne w badaniach przyrodniczych, zawsze m am y ten sam kierunek: w dół, lub w głąb, zgodziwszy się oczywiście na to poprzednio, co uważamy za kierunek w dół, a co w górę.

Kierunek tedy, który obieramy, aby od świadomości normalnej człowieka dojść do instynktu, jest zaznaczony zupełnie jasno bez względu na to, czy nazwiemy go kierunkiem w dół, czy w górę. Cel kresowy tego kierunku nazwaliśmy podświadomością i zapewne najdogodniej byłoby umieścić intuicję i natchnienie również w podświadomości. Jeżeli oba te objawy mają źródło w podświadomości, to powinniśmy je napotykać tern częściej, im niższy je st poziom intelektualny istot porównywanych. Czy u ludów pierwotnych, o niskim szczeblu rozwojowym , intuicja istnieje, o tern wiemy bardzo niewiele. Czy ludy te mają inspiracje artystyczne, o tern świadczą ich dzieła sztuki, zbliżone do poziom u sztuki dziecka. Jednak sztukę dziecka przywykliśmy uważać za niższą od sztuki człowieka w pełni rozwiniętego intelektualnie – czy słusznie, nie tu miejsce roztrząsać. W każdym razie sztuka pierwotna w przekonaniu człowieka kulturalnego stoi niżej od poziom u jego sztuki i to przekonanie musimy podzielać, licząc się do ludzi kulturalnych. Skoro tedy sztuka pierwotna stoi poniżej poziom u naszego, to również inspiracje, dające wyraz tworom tej sztuki, muszą być niższe od inspiracyj Mickiewicza, Michała Anioła, czy Praksytelesa. Skoro dalej nie każdy człowiek kulturalny je st Beethovenem lub Sofoklesem , to zapewne i nie każdy osobnik u ludów pierwotnych tworzy dzieła sztuki pierwotnej. Jest to wprawdzie tylko wnioskowanie per analogiam , ale zapewne niezbyt dalekie od prawdy, a daty statystyczne w tej dziedzinie nie były mi dotychczas dostępne.

Inspiracja tedy może być tem wyższa, im wyższy jest poziom kulturalny, względnie umysłowy, człowieka natchnionego. U instynktu widzieliśmy coś w prost przeciwnego: tam instynkt był tern wybitniejszy, im niższy jest szczebel rozwojowy danego osobnika. Kierunek inspiracji jest więc biegunów o przeciwny kierunków i instynktu, a ta biegunowość dała nawet podstaw ę do porównywania obu do dwu ramion wagi: gdy jedno ramię opada, drugie idzie w górę w tej samej mierze. Na podstaw ie tego biegunowego przeciwieństwa kierunków musimy także przyjąć, że skoro instynkt należy do objaw ów podświadomych, to natchnienie należeć musi do nad świadomych.

Nadświadomość tedy jest nie tylko postulatem logicznym wobec uznawania świadomości i podświadomości, lecz jest także czemś, co z rozpatrzenia faktów wynika. Nie przesądza to oczywiście jeszcze pytania, czy natchnienie, jako objaw metapsychiczny, istnieje rzeczywiście, czy też jest tylko myl nem tłómaczeniem objawów innego rodzaju. W niosek nasz na razie brzmi następująco:

Jeżeli inspiracja istnieje, to źródłem jej musi być nadświadomość, ale nie podświadomość.

W ten sposób zlokalizowaliśmy źródło natchnienia, umieszczając je w nadświadomości, ale nie określając, czerń jest ta nadświadomość. Graficznie przedstawić to można dwiema linjami poziomemi, biegnącem i równolegle do siebie: miedzy niemi pomieścimy świadomość, pod niemi podświadomość, nad niemi zaś nadświadomość, nie odznaczając im granic w dół, ani w górę. Rozstęp między obiem a linjami będzie tern większy, im wyższy jest rozwój intelektualny jednostki.

Skądże bierze się natchnienie? O kreśliliśmy je poprzednio jako przychodzące z zewnątrz do człowieka. Nie brak wprawdzie w literaturze wzmianki, że ten i ów poeta czy plastyk „czerpał w duszy” natchnienie, częstsze jednak są określenia, iż „otrzymał natchnienie” od jakichś istot poza nim stojących. Grecy, jak wiadomo, posiadali dziewięć Muz, udzielających człowiekowi natchnienia. W Biblji spotykamy wzmianki o mężach, których „Pan natchnął”. Dante miał źródło natchnień w Beatryczy, Grottger na swych obrazach umieszczał postać kobiecą, wiodącą go w kraj jego w spaniałych widzeń, a medja nowoczesne, piszące ekierką, lub przemawiające głosami inkarnowanych w nich istot, wymieniają zawsze jakiegoś „ducha”, jak o autora komunikatów . Sam zresztą wyraz polski „natchnienie”, lub łaciński „inspiracja”, oznacza jakiś „dech, duch, spiritus”, zstępujący z zewnątrz na człowieka.

Zbadanie, czy rzeczywiście natchnienie jest czemś zewnętrznem , odrębnem od istoty człowieka inspirowanego, będzie jednem ze zadań metapsychiki, dotychczas jeszcze nie podejmowanej przez nikogo, o ile wnioskować mogę z dostępnej mi literatury. Natomiast są w niej wzmianki, dość pobieżne i niezbyt liczne, o drogach wiodących do uzyskania inspiracji.
(C. d. n.)


(nr3)

intuicja i natchnienie
jako przedmiot badań metapsychicznych
Ciąg dalszy

Pythia delficka siadała na trójnogu, umieszczonym nad rozpadliną skalną, z której wydobywały się opary, czy dymy narkotyczne. Pod ich wpływem wpadała w stan, w którym „wieściła przez żołądek” wedle świadectwa współczesnych. Literaci nowocześni nierzadko szukają natchnienia w alkoholu, z czego oczywiście nie wynika, jakoby sam alkohol był źródłem natchnienia. Świadczy to tylko, że oszołamianie się alkoholem, lub wyziewami ziemnemi, może sprzyjać wejściu w taki stan świadomości, w którym człowiek staje się dostępnym natchnieniu.

Częściej znaleźć można w literaturze odnośnej określenia poziomu m oralnego ludzi natchnionych, którzy otrzymywali inspiracje bez uciekania się do narkotyków. Niektórzy z nich przygotowywali się do przyjęcia inspiracji postem długotrwałym, życiem ascetycznem i modlitwą. Inni byli tak czyści i święci, że doznawali natchnień bez osobnego przygotowania. Wynikałoby z tego, że na poziomie etycznym odpowiednio wysokim natchnienie jest zjawiskiem normalnem, niejako codziennem, a tylko ludzie o poziomie nieodpowiednim potrzebują pewnych środków pomocniczych, aby siebie udostępnić natchnieniu.

Wszystko, co wyżej przytoczyłem, nie jest oczywiście stwierdzeniem faktów w sposób niezbicie naukowy, lecz tylko naszkicowaniem drogi, po której mogłoby pójść klasyfikowanie faktów zbadanych. Droga ta powinna wieść przez uwzględnianie poziomu etycznego ludzi, którzy doznają inspiracji, gdyż poziom inspiracyj związany jest ściśle z poziomem otrzymujących je ludzi.

Większość inspirowanych otrzymuje natchnienia nie wtedy, kiedy chce, i nie takie jakich oczekuje. Czas i rodzaj inspiracji nie jest od woli człowieka zależny. Nawet po zastosowaniu środków pomocniczych natchnienie nieczęsto zjawia się na żądanie. Świadczyłoby to również, że inicjatywę natchnień mają w swych rękach jakieś istoty odrębne od człowieka. Gdyby nawet inspiracja nie była niczem innem, jak tylko objawem telepatji, to i w telepatji prócz odbiorcy odpowiednio wrażliwego potrzebny jest nadawca, zazwyczaj działający z wolą świadomą. Nie wiadomo mi zresztą, czy obserwowano wypadki telepatji niezależnej od nadawcy, chociaż możebności ich nic nie wyklucza teoretycznie. Regułą jest, że nadawca inspiracyjny, podobnie jak nadawca telepatyczny, wie, komu ma udzielić inspiracji, czem go natchnąć i kiedy. Treść i pora natchnienia zależy od inspirującego, nie od inspirowanego. Oczekujący natchnienia ma stworzyć tylko warunki jak najbardziej sprzyjające odebraniu natchnienia i… oczekiwać go biernie. Możebne, że niektórzy natchnieni wiedzą niewątpliwie od kogo otrzymują inspiracje; zawsze jednak pozostają odbiorcami biernymi. Natchnień wymusić nie można; można tylko siebie uczynić narzędziem do nich podatnym.

Warunkiem inspiracji jest tedy bierność oprócz odpowiedniego poziomu etycznego u odbiorcy. Bierność podobnego rodzaju zachowują media w chwilach pisania automatycznego, lub udzielania swego narządu głosowego na przemowy istotom, rzekomo inkarnującym się chwilowo. Do pisma automatycznego wystarczy oczywiście bierność ręki, przyczem reszta organizmu medjum może pozostać pod władzą jego świadomości. Do przemów medjalnych natomiast potrzeba bierności tak daleko posuniętej, że zazwyczaj sprowadzić ją zdoła dopiero stan transu, mniej lub więcej głębokiego. Analogja takiego transu ze stanem, w jaki wpadała kapłanka wyroczni delfickiej, jest dostatecznie wyraźna. Stan poetów, muzyków, rzeźbiarzy, tworzących pod wpływem wybitnego natchnienia, wykazuje również szereg cech, zbliżających go do transu, czasami nawet do pewnego rodzaju opętania.

Objawy transowy zwykliśmy jednak przypisywać nie nadświadomości, lecz raczej podświadomości; może dlatego, że postulat istnienia nadświadomości jest jeszcze zbyt słabo uznawany w metapsychice. Skoro do podświadomości zaliczamy w pierwszej linji „pamięć gatunkową”, a w dalszej „pamięć nieświadomą“, pozostaje jeszcze rozpatrzenie, czy inspiracje dadzą się pomieścić w jednym z tych dwóch rodzajów pamięci. Jeżeli okaże się, że treść rzekomych inspiracyj nie przekracza w niczem zasobów, jakie człowiek natchniony może czerpać ze swej podświadomości, wtedy po prostu pojęcie natchnienia nie będzie niczem więcej, jak tylko określeniem stanu, w którym człowiek może czerpać ze swej podświadomości. Jedną z cech natchnienia są wizje. Doznają ich nie tylko artyści malarze lub rzeźbiarze, lecz także muzycy, poeci, dramaturgowie. Trudniej dałoby się stwierdzić występowanie wizyj u mówców natchnionych, lecz i u nich jest  to bardzo prawdopodobne. Wizje takie nie odpowiadają niczemu rzeczywistemu, należą tedy do kategorii halucynacyj. Jednak halucynacje tu różnią się od innych tern, że ziszczają się w sposób mniej lub więcej doskonały w dziele artysty natchnionego. Są to zatem wizje, które w przyszłości stają się do pewnego stopnia rzeczywistością.

Czy wizje takie mogą się kształtować ze zasobów podświadomości? Składniki kompozycyjne, z których człowiek natchniony buduje dzieło swego natchnienia, znajdują się bez wątpienia w nim samym, nawet w jego pamięci świadomej, a nie w podświadomości. Ostatecznie nic w sztuce nie powstaje ze składników nieznanych. Muzyka operuje zawsze tymi samymi siedmioma lub dwunastoma tonami, malarstwo nie dodało żadnej nowej barwy do palety znanej od wieków, poeta używa słów, znanych wszystkim innym ludziom jego narodu, bo inaczej nie mogliby go rozumieć. Z tego materiału odwiecznego bierze twórca składniki potrzebne i zestawia je, czyli „komponuje“ w sposób, odpowiadający mniej lub więcej dokładnie jego halucynacjom. Im dokładniej zdoła dzieło upodobnić do swej wizji, tern doskonalsze, tern bardziej potężne będzie to dzieło.

Inspiracja tedy podaje człowiekowi nowe pomysły zestawiania składników kompozycji. Nie są to pomysły rozumowe, lecz raczej uczuciowe. Dzieła sztuki nie przemawiają do rozumu, tylko do uczucia.

Najbardziej staranna i sumienna kompozycja, obmyślana rozumowo i logicznie, nie stworzy dzieła choćby średniego pod względem wartości artystycznej, nie zbudzi wrażenia, ani uczucia, bo powstała sama bez uczucia.

Uczucia powstają na ogół w podświadomości, a dopiero po uświadomieniu ich sobie przez człowieka uzyskują wyraz w czynach, mimice, słowach, lub myślach. Jednak uczucia, nawet najżywsze, nie stwarzają wizyj twórczych u artysty, choćby najbardziej uzdolnionego, jeżeli nie dołączy się do nich natchnienie.

Uczucie może wywołać natchnienie, to znaczy, może sprowadzić u człowieka stan sprzyjający odebraniu natchnienia, ale nie jest to regułą. Natomiast natchnienie zawsze budzi uczucia, jak to stwierdziliśmy wyżej. Wyrażając się językiem metapsychicznym, powiedzieć możemy, że natchnienie sięga równocześnie w świadomość i w podświadomość. Skoro zaś w nie sięga, to musi pochodzić skądinąd, a więc nie podświadomość jest jego siedzibą. Nie jest nią także świadomość, a więc pozostaje tylko przyjęcie, że natchnienie pochodzi z nadświadomości.

Tak więc na innej drodze doszliśmy do tego samego wyniku, co na początku, a wynikiem tym jest postulat przyjęcia nadświadomości, jako trzeciego działu zjawisk metapsychicznych, obok uznawanych już działów: świadomości i podświadomości.

Liczba cech natchnienia, wykluczających jego przynależność do podświadomości, dałaby się jeszcze pomnożyć po bliższem rozpatrzeniu. Wystarczy tylko wskazać, że podświadomość posiadają ludzie wszelkich poziomów umysłowych, że posiadają ją także zwierzęta, a jednak natchnienie idzie w parze tylko z pewną wyżyną intelektualną, co uprawniałoby do wniosku, że dostępność natchnienia zwiększa się w miarę zwężania się zakresu podświadomości. Podobnież nie jest jeszcze kwalifikacją dostateczną do otrzymywania inspiracyj zakres świadomości normalnej. Ludzie, nawet bardzo wykształceni naukowo, nie są dostępni natchnieniom w stopniu równoległym do zakresu swej wiedzy, co znowu wiedzie do wniosku, że możność otrzymywania natchnień n i e zależy od zakresu świadomości, uzyskanej wykształceniem naukowem. Znajdą się zapewne jeszcze inne cechy natchnienia; jednak ramy tego studjum są za ciasne na ich rozpatrywanie.

Przejdźmy teraz do intuicji. Co to jest intuicja? Według znaczenia dosłownego jest to „zanurzanie się“ lub zagłębianie w coś, w tym wypadku zanurzanie się w siebie samego, w głąb duszy. Definicja ściślejsza jest tu równie trudna, jak definicja natchnienia. Wszystkie definicje zresztą mają tę właściwość, że im są ściślejsze, tern mniej są dokładne. Definicją, niezupełnie zresztą wyczerpującą dane pojęcie, byłaby gruba księga, temu wyłącznie pojęciu poświęcona; a im mniej słów definicja zawiera, tem jest zawodniejsza. Stąd zamiast definiować, lepiej jest podawać cechy charakterystyczne, jak to uczyniłem przy omawianiu natchnienia.

Jeżeli intuicja jest zanurzaniem się człowieka w głąb własną, i jeżeli za taką głąb przywykliśmy uważać podświadomość, to najbliżej leży wniosek, że intuicja ma źródło w podświadomości. „Zanurzając się w podświadomość, czerpiemy z niej pouczenia intuicyjne“. Czy tak jest rzeczywiście?

