Szkoły tajemne

Szkoły tajemne.
Wiesz już. jakiego rodzaju „tajemnice” czekają cię na ścieżce i dlaczego ich „zdradzić” nie możesz. Wiesz także, że cel ścieżki pozostał ten sam od prawieków; i że taki sam będzie do końca manwantary ziemskiej. Środki jednak, wiodące do tego celu,.zmieniają się stosownie do stopnia, na jaki ludzkość wstępuje koleino w rozwoju. Dlatego i systemy szkół tajemnych były w różnych  okresach czasu różne.

Jeżeli, szkoły te nosiły miano „tajemnych”, to ci już będzie, dlaczego je nosiły. Nie były tajemne same w sobie, nie kryły się ze swem istnieniem, bo kryć się nie potrzebowały. Gdyby w nie wdarł się ktoś niepowołany, nie znalazłby nic zdrożnego, nic przeciwnego religji, państwu lub ludzkości. Znalazłby tylko rzeczy niezrozumiałe, niedostępne od swego poziomu umysłowego, a więc;dla niego tylko o tyle tajemne. Jeżeli natomiast szkoły te mieściły się w okolicach niedostępnych, nikomu poza niemi nieznanych, to powód był całkiem inny, niż chęć utrzymania tajemnicy. Celem szkół było, jak i dziś kształcenie ciała astralnego i myślowego, potrzebne były zatem odpowiednie warunki w otoczeniu.  I dziś każda szkoła zwyczaj, czy to elementarna, czy uniwersytecka, nie może mieścić się w okolicy gwarną, ruchliwej, niespokojnej, bo to przeszkadzałoby nauce.

Tern większej: ciszy i odosobnienia wymagają szkoły, w których mają działać narządy astralne !u!b myślowe, w których zatem sama obecność, człowieka przeciętnego byłaby już zaburzeniem bardzo poważnem. Tu leży powód właściwy swej niedostępności, w jaką usuwały się i usuwają do dziś szkoły tajemne.  Jednakże i ta niedostępność ich ulega zmianom z biegiem postępu. Nie sądź, że dziś musiałbyś podróżować do Tybetu lub Grenlandji, chcąc wstąpić do szkoły tajemnej.

Dziś nauczyliśmy się już znacznie lepiej panować nad warunkami zewnętrznymi niż to możebnem było przed wiekami. Szkoły staroindyjskie mieściły się. rzeczywiście nie tylko w głębi świątyń, do których nikt obcy nie miał przystępu, ale i same świątynie budowano albo na wyspach wśród jezior szerokich, albo w lasach nieprzebytych, albo wśród skał niedostępnych, albo wreszcie pod ziemią. Egipcjanie mieścili je, w swych piramidach i w innych budowlach samotnych, których przeznaczenie jest dziś mało komu znane w zupełności.

O chrześcijanach pierwotnych wiesz, że zgromadzali się w katakumbach i pieczarach podziemnych nie tylko na modlitwy. W’ średniowieczu klasztory były schroniskiem odpowiedniem szkół tajemnych. Szkoły nowoczesne takich schronisk osobnych nie mają., ale i nie potrzebują. Mogą istnieć wszędzie i nigdzie.

Zrozumiesz później, dlaczego. Znasz zapewne Bhagawad-Gitę i wiesz, że wymienia pięć ścieżek jogi, a to Zankiijajogę, Karma jogę, Dźniana jogę, Karmazanjazajogę i Atmazamjamajogę. Chcąc mieć pełną siódemkę promieni Logosu, dołączyć możesz do niej Hathajogę i Radżajogę, ale to będzie tylko „maska”. Na miejsce Hathajogi wstaw raczej Bhaktijogę, bo ta odpowiada najściślej tej drodze, po której szła n.p. większość Świętych chrześcijańskich. Hathajoga nie należy w ogóle do siedmiu pierwotnych ścieżek indyjskich i powstała dopiero znacznie później, gdy pod wpływem Tajników filozofja indyjska poczęła przybierać zabarwienie coraz bardziej materjalistych.

