Ellen – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Sun, 16 Jan 2022 19:55:33 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png Ellen – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 O błogosławieństwie nieba https://tarot-marsylski.pl/o-blogoslawienstwie-nieba/ Fri, 14 Jan 2022 12:27:29 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=6198 Czytaj dalej ]]> Kiedyś zapytałem jej: „Na czem polega ta ogromna różnica, która czyni niebo o tyle lepszem od ziemi?”

Napisała mi: W niebie są stopnie. Nawet najniższe niebo jest wyższe od najcudniejszej jego wizji, dostępnej nam w życiu ziemskiem. Nie znajduję nic w waszym świecie, z czem mogłabym porównać nasze miłości pełne bytowanie, prócz chyba tej podniosłej szczęśliwości kochanka, który raduje się nieustannie tern, że kocha. Cała bowiem różnica między tą stroną, a waszą, polega na tem,  nie wdając się teraz w zagadnienie ciała i materji – że my żyjemy w miłości, którą Bóg jest, wy zaś nazbyt często w niedoli, naturalnym i koniecznym skutku oddalenia się od Boga, którego imię – miłość.

I na ziemi jest wiele miłości; bez niej byłaby ona piekłem. Jest miłość matki dla dzieci, miłość siostry i brata, młodzieńca i dziewczęcia, męża i żony, miłość przyjaciół, mężczyzn lub kobiet. Wszystkie te rodzaje miłości na ziemi są promieniami z nieba. Doskonałe wszakże nie są. Można je porównać do iskrzących się blasków, które promieniują ze ’ścianek djamentu, będącego w swej całości bogiem. Najnędzniejszy człowiek, czy to będzie mężczyzna, czy kobieta, jeżeli kocha i stosownie do tego, w jakim stopniu kocha, natchniony jest boskością. Cała tajemnica zbawienia świata polega na tem: Musisz więcej kochać – więcej kochać – więcej kochać! Możesz mi odpowiedzieć, że bywa miłość samolubna i miłość gorsząca.

Prawdą jest, że dzieje się tak dla tej przyczyny, że miłość w tym wypadku jest niedoskonała. Miłość prowadząca do samolubstwa nie jest miłością. Miłość, z powodu której matka zupełnie oddaje się dzieciom, zaniedbując wszystkie obowiązki względem innych ludzi, nie jest sama w sobie niesłuszna; złą jej stroną jest fakt, że matka nie dość czuje miłości dla innych i że miłość do własnych dzieci czyni ją samolubną. Tam, gdzie miłość wywołuje samolubstwo u ludzi, nie zapobiegnie się złemu stanowi rzeczy, jeżeli będzie się dawało mniej miłości tym, których kochamy, lecz trzeba dawać więcej miłości tym, którzy byli zaniedbani. Nigdy nie możesz zanadto kogoś kochać; jedynie możliwą jest okoliczność, że czujemy za mało miłości dla innych. Miłość wszechstronnie doskonała jest boskim ideałem, a gdzie brakuje miłości pod jakimkolwiek względem, tam grozi już niebezpieczeństwo otwartych drzwi dla złego. Nawet miłość grzeszna, jeżeli uczy cię pracować, żyć, modlić się, a może i umrzeć dla kobiety, czy mężczyzny, których nigdy nie powinienbyś kochać, bardziej zbliża cię do nieba, (niż samolubne małżeństwo bez miłości. Wiem także, iż wydaje ci się to nauką niebezpieczną.

Każda prawdziwa nauka jest niebezpieczna, ale to jej niebezpieczeństwo nie czyni jej mniej prawdziwą. Nie ulega wątpliwości, że niejedna tak zwana miłość jest bardzo samolubna i miłością zwać się nie powinna. Miłość na przykład, przez którą mężczyzna popycha kobietę do upadku, a następnie opuszcza ją, zaspokoiwszy swą chwilową namiętność, nie jest bynajmniej miłością; trudno ją nawet odróżnić od zabójczej nienawiści. Jest to samooszczędzanie się w najgorszem znaczeniu tego wyrazu. Tymczasem cechą miłości jest samoofiara. Musisz jasno zdać sobie sprawę z pewnych rzeczy.

