Życie po drugiej stronie

Mój najdroższy przyjacielu, dzisiejszego ranka chciałabym z tobą długi list napisać. Muszę odłożyć na później, co miałam ci powiedzieć o rzeczach osobistych, aby przygotować ci komunikat, jakiego się podjęłam.

Nie będzie to komunikat osobiście cię dotyczący, lecz treści ogólnej, który chciałabym widzieć ogłoszonym w „Zaświecie” (Borderland*1) Nie często mamy tak dobrą sposobność zwrócenia się do tych, którzy jeszcze w ciele przebywają. Dlatego proszę cię o użyczenie mi całkowite ręki i pióra przynajmniej na jakąś godzinę.

Przypomnisz sobie zapewne, że opowiadałam ci w ostatnim liście, jak podróżowaliśmy do kraju, w którym spotkałam się ze swymi ukochanymi przyjaciółmi. Spotkanie było śliczne, chociaż w pewnym względzie i osobliwe. Zaszła w nich jakaś zmiana. Wszyscy oni przyjęli mnie z równą jak dawniej życzliwością, a jednak coś cię w nich odmieniło. Nic mi nie przypominało bólu i smutku z tych chwil, gdy żegnałam się z nimi. Urośli oni duchowo. Czułam się przy nich jak dziecko. Jednak nie okazywali wyniosłości, tylko wiedzieli więcej i kochali też więcej. Do mnie odnosili się łagodnie i przyjaźnie.

Kiedy dusza budzi się po tej stronie, otaczają ją często ci, których kochała i którym służyła za życia. Niekiedy jednak zachodzi w tem pewne opóźnienie. Tak było ze mną. Dlaczego, objaśnię to później. Mówimy ci o czasie i przestrzeni, bowiem panują jeszcze nad tobą warunki ziemskie, a kiedy przyjdziesz tutaj, będzie ci zrazu trudno otrząsnąć się z tych starych pojęć. Zwolna jednak opadną one, jak kokon z motyla. I odczujesz, że przewodnik uwzględnia z czułą pobłażliwością twoje przesądy, słabości i nieświadomość.

Kiedy przyszłam tutaj, miałam za sobą niezbyt długie życie ziemskie. Śmierć mnie zabrała o południu lat. Pośród tych, którzy przedemną odeszli, nie było nikogo, kto byłby przedmiotem większej tęsknoty, niż inni. Gdyby Ellen np. mnie wyprzedziła, pierwsza moja myśl byłaby do niej pobiegła i wtedy ona przyszłaby z aniołem. A tak cała tęsknota mego serca należała do pozostałych na waszej stronie. Przywiązanie moje tkwiło całe w waszym świecie i w duszach, które jeszcze żyły w ciałach. Względem nowego świata odczuwałam więcej zaciekawienia i podziwu niż bezpośredniej tęsknoty i chęci spotkania tych, którzy przedmną odeszli. Dlatego opiekun sam wyszedł po mnie. Stąd też i pozornie długa podróż przez daleką przestrzeń.

*1) „Borderland” nazywa się pismo wydawane przez Steada.

 

Jak pojmujesz tę daleką przestrzeń?

Mój miły przyjacielu, nie jestem w stanie odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. Gdybyś nauczył się rozumieć, co to jest „druga strona każdej rzeczy” i zdołał pojąć, że widzialne rzeczy są czasowe, zaś niewidzialne – wieczne, łatwiej zrozumiałbyś, jak przedstawia mi się przestrzeń niebieska.

