Jak poszerzyć szczeliny

Mam wiele do powiedzenia i spodziewam się, że zachowasz się spokojnie i nie będziesz mi przerywać. Otóż słuchaj. Jestem w możności napisać dla czytelników „Zaświata” list z bardzo pożytecznym komunikatem. Długo rozmyślaliśmy nad nim i mam poruczone, aby go przy pierwszej sposobności przekazać.

Pisać go będę kolejno dzień za dniem, dopóki nie skończę. Sądzę, że potrwa to około tygodnia.  Musisz mi jednak zezwolić na nieprzerwane posługiwanie się swoją ręką. Idzie o danie wam najważniejszej według naszego zapatrywania rady życiowej.

Z żywem zajęciem śledziliśmy wszystkie wysiłki, jakie ludzkość czyni obecnie, aby odkryć, co leży po drugiej stronie. My, którzy już tam jesteśmy, staramy się niemniej usilnie zakomunikować wam, uwięzionym jeszcze w ciałach, to co uważamy za najważniejsze dla ziemi w stosunku do nowego życia, które was oczekuje.

Obiecywałam sobie wyjaśnić wiele rzeczy w listach, które zaczęłam dla „Zaświata”. Zostały one jednak przerwane i widzę teraz, że tak było lepiej. My, którzy rozstaliśmy się już z materją, popełniamy w naszych oczekiwaniach częste omyłki, które są i waszym udziałem. On jedynie, który nad wszystkiem stoi, wie wszystko. Nie zostaliśmy nieomylnymi wskutek uwolnienia się od ciała. Jednak widzimy wiele, co dla was jest zasłonięte; idziemy też nieustannie naprzód po naszej drodze, przez ciemności ku światłu, przez niewiedzę do poznania. Stąd pochodzi, że możemy wam powiedzieć i jak spodziewam się, dosyć często, o tern, co wam pomoże i ułatwi znalezienie właściwej drogi; sami jednak nie przyznajemy sobie prawa nakazywania wam czegokolwiek. Zadowoleni jesteśmy, że możemy was zapoznać ze swemi myślami. Nie jest to w żadnym razie mądrość boska, a tylko myśl twoich przyjaciół, którzy uwolnieni z ciał ziemskich mają otwarty przed sobą horyzont i żyją w krainie miłości i światła. Główna trudność naszego posłannictwa do was polega na tern, że niemamy nic do powiedzenia, co nie byłoby już zakomunikowane wam przez tego lub owego posłannika, którzy wskazali ludziom drogę do Boga. A przecież takie to jasne. Musicie zrozumieć fakt, że Bóg nie pozostawił was w ciemności, ani nie dawał błędnych świateł.

Naszem zadaniem jest nie jakieś przewrotowe objawienie, a tylko rozszerzenie tych szczelin, przez które to samo światło mogłoby jaśniej trochę przenikać. My którzy w niem zamieszkujemy, coraz dokładniej zdajemy sobie sprawę z niedostatku naszych wyobrażeń. I tak zawsze już będzie. Postęp, wieczny postęp, przy którym zapomina się o rzeczach leżących za nami, a dąży się ciągle ku tym, co przed nami są – oto jest wszechogarniające prawo.

Jest jednak wiele rzeczy, w stosunku do których uważamy za możliwe rozszerzyć trochę szczeliny. I zaraz na wstępie chcę wyjaśnić, co jest to najważniejsze, co pragniemy wam ofiarować. Zaraz pomyślałem: „miłość” Owszem, mogłabym powtórzyć, co już nieraz o miłości mówiłam. Nic niema do dodania, ani do ujęcia z tego, co posiedziałam o miłości, kiedy zaczęłam pisać twoją ręką.

Utożsamiać bowiem każdą miłość z Bogiem, patrzeć na nią jako na promień boży, jasny i czysty, jako na tchnienie boże niesamolubne i ofiarne, oto jest ewangelja, która wybawi świat. A kiedy ludzie pytają, gdzie Bóg? wtedy możesz im odpowiedzieć: tam, gdzie jest miłość. Mówiłam dawniej już o tem i mogłabym ciągle i zawsze powtarzać; powtarzanie takie nie rozszerzy jednak szczelin. A my pragniemy właśnie rozszerzyć szczeliny, żeby wpłynęło więcej światła i wspaniałości z tego świata do waszego, w którym jeszcze żyjecie.