Powinniśmy zawsze mieć na pamięci nie tylko rezultaty danego postępku, dotyczące nas, ale i skutki, jakie stąd wynikną dla innych osób, może nawet dla takich, które dopiero się urodzą. Miłość zatem prawdziwa, rzeczywista, wymaga, żebyśmy stawiali siebie na miejscu drugiego, kochali go jak siebie samego, mieli dla niego najlepsze życzenia i uprzyjemniali mu życie choćby za cenę własnej przykrość. To jest prawdziwa miłość i gdzie taką znajdziesz, tam znajdziesz także iskrę bożą.

Tak więc, moja kochana, naucz się dobrze tej głównej lekcji: Bóg jest miłością, Bóg jest miłością. Im bardziej kochasz, tem podobniejszą stajesz się Bogu. Dopiero gdy głęboko i szczerze kochamy, odnajdujemy swe prawdziwe ja, a być może, dostrzegamy boskość w osobach ukochanych. Oh, Ellen, Ellen! Gdybym mogła powrócić i przemówić do uszu wszystkich dzieci człowieczeństwa, pragnęłabym jedno tylko powiedzieć – miłość. Miłość jest wypełnianiem prawa, miłość jest spoglądaniem w oblicze boskie. Miłość jest Bogiem, a Bóg jest miłością. Jeżeli pragniesz z Bogiem być, kochaj! Albowiem niebo tern głównie odróżnia się od piekła i od ziemi, że w niebie cała miłość spływa na waszą istotę, a wzrastanie w łaskę jest wzrastaniem w miłość.

Miłość! miłość! miłość!

Takie jest pierwsze i ostatnie słowo.

Większego nie ma, albowiem Bóg, który jest miłością, jest wszystkiem we wszystkiem, Alfą i Omegą, pierwszem i ostatniem. Oh, droga moja Ellen, to jest z pewnością istotne słowo. Słowo, którego świat potrzebuje, słowo, które ciałem się stało i mieszkało między ludźmi – miłość! miłość! miłość!

źródło: fragment książki W. T. STEAD “LISTY ZAŚWIATA”
PRZEŁOŻYŁA: JANINA KRECZYŃSKA, rok 1932

]]>
Niespodzianki nowego życia https://tarot-marsylski.pl/niespodzianki-nowego-zycia/ Thu, 13 Jan 2022 11:01:36 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=6194 Czytaj dalej ]]> Podczas gdy ręka moja pisała list do Ellen, sam ja myślałem: „Ciekawy jestem, czy Julja bardzo była zdumiona nowem życiem”. Natychmiast napisała:

Istotnie, nie byłam wcale przygotowana na takie podobieństwo życia po obu stronach. Kiedy dusza opuszcza ciało, zostaje dokładnie tem, czem była: duszą, która stanowi właściwe „ja”, która posługiwała się rozumem i ciałem, jak narzędziami, a obecnie już ciała nie potrzebuje. Zachowuje sobie rozum, umiejętność, doświadczenia, skłonności, sposób myślenia, wszystko zostaje dokładnie jak było. Zdarza się tylko, że powolne zniszczenie cielesnej powłoki zaciemnia i nadwyrężą właściwe „ja”.

Najbardziej jednak zdumiewającą i osobliwą rzeczą, którą tu zrozumiałam, była różnica między pozornem, a rzeczywistem „ja”.

Ostrzeżenie „Nie sądźcie” nabrało dla mnie zupełnie nowego znaczenia; właściwe bowiem „ja” buduje się bardziej wskutek posługiwania się naszą władzą myślenia, niż naszem ciałem. I wielu z tych, którzy swym współludziom na ziemi wydawali się małymi i grzesznymi, stoi tu o wiele, wiele wyżej pod względem czystości i świętości od tych, którzy wykazywali za życia pokost dobra, gdy tymczasem ich umysł pławił się w pożądliwości i wyuzdaniu.

Charakter tworzy się myślami. Myśl jest znacznie obrotniejsza i zdolniejsza do, czynu, niż ciało, które w najlepszym razie jest tylko marnem narzędziem. Dlatego też myśli i względy serca wyobrażenia umysłu, stanowią podstawę do przyszłego sądu o nas, bo one to urabiają prawdziwy charakter wewnętrznego człowieka, który stanie na przegląd po zrzuceniu ciała. Znaczenie myśli jest o wiele donioślejsze, niż to sobie wyobrażasz. I życie marzyciela nie jest tak płonne, jak ci się wydaje. Wpływ jego spekulacyj, żyjących tylko w wyobraźni, nie zdoła go może popchnąć do czynu, odczują go wszakże inni ludzie, bardziej czynem żyjący, choć tego nie zauważą.