Wśród spotkanych tutaj przyjaciół jest pięć czy sześć osób krewnych i bliskich znajomych, którzy już dłuższy czas tu przebywają. Moja droga siostrzyczka była mi najukochańszą z nich wszystkich. Ujrzałam ją przed sobą taką właśnie, jak kiedy przed wielu laty żegnałam ją dzieckiem, jak wtedy sądziłam, na zawsze. Tymczasem przybrała ona kształty dziecka, aby lepiej być poznaną przeze mnie. Po pewnym czasie, kiedy nauczyłam się więcej o tern życiu, ukazała mi się taką, jaką wszyscy tu ją widzimy: duchem kobiety dorosłej. Wogóle nie sprawia nam żadnej trudności przybierać dowolnie postać, jakiej wymaga chwila dana. Nie chcę przez to powiedzieć, że mogę stale jakąś maskę nosić. Ale na pewien czas każdy może takim się wydać, jakim zechce, albowiem myśl subtelna podobna jest do artysty, który nietylko dobiera celowo farby lub marmur, ale stara się uwydatnić i największe podobieństwo osoby. Nie powinno to budzić takiego zdumienia w tobie; czy nie masz |do swojej stronie dobrego dowodu na to w zjawisku sobowtóra? Jak sobowtór odtwarza tylko samego siebie. Skoro wy, zamknięci w ciałach  z mięsa i krwi, odtworzyć możecie swą pozornie prawdziwą i żyjącą podobiznę, nieraz nawet odzianą w szaty, które tylko w waszych myślach istniały, jakże wątpić chcecie, że i my potrafimy to samo, tylko w znaczniejszym zakresie. Dla siebie nie czynimy tego.

Gdy jednak zjawia się nowy przybysz, lub zachodzi potrzeba przekonać tych, którzy jeszcze w ciałach żyją, posiłkujemy się tą twórczością myśli i przybieramy postać cielesną, która wam była znana.

Czy możesz mi powiedzieć, jak to się odbywa?

Nie, o tym przedmiocie nie chcę się rozwodzić; jest wiele ważniejszych rzeczy, o których mam pisać, niż to nasze ucieleśnianie się mocą twórczej myśli.

Gdy siostrzyczka mnie uściskała i pozdrowiła radośnie, że przybyłam do sfery, gdzie odnajdują się wszyscy ukochani a straceni, wzięła mnie za rękę i podprowadziła do przyjaciół, którzy oczekiwali na mnie w pobliżu. Przyjęli mnie serdecznie i przyjaźnie i opowiedzieli niejedno. Największem dla mnie zdumieniem była uwaga, że wszyscy my zostaliśmy tak bardzo ci sami. Wcale nie miało to pozoru, że staliśmy się aniołami lub świętymi. Przynajmniej o sobie mogę to śmiało twierdzić. W pierwszej chwili ogarnęło mnie uczucie nieśmiałości i pokory, ale gdy to minęło, moja dawna natura wzięła górę, poczułam, że jestem dalej tern, czem byłam, z tą różnicą, że odzyskałam siły i swobodę. Było to uczucie wzmożonej siły życiowej, podwójnie i potrójnie rozkoszne po mojej chorobie, a połączone z uczuciem uspokojenia i ufności.

Nie przypuszczaj tylko, że miałam siebie za świętą lub anioła. Uczucie niedoskonałości pozostaje w nas. Oh, przyjacielu mój, są tutaj szczyty do osiągnięcia, o jakich nigdy nie śniłeś, a zarazem głębiny miłości, których nigdy nie próbowaliśmy zbadać. A im więcej widzimy i poznajemy i uczymy się miłość boską rozumieć, tem więcej czujemy się zagubieni w przeciwieństwie między bezgraniczną Jego miłością a marnością własnej naszej duszy. Zasadnicza jednak różnica między tern, co czujemy tutaj i na ziemi polega na tem, że posiadamy świadomość miłości. Widzimy, czem jesteśmy i mamy aż nadto często powody do żalu i smutku nad swą niedoskonałością, ale azrazem wiemy, że życie nasze płynie w prawdziwej miłości boskiej i że mimo potykania się dążymy w górę. Potykamy się wszakże, a nawet upadamy w pobliżu boskiego majestatu. Nawet tutaj! Oh, przyjacielu mój, przyjacielu, czy sądzisz, że ten zlepek namiętności i krewkich mocy, stanowiących to, co zowiesz swojem „ja”, zmieni się nagle z chwilą rozwarcia ziemskiego przybytku twojego tabernakulum? Czyżby wskutek tego duch twój uwolnił się od charakterystycznych rysów, stanowiących twoje ja? Nie, mówię, że nie. Osobowość nie gaśnie, przeciwnie, bardziej się uwydatnia i przejawy jej zyskują na harmonijności. Niepokój świata ziemskiego stąd właśnie wynika. W życiu ziemskiem tyle jest tarcia o rogi, kopyta i o cały rynsztunek osobowości, że prawdziwe „ja” przy tern często bywa pobite.