Stać się to może wtedy jedynie, gdy zachowasz się zupełnie biernie i umysł twój nie będzie kręcił się wśród wszelkich możliwych pytań, jak rozpędowe koło. Gdy uspokoisz się z pytaniami, będę mogła iść dalej z pisaniem; kiedy jednak umysł twój tak jest poruszony, że idzie swoją własną drogą, nie mogę zaufać twej ręce, jako narzędziu ,do zakomunikowania mego poselstwa.

Zapewne, rozumiem cię dobrze. Zrozumienie jednak przyczyny, wywołującej twe pytania, ani trochę nie wzmacnia mego narzędzia pracy.

Jeśli zechcesz być biernym zupełnie, będę mogła pisać dalej.

Ogromnie jest ważne, żeby umysł był bierny, spokojny, zdolny do odbioru wrażeń.

Teraz zacznę od miejsca, na którem stanęłam.

Najpierw chcę zaznaczyć, że powinniście więcej starań dokładać, aby nabrać zwyczaju spokojnego rozważania. Wszyscy wy nazbyt śpieszycie się, zanadto jesteście zajęci. Czy sądzicie, że furtka, wiodąca od was do Niego, który jest miłością, może stać odemknięta, jeśli nie macie do rozporządzenia choć kilku chwil dziennie, aby pozostać sam na sam z nami i z Nim? Oh, przyjacielu, kiedy widzimy, jak dzień w dzień, a często i do późnej nocy tak pochłonięty jesteś okolicznościami bieżącego życia, że żaden głos z zaświata do  ucha twego nie dochodzi, czyż jest możliwość, byś wzrastał w poznaniu ducha? Czy zdoła studjować wyższą matematykę dziewczyna, która wymieść musi cały budynek najemny? Tak, przyjacielu, najbardziej świat potrzebuje zahamowania w pośpiesznem uwijaniu się koło rzeczy codziennych, które i tak niszczę, się i ginę w użyciu.

Dzisiejsza epoka cierpi przedewszystkiem na brak czasu do myślenia, czasu do zastanowienia, czasu na modlitwę, krótko mówięc brak jej czasu na boskie i wieczne. Czego najbardziej potrzebujemy przy usiłowaniach zbliżenia waszego świata z naszym? Dlaczego naprzykład tu i ówdzie nie mogłam dojść do porozumienia z tobę? Dlaczego dotęd jeszcze nie założone jest biuro, o którem przed paru laty już pisałam?

Wszystko to ma jednę jedynę przyczynę. Nie macie wcale czasu. To znaczy, że trwonicie posiadany czas na rzeczy znikome doczesnego życia. To nie wystarcza wszelako. Świat wasz nie zyska przez to ani jednego rzutu oka w zaświaty, nigdy nie zdołamy poszerzyć szczelin, jeśli cały dzień przejdzie wam w zaciekłej gonitwie za mnóstwem nigdy nie kończęcych się spraw ziemskich. Nie, aby żyć jak należy, musicie pozostawić sobie więcej czasu na myślenie; musicie przynajmniej na kilka chwil uprzętnęć wszystko z drogi, aby zapewnić sobie ciszę, w której nasze głosy mogłyby być dosłyszane. Niema w tern nic nowego, ale świat zdaje się łatwiej teraz o tem zapominać, niż dawniej. Nie możemy nic poradzić, aby jakiś stosunek z wami nawięzać, dopóki choć na krotkę chwilę nie powiecie do siebie. Pokój! ucisz się! Nie żądamy niemożliwości. Nie wymagamy zgoła, aby człowiek w biurze redakcyjnem wiódł kontemplacyjny żywot mnicha tybetańskiego. Pragnęliśmy wszakże, aby nawet dziennikarze mogli znaleźć co dzień chociaż pięć minut na skupienie swojej duszy w pokoju. Cała pozostałość dnia należy do świata i jego interesów. A gdyby dusza twoja miała chociaż pięć minut dziennie, aby spokojnie pomyśleć nad stosunkiem między tobą, a miłością – która jest przejawem Boga w życiu – czy nie lepiej byłoby dia ciebie? Czy nie miałbyś większej nadziei na zaględnięcie w zaświaty, co obecnie jest ci odjęte?
Alboż nie poddaje przynajmniej zewnętrznego wyobrażenia, nie wskazuje na szczegóły?