Pominąwszy tedy hathajogę, każda z tych ścieżek prowadziła do zjednoczenia jaźni wyższej z niższą, czyli właśnie do jog. Żadna z nich jednak nie była tak wszechstronna i nie dawała tak doskonałego rozwoju wszystkich władz wyższych Człowieka, jak Radżajoga.

Bhaktijoga n. p., znana i na Zachodzie, dawała osobiście tyleż, co i Radżajoga, ale wyprowadzała człowieka niejako ponad linję jego rozwoju ziemskiego. A ludzkość nowoczesna potrzebuje przodowników doskonałych, którzy byliby dla niej pierwowzorami jej postępu dalszego; stąd też obecnie nawet Radżajoga byłaby niedostateczna, gdyby pozostała w swej formie pierwotnej. Dlatego to szkoły nowoczesne zachowały z niej tylko szkielet ogólny, a wypełniły go materiałem, dostosowanym do poziomu obecnego rozwoju.

Dotychczas, może nieświadomie dla siebie, szedłeś ścieżką Karmajogi i pójdziesz nią  dalej, ale już z pełną świadomością. Jest to ścieżka, nie wymagająca szkół Tajemnych,
dostępna zatem każdemu, w każdych warunkach życiowych, bez. szczególnych nauk lub przygotowań. Potrzeba do niej tylko dobrej woli, niczego więcej. Przestudjuj „sobie dziełko Vivekanandy „Karma-Joga“ dla sprawdzenia o ile idziesz tą ścieżką.

Połączeniem Bhaktijogi z Karmajogą jest „Naśladowanie Chrystusa” Tomasza a Kempis. Dżtnanajoga idzie przeważnie w kierunku filozóficzno-naukowym, „stąd była zawsze ścieżką kapłanów wykształconych”. O innych ścieżkach dowiedzieć się możesz z dziełach specjalnych, równie jak o szczegółach . Radżajogi pradawnej. Tutaj nie jest ci to potrzebne; przydatnem będzie natomiast poznać zasady najogólniejsze wtajemniczeń w różnych epokach.

Wiesz już, że do wtajemniczenia prowadzi oświecenie po przygotowaniu odpowiedniemu i że dopiero po wtajemniczeniu uczeń mógł być przyjęty na; czeladnika. Podczas oświecenia przyswajał sobie zdolność czynienia spostrzeżeń narządami nadzmysłowemi, a samo wtajemniczenie było próbą tych jego zdolności, było niejako egzaminem. Kapłan, wtajemniczający kandydata, wprawiał go głaskami magnetycznemi w stan uśpienia, podobny do głębokiego transu nowoczesnego, a więc zbliżony do śmierci. W tej martwocie pozostawał uczeń przez trzy dni i cztery noce; była to owa „śmierć mistyczna„, o której! ludzie tem więcej mówią, im mniej o niej wiedzą. Przez owej trzy i pół doby ogień kundalini przechodzi swoich trzy i pół skrętów po siedmiu szczeblach i dostawał się do „Otworu Brahmy”. Innem i słowy, uczeń  w swem ciele astralnem wysuwał się; z ciała fizycznego i stawał oko w oko potęgom świata astralnego. Musiał wobec nich ostać się bez trwogi i bez utraty równowagi umysłu; jeżeli był dobrze przygotowany. Stawał wówczas po raz pierwszy sam, w ciemności, bez pomocy i opieki swego Guru, a tern mniej kogoś trzeciego. Gdy próbę tę przebył szczęśliwie, budzono go na powrót do przytomności głaskami magnetycznemi, a potem uczono wprawiać się samemu w ów stan Transu i z niego samemu się budzić. Po tern wtajemniczeniu otrzymywał czeladnik miano paliiwradżaka (wędrowiec) w języku sanskryckim, lub śrotapatti (ten, co w nurt wstąpił) w palijskim. Wędrowcem był od tej chwili, gdyż nie miał już ojczyzny stałej na ziemi, lecz wędrował po światach niewidzialnych. Łączyły go wprawdzie z ziemią jeszcze różne „więzy” lub „pęta”, ale pozbywać się ich mógł tylko stopniowo. Naprzód! zrzucał z siebie pęta trojakie, a to: złudzenie „ja” osobistego, potem, „zwątpienie”, a wreszcie „przesądy”. Dowiesz się później na czem te pęta polegają; tu zanotuj tylko w pamięci, że.zrzucenie ich-wymagało nieraz kilku wcieleń kolejnych, tak ściśle złączone były z istotą człowieka. Tem trudniejsze do zrzucenia są teraz, w naszych czasach materjalizmu i wysokiego stopnia rozwoju jaźni niższej.

