duch – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Fri, 22 Dec 2023 20:56:37 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png duch – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 Duch w stosunku do czasu i przestrzeni. Sfera i zadanie materii. https://tarot-marsylski.pl/duch-w-stosunku-do-czasu-i-przestrzeni-sfera-i-zadanie-materii/ Fri, 22 Dec 2023 20:53:22 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=9415 Czytaj dalej ]]> Nie ulega wątpliwości, że głęboka filozofia leży u podstaw spekulacji naukowca i metafizyka dotyczących czasu i przestrzeni. Wiemy, że te dwa słowa, choć często nadużywane, zawierają w sobie pozorny limit świadomości. Terminologia nie powinna być przyjmowana ani interpretowana jako formuła lub stwierdzenie świadomości.

Literatura, podobnie jak matematyka, ma znaczenie ezoteryczne oraz egzoteryczne; ale słowa są nośnikami myśli, ubiorem idei, które w takim samym stopniu nie definiują myśli w jej duchowości, jak garnitur nie definiuje człowieka. Istnieje odległy związek między nimi, ale tak jak cień nie może zdefiniować światła, które go tworzy, tak samo słowa nie powinny być przyjmowane jako absolutne interpretacje myśli, które ubierają. Słowom należy nadać definicję duchową oraz materialną.

Co więcej, słowa muszą być rozumiane dokładnie w taki sposób, w jaki umysł, który ich używa, pragnie przekazać, a ponieważ w tym względzie istnieje ogólne i szczególne zastosowanie, zarówno w sensie materialnym jak i duchowym, należy zachować ostrożność, aby nie pomylić jednego znaczenia z drugim lub aby nie przyjąć dwuznaczności za jasność.

Prawdziwi mistrzowie formy dbają o to, aby to duch definiował formę, a nie forma ducha. To właśnie jest doskonała sztuka.

W ten sposób słowa 'czas’ i 'przestrzeń’ ucierpiały z powodu wielorakiej definicji, jednak w filozofii są słowami wybitnymi, które przekazują różne znaczenia różnym umysłom. Gdy na przykład dosłownie rozumiesz czas i przestrzeń, czynisz je współmiernymi z materią, a ponieważ materia jest współmierna z duchem, oba nadają słowom to, co jest zakładane w jakości obu. Materii przypisuje się trzy wymiary: długość, szerokość i grubość, podczas gdy duch jest ograniczony ostatecznością lub skończonością, słowami, które oznaczają koniec czasu i przestrzeni. Pomyłka pojawia się natychmiast, gdy próbuje się użyć formuły, jak tutaj przedstawiono. Wtedy przyjmuje się, że czas i przestrzeń są nieograniczone. Jednak wszystko to jest nie do pogodzenia ze słowami interpretowanymi materialnie.”

„Czas jest pojęciem konkretnym, jak ilustruje to greckie słowo (temno), podczas gdy przestrzeń jest równie konkretna. Jednak gdy są stosowane do materii, wydają się określać płaszczyznę jej działania, a gdy stosowane są do ducha, wydają się przekazywać zupełnie inne wrażenie.

Przyczynę tego postaramy się tutaj wyjaśnić.

Duch jest przeznaczony do działania w sferach. Te sfery działają na odpowiadających im płaszczyznach, które są określane słowem materia. Materia jako kompozycja lub chemiczna baza tych płaszczyzn jest duchem w surowej formie. Wszystkie elementy, jak gdzie indziej nauczyliśmy, są duchowe w swoich powinowściach, to znaczy są odpychane i przyciągane przez psychiczne polaryzacje lub centra. Nie mają one absolutnego istnienia. Nie istnieją same przez się ani poza duchem. W rzeczywistości są w subtelnej i surowej formie jednym i tym samym duchem. Duch posiada je i manifestują się one na płaszczyźnie materialnej poprzez spektrum lub medium świadomości, nie jako byt lub kompozycja bytów, ale jako prawdziwa forma ducha, duch mający w sobie jednostkę lub pierwotną formę kalejdoskopu tych elementów. Tak więc cokolwiek może składać się na elementy lub organizm ciała, jako niezmienna prawo kontroluje formy, które pojawiają się w sferze i płaszczyźnie o jednolitych wibracjach. Materia w rzeczywistości jest tylko sposobem ruchu, ustalonym przez niezmienną prawo ducha. Dlatego wszystkie elementy mają swoje jednolite przyciągania i odpychania, jak również ich analogiczne polaryzacje. Dlatego też znajdziesz na wszystkich słońcach i w ich systemach polaryzację, która reguluje siły odśrodkowe i dośrodkowe, sprawiając, że jest to tylko oś, na której obracają się orbity i ruchy galaktyk.”

„Samą polarność ustala niezmienna prawo. W ten sposób, na płaszczyźnie lub w sferze ducha, na przykład numer jeden (1), panuje pewien stopień wibracji, a duch działa zgodnie z nimi, ukazując swoje zjawiska i wyrażając swoje działanie, wszystkie domniemane elementy, które grają w jego mistycznym kalejdoskopie, są zgodne z polarnością ducha, który centruje swoją oś na jednolitych polaryzacjach w podobieństwach. Przez podobieństwa rozumiemy tryby ruchu, które zapowiadają w jednolitym stosunku rozwoju analogiczną formę ruchu, ale przy wyższej szybkości wibracji. Tak więc wodór, tlen, argon, każdy z nich ma swoje ostateczne formy w duchu. Są prototypami absolutnego typu. W ten sposób materia wydaje się być i jest przeznaczona w warunkach czasu i przestrzeni, które obie mają do czynienia z trybami ruchu ducha.

Mistyczny krąg czasu i przestrzeni został porównany do koła zawierającego 360 stopni, przy czym stopnie w przestrzeni i czasie odpowiadają sobie dokładnie, a wibracja w dowolnej sferze lub analogicznej płaszczyźnie obejmuje koło w przestrzeni w jednolitym czasie. Innymi słowy, potrzeba tyle czasu, aby przejść tak daleko w tym kręgu o 360 stopniach. Jedna szybkość wibracji może być wolniejsza lub szybsza niż inna, ale polarność niższa jest warunkowana przez wyższą i działa w doskonałym rytmie z nią. Ponad, pod i przez wszystkie te sfery i odpowiadające im płaszczyzny wibracji rządzi jedno niezmienna prawo. W ten sposób czas i przestrzeń są terminami względnymi i należy je tak interpretować, nie czyniąc z nich formuły duszy ani Kosmosu. Czas i przestrzeń to słowa odnoszące się do sfer i płaszczyzn działania psychicznego, a więc do trybów życia lub istnienia duszy. Głównie mają do czynienia z materialnością i nie są uznawane w kalendarzu ducha. Myśl i działanie wyrażone w duchowości rządzą wszystkimi pojęciami wieczności i ukazują ich duchowe znaczenie w wyższym życiu. Nie ma tam czasu ani przestrzeni w materialnym sensie, lokalizacja czy miejsce zamieszkania są podporządkowane prawu, które działa odwrotnie niż w materialności. To znaczy, podczas gdy tutaj duch jest podporządkowany naturalnemu, w naszej sferze naturalne jest podporządkowane duchowemu prawu. Różnica polega na korespondencji, a nie na opozycji. W ten sposób czas i przestrzeń nie są dosłowne, ale duchowe, a rzeczywiste pojęcie ich staje się zrealizowane.”

„Funkcją lub sferą materii jest doprowadzenie duszy przez te liczne zmiany, wszystkie ustalone przez niezmienną prawo, przez jednolity proces ewolucji do celu inwolucji, którym jest apoteoza. Nie interesują nas przyczyny ostateczne, ale misja faktów życia, które są korelatami prawdy, wykładnikiem prawa bytu. Nie zajmujemy się powodem, ale przyczyną całego tego układu i z naszego punktu widzenia jest oczywiste, że materia służy duszy w jej ewolucji. Jest podstawowym trybem manifestacji i ekspresji oraz dzięki swoim własnym szybkościom wibracji służy duszy w jej różnych i jednolitych stanach świadomości. Tak jest w naszej sferze, jak i w sferze grubszego materii. Jednakże cel jest osiągany, ponieważ sfery i płaszczyzny są zawsze utrzymywane w jednej doskonałej korelacji i integralności. Duch jest tylko podporządkowany temu czy innemu trybowi, gdy stan duszy osiąga przez niego doskonałość. Nigdy materia pierwszego stopnia (1) nie może zawierać duszy, która żyje i porusza się oraz ma swoje bytowanie w materii drugiego stopnia (2). I tak dalej przez matematyczną serię w rytmicznym i mistycznym skali bytu. Dąż więc do czystości sfer, gdzie dusza odpowiada na subtelniejsze stopnie ruchu w materii, a mózg stanie się soczewką, a umysł spektrum, przez które będzie przepływać światło świateł, przynosząc własny wspaniały kalejdoskop.”

źródło: Spirit in Relation to Time and Space. The Sphere and Office of Matter. „CLAIRVOYANCE A SYSTEM OF PHILOSOPHY, CONCERNING ITS LAW, NATURE AND UNFOLDMENT”, By J. C. F. GRUMBINE, Chicago 1897.

]]>
Duch Uzdrowienia https://tarot-marsylski.pl/duch-uzdrowienia/ Sat, 28 Oct 2023 09:05:33 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=9265 Czytaj dalej ]]> Jest dość trudno dokładnie określić, czym jest prawdziwa lub teozoficzna praca, a w konsekwencji bardzo łatwo jest mówić o wysiłku jako o nieteozoficznym – to znaczy niewystarczająco bezinteresownym w motywacji. Faktem jest, że słowo Teozofia ma bardzo szerokie znaczenie, obejmujące prawdziwego ducha wszystkich wyznań i religii, nie ograniczając się do żadnej konkretnej, więc żadna praca wykonana w duchu prawdy i mądrości naprawdę nie jest nieteozoficzna.

Stąd, chyba że mówca posiada więcej wiedzy niż zwykli ludzie na temat przyczyn leżących u podstaw naszych działań, użycie słowa nieteozoficzne jest niepoprawne. W rzeczywistości, jeśli raz przyjmiemy, że możliwe jest działanie z bezosobowego punktu widzenia na rzecz konkretnej religii lub wyznania, praca ta staje się teozoficzna w charakterze. Zatem jedynie praca (w najszerszym znaczeniu słowa i na wszystkich płaszczyznach) z osobistego punktu widzenia, która zatem sprzeciwia się Uniwersalnemu Braterstwu, może naprawdę być opisana jako nieteozoficzna. Ale bynajmniej nie zakłada to, że praca, która na zewnątrz wydaje się autentycznie teozoficzna, nie jest naprawdę egoistyczna. To oczywiście stara historia wilka w owczej skórze. Potrzebujemy tylko jednego przykładu – rzeczywiście nazwanego zawodu medycznego. Ciągle słyszymy o wspaniałym poświęceniu lekarzy; o mężczyznach, którzy umierają na posterunku, zamiast porzucić potencjalnego pacjenta w czasach epidemii i cholery; o mężczyznach, którzy wysysają rurki tracheotomijne, mając przed oczami niemal pewną śmierć na dyfteryt; w końcu, choć rzadko, słyszymy o szczerym, gorliwym oddaniu się przez całe życie w miejscach i dzielnicach, gdzie opłaty są tak niskie, że lekarzowi ledwo starcza na życie z zarobków. To są bohaterowie zawodu. Ich praca, w większości, polega na bezinteresownym oddaniu się łagodzeniu cierpień, kulminującym w ostatecznej ofierze ich osobistych ja – bo śmierć to nic innego. Ale musimy spojrzeć również na mniej korzystną stronę obrazu – walkę nie o życie, ale o bogactwo, i pracę napędzaną ambicją i poszukiwaniem sławy. Oczywiście, pomijając osobisty, egoistyczny element w tym, ambicje w innych zawodach niż te związane z Kościołem czy Medycyną nie są wielkim czy nienaturalnym złem; ale w tych dwóch przypadkach jest to coś więcej niż szkodliwe, to poniżające zdradzenie zaufania. To symonizm w najgorszym wydaniu; tak, drodzy przyjaciele, zbliża się to bardzo do przypadku Judasza, który trzymał sakiewkę i zdradził swojego Mistrza pocałunkiem. Można zapytać, dlaczego tak radykalne potępienie tych dwóch najszlachetniejszych zawodów; tych dwóch, które z etycznego punktu widzenia polegają na służbie człowiekowi? Powodu nie jest trudno znaleźć.

Moc, którą prawdziwi uzdrowiciele posiadają – uzdrowiciele zarówno ciała, jak i duszy, to nie jest coś, co można sprzedać za pieniądze czy wymienić na bogactwo i sławę. Przynajmniej, jeśli ta możliwość istnieje, to nosi podejrzane podobieństwo do starej idei sprzedawania swojej duszy diabłu w zamian za moc i dobrobyt. Można na to odpowiedzieć, że nie ma nic złego w wymianie wiedzy o lekach, patologii, diagnozowaniu chorób, umiejętnościach chirurgicznych itd. – krótko mówiąc, całej wiedzy nabytej przez edukację – na pieniądze. Odpowiadam: Nie! ponieważ to jest wymiana materialna za materialne, i nic więcej. Ale to nie są jedyne cechy prawdziwego uzdrowiciela, a ci, którzy nie posiadają tych innych cech, o których mówię, nie są uzdrowicielami, i chociaż mogą uprawiać medycynę – i mogą być w niej, to jednak nie są jej częścią.