Typowym sposobem zanurzania się w podświadomość jest wprawianie w stan transu. Jest to już droga kliniczno eksperymentalna do stujowania objawów podświadomości. Jednak hipnoza nie doprowadza do intuicji, i tu może tkwi powód, dla którego intuicja nie uchodzi dotychczas za fakt uznany naukowo. Nie można jej znaleźć w żadnych eksperymentach hipnotycznych, a zatem istnienie intuicji jest mocno wątpliwe, przynajmniej dla psychologji oficjalnej.

Jest jednak dział zjawisk, obejmowanych również mianem transu w braku określenia odrębnego, w których intuicja występuje tern wyraźniej, im te objawy są czystsze, to znaczy, im mniej zabarwione hipnozą sugestywną. Są to zjawiska snu magnetycznego. Przyjąwszy, że różnice między stanem hipnotycznym a magnetycznym są na ogół znane dostatecznie, podkreślę tu tylko punkt, od którego zjawiska obu tych stanów zaczynają coraz więcej się rozchodzić, coraz więcej oddalać od siebie.

Punkt ten, jeżeli go punktem nazwać można, nie leży bynajmniej w jakiejś odległości stałej od świadomości na jawie, lecz w różnej dla różnych osobników. Przy wprawianiu człowieka w uśpienie, czy to hypnotyczne, czy magnetyczne, przez pewien czas objawy biegną równolegle w obu stanach, są niemal identyczne. W miarę pogłębiania hypnozy czy to jednym czy drugim sposobem, zjawiska poczynają się różnicować coraz widoczniej, aż wreszcie nadchodzi punkt, w którym dalszy rozwój objawów staje się krańcowo rozbieżnym. Hypnoza suggestyjna doprowadza uśpionego do katalepsji, do letargu, wreszcie do somnambulizmu, w którym „raport“, czyli zależność od eksperymentatora staje się po prostu równą opętaniu. Uśpiony traci doszczętnie własny sąd, władzę nad swym organizmem, własną inicjatywę do działania; jest tylko narzędziem najzupełniej biernem w ręku eksperymentatora.

Objawy początkowe w uśpieniu magnetycznem są podobne: wzmożona podatność na suggestję, dalej letarg, katalepsja, raport i somnambulizm. Już raport magnetyczny tern się różni od hypnotycznego, że nie można go przenieść na dowolną osobę, lecz jest nieodłącznie związany z osobą magnetyzera. Somnambulizm natomiast we śnie magnetycznym traci już doszczętnie cechy hypnotycznego. Zamiast bierności, automatyzmu i braku inicjatywy, występuje coraz wybitniej indywidualność uśpionego. Emancypuje się z pod wpływu magnetyzera, objawiając nie tylko inicjatywę najzupełniej własną, lecz także sąd bystry o otoczeniu i inteligencję niezwykle wysoką, przewyższającą bezsprzecznie to wszystko, co można by przypisać podświadomości.

Somnambulik magnetyczny zachowuje co prawda łatwość dostępu do podświadomości, i może z niej czerpać przypomnienie zdarzeń dawno zapomnianych, ale najczęściej nie korzysta z tej łatwości, a raczej pomija ją, jako coś nie przedstawiającego dlań wartości. Natomiast wznosi się ponad poziom swej świadomości normalnej na takie wyżyny, do jakich w ogóle ma dostęp swą wartością indywidualną.
(C. d. n.)


(nr 4)

Intuicja i natchnienie
jako przedmiot badań metapsychicznych
(Ciąg dalszy.)

Rzecz prosta, że tej wartości indywidualnej nie tworzy zasób majątku posiadanego, ani liczba szkól ukończonych, ani nawet szereg dzieł napisanych, ani wreszcie sława  wielkich odkryć, wynalazków lub działalności społecznej. Odkryć i wynalazków nie zawsze dokonywują ludzie wielcy, a działalność społeczna może mieć pobudki nie zawsze bezinteresowne. Rzeczywistą wartością indywidualną może być tylko poziom etyczny człowieka, i ten też poziom rozstrzyga wyłącznie o dostępności intuicjom. Przykładów na to można by przytoczyć bardzo wiele, żaden z nich jednak nie będzie dowodem przekonywującym, a to z tego prostego powodu, że poziom etyczny jest dotychczas ciągle jeszcze „une quantite negligeable“ w badaniach naukowych. W metapsychice, gdzie i badacz i przedmiot badany jest istotą ludzką, nie martwym przyrządem, uwzględnianie poziomu etycznego ma wagę pierwszorzędną. Z pomijania tego poziomu powstaje cały szereg pomyłek, pomieszań i wniosków fałszywych, jak świadczy choćby niewyplenione do dziś mienianie magnetyzmu z hypnotyzmem. Na badaczów i na świadków badań metapsychicznych kwalifikuje się ludzi wedle ich stopnia wykształcenia – nawet nie metapsychicznego, lecz w ogóle naukowego w dziedzinie dowolnej – a medja ocenia się w najlepszym razie wedle nieposzlakowania o oszustwo. Jeżeli badacz chce być bardzo sumienny i wszechstronny, wtedy bada stan zdrowia fizycznego u medjum, mierzy jego tętno krwi i temperaturę ciała przed eksperymentami i po nich, stara się zdobyć anamnezę chorób przebytych i ustalić objawy dziedziczne, a wreszcie jako szczyt skrupulatności notuje liczbę klas szkolnych, jakie medjum ukończyło i zasięga opinji władz co do nie poszlakowania o przestępstwa lub zbrodnie.

Od eksperymentatora, ani od świadków czy uczestników badań nie żąda się podobnych zeznań osobistych. Wystarcza census naukowy lub pozycja towarzyska. A z tego powstaje potem szereg nieporozumień i wnioski z wyników badań często wprost sprzeczne ze sobą.

Tu tkwi także jedna z przyczyn, dla których intuicja zdaniem wielu badaczów, nawet najpoważniejszych, jest tylko zabobonem, podobnym do wiary w istnienie joginów indyjskich, a dla innych czemś w najlepszym razie jednoznacznem z pamięcią podświadomą.

Wspomniałem już wyżej, że intuicja przewyższa znacznie zakres, jaki można zaczerpnąć z pamięci podświadomej. Przykładów niemal naukowych intuicji dostarczają t. zw. „rachmistrze cudowni“, którzy „w pamięci“ rozwiązują zawiłe zadania matematyczne. Jest to bowiem tylko pozornie rozwiązywanie w pamięci, chociaż istnieją i tacy rachmistrze, którzy rzeczywiście wykonują w pamięci długie działania rachunkowe. Ci naprawdę cudowni nie wykonują zadań, tylko czekają na wynik, zjawiający się intuicyjnie w ich świadomości. Że tak jest, świadczy choćby nieprawdopodobna krótkość czasu, upływająca między otrzymaniem zadania a poda niem jego wyniku. Aby na przykład obliczyć pierwiastek  z 58123, potrzebuje na to biegły matematyk kilku minut czasu, a rachmistrz cudowny podaje wynik po kilkunastu sekundach.

Słynne przed wojną konie elberfeldzkie rozwiązywały zadania podobnież w czasie nieprawdopodobnie krótkim, chociaż niepodobna im przypisać biegłości rachunkowej, choćby takiej, jaką posiada przeciętny uczeń szkół średnich. O koniach tych wspominam tu tylko mimochodem, gdyż poszukiwanie źródła, skąd one czerpały swe intuicje, zawiodłoby nas zbyt daleko od tematu.

Przykładem intuicji bywają również czasem prace uczonych. Głęboką prawdę kryje w sobie paradoks pozorny, wedle którego „uczony wtedy pisze książkę, gdy czegoś nie wie“. Poza sprawozdaniami z badań naukowych, poza usiłowaniami mniej lub więcej szczęśliwemi poparcia własnej teorji i poza zbijaniem twierdzeń obcych, bywają także książki, których autor po napisaniu spostrzega ze zdumieniem, że napisał coś, czego się nie spodziewał i czego przed napisaniem sam nie wiedział. Często nawet oczekiwał na pewno wyników całkiem innych niż te, które wypadły z toku jego pracy. Intuicyjnym nie jest tu sam wynik, lecz dobór przesłanek, wiodących do niego.

Autor takiej książki postępuje – zazwyczaj mimowiednie – drogami, przypominającemi mocno ćwiczenia medytacyjne mistyków, różokrzyżowców, lub joginów indyjskich, a ci, jak wiadomo, za cel tych ćwiczeń stawiają sobie właśnie intuicję. Do wyników intuicyjnych nie dojdzie nigdy taki autor książki, który do napisania jej przystępuje z gotową już teorją i do niej treść książki nagina. W tedy książka jego będzie tylko mozolnem podpieraniem gmachu już istniejącego, pozbawionego najczęściej fundamentów, ale za to posiadającego dach wspaniały i niektóre ściany zewnętrzne. Gdy natomiast autor gromadzi tylko materjał i stara się zbudować zeń tylko tyle, na ile mu  starczy tego materjału, wtedy budowa wypada nieraz całkiem inna może, niż się spodziewał, ale wykorzystująca materjał w sposób tak mistrzowski, że sam budowniczy doznaje uczucia podziwu.

Czy przypisać to należy intuicji, czy też po prostu natchnieniu? Mówiąc powyżej o natchnieniu, scharakteryzowałem je jako odnoszące się do twórczości artystycznej przeważnie, a więc do stwarzania form nowych, w których mieści się materjał znany. Intuicja natomiast – skoro zgodzimy się na określenia tak nieudolne, jaką jest każda definicja – otóż intuicja daje pouczenia na podstawie materjału faktycznego. Natchnienie wzbogaca sztukę, intuicja wzbogaca wiedzę w jej znaczeniu najczystszem.

Nie wynika z tego, jakoby intuicja była tylko rozumowaniem ścisłym, wnioskowaniem logicznem. Cechą zasadniczą intuicji jest właśnie to, że tuż po postawieniu zadania pojawia się wynik. Niema tu całego łańcucha wnioskowań, niema etapów drogi pośredniej, wiodącej od postawienia zadania do osiągnięcia wyniku. Niemal tuż po postawieniu zadania pojawia się już wynik gotowy.

Stąd też chybione są próby wyjaśniania intuicji myśleniem podświadomem. Jeżeli nawet myślenie podświadome jest czemś więcej niż hypotezą, postawioną na wytłumaczenie objawów, na które na razie nie mamy innego wytłumaczenia, to w każdym razie nie posiadamy żadnych danych stwierdzalnych, które wskazywałyby, że myślenie podświadome odbywa się znacznie szybciej, niż świadome. W przytoczonym wyżej przykładzie rachmistrzów cudownych nic nie wskazuje na to, jakoby rozwiązywali swoje zadania pamięciowe myśleniem podświadomem. Gdyby coś stwierdzało podobne przypuszczenie., to zarazem musiałoby stwierdzać, że myślenie podświadome odbywa się z niepojętą szybkością. Szybkość ta musiałaby poprostu nie dozwalać na śledzenie toku myślenia, a takie myślenie może być tylko domysłem niczem nie popartym.

Jakkolwiek w intuicji przebieg od zadania do wyniku jest niesłychanie szybki, to jednak nie jest nie do wyjaśnienia. Potem, to znaczy po otrzymaniu wyniku, można rozumowaniem śledzić krok za krokiem łańcuch wnioskowań, które do wyniku doprowadziły, można tę drogę skontrolować pracą myślową i sprawdzić rozumowo słuszność wyniku, zawsze nieomylną.

Ale to wszystko uczynić można dopiero potem, już po uzyskaniu intuicji. Jeżeli człowiek, postawiwszy sobie zadanie, usiłuje sam, świadomą pracą myślową, próbować rozwiązania, wtedy otrzymuje tylko rezultat swej pracy myślowej, najczęściej błędny, a w każdym razie znacznie płytszy, niż wynik, jaki dałaby mu intuicja. Rozumowanie jest nie pomocą, lecz przeszkodą w otrzymywaniu intuicji. Dopiero potem, gdy rezultat intuicji jest już wiadomy, wolno sprawdzić rozumowaniem jego trafność. Nie zawsze uda się sprawdzić od razu tę trafność rozumowaniem. Czasem potrzeba jeszcze wielu nowych obserwacyj lub zdarzeń, które dopiero  w przyszłości wykazują nieomylną prawdziwość intuicji. Przykładów na to dostarczają ludzie naprawdę genjalni, bo uzdolnienie, nawet wyjątkowo wielkie, jeszcze tu nie wystarcza. Tacy gen jusze oznajmiają światu nowe prawdy, nie umiejąc – mimo całej swej genjalności – umotywować ich, ani udowodnić. Dopiero po długim czasie, nieraz aż po stuleciach, odkrywa ludzkość fakty nowe, które pozwalają jej pojąć rozumowo prawdy, wygłoszone przez genjuszów.

Stąd intuicja ma pokrewieństwo bliskie z jasnowidzeniem, podobnie jak natchnienie ma je z telepatią; są to może nawet rzeczy identyczne parami. 


(nr 5)

Intuicja i natchnienie
jako przedmiot badań metapsychicznych
Dokończenie

W jednej z mych książek podałem następujące porównanie dla uzmysłowienia, czem jest intuicja:

Prostaczek zapytuje ciebie, w którym kierunku od Warszawy leży Londyn. Odpowiadasz mu, że w kierunku zachodnim, i spostrzegasz, jak on zacina konia i pędzi prosto na zachód. Popędzasz go i mówisz krótko: Nie można. Oto była intuicja; ty nią byłeś dla owego prostaczka. Nie miałeś czasu nawet pomyśleć, dlaczego nie można; wiedziałeś tylko, że nie można, ale przyczyn nie miałeś czasu sobie uświadomić. Dopiero później, gdy prostaczek zatrzymał się i spytał, dlaczego nie można, począłeś mu z wolna tłumaczyć, że to bardzo daleko i że koniem przez morze nie przejedzie. Jeżeli prostaczek zrozumiał twe wyjaśnienie i nie pojechał, znaczy to, że posłuchał twej intuicji. Jeżeli zaś jej nie posłuchał i wybrał się w drogę, dostał się po długiej podróży nad brzeg morza i dopiero wówczas przekonał się doświadczalnie, że intuicja miała słuszność.“

Tak objaw przedstawia się w rzeczywistości. Osiągnąwszy intuicję, człowiek „wie“ od razu coś nowego, czego przed ułamkiem sekundy nie wiedział. Jest to jak gdyby nagły błysk nadświadomości, który przedarł się do świadomości i oświetlił zagadnienie światłem tak wyraźnem, że rozwiązanie jest równocześnie widoczne ze zagadnieniem. Dopiero potem może człowiek rozumowaniem logicznem dojść do tego samego rozwiązania; a może dojść dlatego, że już wie, do czego ma dojść. Przed oświeceniem intuicyjnem nie dojdzie do tego wyniku, bo go nie zna, i nie zna drogi, która właśnie do niego prowadzi, a nie do wyników fałszywych.

Przytaczając wyżej zdanie, że „uczony wtedy pisze książkę, gdy czegoś  nie wie“, wspomniałem również, że po napisaniu dochodzi czasem do wyników niespodziewanych. Są dla niego niespodziewane o tyle, że oczekiwał od swych materjałów wyniku może całkiem innego. Do tego innego a błędnego doszedłby niechybnie, gdyby materjał d o niego naginał, np. celem udowodnienia jakiejś hypotezy ulubionej. Jeżeli natomiast zda się wyłącznie na swą intuicję i nie przeszkadza jej uprzedzeniami lub pomysłami wyrozumowanymi, wtedy intuicja grupuje mu jego materjał i zużywa go tak niesłychanie logicznie, że dopiero nieraz po ukończeniu pracy sam autor podziwia siebie za tę logikę i konsekwentność w przeprowadzeniu zadania, którego wynik jest mu niespodzianką. W takich wypadkach intuicja nie daje mu od razu rozwiązania gotowego, lecz kieruje tak porządkiem przesłanek, aby rozwiązanie zagadnienia było niezachwianie trafne.