Dopiero po zrzuceniu tych trojga pęt mógł wstąpić na szczebel następny czeladztwa, czyli dostąpić drugiego z rzędu wtajemniczenia. Po tej drugiej inicjacji otrzymywał miano sanskryckie kuticzaka (budującego chatę), względnie palijskie (Zakridagami (ten, kto już tylko raz ma się narodzić). Przewędrowawszy przez równię astralną, zakładał sobie siedzibę na równi myślowej, budował sobie tam mieszkanie. Otrzymywał tu nowy „klucz wiedzy„, bo poprzednio otrzymał już jeden po pierwszem wtajemniczeniu; wówczas była to znajomość świata astralnego, teraz zaś i myślowego. Albo jeszcze w tern samem wcieleniu, albo też dopiero w następnem dochodził czeladnik do trzeciego z rzędu wtajemniczenia, czyniącego go „łabędziem” (dosiadającym Hamza) u Indów, lub anaga-mi (niewcielającym się nadal) u Buddystów. Zrzucał tu ze siebie więzy, czwarte i piąte z rzędu, a to więzy pożądania  czegokolwiek dla siebie a nadto więzy sympatji i antypatii.

Dostępował wówczas inicjacji czwartej i ostatniej z rzędu, po której zostawał paramahamzą (poza ,ja” stojącym) u Indów, względnie arhatem (dostojnym) u Buddystów.

Pozbywał się więzów ostatnich, a to wszelkiej skłonności do życia w jakiejkolwiek formie, a wreszcie i bez formy. To pozbycie się ahamkary było przecięciem ostatniego już łącznika, wiążącego go z życiem indywidualnem; po nici „kropla wracała w ocean”, wtajemniczony znikał ze świata, a pogrążał się w nirwanę. To był kres ostateczny radżajogi staroindyjskiej.

Znane ci są pojęcia opaczne o ni rwanie, jakie mają o niej materjalistycznie umysły Zachodu. Dla nich, uważających za swoje „ja” tylko swe ciała niższe, istnienie bez tych ciał jest oczywiście jednoznaczne z nieistnieniem. Tobie jednak, który odczuwasz, niezbicie twą jaźń wyższą i masz się z nią zjednoczyć, takie istnienie bez form arupa nie jest unicestwieniem,  lecz przeciwnie, wszech istnieniem. Dla ciebie zatem nirwana nie jest kresem istnienia, lecz rozszerzeniem i wzbogaceniem istnienia.

Idzie jednak o stopnie ścieżki.

Dla Indów stopniem ostatnim było zrzucenie więzów, łączących iskrę Bożą z ciałami niższemi, aby je mogła porzucić i wrócić do swego Praźródła. W owych czasach pradawnych było to naturalnem, bo iskra ta od niedawna stosunkowo zamieszkała w powłokach cielesnych. Czuła się w nich obca, a tęsknota pociągała ją z powrotem w jej ojczyznę ani na. Od tych czasów jednak postąpiliśmy ogromnie w ewolucji. Chrystus nie na to zstąpił na ziemię, aby dusze nasze z niej zabrać, lecz na to, aby im wskazać możność rozwijania się na niej.  Zadanie nasze nie polega na uciekaniu ze ziemi, lecz na wykorzystaniu na niej wszelkich możliwości rozwoju naszego. Indów niebyli jakby małe dzieci, które dopiero pierwszy raz są w szkole i chciałyby z niej uciec do domu. My, to już uczniowie, starsi, którzy rozumieją, że bezcelowem byłoby uciekać ze szkoły, którzy zatem przebywają w niej chętnie, aby nauczyć się jak najwięcej.