I dlatego człowiek, oddający się w głębi serca złym i nieczystym myślom, może  stwarzać siły, które swym wpływem podniecają namiętności innych; może on zatruć życie własnych dzieci, które nie dowiedzą się zapewne nigdy, że ojciec ich grzeszną myśl wyhodował.

Dlatego wydaje się po tej stronie, jak gdyby wszystkie rzeczy stały na głowie Pierwszy jest ostatnim, a ostatni pierwszym. Widzę tu przestępców, zbrodniarzy, wiarołomców, którzy zło czynili w sferze materjalnej, a którzy na drabinie świętości i czystości znacznie wyżej stoją od niejednych, którzy nigdy przestępstwa nie popełnili, lecz których umysł stanowił źródlisko myśli, będących zarodkiem zbrodni dla innych. Nie sądzę przez to, aby lepiej było zbrodnie spełniać, niż tylko je obmyślać; zaznaczyć chcę jedynie, że zły postępek nie zawsze dowodzi złego serca. Grzechy impulsywne, przestępstwa, dokonane w przystępie namiętności, mniej psują duszę, niż długo żywione złe myśli, które ostatecznie całą, duszę zatruwają.

Dopiero po usunięciu ciała uwydatni się prawdziwa natura danego czynu. Wówczas po raz pierwszy wydamy się tern, czem istotnie jesteśmy, a raczej czem były nasze myśli. Odsłonięcie takie jest porażające i z trudem zaczynam oswajać się z niem. Jeden jeszcze jest punkt, który niemniej w podziw mnie wprawiał, a jest nim odkrycie znikomości rzeczy. Mam na myśli całą nicość wszystkich rzeczy, do których tak wielką wagę przykładamy na ziemi. Tak np. złoto, stanowisko, honor, zasługa, mieszkanie i wszystko, co najbardziej na ziemi cenimy, tutaj nie mają żadnej wartości. Tyle właśnie znaczą, co wczorajsza mgła, lub zeszłoroczna pogoda. Niewątpliwie wywierały swój wpływ przez pewien okres czasu; są jednak nietrwałe, mijają jak obłoki i nie biorą się pod uwagę więcej.

Teraz chciałabym spytać się ciebie, czy mógłbyś mi dopomóc w pewnej bardzo mnie obchodzącej sprawie. Już dawno zrodziło się we mnie pragnienie, aby utworzyć instytucję, przy pomocy której odwołani wcześniej mogliby porozumiewać się ze swymi ukochanymi, którzy pozostali na ziemi. Świat ten obecnie jest pełen duchów tęskniących do rozmowy z tymi, od których odeszli, zupełnie jak ja tęskniłam, by móc pomówić z tobą, tylko że oni nie znajdują ręki, umożliwiającej im napisanie do ukochanych. I daje to dziwne widowisko.

Po waszej stronie dusze głęboko strapione swą stratą, po tej stronie dusze pełne smutku, że nie mogą pomówić ze swymi ukochanymi.

Co może stać się, aby zetknąć ze sobą te pogrążone w smutku osoby? Aby to urzeczywistnić, trzeba czegoś, co my sami nie zdołamy uczynić. Wy możecie nam pomóc, ale jak? Niemożliwem to nie jest, a gdy zostanie dokonane, śmierć utraci swe żądło, a grób swój triumf. Kto może nas pocieszyć po stracie naszych ukochanych?

Jedynie ci, którzy zdołają nam dowieść, że oni nie zginęli, lecz są obok nas bardziej niż kiedykolwiek. Albo nie wiesz o tem, że od chwili zrzucenia ciała jestem znacznie bliżej Ellen, niż poprzednio?

Teraz mogę przebywać z Ellen w taki sposób, jaki przedtem był dla mnie niemożliwy.

Nigdy tak ściśle nie byłam z nią złączona, jak teraz, kiedy ciałem jestem z nią w rozłące. A wszakże byłaby o mnie nic nie wiedziała, ani kiedykolwiek o mnie posłyszała, gdyby mi szczęście nie posłużyło do spotkania się z tobą.