Intuicja wskazuje wtedy drogę jedynie słuszną, chociaż człowiek nie ma wyobrażenia, która z dróg może być słuszną.

Tu po raz wtóry nasuwa się analogja z instynktem. Wiadomo, że zwierzęta instynktem odnajdują drogę do swej siedziby. Czyżby to odnajdywanie miało być inne, niż odnajdywanie przez uczonego drogi właściwej do rozwiązania zagadnienia naukowego?

Otóż zwierzęta odnajdują drogę do swej siedziby, odnajdują drogę do źródła lub do rzeki; zawsze jest to droga do czegoś znanego, określonego, do celu pożądań lub popędów. Zwierzęta wiedzą, czego szukają, lub raczej czują to podświadomie. Uczony natomiast nie wie, czego szuka w swej pracy książkowej, nie zna drogi, ani celu. Często dochodzi do czegoś wprost przeciwnego, niż pożądał. Intuicja prowadzi go do czegoś nowego, nieznanego, co wzbogaci zakres jego wiedzy, rozszerzy horyzont świadomości, podniesie go o stopień wyżej w rozwoju. Instynkt natomiast prowadzi zwierzęta do czegoś im znanego, pożądanego, potrzebnego im do podtrzymania życia, ale nie wzbogacającego w niczem zakresu ich wiedzy. To stwierdza ponownie, że kierunki intuicji i instynktu są wprost sobie przeciwne, że tedy, zaliczywszy instynkt do podświadomości, słusznie zaliczamy intuicję do nadświadomości.

Użyłem poprzednio wyrażenia, że „uczony nie wie, czego szuka, nie zna drogi ani celu“. Wymaga to pewnego zastrzeżenia, a mianowicie: „uczony nie wie świadomie, czego szuka; cel jest nieznany dla jego świadomości“. Nieznany jest podobnież jego podświadomości; ale czy jest również nieznany jego nadświadomości?

Zbyt mało znamy dotychczas dziedzinę nadświadomości, aby odpowiedź przeczącą na to pytanie można było poprzeć dowodami. Że cel musi być znany nadwiadomości, a tylko przed świadomością zwykłą pozostaje zakryty czasowo, na to naprowadzić nas może tylko wnioskowanie per analogiam. Skoro w intuicji rozwiązanie pojawia się tuż po postawieniu zagadnienia, skoro tedy oba leżą niejako tuż obok siebie, to i rozwiązanie, do którego dochodzi uczony swą rozprawą literacką musi istnieć już z chwilą zgromadzenia materjałów do tej rozprawy. Jest tu coś podobnego, jak w matematyce: z chwilą zgromadzenia obok siebie cyfr 2, 5, 8, 7, 3, 1, istnieje już ich suma: 26, mimo, że tej sumy nie znaliśmy jeszcze podczas zbierania tych cyfr i ustawiania ich w szeregu. Podobnież istnieje ich iloczyn, chociaż go jeszcze nie znamy; dopiero po pomnożeniu przekonamy się, że wynosi 1680.

Przekonywujemy się tedy o czemś, co już istniał o, chociaż nie wiedzieliśmy, to znaczy, nie mieliśmy tego w świadomości. Jednak nasza nadświadomość musiała to już znać, musiała to wiedzieć, skoro rachmistrzom cudownym podaje to od razu do wiadomości. Stąd wniosek, że uczony, zasiadając do rozprawy naukowej, nie wie świadomie, jaki wynik dostanie po jej ukończeniu, ale mimo to jego nadświadomość zna już ten  wynik. W materjałach zebranych do rozprawy tkwi już jej wynik, a pozostaje tylko obranie drogi właściwej, aby dojść do niego. Jakżeby nadświadomość zdołała prowadzić niechybnie do wyniku, gdyby go nie znała?

Maszynista, prowadzący pociąg kolejowy, nie musi wiedzieć, do jakiej stacji końcowej zajedzie: ma się tylko trzymać ściśle torów wolnych i uważać na sygnały. Wystarczy, aby cel jazdy znał urzędnik dyrekcji ruchu, który patrzy na mapę i telefonicznie wydaje rozkazy zwrotniczym. Otóż maszynista, to uczony przy swej pracy, a urzędnik ruchu, to jego intuicja. Ten urzędnik, patrząc na mapę, widzi stację wyjazdową pociągu i stację końcową: ale o tem, że widzi je obie naraz nie musi mówić maszyniście, ani wymieniać mu stacji do której ma dojechać.

Oto są niektóre cechy, charakteryzujące intuicję, a zarazem określające, w czerń tkwi zdolność intuicyjna. Zdolność otrzymywania intuicyj polega tedy na zdolności uświadamiania sobie pewnego zakresu wiedzy nadświadomej. Im wyżej człowiek zdoła się wznieść po­ nad swą świadomość, tern więcej wniknie w zakres nadświadomości.

Od czego zależy ta zdolność? Czy jest wrodzona, czy też można ją w sobie rozwijać? – Zapewne jedno i drugie. Zdolności intuicyjne przypisujemy genjuszom i uważamy je u nich za wrodzone. Zdolności takie posiadali również święci różnych czasów i różnych wyznań, a prawdopodobnie nikt nie rodzi się świętym, lecz rozwija swą świętość usilną pracą nad sobą.

Geniusze i święci odznaczają się charakterem szczególnie czystym i etycznym, stąd wysoki poziom m oralny zdaje się prowadzić do intuicji. Po badaniach ściślejszych przekonalibyśmy się może, że moralność nie tylko „zdaje się“ prowadzić do intuicji, ale wogóle jest jej warunkiem niezbędnym. Kobiety posiadają częściej zdolności intuicyjne, niż mężczyźni, a kobiety są na ogół moralniejsze od mężczyzn. Jeżeli nie dorównywają im poziomem umysłowym, to za to przewyższają ich poziomem etycznym.

Są to wszystko rzeczy znane dostatecznie z literatury i uznawane w życiu ogólnie, ale nie sprawdzone dotychczas żadnymi badaniami naukowemi. Dla psycholog! eksperymentalnej są to przedmioty badań zbyt mało uchwytne, tern bardziej, że samo istnienie intuicji i natchnienia uchodzi w niej dotychczas za kwestuję sporną. Stąd do zadań metapsychiki należeć musi zbadanie, czy pod etykietami intuicji i natchnienia mieści się coś rzeczywiście istniejącego, a jeżeli tak, to dalsze badania objawów tego czegoś i warunków w jakich one występują.

Nie będzie to badanie trudniejsze niż np. badanie objawów medjalnych lub telepatycznych. Podobnie, jak ze wzrostem badań telepatji okazało się, że zdolność telepatyczna nie jest bynajmniej udziałem tylko nielicznych jednostek wyjątkowych, lecz, że posiadają ją niemal wszyscy ludzie w stopniu mniejszym lub większym, tak podobnież badania intuicji i natchnienia doprowadzą zapewne do wniosku, że te zdolności są mniej rzadkie, niż się wydawało początkowo.

Objawy medialne o sile wybitnej są również rzadkie, ale słabsze zdolności medialne posiada niemal każdy człowiek. To też spodziewać się można, że prawie każdy miewa przebłyski natchnienia lub intuicji, a tylko poziom tych objawów bywa różny u różnych ludzi. Mówca, nawet najmniej natchniony miewa przecież wypadki, w których mówi wyjątkowo dobrze, a inne, w których mowa mimo jego starań nie wywiera pożądanego wrażenia. Dziennikarz, pisujący stale artykuły, miewa dnie, w których pisze znacznie lepiej, niż kiedy indziej. Dwóch mówców o jednakowym poziomie inteligencji i wykształcenia, o jednakowym darze wymowy, o jednakowych aspiracjach społecznych, przecie wygłasza mowy o niejednakowej wartości. Dwóch uczonych, studiujących ten sam przedmiot i rozporządzających tym samym materiałem doświadczalnym, pisze jednak rozprawy o całkiem różnej wartości dowodowej i dochodzi do wyników całkiem odrębnych.

Dlaczego tak się dzieje? Jakie czynniki wpływają na tę rozbieżność wyników? Zbadanie tego należy do zadań metapsychiki. Celem mej pracy było, podobnie jak celem wielu innych prac w tej dziedzinie, zwrócenie badaczom metapsychicznym uwagi na wiele zadań, leżących niejako tuż w pobliżu nich, a nie podejmowanych dlatego, że wyglądają zbyt niepozornie.

Mediumizm, telepatka i jasnowidzenie, to dotychczas niemal wyłączne przedmioty badań metapsychicznych. A że mediów wybitnych w takich uzdolnieniach jest z natury rzeczy o wiele mniej, niż badaczów, badania w tym kierunku dochodzą już niemal do punktu, w którym zamiast rozszerzania zakresu zaczyna się powtarzanie tych samych badań ciągle na nowo.

A to nie jest postęp nauki metapsychicznej, nie jest rozwój, lecz cofanie się w zakres coraz to ciaśniejszy. W mediumizmie i telepatii nagromadziły badania dotychczasowe już taką obfitość materiału dowodowego, że dalsze dorzucanie na ten sam stos nowych doświadczeń nie wzbogaca już, tylko zaśmieca. Czy jakiś fakt stwierdzono dziesięć razy, czy tysiąc razy, to na autentyczność jego nie wpływa.

Czas więc już może zwrócić się do innych dziedzin, dotychczas jeszcze mało wyzyskanych, lub wcale nietkniętych, i tam podjąć badania metapsychiczne. A że do nowych badań potrzeba nowych metod i nowego przygotowania się eksperymentatorów, to właśnie środek najlepszy przeciwdziałania pewnemu zakostnieniu i zasklepieniu się w ciasnym zakresie, jakie zdaje się zagrażać metapsychice. Jeżeli powyższe naszkicowanie krótkie intuicji i natchnienia zachęcić zdoła choćby jednego badacza do podjęcia studiów w tej dziedzinie, cel mej pracy będzie zupełnie osiągnięty.

autor J.A.S

źródło: „Wiedza Duchowa” rok 1934, numery 2, 3, 4 i 5.


konie elberfeldzkie – Maurice Maeterlinck w cyklu znakomitych esejów omawia zjawiska mediumizmu, jasnowidzenia, pisze o domach „nawiedzonych”, a także o słynnych koniach elberfeldzkich, które za pomocą specjalnego alfabetu umiały nie tylko porozumiewać się z ludźmi, lecz także rozwiązywać skomplikowane zadania matematyczne. Książka „Gość nieznany” autor: Maurice Maeterlinck

]]>
Ścieżka https://tarot-marsylski.pl/sciezka/ Tue, 05 Nov 2019 19:35:51 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=4118 Czytaj dalej ]]> Ścieżka.
Skoro nauczyłeś się odpowiednio oceniać różnice miedzy jogą staroindyjską a nowoczesną, zdołasz pogodzić się także z tem, że szczeble tej jogi odpowiadać będą naszemu obecnemu poziomów’! rozwojowemu mimo zachowania ich nazw pradawnych.

Zatrzymaj tedy nazwy sanskryckje choćby z tego powodu, że w języku polskim  ani w żadnym europejskim niema słów, które by równie krótko a ściśle charakteryzowały to, co mieszczą w sobie wyrazy sanskryckie. Nazwy te napotkasz w przeróżnych kompilacjach i plagjatach europejskich, tem bardziej zwykle bezkrytycznych, że i hathajoga posługuje się temi samemi co radżajoga, nazwami, chociaż oznaczają w niej całkiem coś innego. Są one następujące: jama, ni jama, azana, pranajana, praijąhara, dharana, dhjana i zamadhi. Wiesz zapewne, że szczebli tych nie należy mieniać z ośmiu stopniami „świętej ścieżki poósemnej„, zawartej w każdym katechizmie buddyjskim. Zobaczysz później,  że cała ta ścieżka poósemna, to tylko jeden ze szczebli jogi.

Zaraz przy pierwszym ze szczebli spostrzeżesz, jak dalece różni się on dziś od szczebla radżajogi praindyjskiej. Jama oznacza dosłownie „wstrzymywanie się”, jest to zatem oczyszczanie się bierne . Nie masz tu wbudowywać w swe ciała jakichkolwiek własności nowych, tylko powstrzymywać się od wpadania w błędy dotychczasowe. U Indów obejmowała ja ma, „pięć przykazań”: nie zabijać, nie kłamać, nie kraść, żyć linii umiarkowanie, i. nie brać podarków! Już z tego widzisz, jak: dalece postąpiliśmy w rozwoju od czasów radża jogi. Dla nas dziś każde z tymi przykazań, z wyjątkiem może piątego, jest czemś tak rozumiejącem się  samo przez się, że właściwie wyliczać je byłoby zbytecznem. Zobaczysz jednak później, że i dziś mają te przykazania swe uzasadnienie, jeżeli rozumie się je odpowiednio do naszego obecnego poziomu rozwojowego.

Drugim szczeblem jest nijama. Na nim uwydatnia się wyraźnie rozbieżność między hathajbgą a radżajogą. Pierwsza obejmuje praktyki przeważnie fizyczne w sześciu swych przepisach: basti, neti, baukiki, dhauti, tratakami i kapaliabhati, których znaczenie jest dla ciebie obojętne. Druga zawiera również sześć reguł”, czyli ,,śatzampatti“ , ale zupełnie innych co do treści. Sankaraczarja zamknął to „sześciorakie uzdrowienie” w nazwach następujących:

1. sama, kontrola myśli,
2. dama, kontrola postępków,
3. uparama, przyjmowanie żyć takiem, jakiem jest,
4. titiksza, cierpliwość w znoszeniu przykrości,
5. śraddha, wiara w Guru i w siebie,
6. zamadhana równowaga wewnętrzna, jednolitość dążenia.

Jak widzisz, jest to już praca czynna, bo nie ogranicza się do wstrzymywania się od grzechów, lecz zmierza do wbudowania własności całkiem nowych w twe ciało eteryczne, astralne i myślowe.

Szczebel trzeci, azana, oznacza dosłownie układ ciała. W hathajodze, odpowiednio do jej kierunku materialnego, jest to szczebel pierwszy z niezbędnych i niesłychanie ważny. Obejmował ogromną ilość przepisów szczegółowych dla przeróżnych pozycyji ciała przy ćwiczeniach oddechowych i innych.

Niektóre z tych azan są bardzo uciążliwe: (mudry), lub po prostu perwersyjne (wadżroli). W radżajodze azana przepisywała swobodny układ ciała, z warunkiem jedynym, aby go można było zachować bez. zmęczenia, podczas ćwiczeń długotrwałych w pratjaharze i dharanie. Dla Indów dogodną tu była n. p. „pozycja lotosowa” (padmazana: dla Europejczyków jednak, nie nawykłych siedzieć na ziemi z nogami skrzyżowanemi, byłaby nużącą.

Pranajama oznacza dosłownie: tłumienie oddychania, jest to szczebel czwarty z rzędu, w hathajodze jeden z najważniejszych, gdyż – różno rakiemi ćwiczeniami oddechowem  zmierzał do rozniecenia ognia Kundalini i podniecenia go do oddziaływania na „kwiaty lotosu” w ciele eterycznem. Radża joga natomiast uzyskiwała rozwój tych ,,kwiatów” na drodze całkiem innej, a to ćwiczeniami ciała eterycznego i astralnego. Ogień Kundalini budził się: z uśpienia sam przez się, gdy kwiaty lotosu były już czynne prawidłowo. Po tej samej linii idzie joga nowoczesna, zastępując rytmem ćwiczenia oddechowe, jako wprost niebezpieczne dla organizmów europejskich. Bacz zatem i ty, aby nie skusiła cię niecierpliwość i podszepty mistrzów fałszywych do próbowania jakichkolwiek ćwiczeń oddechowych. Wskazówki, do ćwiczeń nie szkodliwych  dla zdrowia, znajdziesz na miejscu odpowiedniem tej książki; a o zaczerpniętych z hathajogi pamiętaj, że wszystkie wymagają doprowadzenia ich do końca, jeżeli nie mają być groźne dla płuc i kila mózgu.