Nie chcę przez to powiedzieć, że nigdy tu nie doznajemy wzburzenia, jesteśmy jednak jakby w duchowem i moralnem sanatorjum. Przynieśliśmy tu z sobą wszystkie „duszne” choroby, które zostaną wyleczone. Najlepiej to zrozumiesz, jak porównasz to z dobroczynnym wpływem jakiegoś klimatu ziemskiego na fizyczne choroby.

Tutaj powietrzem naszego życia jest miłość. I wiesz, drogi mój przyjacielu, gdybyś tylko czuł dosyć miłości, miałbyś też niebo i tam, gdzie jesteś. Wierzaj mi, niema większej prawdy nad tę: Bóg jest miłością! Bóg jest miłością!

W tym punkcie przedewszystkiem różni się niebo od ziemi. Jest w niem więcej miłości, i każda miłość budząca żywsze bicie serca ludzkiego, czyni ziemię podobniejszą do nieba. Nie chcę tu wdawać się w wyjaśnienia różnych rodzajów miłości, pisałam już o tern poprzednio. Wszystko, co mam tu jeszcze do powiedzenia, streszcza się w tem, że miłość, która wywyższa cię nad siebie samego, która sprawia, że szczęście cudze wydaje ci się tak ważnem, iż sam bierzesz na siebie z radością wszelki trud i ból, a nawet przekładasz je nad przyjemności, jeśli to służy dobru umiłowanej istoty, że taka miłość pokona świat. Grzech jest to zupełny brak miłości. Zmartwienie zmieniłoby się w radość, gdybyś tylko chciał kochać. Wiem, co myślisz: o tern zmartwieniu, które pochodzi stąd, że się kogoś zanadto kocha, – nie, takiego zmartwienia niema, nigdy nie
możesz nikogo zanadto kochać. Częściej kochasz innych zamało i troska, jaką, czujesz z tego powodu, że kochasz zawiele, jak powiadasz, w rzeczywistości pochodzi stąd, żeś kochał innych zamało.

Straciłeś np. z powodu wyjazdu lub nieporozumienia osobę, którą ubóstwiałeś. Jesteś nieszczęśliwy wskutek tego i życie wydaje ci się ciemnem. Nie masz już przedmiotu, dla którego warto byłoby żyć. Ciemność ta i niedola pochodzi nie stąd, że kochałeś, lecz stąd, że już nie kochasz, bo to, co cię trapi, to jest pustka, luka, która ci ,w życiu pozostała. Nie odkryłeś tajemnicy prawdziwego życia, dopóki nie nauczyłeś się, że miłość jest różdżką czarodziejską, którą świat odmienić możesz, a gdzie się tak nie dzieje, da się to zawsze wyjaśnić tern, że nie kochasz. Gdyby np. serce twoje zawsze tak pełne miłości było, ile jej czujesz dla najukochańszej kobiety – gdyby każda ludzka i czująca istota była przez ciebie tak kochana, że każda sposobność niesienia jej pomocy lub sprawienia przyjemności, radowałaby cię tak samo, jak gdybyś czynił to dla osoby ubóstwianej, nie czułbyś się nigdy opuszczonym i samotnym. Życie nie byłoby nigdy pustką ani brzemieniem, Nie, mój najdroższy przyjacielu, uwierz mi, gdy mówię, że najważniejszem ze wszystkiego, co w tej, chwili mam ci do powiedzenia, to: Jawną tajemnicą nieba jest miłość!

Kto żyje w doskonałej miłości, jest w niebie.

