Zamjama – Nad świadomość

Zamjama
(Nad świadomość).

Trzy szczeble najwyższe, dharana, dhjana i zamadhi, razem wzięte , nazywają, się w radża jodze zamjama. Wiesz już, że szczeble te tie idą kolejno po sobie,, lecz biegną równoległo obok siebie. To też zamjama nie jest czwartym szczeblem po tamtych trzech poprzednich, lecz ich sumą, ukoronowaniem.

Do zamjamy potrzebne są zdolności, wykształcone w dharanie, dhjanie i zamadhi. A zdolnościami temi, jakie wykształciłeś, są uzdolnienia w koncentracji, medytacji i kontemplacji. Stosując je wszystkie trzy razem, uprawiasz zamjamę. Podczas ćwiczeń dotychczasowych zauważyłeś zapewne, że tylko koncentrację można uprawiać samą dla siebie, ale medytacji ani kontemplacji nie można. Medytując, musisz zarazem stosować koncentrację, bo bez skupienia uwagi niepodobna rozmyślać dłużej’ o jednym przedmiocie. Do kontemplacji potrzeba ci nie tylko koncentracji, lecz i medytacji.

Pogrążyć się w przedmiot obrany i rozpamiętywać go zdołasz tylko wtedy, gdy umiesz utrzymać na nim stale uwagę przez czas odpowiedni i zjednoczyć się z nim rozmyślaniem. Dlatego to zamjama wymaga równocześnie dharany, dhjany i zamadhi. i dlatego jest niemi wszystkiemi naraz.

Jeżeli aż do zamjamy doszedłeś naprawdę, to znaczy, jeżeli doszedłeś do niej nie czytaniem tylko i rozumieniem, czem ona jest, to osiągnąłeś coś niesłychanie doniosłego.

Po prostu sprawdziłeś doświadczalnie, że duch istnieje.

Sprawdziłeś, że nietylko mózgiem można myśleć, lecz i duchem, że nie tylko w ciele fizycznem można być świadomym siebie, lecz i poza niem, a nawet poza ciałem eterycznem i astralnem. Sprawdziłeś, że poza tem, co dotychczas słojem „ja“ nazywałeś, istnieje drugie ,,ja“, nie tylko równie rzeczywiste jak tamto, ale i nieskończenie wartościowsze od niego.

To drugie „ja“, czyli twoja jaźń wyższa, wydawać ci się zrazu będzie czemś nieco obcem, jak gdyby jakaś istota odrębna, która nie wiadomo skąd przybyły i zaczyna ci się mieszać w twe sprawy. Ale istota ta wydaje ci się obcą tylko wtedy, gdy myślisz po ziemsku, gdy starym nałogiem, uważasz za swoje ,,ja“ swe ciała. To właściwie im, tym ciałom, wydaje się obcą ta istota, nie tobie; one to miałyby nieraz ochotę zbuntować się przeciw niej, wypowiedzieć jej posłuszeństwo. Ale ty im na to nie pozwalasz, bo wiesz, że ta istota druga, to właśnie ty, prawdziwy, nieśmiertelny.

Aby jednak dojść do tego, musiałeś medytacje i kontemplacje uprawiać odpowiednio długo i odpowiednio głęboko. Każdy z tematów ,które ci dotychczas podałem, starczy co najmniejiej na dwa miesiące, masz tedy ogółem zasób tematów na lat kilka. Wspominałem ci już, że zbytecznem byłoby przechodzić do nowego tematu wcześniej!, nim poprzedni zdoła wywrzeć działanie przepisane na twe ciała.

Zważ, że medytacja  działa od ciała myślowego w dół na ciało astralne i eteryczne, a na każde z nich zużywa co najmniej tydzień czasu, jeżeli ją uprawiasz co dzień regularnie. Aby tedy działanie przedostało się z ciała myślowego aż do eterycznego, wymaga to w najlepszych warunkach trzech tygodni; a ileż to razy odbędziesz medytację niedokładnie, powierzchownie tylko, lub nawet opuścisz ją całkiem. Tu jednak każde opuszczenie, każdy dzień przerwy, odbija się w dwójnasób niekorzystnie na wyniku’.