Co jest tu potrzebne, to biuro pośrednictwa między obu stronami.

Czy nie mógłbyś urządzić coś w tym rodzaju z jednem lub kilku medjami oddanemi sprawie? Gdybyż to mogło być, żeby bodaj raz jeden przekonać płaczących na ziemi, że ich tak zwani umarli żyją i bliżsi im są, niż dawniej. Ileżby łez to osuszyło, ile bólu ujęło!

Sądzę, że mógłbyś liczyć na gorliwe zgłoszenia stron obu.

My po tej stronie radujemy się niezmiernie nadzieją, że to będzie umożliwione. Wyobraź sobie, jak musimy smucić się, widząc naszych ukochanych tęskniących bez żadnej nadziei, gdy tymczasem opłakiwani przez nich czynią daremne wysiłki, by dać im odczuć swą obecność. A przytem niektórzy są może w śmiertelnej obawie, bo wyobrażają sobie, że ich ukochani zatraceni są w piekle, gdy oni tymczasem znaleźli schronienie w miłosiernem objęciu boskiej miłości.

Droga moja Ellen, pomów o tem z Minerwą i zobacz, co dałoby się zrobić.

Zrazu dziwiłam się bardzo, że duchy tyle wagi przykładają do możności porozumienia się z ukochanymi na ziemi. Teraz łatwo mi zrozumieć, bo sama to czuję, że punkt ciężkości w tem leży, aby rozmówić się z tymi, których kochasz i od których byłaś kochana.

Ale jest coś ważniejszego jeszcze. Co mówią mi ze wszystkich stron i co potwierdzają także moi drodzy przewodnicy, to że przyjdzie czas, kiedy w narodach rozbudzi się ogromnie duchowość; wpierw jednak trzeba znaleźć szybki i niezawodny dowód rzeczywistości ducha, trwałości życia duszy i jej boskości, dowód, którego wszakże każdorazowo trzeba poszukiwać.

Powiedziałem: „Jakże ja w tem pomóc mogę?”

Odpisała mi: „Jesteś dobrem medjum piszącem”. Jeśli pozwolisz, aby ręką twoją posługiwały się duchy, których krewni i przyjaciele pragną o nich posłyszeć, możesz z całą ufnością zawierzyć każdemu duchowi. A ja w każdym wypadku objaśnię cię, dlaczego nie wszystkie duchy pisać mogą.

źródło: fragment książki W. T. STEAD “LISTY ZAŚWIATA”
PRZEŁOŻYŁA: JANINA KRECZYŃSKA, rok 1932

]]>
LISTY ZAŚWIATA https://tarot-marsylski.pl/listy-zaswiata/ Sun, 09 Jan 2022 11:01:31 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=6168 Czytaj dalej ]]> BIBLITEKA WIEDZY DUCHOWEJ Nr 4.
W. T. STEAD
LISTY ZAŚWIATA
1932
NAKŁAD WYDAWNICTWA, HEJNAŁ”, WISŁA (ŚLĄSK CIESZ.)

Treść Książki

Przedmowa

Serja pierwsza

Do jej przyjaciółki.
I. Przekroczenie granicy
II. Niespodzianki nowego życia
III. O błogosławieństwie nieba
IV. O żalu za umarłymi
V. Prawo duchowego wzrostu

Serja druga

Do piszącego.
I. Po przestąpieniu granicy
Jak odczuwa się rozłąkę z przyjaciółmi, którzy pozostali przy życiu?
II. Życie po drugiej stronie
III. Jak poszerzyć szczeliny
IV. Właściwe i niewłaściwe korzystanie ze stosunków z duchami
V. Otwarte drzwi do otwartej tajemnicy (O szóstym zmyśle czyli oku
duchowem)
VI. Słowa pożegnalne

 

PRZEDMOWA

Julja i Ellen, dwie kobiety w kwiecie wieku, żyły w długotrwałej serdecznej przyjaźni, która oparła się samej nawet śmierci. Obie gorliwe chrześcijanki więcej oddawały się czynieniu dobra żywym, niż rozmyślaniu o śmierci. Gdy jednak czasami cień śmierci osmętnił ich czynne życie, tern serdeczniej zacieśniał się węzeł ich przyjaźni, sięgającej w wieczność; zawsze wówczas przyrzekały sobie uroczyście, że ta z nich, która pierwsza zostanie odwołana, powróci do pozostałej, o ile to będzie dozwolonem, by od czasu do czasu rozradować się wzajemnem widzeniem. Wierzyły bowiem, że takie jawne świadectwo obecności tej, która odejdzie, rozprószy wszelką wątpliwość w pozostałej i przekona ją o dalszem trwaniu życia i miłości po tamtej stronie grobu.