Nienawiść jest piekłem. Bóg zaś jest ze wszystkimi, którzy kochają, w takim właśnie stopniu, jak oni kochają. Bóg jest miłością. Ci, którzy nie kochają, są bez Boga. Twoje pytania i zarzuty zupełnie oddaliły mnie od przedmiotu, który omawiałam. Gdy przybyłam do swych przyjaciół, aby pomówić z nimi, opowiadali mi oni różne rzeczy, które zrazu wydały mi się dziwne. I tak dowiedziałam się, że będę w możności pójść do tych, których pozostawiłam i że nie będę doznawała uczucia rozłąki. Duch ziemskich naszych przyjaciół jawnym jest po tej stronie. Na to rzekłam: „Ależ w takim razie żadnej śmierci niema.” Roześmieli się wesoło. „Rozumie się, że nie, przynajmniej dla nas, którzy już „umarli” jesteśmy. Śmierć jest tylko pojęciem pozbawienia uczucia tego, co nazywają „być przy życiu”, aktem zakończenia „życia”. Śmierć istnieje tylko dla „żyjących”, nie dla nas. Zaraz więc zapragnęłam móc pójść, aby zobaczyć, czy naprawdę tak jest i w tej samej chwili, jak pomyślałam, byłam już z powrotem pośród swoich. Zobaczyłam Minerwę i dokładałam napróżno wszelkich starań, aby i ona mnie zobaczyła. Widziałam Ellen, ale i ta nie zwracała na mnie uwagi; powróciłam więc do przyjaciół i rzekłam: „Nie, śmierć jest i tutaj. Oni nie mogą ani widzieć, ani słyszeć i mówić, ani nie czują mojego dotknięcia.” Przyjaciele odpowiedzieli mi: „Śmierć istnieje dla ciała i dla tych, którzy są jeszcze w ciele i czują je, dopóki żyją; kiedy jednak śpią, a niektórzy nawet i na jawie, mogą przed śmiercią już prowadzić rozmowy z duchami.” Jak ci wiadomo, sprawdziłam słuszność tego zdania. Nieraz jednak dusza tak przywiera do materji, tak pochłonięta jest sprawami tego świata, że nawet wtedy nas nie dostrzega, gdy sen ją uwolni. My wszyscy prawie możemy swobodnie porozumiewać się z duchami naszych przyjaciół, pozostają  cych w ciele. Wy zaś możecie tylko czasami przekazać wrażenia swoje świadomości fizycznej, która dla wpływów naszych jest tak gnuśna i nieprzystępna, jak ciało śpiącego dla otaczających je ludzi.’”)

Przyjacielu kochany – czy mogę podjąć znów swój komunikat?
Dziękuję bardzo. Gdy tak napróżno usiłowałam porozumieć się z Minerwą i Ellen, zaczęło mi być smutno.

Zdawało mi się, że jestem oderwana od wszystkich spraw, łączących mnie ze światem. Zapewne, było mi bardzo miło, czuć się dobrze i zachwycała mnie ta nadzwyczajna swoboda ruchów. Ciążyła mi jednak troska o tych, których najbardziej kochałam, oraz pochłaniająca wszystkie myśli chęć znalezienia sposobu, aby trosce tej zaradzić. I dlatego zaprowadził mnie wówczas dobry anioł tam, gdzie mogłam oglądać swego Pana. Nie mam co dodać do tego, co pisałam poprzednio w tym względzie. Było pięknie i wspaniale, ale nie mam sił opisać dokładnie. Od tej –

 

