Oświecenie

Oświecenie. (U wrót śmierci).

Trzy szczeble ostatnie, dharana, dhjanav i zamadhi, tworzą razem, jak wiesz, ścieżkę „próby” . Na; pięciu szczeblach poprzednich „przygotowywałeś się” do tego, aby być godnym „oświecenia”. Tego oświecenia dostępowałeś właśnie w imaginacjach, inspiracjach i .intuicjach.

Imaginację oświecają cię o świecie astralnym, inspiracjo o myślowym, a intuicje wprowadzają cię już w światy arupa. Wiedza, jaką na tych różnych równiach zdobywasz, jest właśnie „oświeceniem”, którem górujesz nad ludźmi zwykłymi.

Zrozumiesz sam, że podczas lat „próby” oświecenie to nie może jeszcze przekraczać pewnych granic. Będąc dopiero po ,,próbie”, nie dajesz jeszcze rękojmji zupełnej, że wiedzy, nabytej podczas oświecenia, nie użyjesz w sposób błędny lub nawet szkodliwy.

Taką rękojmią będzie dopiero twoje „wtajemniczenie”. Jest tu znowu to samo, co czytałeś już w rozdziałach początkowych, gdym ci porównywał ścieżkę jogi z latami nauki jako terminatora rzemieślniczego, a potem czeladnika próbnego. Uczeń, wyzwolony na czeladnika, nie dostępował jeszcze do wszystkich naraz tajemnic zawodowych.

Dopiero w miarę, jak okazywał się godnym zaufania, dopuszczał go majster do coraz dalszych tajników swego rzemiosła. Podobnież ty, jako czeladnik próbny, nie jesteś jeszcze „przyjęty” stanowczo. Pracujesz, a mistrze cię obserwują; przyglądają się twej pracy, twemu zachowaniu się, a przedewszystkiem twemu wnętrzu, twym uczuciom i myślom.

Nie zapominaj o tem. ani na chwilę, że w okresie „oświecenia”, a więc przez cały czas „próby”,, jesteś pod dozorem nieustannym, chociaż niewidzialnym. Mistrze obserwują cię dokładniej i ściślej, niż ty to sam byś zdołał; widzą w tobie znacznie wyraźniej wszystko, niż sami ujrzeć potrafisz. Widzą wszystkie twoje postępy, ale i twoje zaniedbania, a. tych jest więcej, niż sądzisz.

Wyobraź sobie człowieka, który ma kawał ziemi pod uprawę ogrodu. Pracował przez siedem lat nad wykarczowaniem jej i nad wyplewieniem. chwastów, zasiewał w nią jarzyny i szczepił drzewka owocowe. Przez ten czas dochodził oczywiście do wielu  doświadczeń ogrodniczych, zyskiwał pewien zasób oświecenia w tej dziedzinie. Na podstawie tej wiedzy sieje dalej i sadzi, spodziewając się wyników tem lepszych, niż dawniej. Siejąc jednak i sadząc nowe rośliny, zaniedbuje plewienia chwastów, które krzewią się, niezauważone przez niego. Czyż zatem jego wiedza obecna da mu lepsze, niż dawniej plony, czy też pójdzie na marne wobec zachwaszczenia ogrodu ?

Zachowujesz się bardzo podobnie, jak ów człowiek. Na pięciu szczeblach niższych starałeś się – przypuszczam, że szczerze i usilnie – wyplenić ze siebie wszystkie wady i patologi, a na. ich miejsce zaszczepić własności ścieżką wymagane. Przeszedłszy z tego przygotowania na ścieżkę próby, powiedziałeś sobie: „Oto wyplewiłem w sobie złe nałogi i wady, a nasadziłem własności żądane, zatem teraz mogę szczepić dalej spokojnie i zbierać owoce, bo chwastów już się pozbyłem”.

Nie pomyślałeś jednak nad tem, że chwasty, podobnie jak w ziemi, tak i w twej duszy rozrastają się i ciągle na nowo, je żeli ich nie tępisz bez przerwy, bez wytchnienia. Spocząć ci nie wolno ani na chwilę, bo każdy spoczynek, to już cofnięcie cię wstecz na ścieżce. Kto nie idzie naprzód, ten się cofa,.