Nie dorósłbyś jednak do „ścieżki”, gdybyś się nie ostał przeciw pokusom do prób w  hathajodze; wiedź tedy, że pokusy takie,, właśnie ze strony hathajog na równi astralnej, nachodzić cię będą często i ze, siłą coraz to większą. A pokarmem najlepszym dla takich pokus będzie zawsze twoja niecierpliwość i zarozumiałość. Wydawać będzie ci się nieraz w przyszłości, że „właściwie jesteś już dość daleko” na ścieżce, że więc powinieneś już dostrzedz jakieś objawy działalności twych lotosów, a że ich nie widzisz, to, widocznie droga przez ciebie obrana jest zbyt dowolna, lub nawet wcale nie wiedzie do celu”. Tak wyglądać będą  pokusy  do spróbowania dróg innych.

Szczebel piąty, pratjahara, jest ostatnim z niezbędnych w hathajodze, bo już obejmuje ćwiczenia umysłowe, a tych hatha jogiń nie lubi. W radżajodze natomiast jest to szczebel jeden z najniezbędniejszych i równie niezbędnym pozostał do dzisiaj. Pratjahara jest po prostu ćwiczeniem uwagi; zmierza do tego aby uwaga nie zwracała się tam, gdzie nawoływąją wrażenie najsilniejsze, lecz aby zależała zupełnie od woli człowieka, od jego wyboru swobodnego, na co on ją chce zwrócić. Oto np. czytasz tę książkę i przytwierdziłeś całą swoją uwagę do zdania, które właśnie czytasz. Nagle rozlega się hałas w sąsiedztwie, lub nawet tylko szmer deszczu.

Uwaga twoja odrywa się od razu od książki i zwraca się na ów szmer lub turkot. Uwaga twa nie zależy od ciebie, lecz od wrażeń zewnętrznych, które przez zmysły dochodzą do twej świadomości. Zadaniem twem w pratjaharze jest właśnie opanować zupełnie uwagę i władać nią jak narzędziem posłusznie. Masz nauczyć się tego, aby uwagę przytwierdzać tam, gdzie ty chcesz, a nie tam, gdzie ona sama biegnie za wrażeniem.

Ody czytasz, uwaga ta nie śmie odrywać się od książki, nie śmie odwracać się od niej, do wyrażeń słuchowych lub dotykowych. Jeżeli uwagę skierujesz na jeden zmysł, n.p. na zmysł wzroku, inne zmysły muszą milczeć; nie wolno im uwagi ściągać na siebie, a tem mniej rozdwajać ją, lub dzielić na kilka kierunków. Gdy odbędziesz takie ćwiczenia z każdym z twych zmysłów kolejno, nauczysz się władać twoją uwagą tak samo, jak w centrali telefonicznej włada się połączeniami z każdą ze stacji. Można każdej chwili przerwać połączenie z jedną ze stacyj, a nawiązać je z inną. Ale błędnie urządzona byłaby taka centrala, w której podczas rozmowny z jedną ze stacyj włączałaby się wbrew woli druga i przerywała rozmowę zaczętą. Doszedłszy do wprawy, nauczysz się także wyłączać wszystkie, stacje zupełnie; nie przytwierdzać uwagi do niczego, nie odbierać żadnych wrażeń, gdy nie zechcesz.

Na tych pięciu szczeblach kończy się to, co nazwałem poprzednio przygotowaniem. Już z tego zestawienia pobieżnego widzisz, ile to pracy nad sobą, i jak poważnej, wymaga sarno przysposobienie .się do wstępu n a -ścieżkę oświecenia. Wszystkie ćwiczenia, objęte tymi pięciu szczeblami, są tylko ćwiczeniami przygotowawczemi do właściwych ćwiczeń tajemnych.

Wszystkie zmierzają do opanowania twą wola twych ciał, zarówno ciała fizycznego, jak ciał niewidzialnych, aby ciała te przetworzyć na narzędzia sprawne i niechybne do ćwiczeń właściwych. Doszedłbyś do wyników całkiem mylnych i karykaturalnych, gdybyś ćwiczenia wyższe odbywał narzędziami nieodpowiedniemi, nie posłusznemi twej woli, lecz działającemi na własną rękę. Dopiero ćwiczenia .wyższe dadzą ci oświecenie; podczas niższych byłoby ono przedwczesne.

Byłoby nawet czemś anonmalnem, czernś podobnem do tego, jak gdyby ktoś dzieci nieletnie zmuszał do pracy, dostępnej tylko dorosłym. Nie sądź jednak, że podczas długich lat siedmiu, poświęconych uprawie owych pięciu szczebli niższych jogi, będziesz ciągle pracował w ciemności, że nie dostrzeżesz nigdy ani jednego błysku, który by cię upewnił, że jesteś na dobrej drodze, że ćwiczenia twoje prowadzą do wyników zamierzonych. Nieraz, najczęściej w chwilach, gdy zaczniesz tracić ufność i nadzieję, przeżyjesz coś, co nową otuchę wieje ci w duszę. O tych przeżyciach powiem ci później jeszcze tu tylko wspomniałem o nich dlatego, abyś wiedział, że chociaż droga twoja trudna będzie i znojną, bo ścieżka jest bardzo stroma, to jednak właśnie z powodu jej stromości za każdym szczeblem otwierać ci się będą widoki coraz nowe i coraz wspanialsze.

Szczeble wyższe radżajogi rozchodzą się już zupełnie na inne kierunki od szczebli hathajogi, chociaż nazwy pozostają wspólne. O hathajodze zatem nie będę już nadal wspominał bo sam spostrzeżesz bez trudności, o ile puste s ą w nie j takie, nazwy, jak dharana, dhjana i zamadhi. W radżajodze natomiast zachowują pełnię swej treści, a w jodze nowoczesnej treść ta jest oczywiście tem bogatsza, Szczeblach szóstego rzędu, a pierwszym w ćwiczeniach wyższych, jest dharana,  odpowiadająca wyrażeniu europejskiemu koncentracji. Skupianie uwagi przez Czas dłuższy na. pewnym przedmiocie należało już do zadań pratjahary, bo wszakże szło w niej o to aby uwaga nie błąkała się samopas od wrażenia do wrażenia, lecz utrzymywała się na jednem, przez ciebie wybranem i nie dawała odciągnąć się odeń wrażeniami postronnemu .

Pratjahara jednak jest ćwiczeniem raczej biernem, ogranicza się bowiem w pierwszej linji do tego, aby uwaga nie wymykała się z pod twej władzy. Mówiąc językiem potocznym, zmierza do tego, abyś ty nie był „roztrzepany”.

Dharana natomiast wymaga, aby wystąpił czynnie, abyś mając w swej władzy uwagę, utrzymywał ją dowolnie długo na tym przedmiocie, na którym zechcesz. To skupienie uwagi, ta jej koncentracja, odbywa się tu na obranym przedmiocie zewnętrznym. Może nim być także pewien punkt twego ciała, punkt w przestrzeni a nawet obraz pamięciowy. Jest to stopień przygotowawczy do następnego szczebla twej ścieżki.

Dhjana odpowiada terminologji europejskiej medytacji czyli rozmyślaniu . Nie ma to być jednak rozmyślanie w  znaczeniu potocznem, a więc błąkanie się myślami tu i ówdzie, wahanie się między różnemi przypuszczeniami i możebnościami. Nie ma być również wnioskowaniem, syllogistycznem.

Przedmiotem ćwiczeń w dhjanie nie są już rzeczy materjalne, zmysłowe, lecz abstrakcje. Wszelkie rozmyślanie o przedmiotach fizycznych, o ich własnościach, nawet rozmyślanie o rzeczach tak niefizycznych na pozór, jak n.p. plan jakiegoś nowego przyrządu, opracowanie pomysłu do poematu lub do obrazu, należą jeszcze do. dharany.

Dhjana porusza się tylko w abstrakcjach, w pojęciach „oderwanych”, przedmiotem jej zatem może być tylko coś, co istnieje dopiero na równiach arupa. Jeżeli rozmyślasz o psie, którego, widziałeś, o jego wyglądzie,, maści, rasie, przymiotach, to uprawiasz dharanę. Gdy natomiast za przedmiot twych rozmyślań weźmiesz nie tego psa, znanego ci zmysłami, lecz psa w ogóle jako gatunek, jaka typ, dopiero to będzie dhjaną. Medytujesz wtedy o cechach psa wogóle o jego własnościach, o jego roli w przyrodzie, o jego stosunku do człowieka, jednem słowem o rzeczach, które nie istnieją na równi fizycznej, jakkolwiek wyrażają się na tej równi ich działania. Rozmyślanie o niedawnym uczynku dobrym twego przyjaciela będzie dharaną jeszcze, ale medytacja  o dobroć – w ogóle, jako o cesze człowieka, to już dhjana. Gdy dojdziesz już szeregiem ćwiczeń do sprawnego wykonywania . zarówno dharany jak i dhjany, spostrzeżesz różnicę zasadniczą w objawach, towarzyszących obu tym stanom. Po dharanie, trwającej czas dłuższy, będziesz czuł znużenie umysłu,  podobnie, jak po rozwiązaniu nie trudnego, ale licznych obliczeń wymagającego zadania rachunkowego, lub po przeczytaniu z uwagą jakiegoś opisu maszyny czy urządzenia gospodarskiego. Po dhjanie natomiast, choćby najdłużej uprawianej, nie odczujesz żadnego znużenia, owszem zwiększenie sprawności umysłu i jego świeżości. A wiesz, dlaczego? Oto w dhjanie po raz pierwszy napotykasz ćwiczenia, do których nie używasz mózgu fizycznego.

Po prostu nie myślisz mózgiem, zatem ten twój narząd fizyczny nie nuży się, tylko .wypoczywa przez cały czas medytacji. Oczywista, że nie znużysz się tylko pod warunkiem, jeżeli poprzednio uzyskałeś już biegłość w pratjaharze i w dharsnie, innemi słowy, jeżeli uwaga twoja umie już utrzymać się tam, gdzie ją utwierdzisz. Gdy wrażenia zewnętrzne odciągają ją ustawicznie na boki, musisz wytężać umysł na zwrócenie jej z powrotem w kierunek pierwotny, a wtedy znużą cię te wysiłki. Usłyszysz nieraz, a zdarzy się to i tobie, że medytacja wywołuje senność, a nawet’uśniecie rzeczywiste.

Powodem tego może być albo wspomniane właśnie znużenie . umysłu wskutek niedostatecznej biegłości w pratjaharze, albo też senność następuje po prostu dlatego, że umysł jest podczas dhjany zupełnie bezczynny, a więc zasypia. Jeżeli zatem wyćwiczysz się sumiennie w pratjaharze i dharanie, a mimo to wśród uprawiania dhjany ogarnia cię senność lub sen nawet, to powodu do zaniepokojenia nie masz; dhjanie nic myślisz mózgiem, tytko twem ciałem myślowem; choć byś zatem zasnął nawet, to we śnie prowadzisz dalej twą medytację i taka będzie równie owocna, jak prowadzona na jawie. Nic umniejsza jej wartości to, że; po obudzeniu się nic z niej nie pamiętasz; bo nadejdzie czas, w którym zdołasz pamiętać wszystko, co we śnie. przeżyłeś, a zatem przypomnisz sobie także treść medytacji O innym powodzie usypiania przy medytowaniu nie wspominam, bo zdarza się on tylko u ludzi, którzy do medytacji, w ogóle jeszcze nie dorośli. Zrozumiesz sam łatwo, że człowiek, 'który jeszcze wcale nie umie myśleć abstrakcyjnie, uśnie z nudów – nie ze znużenia,  gdy jest zmuszony zajmować myśl przedmiotem zgoła mu niedostępnym, umie bowiem używać tylko mózgu fizycznego, a mózg zadaniu nie sprosta.

Ostatnim ze szczebli, do których możesz mieć jeszcze jakiekolwiek wiadomości z książek, jest zamadhi, W radżajodze zowie on się, także, „snem joginów„. Wiesz- już, że ludzie ci  zdolni byli dochodzić do równi arupa tylko w transie, będącym dla nich jedynym sposobem, dojścia do stanu turija. Nawet do dhjany zdolni byli u Praindów tylko najwybitniejsi uczniowie tajemni, bo zdolność myślenia abstrakcyjnego, nie była jeszcze w owych czasach rozwinięta. To, co znajdziesz w starych księgach indyjskich, i co budzi twój słuszny podziw dla ich tematów, nadzwyczaj wzniosłych ideowo, to wszystko „pochodzi nie z umysłów ludzi ówczesnych, tylko z. objawień bezpośrednich, uzyskiwanych właśnie w stanach zamadhi”.

To, co jogin mówił w tym „śnie natchnionym” notowali otaczający, nie rozumiejąc tego, ale wiedząc, że jest nieomylnie prawdziwe. Sam jogin po obudzeniu nie rozumiał tego, co w swem zatraceniu powiedział, bo umysłem objąć tego nie mógł. Dostępnem mu to było tylko „w stanie turiii„.

Masz tu nową sposobność do; zmierzenia odległości, o jaką od tych czasów postąpiliśmy naprzód w rozwoju. W dhjanie wynikiem twego rozmyślania jest rozszerzenie zakresu twej wiedzy o tym przedmiocie, który obrałeś. Medytacją wznosisz się do równi arupa, na której niema form, niema odrębności. Tam myśli twoje są myślami innych istot tej równi, ich myśli są zarazem twoimi. Z równi tej przynosisz sobie myśli obce, czyli inne mi słowy, przynosisz sobie inspiracje. Dlatego to medytacja wzbogaca zakres twych wiadomości o danym przedmiocie, bo obok tego, co ty sam -zdołasz wiedzieć o nim, dowiesz się i tego, co o nim wiedzą inni. Postaraj się przeżyć w myślach to, co teraz, tu przeczytałeś, a pocznie ci świtać pojęcie o tem, czem jest „natchnienie”. Nie umniejsza to w niczem wartości natchnień, że człowiek otrzymuje je z „zewnątrz” niejako, nie ze swego wnętrza. Nie możesz zresztą twierdzić, że inspiracje te nic pochodzą, od twej jaźni wyższej, a więc od ciebie samego; a nie możesz tego twierdzić bo jaźń ta przebywa właśnie na równiach arupa, na których niema oddzielności ani odrębności.

Taki jest stan rzeczy w dhianie; a jeżeli ją dobrze pojąłeś, zdołasz się także wznieść do pojęcia, czem jest szczebel tuż ponad nią leżący, zamadhi. Mówię tu o zamadhi w jodze
nowoczesnej,  dowiesz się że w dawnej był to stan transu.   Otóż w dhjanie – jednoczysz się z myślami obcemi o danym przedmiocie, a w zamadhi jednoczysz siebie ze samym, przedmiotem. Po prostu stajesz się nim. Spróbui uprzytomnić sobie jak najjaśniej te słowa: ty sam stajesz się przedmiotem. Zatapiasz się w nim i pogrążasz, stapiasz się z nim w jedność. Dlatego to przez zamadhi uzyskujesz o danym przedmiocie Wiedzę najdoskonalsza, jaką o nim w ogóle mieć można, bo sam nim jesteś. W dhjanie otrzymywałeś wiedzę o nim przez to, że poznawałeś myśli, obce o nim, nie tylko swoje. tu zaś, zatapiając się w samadhi. poznajesz przedmiot sam bezpośrednio, nie przez myśli. Czujesz się sam tym przedmiotem,, żyjesz jego życiem, odbierasz jego wrażenia, przechodzisz jego koleje. To pogrążanie się, czyli ,,kontemplacja” według terminologj szkół tajemnych europejskich, prowadzi wprost do intuicji. Zważ jednak, że wyraz „intuicja” bywa zwykle stosowany bardzo błędnie, bo mało kto rozumie, co on oznacza właściwie.