Jeśli chodzi o Kościół i jego wyznawców religii, sprawa jest jeszcze gorsza; nie mają oni materialnych produktów edukacji do wymiany, i w większości są zadowoleni z mówienia swoim owcom: „rób, jak ci każę, a nie jak ja robię”. Ale wśród nich są też szlachetne przykłady niezłomnej bezinteresowności i poświęcenia, chociaż większość tych, którzy wstępują do Kościoła, jest zbyt młoda, aby w pełni zrozumieć naturę swojego wysokiego powołania. Niestety, w zbyt wielu przypadkach powołanie to nie jest wezwaniem do służenia i uzdrawiania dusz, ale do zarabiania na życie i leczenia dusz w trakcie procesu. Ale znowu, można zapytać, jakie to wspaniałe moce stanowią prawdziwego uzdrowiciela, które nie są na sprzedaż ani do kupienia? Pierwszą, która naturalnie przychodzi na myśl, jest moc współczucia. Stary żart z „Puncha” o „dobrym zachowaniu przy łóżku pacjenta” ma znaczny podkład prawdy, gdy pozbawimy go nieprzyjemnej bzdury. Tym podkładem jest to, co daje współczucie; i to jest jednym z pierwszych elementów, które stanowią moc uzdrawiania. Daje to moc cierpienia razem z pacjentem i zrozumienia tego, co cierpiący znosi. To wykracza poza diagnozę, chociaż pomaga w niej, będąc znacznie pewniejszym – przynajmniej co do rzeczywistości cierpienia. Ale ta moc współczucia wyraża tylko część znaczenia mocy uzdrawiania. Współczucie dąży do zaniknięcia osobistych różnic między uzdrowicielem a cierpiącym; dąży do wyniesienia świadomości uzdrowiciela nie tylko do zrozumienia lekarstwa na chorobę, ale także do bycia samą mocą uzdrawiania, a także jest to ogromna okultystyczna moc, dzięki której wszyscy „starsi bracia” Uniwersalnego Braterstwa żyją swoim życiem; dzięki której wielcy oświeciciele świata nie tylko żyli swoim życiem, ale także przeżyli swoją śmierć, aby mogli pomóc tym, którzy ich pogardzali i odrzucali. Ale ta moc współczucia i pokrewne moce, które stanowią prawdziwego uzdrowiciela, są naprawdę tajemnymi mocami i tajemnymi lekarstwami. Dlatego są one otwarcie zakazane przez zawód medyczny, chociaż wyżej wymienieni profesorowie nie mogą uniknąć ich używania. Ale tajemne lekarstwa są w pewnym stopniu słusznie unikane. Ponieważ jest to tylko… Jest to naturalne, aby podchodzić z podejrzliwością do tajemnych środków zaradczych. W najlepszym razie ich użycie wydaje się jak działanie po omacku i w ciemnościach, a zatem wszelkie uzyskane wyniki muszą być empiryczne. Ponownie, zawód medyczny wydaje się chełpić się i otaczać piórami posiadając niewielką domieszkę swojego idealnego stanu i, poprzez ustanowienie się w rodzaj związku zawodowego, odmawia jako całość jakiejkolwiek współpracy z jakimkolwiek środkiem zaradczym, którego skład nie jest w pełni ujawniony. To przynajmniej bardziej życzliwe spojrzenie, ponieważ z drugiej strony lekarze doskonale wiedzą, jak chętnie publiczność goni za każdym nowym „lekiem cudem” i stara się leczyć się sama, nie wzywając ich na pomoc. Lekarze odpowiadają na to, że nie będą mieli nic wspólnego z lekiem, którego skład jest tajemnicą, a zatem w dużym stopniu służy on jedynie wzbogacaniu kieszeni jego odkrywcy, a nie leczeniu chorób z miłości do ludzi i nienawiści do cierpienia. To bardzo głośna i szlachetna idea, gdy nie jest to, co Amerykanie nazwaliby jedynie „wysokofalowaną”. Ale nawet gdy lekarstwo staje się własnością publiczną, niekoniecznie jest to na rzecz społeczeństwa; w rzeczywistości zazwyczaj służy to jedynie dobru aptekarza. On widzi receptę i ją zapisuje, publiczność tego nie robi; i zazwyczaj aptekarz kupuje leki tanio i miesza je w tej samej cenie, w jakiej to lekarstwo było pierwotnie sprzedawane na mocy patentu jego odkrywcy. Jednak pomimo niechęci zawodu medycznego do tajemnych środków zaradczych, nie ma wątpliwości, że w przypadku czołowych przedstawicieli tego zawodu najlepsze wyniki uzyskuje się dzięki stosowaniu recept, które praktycznie stanowią tajną formułę. Szczególna kombinacja, którą dany lekarz odkrył jako użyteczną, jest jego własnością i pozostaje nią, dopóki nie napisze książki, ponieważ różni aptekarze, którzy ją przygotowują, i różni pacjenci, którzy ją piją, nie są w pełni świadomi jej wartości i zastosowania. Różnica między tym a lekiem cudem polega jedynie na specyficznych nazwach i dużych reklamach, ale bardzo często są one równoważone przez sławę konkretnego chirurga lub lekarza. Ale, ze wszelkim szacunkiem dla lekarzy i chirurgów, którzy w wielu przypadkach okazują i wykazują wielką empatię dla cierpienia, trzeba pamiętać, że wielu z największych i najbardziej zajętych z nich poświęca godziny swojego cennego czasu tym, którzy są zbyt biedni, aby zapłacić w innej formie niż wdzięczność. Są również tacy, którzy ignorują wszystkie zasady rządzące związkami zawodowymi i śmiało opierają się na zasadzie Chrystusa, że „szabat został stworzony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu”. Innymi słowy, mówią, że każdy lek, który osobiście uznają za wartościowy w łagodzeniu bólu i choroby, musi być stosowany, nawet za cenę ryzyka bycia nazwanym „nieprofesjonalnym”. Znowu inni będą stosować te tak zwane tajemne środki zaradcze i nic o tym nie mówić, woląc oprzeć swoją wiarę na dowcipnie nazwanym jedenastym przykazaniu: „Nie daj się przyłapać”. W tym miejscu można przeprowadzić analogię między używaniem terminów „nie-teozoficzny” a „nieprofesjonalny”. Wydaje się, że oba są używane    w dużym stopniu w tym samym sensie związkowym zawodowym. W przypadku słowa „nieprofesjonalny” należy żałować, że jest to w dużej mierze spowodowane brakiem życzliwości i ducha dociekań. W przypadku słowa „niesteozoficzny” często jest używane z powodu braku życzliwości, a także w duchu skandalu i plotki. Chyba że ktoś jest teozofem czystym i prostym, który w pełni realizuje cele Towarzystwa Teozoficznego, użycie słowa „niesteozoficzny” zdradza, że ta osoba jest niesteozoficzna i nie realizuje tych celów, które obiecała wspierać najlepiej, jak potrafi.

W świetle powyższego można teraz zbadać sposób, w jaki leki Hrabiego Mattei zostały przyjęte. Sam Hrabia jest członkiem szlacheckiej rodziny z Bolonii, dużo podróżował, ale powrócił tam w 1847 roku i wziął udział w ruchu, który doprowadził do wyzwolenia Włoch. We wczesnym życiu bardzo chciał studiować medycynę, ale jego ojciec pragnął inaczej. Jednak jego pragnienie zdobywania wiedzy nie zostało stłumione i próbował podążać za swoimi zainteresowaniami. Słusznie doszedł do wniosku, że instynkty zwierząt niższych skłonią je do szukania ziół i roślin, które wyleczą ich dolegliwości, i że uważna obserwacja tych instynktów może ujawnić leki najwyższej wartości dla cierpiących ludzi. W ten sposób przyjął zwyczaj spacerowania w towarzystwie wielu psów cierpiących na różne choroby i uważnie obserwował ich zachowanie. Stopniowo nowa farmakopea zaczęła przybierać kształt, a instynkty psów pokazały, że konkretne choroby są leczone konkretnymi środkami. Te obserwacje zostały przeprowadzone ponad sześćdziesiąt lat temu i nie zostały zapomniane wśród zajęć intensywnego życia. W rzeczywistości, gdy te zajęcia stały się mniej absorbujące, Hrabia Mattei z zapałem powrócił do swoich wcześniejszych studiów. Został deputowanym w rzymskim parlamencie, ale wycofał się z życia publicznego po stwierdzeniu, że jego poglądy polityczne nie pokrywają się z poglądami ludzi, którzy go otaczali. Po tej rezygnacji Hrabia poświęcił się nauce medycyny, aby mógł zastosować pewne zasady, które, jak wierzył, odkrył jako wartościowe dla chorych i cierpiących ludzi. Według jego własnych relacji i świadectw pacjentów, nie był zawiedziony, a obecne leki, które noszą jego imię, są wynikiem dwudziestu pięciu lat nieustannej pracy i eksperymentów. Szybko zdobył ogromną praktykę, a w pierwszych latach jego porady i leki były całkowicie darmowe. Jednak nieszczęśliwe połączenie okoliczności, jak również koszty związane z przygotowywaniem leków, sprawiły, że Hrabia musiał zażądać pewnej niewielkiej rekompensaty za swoje usługi. Wtedy dowiedział się, że jego hojność była nadużywana, a pewni lekarze, którzy poprosili o leki i je otrzymali, opuścili Bolonię i sprzedawali leki po wygórowanych, zawyżonych cenach. Na tyle daleko to zaszło, że istnieją autentyczne przypadki, gdzie żądano talara za pojedynczy globulki, a za globulki (20-30) potrzebne do przygotowania kąpieli, w Nowym Jorku proszono o 1000 franków. Pewne wyobrażenie o wyłudzeniu może dać fakt, że Hrabia Mattei odnosi się do ceny w talerzach, twierdząc, że jest ona 1350 razy wyższa niż cena w Bolonii. To wystarczyłoby, aby usprawiedliwić jakąkolwiek ilość tajemnicy ze strony Hrabiego Mattei, tym bardziej że ta tajemnica całkowicie zapobiega fałszowaniu leków, co nieuchronnie nastąpiłoby, gdyby stały się one własnością komercyjną.

Mamy tylko zbyt dobrze znany przykład w szeregach zawodu medycznego. Wielu jego kolegów po fachu zostało poproszonych o wsparcie lekarza o nazwisku Warburg. Na dzień dzisiejszy trudno uwierzyć, że ten pan był szczęśliwym odkrywcą nalewki przeciwgorączkowej Warburga. Być może w tym kraju wartość tego związku nie była tak wysoko ceniona jak w Indiach. Ale niemożliwe jest otwarcie jakiejkolwiek pracy na temat chirurgii czy medycyny sprzed około dwudziestu lat i nie znalezienie specjalnego nawoływania do stosowania nalewki Warburga we wszystkich przypadkach wysokiej gorączki, a zwłaszcza w przypadkach gorączki malarycznej i pyremii. Związek ten sprzedawał się znakomicie i przynosił bardzo znaczące dochody swojemu odkrywcy, ale jak tylko ugiął się pod naciskiem opinii zawodowej i zgodził się opublikować swoją formułę, aby mogła ona znaleźć szersze zastosowanie, otrzymał nagrodę za swoją filantropię. Teraz każdy chemik przygotowuje ten przepis i sprzedaje go po cenie bardzo zbliżonej do pierwotnej, i co więcej, nigdy nie zwraca nawet części pensa w formie tantiem odkrywcy. W konsekwencji mamy przed sobą pouczający widok uczonego odkrywcy, który jest zmuszony żyć z jałmużny swoich zawodowych kolegów. Hrabia Mattei przynajmniej uchronił się przed tym, twierdząc, że na wypadek swojej śmierci podjął środki, aby uchronić świat przed utratą swojej tajemnicy i zamierza pozostawić ją jako spuściznę dla cierpiącej ludzkości. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że to on sam jest jedynym posiadaczem swojej tajemnicy. Jest oczywiste, że można uzyskać bogactwo, stosując ten system. Niektórzy z czołowych jego zwolenników regularnie odwiedzają Londyn i liczba tych, którzy ich konsultują, jest naprawdę zadziwiająca. Jestem zapewniony przez świadka, że tłum ten jest znacznie większy niż ten, który oblega drzwi najmodniejszego lekarza dnia. Kiedy czyta się literaturę na ten temat, coraz bardziej zdumiewa jej prostota. Wszystkie choroby sprowadzają się do trzech głównych form, a konstytucje różnią się stosownie. Istnieją konstytucje sangwiniczne i limfatyczne oraz różne ich kombinacje; są również zaburzenia gorączkowe oraz choroby wątroby i śledziony. W związku z tym istnieją trzy główne leki, które są stosowane w nadzwyczaj rozcieńczonej formie. Przynajmniej tutaj nie ma sensu dyskutować o wartości tych niewielkich dawek, więc może to pozostać tematem przyszłych dyskusji. Dla umysłu zawodowego najbardziej niezwykłym twierdzeniem ze strony Hrabiego Mattei będzie to o leczeniu raka, leki zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne, i to całkowicie bez użycia noża chirurgicznego. Stanowczo twierdzi, że jest w stanie wyleczyć każdy przypadek raka, który jeszcze nie uległ owrzodzeniu, a także dużą proporcję tych przypadków, które już to zrobiły. Nawet w przypadkach tych, które zostały zaniedbane i pozostawały przez długi czas w stanie owrzodzenia, twierdzi, że jest w stanie przywrócić pewną proporcję (choć nie dużą) do zdrowia. Oczywiście dla każdego, kto widział trudności związane z wczesnym diagnozowaniem raka, te twierdzenia brzmią bardzo głośno, wręcz do absurdu. Trudności związane z diagnozowaniem, nawet prawie do czasu, gdy użyty został nóż i tkanka została zbadana pod mikroskopem, są bardzo duże.