Dusze Indów miały jeszcze niejako w pamięci żywej swój byt błogi na równiach arupa bez tych powłok cielesnych, które krępowały je i ciężyły nieznośnie. Stąd też ich szkoły tajemne posługiwały się metodami, które mogłyby jak najrychlei nawiązać łączność z te mi równiami, będącemi ojczyzną jaźni Wyższej, aby się z nią zjednoczyć. W okresach późniejszych dusze ludzkie pogodziły się już ze swym losem; poczęły coraz więcej, interesować się swemi powłokami cielesnemi i swem otoczeniem. Chaldejczycy n.p. zachowali już z dawnych zdolności tylko zdolność odczuwania wpływów ciał niebieskich na swój! organizm: stąd to u nich powstała astrologia, uważana dziś na Zachodzie za przesąd, chociaż jeszcze do czasów Keplera tworzyła jedność nierozdzielną z astronomią. Szkoły tajemne chaldejskie były już wobec tego więcej materialne w porównaniu z indyjskiemi, obejmowały bowiem prócz pracy uczniów nad sobą także to, co dziś nazywamy naukami ścisłemu. Wtajemniczony , chaldejski był to nie tylko jogin lub święty lecz i uczony, posiadający rozległą wiedzę rozumową, podczas gdy u Indów wtajemniczony tylko podczas pogrążenia się w stan turija mógł podać otaczającym pewne wieści, czerpane wprost ze światów arupa, a zatem nie wieści wyrozumowane, lecz objawienia gotowe.

O Egipcjanach wiesz, że materjalizm ich poszedł jeszcze dalej, objawiając się nawet w balsamowaniu zwłoki w otaczaniu ich przedmiotami użytku powszedniego. W ich szkołach tajemnych zachowała się już tylko tradycja dawnej łączności człowieka ze światem arupa; stąd Wtajemniczeni u nich mieli pewien nastrój: rezygnacji, Izis odłączona już był od Ozirisa, nie umieli przywrócić między nimi łączność. To też i poziom wtajemniczenia był u nich niejako obniżony.  Szkoła tajemna nie zdołała postawić na własnych nogach indywidualności zbyt młodej jeszcze!  zbyt słabej u czeladnika, to też doprowadzała go tylko do czytania w turiii myśli, obcych, nie mogąc w nim rozwinąć samoistnych. Było to coś. podobnego do dzisiejszej telepatji, i zrozumiesz jaśniej ten związek, gdy sobie, uprzytomnisz, że nasza epoką obecną jest powtórzeniem egipskiej, ale oczywiście jako biegun przeciwny ówczesnemu.

Czasy, poprzedzające bezpośrednio zstąpienie Chrystusa, były. zstąpieniem tem głębszem ducha w materję, ale zarazem budzeniem się duszy indywidualnej. To też w Turcji  ani Fenicji nie było już szkół tajemnych w znaczeniu właściwem. Istniały natomiast misteria  i istniały ‘szkoły filozoficzne.