Nie postępując, zostaje w miejscu, a tymczasem inni idą dalej i ostawiają go w tyle. Spojrzyj uważnie w głąb własną, bez pobłażliwości i bez nieszczerości wobec samego siebie. Czy żadnej już wady, naprawdę żadnej, w sobie nie znajdziesz? Czy rzeczywiście wypleniłeś już tak dokładnie wszystkie chwasty, że żaden nie rozrósł się na nowo? Czy już nic, faktycznie nic, nie przygłusza tych dobrych roślinek, które wyhodowałeś w duszy z taką pieczołowitością i z takim mozołem? Jeżeli dasz odpowiedź przeczącą, oszukasz sam siebie. Utaisz przed sobą faktyczny stan rzeczy. Weź jako przykład rzecz tak drobną choćby, jak to, o czem przepięknie pisze Kriśna-Murti (G), gdy przedstawia cechy przysługi prawdziwie bezinteresownej. Czy ty naprawdę zdołasz wznieść się do tego .aby, wyświadczywszy komuś przysługę choćby rzeczywiście wielką, nie pochwalić się tem, jeżeli nie przed nim, to przed kimś, trzecim?

Czy potrafisz zostać „dobroczyńcą nieznanym” i to naprawdę nikomu nie znanym? A jeżeli nawet czasami potrafisz, to czy nie przeniknie ci przez duszę uczucie zadowolenia ze siebie, lub nawet myśl – „No teraz dokonałem czegoś naprawdę niezwykłego, niechby to kto inny potrafi!“

A przecie to jest rzecz całkiem, drobna i zwykła. Zapewne, że nie jest zwykłą ani drobną u ludzi zwyczajnych; ale na ścieżce” jest czemś, co się samo przez się rozumie. Widzisz już z tego, jak trudno wyplenić doszczętnie miłość własną i pychę. Obie chodzą w parze, chociaż przybierają na się nieraz pozory bardzo niewinne. Czy nie przychodzi ci nigdy myśl, że przecie jesteś już „tak daleko” na ścieżce, więc należy ci się jakaś specjalna pieczołowitość owych Istot Wzniosłych, które rządzą losem. Poczuwasz się, jak gdyby podświadomie, do jakichś zasług niezwykłych i do żądania za nie dla siebie jakichś przywilejów równie niezwykłych. Zapominasz o tem, że im wyżej; wstępujesz, tem większe masz obowiązki, ale ten; mniej masz prawo oczekiwać dla siebie.

Wszakże tylko to jest dobrem dla sebie, co zrobisz dobrego dla drugich, wcale o sobie nie myśląc. Imaginacje twoje, których już doświadczyłeś, i które będziesz miewał coraz częściej, pouczają cię bardzo wyraźnie, o jakości i wartości twego wnętrza. Pokazują ci, jakim jesteś na prawdę; stawiają ci przed oczy ciebie samego, jakby drugą istotę, na którą możesz patrzeć i oceniać. To widywanie siebie, jako sobowtóra astralnego, będzie ci się pojawiało coraz częściej i coraz wyraźniej, a po „wtajemniczeniu” będzie towarzyszyło ci stale. Steiner (C) nazywa to spotkaniem ze strażnikiem progu„. Jest rzeczywiście strażnikiem ten twój sobowtór, broni ci bowiem przejścia przez próg wtajemniczenia, jeżeli nie jesteś oczyszczony dokładnie ze wszystkich chwastów na duszy.

Wtajemniczenia nie zdołasz wymusić żadnymi środkami nieprawidłowymi. Do niego musisz doróść, ale wedrzeć się w nie przed dorośnięciem nie potrafisz. Jeszcze w czasach dawniejszych, gdy wtajemniczenie odbywało się niejako z zewnątrz, przez pomoc drugich, już wtajemniczonych, możebne bywały wtajemniczenia nieprawidłowe, przedwczesne, a nawet wprost nienależne. Teraz jednak – od czasów Chrystusa – dostąpić można wtajemniczenia tylko z pełną samowiedzą a nie na odpowiedzialność drugich; musi się po prostu dorosnąć i dojrzeć podobnie, jaki roślina naprzód musi dorosnąć, nim dojrzeje. Musi rozwinąć liście! i kwiaty, nim będzie zdolna do wydania owocu. Podobnież i ty musisz rozwinąć kwiat twego ducha: jaźń wyższą; kwiat ten musi; rozkwitnąć tu, na równi fizycznej!, a nie pozostać tylko na równi noumepów jako „możebność”. Znaczy to, że jaźń twa wyższa musi: wrosnąć silnie w równie rupa, w twe ciała; musi opanować je i zostać ich władczynią niepodzielną. Nasionko jej, drobne i wątłe, które zasadziłeś w gruncie twej duszy, musi mieć grunt ten czystym i wolnym zupełnie od chwastów, aby nie przygłuszały wzrostu; i Inie hamowały rozkwitu.