Ale w drugim podziale Hrabiego Mattei nie ma takiej trudności. Wtedy możliwe jest, dzięki pewnym wskaźnikom, jak również dzięki użyciu mikroskopu, stwierdzenie natury choroby. W tym miejscu Mattei wkracza i twierdzi, że dzięki użyciu jednego z jego leków, który wywiera wpływ elektryczny na raka, oraz jednej z tego, co nazywa swoimi roślinnymi energiami elektrycznymi, jest w stanie przywrócić cierpiącego do zdrowia. Z pewnością konserwatywna chirurgia, jeśli zasługuje na to miano, powinna zbadać takie twierdzenie. Co do roślinnych energii elektrycznych, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Widziano przypadki nerwobólów i rwy kulszowej oraz bólu reumatycznego stawów, które ustępowały przed nimi jak przed magią; więc nawet w ostatnich stadiach raka, gdy jedynym schronieniem dla cierpiącego pozostaje grób, mam powody, by w pewnym stopniu wierzyć Hrabiemu Mattei, gdy twierdzi, że jest w stanie pozwolić wspomnianemu cierpiącemu odejść spokojnie, w pełnej świadomości i bez użycia morfiny.

Dla tych, którzy znają okultystyczne zastosowania i moce roślin, fakt, że Hrabia Mattei zbiera swoje zioła w szczególnych fazach księżyca, przekaże wiele znaczenia. Ponadto, poczują oni dodatkową pewność co do ich wartości i przestaną się dziwić, przynajmniej z jednej strony, dlaczego Hrabia Mattei wybiera zachować swoją tajemnicę w sekrecie. Wydaje się prawdopodobne, przynajmniej w pewnym stopniu, że Hrabia Mattei jest jednym z „starszych braci” rasy ludzkiej, chociaż to, w jakim stopniu jest tego świadomy, może być kwestią spekulacji, którą można by rozwiać jedynie przez samego Mattei oraz jego równych i przełożonych. To, co jest z pewnością pewne, to fakt, że jego system medycyny, zarówno w teorii, jak i w praktyce, stanowi wyraźny krok naprzód w sztuce leczenia. Mattei jest jednym z tych pionierów postępu, którzy spędzają większą część swojego życia na wprowadzaniu do publicznego użytku tajemnicy, którą się opanowali. Pan Keeley z Filadelfii wydaje się być kolejnym z tych pionierów, będącym przed swoimi czasami. Jednak Pan Keeley, w swojej pracy, przypomina Brata Bacona, który błogosławiony (?) świat prochem strzelniczym. Niewątpliwie cywilizacja została znacznie rozszerzona dzięki jego pomocy; ale bez względu na to, jak bardzo mógł być on przydatny człowiekowi w dostosowywaniu natury do swoich potrzeb, przyczynił się również do zaspokajania jego namiętności. Hrabia Mattei wydaje się nie mieć tych „wad swoich zalet” i starał się błogosławić świat, nie przynosząc mu przy tym klątw. Mimo to zawsze jest możliwe, że gdy jego sekret stanie się znany, zwróci uwagę na rośliny, które mają równie niszczycielski i trujący wpływ, jak moc lecznicza roślin i ziół, których używa. W każdym razie, obecnie jego sekret jest użyteczny dla świata i, o ile można to zobaczyć, korzysta z niego w sposób sprawiedliwy i „braterski”. Czy powiedziano powyżej wystarczająco, aby pokazać, że fakt, iż jego leki są „tajemnymi” kompozycjami, nie powinien stanowić przeszkody w ich użyciu? Co jeszcze ważniejsze, prawdziwi teozofowie powinni uznać, że Hrabia Mattei zrobił to, co starają się zrobić, i poświęcił swoje życie Prawdziwej Pracy.

A. I. R.

źródło: THE SPIRIT OF HEALING; LUCIFER a Theosophical Magazine, Volume 1, London September 1887 – February 1888

]]>
The „Mysterium Magnum” of the Rose Cross https://tarot-marsylski.pl/the-mysterium-magnum-of-the-rose-cross/ Thu, 07 Sep 2023 11:00:42 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=9092 Czytaj dalej ]]> Czasami otrzymujemy listy od studentów, którzy wyrażają żal z powodu samotności w nauce filozofii różokrzyżowej, że ich małżonkowie, dzieci czy inni krewni nie są zainteresowani lub nawet są wrogo nastawieni do tych nauk, pomimo wszystkich starań owych studentów, aby zainteresować te osoby i tym samym zdobyć towarzystwo w swoich badaniach lub przynajmniej wolność w podążaniu za swoimi upodobaniami. Tarcie to powoduje u nich pewien stopień nieszczęścia, zależnie od ich różnych temperamentów, i proszą nas, abyśmy doradzili im, jak przezwyciężyć ten antagonizm i przekonać swoich krewnych. Zrobiliśmy to poprzez osobiste listy i mieliśmy zaszczyt pomagać zmieniać warunki w niemało domach, gdy nasze rady były przestrzegane; ale wiemy, że często ci, którzy cierpią najbardziej, milczą, więc postanowiliśmy poświęcić trochę czasu na dyskusję na ten temat.

Słusznie mówi się, bardzo słusznie, że „niewielka wiedza jest niebezpieczna” i dotyczy to z równą mocą nauk różokrzyżowych, jak i każdego innego tematu. Dlatego bardzo pierwszym krokiem jest sprawdzenie, czy posiadasz wystarczającą wiedzę, aby być bezpiecznym. Pozwól więc, że zadam pytanie: Jakie jest to nauczanie różokrzyżowe, które tak chciałbyś podzielić się z innymi, a oni sprzeciwiają się? Czy są to bliźniacze prawa „Przyczyny i Skutku” oraz „Odrodzenia”? Są one doskonałe do wyjaśniania wielu problemów życiowych i stanowią wielkie pocieszenie, gdy ponury żniwiarz pojawia się i zabiera z naszego domu kogoś bliskiego i drogiego. Ale musisz pamiętać, że jest wielu, którzy nie czują potrzeby żadnego wyjaśnienia. Konstytucyjnie są niezdolni do zastosowania tego, tak jak głuchoniemy jest niezdolny do korzystania z telefonu. Prawda jest taka, że pracujemy z większą korzyścią, będąc świadomym prawa i jego celu, ale cieszmy się faktem, że te prawa działają na dobro wszystkich, niezależnie od tego, czy są tego świadomi, czy nie, a więc ta wiedza nie jest niezbędna. Nie poniosą wielkiej straty, ponieważ nie przyjmują tej doktryny, a mogą uniknąć niebezpieczeństwa związanego z posiadaniem „niewielkiej wiedzy”.

W Indiach, gdzie te prawdy są znane i wierzone przez miliony, ludzie podejmują niewielkie wysiłki w kierunku postępu materialnego, ponieważ wiedzą, że mają nieskończoność czasu i to, czego nie osiągną w tym życiu, może poczekać do następnego lub późniejszego życia. Wielu Zachodnich, którzy przyjęli doktrynę reinkarnacji, przestało być użytecznymi członkami swojej społeczności, przyjmując życie lenistwa, przynosząc w ten sposób hańbę tym tzw. wyższym nauczaniom. Jeśli twoi znajomi nie chcą tej nauki, zostaw ich w spokoju. Nawracanie nie jest bynajmniej istotnym punktem nauczania różokrzyżowego. Strażnik Bramy nie będzie ich egzaminował pod kątem wiedzy, a może przyjąć niektórych, którzy są całkowicie nieświadomi tej sprawy i zamknąć drzwi przed twarzą innych, którzy poświęcili swoje życie na studiowanie, wykładanie i nauczanie tych praw.

Jeśli więc doktryny „Przyczyny” i „Odrodzenia” są nieistotne, co z złożoną strukturą człowieka? Czyż nie jest istotne wiedzieć, że nie jesteśmy jedynie tym widzialnym ciałem, ale mamy także witalne ciało, które zasila je energią, ciało pragnień, które wydaje tę energię, oraz umysł, który kieruje naszymi wysiłkami na kanale rozsądku, i że jesteśmy dziewiczymi duchami uwikłanymi w trzykrotny welon jako ego. Czyż nie jest istotne wiedzieć, że ciało fizyczne jest materialnym odpowiednikiem Boskiego Ducha, że ciało witalne jest repliką Ducha Życia, a ciało pragnień jest cieniem Ducha Ludzkiego, z umysłem tworzącym połączenie pomiędzy trzykrotnym duchem a trzykrotnym ciałem? Nie, nie jest niezbędne znać tych rzeczy. Właściwie użyta, ta wiedza jest przewagą, ale może być również bardzo zdecydowaną wadą w przypadku tych, którzy mają tylko „trochę wiedzy” w tym kierunku. Jest wielu takich, którzy zawsze medytują nad „wyższym ja”, zapominając całkowicie o wielu „niższych ja”, które cierpią w nędzy u ich drzwi. Wielu jest takich, którzy dzień i noc marzą o czasie, gdy będą codziennie podejmować swoje duszne loty jako „niewidzialni pomocnicy”, łagodząc cierpienia chorych i zrozpaczonych, ale nie chcieliby wydać pięciu centów na przejazd tramwajem i godziny czasu, aby przynieść biednej, samotnej duszy w szpitalu miejskim kwiat i słowo otuchy. Powtarzam, że Strażnik Bramy raczej wpuszcza tego, który zrobił, co mógł, niż tego, który dużo marzył, a nic nie zrobił, by pomóc swojemu cierpiącemu bliźniemu.

Jeśli udałoby ci się przekonać ludzi do studiowania różokrzyżowych nauk o śmierci i życiu pozagrobowym, poczułbyś, że ważne jest, aby wiedzieli także o srebrnym sznurze, który pozostaje nienaruszony przez okres około trzech i pół dnia po opuszczeniu ciała przez ducha, i że musi pozostać nienaruszony, podczas gdy panoramę jego przeszłego życia zapisuje się w ciele pragnień, które mają służyć jako arbiter jego życia w niewidzialnym świecie. Chciałbyś, żeby wiedzieli wszystko o życiu ducha w czyśćcu – jak złe czyny jego życia odbijają się na nim jako ból, by stworzyć sumienie i powstrzymać go przed powtórzeniem w późniejszym życiu czynów, które spowodowały cierpienie. Chciałbyś, żeby wiedzieli, jak dobre czyny życia są przekształcane w cnoty, które można wykorzystać w późniejszych życiach, jak przedstawiono w naszej filozofii. Bez wątpienia zaskoczyło cię stwierdzenie, że znajomość wielkich bliźniaczych praw jest nieistotna. Prawdopodobnie kolejne twierdzenie, że nie ma znaczenia, czy inni dowiedzą się o budowie człowieka, jaką znamy, mogło cię oburzyć; i z pewnością będziesz zszokowany, gdy powiem, że nauki różokrzyżowe dotyczące śmierci i przejścia ducha do niewidzialnych światów są również stosunkowo niepotrzebne do celu, który chcemy osiągnąć. Naprawdę nie ma znaczenia, czy twoi krewni rozumieją lub wierzą w te nauki. Jeśli chodzi o twoje własne odejście, gorąca prośba, aby pozostawili twoje ciało w spokoju i nienaruszone przez odpowiedni czas, prawdopodobnie zostanie spełniona dosłownie, ponieważ ludzie mają prawie przesądny szacunek dla takich „ostatnich próśb”; a jeśli którekolwiek z twoich znajomych przejdzie na drugą stronę, ty jesteś tam ze swoją wiedzą i możesz zrobić dla nich to, co słuszne. Więc nie martw się, jeśli odmówią przyjęcia tej części nauczania różokrzyżowego.

Ale student może powiedzieć: „Jeśli wiedza na wyżej wymienione tematy, które wydają się tak praktyczne, jest nieistotna dla postępu, to wynika z tego, że studiowanie Okresów, Rewolucji, Światowych Globów itp. jest całkowicie nieistotne. To eliminuje wszystko, co naucza się w „Cosmo”, i nic nie zostaje z nauczania różokrzyżowego, które przyjęliśmy i do którego przywiązaliśmy naszą wiarę.”

Czy nie zostało nic? Tak, rzeczywiście, wszystko pozostało, bo wymienione rzeczy to tylko łuski, które musisz usunąć, aby dostać się do miąższu w orzechu, do jego jądra. Czytałeś „Cosmo” wiele razy, prawdopodobnie?

Może się nim zainteresowałeś i jesteś dumny ze swojej wiedzy o tajemnicy świata, ale czy kiedykolwiek czytałeś tajemnicę ukrytą w każdym wierszu? To jest wielkie i istotne nauczanie, jedno nauczanie, na które twoi przyjaciele odpowiedzą, jeśli znajdziesz je i dasz im. „Cosmo” głosi na każdej stronie EWANGELIĘ SŁUŻBY.

Dla naszego dobra Bóstwo objawiło wszechświat. Wielkie twórcze Hierarchie były i niektóre z nich nadal są naszymi sługami. Lśniące anioły-gwiazdy, których ogniste ciała widzimy krążące w przestrzeni, pracowały z nami przez wieki, a w odpowiednim czasie przyszedł Chrystus, aby przynieść nam duchowy impet potrzebny w tamtym czasie. Jest to również niezmiernie znaczące, że w przypowieści o sądzie ostatecznym Chrystus nie mówi: „Dobrze zrobione, wielki i uczony filozofie, który zna Biblię, Kabałę, 'Cosmo’ i całą inną tajemniczą literaturę, która ujawnia zawiłe mechanizmy natury”, ale mówi: „Dobrze zrobione, dobry i wierny sługo: * # * wejdź w radość swego pana. Bo byłem głodny, a wy daliście mi jeść: byłem spragniony, a wy daliście mi pić; # * * …”. Ani jednego słowa o wiedzy; cały nacisk został położony na wierności i służbie.