Oh, przyjacielu mój, jak mało pojmujesz pracę umysłu przez cudzy umysł. Wszystko, co widzę w twoim duchu – znajomość np. mowy angielskiej, czy skojarzenia myślowe, stanowię dla mnie materjał, przy pomocy którego mogę przekazywać twojej świadomości moje własne myśli. Wszystkie nagromadzone w was idee, wasza pamięć, wzajemny stosunek różnych idei do siebie, wszystko to są jakby litery we wnętrzu maszyny do pisania. Poruszam, co mi potrzebne w danej chwili; alfabet sam należy do was, uderzanie po nim jest moję rzeczę. Niezbędnem jest tylko, aby pojęcie „spokój” zostało wyryte w umyśle obecnego pokolenia. Ja zaś skorzystam bez wahania ze wszystkiego, co znajdę w waszym umyśle sposobnego, by wyryć to pojęcie. Znacznie jest łatwiej pracować narzędziami znanemi i pewnemi. Gdy staram się, abyś napisał wyrazy, z któremi nie jesteś oswojony, częściej chybiam, niż cel osięgam. Dlatego cieszę się bardzo, ilekroć udaje mi się ożywić jakęś starę ideę, lub zastosować znane ci porównanie, zamiast mozolić się nad poruszaniem twoich palców, abyś nakreślił wyrazy, których nigdy przedtem nie widziałeś.

Spodziewam się teraz, że mnie rozumiesz. To, co pragnę ci powiedzieć, przekazuję drogą najkrótszą, wciąż jednak używając twej własnej mowy i twoich idei, jak posługuję się twoim zeszytem i piórem. Używam ich wszakże dla przekazania ci moich idei mego komunikatu. Najważniejszą rzeczą, jaką mamy do powiedzenia tobie i przez ciebie, jest to: Musicie mieć czas myśleć o Bogu, o tem, że przejawia się On jako miłość, inaczej usuwacie Boga ze swego życia, albowiem życie bez miłości jest życiem bez Boga. Czego wam wszystkim potrzeba, to przerwy chwilowej tam i sam, zacisza, gdzie anioł boży mógłby pomówić z waszą duszą. Jakąż możliwość macie przekonać się o prawdach tamtego świata, skoro jesteście w ciągłej gonitwie za pośpiesznemi pociągami świata ziemskiego? Wiem dobrze, że czynić to musicie, jednak powinno wam leżeć na sercu, aby codziennie zaoszczędzić choć kilka minut na uchwycenie błysku wieczności i rzeczy wiecznych.

Tak, to wystarczy. Jutro znów pisać będę.

Otóż idę dalej. Wielkim jest błędem mówić, że nie ma się czasu na myślenie. Wpośród całego pośpiechu znajdzie się niejedna oaza. Niknie jednak zdolność korzystania z nich, jeżeli się trwa w nieustannym pośpiechu. Dzisiaj chciałabym trochę bliżej wyjaśnić niektóre metody, jak możnaby odnaleźć czas na skupienie. Pragnęłabym czasu na skupienie i rozmyślanie, aby zdobyć możność dostępu do twojej duszy. Rzeczy ziemskie i materjalne przesłaniają nam twoją duszę; musimy chwytać sposobny moment, jak czeka się na rozdarcie gęstych obłoków. Chcielibyśmy jednak więcej ją dostrzegać i móc od czasu do czasu natchnąć cię myślami o wieczności.

Aby to uskutecznić, musimy i ciebie do pomocy zawezwać. Naszym pierwszym środkiem pomocniczym będzie wskazanie ci, jak masz korzystać z chwil wolnych. Pozwól mi zaraz odpowiedzieć na twoje myśli co do płonności bezcelowego rozmyślania. Czego chciałabym z twej strony, to żebyś zaczął wprowadzać w życie zasady dawnych Różokrzyżowców. A mianowicie żebyś starał się zwyczajnego człowieka, który nie modli się i nie oddaje się nigdy duchowemu skupieniu, namówić na pierwszy krok do urzeczywistnienia w sobie boskości. Do tego jedna tylko prowadzi droga. Gdzie miłość jest, tam jest Bóg. Niema prawdziwszej nad tę formuły. Aby człowieka postawić w obecności Boga, musisz nauczyć go kochać. Złe to znamię dzisiejszych czasów, że u wielu miłość oziębła. Nie wolno ci jednak gasić tlący się knot, ani łamać zgiętą trzcinę. Gdzie jeszcze życie trwa, tam miłość nie jest wykluczona. Gdzie bowiem zupełnie brakuje miłości, tam i życie ustaje. Prawda, że miłość często jest utajona, jak ciepło. Ale rozwinięcie, rozszerzenie miłości – oto jest rozrost życia.