Medytacja ma wytworzyć rytm duchowy, ma wdrożyć cię no codziennego o stałej porze, nawiązywania łączności świadomej z twą jaźnią wyższą; każdy zatem dzień stracony utrudnia już nawiązanie tej łączności następnym razem, zakłóca rytm kolejny, opóźnia rozkwit twym padmom. Zrozumiesz teraz całą doniosłość tego, co może zapamiętałeś z rozdziałów wstępnych tej książki, gdym ci mówił, że. pięć minut dziennie wystarczy na uprawę ćwiczeń jogi, jeżeli tych pięć minut będziesz im poświęcał stale – codziennie.

Tu także zrozumieć zdołasz całą prawdziwość zdania, z którem spotkałeś się zapewne już poprzednio, a które może  uważałeś za twierdzenie raczej, teoretyczne, niż możebne do zastosowania ściśle praktycznego.

Zdanie to brzmi: „Gdy stawiasz krok jeden ku wiedzy, postaw równocześnie trzy kroki ku uszlachetnieniu się moralnem„. Bez takich trzech kroków w kierunku czyszczenia się etycznego krok twój w kierunku, wiedzy byłby bezcelowy zrozumiesz bowiem, że tę wiedzę, to poznanie wyższe, osiągnąć możesz tylko wtedy, gdy wznieść się zdołasz do wyżyn tej, wiedzy. A wznieść się zdołasz tylko wówczas, gdy nie będzie obciążał cię balast grubo-meterjalny, gdy ciała twe wszystkie będą tak czyste, że nic w
nich nie znajdzie się niskiego, coby je w dół, ku ziemi, spychało.

Drabina, po której; uczeń Wstępuje, składa się z cierpień i bólów, a zwyciężyć je może tylko potęgą cnoty. Koniec dolny, drabiny stoi: W błocie grząskiem twych grzechów i błędów, a nim zdołasz przekroczyć przepaść głęboką materii, musisz obmyć nogi w wodzie zaparcia się siebie. Zważ, byś brudną stopą nawet na szczebel dolny nie stąpił. Biada temu, kto stopami nieczystemi zbrudzi drabinę. Brud lepki przyschnie i przyklep nogi wstępującemu, jak łowi się na lep ptak nieopatrzny, a przez to dalszy postęp w górę powstrzyma„.

Oto słowa  poetyczne, ale głęboko prawdziwe, z „Głosu milczenia” wyjęte. Bez takiego oczyszczenia się moralnego zamjama byłaby chybioną zupełnie. Spostrzegłbyś tu nawet objaw czysto fizyczny, a więc zewnętrzny, który by ci to doświadczalnie potwierdził.

Oto usiłując wznieść się doi wyżyn zamjamy bez najsurowszego oczyszczenia i uszlachetnienia swych ciał, nie zdołałbyś utrzymać świadomości i za każdym wysiłkiem ku zamjamie wpadałbyś w trans bezwiednie. Po prostu musiałbyś  zostawiać swe ciała, zrzucać Je, bo byłyby zbyt ciężkie i brudne dla tych wyżyn, do których wiedzie  amjama. Dlatego to hathajogin, choćby na ogół nie szedł w kierunku wyraźnie czarnoksięskim, nie zdoła inaczej wstępować w światy wyższe, jak tylko w transie. Ciała swe musi zostawiać na ziemi, bo one byłyby mu przeszkoda niezwalczoną, pomimo, że i te światy „wyższe”, do których on ma dostęp, nie należą jeszcze do najwyższych, jak wiesz już, jest to zaledwie równia astralna, a co najwyżej regiony dolne równi myślowej, a więc światy, w których ty już oddawna umiesz przebywać z pełną świadomością, uprawiasz, bowiem imaginację i inspirację.