Jest głęboki okultystyczny powód tej zasady: służba buduje ciało duszy, wspaniałą ślubną szatę, bez której nikt nie może wejść do królestwa niebios, okultystycznie nazywanego „Nową Galileą”, a nie ma znaczenia, czy jesteśmy świadomi tego, co się dzieje, o ile wykonujemy pracę. Ponadto, gdy lśniące ciało duszy rośnie wokół osoby, to światło nauczy go lub ją o tajemnicach bez potrzeby korzystania z książek, a ten, kto jest tak nauczany przez Boga, wie więcej niż wszystkie książki na świecie zawierają. W odpowiednim czasie wewnętrzny wzrok zostanie otwarty i zostanie pokazana droga do Świątyni. Jeśli chcesz nauczyć swoich przyjaciół, niezależnie od tego, jak sceptyczni mogą być, uwierzą ci, jeśli głosisz ewangelię służby.

Ale musisz głosić przez praktykę. Musisz sam stać się sługą ludzi, jeśli chcesz, żeby ci uwierzyli. Jeśli chcesz, żeby cię śledzili, musisz prowadzić, inaczej będą mieli prawo kwestionować twoją szczerość. Pamiętaj, „jesteście miastem na wzgórzu”, i gdy deklarujesz swoje przekonania, mają prawo oceniać cię po twoich owocach; dlatego mów mało, służ dużo.

Jest wielu, którzy lubią dyskutować o spokojnym, pokojowym życiu przy kolacji, nie zdając sobie sprawy z tego, że czerwone pieczeń na stole i cygaro w ustach znieczulają efekt. Inni uczynili z brzucha swojego boga i woleliby studiować dietetykę niż Biblię; są zawsze gotowi przyciągnąć swoich znajomych i rozmawiać o najnowszych modach żywieniowych. Znałem jednego człowieka, który stał na czele grupy ezoterycznej. Jego żona była przeciwna okultyzmowi i diecie bezmięsnej. Zmuszał ją do gotowania warzyw w domu i mówił, że jeśli kiedykolwiek odważy się przynieść mięso do jego kuchni lub zanieczyści jego naczynia tym, wyrzuci ją i naczynia na ulicę, dodając, że jeśli musi być świnią, może iść i zdobyć mięso w restauracji.

Czy można się dziwić, że oceniała religię przez mężczyznę i nie chciała jej? Oczywiście, że to on był winien, będąc „strażnikiem swojego brata”, i choć jest to skrajny przypadek, czyni lekcję bardziej oczywistą. To jest na wieczną chwałę Mahometa, że jego żona stała się jego pierwszą uczennicą, a to mówi wiele o jego dobroci i trosce w domu. Jego przykład powinniśmy wszyscy naśladować, jeśli chcemy przekonać naszych przyjaciół do wyższego życia, bo choć wszystkie systemy religijne różnią się zewnętrznie, jądrem wszystkich jest miłość.

źródło: The „Mysterium Magnum” of the Rose Cross, Gleanings of Mystic By Max Heindel, London 1922

]]> Pierwiastki Umysłowe https://tarot-marsylski.pl/pierwiastki-umyslowe/ Mon, 13 Feb 2023 11:35:29 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=8171 Czytaj dalej ]]> W lekcji pierwszej zwróciliśmy uwagę naszą na trzy niższe pierwiastki człowieka, tj. 1) ciało fizyczne, 2) ciało astralne, 3) Prane czyli siłę życiową.

Przechodzimy teraz do pierwiastków umysłowych (mentalnych), które tworzą czwarty, piąty i szósty – z siedmiu elementów człowieka.

Wyliczymy tu dla lepszej orjentacji wszystkie cztery pierwiastki wyższe:

7) Duch.
6) Rozum duchowy.
5) Intellekt.
4) Rozum instynktowy.

Terminologja ta jest więcej niż niezadowalająca, ale przyjmujemy ją chętniej, niż terminy sanskryckie, które dla ucznia europejskiego są nazbyt pogmatwane i sztuczne. Trzy pierwiastki niższe są najbardziej m aterjalne; atomy, które je składają – są niezniszczalne – i trwają dalej w niezliczonych  formach i postaciach; ale te pierwiastki, o ile to dotyczy jaźni, stanowią narzędzia do użytku w związku ze szczegółami życia ziemskiego, jak odzież, ciepło, elektryczność i t . d.; w wyższej zaś naturze człowieka nie grają żadnej roli.

Cztery pierwiastki wyższe przeciwnie tworzą myślącą,  rozumną stronę człowieka. Najniższy z czworga – umysł instynktowy służy również wyższej stronie człowieka. Tym, którzy się nad tem wcale nie zastanawiali, wydawać się może niedorzecznem, że umysł ludzki działa na więcej niż jednej płaszczyźnie.

Ale ci, którzy studjowali psychologję, wiedzą, źe istnieją  rozmaite fazy działania myślowego – i że dla ich wyjaśnienia  przedstaw iano rozmaite teorje. Tym uczniom jedynie filozofja jogów daje klucz do tej tajem nicy. Ci, którzy studjowali dualistyczne teorje psychologji pewnych pisarzy europejskich, znajdą łatwiejszy sposób zrozumienia, dla czego istnieje więcej niż jeden plan umysłowości.

Na pierwszy rzut oka zdaje się, że świadoma, rozumująca strona umysłu ludzkiego wykonyw a większą część jego pracy, jeżeli nie wszystką. Ale małe już zastanowienie świadczy nam,  że świadoma, rozumująca praca umysłu – jest tylko drobna częścią jego zadania. Umysł ludzki działa na trzech płaszczyznach,  które niepostrzeżenie przechodzą jedna w drugą, już to wyższą, już to niższą. Uczeń może sobie rzecz wyobrazić, już to jako jeden umysł, działający w trzech kierunkach, już to  jako trzy umysły, niepostrzeżenie przechodzące w siebie nawzajem. Oba poglądy są mniej więcej szkodliwe. Prawda  istotna zbyt jest złożona, byśmy ją mogli rozważać szczegółowo w wykładzie elementarnym . Główna rzecz, o którą nam teraz chodzi – to utrwalić w myśli te pojęcia – stworzyć umysłowe ogniwa, na którychby można połączyć wiadomości późniejsze. Dotkniemy tu po krotce rozmaitych rodzajów „umysłów czyli płaszczyzn wysiłku umysłowego, zaczynając od najniższego, rozumu instynktowego.

(4) ROZUM INSTYNKTOWY

Ten plan (płaszczyznę) działalności umysłowej ludzie mają  w spólnie z niższemi zwierzętam i w ich niższej formie. Jest to  pierwsza płaszczyzna działalności umysłowej osiągana na skali  ewolucji. Niższe jej fazy są poza linją, na której słabo widoczna jest świadomość – i rozwijają się na skali ze swego nizkiego miejsca az do punktu, na którym objaw ia się bardzo wysoki stopień świadomości w porównaniu z niższemi fazami. W istocie, kiedy stan ten przechodzi w piąty pierwiastek (intellekt), trudno go odróżnić od niższych przejawów ostatniego.

Pierwszy brzask rozumu instynktowego daje się spostrzec już w królestwie mineralnem , zwłaszcza zaś w kryształach i t. d. Dalej w królestwie roślinnem rośnie on (roz. inst.) coraz wyraźniej i na wyższych szczeblach, tak, iż pewne wyższe rodzaje roślin zdają się nawet posiadać pewną zarodkową świadomość.

Następnie w świecie zwierząt niższych widzimy coraz bardziej rosnące objawy umysłu instynktowego od zupełnie podobnej roślinnym przejawom inteligencji form niższych, aż dochodzimy do stopnia conajmniej równego rozumowi (instynktowemu) niższych form życia ludzkiego. Na wyższym stopniu, u ludzi, spostrzegamy, jak stopniowo przelewając się w pierwiastek piąty, intellekt, przed osiągnięciem swej najwyższej formy, jaką widzimy w człowieku współczesnym – już kontroluje i władzy swej poddaje pierwiastek czwarty – czy to zgodnie ze  świadomym celem, czy nieświadomie. Ale pamiętajcie, że nawet w najwyższej formie umysłu ludzkiego tkwi jeszcze niemało  pierwiastku czwartego (rozum u instynktowego) i w rozmaitych stopniach już to nim kieruje, już to mu ulega. Rozum Instynktowy jest jeszcze bardzo użyteczny człowiekowi w obecnem stadjum jego rozwoju – żaden twór fizyczny nie mógłby istnieć bez niego – i możemy zeń uczynić bardzo cennego  sługę w tem, co jest dostępne jego rozum ieniu; ale biada mu, jeżeli pozostawia się mu władzę nad sobą lub nadaje mu prerogatywy, należne jego starszemu bratu – intellektowi. Tu musimy zwrócić naszą uwagę na fakt, że człowiek jest istotą  wciąż się rozwijającą – i w żaden sposób nie może być uważany za twór skończony. Człowiek osiągnął stadjum obecne rozwoju po uciążliwej podróży; ale widzi dopiero wschód słońca, a południe jest jeszcze od niego daleko. Pierwiastek piąty, intellekt, rozwinął się do pewnego stopnia, zwłaszcza u przodowników ducha ludzkiego naszych czasów, ale u większości jest dopiero w zaczątkach swego rozwoju. Znaczna liczba ludzi stoi na stopniu mało co wyższym od zwierząt, a ich umysł działa prawie wyłącznie na płaszczyźnie instynktowej.

Wszyscy zaś ludzie współcześni, z wyjątkiem nielicznych prawdziwie wysoko rozwiniętych indywidualności, koniecznie powinni wciąż czuwać nad sobą, aby przypadkiem instynkt nie zdobył sobie nieodpowiedniej władzy nad nimi.

Najniższa faza działania umysłu instynktowego podobna jest do takich samych przejawów w królestwie roślinnem. Czynności naszego ciała zależą od tej strony umysłu. Nieustanna praca odnawiania tkanek, ich przetwarzania, przenoszenia z miejsca na miejsce, trawienia, asymilacji, wydzielania i t. d. – wszystko to odbywa się zapomocą tej strony umysłu, zawsze poza płaszczyzną świadomości. Zdumiewająca praca ciała, w zdrowiu i chorobie, z najlepszą wiarą wykonywana jest przez tę stronę naszego umysłu, bez żadnego udziału świadomości. Czytajcie w „Nauce Oddychania“ cudowne procesy obiegu krwi, jej oczyszczania i t. d., a zrozumiecie, jak przedziwną jest nawet najniższa faza rozumu instynktowego.

Przedstawimy wam bliżej jego czynności w przyszłem dziełku „Hatha Yoga” , ale trochę fizjologji szkolnej może wam wyjaśnić na czem rzecz polega, choć pisarze (europ.) nie wytłumaczą wam przyczyny tych zjawisk, ukrytej poza nami. Ta część pracy rozum u instynktowego dobrze funkcjonuje u niższych zwierząt, u roślin i u człowieka, póki ten nie zacznie pomału rozwijać intellektu, który często wciska się w sprawy należące do czwartego pierwiastku i podsuwa mu niewłaściwe sugg’es(je» obce myśli i t. d. Bądź co bądź zamieszanie to jest chwilowe – i gdy intellekt rozwinie się więcej, spostrzega swe błędy – stara złagodzić zamęt i uprzedzić jego szkodliwość (dla ustroju).

Ale to (życie roślinne) jest tylko jedną częścią prowincji rozumu instynktowego. Gdy zwierzę doskonali się na skali ewolucji, pewne rzeczy stają się konieczne dla jego ochrony i dobrobytu. Sprawy te nie wymagają rozumowania; instynkt podświadomy kieruje zwierzęciem tak, iż w niem sama przez się budzi się zdolność do samozachowania i walki o nie. Ten „instynkt walki“, który tak doskonale służy ku obronie zwierzęcia – jeszcze trwa w nas i czasami w naszej działalności psychicznej objawia się w sposób zdumiewający. Pozostało w nas jeszcze nie mało dawnego bojowego ducha zwierzęcia, choć my umiemy go jeszcze kontrolować i w cuglach utrzymywać, dzięki światłu myśli, jakie pozyskaliśmy przez rozwój naszych wyższych uzdolnień. Rozum instynktowy uczy zwierzęta budować gniazda, zanim nastąpi zima, wędrować do ciepłego klimatu, zimę przepędzać w stanie śpiączki i wielu innych rzeczy dobrze znanych tym, którzy się uczą historji naturalnej. I nas też uczy on wielu rzeczy, które wykonywamy, posłuszni jego głosowi. – Nadto bierze on na siebie pracę, którą my początkowo uczymy się wykonywać za pośrednictwem intellektu, a potem ją oddajem y rozumowi instynktowemu, który ją wykonywa automatycznie lub prawie  automatycznie.