Wyzyskaj tedy chwilę skupienia przedewszystkiem na rozwój miłości. A stać się to może w prosty bardzo sposób, że ułatwisz przejawianie się w tobie twej boskiej natury. Bowiem ożywiający Duch boży otacza ludzi zewsząd. Musisz tylko dać Mu sposobność, by zaczął działać na ciebie, zamiast Go odpychać, a spostrzeżesz wprędce, jak wzrasta w tobie zawiązek boży. Więc człowiek powinien wpierw myśleć o sobie, nie o innych? Teraz zdumienie cię ogarnęło, widzę twoje myśli. Jednak człowiek musi najpierw pomyśleć o sobie samym w chwili skupienia. Co z siebie czynię? Bo miłość w domu się zaczyna. A skoro człowiek okrutny jest dla własnej duszy…? Nie, przedewszystkiem musisz dbać o swoje własne, wyższe ja, o swego Boga. Co z nim poczniesz? Czy każesz mu się ćwiczyć? I w jaki sposób? Kiedyż to miał on sposobność uczynić coś godnego siebie? Czy nie tamujesz jego wzrostu? Nie morzysz głodem? Lub nie uśmiercasz zgoła? Czy nie zostajesz winnym morderstwa duszy? Bo możliwem jest zabić własną duszę.

Myśl następna będzie: Wrogowie moi, co dobrego wam uczyniłem? Wróg to jest człowiek, z którym się poróżniłeś. Mogło to nie stać się z twojej winy, ale jeśli on dotąd jest twoim wrogiem, wina leży po twojej stronie, winą bowiem jest, gdy nie udaje nam się urzeczywistnić słowo Chrystusowe: Jeden jest wasz Ojciec, a wy wszyscy braćmi jesteście. Każdy, którego cierpieć nie możesz, a więc każdy twój wróg – stanowi o twojej winie. Czy uczyniłeś cokolwiek, aby wrogowi pomóc? Może warunki nie pozwalają ci nic zrobić. Czy jednak przyjaźnie o nim pomyślałeś, czyś pożałował go w jego zaślepieniu i przewinach, czyś pragnął widzieć go lepszym? Czy nie dowodzi to czasem prawdziwej dobroci serca, kiedy się karze?

Tak, zupełną masz słuszność myśląc, że niekiedy jest koniecznem ukarać tego, kto źle czyni; gdy karzesz jednak, kochaj! I pomnij, że kara bez miłości nie jest z Boga. Zestaw w tym względzie listę, mniejsza o to, krótką czy długą, tych wszystkich ludzi, do których czujesz niechęć i przebiegnij ją z miłością. Z tym, z owym nie jesteś już w styczności to jest przeciwne prawu bożemu i powinieneś zastosować do nich miłość względem bliźniego, to znaczy kochać wszystkich ludzi.

Teraz idzie kolej na twoich przyjaciół i na krewnych. Postęp twój polega na indywidualizacji. Weź każdego z nich poszczególnie. Co uczyniłeś dla niego, czy dla niej od wczoraj? Czego zaniedbałeś? Krótko mówiąc, brak myślenia jest złem. Chciej myśleć! – Kochająca myśl jest modlitwą. Nie masz czasu modlić się? Znajdź więc czas pomyśleć o tych, których kochasz. Nie myśląc o ludziach, zatracasz żywą z nimi styczność. Winien jesteś wszystkim znajomym mężczyznom i kobietom jakieś staranie, choćby ono było najmniejsze. Może to być uśmiech, może słówko, list, pochwała, czy nagana także; a chcąc ganić słusznie, trzeba jeszcze więcej miłości, niż na roztaczanie pochwał. Cokolwiek to będzie, każdemu z nich należy się coś od ciebie. Czy spłaciłeś te swoje długi? Nie w ogólnej sumie, lecz każdemu zosobna? Co jest usprawiedliwieniem dla połowy nieprzyjaźni w świecie? Co przyczynę, większości zmartwień? Nie ubóstwo dóbr tego świata, lecz ubóstwo kochających myśli.