Nauka w nich była już zupełnie rozumowa, a misterja miały za zadanie uzmysławiać przedstawieniami dramatycznemi to, co jeszcze ująć się nie dało w ścisłe:słowa wykładu. Dopiero chrześcijaństwo przywróciło szkołom tajemnym ich poziom, równy wysokością pierwotnemu, ale wzbogacony o cały ten dorobek duchowy, jaki dał Chrystus ludzkości. Od czasów Chrystusa dopiero nawiązała się na nowo łączność między Światami niższemi a wryższemi, ale nawiązała się w sposób nowy, ściśle- indywidualny. Dzięki ofierze Chrystusa, ludzie nic muszą już uciekać ze ziemi, nie muszą pogrążać się w „sen joginów „, aby obcować ze światami wyższymi, lecz  mogą tu na ziemi, nawiązywać łączność z tymi światami. Na tem polega „Świętych obcowanie”, czego dotychczas może nie rozumiałeś w katechizmie.

Oto zaczynasz już dochodzić do zrozumienia, dlaczego niema Obecnie takich szkół tajemnych, jak dawniej, i dlaczego one mogą być .„wszędzie i nigdzie”. Po prostu nie potrzeba takich szkól oddzielnych. Chrystus wskazał drogę, po której może pójść każdy człowiek bez wyjątku, choćby jego warunki życiowe były najbardziej trudne i niedogodne- dla jakiejkolwiek pracy nad sobą. Niema takiego położenia życiowego, w którem by człowiek nie mógł; Wznosić się aż do tych światów niebiańskich, w których znajdzie Chrystusa.  Każdy to może. jeżeli tylko naprawdę chce tego. Jasną ci teraz będzie niesłychana ważność tej książeczki, o której ci wspomniałem, a to „Naśladowania Chrystusa”, i nie wyda ci się dziw trem, że obecnie nawet Indowie biorą się do studiów nad nią.

Przestaną cię również mylić słyszane może tu i i ówdzie twierdzenia o rzekomej wyższości religii buddyjskiej  nad Chrystusową. Pomyśl, że dopiero w sześć wieków po działalności, Buddy „zstąpi!” Chrystus na ziemię, że zatem ludzkość była już o sześć wieków starsza. Postąpiła o sześć wieków w rozwoju, potrzebowała zatem już. czegoś więcej ponad to, co jej mógł dać Buddha. A to „coś,więcej” dał ludzkości właśnie (Chrystus. Powiedział krótko: „Jam jest droga, prawda i żywot” ; temi kilku słowy wskazał ludzkości drogę w światy wyższe – poprzez Siebie.

Nie zbija cię już zapewne z tropu to, że raz mówię ci o światach wyższych , drugi raz o jaźni wyższej; wiesz bowiem, że światy wyższe, w których ona mieszka, należą już do równi arupa. Na tych równiach niema form, niema ograniczeń, niema.odrębności. Tam twa iskra Boża a Chrystus  to jedno. Skoro nawiążesz łączność stałą między twą jaźnią niższa a wyższą, to nawiążesz tem samem łączność między sobą a Chrystusem. To jest joga nowoczesna, ani o włos nie różna od jogi pradawnej, gdy uwzględnisz, że nirwana, to Chrystus. Utkwij to sobie  w pamięci, a nie zbiją cię z tropu żadne twierdzenia przeciwne rzekomych joginów lub okultystów.

Jasnem ci teraz będzie, że joga nowoczesna żadnych szkół tajemnych nie potrzebuje! Twoja szkoła tajemna jest właśnie tu na tein miejscu, gdzie siedzisz. Tworzycie ją wy dwaj: ty: i twój Mistrz nieznany ci jeszcze, ale już obecny. Mimo to znajdziesz i dziś szkoły tajemne, rozsiane po różnych miejscowościach Europy, Azji i Ameryki. Niektóre z nich uprawiają rzeczywiście jogę, inne zaś obliczone są na. niewiedzę swych uczniów, lub na!wet na ich próżność. Prawdziwsze z nich idą w kierunku już to indyjskim, już to egipskim; niektóre utworzyły sobie kompilację dziwaczną hathajogi z kabbalą. Są i takie, które się zwą hermetycznemi lub różokrzyżowemi, nie mając z tymi kierunkami nic wspólnego prócz nazwy.