A do rozkwitu potrzebne.jest oświecenie. Działa ono tak, jak promienie słońca na roślinę. „Przygotowaniem” uprawiłeś grunt, usunąłeś zeń chwasty a zasadziłeś nasionko. Teraz potrzeba promieni słonecznych, aby ono wzrastało, i potrzeba pielęgnowania go, aby go chwasty nie przytłumiły.

Gdyby poczęło rozkwitać obok chwastów, kwiat byłby nikły i nie wydałby owoców dobrych, lecz cierpkie lub trujące. Ciągła kontrola, czy się chwasty nie krzewią, jest tedy konieczna. Ty sam tylko bierzesz na siebie odpowiedzialność za wszystko. Mistrz twój wskaże ci drogę , ostrzeże przed błędami, podtrzyma nawet w chwili upadku, ale nic za ciebie nie zrobi i za nic odpowiadać nie będzie.

Abyś zaś mógł z pełną odpowiedzialnością przejść poza próg wtajemniczenia, na to potrzebny ci jest właśnie ten zakres oświecenia, którego dostępujesz kolejno imaginacjami, inspiracjami i intuicjami. Owe widzenia astralne barw i poświat, które tworzyły może jedne z pierwszych twych przeżyć nadzmysłowych, wprowadziły cię w „halę nauki”. Dały ci te  nauk i dokładnie tyle, ile ci potrzeba do oświecenia się o święcie astralnym. Teraz rozumiesz, że te widzenia imaginacyjnę, chociaż do nich specjalnie nie dążyłeś i żadnemi ćwiczeniami szezególnemi o nie się nie starałeś, były przecież nie przypadkowe – bynajmniej, lecz celowe. A że wydawały ci się przypadkowe, i niezależne od twej woli i chęci, to było tak dlatego, że mogły się pojawiać tylko w miarę rozwoju twych padm, twych „zmysłów nadzmysłowych”. Ty zaś tego ich rozwoju dostrzegać nie mogłeś, bo ich samych jeszcze widzieć nie byłeś zdolny.

Podobnie i dziecko nie widzi Swoich oczu, a przekonywa się dopiero wtedy, że je ma, gdy zacznie spostrzegać niemi świat zewnętrzny. Teraz wiesz już, że padmy twe są w pełni rozkwitłe, i czynne, bo odbierasz niemi wrażenia astralne. Inspiracjami nauczyłeś się je czytać: wiesz, co one oznaczają, od kogo pochodzą. Intuicjami wreszcie i dostępujesz do porozumiewania się wprost z temi istotami, o d których owe wrażenia pochodzą, a nadto z lakierni istotami, które nie potrzebują równi astralnej, ani nawet myślowej do swej działalności. Umiesz już odróżniać istoty astralne od myślowych, a te od karmicznych.

Wskutek wejścia w styczność z istotami tak wzniosłemi zmienia się także twój stosunek do twej karmy. Jako człowiek  ulegałeś karmie ślepo i nieodwołalnie. Odmierzały ci ją Lipika na każde twe wcielenie, w lak jej ilości, i abyś ją w danem wcieleniu mógł odrobić bez wytężenia nadmiernego, ale i bez próżnowania. Po prostu stosowały „wiatr do wełny jagnięcia”. Byłeś swą karmą skrępowany w każdem  życiu tak ciasno, że chcąc nie chcąc musiałeś ją odrobić; nawet sposób odrobienia był ci narzucony i ściśle określony. To też życie popychało cię nieubłaganie w tym kierunku, który miałeś zakreślony już przed swem urodzeniem; własne twe wady i namiętności w prowadzały cię w takie warunki życiowe, jakie właśnie były najodpowiedniejsze dla twej karmy. Warunki z twego osobistego punktu widzenia były oczywiście dla ciebie najczęściej ,,niepowodzeniami” lub ,,nieszczęściami”, przypisywałeś je trafowi ślepemu lub losowi nie sprawiedliwemu.