Bardzo często utożsamiają’ intuicję z „instynktem”; ale wiesz zapewne, że pierwsza jest stanem nadświadomym, a drugi podświadomym. Intuicja zatem jest biegunem przeciwnym instynktu, ale nie tern samem. Instynkt mają zwierzęta,  mają go jako własność przyrodzoną; intuicję natomiast mogą mieć tylko ludzie i to pod warunkiem dopiero, że ją rozwiną wysiłkami świadomymi, a raczej, że się do niej wzniosą tymi wysiłkami. Bywają ludzie, którzy mają zdolność intuicyjną niejako wrodzoną, ale ty wiesz, jak to tłumaczyć. Ludzie ci rozwinęli ją w sobie w żywotach poprzednich i dlatego we wcieleniu obecnem mają ją już jako coś gotowego.

Kontemplacja tedy prowadzi do uzyskania intuicji. Pierwsza jest czynnością, druga jej wynikiem. W radża jodze staroindyjskiej trzy szczeble, najwyższe, to jest dharanę, dhjanę i zamadhi, obejmowano wspólnem mianem „zamjama”. Kontemplacją w znaczeniu właściwem jest zatem dopiero zamjanna, bo zamadhi to tylko stan, w którym jogin mógł uprawiać kontemplację. Rzecz prosta, że do powodzenia w kontemplacji potrzebna jest i dharana i dhajana, bo bez: skupienia się i bez medytacji niemożebnem jest uzyskanie kontemplacji a więc dojście do takich wyników jakie daje intuicja.

Nie sądź, jakoby dbarami, dhjana i amadhi były ćwiczeniami, wyłącżnie myślowemu Tak samo dobrze jak skupiać myśli i w nich się pogrążać, można skupiać się na uczuć  i w nich się zanurzać. Takie ćwiczenia medytacyjni i koncentracyjne będziesz uprawiał nie tylko ciałem myślowem, lecz także eterycznem i astralnem. Są one równie ważne i równie niezbędne bo same ćwiczenia myślowe prowadziłyby – tylko do rozwoju jednostronnego. Wykształciłbyś tylko niektóre, narządy nadzmysłowe, a inne pozostawiłbyś w uśpieniu, zbudowałbyś tedy organizm niekompletny, okaleczały. Zależnie od sposobu, w jaki daną medytację uprawiasz, otrzymujesz różne Wyniki, kształcisz różne narządy nadzmysłowe.

Medytacje tedy nie są jakiemiś ćwiczeniami wyłącznie teoretycznemi. Wyniki ich są od razu widome w ciałach nadzmysłowych, powodują bowiem rozbłyśnięcie i ruch padm, czyli kwiatów lotosu w tych ciałach. Twój Guru spostrzeże je i oceni czy dobrze działają, a ty sam zobaczysz je także na stopniu odpowiednim: Nim je zobaczysz, będziesz już. miał dowody ich działania, bo właśnie zdołasz uzyskiwać wiedzę o twych żywotach poprzedniech, a nawet o wcieleniach naszej ziemi.

W dharanie, dhjanie i ziamadhi pracujesz twemi Ciałami  niewidzialnemi, rzecz prosta zatem, że wyniki tej pracy ujawnią się właśnie w tych ciałach. Zrozumiesz teraz, o ile błędną jest droga hathajogi, która ćwiczeniami mechanicznemi usiłuje wywołać rozwój narządów nadzmysłowych a zatem niemechanicznych. Uruchomienie do pewnego stopnia tych narządów da się oczywiście uzyskać i ćwiczeniami mechanicznemi,  podobnie, jak nie posiadając słuchu ani znajomości nut, można mechanicznie wyuczyć się odegrania kilku utworów na instrumencie muzycznym. Że to nie jest. drogą, właściwą, zrozumiesz bez trudności.

powrót do wprowadzenia <=

źródło: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923, Drukiem „Gazety Robot.”, w Katowicach, rozdział IV Zasady strony od 36 do 43.

]]>
Wstęp w światy nadzmysłowe https://tarot-marsylski.pl/wstep-w-swiaty-nadzmyslowe/ Sat, 02 Nov 2019 12:16:35 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=4053 Czytaj dalej ]]> „Napełń się Ducha przenajświętszym Sakramentem
A rządzić będziesz Globem – jak okrętem!”
Juljusz Słowacki.

„Kto z samego sobie mówi,
chwały własnej szuka ; lecz kto szuka
chwały Tego, który go posłał, ten jest
prawdziwy , a nie masz w nim
niesprawiedliwości“.
(Ewang. św. Jana (II.18.)

Słowo od wydawcy.

Przed kilku miesiącami wydaliśmy praktyczny podręcznik do rozbudzenia i spotęgowania drzemiących w nas utajonych sił i zdolności duchowych za pomocą przeważnie z hinduskich i innych starożytnych narodów zaczerpniętych ćwiczeń systemów i szkół okultystycznych a mianowicie dzieło znanego okultysty Brandler – Prachta: „Kształcenie Ducha„.

Zaraz w słowie wstępnem ostrzegaliśmy mocno przed riiewiaściwem stosowaniem i użyciem zdobytych w ten sposób :sił i zdolności do celów nie czystych i samolubnych, zwracając oraz uwagę na niebezpieczeństwo wynikające z toku uprawiania tam wskazanych ćwiczeń dla zdrowia ci a łaj i duszy, boć z doświadczenia własnego wiemy, jakie niebezpieczeństwa kryją się poza owemi ćwiczeniami i na co narazić się można w czasie ich wykonywania!

Dlatego też z prawdziwą radością przystąpiliśmy do wydania drugiej z rzędu tego rodzaju ale rodzimej pracy światłego pisarza i badacza w dziedzinie duchowości na ziemiach polskich, która w znacznej; mierze uchyla i omija niebezpieczeństwa
zawarte w poprzednim podręczniku.

Sam tytuł tej pracy – acz bardzo skromnie  powiada, że.jest „ wstępem w świat nadzmysłowy“ ; ma bowiem umożliwić nam wstęp w świat Ducha, obecnie jeszcze dla nas nadzmysłowy, bo wyższe zmysły duchowe są jeszcze u nas jakby w uśpieniu i nieczynne. Za pomocą w tej zaprawdę pięknej a błogim pokojem tchnącej pracy podanych rad, wskazówek i ćwiczeń – można bezpiecznie i niechybnie rozbudzić w sobie, rozwinąć, wyzwolić i wydoskonalić nasze wyższe zmysły duchowe i samoczynnie i Świadomie wejść w obcowanie z światem Ducha i naocznie, jakby namacalnie, dojść do samowiedzy, do poznania siebie samego, istoty wszechrzeczy i doraźnego a niczem nieodpartego i niezachwianego przekonania o własnej nieśmiertelności i wszelkiego jestestwa.

Do tego zdąża, tęskni i niewymownie wzdycha wszelkie Stworzenie  – to celem naszego bytowania ziemskiego, aby poprzez materię wzbić się i przedrzeć po Koniecznem oczyszczeniu z przyziemnych pierwiastków natury zwierzęcej  do Królestwa Niebieskiego i poczucia swej Nieśmiertelności!

A przewodnikiem ojcowskimi i doradcą niezawodnym  na tej drodze oczyszczenia, udoskonalenia i wykrzesania w sobie tej świętej Iskry Boskości, samowiedzy i świadomości naszego powołania i naszego wyższego „ja“ jest niniejsza praca. I ona opiera się na prawdach, naukach I zdobyczach starożytnych i nowożytnych Mędrców i prawdziwych Nauczycieli Ludzkości i Świętych, ale w zrozumieniu dotychczasowego postępu i rozwoju

Człowieczeństwa idzie z żywymi naprzód i nie bierze na oślep wszystkich nauk i rad podawanych w zamierzchłej starożytności a dostosowanych do ówczesnego stopnia i poziomu rozwoju cielesnego, umysłowego i duchowego ludzkości, lecz umie je przedziwnie w Duchu Objawienia Chrystusa dostosować do potrzeb i stanu chwili bieżącej i współczesnego poziomu rozwoju człowieka pod każdym względem.

Tą głęboką znajomością natury człowieka i jej praw rozwoju, tak fizycznego jak i  duchowego, góruje ta skromna i wprost niezrównana praca naszego Rodaka, z Ducha polskiego zrodzona, ponad wszelkie tego rodzaju księgi w literaturze świata – o czem każdy sam będzie, się mógł przekonać.. I nie wahamy się powiedzieć, że równie przystępnego, jasnego i prostego wyłożenia i głębokiego ujęcia i przedstawienia istoty i rozwoju natury człowieka;, dostosowanego do obecnego stanu ludzkości nie znajdziemy w całej literaturze świata i powtarzamy, cośmy już nieraz i gdzie indziej powiedzieli, że jeśli Polak wieje całą swoją duszę i gorące umiłowanie dla sprawy do jakiejś rzeczy, że rozświetli, zobrazuje, wyłoży i roztworzy ją tak – jasno, wyraziście i wprost, oślepiająco jak rzadko kto na święcie i ,stworzy rzecz wielką, cudowną i wiecznotrwałą jak tego mamy dowody w przebłyskach i utworach natchnienia naszych Wieszczów i Myślicieli Mesjanistów, o których – jak o Koperniku – powiedzieć można, że „wstrzymał Słońce a wzruszyli Ziemię“,  i objawili takie porażające Prawdy Boże, żeśmy oślepieni zgłupiali stali wobec nich bezradni jak przed niezrozumiałą mową starożytnych Sfinksów i Hjeroglifów, my sami głupcy i ślepcy, karły, niedorostki i niedowiarki okrzyczeli tych Tytanów – Bogów Myśli i Ducha Człowieczego … opętańcami i maniakami chorych umysłów!!!

Zaznaczamy równocześnie, że praca ta, to podręcznik dla dojrzałych i dorosłych etycznie i duchowo, którzy zdolni są do wyrzeczenia, ofiary i poświęcenia, którzy nie uciekają od świata lecz w wirze życia mocno stoją i wszystko oddają dla bliźnich i Boga a przez t a najskuteczniej pracują i dla siebie!

Niezmiernie to stroma, ciernista i uciążliwa droga, ale prosto, acz z wolna, prowadząca do celu, a przynosząca prawdziwe szczęście i tak bardzo poszukiwany spokój! duszy, obdarzająca zdrowiem cielesnem i duchowem jej wyznawców. Przez ten ciągły trud i pracę nad samym sobą, przez to stopniowe oczyszczanie silę i wyrzeczenie, przez to gaszenie ognia żądz i namiętności, pożerających naszą duszę, odzyskamy nieznaną nam dotychczas czystość, młodość, pogodę i niewinność ciała, serca i duszy, wtedy zagości w duszy naszej ów błogi pokój, radość, zadowolenie i nieogarnione uczucie szczęścia i błogości niewysłowionej.

Na tej drodze roztworzą się kolejno nasze wyższe zmysły duchowe i zaczniemy losem swoim i światem władać i kierować jak wprawny i świadomy sternik okrętem! W miarę postępu, rozwoju i oczyszczenia roztworzą się także przed nami cudowne,  niezmierzone ogromy świata eterycznego, astralnego i mentalnego z jego cudami i tajemnicami, ale i otchłaniami i przepaściami – rozszerzy się nasz widnokręg poznania do nieznanych granic natura cała i wszechświat otworzą  się przed nami, poznamy i zrozumiemy ich tajemną mowę kolorów, dźwięków, drgań i falowań a to poznanie tego wszystkiego przypadnie nam jakby w ofierze i darze za naszą pracę, wytrwałość i wyrzeczenie się marności i bawidełek i złudzeń ziemskich a zyskamy za to tysiąckrotnie więcej duchowo – zdobędziemy Moc i Nieśmiertelność i dojdziemy przez powszechne posługiwanie do powszechnego obcowania z calem Stworzeniem!

Wtedy staniemy się zaprawdę Człowiekiem, godnym tego imienia,.istota świadomą, widzącą i wiedzącą a wierzącą i maluczką i wielką zarazem – stwórczą i niebosiężną! Wtedy pozyskamy wiedzę nieograniczoną, jakiej nam żadna nauka i mądrość ziemska dać nie może, przenikającą okiem Ducha istotę rzeczy, ich cel i przeznaczenie; nabędziemy niewidzianych, sił i zdolności, byśmy mogli dobro czynić!

Wtedy nie będziemy się już więcej, jak ci srodze uczeni i nauczeni w Piśmie faryzeusze i saduceusze, zabawiali w różne gusła, mierzenia, ważenia i chwytania za język natrętnych i niemiłych zjawisk nieznanych, bo wszystko to będzie przed nami na jawie jasne i zrozumiałe ,bo sami będziemy widzieli, słyszeli, odczuwali, wąchali i smakowali i stokroć więcej innych odbierali wrażeń boskich, anielskich naszymi oczyszczonymi, rozbudzonymi i udoskonalonymi zmysłami eterycznymi, astralnymi i duchowymi!

Wtedy my sami – a nie różne aparaty, płytki, szkiełka, druty i mechanizmy – będziemy odbierali wrażenia, obecnie „nadzmysłowe“ i nie damy się, zawstydzić przez te kunsztowne i dziwaczne przyrządy – wymysły rozumu ludzkiego, by one za nas czuły, widziały i słyszały!

Człowieku! Gdzieżeś zapodział twoją Czystość, Boskość i Dostojność twego Synostwa Bożego!?

Na tę drogę powrotu do Ziemi Obiecanej zaprowadzi nas niniejsza praca – tak różna i odmienna chociaż pokrewna do  uprzednio wspomnianej pracy pisarza niemieckiego. Tamta to droga dla dusz hardych, mocnych i twardych; ta zaś dla dusz spokojnych i zrównoważonych a skromnych i cierpliwych pracowników we Winnicy Pańskiej. Tamta dla natur pochopnych i rzutkich a lubujących się w mocnych przejawach myśli, uczuć i woli; ta zaś dla osobników natury łagodnej, roztropnej i cichej. Tamta droga więcej niebezpieczna, przepaścista i stroma, najeżona przeciwnościami; ta zaś spokojna, ale pracowita i płodna, biorąca więcej za serce – uczucie, tamta zaś za rozum, wolę i pęd do życia.

I tamta dobra i ta dobra – obie prowadzą do celu, choć tak różne od siebie. Nie mniej atoli przenosimy niniejszą pracę ponad tamtą jako istotniejszą i 'bezpieczniejszą, a liczącą się z obecnym stanem rozwoju natury człowieka!

I życzymy z całego serca, żeby przyniosła szukającym, pragnącym, wątpiącym, bolejącym a rozpaczającym poszukiwane ukojenie, szczęście i zbawienie wiekuiste. Z tern zbożnym życzeniem wyprawiamy tego Posłańca Prawdy – Pokoju i Poznania w dalszą drogę!

W imię Boże!
Józef Chobot
Wydawca.


Przedmowa

Książka ta przeznaczona jest dla tych nielicznych, którzy światów nadzmysłowych nie uważają już za coś legendarnego lub wątpliwego, którzy zatem nie potrzebują dowodów
rozumowych czy też doświadczalnych, stwierdzających im istnienie tych światów. Przeznaczona jest nawet dla małej tylko części tych nielicznych, większość ich bowiem uzna drogę w tej książce wskazaną za zbyt długą i żmudną, sądząc, że zawarte w różnych kompilacjach drukowanych wskazówki do hathajogi i rzekomej radżajogi starożytnej wystarczą im również do zdobycia sobie wstępu w światy nadzmysłowe jeżeli wystarczą im te światy nadzmysłowe. które.można zdobyć praktykami, przeważnie mechanicznemi, to widocznie innych nie znają i nie pragną, bo do innych jeszcze nie dorośli.

Dla dojrzałych zatem przeznaczam mą pracę. Przemawiam w niej jak do dojrzałych, nie zatrzymuję się nad pojęciami elementarnemi, a ponadto przyjmuję, że przyswoili już sobie zasób pojęć metafizycznych przez przestudiowanie przynajmniej części znacznej tych dzieł, które w mej pracy cytuję.