– Zdumiewające wprost, ile czynności codziennych wykonywamy pod kierunkiem rozumu instynktowego, którego działalność tylko przypadkowo podlega rozpatrzeniu ze strony intellektu. Kiedy uczymy się robić coś „na pamięć“, to znaczy,  że naprzód opanowujemy pracę na płaszczyźnie intellektualnej, a potem ją oddajemy instynktom , które ją wypełniają, nie gorzej, owszem lepiej. Kobieta, która szyje na maszynie; mechanik, kierujący lokomotywą; blacharz, malujący dach: wszyscy zależą od rozumu instynktowego, gdyż intellekt bardzo prędkoby się znużył, gdyby mu przypadło wykonywać sa memu całą tę pracę codzienną, obm yślając i decydując każde poruszenie. Zwróćcie uwagę na różnicę, jak robicie coś, kiedy się tego uczycie, i jak robicie to samo potem, gdy się już nauczycie. Ostatnie przejawy rozumu instynktowego, t. j. zarządzanie działalnością automatyczną, stosuje się już do wyższych stron jego roboty – i w znakom itym stopniu są zawarunkowane zetknięciem i spływem jego z intellektem , który się rozwija.

Rozum instynktowy jest to również „rozum nawyknień”.

Stanowi on osobliwy magazyn, napełniony mnóstwem rzeczy: pochodzących z bardzo rozmaitego typu licznych źródeł. Wiele jest w nim materjałów, otrzymanych drogą dziedziczności wiele takich, które się w nim rozwijały samoistnie i takich, które otrzymał od intellektu, wliczając tu i podsunięcia (suggestje i autosuggestje), pochodzące od innych ludzi, a także i fale myśli, płynące przez ludzkość od jednych ludzi do drugich.

Rozum instynktowy przechowuje w sobie wszystkie formy szaleństwa i mądrości. Rozum instynktowy wiąże się z rozmaitem i szczeblami świadomości, zaczynając od prawie nieuchwytnej świadomości minerału do „prostej świadomości” zwierzęcia i niższych typów człowieka. „Świadomość własna” (self consciousness) ukazuje się dopiero w człowieku wraz z rozwojem intellektu – i o niej będziemy mówili w miejscu właściwem.

Świadomość kosmiczna” czyli „świadomość wszechświata” przychodzi wraz z rozwojem umysłu duchowego – i rozważymy tę rzecz później. Taki jest stopniowy rozrost zjawiska świadomości w żywym świecie uniuersum. Zanim przejdziemy do następnego pierwiastku, zwrócimy uwagę na to, że rozum instynktowy jest siedliskiem naszych potrzeb, namiętności, pożądań, instynktów, wrażeń, uczuć i wzruszeń. Wszystkie wrażenia. odnoszące się do wzruszeń i namiętności, należą do tej sfery. Wszystkie potrzeby ciała, jak głód i pragnienie, fizyczny popęd płciowy; namiętności, jak miłość fizyczna, nienawiść, zazdrość, gniew, zawiść, pragnienie zemsty, – należą do tej sfery; „cielesne chuci, płomienne działanie oczu, duma życia” – nie gdzieindziej też wchodzą. Jest to pierwiastek zasadniczy najbardziej materialny  z trzech pierwiastków duchowych, i który najbardziej przywiązuje nas do ziemi i do spraw ziemskich. Zwracani uwagę, że bynajmniej nie rzucam potępienia na te rzeczy materialne czyli „ziemskie”. W swojem niejscu i czasie mają One prawo całkowite do istnienia, ale człowiek w swym rozwoju powinien na nie spoglądać, jako na niższe stopnie swej ewolucji duchowej. To też człowiek, osiągnąwszy nieco jaśniejszy stopień rozumienia,, powoli zrzuca ze siebie pęta, które go potężnie przywiązują do materjalnej strony życia, i zamiast w nich widzieć swój cel, choćby tymczasowy, zaczyna rozumieć w sposób określony, że w najlepszym razie jest to tylko środet do osiągnięcia wyższego celu. ,

Wieie „grubych instynktów zachowało się jeszcze w nas, i szczególnie ostro występują na zewnątrz u ludzi mało rozwiniętych. Okultyści uczą panowania i kontroli nad temi niższemi pożądaniami – i wskazują, jak je poddać władzy wyższych ideałów duchowych, które się odsłaniają przed nami. Ale człowiek nie powinien wpadać w rozpacz, jeżeli w sobie znajdzie jeszcze nie mało instynktów zwierzęcych. Nie jest to bynajmniej oznaką niczego złego. Już to samo, że człowiek ma o nich świadomość, dowodzi, że jego rozwój poszedł naprzód, gdyż, chociaż instynkty zwierzęce istniały w nim i przedtem, to jednak on nie znał ich istotnej roli w życiu. Teraz ją zna.

I oto pomoże mu w rozwoju. Wiedza to potęga. Uczcie się poznawać resztki natury zwierzęcych w sobie samych i stańcie się poskromicielami dzikich bestyj. Pierwiastki wyższe zawsze wezmą górę, ale do tego potrzeba cierpliwości, wytrwania i wiary. „Grube” właściwości są potrzebne w swoim czasie. Zwierzęciu są one niezbędne. Były one dobre dla swego celu w swoim czasie. Ale teraz, kiedy człowiek doszedł do wysokiego stopnia rozwoju, widzi rzeczy jaśniej i uczy się poddawać swoje wyższe pierwiastki niższym.

Niższe pierwiastki nie zostały bynajmniej zaszczepione w nas przez „djabła”; wystąpiły one w procesie ewolucji, jak zjawisko całkowicie uprawnione w swojem miejscu i w swoim czasie. Ale teraz jużeśmy je przerośli, przewyższyli – i możemy je zostawić poza sobą. Dlatego nie lękajcie się dziedzictwa przeszłości; o ile będziecie mieli wolę, możecie odrzucić swoje niższe instynkty. Ale nie gardźcie niemi nawet wówczas, gdy je depczecie nogami – są to stopnie, po których weszliście na swe obecne stanowisko – a po których osiągacie jeszcze większe wyżyny.

(5) INTELLEKT

Doszliśmy teraz do pierwiastku rozumu, który odróżnia człowieka od zwierzęcia. Pierwsze cztery pierwiastki, prócz człowieka, posiadają również i niższe królestwa natury. Ale pierwiastek piąty jest wyłącznie cechą człowieka. Jaskrawej przemiany lub widocznego przejścia od świadomości czwartego pierwiastku do piątego niemasz. Niepostrzeżenie przechodzą te pierwiastki jeden w drugi i zlewają się jak kolory w widmie słonecznem. W miarę tego, jak się rozwija intellekt, słabo oświetla on pierwiastek czwarty i udziela życiu instynktowemu elementu rozumu. „Prosta świadomość” zmienia się w „Samoświadomość”.

Póki nie wystąpi wyraźnie zasadniczy pierwiastek piąty, istota, posiadająca należycie rozwinięte cztery pierwiastki, może objawiać namiętności, lecz nie rozum; wzruszenia, lecz nie intellekt; pragnienia, lecz nie rozum ną wolę. Człowiek na tern stadjum rozwoju podobny jest do narodu, który oczekuje na m onarchę; do śpiącego, który oczekuje na magiczne dotknięcie tego, co jest posłany, by go z czarodziejskiego snu przebudzić; jest to zwierzę, które oczekuje na zjawienie (w sobie) pierwiastku twórczego, co go przekształci na istotę ludzką.

U niektórych zwierząt już w działalności instynktowej zaczyna przeświecać prawie że rozsądek, tj. w pierwiastku czwartym już zaczynają występować niższe formy piątego. Z drugiej strony u niektórych niższych typów ludzkich, jak np. u buszmenów element piąty tj. intellekt objawia się nader nikle, tak, iż „człowiek” przedstawia więcej rysów zwierzęcych, niż niejedno zwierzę domowe; gdyż zwierzęta domowe żyjąc w ciągu wielu pokoleń w ścisłym związku z człowiekiem częściowo przyjęły zabarwienie jego emanacyj duchowych. Pierwszą cechą rzeczywistego rozwoju zasadniczego pierwiastku piątego intellektu, jest poczucie samoświadomości. Aby lepiej tę sprawę zrozumieć – rozpatrzmy, co to jest świadomość.

Zwierzęta niższe mają bardzo mało tego, co możemy nazwać „świadomością”. Świadomość zwierząt niższych jest to mało co więcej nad czucie. Życie na swych szczeblach niższych jest prawie automatyczne. Procesy duchowe, jeżeli można je tak  nazwać, odbywają się wyłącznie w dziedzinie podświadomej – i dotyczą wyłącznie życia fizycznego oraz zaspokojenia elem entarnych potrzeb ustroju. Dalsza świadomość pierwotnicza rozwija się do tego stanu, który psychologowie określają term inem „świadomość prosta”. Świadomość prosta jest to pewne uświadomienie o zjawiskach zewnętrznych, i mętne uzdolnienie do ich rozróżniania od zjawisk wewnętrznych.

Przyczem cała świadoma uwaga skierowana jest na świat zewnętrzny. Zwierzę wcale nie może myśleć o swych myślach i uczuciach, o nadziejach i trwogach, o dążeniach i zamiarach, nie może ich porównywać z podobnem i myślami podobnych mu istot. Zwierzę nie jest w stanie zwrócić spojrzenia nawewnątrz siebie i rozmyślać o rzeczach oderwanych. Poprostu przyjmuje rzeczy tak, jak one do niego przychodzą i nie zadaje sobie pytań. Nie stara się znaleźć rozwiązania swoich zagadnień wewnętrznych poprostu dla tego, że takie zagadnienia dla niego nie istnieją.

Dzięki samoświadomości w człowieku zaczyna powstawać pojęcie o swem „Ja”. Zaczyna porównywać siebie z drugimi, rozmyślać o tern. Rozpatruje swój umysłowy kapitał zapasowy i zaczyna wyprowadzać wnioski z tego, co znajduje w swym umyśle. – Zaczyna myśleć, analizować, klasyfikować, rozróżniać, wnioskować i t.d. W miarę rozwoju zaczyna myśleć coraz bardziej samodzielnie i podsuwa coraz nowe a nowe suggestje swemu umysłowi instynktowemu. Zaczyna mieć zaufanie do własnego rozumu i nie chce już przyjmować na ślepo tego, co idzie z cudzych rozumów. Samodzielnie zaczyna tworzyć i nie występuje jako prosty automat w pracy umysłowej.

Z tego brzasku świadomej siły rozumowej rozwija się wyższe uświadomienie. Jeden z nowszych pisarzy – Ryszard Rucke w „Świadomości kosmicznej“ jasno tę myśl wypowiada w słowach następujących:

„W ciągu setek lat obserwowano ruch wzrastania ku górze na wspólnej płaszczyźnie świadomości, stopniowy z punktu widzenia człowieka, ale niezmiernie szybki ze stanowiska rozwoju kosmicznego. W podobnej do człowieka rasie obdarzonej większą sumą mózgu, chodzącej prosto, stadowej, zwierzęcej, ale panującej nad wszystkiemi zwierzętami, z wyższej „prostej świadomości” rozwinęła się zasadniczo ludzka zdolność samoświadomości i towarzyszący jej bliźniak – „mowa”.

Dzięki tym uzdolnieniom oraz temu, co one stworzyły drogą cierpień bez końca, drogą pracy i walki – przez setki i tysiące lat z półzwierząt powstała ludzkość współczesna wraz ze wszystkiem, co zdobyła i nad czem panuje. Aby dojść do stanu dzisiejszego, ludzie musieli przejść przez zwierzęcość, dzikość i barbarzyństwo; przez niewolę, chciwość i straszne wysiłki ; przez nieskończone zwycięstwa, przez straszliwe klęski, przez nieskończone boje, przez stulecia bezcelowego istnienia półbarbarzyńskiego, żywiąc się korzonkami i jagodami, ucząc się korzystać z przypadkowo znalezionego kija lub kamienia; przez życie w głuchych puszczach, gdzie za pożywienie  służyły orzechy i ziarna; albo na brzegu morskim, gdzie się karm iono małżami, rakami, rybami; potem, dokonawszy być może największego z ludzkich zwycięstw, opanowawszy ogień i po długich bezowocnych wysiłkach nauczywszy się uprawiać ziemię, wypalać cegłę, budować domy, obrabiać metale; wynalazłszy rozmaite rzemiosła i powoli wyrabiając sobie alfabet i pismo, człowiek nakoniec stał się takim, jakim my go dziś widzimy.

Wszystko to byłoby zupełnie niemożliwe, gdyby nie zjawiła się samoświadomość i mowa. Samoświadomość zrozumieć łatwo, ale określić trudno. Tenże sam autor mówi: istota pozbawiona samoświadomości, może wiedzieć , ale tylko przy pomocy samoświadomości może ona wiedzieć , że wie .

W raz z rozwojem intellektu ukazują się początki wszelkich podziwu godnych zdobyczy umysłu ludzkiego dni dzisiejszych. Ale, jakkolwiek wspaniałe są te zdobycze, są one niczem wobec tego, co oczekuje człowieczeństwo. Intellekt idzie naprzód od zwycięstwa do zwycięstwa. Rozwijając się, pozyskuje on coraz więcej światła poprzez najbliższy pierwiastek wyższy (szósty) „zdolność intuicyjną” – i wkońcu tworzy takie rzeczy, o jakich my nawet marzyć nie możemy. Tem nie  mniej konieczną jest rzeczą pamiętać, że intellekt bynajmniej nie jest najwyższym elementem ludzkim. Ponad nim stoją jeszcze dwa najwyższe pierwiastki, o tyle przewyższające intellekt, o ile ten stoi wyżej nad umysłem instynktowym. Dla tego nie należy robić sobie z intellektu Boga i nie należy dopuszczać,  aby jego pycha nas oślepiała. Wielka waga samoświadomości okaże się jeszcze jaśniej, gdy powiemy, że zgodnie z doktryną tajemną, w gruncie objawia się realne czujne życie duszy z tą chwilą, gdy w niej się budzi świadomość samego siebie, świadomość swego „Ja”, tj. z chwilą przebudzenia samoświadomości.