*1) W „Protokołach” angielskiego towarzystwa badań psychicznych znajdujemy w kwietniu 1895 r. starannie opracowany przez Myersa artykuł o doświadczeniach Mr. Stainton Moses’a. Na str. 87 i 88 mamy wiadomość o komunikacie, otrzymanym przez Stainton Moses’a 21 lipca od ducha, który mianował się jako wielebny Samuel Wilberforce, biskup z Westminster. Nie mam zamiaru rozwodzić się, czy komunikująca się Inteligencja miała rzeczywiście coś wspólnego z duchem odcieleśnionego biskupa; chcę tylko zwrócić uwagę na ten komunikat tak zgodny z tern, co pisała Julja o „życiu w zaświecie”. „Gdy duch mój ocknął się do świadomości wiecznego życia i całego otoczenia, znalazłem się w towarzystwie jasnych, szczęściem promieniejących aniołów, którzy pouczali mnie o wszechogarniającem miłosierdziu Boga. Cios, który rozdzielił mnie z życiem, był tak nagły, że nie odrazu uświadomiłem sobie, że przebywam w świecie duchowym. Progi mój ojciec dał mi się poznać wszakże i przekonywał mnie, że istotnie żyję i jestem w rzędzie duchów jasnych. Była z nim także i moja kochana matka, a potem przyłączył się do nich czysty duch Kabla i cały tłum innych dusz, pracujących dla dobra powszechnego. Oni powiedli mnie do przybytku, gdzie znajdowali się moi opiekunowie.  Nauczyłem się od nich, czego mi brakowało i wiele odrzuciłem od siebie, co dotąd wydawało mi się niezmiernie
ważnem. Ach, jakże łatwo pozbywa się duch poglądów ziemskich, do których kiedyś tak był mocno przywiązany! Od moich przewodników i opiekunów otrzymałem polecenie skomunikowania się z ziemią, gdzie żyje jeszcze tylu moich ukochanych. Ale niestety, niestety nie mogę tego osiągnąć. Dotąd jeszcze nie wiedzą oni tego i nie chcą zrozumieć. Odkąd porzuciłem ziemię, pochłania mnie praca nad przygotowaniem się do przypadającego mi zadania, któremu chcę się poświęcić. Pod kierunkiem przewodników przeszedłem już pierwszą sferę, gdzie zebrani są tacy, których związki miłości przykuwają do ziemi, lub którzy niezdolni są wogóle pójść wyżej. Spotkałem tu kilku ludzi, znanych mi jeszcze za życia cielesnego i nauczyłem się od nich wiele zarówno jak od innych. Praca moja taką właśnie będzie, dopóki nie wejdę w przeznaczoną mi sferę. Przyszedłem aby podać ci te parę słów uspokojenia i pociechy. Bądź dobrej myśli.”
– Tyle chciałoby się zapytać. Czy sfery podobne są do tego świata?
– Podobne w każdym względzie. Jedynie zmiana warunków stanowi różnicę.
Kwiaty, owoce, urocze krajobrazy, zwierzęta ssące otaczają nas, tak samo jak na ziemi. Zmieniły się tylko warunki materjalne. Nie potrzebujemy troszczyć się o pożywienie, ani nie zabijamy zwierząt, aby żyć. Materji w waszem pojęciu niema. Prócz tego, co bierzemy z powietrza, nie potrzebujemy nic namacalnego. Nie jesteśmy też krępowani w ruchach żadną przeszkodą materjalną, jak to u was bywa. Poruszamy się swobodnie mocą naszej woli. Uczę się stopniowo, jak nowonarodzone dziecko, aby przywyknąć do nowych warunków bytu.”
– Czy wszystkie rzeczy wydają ci się rzeczywiste i prawdziwe?
– Zupełnie i do tego bardzo piękne.

– chwili nigdy już niebyłam smutną, chyba na myśl o własnych niedostatkach i braku miłości. Oh, przyjacielu drogi, gdybyśmy mogli żyć w większem poczuciu istotności Jego ukochania!