Zapominasz, nie myślisz; zaniedbujesz z braku myśli. Dozwalasz miłości, aby ochłoda w tobie. Bowiem umiera miłość, jeżeli nigdy o ukochanej osobie nie myślisz. Myśl zatem o każdej! Jeśli już nic innego uczynić dla niej nie możesz, pomyśl miłośnie o niej; miłująca bowiem myśl o przyjacielu jest niby anioł od Boga posłany, aby zanieść duszy błogosławieństwo boskie.

Tak, w ten sposób spełniamy sami wszystkie nasze modlitwy, albo pomagamy do ich spełnienia. Wpływ myśli chociażby słaby możesz zauważyć przy badaniach, prowadzonych w zakresie telepatji; odnajdywać go będziesz coraz bardziej; im dłużej, tem więcej.

A jeśli z prawdziwem współczuciem szczerze myślisz o szczęściu drugiego i pragniesz gorąco dopomóc mu w tem, pomagasz mu istotnie.

Oto jest z dawien dawna owo tajemne źródło, gdzie syci się płomień, który inaczej przygasłby i zamarł. Oh, przyjacielu najlepszy, gdybyś tylko mógł poznać potęgę myśli i gdybyś myśleć, myśleć, myśleć zechciał!

Na dzisiaj dosyć będzie. Jutro chcę ci odsłonić drugi punkt mego poselstwa. Nie przepomnij jednak o pierwszym. Najgłębszą potrzebą duszy ludzkiej jest mieć czas do myślenia, co stanowi czas do miłości, czas do życia. Wszystko co się napisało, dobrze było napisane. Nie potrzebujesz wcale niepokoić się, czy pochodzi to odemnie, czy od twojej podświadomości. Kiedy poznasz wszystko o swem podświadomem ,,ja”, jak to nazywasz, zrozumiesz mnie wtedy. Najważniejsze jest to, żebyś pojął dokładnie moje poselstwo. Pierwszem jego słowem była miłość, drugiem czas wolny, a teraz przychodzę do trzeciego, które musisz uważać za najpraktyczniejszą część mego poselstwa. – Mam na myśli dawną, a tak ważną sprawę biura łącznikowego  między obu światami.

Ani na chwilę nie przestałam pragnąć utworzenia takowego. Jest coś niewymownie wzruszającego dla mnie w tej tęsknocie, jaką wszyscy odczuwamy po tej stronie, aby pozyskać zdolność porozumienia się z wami po waszej stronie. A co mnie przytem bardzo zasmuca, to że nie starasz się dopomóc do uskutecznienia, jakbyś powinien, kiedy ja tak widzę jasno, jak to może być dokonane, Ile już czasu upłynęło, odkąd  przybyłam do ciebie po raz pierwszy? A jakie kroki są poczynione względem owego biura? Przyjacielu, przyjacielu, czemu zwlekałeś tak długo? Skoro zaświat tak smutnym jest wskutek wzdychań tylu rozłączonych, czemu tak mało uczyniłeś, by ich połączyć?

Różne w pamięci przytaczane usprawiedliwienia w odpowiedzi na ten zarzut:

1. Uprzedzenie.

2. Trudność w znalezieniu dobrych, godnych zaufania medjów.

3. Trudności w wykonaniu: a) przymieszka poglądów medjum, b) elementale, c) złe duchy.

4 Zawody i niepowodzenia.

Kiedy czyniłem starania, nigdy wówczas nie zdołałaś ukazać się jasnowidzącym i nigdy nie udało się otrzymać twej fotografji. Wreszcie w ostatnim roku stan mego zdrowia. Tak, wiem o tem wszystkiem. Ale do czego to prowadzi? Do niczego.  Zupełnie do niczego. Kto pozwoliłby się zastraszyć takiemi wymówkami, ten nic nigdy nie dokona. Chciałabym jednak nakłonić cię do odpowiedzi na pytania następujące: czy ustanowienie pewnego i wiarogodnego porozumienia się między nami i wami warte jest zachodu? Czy jest coś ważniejszego niż zdobycie dowodu ponad wszelkie wątpliwości, że prawdą jest wszystko, czego uczyli mędrcy i święci i że duch żyje po zniszczeniu ciała; że kiedy ludzie „umierają”, wstępują w nowe życie i nie są oddzieleni od życia waszego nieprzebytą przepaścią?