Nie mamy teraz na widoku tego życia wewnętrznego, które następuje po przebudzeniu „duchowem “ – to będzie stadjum znacznie wyższe – mówimy tylko o przebudzeniu duszy ku świadomości swego rozumnego „Ja“. Jest  to chwila, w której zaczyna czuwrać Ego niemowlęcia. Do tego momentu Ego drzemie, żywe, lecz nie świadome siebie. I oto nadchodzi godzina męczarni, trudu wewnętrznego i narodzin duszy. Dusza z chwilą pierwszego samopoczucia, napotyka coraz nowe a nowe warunki i musi do nich przywykać i przezwyciężać liczne przeszkody, zanim osiągnie dojrzałość duchową.

Przeżyje ona wiele prób, przejdzie niejedno doświadczenie – ale wciąż musi posuwać się naprzód a naprzód. Chwilami bywa ruch powolniejszy, który może się nawet wydać cofaniem, ale dusza przezwycięża wszystkie przeszkody i dąży po swojej drodze. Nigdy niem a istotnego ruchu wstecz. Jakkolwiek powolnym bywa ruch naprzód, w każdym razie my poruszamy się bez przerwy.

Nie mało użytecznych nauk ku zrozumieniu samych siebie możemy pozyskać, rozważając objawy przebudzeń i działań rozumu instynktowego i intellektu – i musimy się nieco zatrzymać na tych sprawach. Należy baczną zwrócić uwagę na to, że przebudzenie intellektu nie bezwarunkow a czyni daną istotę lepszą w znaczeniu „dobra“. I choć jest to niewątpliwa prawda, że rozwijający się nowy pierwiastek lub uzdolnienie zmusza człowieka, aby szedł naprzód, to jednakże niektórzy ludzie są tak gęsto osnuci powdokami zwierzęcości – że budzący się intellekt daje im tylko większą siłę ku temu zaspokojeniu ich niższych pragnień i skłonności. Człowiek jeżeli zechce, zdolny jest w zwierzęcości przewyższyć najdziksze zwierzęta.

Może opaść do takich nizin, które są zupełnie niedostępne zwierzętom. Zwierzę kieruje się wyłącznie instynktam i i wszystkie jego działania są zupełnie zgodne z naturą. Dla tego niepodobna potępiać zwierzęcia za to, że ono idzie za tym, czy owym impulsem natury. Ale człowiek, w którym intellekt już osiągńiął należyty rozwój, wie, że opaść do poziomu bestji a nawet niżej tego poziomu – jest sprzeczne z jego wyższą naturą. Nadto, opadając ku tym nizinom, dodaje on do zwierzęcych pożądań zdolności nabyte – chytrość i rozwagę – i świadomie obniża swoje pierwiastki wyższe, przymuszając je, by służyły jego powiększonym skłonnościom zwierzęcym. Ludzie nadużywają swoich pragnień bardziej niż zwierzęta. Im wyżej człowiek jest rozwinięty, tern niżej może upaść. Sam on stwarza sobie nowe pragnienia zwierzęce, albo mówiąc lepiej, buduje sobie własne gmachy na podstawie instynktów zwierzęcych. Uważamy za zbyteczne mówić na tern miejscu to, co wszystkim okultystom jest wiadome, że taki bieg rzeczy prowadzi do określonych następstw i że dusza zmuszona będzie utracić niemało ciężkich lat, ażeby znowu przejść tę drogę, po której własnowolnie kroczyła wstecz. Postęp swój sama powstrzymała – i znów będzie musiała przebywać drogę do rozwoju ludzkiego, a to wraz z istotami podobnemi do zwierząt, które z natury rzeczy znajdują się w warunkach bardzo ciężkich, przezwyciężając zapory leżące na drodze, i dusza ludzka będzie musiała nosić na swoich barkach ciężar zgrozy skutkiem świadomości całego otoczenia, gdy jej towarzyszki, nie mając świadomości, nie będą cierpiały przez swe położenie.

Wyobraźcie sobie cywilizowanego, wytwornego człowieka, który zmuszony jest długie lata żyć wśród buszmenów, przyczem zachował wyraźne wspomnienie o tem, co utracił – a będziecie mieli słabe wyobrażenie o losie człowieka, co świadomie korzysta ze swych wyższych uzdolnień, aby służyć niższym celom i pragnieniom. Ale nawet i takim duszom – czas przynosi zbawienie.

Niechaj wasza natura wyższa stoi na straży i nie pozwoli strącić siebie w życie zwierzęce, przez które już przeszła. Skierujcie oczy ku wyżynom – i niechaj waszem hasłem będzie: „naprzód”. – Wasza natura zwierzęca może was ciągnąć wstecz, ale utajona w was „duchowość” podtrzymuje was, a wasz „rozum duchowy” pomoże wami, jeżeli jej zaufacie. Intellekt znajduje się pośrodku – między siłami wyższemi i niższemi i mogą nań wpływ wywierać, zarówno jedne jak i drugie. Niechaj dusza walcząca sama wybiera swoją drogę. Zbawienie człowieka jest w nim samym. Człowiek powinien go szukać, me dopuszczając, aby się pogrążyć w trzęsawisku natury zwierzęcej. Człowiek powinien dążyć do tego, aby wyjawiać swe „Ja“ wewnątrz siebie. Jest w nim dusza nieśmiertelna, która dąży wciąż wyżej a wyżej. – Pokój niech będzie z wami!

źródło: JOGI RAMA – CZARAKA “FILOZOFJA JOGI i OKULTYZM WSCHODNI”,  Lekcja druga PIERWIASTKI UMYSŁOWE


Celem uzupenienia lekcji  przestudiuj załączoną pod linkiem mantrę nr 2.

]]>
Ewokacja zmarłych w Indjach i w Europie https://tarot-marsylski.pl/ewokacja-zmarlych-w-indjach-i-w-europie/ Tue, 24 Jan 2023 13:21:27 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7963 Czytaj dalej ]]> Indje uważane są przez wielu za krainę cudów i kolebkę wiedzy tajemnej. Znane nam z opisów Jacolliot’a i innych takie fenomeny, jak dowolny kilkotygodniowy letarg fakirów, jak lewitacja, czyli wznoszenie się w powietrze, wobec licznie zebranego tłumu etc., jak również i przytoczone poniżej zdarzenie, o którem opowiada w „Callcutta University Magazine” redaktor tego pisma p. S. Banerjea, zdają się usprawiedliwiać taką opinję, bo nasze medja europejskie, nie byłyby chyba zdolne do czegoś podobnego.

Pewnemu Anglikowi jednemu z wyższych funkcjonarjuszy rządowych w Indjach, po długich staraniach, udało się nareszcie dotrzeć do cieszącego się w całej Bengalji opinją maga i mającego licznych uczniów Hindusa, zwanego tam „Sadhu”. Anglik niedawno stracił żonę i synów, zwrócił się przeto do „Sadhu” z prośbą o wywołanie duchów drogich mu zmarłych.

Hindus narazie odmówił, potem jednak zgodził się uczynić zadość temu żądaniu. Ustawił w pokoju kilka krzeseł, polecając wdowcowi usiąść na jednem z nich, zamknąć oczy i pod żadnym pozorem nie opuszczać wskazanego mu miejsca. Sam mag zajął miejsce pośrodku na podłodze i rozpoczął ewokacje. Po upływie pół godziny Sadhu rzekł do gościa: –  „Prosiłem pana, abyś zamknął oczy i rozmyślał, teraz podnieś pan powieki i patrz!”

Anglik skwapliwie skorzystał z tego pozwolenia, otworzył oczy i ujrzał najzupełniej wyraźnie i realnie nieboszczkę swą żonę i zmarłych synów, siedzących na krzesłach i sprawiających wrażenie osób żyjących.

Wzruszony do najwyższego stopnia, przerażony i ucieszony zarazem tym widokiem, zapomina Anglik o obietnicy i idąc za  pierwszym popędem, wyciąga ramiona, pragnąc rzucić się ku drogim mu postaciom i przycisnąć je do piersi, lecz silna dłoń Hindusa udaremnia ten zamiar, unieruchomiając go na krześle.

Po chwili, ochłonąwszy nieco z pierwszego wrażenia, wdowiec zaczyna z wcale nie znikającemi zjawami rozmowę, która trwa dość długo. Zmarła żona mówi mu między innem, że wstąpi on powtórnie w związek małżeński, lecz nie znajdzie w nim szczęścia, będzie miał jeszcze syna, którego jednak wkrótce straci, gdyż śmierć zabierze mu go we wczesnem dzieciństwie.

Upłynęło po tern kilka lat i potrójna przepowiednia „ducha” sprawdziła się jak najdokładniej: Anglik ożenił się, w małżeństwie był nieszczęśliwym, a synek jego umarł prędko po narodzeniu się.

***

Czy były to istotnie „duchy” zmarłych wywołane przez zupełnie im obcego Hindusa, lub ściągnięte na ziemię gorącem pragnieniem Anglika, do zrealizowania którego Hindus dopomógł w jakiś nieznany nam sposób, czy też tylko halucynacja wzrokowo-słuchowa, sprawiająca wrażenie rzeczywistości?

Ostatnie przypuszczenie, przynajmniej w opisanym wypadku, wydaje się najprawdopodobniejsze. Istotnie, zrozumiałe zdenerwowanie Anglika, jego chęć skomunikowania się ze zmarłymi, półgodzinne wyczekiwanie i wsłuchiwanie się w monotonne ewokacje maga, wszystko to było doskonałem podłożem dla halucynacji.

Wymagany przez Hindusa warunek nie wstawania z miejsca, zdaje się mniemanie to potwierdzać. Widocznie była to halucynacja, tylko wzrokowo-słuchowa, ale nie dotykowa. Gdyby Anglik, pragnąc uścisnąć zjawy, napotkał próżnię, czarby prawdopodobnie prysnął, złuda by się rozwiała. Kontrola jednego zmysłu była tu, zdaje się świadomie, wykluczona przez Hindusa. Wiemy, że dzieci i dzicy, gdy ich coś zainteresuje, nie zadawalniają się obejrzeniem przedmiotu, lecz pragną go jeszcze dotknąć, a nawet powąchać i liznąć, żeby poznać wszystkie jego właściwości i przekonać się, że jest realny.

Twardowski wywołując ducha Barbary Radziwiłłówny, również zalecił królowi pozostawanie na miejscu w kole magicznem. Zygmunt August nie usłuchał i drogi mu cień znikł bez śladu.

Medjumiści, co prawda, mogą przytoczyć liczne wypadki materjalizacji zjaw na seansach i to zjaw rzeczywiście wtedy istniejących, gdyż można je fotografować, co stwierdza ich realność. Oczywiście, ale bywa to przeważnie w ciemności, a nie w biały dzień, niezmiernie też rzadko można obserwować kilka zjaw jednocześnie, wreszcie, co najważniejsze, nigdy niepodobna zgóry przewidzieć kto się ukaże, o wywołaniu zaś zawsze pewnej określonej osoby, na czyjeś żądanie – mowy niema. Co do halucynacyj, to i nasi hipnotyzerzy potrafią je sugestjonować, ale nie każdemu, tylko osobom podatnym, przyczem muszą je poprzednio uśpić przy pomocy takich lub innych manipulacyj i użyć sugestji słownej dla określenia rodzaju halucynacji.

Osiągnąć to z każdym, bez usypiania i sugestji, nie potrafi u nas nikt, Hindusi zaś są pod tym względem mistrzami.

Nie zapominajmy jednak, o bardzo ciekawym szczególe, mianowicie, że zjawy przepowiedziały Anglikowi parę zdarzeń, które się potem sprawdziły.

Czy Hindusowi znana była przyszłość, czy sam Anglik, wcale nie podejrzewając, posiadał dar jasnowidzenia w czasie i tylko wydało mu się, że komunikują mu o tem zmarli, czy byli to oni istotnie – fakt pozostanie faktem. Nasuwa się pytanie, czy może tylko Hindusi zdolni są wywoływać podobne zjawiska dzięki jakimś właściwościom swej psycho-fizjologicznej organizacji, oddziedziczonej po szeregu przodków, zajmujących się już od wieków kształceniem i rozwijaniem  swych zdolności w tym kierunku i czy dla nas europejczyków jest to zupełnie niedostępne?

Nie sądzę, gdyż i w Europie miały miejsce podobne dziwne zjawiska, bynajmniej nie przypadkowe, lecz świadomie i dowolnie wywoływane i nietylko przez nekromantów w średniowieczu, ale i w czasach względnie niedawnych, bo w końcu XVIII wieku.

Mam tu na myśli Giuseppe Balsamo, więcej znanego jako hrabia Cagliostro. Była to postać zagadkowa, czczona przez wielu współczesnych niemal, jak bóstwo, uważana zaś potem przeważnie za szarlatana, głównie wskutek tendencyjnych biografij, opierających się w większej części na jego własnych i jego żony Lorenzy zeznaniach, wymuszonych przez inkwizycję rzymską, przy pomocy tortur.

Faktem jest historycznym, że Cagliostro w Lyonie, w ufundowanej tam przez siebie loży masońskiej, wywołał wobec wszystkich jej członków i na ich żądanie zmarłego 21 września 1784 r., to jest przed przybyciem Cagliostra do tego miasta i, prawdopodobnie wcale mu nieznanego, Prost de Royer, którego też obecni tam jego przyjaciele i znajomi odrazu poznali.

Potem w Wersalu tenże Cagliostro niejednokrotnie pokazywał magnatom francuskim żądane przez nich osoby zmarłe, które przez wszystkich były widziane, poruszały się w pokoju i sprawiały wrażenie istot realnych, w Strasburgu zaś wywołał przed kardynałem de Rohan cień drogiej mu osoby, a wcześniej, w 1780 roku i u nas w Warszawie pokazał ks. Ponińskiemu w lustrze panią Kempińską.