Tymczasem lata mijały. Julja umarła. Cios dotknął boleśnie wszystkich jej przyjaciół, najokrutniej jednak cierpiała Ellen. Zdawało się, że tchnienie śmierci zgasiło całe światło jej życia. Przez kilka miesięcy uginała się pod ciężarem istnienia, pozbawionego obecnością przyjaciółki.

Aż pewnej nocy obietnica się ziściła. Ellen nocowała w swem dawnem miejscu zamieszkania i nagle obudziła się ze snu. Pomimo ciemnej nocy pokój pełen był światła i tuż blisko łóżka Ellen ujrzała Julję promieniującą życiem, pogodą i radością, w szacie, którą przywykła nosić za życia. Przyrzeczenia swego dotrzymała. Przez kilka chwil stała tak uśmiechnięta, ale milcząca. Ellen zanadto była wstrząśnięta, by móc przemówić. Niespodziewane, a nie pozostawiające wątpliwości spełnienie się serdecznego życzenia, odjęło jej wszelką władzę prócz jednej: odczuwania niewymownej radości. Zwolna, prawie niepostrzeżenie, postać znikała i Ellen znów pozostała sama. W kilka miesięcy później Ellen odwiedziła tę okolicę, i znowu Julja dotrzymała danej obietnicy i zjawiła się przyjaciółce. Zdarzyło się, że właśnie zatrzymałem się w tym samym domu, a że Julję znałem za życia i obchodziły mnie takie rzeczy, Ellen opowiedziała mi szczegóły obu tych odwiedzin. Opisawszy mi, w jaki sposób Julja ukazała jej się za pierwszym razem, tak dalej mówiła:

„Ostatniej nocy znów ją widziałam tu, w moim pokoju. Oba razy ukazała mi się jednakowo. Spałam, nagle obudziłam się i ujrzałamją stojącą obok łóżka. Potem ginęła zwolna, zostawiając jeszcze trochę blasku nh miejscu, w którem stała. Za pierwszym razem sądziłam, że była to halucynacja, ponieważ ona nie tak dawno umarła, a ja byłam zupełnie przybita jej stratą; ale ostatniej nocy nie miałam żadnej wątpliwości, bo widziałam ją zupełnie dokładnie. Wiem, że to była Julja i że powróciła, aby dotrzymać obietnicy. Nie mogłam jednak usłyszeć jej głosu i gryzie mnie teraz myśl, że pewnie przyszła do mnie z jaką wieścią, a ja nie byłam w stanie zrozumieć, co mi powiedzieć chciała.”

Ponieważ w tym właśnie czasie ku memu własnemu zdumieniu zaczęła rozwijać się we mnie ukryta dotąd zdolność do automatycznego pisma, ofiarowałem się pozwolić Julji, skoro zechce i zdoła posługiwać się moją ręką, aby napisała co ma do przekazania. Pod pismem automatycznem rozumieć należy takie pismo, które wykonywa ręka osoby bez jej świadomej kontroli. Ręka pisze, jak gdyby sama przez się tak, że osoba, do której ręka należy, nie ma świadomości tego, co pisze. Jest to znany dobrze i prosty rodzaj medjumizmu, który w żadnym razie nie wyzyskuje uzdolnień piszącego, ani też osobowości jego nie stawia w zależność od jakiejś innej inteligencji. Pismo takie pochodzić może z podświadomości duszy lub być skutkiem bezpośredniego udziału jakiejś niezależnej, choć niewidzialnej inteligencji. Świadomości piszącego nie porusza to bynajmniej, gdyż otrzymuje on tą drogą wieści o dawno minionych zdarzeniach, o których nigdy nie słyszał, lub dokładne przepowiednie zdarzeń, mających nastąpić.