Jeżeli tedy zdarzy ci się, że wbrew woli mimo wszelkich Wysiłków wpadniesz w bez świadomość podczas ćwiczeń w zamjamie, to nie obwiniaj oto zamjamy, ale siebie samego. Widocznie niezbyt dokładnie uprawiałeś jamę i nijamę, niezbyt ściśle i bezstronnie przeprowadzałeś swe codzienne rachunki  sumienia, skoro w ciałach twych utaiły się jeszcze męty tak ciężkie, że ich unieść ze sobą nie możesz. Jeżeli tedy podczas zamjamy spostrzegasz, że coraz trudniej ci utrzymać świadomość, bo poczynasz tracić przytomność, to zaniechaj na czas pewien ćwiczeń w za m jamie, a tem ściślej przeglądaj wnętrze własne Możebne, żeś podczas wstępowania na szczeble dharany i dhjany mniej zwracał uwagi na swe wnętrze i może w niem wykiekowało bez twej wiedzy coś zgoła niepożądanego.

Najczęściej będzie to pycha, ale zamaskowana tak mistrzowsko, że nie od razu spostrzeżesz jej istnienie. W parze z nią idzie samolubstwo, bo nie można być pysznym, nie będąc samolubnym.

Pomyślimy teraz nad tem, czem jest zamjama. i na czem polega. Wiesz już że składa się na nią dharana, dhjaną i ząmaohi. Ale to jest tylko wyliczenie składników, a nie określenie istoty. Nie staraj się jednak urabiać sobie definicje, choćby najbardziej ścisłe i wyczerpujące, bo definicje, nawet najznakomitsze, nie mogą nigdy objąć wszystkiego. Zamiast deliriów, zbieraj cechy charakterystyczne, a więc charakteryzuj.

Definicje są we wiedzy tajemnej bezwartościowe, już choćby z tego powodu, że tu każda rzecz ma co najmniej siedem znaczeń, mógłbyś zatem dla każdej podać siedem różnych definicyj, i wszystkie byłyby równie dobre, to znaczy, równie jednostronne. Wspomnij tylko, czem jest zamjama dla ciebie, a czem dla hathajogina. Pomyśl także, czem byłaby dla czarnoksiężnika zdecydowanego. Ponadto zważ, że istota rzeczy zmienia się z biegiem czasu, po prostu rozwija się i udoskonala, chociaż nazwa pozostaje niezmieniona. Taka zamjama, jak twoja , nie byłaby w dawnych Indiach możebna. Nawet najszczytniejsi z ich radża jogin ów nie zdołaliby uprawiać jej przy pełnej świadomości, bo do tego wówczas jeszcze nie dorośli stopniem swego rozwoju.

Uprawiając zamjamę, stosujesz dharanę, dhjanę i zamądhi. One wszystkie trzy są tut niezbędna! To jest cechą charakterystyczną zamjamy. Zamadhi jest, jak wiesz, stanem, odmiennym od stanu jawy człowieka, zwykłego i w tym stanie zamadhi posługujesz się dharana i dhjaną. Bez zamadhi miałbyś nie zamjamę, lecz koncentrację i medytację.

Dopiero podczas zamadhi możebna jest kontemplacja. Wiesz już, że ów stan, w którym jesteś podczas zamadhi, zwie się turija: zdefiniowałbyś zatem zamjamę jako „turiję kontemplacyjną”; spostrzeżesz jednak rychło, jak jednostronna jest taka definicja, nim o iż wydaje ci się możliwie najściślejszą. Oto zamjamę uprawiać możesz nawet na przedmiotach najpowszedniejszych, do których wystarczy zwykła obserwacja codzienna. jednostronność i cząstkowość każdej definicji tkwi w jej samem założeniu.

Definjując coś, czynisz je skończonem, zakrzepłem, ograniczonem, martwem; ta zamjama jest zdolnością, jest możebnością, jest zatem czemś zawsze żywern, czemś stającem się ciągle i zmieniającem, a nie gotowem, skostniałem. Nie jest faktem, lecz zdolnością stwarzania różnych faktow bez ograniczenia.