Ciekawe jest, że adeptom swym wyjaśniał Cagliostro opisane zjawiska w ten sposób, że w świetle astralnym odzwierciedla się i nie ginie nigdy nic co kiedy bądź istniało, i że on właśnie umie, gdy tego chce, uczynić owe obrazy astralne widzialnemi i dla innych.

Co do przewidywania przyszłości, to znany jest również cały szereg przepowiedni, tyczących się, jak wydarzeń historycznych, tak również i osób prywatnych, które jak najdokładniej potem się sprawdziły.

Cagliostro jednak, nie był rodem z Indyj, był Europejczykiem, widzimy więc, że wspomniane zdolności nie są przywilejem jedynie Hindusów, lub tylko jednostek wyjątkowych, specjalnie pod tym względem przez naturę uposażonych.

Są one dostępne w mniejszym lub większym stopniu i każdemu z nas, tak samo, jak muzyka lub rysunek, o czem świadczy ten fakt, że władzę swą, czy też umiejętność, mógł Cagliostro przekazywać niektórym swoim adeptom, którzy następnie sami, kierując się otrzymanemi od mistrza wskazówkami, osiągali rezultaty zdumiewające aż do ewokacji „zmarłych” włącznie.

Dlaczegóż później, po śmierci Cagliostra, nie spotykamy się już w Europie z podobnemi zjawiskami?

Nauka nasza, nauka europejska, aczkolwiek stoi obecnie bardzo wysoko, jest jednak nieco jednostronna, gdyż zajmuje się niemal wyłącznie światem zewnętrznym i to przeważnie tylko zmysłowym, ignorując prawie zupełnie, w przeciwieństwie do nauki indyjskiej, świat wewnętrzny, dziedziny naszego ducha, jego właściwości i kryjące się w nim różnorodne zdolności nadnormalne. Lukę tę stara się wypełnić nowa gałąź wiedzy, tak zwana metapsychika, będąca obecnie jeszcze w okresie zbierania i konstatowania faktów, klasyfikowania ich, oraz budowania hipotez dla ich wyjaśnienia, po którym nastąpi okres szukania metod rozwijania w sobie wspomnianych zdolności, ce może dać wyniki przewyższające nawet nasze oczekiwania.

źródło: Prosper Szmurło “Ze świata tajemnic”, wydawnictwo Świt Warszawa 1928.

]]>
Kilka słów o spirytyzmie https://tarot-marsylski.pl/kilka-slow-o-spirytyzmie/ Tue, 17 Jan 2023 10:28:07 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7919 Czytaj dalej ]]> Tajemnicze sprawy, które stanowią treść niniejszej książki, były od niepamiętnych czasów polem działalności spirytyzmu, a dzisiaj . są niem bardziej, niż kiedykolwiek. Jeszcze tylko do somnambulizmu i promieniowania mózgu nie zabrał się spirytyzm, który mniema, że wszystkie tajemnicze sprawy rozwiązał.

Uważam tedy za swoją powinność odeprzeć te pretensyę spirytyzmu z całą stanowczością i w przekonaniu, że nie wyrządzam mu krzywdy. Nauka spirytyzmu według jego podręczników sprowadza się do takich twierdzeń:

Ciało materyalne ulega po śmierci rozkładowi. Ciało astralne (inaczej ciało eteryczne albo perisprit) zazwyczaj niewidzialne, jest i pośrednikiem między duszą a ciałem i w ciągu życia staje się coraz podobniejszem do i ciała materyalnego. Dusza i ciało astralne jednoczą się po śmierci jak najściślej i tworzą odtąd ducha (spirit).

Osoby, specyalnie ku temu usposobione, i w stanie hypnotycznym lub somnambulicznym,  są pośrednikami między ludźmi, a światem duchów (medya). Przy doskonałem wyszkoleniu i w najwyższym stanie hypnozy mogą medya już za życia wyzwalać swego ducha (to jest osiągnąć jedność duszy i ciała astralnego) i pozwalać mu na opuszczanie ciała uśpionego, dzięki czemu powstają tak zwane fantomy, które podobne być muszą do ciała medyów.

Przy wszystkich tajemniczych zjawiskach mogą służyć za pośredników jedynie medya przy pomocy swego ducha. Tylko medya posiadają możność przywoływania duchów ludzi zmarłych i komunikowania ich z tymi, którzy sobie tego życzą.

Taki duch wywołany z wieczności – oczywiście tylko przez zahypnotyzowane medium – może przybrać nawet postać cielesną, tak, że możną go widzieć i czuć, można liczyć jego puls, słyszeć jego oddech, otrzymywać odeń kwiaty, pukle włosów i tym podobne rzeczy.

Na dalekim widnokręgu dziejów stał obłok. Jasnowidzący Mojżesz wskazał nań swemu ludowi jako na nadciągające niebezpieczeństwo i rzekł: “Niechaj nie będzie śród was znaleziony taki który zapytywałby umarłych, albowiem ten, który czyni takie rzeczy, obrzydliwością jest Panu”.

Niewątpliwie obrzydliwość ta istniała potajemnie dalej, ale przez Stary Testament został nam przekazany tylko jeden przypadek wywoływania umarłych, a mianowicie wywołanie Samuela przez czarownicę z Endor (I sam. 28). Król Saul przerażony widokiem licznego wojska nieprzyjacielskiego, starał się zrazu dowiedzieć, czy Bóg błogosławić będzie jego poczynaniu, ale nie dowiedział się tego ani przez sny, ani przez proroków, ani przez światło (to jest przez Urim i Tummim najwyższego kapłana). (II Mojż. 28, 30).

Wszystkie próby pokonania trwogi zawiodły. Wówczas nakazał poszukać kobietę, która ma ducha wieczystego. (My powiedzielibyśmy: medium). Znaleziono taką niewiastę w Endor. Tłumacze współcześni używają tu wyrazu “wieszczba”, ale ściślej tłómaczy się to pojęcie przez “zaklinanie umarłych”. Greccy tłómacze Starego Testamentu używają tu wyrazu, który oznacza tyle, co brzuchomówstwo.

I oto czytamy dalej o tem, jak odbył się ten seans spirytystyczny w dalekich wiekach. Saul nakazuje wezwanej niewieście bardzo ogólnikowo: Przywołaj mi Samuela. Tylko owa niewiasta widzi zjawiającego się ducha. Król zapytuje: Co widzisz? Dla podtrzymania nastroju, zapytana odpowiada: Widzę bogów wychodzących z podziemi. Wtedy z ust niecierpliwego Saula pada sugestyonujące słowo: Jak on wygląda? Niewiasta dla spotęgowania nastioju odpowiada nieco wyraźniej: Pojawia się stary człowiek, odziany w szatę kapłańską. Saul był przekonany, że to Samuel i padł twarzą na ziemię, ale sam nic nie widział. I w tej pozycyi następuje rozmowa między Saulem a Samuelem (to jest w rzeczywistości między Saulem a ową niewiastą), podczas gdy samaż niewiasta, podobnie jak to się robi obecnie, ogrodzona była ścianą. Ostrożnie pyta naprzód niewiasta o czem Saul dowiedzieć się pragnie, a gdy ten jej odpowiada, zwiastuje mu oczekującą go klęskę, którą z sił zgromadzonego nieprzyjaciela łatwo można było wywnioskować.

Jaką jest prawda w tem opowiadaniu. Spirytyści, dla których Pismo święte jest czemś zupełnie obojętnem,, uważają pojawienie się Samuela za fakt niezaprzeczony. Niestety, takiego samego zdania jest większość znawców Pisma Świętego, którzy w ten sposób napędzają wodę na młyny spirytystów i utwierdzają ich w błądzeniu. Oczywiście, nie zamierzam prowadzić czytelnika przez krainę wiedzy tajemnej, ale kilku uwag pominąć tu nie mogę.

Jest poprostu zdumiewającem jak mało nowych odmian przedstawia współczesny okultyzm, i to z każdej strony. Albowiem okultyzm ma strony dwie. Jako wiedza, stara się On wyjaśniać tajemnicze sprawy życia duchowego, którego podstawy są okultyczne, to jest rozumieniu naszemu jeszcze nie dostępne. Ta strona okultyzmu, o ile przedstawia ona poważne poszukiwanie prawdy, posiada całkowitą racyę bytu. Natomiast z drugiej strony wulgarny spirytyzm uprawia fałszowanie prawdy, poddając się złudzeniom i oszukując świadomie a dzięki temu krzewiąc najjaskrawsze zabobony dla zdobycia pieniędzy i władzy.

Dzieje okultyzmu miały zawsze obie te strony i maja je do dnia dzisiejszego. Najgłębszą spekulacyę duchową widzimy w starobuddyjskiej filozofii. Współczesna teozofia przyjęła ją tak dalece za swoją, że jest jedynie jej nieudolnem i biernem odbiciem.; Do tego dobiera okultyzm jeszcze to i owo, jak naprzykład naukę Pytagorasa o czterokrotnej wędrówce dusz albo naukę Platona, równie pięknie jak interesująco przedstawioną w jego dyalogach, że dusza bezpośrednio po śmierci powraca do królestwa idei, z którego Bin wywodzi, aby po tysiąciu lat szukać dla siebie nowego ciała. Dopiero po trzykrotnem wcieleniu i po osiągnięciu wysokiej doskonałości końcży się wcielanie i duch powraca do krainy wspaniałej wiekuistej szczęśliwości., Spekulacyom takim oddawali się także Cycero, nowoplatonicy, gnostycy, a w czasach średniowiecza mistycy, których tradycya prowadzi  aż do Swedenborga. Badania naukowe wykazują w tej dziedzinie szereg znakomitych imion, że wymienimy tu tylko niektóre: Wallace, współtwórca teoryi Darwina, Richet, laureat Nobla, Perty, du Prel, Zoellner, Schiaparelli, Lombroso, Crookes, Lodge, Schrenck-Notzing.

Spirytyzm jako karykaturę mądrych badań naukowych, spotykamy już w bardzo odległej starożytności. Tak samo jak za czasów czarownicy z Endor uważa spirytyzm dzisiejszy za najwyższy swój czyn obcowanie z duchami ludzi zmarłych. W pałacu króla babilońskiego widzimy dłoń, piszącą na ścianie:

„Mene, Tekel, Ufarsin” (Daniel rozdz., 5). Magowie umieją dokonywać jeszcze większych sztuk, niż ukazać gromadzie ludzi pijanych pismo na ścianie *).

Z pośród greckich misteryów wymienimy tu jedynie najbardziej znane.

*) Pewien gorliwiec zrobił mi zarzut, że zdaniem tem dopułuściłem się obrazy proroka Daniela. Wnioskowanie takie jest dla omie niezrozumiałem. Uważam Daniela za  jednego z najznamienitszych mężów Bożych w całych dziejach świata i dostrzegam w nim wyprzednika profesora Freuda, który przy pomocy snów dociera do najgłębszych tajników duszy ludzkiej i który jest twórcą psychoanalizy. Oczywiście, że Pismo święte jest słowem Bożem, ale nie jest słowem bezpośredniem, lecz danem za pośrednictwem  człowieka, w tym wypadku danem przez człowieka, który wszetecznikom przepowiada gniew Boży. Daniel był jedynie tych słów objaśnieielem. Czytamy o tern w 12 wersecie dosłownie: „Rozkładanie  snów, ukazywanie zamkniętego, rozwiązywanie węzłów było darem Daniela.” A więc chodzi tu akurat o to, co obecnie zgodnie z terminologią wiedeńskiego profesora Freuda nazywamy analizowaniem snu. Ponieważ zaś objaśnianie snów polega na tych samych zasadach, mianowicie na odszyfrowaniu symbolów, przeto pozwolę tu sobie podać próbę objaśnienia. Dosłowne znaczenie wyrazu Mene jest „policzony’’, czyli w przenośni lichy. Powtórzenie tego słowa kładzie na nim osobliwy nacisk. Tekel znaczy „znaleziony zbyt lekkim.” Ufarsin znaczy “podzielony”. Znaczenie zaś symboliczne jest takie: Mene oznacza jednocześnie wysoką wartość pieniężną (mina), tekel (sekel, sykiel) jest 1 /5 miny: peres w liczbie pojedynczej znaczy połowę miny, w liczbia mnogiej parsrn oznacza w języku medyjskim Persów. A więc znaczenie symboliczne wizy! jest takie: Ty, Baltazarze, królu Medyi, utracisz państwo swoje przez nieprzyjaciela 50-krotnie silniejszego od siebie, przez Babilończyków, których z kolei pokonają i podzielą Persowie. Każdy znający historyę zgodzi sif chyba, żo się ta przepowiednia, Daniela wypełniła.

 

Gazy wydobywające się ze szczeliny ziemnej w Delfi odurzały kapłankę histeryczną czy też nerwowo przewrażliwioną (Pytyę) i pogrążały ją w stanie hypnotycznym czy somnambulicznym. Stawała się więc ona akurat tern sarnim, co obecnie nazywamy medyum. Posiadała niewątpliwie dar telepatyczny i podlegała sugestyi sprytnych kapłanów.