Gdy zechcą czytać uważnie, a przedewszystkiem dokładnie, spostrzegą, że książka ta mimo rozmiarów skromnych zawiera dość treści na lata pracy nad sobą: nie wystarczy bowiem samo przeczytanie i zrozumienie tej treści, lecz musi się podług niej żyć, wcielać ją w swój, charakter, przebudowywać siebie od podstaw. A to jest trudniejsze, niż wykonywanie ćwiczeń mechanicznych, podawanych bezkrytycznie, lub ze świadomą zła wolą w różnych podręcznikach o tytułach sensacyjnych a treści bezwartościowej lub szkodliwej.

Nie przeceniam przez to wartości mej pracy. Możebne, że właśnie wyda się szkodliwą tym, którzy radziby pominąć warunek podnoszenia poziomu etycznego. Dla nich i dla ich bejów jest rzeczywiście szkodliwa; dla tych jednak, dla których ją napisałem będzie drogą, trudną może i uciążliwą, lecz pewną, wiodącą ich w te światy nadzmysłowe, do których tęsknią. Nie podaję tu ani jednej wskazówki takiej, której bym sam nie wypróbował doświadczalnie; być może, że tych wskazówek wyda się niejednemu za mało, ale gdy je przerobi, dojrzeje już do znajdowania dalszych samoistnie. Wtedy może zawrze je w książce obszerniejszej i doskonalszej, niż ta moja praca, pierwsza w języku polskim, zatem zapewne nie wolna od braków i Usterek.

Autor.


Wybrane rozdziały z którymi możecie Państwo zapoznać się na stronie:


źródło: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923, Drukiem „Gazety Robot.”, w Katowicach.

]]>
Oświecenie https://tarot-marsylski.pl/oswiecenie-u-wrot-smierci/ Fri, 01 Nov 2019 15:58:53 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=4033 Czytaj dalej ]]> Oświecenie. (U wrót śmierci).

Trzy szczeble ostatnie, dharana, dhjanav i zamadhi, tworzą razem, jak wiesz, ścieżkę „próby” . Na; pięciu szczeblach poprzednich „przygotowywałeś się” do tego, aby być godnym „oświecenia”. Tego oświecenia dostępowałeś właśnie w imaginacjach, inspiracjach i .intuicjach.

Imaginację oświecają cię o świecie astralnym, inspiracjo o myślowym, a intuicje wprowadzają cię już w światy arupa. Wiedza, jaką na tych różnych równiach zdobywasz, jest właśnie „oświeceniem”, którem górujesz nad ludźmi zwykłymi.

Zrozumiesz sam, że podczas lat „próby” oświecenie to nie może jeszcze przekraczać pewnych granic. Będąc dopiero po ,,próbie”, nie dajesz jeszcze rękojmji zupełnej, że wiedzy, nabytej podczas oświecenia, nie użyjesz w sposób błędny lub nawet szkodliwy.

Taką rękojmią będzie dopiero twoje „wtajemniczenie”. Jest tu znowu to samo, co czytałeś już w rozdziałach początkowych, gdym ci porównywał ścieżkę jogi z latami nauki jako terminatora rzemieślniczego, a potem czeladnika próbnego. Uczeń, wyzwolony na czeladnika, nie dostępował jeszcze do wszystkich naraz tajemnic zawodowych.

Dopiero w miarę, jak okazywał się godnym zaufania, dopuszczał go majster do coraz dalszych tajników swego rzemiosła. Podobnież ty, jako czeladnik próbny, nie jesteś jeszcze „przyjęty” stanowczo. Pracujesz, a mistrze cię obserwują; przyglądają się twej pracy, twemu zachowaniu się, a przedewszystkiem twemu wnętrzu, twym uczuciom i myślom.

Nie zapominaj o tem. ani na chwilę, że w okresie „oświecenia”, a więc przez cały czas „próby”,, jesteś pod dozorem nieustannym, chociaż niewidzialnym. Mistrze obserwują cię dokładniej i ściślej, niż ty to sam byś zdołał; widzą w tobie znacznie wyraźniej wszystko, niż sami ujrzeć potrafisz. Widzą wszystkie twoje postępy, ale i twoje zaniedbania, a. tych jest więcej, niż sądzisz.

Wyobraź sobie człowieka, który ma kawał ziemi pod uprawę ogrodu. Pracował przez siedem lat nad wykarczowaniem jej i nad wyplewieniem. chwastów, zasiewał w nią jarzyny i szczepił drzewka owocowe. Przez ten czas dochodził oczywiście do wielu  doświadczeń ogrodniczych, zyskiwał pewien zasób oświecenia w tej dziedzinie. Na podstawie tej wiedzy sieje dalej i sadzi, spodziewając się wyników tem lepszych, niż dawniej. Siejąc jednak i sadząc nowe rośliny, zaniedbuje plewienia chwastów, które krzewią się, niezauważone przez niego. Czyż zatem jego wiedza obecna da mu lepsze, niż dawniej plony, czy też pójdzie na marne wobec zachwaszczenia ogrodu ?

Zachowujesz się bardzo podobnie, jak ów człowiek. Na pięciu szczeblach niższych starałeś się – przypuszczam, że szczerze i usilnie – wyplenić ze siebie wszystkie wady i patologi, a na. ich miejsce zaszczepić własności ścieżką wymagane. Przeszedłszy z tego przygotowania na ścieżkę próby, powiedziałeś sobie: „Oto wyplewiłem w sobie złe nałogi i wady, a nasadziłem własności żądane, zatem teraz mogę szczepić dalej spokojnie i zbierać owoce, bo chwastów już się pozbyłem”.

Nie pomyślałeś jednak nad tem, że chwasty, podobnie jak w ziemi, tak i w twej duszy rozrastają się i ciągle na nowo, je żeli ich nie tępisz bez przerwy, bez wytchnienia. Spocząć ci nie wolno ani na chwilę, bo każdy spoczynek, to już cofnięcie cię wstecz na ścieżce. Kto nie idzie naprzód, ten się cofa,.

Nie postępując, zostaje w miejscu, a tymczasem inni idą dalej i ostawiają go w tyle. Spojrzyj uważnie w głąb własną, bez pobłażliwości i bez nieszczerości wobec samego siebie. Czy żadnej już wady, naprawdę żadnej, w sobie nie znajdziesz? Czy rzeczywiście wypleniłeś już tak dokładnie wszystkie chwasty, że żaden nie rozrósł się na nowo? Czy już nic, faktycznie nic, nie przygłusza tych dobrych roślinek, które wyhodowałeś w duszy z taką pieczołowitością i z takim mozołem? Jeżeli dasz odpowiedź przeczącą, oszukasz sam siebie. Utaisz przed sobą faktyczny stan rzeczy. Weź jako przykład rzecz tak drobną choćby, jak to, o czem przepięknie pisze Kriśna-Murti (G), gdy przedstawia cechy przysługi prawdziwie bezinteresownej. Czy ty naprawdę zdołasz wznieść się do tego .aby, wyświadczywszy komuś przysługę choćby rzeczywiście wielką, nie pochwalić się tem, jeżeli nie przed nim, to przed kimś, trzecim?

Czy potrafisz zostać „dobroczyńcą nieznanym” i to naprawdę nikomu nie znanym? A jeżeli nawet czasami potrafisz, to czy nie przeniknie ci przez duszę uczucie zadowolenia ze siebie, lub nawet myśl – „No teraz dokonałem czegoś naprawdę niezwykłego, niechby to kto inny potrafi!“

A przecie to jest rzecz całkiem, drobna i zwykła. Zapewne, że nie jest zwykłą ani drobną u ludzi zwyczajnych; ale na ścieżce” jest czemś, co się samo przez się rozumie. Widzisz już z tego, jak trudno wyplenić doszczętnie miłość własną i pychę. Obie chodzą w parze, chociaż przybierają na się nieraz pozory bardzo niewinne. Czy nie przychodzi ci nigdy myśl, że przecie jesteś już „tak daleko” na ścieżce, więc należy ci się jakaś specjalna pieczołowitość owych Istot Wzniosłych, które rządzą losem. Poczuwasz się, jak gdyby podświadomie, do jakichś zasług niezwykłych i do żądania za nie dla siebie jakichś przywilejów równie niezwykłych. Zapominasz o tem, że im wyżej; wstępujesz, tem większe masz obowiązki, ale ten; mniej masz prawo oczekiwać dla siebie.

Wszakże tylko to jest dobrem dla sebie, co zrobisz dobrego dla drugich, wcale o sobie nie myśląc. Imaginacje twoje, których już doświadczyłeś, i które będziesz miewał coraz częściej, pouczają cię bardzo wyraźnie, o jakości i wartości twego wnętrza. Pokazują ci, jakim jesteś na prawdę; stawiają ci przed oczy ciebie samego, jakby drugą istotę, na którą możesz patrzeć i oceniać. To widywanie siebie, jako sobowtóra astralnego, będzie ci się pojawiało coraz częściej i coraz wyraźniej, a po „wtajemniczeniu” będzie towarzyszyło ci stale. Steiner (C) nazywa to spotkaniem ze strażnikiem progu„. Jest rzeczywiście strażnikiem ten twój sobowtór, broni ci bowiem przejścia przez próg wtajemniczenia, jeżeli nie jesteś oczyszczony dokładnie ze wszystkich chwastów na duszy.

Wtajemniczenia nie zdołasz wymusić żadnymi środkami nieprawidłowymi. Do niego musisz doróść, ale wedrzeć się w nie przed dorośnięciem nie potrafisz. Jeszcze w czasach dawniejszych, gdy wtajemniczenie odbywało się niejako z zewnątrz, przez pomoc drugich, już wtajemniczonych, możebne bywały wtajemniczenia nieprawidłowe, przedwczesne, a nawet wprost nienależne. Teraz jednak – od czasów Chrystusa – dostąpić można wtajemniczenia tylko z pełną samowiedzą a nie na odpowiedzialność drugich; musi się po prostu dorosnąć i dojrzeć podobnie, jaki roślina naprzód musi dorosnąć, nim dojrzeje. Musi rozwinąć liście! i kwiaty, nim będzie zdolna do wydania owocu. Podobnież i ty musisz rozwinąć kwiat twego ducha: jaźń wyższą; kwiat ten musi; rozkwitnąć tu, na równi fizycznej!, a nie pozostać tylko na równi noumepów jako „możebność”. Znaczy to, że jaźń twa wyższa musi: wrosnąć silnie w równie rupa, w twe ciała; musi opanować je i zostać ich władczynią niepodzielną. Nasionko jej, drobne i wątłe, które zasadziłeś w gruncie twej duszy, musi mieć grunt ten czystym i wolnym zupełnie od chwastów, aby nie przygłuszały wzrostu; i Inie hamowały rozkwitu.

A do rozkwitu potrzebne.jest oświecenie. Działa ono tak, jak promienie słońca na roślinę. „Przygotowaniem” uprawiłeś grunt, usunąłeś zeń chwasty a zasadziłeś nasionko. Teraz potrzeba promieni słonecznych, aby ono wzrastało, i potrzeba pielęgnowania go, aby go chwasty nie przytłumiły.

Gdyby poczęło rozkwitać obok chwastów, kwiat byłby nikły i nie wydałby owoców dobrych, lecz cierpkie lub trujące. Ciągła kontrola, czy się chwasty nie krzewią, jest tedy konieczna. Ty sam tylko bierzesz na siebie odpowiedzialność za wszystko. Mistrz twój wskaże ci drogę , ostrzeże przed błędami, podtrzyma nawet w chwili upadku, ale nic za ciebie nie zrobi i za nic odpowiadać nie będzie.

Abyś zaś mógł z pełną odpowiedzialnością przejść poza próg wtajemniczenia, na to potrzebny ci jest właśnie ten zakres oświecenia, którego dostępujesz kolejno imaginacjami, inspiracjami i intuicjami. Owe widzenia astralne barw i poświat, które tworzyły może jedne z pierwszych twych przeżyć nadzmysłowych, wprowadziły cię w „halę nauki”. Dały ci te  nauk i dokładnie tyle, ile ci potrzeba do oświecenia się o święcie astralnym. Teraz rozumiesz, że te widzenia imaginacyjnę, chociaż do nich specjalnie nie dążyłeś i żadnemi ćwiczeniami szezególnemi o nie się nie starałeś, były przecież nie przypadkowe – bynajmniej, lecz celowe. A że wydawały ci się przypadkowe, i niezależne od twej woli i chęci, to było tak dlatego, że mogły się pojawiać tylko w miarę rozwoju twych padm, twych „zmysłów nadzmysłowych”. Ty zaś tego ich rozwoju dostrzegać nie mogłeś, bo ich samych jeszcze widzieć nie byłeś zdolny.

Podobnie i dziecko nie widzi Swoich oczu, a przekonywa się dopiero wtedy, że je ma, gdy zacznie spostrzegać niemi świat zewnętrzny. Teraz wiesz już, że padmy twe są w pełni rozkwitłe, i czynne, bo odbierasz niemi wrażenia astralne. Inspiracjami nauczyłeś się je czytać: wiesz, co one oznaczają, od kogo pochodzą. Intuicjami wreszcie i dostępujesz do porozumiewania się wprost z temi istotami, o d których owe wrażenia pochodzą, a nadto z lakierni istotami, które nie potrzebują równi astralnej, ani nawet myślowej do swej działalności. Umiesz już odróżniać istoty astralne od myślowych, a te od karmicznych.

Wskutek wejścia w styczność z istotami tak wzniosłemi zmienia się także twój stosunek do twej karmy. Jako człowiek  ulegałeś karmie ślepo i nieodwołalnie. Odmierzały ci ją Lipika na każde twe wcielenie, w lak jej ilości, i abyś ją w danem wcieleniu mógł odrobić bez wytężenia nadmiernego, ale i bez próżnowania. Po prostu stosowały „wiatr do wełny jagnięcia”. Byłeś swą karmą skrępowany w każdem  życiu tak ciasno, że chcąc nie chcąc musiałeś ją odrobić; nawet sposób odrobienia był ci narzucony i ściśle określony. To też życie popychało cię nieubłaganie w tym kierunku, który miałeś zakreślony już przed swem urodzeniem; własne twe wady i namiętności w prowadzały cię w takie warunki życiowe, jakie właśnie były najodpowiedniejsze dla twej karmy. Warunki z twego osobistego punktu widzenia były oczywiście dla ciebie najczęściej ,,niepowodzeniami” lub ,,nieszczęściami”, przypisywałeś je trafowi ślepemu lub losowi nie sprawiedliwemu.

A tymczasem to Lipika pociągały tylko za sznureczki, utkane z twych żądz i błędów, lub posługiwały się niemi jak miotami, które by, bijąc w ciebie, wykrzesały przecie ową iskierkę bożą, jaźń wyższą w tobie uśpioną. Jeżeli uważnie przeglądasz swe życie teraźniejsze, spostrzeżesz, że obecnie już tak nie jest. Z biernej ofiary swej karmy,  ze zwierzęcia jucznego, popędzanego przez kogoś z zewnątrz, zmieniasz się z wolna w poganiacza owego zwierzęcia.

Ty sam już nakładasz ciężary, sam je dobierasz, sam określasz kierunek. Z roli biernej przechodzisz w czynną. I to, co dawniej Lipika robiły za ciebie, teraz ty sam poczynasz robić za siebie.

Bierzesz swój los w rękę, i to bierzesz świadomie.

Z niewolnika przedzierzgasz się we władcę. A przedzierzgasz się dlatego, że już w znacznej części oczyściłeś się z wad i żądz samolubnych, więc one już nie mogą być wędkami, wciągającemi cię w warunki karmiczne. Brak już tych więzów, które cię pętały dotychczas; brak środków do prowadzenia cię przymusowego, to też nie mogąc już być kierowanym, masz sam sobą kierować. Wolno ci już teraz wybierać,.w jaki sposób chcesz swą karmę odrabiać, wolno ci nawet zwiększać sobie jej zakres w tera życiu, aby tem rychlej odrabianie ukończyć.