A tymczasem to Lipika pociągały tylko za sznureczki, utkane z twych żądz i błędów, lub posługiwały się niemi jak miotami, które by, bijąc w ciebie, wykrzesały przecie ową iskierkę bożą, jaźń wyższą w tobie uśpioną. Jeżeli uważnie przeglądasz swe życie teraźniejsze, spostrzeżesz, że obecnie już tak nie jest. Z biernej ofiary swej karmy,  ze zwierzęcia jucznego, popędzanego przez kogoś z zewnątrz, zmieniasz się z wolna w poganiacza owego zwierzęcia.

Ty sam już nakładasz ciężary, sam je dobierasz, sam określasz kierunek. Z roli biernej przechodzisz w czynną. I to, co dawniej Lipika robiły za ciebie, teraz ty sam poczynasz robić za siebie.

Bierzesz swój los w rękę, i to bierzesz świadomie.

Z niewolnika przedzierzgasz się we władcę. A przedzierzgasz się dlatego, że już w znacznej części oczyściłeś się z wad i żądz samolubnych, więc one już nie mogą być wędkami, wciągającemi cię w warunki karmiczne. Brak już tych więzów, które cię pętały dotychczas; brak środków do prowadzenia cię przymusowego, to też nie mogąc już być kierowanym, masz sam sobą kierować. Wolno ci już teraz wybierać,.w jaki sposób chcesz swą karmę odrabiać, wolno ci nawet zwiększać sobie jej zakres w tera życiu, aby tem rychlej odrabianie ukończyć.

Na to właśnie służy ci twoje oświecenie.

Ono umożebnia ci nadto coś więcej. Umożebnia ci wglądanie w działalność ogólną, jaką nad karmą świata rozwijają pewne istoty wzniosłe, zwane Lipikami. Możesz przyglądać się ich czynności i rozumieć motywy, któremi one się kierują przy wydzielaniu karmy ludziom pojedynczym, rodzinom, miastom, narodom i całemu globowi ziemskiemu. Stajesz się ich pomocnikiem; pracujesz wraz z niemi i bierzesz na siebie ochotnie część karmy „nie osobiste”  to znaczy, część karmy ogólnej twego miasta i twego narodu. Czujesz się współodpowiedzialnym za tę karmę, bo przez swe intuicje wchodzisz w łączność z istotami tak wysokiemi, jak duchy narodu, szczepu lub rasy. Stajesz się ich cząstką; uczestniczysz w ich karmie, ale i w ich potędze.

Bo wszakże to jest potęga nadludzka, mieć w ręku swój los, koleje swego życia, bieg wypadków. A ty to masz teraz w ręku. Uczestniczysz nadto we władzy stokroć większej; masz wpływ na karmę świata, władasz nią świadomie i rozumnie. Pomyśl nad całą doniosłością tych słów, ty tworzysz dzieje! Historja świata potoczy się tak, jak ty jej wskażesz.

Ty, człowiek mały, niepozorny, nikomu nieznany, ty tworzysz dzieje świata. A dopuszczonyś do tej władzy nad dziejami światowemi dlatego, żeś wyzbył się egoizmu, że zatem niema obaw, abyś tej władzy nie nadużył do celów samolubnych, niezgodnych z ideą postępu powszechnego.

Zważ jak niesłychane szkody dla tej idei mógłby wyrządzić ktoś, kto posiadłby władzę podobną twojej, ale nie mający twojego poziomu moralnego. Zważ, że oprócz tej włączy nad karmą ty masz jeszcze szereg innych zdolności nadludzkich. Masz zdolność widzenia astralnego i myślowego: znasz uczucia ludzi i ich myśli. Ileż to nadużyć popełniałby na twym miejscu ktoś drugi, jak wykorzystywałby to czytanie w myślach i uczuciach ludzkich, jak bezwzględnie posługiwałby się niemi do swoich celów! Ty jednak tego nie robiłeś i nie zrobisz, bo jesteś na ścieżce.