Tobie jednak to wszystko jest niepotrzebne. Prawdziwa szkoła tajemna nie polega na miejscowości ani na budowli, ale na pracy. Nie o to idzie, aby gdzieś być, aby znajdować się w jakiemś, otoczeniu osobliwem, tylko o to, aby pracować. A pracę podjąć możesz w każdej chwili i w każdem miejscu. I w szkołach publicznych są „prywatyści„. którzy do tych szkół przychodzą tylko na egzamin po ukończeniu nauki. Podobnież tobie szkoła tajemna będzie potrzebna dopiero wtedy, gdy będziesz dojrzały do egzaminu. Dowiesz się w samą porę – ale nie wcześniej – dokąd masz się udać na egzamin. Przed! czasem nie wypytuj się o nią, bo nikt ci o niej nic prawdziwego nie powie. W porze właściwej otrzymasz wskazówki o swej szkole, i także nic (O niej nikomu) nie powiesz. Nie zdradzisz nawet tego, że wiesz o niej coś realnego. Niechaj ona do tego czasu zostanie mitem dla ciebie Szkoła tedy będzie dla ciebie czemś aktualnem, gdy zaczniesz się zbliżać do wtajemniczenia.

W chwili odpowiedniej wetkniesz się z ludźmi, którzy ci coś o tem powiedzą. Nie będzie to nic szczególnego, nic tajemniczego, niemniej jednak prawdziwego. A wówczas będziesz, już tak wysoko na ścieżce, że od razu spostrzeżesz, jak praw dziwem jest to, co ci powiedzą.

Na razie nie zaprzątaj sobie tem głowy, a zajmij się pracą nad sobą z całą cierpliwością i wytrwałością, do jakiej tylko jesteś zdolny. Zobaczysz później, że tej cierpliwości i .wytrwałości potrzeba na ścieżce o wiele więcej, niż jej masz dotychczas. Jednem z twych zadań ciągłych będzie wyrabianie sobie tych zdolności w mierze coraz to szerszej.

Obecnie potrzebnem ci będzie tylko pozbyć się uprzedzenia, jakoby którakolwiek ze szkół prawdziwych mogła prowadzić do czego innego niż druga. Podobnie, jak siedem ścieżek różnych jogi staroindyjskiej było tylko siedmiu światłami barw nenii jednego promienia słonecznego, rozszczepionego w pryzmacie równi ziemskiej!, takt i różne szkoły nowoczesne, to tylko, dopływy jednej wielkiej rzeki. Nie jest zatem w niczem odmienną szkoła n.p. różo krzyżowi od chrześcijańskiej,  adjarskich, szkockiej, hermetycznej i t.d., jeżeli tylko jest prawdziwa. A czy jest prawdziwa, poznasz nieomylnie na odpowiednim stopniu ścieżki po tych jej cechach, które wówczas staną ci się zrozumiałem!.

Pamiętaj także] i o tem już od samego progu ścieżki, że prawdziwie ostrzega cię „Głos milczenia„, abyś „nie szukał Guru w dziedzinach szału„. Nie Jest z pewnością Wtajemniczonym ten, który sam siebie „wtajemniczonym” mianuje, chyba, że pod tem mianem rozumiesz adepta hathajogi. Prawdziwy Wtajemniczony nie używa żadnych tytułów na pozór nie różni się niczem od człowieka przeciętnego. Możesz spędzić z nim lata w zażyłości, a nie dowiesz się od niego nawet tego, że on jest Wtajemniczonym. Musisz mu dopiero dorównać, aby się dowiedzieć, kim on jest. a raczej, aby to rozpoznać. Między Wtajemniczonymi nie potrzeba zawierania znajomości, nie potrzeba przedstawiania się wzajemnego, a tem mniej wymiany jakichś słów tajemniczych lub znaków.:

Tam każdy widzi od razu, czem jest drugi; zna go zresztą od dawna na równiach wyższych, pomyłki zatem lub wątpliwości są tu niemożebne.

