Podczas gdy ręka moja pisała list do Ellen, sam ja myślałem: „Ciekawy jestem, czy Julja bardzo była zdumiona nowem życiem”. Natychmiast napisała:
Istotnie, nie byłam wcale przygotowana na takie podobieństwo życia po obu stronach. Kiedy dusza opuszcza ciało, zostaje dokładnie tem, czem była: duszą, która stanowi właściwe „ja”, która posługiwała się rozumem i ciałem, jak narzędziami, a obecnie już ciała nie potrzebuje. Zachowuje sobie rozum, umiejętność, doświadczenia, skłonności, sposób myślenia, wszystko zostaje dokładnie jak było. Zdarza się tylko, że powolne zniszczenie cielesnej powłoki zaciemnia i nadwyrężą właściwe „ja”.
Najbardziej jednak zdumiewającą i osobliwą rzeczą, którą tu zrozumiałam, była różnica między pozornem, a rzeczywistem „ja”.
Ostrzeżenie „Nie sądźcie” nabrało dla mnie zupełnie nowego znaczenia; właściwe bowiem „ja” buduje się bardziej wskutek posługiwania się naszą władzą myślenia, niż naszem ciałem. I wielu z tych, którzy swym współludziom na ziemi wydawali się małymi i grzesznymi, stoi tu o wiele, wiele wyżej pod względem czystości i świętości od tych, którzy wykazywali za życia pokost dobra, gdy tymczasem ich umysł pławił się w pożądliwości i wyuzdaniu.
Charakter tworzy się myślami. Myśl jest znacznie obrotniejsza i zdolniejsza do, czynu, niż ciało, które w najlepszym razie jest tylko marnem narzędziem. Dlatego też myśli i względy serca wyobrażenia umysłu, stanowią podstawę do przyszłego sądu o nas, bo one to urabiają prawdziwy charakter wewnętrznego człowieka, który stanie na przegląd po zrzuceniu ciała. Znaczenie myśli jest o wiele donioślejsze, niż to sobie wyobrażasz. I życie marzyciela nie jest tak płonne, jak ci się wydaje. Wpływ jego spekulacyj, żyjących tylko w wyobraźni, nie zdoła go może popchnąć do czynu, odczują go wszakże inni ludzie, bardziej czynem żyjący, choć tego nie zauważą.
I dlatego człowiek, oddający się w głębi serca złym i nieczystym myślom, może stwarzać siły, które swym wpływem podniecają namiętności innych; może on zatruć życie własnych dzieci, które nie dowiedzą się zapewne nigdy, że ojciec ich grzeszną myśl wyhodował.
Dlatego wydaje się po tej stronie, jak gdyby wszystkie rzeczy stały na głowie Pierwszy jest ostatnim, a ostatni pierwszym. Widzę tu przestępców, zbrodniarzy, wiarołomców, którzy zło czynili w sferze materjalnej, a którzy na drabinie świętości i czystości znacznie wyżej stoją od niejednych, którzy nigdy przestępstwa nie popełnili, lecz których umysł stanowił źródlisko myśli, będących zarodkiem zbrodni dla innych. Nie sądzę przez to, aby lepiej było zbrodnie spełniać, niż tylko je obmyślać; zaznaczyć chcę jedynie, że zły postępek nie zawsze dowodzi złego serca. Grzechy impulsywne, przestępstwa, dokonane w przystępie namiętności, mniej psują duszę, niż długo żywione złe myśli, które ostatecznie całą, duszę zatruwają.
Dopiero po usunięciu ciała uwydatni się prawdziwa natura danego czynu. Wówczas po raz pierwszy wydamy się tern, czem istotnie jesteśmy, a raczej czem były nasze myśli. Odsłonięcie takie jest porażające i z trudem zaczynam oswajać się z niem. Jeden jeszcze jest punkt, który niemniej w podziw mnie wprawiał, a jest nim odkrycie znikomości rzeczy. Mam na myśli całą nicość wszystkich rzeczy, do których tak wielką wagę przykładamy na ziemi. Tak np. złoto, stanowisko, honor, zasługa, mieszkanie i wszystko, co najbardziej na ziemi cenimy, tutaj nie mają żadnej wartości. Tyle właśnie znaczą, co wczorajsza mgła, lub zeszłoroczna pogoda. Niewątpliwie wywierały swój wpływ przez pewien okres czasu; są jednak nietrwałe, mijają jak obłoki i nie biorą się pod uwagę więcej.