Na to właśnie służy ci twoje oświecenie.

Ono umożebnia ci nadto coś więcej. Umożebnia ci wglądanie w działalność ogólną, jaką nad karmą świata rozwijają pewne istoty wzniosłe, zwane Lipikami. Możesz przyglądać się ich czynności i rozumieć motywy, któremi one się kierują przy wydzielaniu karmy ludziom pojedynczym, rodzinom, miastom, narodom i całemu globowi ziemskiemu. Stajesz się ich pomocnikiem; pracujesz wraz z niemi i bierzesz na siebie ochotnie część karmy „nie osobiste”  to znaczy, część karmy ogólnej twego miasta i twego narodu. Czujesz się współodpowiedzialnym za tę karmę, bo przez swe intuicje wchodzisz w łączność z istotami tak wysokiemi, jak duchy narodu, szczepu lub rasy. Stajesz się ich cząstką; uczestniczysz w ich karmie, ale i w ich potędze.

Bo wszakże to jest potęga nadludzka, mieć w ręku swój los, koleje swego życia, bieg wypadków. A ty to masz teraz w ręku. Uczestniczysz nadto we władzy stokroć większej; masz wpływ na karmę świata, władasz nią świadomie i rozumnie. Pomyśl nad całą doniosłością tych słów, ty tworzysz dzieje! Historja świata potoczy się tak, jak ty jej wskażesz.

Ty, człowiek mały, niepozorny, nikomu nieznany, ty tworzysz dzieje świata. A dopuszczonyś do tej władzy nad dziejami światowemi dlatego, żeś wyzbył się egoizmu, że zatem niema obaw, abyś tej władzy nie nadużył do celów samolubnych, niezgodnych z ideą postępu powszechnego.

Zważ jak niesłychane szkody dla tej idei mógłby wyrządzić ktoś, kto posiadłby władzę podobną twojej, ale nie mający twojego poziomu moralnego. Zważ, że oprócz tej włączy nad karmą ty masz jeszcze szereg innych zdolności nadludzkich. Masz zdolność widzenia astralnego i myślowego: znasz uczucia ludzi i ich myśli. Ileż to nadużyć popełniałby na twym miejscu ktoś drugi, jak wykorzystywałby to czytanie w myślach i uczuciach ludzkich, jak bezwzględnie posługiwałby się niemi do swoich celów! Ty jednak tego nie robiłeś i nie zrobisz, bo jesteś na ścieżce.

Zważ dalej, jak niezwykle, wprost nadludzko, przewyższasz twą wiedzą, nie tylko filozofów i przyrodników, lecz także psychologów, fizjologów, socjologów, wreszcie historyków. A tej wiedzy nie nadużywasz do żadnych celów ubocznych, nie chełpisz się nią nawet. Nikt nie wie, że ją posiadasz, bo nie masz jej na pokaz, na wzbudzanie podziwu, tylko na pomaganie tym, którzy pomocy rzeczywiście potrzebują.

Pomagasz im bezimiennie i znikasz zaraz, aby nie zauważyli nawet, komu mają być wdzięczni. Wiesz już, że czynić masz wszystko bez oczekiwania jakichkolwiek owoców, a więc także pomagasz ludziom bez oczekiwania – Już nie tylko wdzięczności, ale nawet – wyników te j pomocy. Nie idzie o to bynajmniej, czy twa pomoc była rzeczywiście pomocą, czy w ogóle była pomocą, a nie szkodą; zrobiłeś: swoje, to znaczy, zrobiłeś to, co uważałeś za wskazane w danych warunkach, i odszedłeś. Nawet .W głębi duszy nie zachowałeś uczucia zadowolenia ze samego siebie.

A tym bardziej nie zachowałeś, tam pychy, że oto „pomagasz światu”. Tak naiwnie zarozumiały już nie jesteś, aby sądzić, że twojej marnej pomocy świat oczekuje, że jej pożąda, żeby  niej utknąłby w swym postępie. Gdybyś ty uchylił się od pomocy, pojawiłoby się na twe miejsce stu innych, którzy by pomogli za ciebie, ty zaś obciążyłbyś tylko swoją karmę tym uchybieniem. Pomagając światu, pomagasz tylko sobie, a więc ani zasługi w tym niema żadnej, ani praw  do wdzięczności lub uznania. Aby zaś ta pomoc, udzielana drugim. była dla ciebie naprawdę pomocą, musi być wolna od spodziewania się owoców. Gdy, pomagając drugiemu, nie myślisz przy tem wcale o sobie, wtedy pomagasz sobie naprawdę. Zyskujesz, gdy o zysku nie myślisz, gdy oń nie dbasz wcale. A „zyskiem” byłoby tu nawet twe liczenie na wdzięczność, lub uczucie zadowolenia ze siebie.

U kresu tej ścieżki „oświecenia” czeka cię próg wtajemniczenia; abyś zaś mógł ten próg przestąpić, musisz być gotów zostawić przed nim wszystko, co wiąże cię z ziemią; i z jej sprawami. A liczenie na owoce twych czynów wiązałoby cię do nich podobnie, jak liczenie na wdzięczność ludzi za twą pomoc wiązałoby cię do tych ludzi. Jako „czeladnik” masz być dosłownie „umarłym dla świata”, bo będziesz dopiero wtedy mógł dlań działać owocnie, gdy w nim tkwić przestaniesz. Nie mógłbyś obsługiwać maszyny, gdybyś był sam jej częścią składową: musisz być poza nią, nie tkwić w niej swą istotę. Dlatego masz stanąć u wrót śmierci, dlatego masz przez śmierć przejść, aby dostąpić wtajemniczenia.

Masz przejść przez śmierć, a jednak żyć dalej na ziemi, nosić w sobie tajemnicę tego, co jest po tamtej stronie zgonu.

Tajemnic takich nie powierza się byle komu. Zdarza się, że i ludzie zwyczajni powracają jeszcze do życia, przeszedłszy przez. śmierć, czy to w letargu, czy w chorobach; ale przechodzą ją nieświadomie, nie pamiętając nic, co tam widzieli. Ty zaś masz przejść przez śmierć świadomie, masz zapamiętać wszystkie szczegóły tego zdarzenia – i masz ich nikomu nie wyjawić.

Dostąpienia tej tajemnicy musisz być godnym bez zastrzeżeń i dlatego to ścieżka oświecenia jest ciągle jeszcze tylko ścieżką próby, której możesz nie przetrwać.

powrót do: Wstęp w Światy Nadzmysłowe  <=

źródło: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923, Drukiem „Gazety Robot.”, w Katowicach, fragment ze stron od 148 do 153, rozdział XX

]]>
Intuicja – Sumienie https://tarot-marsylski.pl/intuicja-sumienie/ Wed, 30 Oct 2019 09:45:16 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=4007 Czytaj dalej ]]> Intuicja – Sumienie

Nazwałem w nagłówku intuicję sumieniem, aby uczynić zadość twej nałogowej skłonności do definiowania wszystkiego wyrazami ścisłymi, chociaż wiesz już, że definicja nic może być nigdy ścisła. Podobnie jest i tu, intuicja bowiem mieści w sobie znacznie więcej, niż sumienie. Ma tylko charakter podobny, jak sumienie.

Nauczyłeś się już obserwować swe przeżycia wewnętrzne, zdołasz zatem zdać sobie sprawę z tego, jaki charakter ma. sumienie. Nie rozumuje, nie udowadnia niczego, nie myśli logicznie – tyko po prostu wydaje wyrok : ,,należy tak a tak postąpić!

Występuje jak twierdzenie dogmatyczne, ale nie żąda od  ciebie jak dogmat – wiary ślepej: owszem pozwala ci rozumować i dociekać myślami, dlaczego ono ci tak  a tak radziło postąpić. To tylko ono samo nie rozumuje lecz twierdzi; a tobie wolno potem myśleć i rozumować, ile zechcesz.

Sumienie zatem nie myśli, a intuicja również nie myśli. Stoi  tyle wyżej nad myśleniem, o ile ciało przyczynowe (kauzalne) stoi wyżej nad ciałem myślowem (mentalnem). A wiesz, że ciało przyczynowe należy, już do równi, arupa, na której niema żadnych form odrębnych. To też tam nie może być myślenia, bo tam nie ma kto myśleć; tam wszystkie istoty są jednem i twoja istota jest tam iednem z wszystkiemi. Zrozumiałem ci teraz będzie, skąd pochodzi nazwa „intuicja”, oznaczająca w łacinie „zanurzanie się” dosłownie.

Oto w chwili intuicji, przestajesz być sobą; zanurzasz się duchem w ten ocean, z którego jesteś jedną kroplą tylko. Łączysz się ze wszystkiemi innerni kroplami, tworzącemi razem ów ocean, i  przez to uczestniczysz we wszechwiedzy i wszechpotędze oceanu. Sam, jako kropla, nic masz tej wszechwiedz); dlatego to oddzieliwszy się od owego oceanu po migowym przebłysku intuicji, musisz dopiero dochodzić mozolnie wnioskowaniem myślowem do motywów, dla których intuicja kazała ci tak a tak postąpić.

Porównanie słabe między intuicją a myśleniem mózgowem, dam cl przykład następujący.

Prostaczek zapytuje ciebie, w którym kierunku od Warszawy leży Londyn. Odpowiadasz mu, że w kierunku zachodnim, i spostrzegasz, jak on zacina konia, i pędzi prosto na zachód. Popędzasz go i mówisz krótko:

„Nie rnożna!” Oto była intuicja; ty nią byłeś dla owego prostaczka. Nie miałeś czasu nawet pomyśleć, dlaczego nie można; wiedziałeś tylko, że nie można, ale przyczyn nie miałeś czasu sobie uświadomić. Dopiero później, gdy prostaczek zatrzymał się i spytał, dlaczego nie można, począłeś mu z wolna tłumaczyć, że to bardzo daleko o że koniem przez morze nie przejedzie.

Jeżeli prostaczek zrozumiał twe wyjaśnienie i nie pojechał, znaczy to, ze posłuchał twej intuicji; Jeżeli zaś jej nie posłuchał, lecz wybrał się w drogę, dostał się po długiej podróży nad brzeg morza i dopiero wówczas przekonał się doświadczalnie, że intuicja miała słuszność.

Tak też jest zawsze z intuicją.  Przychodzi ci nagle nie uczucie lub myśl – lecz raczej: poczucie, które skłonny byłbyś nazwać popędem bezwiednym. Przekonasz się później, że nie jest on bynajmniej bezwiedny, lecz wszechwiedny; na razie jednak nazwij go sobie popędem. Otóż pojawia się nagle i popycha cię do postępku, Wydaiącego się rozumowi twemu nie sugerowanym, nawet nielogicznym, jeżeli „popędowi” temu się oprzesz i nie wykonasz tego, do czego cię pycha, przekonasz się, może aż po latach, żeś błądził, nie posłuchawszy. Jeżeli zaś posłuchasz bez namysłu, od razu, a potem dopiero zaczniesz wnioskowaniem myślowem dochodzić motywów, któreby ten postępek usprawiedliwiały logicznie, może – nie zawsze zresztą — zdołasz zrozumieć, że słusznie postąpiłeś.

Najczęściej jednak dopiero następstwa twego  postępku przekonają cię, że był celowy i słuszny. Intuicja tedy nie ma nic wspólnego z popędem, chyba jedynie to że, równie jak on, nie jest wynikiem wnioskowania myślowego. Naprzód pojawia się intuicja, a poniej dopiero praca myślowa, usiłująca zrozumieć motywy. Tu tkwi także różnica zasadnicza pomiędzy intuicją a sumieniem. Intuicja zjawia się nagle i błyskowo, nim zdołasz cokolwiek pomyśleć lub postanowić; zjawia się zawsze nieoczekiwanie – przynajmniej w życiu codziennem  i '”dyktuje ci, co masz robić” chociaż nieraz wcale jeszcze nie zamierzałeś robić cokolwiek.

Zjawić się może tylko wtedy, gdy ty milczysz swem ciałem myślowem, i mózgiem oczywiście, a więc wtedy, gdy ty nic nie myślisz.

A ponieważ myślisz ciągle, może zjawić się tylko w tem mgnieniu oka króciuchnem, które upływa między jedną myślą a drugą. Stąd to zjawienie się intuicji jest zawsze tak błyskowe. Stąd to też pojawia się najwyraźniej wtedy, gdy stajesz na chwilę bez myśli, Zaskoczony jakimś wypadkiem nagłym a groźnym. Wtedy popycha cię od razu do decyzji, do czynu, a gdy jej posłuchasz, milknie, bo już cię ocaliła. Ty potem nieraz sam nie wiesz, skąd ci „przyszło do głowy” tak właśnie postąpić!

Sumienie natomiast występuje już to i w chwili, gdy się wahasz, jak postąpić, gdy zatem jest czas na wahanie, już to po czynie, gdy go chcesz sam przed sobą usprawiedliwić myśleniem. Wtedy gani ci twój czyn, wstydzi cię przed tobą samym, nie daje ci spokoju nieraz przez lata całe. Są to znane ci dobrze „wyrzuty sumienia„. Nie jest tu przypadkowa ta nazwa, wspólna z chorobowymi wyrzutami na skórze. Gdy rozwiniesz zdolność jasnowidzenia, będziesz spostrzegał często takie „wyrzuty” na aurze ludzi, szpecące tę aurę, a dolegające bardzo przykro nieraz jej właścicielom.

Że wyrzuty sumienia, trwać mogą i poza śmierć ziemską, będzie ci teraz zrozumiałem,skoro wiesz, że utrzymują się jak krosty lub liszaje na cielę astralnem i myślowem.

Nie tylko postępki jednak bywają następstwami intuicji. Postępek, to objaw woli,  a intuicja działa nie tylko na wolę.   Równie często jeżeli nie częściej ~ działa jako objaw wiedzy. Gdy występuje jako objaw woli, możesz przyjąć, że źródłem jej są owe Istoty Wzniosłe, które w ezoteryce chrześcijańskiej zwą się „Tronami„, gdy zaś objawia się jako wiedza, ma źródło w innych, równie wzniosłych Istotach, zwanych „Kyriotetes”. A jedne i drugie należą do najwyższych Monarchij  Duchowych. Jako wyraz wiedzy poucza cię intuicja od razu i wszechstronnie, jak gdyby w „jednem słowie”. Skoro dojdziesz do Intuicyj częstych i wyraźnych, zdołasz je obserwować podobnie, jak dotychczas nauczyłeś się obserwować twą własną zdolność myślenia. Spostrzeżesz wówczas, że to ,,jedno słowo” w którem intuicja zamyka wyczerpującą wszechwiedzę o danem zagadnieniu, ma charakter raczej liczby, niż słowa.

Liczba taka  inna oczywiście dla każdej rzeczy – zamyka w sobie i wartość tej rzeczy i wszystkie jej cechy charakterystyczne i stosunek jej do innych rzeczy i jej energję potencjalną, wogóle wszystko, co o tej rzeczy wiedzieć można.

To poczucie niejasne, że intuicja wyraża się liczbami, nic słowami, wyda ci się zrazu wprost sprzeczne z logiką, przywykłeś bowiem uważać liczby za znaki matematyczne, a więc czysto abstrakcyjne, nie związane z niczem realnem. Zważ jednak, że samo to poczucie, jakoby intuicja wyrażała się liczbami,, że to poczucie jest również intuicyjne, a zatem nie od razu zdołasz słuszność jego sprawdzić myśleniem logicznem. W Jasnowidzeniu cyfry będą przemawiały do ciebie równie jasno i wyraźnie, jak słowa w życiu codziennem. Przykładu dostarczy. ci tu „Jasnowidząca z Prevorst“ swemi „liczbami wewwęłrznemi” (K.257), któremi oznaczała imiona i własności rzeczy.