To widzenie innych Wtajemniczonych, ta świadoma łączność z nimi w ciałach nadzmysłowych, możebna jest jednak człowiekowi dopiero od czasów Chrystusowych. Dlatego to od tych czasów szkól tajemnych w znaczeniu dawniejszem już nie potrzeba. Zbyteczna już jest obecność ciągła ucznia w pobliżu Mistrza w ciele fizycznem. Stąd też dopiero od tych Czasów możebne jest, „samo wtajemniczenie”. Za pierwszego „Samowtajemniczonego” uchodził Paracelsus. Wtajemniczył się o tyle że nie miał żadnego Mistrza w ciele fizycznem; ale pojmiesz łatwo, że go mieć musiał w ciele astralnern lub -myślowem. Również Święci chrześcijańscy lub różokrzyżowcy nie odbywali przeważnie nauki w szkołach tajemnych przed swem wtajemniczeniem.

W rozdziale następnym będziesz czytał o stopniach przygotowawczych i o stopniach oświecenia. Spostrzeżesz tam, że do ćwiczeń na tych stopniach nie potrzeba szkoły osobnej. A jeżeli w ezoteryce chrześcijańskiej napotkasz terminy takiej jak concentratio, meditatio, lub contemplatio, toi będziesz miał tylko wskazówkę, że ćwiczenia tajemne nie były obce klasztorom średniowiecznym. Podobnież znajdziesz u różokrzyżowców takie terminy, które później przeszły nawet do nauki świeckiej i tam spaczyły swe znaczenie pierwotne pod wpływem kierunku materjalistycznego tej nauki. Zastanów się tylko nad znaczeniem, w jakiem dziś; używa się wyrażeń: imaginacja, inspiracja lub intuicja. Mówi’się o kimś, że „imaginuje sobie”, gdy wyobraża sobie coś nieistniejącego, gdy zatem miewa złudzenia, halucynacje. Inspiracji szukają dziś ludzie nierzadko w alkoholu lub w narkotykach. A o intuicji mówią nawet wtedy, gdy mają „intuicyjny” wstręt db pewnych potraw, lub gdy ,,intuicyjnie” klepią pacierze, myśląc o czem innem.

Z tego, co ci powiedziałem,, nie wynika, jakoby nie istniały dziś szkoły tajemne różo-krzyżowe, chrześcijańskie, buddyjskie lub inne. Istnieją do dziś, ale ustała już niezbędność przebywania w nich osobiście. Jeżeli to w niczem nie uchybi twym obowiązkom, twemu zadaniu, życiowemu, możesz wstąpić do takiej szkoły.

Nie oczekuj jednak, że napotkasz gdzie o niej jakieś ogłoszenia, lub że ci ją poleci ktoś ze znajomych. Gdy ci szkoła taka będzie potrzebna, wskaże ci ją twój Mistrz, chociaż dotychczas nie przeczuwasz nawet jego istnienia.

powrót do: Wstęp w Światy Nadzmysłowe  <=

źródło: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923, Drukiem „Gazety Robot.”, w Katowicach, fragment ze stron od 28 do 35, rozdział III


Turija – w klasycznej filozofii indyjskiej stan czystej, obserwującej świadomości sakszi. W sanskrycie turija znaczy dosłownie „czwarty” (stan świadomości), obok dźagrata (stanu świadomości na jawie), swapna (marzeń sennych) oraz suszupti (stanu głębokiego snu), jednocześnie łączący wcześniejsze trzy stany w jedno.

Porównywany jest do dźwięku świętej sylaby aum lub do drzewca triśuli (trójzębu Śiwy)
Może być wyjaśniany jako stan prostego atmana, nie ograniczanego niczym. Pojęcie to pojawia się w szeregu tekstów należących do różnych nurtów indyjskiej myśli filozoficznej: Mandukjopaniszad, Gaudapada Karika, Śiwasutrach Wasugupty, Bhagawatapurana.