Jak zapatrujecie sie na boskość Pana naszego? Nie troszcz się zbytnio o to szkolne zagadnienie. Dla ciebie wartość mieć powinien sam istniejący fakt, a nie to, co namądrzono w tym względzie od setek lat. Mój przyjacielu, gdy na tę stronę przejdziesz i wyrobisz sobie żywsze pojęcie o majestacie i cudach wszechświata; gdy ujrzysz wzniosły rozwój nieskończonej wspaniałości naszego Ojca, jak my to codzień oglądać możemy; jak zobaczysz, podobnie do nas, że całą tajemnicą wszechrzeczy jest miłość i że miłości tej nikt ludziom tyle nie ofiarował, co On, wtedy dopiero zrozumiesz, że w Niem wcielona była cała pełnia boskości. Mój przyjacielu kochany – tak będzie najlepiej; bądź zupełnie bierny i nie zapytuj ciągle, lecz pozwól mi pisać, jak gdybym własnej ręki używała. To, co mam powiedzieć tobie, a przez ciebie innym kobietom i mężczyznom, wśród których żyłam niegdyś, nie jest bynajmniej wiadomością, którą możesz wydobyć ze mnie gorliwemi pytaniami. Później, gdy skończę, pytaj o co zechcesz, tymczasem zaś zachowaj spokój umysłu o ile tylko zdołasz. Pisaniem zajmę się sama. Chcę teraz, kochany przyjacielu, pójść dalej, gdziem przerwała, kiedy komunikowałam ci swoje doświadczenia, jakie poczyniłam, znalazłszy się nadobre po tej stronie. Gdy ujrzałam blask i świetność promieni miłości zalewających świat, radość moja nie miała granic.

Wszystkie różnorodne rodzaje miłości, jakie tylko poznałam na waszej stronie, traciły całą wartość wobec pałającego blasku tej miłości, która osłaniała mnie na wzór szaty i dawała mi ujrzeć, jakie cudowne zdolności, jakie moce niemarzone drzemały w sercach naszych. Niema na to żadnego innego wyrazu, tylko „miłość”. Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem i tajemna moc Boga, to miłość. Im głębiej zdołacie wniknąć w Jego naturę, którą jest miłość, tem podobniejsi stajecie się Bogu. Jeśli kochamy, jesteśmy jak Bóg; oddalamy się zaś od niego w miarę braku miłości. Oh, gdybym mogła to uskutecznić, by ci dać ujrzeć, jak tu jest; jaką jest prawdą, że tylko ci żyją którzy kochają; że wszystko, co nie jest miłością, oznacza śmierć; że dusza, która nie kocha jest bez Boga i pogrążona jest w ciemnościach i że jedyną drogą do wybawienia świata, to przepoić go miłością, przesycić go miłością, miłością nawet dla najgorszego. Nie przez wstręt do ludzi, choćby to było za ich grzechy, możesz ich od tych grzechów uwolnić. Daruj mi, ale taką jest prawda. Wszystko inne, co mogłabym ci powiedzieć jest tylko ozdobą, to zaś stanowi samą treść wszystkiego.

Drogi przyjacielu – chętnie podejmuję ciąg dalszy mego posłannictwa.
Byłeś tak zajęty, że obawiałam się, iż nigdy nie zdołam ci powiedzieć wszystko to, co musisz poznać.

Charakter, który chwilami dostrzegasz, a nigdy całkowicie nie rozpoznajesz, musi być tak ceniony, jak my tutaj widzimy go i oceniamy. W tym względzie pełno mamy niespodzianek. Rozpoznajemy ludzi takimi, jakimi są istotnie. Naturalnie nie wszystkich ludzi i nie wszędzie. Gdy jednak zasłona spadnie, ujawnia się prawdziwa natura duszy, a ten czynnik niewzruszalny jest właśnie charakterem. Wiem, że to wyrażenie brzmi trochę oklepanie. Przestaje być jednak zwrotem mowy oklepanym, gdy zastosujemy go po naszemu. Nie, nawet przy najżywszej wyobraźni nie zrozumiesz, jaką to różnicę stanowi zyć w miej,scu, gdzie charakter stanowi kamień probierczy; gdzie majątek, stanowisko, czyny nie biorą się w rachubę – nawet i wyznanie religijne jest obojętne. Tak często spotykane u was pojęcie, że słowa szeptane wargami wywierają magiczny wpływ na wasze serca tutaj dopiero ujawnia swą pustą zwodniczość…