Oto jest sposób, w jaki otrzymałem zebrane w tej książeczce komunikaty. Wszystkie Listy od Julji były mi w ten właśnie sposób podane. Zasiadałem ze spokojną myślą, a trzymając pióro w ręku w sposób zwykły, udzielałem tego pióra Julji, obserwując ciekawie i sceptycznie, co też się napisze. Pierwsza część zbiorku napisana była jako listy Julji do Ellen. Utrzymane są tak, jak gdyby przychodziły od przyjaciółki do przyjaciółki; zaczynają się i kończą, jak gdyby pisząca posługiwała się jeszcze dawnem ciąłem, a nie korzystała z mojej ręki. Część druga pisana była w nierównych odstępach czasu w celu opublikowania. Pierwsza część jest zbiorem urywków z listów pisanych w ciągu sześciu prawie miesięcy wraz z przeznaczonemi w ciągu pisania uwagami dla mnie. Druga część zawiera komunikaty, podawane w różnych okresach czasu, jak to zaznaczone jest w tekście. Może czytelnik będzie żałował, że opowiadanie przerywają uboczne pytania i uwagi, kursywą drukowane. Po pewnym namyśle jednak zgodzi się chyba ze mną, że koniecznem było przytoczyć listy tak, jak były podane, to znaczy, z uwzględnieniem ówczesnego ich oddźwięku w myślach świadomego ducha samego piszącego, którego ręka stanowiła nieświadome narzędzie dla ich zakomunikowania; uwydatnia to lepiej, że listy Julji nie są wytworem mego świadomego umysłu, czy ducha.

Nie uważam za konieczne rozwodzić się szeroko nad tem, jak doszedłem do przekonania, że listy Julji są tem, za co się podają… komunikatami odcieleśnionego ducha, który w życiu ziemskiem był moją przyjaciółką, którego przyjaźń wszakże stała się dla mnie o wiele prawdziwszą i ściślejszą w przeciągu sześcioletniej już rozłąki.

Przekonanie to moje mogę rozłożyć na następujące główniejsze punkty:

1. Początek komunikatów, jak opisałem go powyżej.

2. Potwierdzenie, dane w pierwszym komunikacie co do uczynionego na łożu śmiertelnem serdecznego zobowiązania względem przyjacółki, o czem nie było mi wiadomem.

3. Dokładny opis zdarzenia z r. 1885, o którem nigdy poprzednio nie słyszałem, a co i Ellen zupełnie zapomniała.

4. Wypisanie moją ręką imion chrzestnych, a nawet przezwisk przyjaciół z jej ojczyzny, o których nigdy przedtem nie słyszałem.

5. Żywe i serdeczne zainteresowanie osobiste, jakie wykazywała poruszająca moją ręką siła, dla osób i okoliczności, któremi ja sam znacznie mniej się przejmowałem, niż Julja.

6. Silnie zaznaczona i niezmienna wrażliwość piszącego te listy, którą ja zaprawdę poszczycić się nie mogę, a nawet ze wstydem wyznać muszę, że pod wielu względami jej nia dorastam.

Do tych dowodów wewnętrznej natury przybywa jeszcze fakt rzeczowy. Istnieją mianowicie osoby, obdarzone szczególną władzą psychiczną dostrzegania duchowych postaci, jakie nas wszystkich otaczają. Oczywiście ten rodzaj dowodzenia nie znajdzie posłuchu u ludzi, którzy zgóry zaprzeczają istnieniu takich postaci, lub możliwości dostrzegania ich przez tego lub owego. Ale nawet równie sceptyczne osoby byłyby w swem odrzekającem się niedowiarstwie napewno zachwiane, gdyby zechciały towarzyszyć mi do różnych jasnowidzów, nieznanych mi z oblicza i z nazwiska i tam się przekonać, jak ci ludzie, obdarzeni psychiczną siłą duchowego widzenia, wszyscy zgodnie opisywali postać charakterystyczną Julji. Ci, którzy wiedzą o istnieniu osób ze zdolnością jasnowidzenia, zrozumieją łatwiej moją wciąż wzrastającą pewność rzeczywistej obecności Julji, gdy przytoczę im jeszcze fakty następujące:

1. Że osoby obce, które o istnieniu Julji nigdy nie słyszały, opisywały ją dokładnie, jak stoi obok mnie, kiedy ręka moja pisze automatycznie.

2. Że niektóre z tych osób nietylko ją opisały, lecz mogły nazwać ją po imieniu.