Czytając  a raczej wczytując się w tę książkę – zauważyłeś może niejednokrotnie, że w różnych jej rozdziałach mówię o tych samych rzeczach co innego. Oto na tych różnych miejscach charakteryzuję ci te same rzeczy ze stron różnych. Utwórz sobie imaginację latarni trójkątnej, złożonej z trzech szybek kolorowych, pomiędzy któremi zamknięta jest świeca. Otóż raz pokazuję ci tę świecę od! strony szybki czerwonej, (drugi raz od strony żółtej, innym razem od niebieskiej. A przecie za każdym razem widzisz tę samą świecę. Tylko za każdym razem widzisz ją od innej strony i przez inną szybkę, chociaż każdym razem, widzisz ją dobrze i ściśle. Pomyśl teraz, jaki to ma związek z różnicą między definicją a charakterystyką.

Jeżeli weźmiesz za temat zamjamy Trójcę Boską, a więc  Ojca, Syna i Ducha jako Boga jednego w trzech Osobach, dojdziesz rychło do spostrzeżenia różnicy, jaka jest między definicją scholastyczną tej Trójcy, a między tem, co odczujesz jako cechę charakterystyczną trój jedności. Wówczas znajdziesz także pobłażanie dla tej frazeologji, która na pozór logicznie chce dowieść, że „Ojciec. nie może być starszy od Syna. bo jest Ojcem dopiero od tej chwili, od której ma Syna”.

Jako temat nieobowiązkowy podam ci tu jeden z „aforyzmów o jodze” Patańdżalego (L, III, 34): „Zamjama, stosowana,dla serce, daje świadomość zdolności myślenia”. Zważ, przed ilu wiekami spisano te aforyzmy i porównaj z niemi słowa jasnowidzącej z Prevorst (K): „W stanie jasnowidzenia zupełnego nie ślę tylko samym duchem w okolicy dołka sercowego… Ta jawa – duchowa następuje tylko w chwilach, w których człowiek zapamiętywa się w sobie lub ze siebie wychodzi”. Pani Hauffe dzieliła, jak wiesz, ustrój człowieka na trzy człony, ducha, duszę i ciało. Było to zgodne z podziałem tróiestonowym u różo krzyżowców, chociaż o nich nigdy nie słyszała. Masz tu znów trójcę; połącz ją w zamjamie z trzema padmami, twem ciele, a to z padmą dwulistną, szesnasto listną i dwunasto listną a następnie dołącz jeszcze w tej samej zamjamie trzy władze twej istoty: myśl, uczucie i wolę.

Gdy tę zamjamę zdołasz przeprowadzić poprawnie, dojdziesz do jednego z pojęć o tem czem jest duch człowieka. Mówię ci wyraźnie o jednem z pojęć, bo wiesz już, ze te pojęcia mogą być bardzo różne, a mimo to jednako prawdziwe.

Sposobu przeprowadzenia tej zamjamy nie będę ci tu już podawał w szczegółach, idzie bowiem o to, abyś doszedł do swojego a nie mojego  pojęcia o duchu. A llnję ogólną, po której ma się toczyć każda zamjama, już znasz. Zaczynasz od dharany, a więc od skoncentrowania uwagi na przedmiot zamjamy, tworzysz sobie o nim imaginację jak najwyraźniejszą, potem oddajesz się medytacji o nim, a wreszcie odrzucasz sam przedmiot, a zatapiasz, się tylko we wrażeniu, jakie te imaginacje i twoja działalność medytacyjna wywarła na twe wnętrze. Zapamiętujesz się najzupełniej w tem wrażeniu i dochodzisz do wyżyny nad świadomości, idzie tylko o to abyś to, czego się tam dowiesz, umiał wpoić w twe ciało eteryczne, czyli przenieść do świadomości powszedniej.