Widzimy tutaj rzeczy, jakiemi są, a nie za jakie uchodzą. Cóż za niespodzianki, co za przemiany zdumiewające i rewolucje w ocenianiu mężczyzn i kobiet, których miało się przedtem za co innego! Oh, przyjacielu mój, przyjacielu, jeżeli pierwsze słowo mego posłannictwa głosiło: Bóg jest miłością, a ci którzy kochają, żyją w Bogu, to drugie moje słowo napewno brzmi: Nie sądź! Nie sądź! Nie wszystko bowiem możesz widzieć, nie wszystko możesz zrozumieć! Jesteście wszyscy jak dzieci, które chcą w ciemności odgadywać barwę cieni, rzucanych na zasłonę. Barw nie dostrzegacie, a z całą jednak pewnością głosicie swój wyrok. Nie sądź przynajmniej dopóty, aż będziesz mógł ujrzeć człowieka takim, jakim jest. Co oceniłeś jako rzecz najgorszą, właśnie bywa nieraz najlepszem. A często pozornie najlepsze należy do najgorszych. Pobudka nie wszystko stanowi, ale bierze się bardzo pod uwagę – tak bardzo, że nigdy nie można dokładnie osądzić tego czyje pobudki są ukryte. Własne moje doświadczenia w tym względzie były różnorodne i wprędce przywykłam nie cenić przymiotów i przywilejów, o których tak wiele trzymałam, będąć na ziemi Wówczas zapytywałam często, jak dalece jest ktoś religijny, czy należy do tego lub innego Kościoła; dzisiaj te rzeczy mają dla mnie tyle znaczenia, co modne ozdoby i kołnierzyki. My nie pytamy o Kościół.

Pozwól mi dokończyć, abyś nie zrozumiał źle tego, co napisałam. Nie sądzę wcale, że pobożność religijna nie ma znaczenia. Owszem, bardzo jest wrażna. Chciałam tylko zanaczyć, że zapytanie o stosunek do Kościoła nie może być sposobem przekonania, czy ktoś jest lub nie jest religijnym. To jest szkaradzieństwo, którego nie dopuszczamy się tutaj. Nie zapytujemy nigdy o takie rzeczy, jeśli nie są one w związku z prawdziwą religją. Żałujemy, że tak jest i ubolewamy ciągle nad faktem, że wyznania religijne stawia się na miejscu miłości, która jest pełnieniem prawa.

Stopień miłości w jakim kochasz innych, jest miarą twojej religji. Stopień obojętności i nienawiści, które obezwładniają miłość w duszy, jest probierzem niewiary. Miłość przenika w samolubstwo, jak promienie słoneczne w czarną noc. Oto jest Bóg w życiu. Oto, co widzimy tutaj. Światło jaśniejące w ciemności: miłość jest tem światłem. Nie zależy nam wcale na kształcie i zmianach okien, które to światło przepuszczają. Pytania takie dadzą się rozwiązać bardzo prosto.

Najlepszem oknem które będzie? Najlepszem będzie to, które przepuszcza najwięcej światła. Co to za światło, które jest probierzem dla okna? Światłem życiowem jest miłość, a miłość jest Bogiem i Bóg jest miłością; a którzy nie kochają, ci tkwią w najgrubszym mroku, w dolinie śmiertelnego cienia. Grzech polega tylko na życiu bez Boga, to znaczy bez miłości. Im głębiej pomyślisz, tem lepiej zrozumiesz, że miłość samolubna miłością nie jest, a miłość, która znieważa i rani przedmiot swego uczucia, nietylko nie jest miłością, lecz jest okrucieństwem. Miłość, która nieustannie poświęca szczęście i dobro ukochanej istoty bezpośredniemu zadowoleniu chwili, nie jest prawdziwą miłością. Każda miłość prawdziwa powoduje się pewną wstrzemięźliwością i to jest równie słuszne w stosunku do najwyżzej miłości jak i do miłości między mężczyzną i kobietą. Powściągliwość wynikająca z miłości jest przewidująca. A miłość prawdziwa przedewszystkiem widzi daleko.

źródło: fragment książki W. T. STEAD “LISTY ZAŚWIATA”
PRZEŁOŻYŁA: JANINA KRECZYŃSKA, rok 1932