3. Że jedna z nich tutaj, a inna w ojczyźnie Julji podały jej przydomek, którego nie wyjawiałem, a który napróżno usiłowałem wmówić przez telepatję innemu medjum.

4. Że pewien jasnowidzący wykonał portret Julji, zaczynając od kresek, z których narazie nic pojąć nie mogłem, a co on określił mi, że rysuje „panią, która pisze z panem”.

5. Że w innym wypadku jasnowidzący w swym opisie podał mi takie szczegóły, co do których byłem przekonany, że się myli, które jednak uznane były za słuszne przez jej poufnych przyjaciół.

6. Że stosownie do zawartej ze mną umowy Julja ukazywała się jasnowidzącemu, który przebywał bardzo daleko ode mnie.

Obok tych dowodów pozwalających wierzyć, że inteligencja, kierująca moją ręką, kiedy pisane były „listy od Julji”, nie jest mojem własnem „ja”, lecz inteligencją niezależną od mego powszedniego umysłu i wyższą od niego, istnieje jeszcze fakt, że w różnych okolicznościach przepowiadała ona z równą uporczywością, jak i dokładnością zdarzenia, które dopiero po miesiącach się dokonywały, a co do  których jawnie się wypowiadałem, że nie wierzę, aby kiedykolwiek się spełniły.

Dlatego w żaden sposób nie mogę oprzeć się wnioskowi, że wszystkie te komunikaty są tem, za co się podają… prawdziwemi listami od prawdziwej Julji, która nie jest umarłą, a tylko wcześniej odwołaną. Wiem teraz, po pięcioletniem blisko i codziennem obcowaniu z nią zapomocą mej automatycznie piszącej ręki, że porozumiewałem się z inteligencją równą mojej, z równie dobitnie zarysowaną osobowością, z przyjaciółką tak wierną i serdeczną, jakiej nie znałem dotąd. Tym zaś, którzy podrwiwają sobie z podobnego cudu natury, chciałbym jeszcze dodać, że w tym wypadku ich ulubiona teorja świadomego oszukaństwa przynajmniej ze strony medjum zastosować się nie da, wyklucza ją bowiem fakt, że komunikaty pisane były moją własną prawicą, bez obecności innej widzialnej osoby.

Nikt nie uwierzy, znając przesądy krążące na ten temat, że z samej tylko uprzejmości, bez osobistego zainteresowania, wziąłbym na siebie wysoce niepopularną i ośmieszającą rolę wierzącego w rzeczywistość podobnych komunikatów. Przez długie lata z tego powodu ucierpiałem wiele zarówno w prywatnem, jak i w publicznem życiu.

Zdaję sobie jasno sprawę, że treść tej przedmowy posłuży do tego, iż wszystko, co powiem i zrobię w latach następnych, będzie przekręcone i zniesławione. Jest to niewątpliwie bardzo smutne, ale nie może zaważyć wobec doniosłości mojego świadectwa, że pisane moją ręką komunikaty uważam za bezwzględną prawdę.

Na zakończenie muszę jeszcze dodać, że jakkolwiek źródło tych komunikatów jest pierwszorz,ędnej doniosłości, ponieważ zawierają one dowody leżące za odrębem ludzkiego dasięgu, to jednak wartość wewnętrzna trzech czwartych części „Listów od Julji” nie więcej zależy od teorji, co do ich pochodzenia, niż wartość dzieł dramatycznych Szekspira od teoryj, dotyczących ich twórcy. W. T. Stead.

Nawet gdyby chciano utrzymywać, że listy owe napisałem sam w nieświadomym stanie, nie zmieni to bynajmniej ich rzeczywistości, ani osłabi ich wymowną obronę życia wyższego. Mógłbym tylko życzyć sobie, abym zdołał w świadomym stanie pisać tak dobrze.

William Stead, znany publicysta angielski, a zarazem czynny bojownik spirytyzmu, który zginął podczas katastrofy „Titanika”. Oprócz wydawanego pisma, Borderland, założył on w Londynie na trzy lata przed śmiercią tak zwane Biuro Julji, do którego każdy mógł się zgłosić z prośbą o rozmowę z osobą nieżyjącą. Wymagano tylko bezinteresowności pobudek. Julja rozstrzygała o przyjęciu

]]>