Trudności takiego przenoszenia przeżyć wyższych w świadomość dzienną są niezwykle wielkie. Przygotuj się na to, że w początkach jedynym może wynikiem twej zamjamy będzie wrażenie, iż wszedłeś w jakąś pustkę, w nicość zupełna, z której wracasz do świadomości normalnej z miłeni uczuciem ulgi i pewności. Podobnych Wrażeń doświadczyłbyś, znalazłszy się w miejscu nie znanym wśród ciemności najgrubszej, przerwanej wreszcie rozbłyśnięciem światła jasnego. Równia nadświadomości, do której wchodzisz zamjama, jest tak najzupełniej odmienna, od wszystkich znanych ci stanów świadomości, że pierwszem wrażeniem jest nieuchronnie pustka i ciemność. Nie napotykasz tam. nic znanego, nic określonego; nic w ogóle, czemu mógłbyś przeciwstawić siebie i powiedzieć: To jestem ja, a tamto jest nie – ja, jest czemś rożnem ode mnie, chciałbyś rzec ,,tat twun azi“  a nie masz o czem.

Wszystko jest nicością, nawet ty sam jesteś nicością. Dobrze jeszcze, jeżeli zdołasz utrzymać poczucie siebie, poczucie swego istnienia; bo nawet myślenia nie masz tam ze sobą. Nic dziwnego, że po takich przeżyciach, początkowych opadać .cię będą okresy owego zaćmienia duchowego, o którem wspomniałem ci już dawniej. Opadać cię będą wtedy zwłaszcza, gdy i z zewnątrz, bić będą w ciebie gromy, które chętnie nazwałbyś gromami losu zawistnego. Nawiedzi cię albo choroba, albo zmartwienie materjialne, albo niespodziewane pogorszenie warunków, w których żyłeś dotychczas spokojnie, a równocześnie z tem, lub raczej! wskutek tego – popadniesz w ów znany ci już z doświadczeń dawniejszych okres zaćmienia duchowego.

Wydawać ci. się będzie, że opuścili cię wszyscy i wszystko. Odczujesz to nawet jako krzywdę osobistą, mniemając, że skoro jesteś już tak „wysoko na ścieżce„, to należą ci się jakieś prawa szczególne i jakieś udogodnienia  życiowe. Zwątpisz w celowość twych dążeń, zwątpisz nawet w istnienie światów wyższych, chociaż już tyle razy wchodziłeś w nie dawniej. Będziesz się czuł najnieszczęśliwszym w świecie człowiekiem, samotnym i bez oparcia  o kogokolwiek, aż dojdziesz wreszcie do przeświadczenia, że oparcia musisz szukać nie zewnątrz, lecz tylko w samym sobie, że ty właśnie masz być oparciem nie tylko sobie, ale i wszystkim wokoło ciebie. Z tą chwilą dopiero znikać pocznie owo zaćmienie duchowe, rozpraszane światłem twem własnem.

Owe zaćmienia będą ci groźne jednak tylko w początkach, im więcej ich przetrwasz, tem bardzie i oswoisz się z niemi, i tem, dzielniej,  chociaż będą coraz groźniejsze,(Stawisz im czoło). Dopiero, gdy wyrobisz w tobie taki hart ducha, że wszędzie i zawsze zdołasz polegać na sobie samym wyłącznie, bez oglądania się na jakąkolwiek pomoc z zewnątrz, dopiero wtedy ujrzysz jasno i niewątpliwie, że nie sam tylko jesteś na świecie. Ujrzysz innych, co równie jak ty mozolnie przebijają się przez ciemność ku światłu, ujrzysz ich: wyżej lub niżej od siebie, ale odczujesz, że z nimi łączność tworzysz, że wszyscy razem idziecie wspólnie do jednego celu  do światła.

powrót do: Wstęp w Światy Nadzmysłowe  <=

źródło: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923, Drukiem „Gazety Robot.”, w Katowicach, fragment ze stron od 134 do 139, rozdział XVIII