Teraz chciałabym spytać się ciebie, czy mógłbyś mi dopomóc w pewnej bardzo mnie obchodzącej sprawie. Już dawno zrodziło się we mnie pragnienie, aby utworzyć instytucję, przy pomocy której odwołani wcześniej mogliby porozumiewać się ze swymi ukochanymi, którzy pozostali na ziemi. Świat ten obecnie jest pełen duchów tęskniących do rozmowy z tymi, od których odeszli, zupełnie jak ja tęskniłam, by móc pomówić z tobą, tylko że oni nie znajdują ręki, umożliwiającej im napisanie do ukochanych. I daje to dziwne widowisko.
Po waszej stronie dusze głęboko strapione swą stratą, po tej stronie dusze pełne smutku, że nie mogą pomówić ze swymi ukochanymi.
Co może stać się, aby zetknąć ze sobą te pogrążone w smutku osoby? Aby to urzeczywistnić, trzeba czegoś, co my sami nie zdołamy uczynić. Wy możecie nam pomóc, ale jak? Niemożliwem to nie jest, a gdy zostanie dokonane, śmierć utraci swe żądło, a grób swój triumf. Kto może nas pocieszyć po stracie naszych ukochanych?
Jedynie ci, którzy zdołają nam dowieść, że oni nie zginęli, lecz są obok nas bardziej niż kiedykolwiek. Albo nie wiesz o tem, że od chwili zrzucenia ciała jestem znacznie bliżej Ellen, niż poprzednio?
Teraz mogę przebywać z Ellen w taki sposób, jaki przedtem był dla mnie niemożliwy.
Nigdy tak ściśle nie byłam z nią złączona, jak teraz, kiedy ciałem jestem z nią w rozłące. A wszakże byłaby o mnie nic nie wiedziała, ani kiedykolwiek o mnie posłyszała, gdyby mi szczęście nie posłużyło do spotkania się z tobą.
Co jest tu potrzebne, to biuro pośrednictwa między obu stronami.
Czy nie mógłbyś urządzić coś w tym rodzaju z jednem lub kilku medjami oddanemi sprawie? Gdybyż to mogło być, żeby bodaj raz jeden przekonać płaczących na ziemi, że ich tak zwani umarli żyją i bliżsi im są, niż dawniej. Ileżby łez to osuszyło, ile bólu ujęło!
Sądzę, że mógłbyś liczyć na gorliwe zgłoszenia stron obu.
My po tej stronie radujemy się niezmiernie nadzieją, że to będzie umożliwione. Wyobraź sobie, jak musimy smucić się, widząc naszych ukochanych tęskniących bez żadnej nadziei, gdy tymczasem opłakiwani przez nich czynią daremne wysiłki, by dać im odczuć swą obecność. A przytem niektórzy są może w śmiertelnej obawie, bo wyobrażają sobie, że ich ukochani zatraceni są w piekle, gdy oni tymczasem znaleźli schronienie w miłosiernem objęciu boskiej miłości.
Droga moja Ellen, pomów o tem z Minerwą i zobacz, co dałoby się zrobić.
Zrazu dziwiłam się bardzo, że duchy tyle wagi przykładają do możności porozumienia się z ukochanymi na ziemi. Teraz łatwo mi zrozumieć, bo sama to czuję, że punkt ciężkości w tem leży, aby rozmówić się z tymi, których kochasz i od których byłaś kochana.
Ale jest coś ważniejszego jeszcze. Co mówią mi ze wszystkich stron i co potwierdzają także moi drodzy przewodnicy, to że przyjdzie czas, kiedy w narodach rozbudzi się ogromnie duchowość; wpierw jednak trzeba znaleźć szybki i niezawodny dowód rzeczywistości ducha, trwałości życia duszy i jej boskości, dowód, którego wszakże każdorazowo trzeba poszukiwać.
Powiedziałem: „Jakże ja w tem pomóc mogę?”
Odpisała mi: „Jesteś dobrem medjum piszącem”. Jeśli pozwolisz, aby ręką twoją posługiwały się duchy, których krewni i przyjaciele pragną o nich posłyszeć, możesz z całą ufnością zawierzyć każdemu duchowi. A ja w każdym wypadku objaśnię cię, dlaczego nie wszystkie duchy pisać mogą.
źródło: fragment książki W. T. STEAD “LISTY ZAŚWIATA”
PRZEŁOŻYŁA: JANINA KRECZYŃSKA, rok 1932