Zrozumiesz także ów drugi, o wiele tajniejszy, szereg jej liczb wewnętrznych, z których jedna, n.p. obok jej imienia określała zarazem datę jej śmierci. Oto jeden szereg liczb wewnętrznych pochodził od „Tronów”, drugi zaś, ów najgłębszy, od „Kyriotetes”. Tych liczb świętych nie mieszaj jednak z liczbami Kabbały, będącemi tylko zmąconemi odbiciami tamtych, na równi astralnej.

Oto niektóre – nie wszystkie oczywiście cechy, charakteryzujące intuicję. Z innych stron oświetlałem ci ją w rozdziałach poprzednich, do tego bowiem punktu widzenia, który podałem ci teraz, wówczas jeszcze nie dorosłeś. Dopiero teraz, umiejąc już myśleć bez mózgu, możesz wznosić się wyżej

Jeszcze, do uzyskiwania wiedzy bez jakiegokolwiek myślenia. A taka dopiero wiedza zasługuje w pełni na miano Intuicyjnej. Zrozumiałem ci będzie teraz, dlaczego „Czeladnik”, choćby zaledwie Umiał czytać i pisal, przewyższa jednak wiedzą naj głośniejszego „uczonego”. Przewyższa go nieskończenie, bo przewyższa go o tyle, właśnie, o ile intuicja przewyższa wiedzę rozumową, to jest tę, do której myśleniem dojść można.

Do wyżyn intuicji dochodzić mogą i jasnowidze urodzeni, lub magnetyzmem; nie hipnotyzmem wprawieni  w trans .głęboki, o ile oczywiście są odpowiednio czyści moralni’:, jasnowidze niższego poziomu moralnego szafują również chętnie liczbami kabalistycznemi, ale też są to tylko liczby na prawdę kabalistyczne, a więc astralne zaledwie, bo do wyższych nie są zdolni. Nie oczekuj zatem, że od razu dojdziesz oo zdolności wyrażania twych intuicyj liczbami; bo jeżeli oceniasz siebie szczerze, bez pychy ukrytej, to przyznasz, że .daleko ci jeszcze do takiego poziomu moralnego, na którym mógłbyś dosięgnąć Istot tak wzniosłych, jak ,,Trony“ tub „Kyriotetes„. Twoje ćwiczenia w rozwijaniu intuicji idą zresztą w kierunku innym, niż u medjów lub jasnowidzów. Zmierzają do tego, abyś mógł dochodzić do intuicji przy zachowaniu pełnej świadomości, a to jest znacznie trudniejsze niż zapadać w trans, i w nim w zbijać się na wyżyny arupa. Taka zdolność do intuicji z pełną świadomością będzie dopiero udziałem człowieka przyszłości; ty zatem masz wyprzedzić bieg wypadków o całe lat tysiące.

Jest to oczywiście trudniejsze, niż chronienie się transem od wrażeń zewnętrznych lub wewnętrznych, przeszkadzających zanurzaniu się w światy arupa, już Patańdżali (L.) mówi słusznie, że istnieją przeszkody pięciorakie, a to: pojęcia błędne, pojęcia słuszne, wyobrażenia, sen i pamięć, a stłumienie tych przeszkód jest jogą. Czym że zaś innyn jest joga, jak nie zjednoczeniem? Zjednoczeniem twej jaźni niższej z wyższą, świadomości codziennej z nad świadomością. A nad świadomość => to intuicja: idzie tedy o zjednoczenie świadomości powszedniej z intuicją. Zakłócają to zjednoczenie owe przeszkody, wyliczono przez Patańdżalego, a więc: pojęcia słuszne i mylne, czyli wszelkie w ogóle pojęcia, dalej wyobraźnia, sen i pamięć.

Pojęcia tworzysz sobie o rzeczach, które poznałeś  i one składają się na twą wiedzę rozumową, uzyskaną działaniami myślowemi. Bez wyobraźni nie mógłbyś utworzyć sobie wyobrażeń o rzeczach, które wywierają na ciebie wrażenia; a z tych wyobrażeń tworzysz sobie dalej pojęcia. We śnie wprawdzie nie odbierasz wrażeń zmysłowych, bo twe ciało astralne usuwa się z fizycznego,  ale odbierasz wrażenia astralne, których strzępki przypominasz sobie po obudzeniu. Pamięć wreszcie umożliwia odtwarzanie sobie wyobrażeń i pojęć, a siedliskiem jej jest jak wiesz – ciało eteryczne. Sumując to wszystko, dochodzisz do wniosku, że przeszkodami w intuicji są wszystkie twe powłoki śmiertelne, a więc ciało fizyczne, eteryczne, astralne i myślowe, czyli wszystko to, co razem tworzy twą jaźń niższą.

Zważ tedy, że twoja jaźń niższa jest dla ciebie przeszkodą w intuicji, a ty mimo to masz ją nie zwalczyć, nie odsunąć,  zatrzymać przy sobie, bo wszakże masz intuicje uzyskiwać świadomie.

Pojmiesz teraz, że niemożliwem to jest bez jogi, bez  jednoczenia twej jaźni niższej z wyższą. Dopiero, gdy jaźń wyższa zjednoczy się z niższą, gdy. niema w tobie już dwu istot odrębnych, lecz jedność, dopiero wówczas ciała twe przestają ci być przeszkodą w intuicji; wtedy bowiem możesz dowolnie odbierać wrażenia lub nie odbierać; myśleć lub nie myśleć, pamiętać lub pamięć wyłączać. Zrozumiałem ci teraz będzie także, dlaczego intuicja pojawia ci się właśnie w tych krótkich momentach, w których nie myślisz.

Ty jako „Iskra Boża“ , jesteś jednością, nie możesz zatem rozdwajać się i rozdzielać. Jeżeli myślisz, bawisz w ciele myślowem, nie możesz zatem równocześnie zanurzać się w światy arupa. Ww światy intuicji; musisz choćby na ułamek sekundy wycofać się z ciała myślowego, aby wejść w świat intuicji. Skoro tedy powiedziałem, że twa jaźń niższa – a więc i ciało myślowe – nie ma ci być przeszkodą, nie’ znaczyło to, jakobyś to ciało myślowe miał zabierać ze sobą w świat intuicji. Osoby tam wejść nie mogło, jest na to za grube, za ciężkie, jest po prostu „rupa“ . Ono ma ci tylko nie przeszkadzać; musi na tę chwilkę przestać niepokoić cię myślami. A do tego właśnie zmierzały twoje ćwiczenia w opanowaniu myślenia.

Pratjaharą uczyłeś się odczepiać dowolnie uwagę od wrażeń zewnętrznych, od pamięci i od myślenia. Widzisz teraz, jak niezbędnie potrzebna jest uprawia takich ćwiczeń, które  na pozór – nie mają żadnego związku z rozwojem duchowym.

Związek ten widzi się później! dopiero.

Poznałeś tu szereg cech, charakteryzujących intuicję, i poznałeś niektóre warunki, bez których ona jest niemożebna. Gdybyś tę warunki zachował, to znaczy, gdybyś odczepił uwagę od wrażeń zewnętrznych, przestał na chwilę czuć i myśleć, dostępowałbyś wprawdzie intuicyj, ale tylko przypadkowych niejako. Byłoby to coś podobnego, jak otwieranie książki naukowej na chybił trafił, i czytanie na tej  stronicy, na którą przypadkiem padnie twe oko. Oczywiście i w ten sposób można się czegoś nauczyć. Ty jednak chcesz sam sobie wybierać to, czego się pragniesz .nauczyć, inaczej mówiąc, chcesz sam wybierać sobie przedmiot twej intuicji.

A do tego nie wystarczy wyłączyć się od wraże  i czekać bezmyślnie, aż intuicja sama ci się nawinie.

Potrzeba tutaj złączenia się z przedmiotem intuicji, potrzeba zjednoczenia się z nim, stania się nim samym. Stać się przedmiotem twej intuicji zdołasz jednak tylko w ten sposób, że się weń zanurzysz, że się w nim pogrążysz całą twą istotą. I tu masz drugie z dosłownych znaczeń wyrazu „intuicja” (zanurzenie). Ciałem fizycznem pogrążyć się w ciele fizycznem przedmiotu nie zdołasz* bo oba te dała od graniczają się od siebie wzajemnie. Mają powierzchnie twarde, przez które przeniknąć nie mogą. Choćby twym przedmiotem badania intuicyjnego była woda, to także w nią się nie ,,zanurzysz” w znaczeniu tu przyjętem, bo zanurzając się nie wnikasz we wodę, tylko ją wypychasz swem ciałem. W miejscu przez twe ciało zajętem, niema wody; nie jesteś tedy jednem z nią, bo dzieli was powierzchnia twego ciała. Ty nie jesteś wodą, tylko we wodzie, a dla uzyskania intuicji powinien byś stać się sam wodą. Podobnież nie zdołasz tego dopiąć ciałem eterycznem, ani astralnem, ani myślowem.

Zjednoczenie to z przedmiotem zdołasz uzyskać tylko tam, gdzie wszystkie rzeczy są jednością, to znaczy, na równi arupa. Tam są jednością wszystkie rzeczy, wszystkie istoty, wszystkie ideje. Nie sądź, że zjednoczyć się z ideą jest trudniej, niż  rzeczą lub z istotą. Przykładu dostarczy ci tu twórczość Juljusza Słowackiego. Nie był on nigdy ojcem, jak wiesz, a jednak stworzył przedziwny poemat boleści rodzicielskiej w swym „Ojcu zadżumionych„. Intuicją poetycką zanurzył  się w ideę ojcowską i zjednoczył się z nią tak zupełnie, że zdołał odczuć wszelkie stopnie cierpień ojca, tracącego swe dzieci jedno po drugiem. Jeżeli byś sądził, że dzieło to nie było wypływem intuicji, lecz psychometrji, sądziłbyś słusznie, ale tylko w połowie. Inspirację do napisania „Ojca zadżumionych“ powziął. Słowacki pod Wpływem opowiadania, słyszanego właśnie w miejscu, gdzie zaszły wypadki opowiadane. Wpływ tego, co słyszał, i obecność na miejscu zdarzeń, to razem podziałało psychometryzująco na wrażliwą naturę poety, dając mu wizje wypadków. Wizje te przejęły go natchnieniem do napisania poematu, były mu więc  Inspiracją, ale nie intuicją jeszcze. Słowacki nie był „czeladnikiem‘‘ ścieżki tajemnej, nie kształcił zatem w sobie uzdolnień do intuicji świadomej; ale wizja, i inspiracja podniosły go na ów poziom, na którym mógł otrzymać intuicyjne odczucie bólu ojcowskiego. A czemże innem jest wizja, jeżeli nie imaginacją?

Masz tu zatem te same trzy szczeble, do których i ty się przyznajesz: naprzód imaginacja, potem inspiracja, wreszcie intuicja. Przez równię astralną wznosił się Słowacki do równi myślowej, a stąd dostał się na równię arupa. A taka sama zupełnie jest twoja droga. Różnica jest tylko ta, że ty drogą tą idziesz świadomie, a Słowacki stąpał nią bezwiednie.

To też on był poetą, a ty będziesz czeladnikiem. Ponieważ jednak doszedł aż do intuicji, zasługuje w pełni na miano „wieszcza”, podobnie jak Mickiewicz i Krasicki. Widzisz z tego drobnego przykładu, że wiedza tajemna przydać się może nawet w literaturze, gdy idzie o zrozumienie dróg jej twórczości. Podobnie przydatną ci będzie do zrozumienia zjawisk tego działu, który w czasach nowszych otrzymał nazwę metapsychizmu. A do tego działu należy i psychometria.

Definicja jej W nim jest następująca: „Niektóre osoby wrażliwe zdołają za dotknięciem się lub zbliżniem do obranego przedmiotu odczuć nie tylko jego substancję, kształt, barwę (i opisać go dokładnie, lecz nadto podać miejsce, skąd pochodzi, osobę, do której należy, a nawet przytoczyć zdarzenia, które rozegrały się W pobliżu tego przedmiotu”.’ To Jest dla metapsychizmu wszystko, co wiedzieć można o psychometrji; bada on tedy jej objawy, gromadzi dane statystyczne, jaki procent ludzi i w jakim stopniu są wrażliwi psychometrycznie, bada prawdziwość ich zeznań, mierzy ich puls i ciepłotę ciała, i na tem wyczerpuje swój program dociekań.

Ty jednak zdołasz z innego stanowiska patrzeć na psychometję, Mniej cię zajmują jej zjawiska, bo w nie nie wątpisz, a wagę główną przywiązujesz do jej istoty; tę chcesz zgłębić i pojąć. Nie będzie ci .to nawet trudnem, znasz już bowiem po części równię astralną i myślową. Wiesz także, że na każdej z tych równi istnieją mniej lub więcej zmącone odbicia obrazów owego wspaniałego kinematografu kosmicznego, jakim jest kronika  akasi (kronika akaszy). Dla ciebie tedy psychometrja jest po prostu oglądaniem owych obrazów akaśnych w refleksjach astralnych lub myślowych. Obrazy te doznają na każdej równi nowego załamania, są zatem tem bardziej zmącone i niedokładne, im niższa jest ta równia, na której je oglądasz.

Związek między psychometrją a  intuicją wydawać ci się może dość luźnym pozornie; miałeś jednak przykład już na Słowackim, że ten związek istnieje. Zważ nadto, że cały ten dział wiedzy tajemnej, który obejmuje dzieje wszechświata, nie jest niczem innem, jak odczytywaną przez „czeladników” kroniką akaśną. Jasnowidze niewyćwiczeni czytają ją także, ale nie rozumieją, co znaczą zjawiska przez nich widziane, nie umieją ich odpowiednio tłumaczyć. Ty także, chociaż masz już za sobą lata ćwiczeń, byłbyś jeszcze niewprawny w rozumieniu tych widziadeł akaśnych. To też nie usiłuj na razie do nich się odnosić swemi próbami. Natomiast możesz posługiwać się psychometrją, jako drogą pośrednią w tych twych ćwiczeniach, w których zmierzasz do uzyskania intuicji o przedmiotach obranych.

Ćwiczenia takie są oczywiście nie obowiązkowe bynajmniej, a sposób ich uprawiania jest następujący:

Ujmij dany przedmiot w rękę, lub połóż go sobie na żołądku. Zamknij oczy i usiłuj wniknąć twą istotą we wnętrze przedmiotu. Nie myśl o niczem, nie próbuj: odgadywać lub odczuwać cokolwiek, tylko czekaj biernie i spokojnie. Po chwili wynurzać się zaczną wrażenia, lub obrazy. Odczujesz do przedmiotu sympatję lub wstręt; może pojawi ci się obraz osoby, do której ten przedmiot należał, lub też.obrazy Otoczenia, w którem się znajdował. Staraj się gorliwie o to ąby ani przez chwilę nie wmieszać w te obrazy twych domysłów lub sądów. Masz być tylko widzem obojętnym, nieczułym i niemyślącym, ale pamiętającym dokładnie wszystko co widzi.

Gdy już nauczysz się wrażać w pamięć te obrazy, przestań na nie zwracać uwagę, i zajmij się wyłącznie wrażeniami, jakie na twe wnętrze wywiera ów przedmiot. Jest to trudniejsze, niż psychometria, ale dojdziesz i do tego.

Ujrzysz wtedy – nie odbicia, własne z otoczenia przedmiotu – ale formę astralna, lub myślową jego samego; a stąd już krok tylko do intuicji, do uzyskania, wiedzy najgłębszej, i najwszechstronniejszej o tym przedmiocie, a przede wszystkim wiedzy najprawdziwszej, czerpanej wprost u źródła, nie zmąconej załamaniami przez równię astralną lub .myślową.

zobacz również: Kyriotetes

powrót do: Wstęp w Światy Nadzmysłowe  <=

źródło: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923, Drukiem „Gazety Robot.”, w Katowicach, fragment ze stron od 140 do 147, rozdział XIX

]]>