Kieruję te pytania otwarcie i jasno do twego sumienia. Poczem, odpowiedziawszy na nie, działaj. Nie mów „tak”, to rzecz najważniejsza – by podporządkować ją w następstwie tym najzwyklejszym. Nie mów „tak”, jest to najważniejsza rzecz, jakiej brakuje ludzkości – by pozostawić jej wykonanie dobremu humorowi, czy przypadkowi.

Rozsądne to nie jest.  Tak, przystaję – gdyby widoki powodzenia równoważyły niezbędne ku temu ofiary z czasu i energji. Widziałem po długoletnich cierpliwych poszukiwaniach tyle już zawodów, że obarczony, tak jak jestem, pilnemi obowiązkami, czuję nikłość  możliwego powodzenia przy całej roztropności usiłowań innych.

A skąd wiesz, że nie powiodło się innym? Do ciebie należy przedewszystkiem zastanowić się, czy twoje własne widoki powodzenia są wogóle coś warte. A co ja powiedzieć ……..

Przerwa.

Po dwóch godzinach zaczynam pisać i czynię uwagę, że właśnie zawsze tak się zdarza.

Co ja chcę ci powiedzieć, to żebyś poważniej zajął się tą sprawą.

Traktujesz rzecz najważniejszą jako rozrywkę jedynie, którą można porzucić dla pierwszej lepszej przeszkody. Ale skoro wiem, że uważasz to za najpierwszy obowiązek przed ludzkością leżący, czy chcesz zacząć poważnie tern się zajmować?

Co ty rozumiesz przez poważnie?

Poważnie, to znaczy, że powinieneś do tych badań dokładać tyleż poważnego zdecydowania i metody, ile ich poświęcasz rzeczom mniej ważnym. Widzisz wszakże, iż nie możemy ze swojej strony nic w tej sprawie począć, dopóki ty pomagać nie zechcesz. Użycz mi swego czasu, a ja ci stanę ku pomocy.

– Ile czasu?
– Mój kochany przyjacielu, dlaczego odzywasz się tak cierpko i niechętnie?

Wiesz, jak zawsze uwzględniałam twoje interesy. I nie chcę wcale, abyś zaniedbywał jakąkolwiek ze swoich spraw. To jest twoim pierwszym obowiązkiem. Sądzę jednak, że gdybyś spróbował, naprawdę spróbował, mógłbyś doskonale oszczędzić zawsze pół godziny, zanim oddasz się codziennym obowiązkom. I chciałabym cię prosić, żebyś mi zawsze przed śniadaniem udzielił na pół godziny swojej ręki, bym mogła rozpocząć systematyczną pracę nad wdrażaniem ciebie w metodę porozumiewania się z nami po tej stronie.

Gdy będziesz znużony, nastawać nie będę. Pozwól mi jednak liczyć stale na tę sposobność.

– Mam wątpliwości, czy wyjdzie stąd cokolwiek dobrego.
– Niewierny z ciebie Tomasz. Tak, dobrze będzie.

Dużo dobrego, jak wkrótce zobaczysz. Wiem, że były błędy i będą jeszcze nowe. Twoje własne doświadczenia z fonografem powinny ci unaocznić, jak trudno jest odcyfrować raz powtórzone. Odwagi jednak! Co do błędów, o których myślisz, to w zasadzie nie są one znaczne, z wyjątkiem chyba rachuby czasu, a niekiedy też mylimy się co do zapatrywań na czyny i myśli. Tylko jednak cierpliwe i przyjazne ćwiczenia mogą nauczyć mnie i ciebie, jak tych błędów unikać. I tak, mój przyjacielu, bywaj zdrów. Jeśli zechcesz odrazu rozpocząć, uczynię, co mogę, aby tęsknotę ludzkiego serca zamienić na czyn.

źródło: fragment książki W. T. STEAD “LISTY ZAŚWIATA”
PRZEŁOŻYŁA: JANINA KRECZYŃSKA, rok 1932