Zważ dalej, jak niezwykle, wprost nadludzko, przewyższasz twą wiedzą, nie tylko filozofów i przyrodników, lecz także psychologów, fizjologów, socjologów, wreszcie historyków. A tej wiedzy nie nadużywasz do żadnych celów ubocznych, nie chełpisz się nią nawet. Nikt nie wie, że ją posiadasz, bo nie masz jej na pokaz, na wzbudzanie podziwu, tylko na pomaganie tym, którzy pomocy rzeczywiście potrzebują.

Pomagasz im bezimiennie i znikasz zaraz, aby nie zauważyli nawet, komu mają być wdzięczni. Wiesz już, że czynić masz wszystko bez oczekiwania jakichkolwiek owoców, a więc także pomagasz ludziom bez oczekiwania – Już nie tylko wdzięczności, ale nawet – wyników te j pomocy. Nie idzie o to bynajmniej, czy twa pomoc była rzeczywiście pomocą, czy w ogóle była pomocą, a nie szkodą; zrobiłeś: swoje, to znaczy, zrobiłeś to, co uważałeś za wskazane w danych warunkach, i odszedłeś. Nawet .W głębi duszy nie zachowałeś uczucia zadowolenia ze samego siebie.

A tym bardziej nie zachowałeś, tam pychy, że oto „pomagasz światu”. Tak naiwnie zarozumiały już nie jesteś, aby sądzić, że twojej marnej pomocy świat oczekuje, że jej pożąda, żeby  niej utknąłby w swym postępie. Gdybyś ty uchylił się od pomocy, pojawiłoby się na twe miejsce stu innych, którzy by pomogli za ciebie, ty zaś obciążyłbyś tylko swoją karmę tym uchybieniem. Pomagając światu, pomagasz tylko sobie, a więc ani zasługi w tym niema żadnej, ani praw  do wdzięczności lub uznania. Aby zaś ta pomoc, udzielana drugim. była dla ciebie naprawdę pomocą, musi być wolna od spodziewania się owoców. Gdy, pomagając drugiemu, nie myślisz przy tem wcale o sobie, wtedy pomagasz sobie naprawdę. Zyskujesz, gdy o zysku nie myślisz, gdy oń nie dbasz wcale. A „zyskiem” byłoby tu nawet twe liczenie na wdzięczność, lub uczucie zadowolenia ze siebie.

U kresu tej ścieżki „oświecenia” czeka cię próg wtajemniczenia; abyś zaś mógł ten próg przestąpić, musisz być gotów zostawić przed nim wszystko, co wiąże cię z ziemią; i z jej sprawami. A liczenie na owoce twych czynów wiązałoby cię do nich podobnie, jak liczenie na wdzięczność ludzi za twą pomoc wiązałoby cię do tych ludzi. Jako „czeladnik” masz być dosłownie „umarłym dla świata”, bo będziesz dopiero wtedy mógł dlań działać owocnie, gdy w nim tkwić przestaniesz. Nie mógłbyś obsługiwać maszyny, gdybyś był sam jej częścią składową: musisz być poza nią, nie tkwić w niej swą istotę. Dlatego masz stanąć u wrót śmierci, dlatego masz przez śmierć przejść, aby dostąpić wtajemniczenia.

Masz przejść przez śmierć, a jednak żyć dalej na ziemi, nosić w sobie tajemnicę tego, co jest po tamtej stronie zgonu.

Tajemnic takich nie powierza się byle komu. Zdarza się, że i ludzie zwyczajni powracają jeszcze do życia, przeszedłszy przez. śmierć, czy to w letargu, czy w chorobach; ale przechodzą ją nieświadomie, nie pamiętając nic, co tam widzieli. Ty zaś masz przejść przez śmierć świadomie, masz zapamiętać wszystkie szczegóły tego zdarzenia – i masz ich nikomu nie wyjawić.

Dostąpienia tej tajemnicy musisz być godnym bez zastrzeżeń i dlatego to ścieżka oświecenia jest ciągle jeszcze tylko ścieżką próby, której możesz nie przetrwać.

powrót do: Wstęp w Światy Nadzmysłowe  <=

źródło: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923, Drukiem „Gazety Robot.”, w Katowicach, fragment ze stron od 148 do 153, rozdział XX