W British Museum w Londynie znajdują się tabliczki gliniane, pochodzące z wykopalisk Niniwy i Babilonu, a świadczą one o tern, że już w owych zamierzchłych czasach umiano pogrążać ludzi we śnie przy pomocy zwierciadeł metalowych. Z napisów egipskich, wyprzedzających Mojżesza o całe stulecia, wynika, że kapłani umieli pogrążać chorych w stanie hypnotycznym przez trzymanie przed ich oczami szlifowanego kamienia drogocennego, w który kazano im wpatrywać się uparcie. U Greków hydromantyka była gałęzią wiedzy. Bardzo powszechnie znanym był w starożytności magnetyzm zwierzęcy, a stosowano go przy pomocy wkładania rąk i głaskania. Plinjusz gorąco zaleca ten sposób przenoszenia siły żywotnej ze zdrowego na chorego. Fakiijzowanlem snu. Ponieważ zaś objaśnianie snów polega na tych samych zasadach, mianowicie na odszyfrowaniu symbolów, przeto pozwolę tu sobie podać próbę objaśnienia. Dosłowne znaczenie wyrazu Mene jest „policzony’’, czyli w przenośni lichy. Powtórzenie tego słowa kładzie na nim osobliwy nacisk. Tekel znaczy „znaleziony zbyt lekkim.” Ufarsin znaczy “podzielony”. Znaczenie zaś symboliczne jest takie: Mene oznacza jednocześnie wysoką wartość pieniężną (mina), tekel (sekel, sykiel) jest 1 /5 miny: peres w liczbie pojedynczej znaczy połowę miny, w liczbia mnogiej parsrn oznacza w języku medyjskim Persów. A więc znaczenie symboliczne wizy! jest takie: Ty, Baltazarze, królu Medyi, utracisz państwo swoje przez nieprzyjaciela 50-krotnie silniejszego od siebie, przez Babilończyków, których z kolei pokonają i podzielą Persowie. Każdy znający historyę zgodzi sif chyba, żo się ta przepowiednia, Daniela wypełniła.

Fakirzy indyjscy uprawiali już przed tysiącoleciami różne sztuki tajemne (widzenie na odległość, czytanie myśli itp.) i to całkiem systematycznie. Umieją oni jeszcze dzisiaj, tak jak umieli dawniej, poruszać stoły bez użycia widomej siły mechanicznej. Ojciec Kościoła, Tertulian, mówił w senacie rzymskim o wieńczeniu przy pomocy stolików pukających jako o rzeczy znanej powszechnie. Nasi spirytysci dzisiejsi są więc jedynie bezdusznymi naśladowcami wzorów dawnych i starych jak świat. Powtarzają oni jedynie stare sztuczki swoich poprzedników pogańskich. Jest wprost zabawnem, gdy w czasach dzisiejszych uważa się wieszczenie przy pomocy ekierki za coś par excellence współczesnego, podczas gdy jest to stary “wynalazek” Chińczyków, znajdujący rię obecnie jeszcze w powszechncm użyciu w Chinach i w Tybecie, ponieważ kult umarłych jest tam bardzo rozpowszechniony. Kto posługuje się takiemi przyrządami dla dowiedzenia się o sprawach utajonych, niechajże przynajmniej wie, że tak samo postępują bonzowie w Tybecie, gdy chcą skomunikować się z duchami umarłych.

Pominiemy wiarę w demony i duchy wszelakie, jaka istniała za czasów Chrystusa i apostołów i nie będziemy też zastanawiać się nad podobnemi wierzeniami, wieków średnich. Owa chmura, którą widział Mojźesz, zakryła już dawno całe niebo i rzuca cienie na wszystkie narody. Spirytyzm stał się potęgą międzynarodową i zaraża masy niby jakaś choroba epidemiczna.

Profesor Perty, znany przyrodnik, zmarły w roku 1884, obliczył że literatura dotycząca wiedzy tajemnej obejmuje 30 tysięcy tomów. Od jego czasów pomnożyła się ona ogromnie. W setkach i tysiącach traktatów rozchodzą się nauki wulgarnego spirytyzmu, a niezliczone czasopisma spirytystyczne obwieszczają wszystkim, że spirytyzm posiada na świecie 60 milionów zwolenników. Do gorliwych wyznawców jego należał car rosyjski Mikołaj II i należy mnóstwo ludzi najróżniejszych sfer społecznych. Wystrzegajmy się atoli wszelkiej przesady j niesprawiedliwości i nie mieszajmy uczciwych badań i poszukiwań z kuglarskiemi sztuczkami. O ile okultyzm pracuje metodami naukowemi, o tyle jest on pożyteczny, jak każde uczciwe badanie i poszukiwanie prawdy. Wykazuje on, że materyalizm i monizm jest przestarzałym światopoglądem pozbawionym fundamentu, że ducha ludzkiego należy ocenić jako siłę samodzielną. Pospolitą i powierzchowną niewiarę zwalcza on przypominając światu bezustannie słowa Hamleta, że więcej jest na świecie takich rzeczy cudownych, o których nie śni się uczonym mędrcom. Natomiast pospolity spirytyzm jest istnym zalewem wszelakich zabobonów, ogłupiającym ludy, które tych zabobonów mają dosyć i bez spirytyzmu. Najświętsze usta powiedziały nam wszakże, abyśmy ten potop zabobonu uważali za znak czasu.

Fantazya wszystkich ludów i po wszystkie czasy wypełniona była baśniami i zmyśleniami tajemnych nauk i opowieściami o duchach i upiorach. Góry, morza, równiny, lasy i łąki, domy i ogrody wszystko to zaludnione jest duchami i postaciami fantastycznemi. Któż podczas ciemnej nocy lubi chodzić drogami prowadzącemi obok samotnych cmentarzy, ruin, lub wogóle miejsc, o których mówi się, że tam straszy? Nietylko dzieci boją się mroków nocnych. Napoleon, który zresztą sam wierzył w swoją “gwiazdę”, twierdził, że śród swoich generałów znalazł tylko dwóch takich, którzy między północą a świtaniem nie doznawali niemiłego uczucia zabobonnego zaniepokojenia. Dość uświadomić sobie, że ludzie jeszcze dzisiaj mają senniki, że więrzą w zamawianie i wróżby na sitku, że boją się uroku i spychają go na psa, że dla odpędzenia czarów pukają trzykrotnie w spód płyty stołowej, że wierzą w’ postronek powieszonego jako w coś, co przynosi szczęście, aby zdać sobie sprawę z tego, że jeszcze ciągle tkwimy po same uszy w zabobonach, których wyliczyć nie sposób. Ileż to pieniędzy zarabiają jeszcze dzisiaj zawodowi wieszczbiarze i wróżki, którzy wiedzą jaką kto będzie miał przyszłość, jakie numera na loteryi wygrają, jakie powodzenie czy niepowodzenie oczekuje tych, którzy przychodzą do nich, aby zapłacić nietylko za wszystkie te brednie, ale i za kosztowane ogłoszenia po gazetach, których przecielowi wieszczbiarze nie opłacają z wjasnej kieszeni, ale z kieszeni łatwowiernych klientów! Według spisów policyjnych istnieje w samym Paryżu aż dwa tysiące różnych wróżów i wróżek, mających klientów w tak zwanych najlepszych kołach towarzystwa. Nietylko cyganki wróżą z ręki.

Niema już prawie takich hoteli, które odważyłyby się mieć pokoje z numerem trzynastym, a w niektórych mi.astach domy, na których \£ypadałby numer trzynasty,  ają numer 12-a. Nawet w kołach najbardziej oświeconych i przy ucztach najwytworniejszych nikt nie odważyłby się zasiąść do stołu, przy którym siedziałoby osób trzynaście. Nawet Bismarck nie tolerował tej liczby przy stole, a Napoleon I nie odważył się nigdy przedsięwziąć cośkolwiek poważniejszego w trzynastym dniu miesiąca. Co wywiera na nas najpotężniejsze wrażenie przy czytaniu indyjskich opowieści Rudyarda Kiplinga? Oto duchy grające w bilard i upiory pojawiające się z wykręconemi wstecz nogami. Co najbardziej porywa serca widzów podczas przedstawienia Wallensteina Schillera? Astrologia. A co fascynuje w Fauście Goethego?

To, że ze światem rzeczywistym miesza się tu świat duchów. Naturalnie, że są to wszystko koncesye uczynione przekonaniom, iż poza znanym światem zjawisk istnieje świat tajemniczy i nieznany. Można rzec jeszcze więcej, a mianowicie, że w tern wszystkiem przejawia się nieświadome poszukiwanie Boga, bez którego człowiek obyć się nie może. Dusza ludzka nie może poprostu zadowolić się tern, co jej daje trzeźwą rzeczywistość. Jak wiemy, zabobony przejawiają się niejednokrotnie w postaci nad wyraz śmiesznej. W bajkach i baśniach, które także przyrosły nam do serca, zabobon zajmował i zajmuje najprzedniejsze miejsce, ubierając się w szaty najmilszych postaci. Ale właśnie z tej wielo-kształtności zabobonu, który w każdym kraju posiada swoje własne formy, widać dość jaśnie, że jest on wielką potęgą, panującą nad duszą ludów.

Tak było zawsze i bodaj, że zawsze tak będzie w przyszłości. Ciemnota ma zabobony swoje, oświecenie swoje.

Zgoła inaczej mają się wszakże rzeczy z pospolitym spirytyzmem. Występuje on z pewną powagą, a jego posiedzenia, czy seanse, traktowane bywają z szacunkiem, niby jakieś uroczyste obrzędy religijne. Spirytyzm propaguje nowy pogląd na świat. Przytem kuglarstwa jego przedstawień dzięki ogromnema rozpowszechnieniu działają w najwyższym stopniu szkodliwie. Kto nie chce udać się na prywatny albo publiczny seans spirytystyczny, ten niechaj zapozna się z propagandystyczną literaturą spirytyzmu dla utworzenia sobie własnego zdania o szkodliwych skutkach tej propagandy zabobonu. Tajemnicze pociągało zawsze i pociągać będzie umysły niewyśzkolone i bezkrytyczne, a pisma okultystów’ i spirytystów korzystają właśnie z tej skłonności ku tajemniczemu. Oto kilka tytułów dziełek i broszur, rpzchodzących się wr wuelkich .nasach śróc. inteligencyi i ludu: Szkoła tajemna magii; Mistyczne noce; Ku nirwanie, czyli droga do doskonałości; Tablica godzin planetowych (to jest w jakich godzinach jakie panują planety); Horoskop jako droga do powodzenia; Pytaj gwiazd; Światło Buddy; Okropności cywilizacyi chrześciańskiej; Druga twarz w kartach; Obcujcie z duchami; Przeżycia zagrobowe.

Kto zna treść takich piśmideł, ten musi uważać z» fatalne pobłądzenie fakt, że istnieją nawet duchowni, którym się wydaje, że takie okultyzmy i spirytyzmy mogą być podporą chrześciaństwa. Spotkałem się z takiemi poglądami w Niemczech i w Szwajcaryi, a niejednokrotnie także w gazetach angielskich.

Bezkrytyczne masy przyjmują nowe “objawienia”, jako coś, co ma zastąpić chrześciaństwo. “W słabych najpotężniejszą jest wyobraźnia’* – powiada słusznie Goethe. Dla spirytyzmu niema winy i grzechu i dlatego nie potrzebuje on Zbawiciela. Aby upewnić swoich zwolenników, że tak jest istotnie, powołuje się spirytyzm na świadectwo wywoływanych “duchów”, czyli na różne fantomy obłąkanej wyobraźni. A przecież jest to chyba czystem głupstwem wyobrażać sobie, że pierwszy lepszy kuglarz posiadający budę jarmarczną może sobie dowolnie wywoływać duchy ludzi umarłych.

* * *
Kto chce się dokładnie poinformować w istocie i wartości spirytyzmu, ten obok pism spirytystycznych powinien czytać liczne pisma krytyczne, oświetlające te sprawy ze stanowiska wiedzy współczesnej. Pism takich na szczęście nie brak. Znane są też zdania wielkich koryfeuszów wiedzy, którzy mieli niejednokrotnie sposobność do gruntownego wypowiedzenia się o wartości pospolitego spirytyzmu. Oto naprzykład znakomity psycholog niemiecki, profesor W. Wundt, wypowiada się o spirytyzmie tak: “Duchy ukazujące się spirytystom, to właściwie duch samegoż spirytyzmu, to duch spirytystów”. A przytaczany już badacz, Dr. Loewenfeld powiada: “Spirytyści uważają, że nasz organ myślenia nie wystarcza na to, aby przy jego pomocy można było wyjaśnić zjawiska widzenia na odległość itp. Zdaniem ich wszystkie takie sprawy mogą być wyjaśnione jedynie przy pomocy duchów i dzięki ich pośrednictwu, podczas gdy w rzeczywistości takie pośrednictwo duchów jest zgoła niepotrzebne gdyż tajemniczych spraw nie może bynajmniej objaśnić wtrącaniem się do nich istot z poza naszego świata, o których w gruncie rzeczy nic nie wiemy. Jest to oczywiście bardzo wygodne, gdy rzeczy niejasne spycha się na czynniki niezależne od ciała”.

Muszę tu wziąć w obronę medya spirytystów. Oczywiście, dla tych, którzy przy ich pomocy zarabiają pieniądze, nie mam słów dość ostrych za ich zwodzenie ludzi łatwowiernych. Ale gotów jestem zgodzić się na to, że śród medyów histerycznych i hipnotyzowanych, jest dość ludzi uczciwych, którzy nawet nie myślą o oszukiwaniu bliźnich. Nie należy mieszać takich medyów ze sprytnemi jednostkami, które jak to powszechnie wiadomo, wodziły za nos cały świat. Takie medya uczciwe znajdują się niewątpliwie pod potężnym wpływem swego stanu chorobliwego, przedrażnienia nerwów, skłonnego do halucynowania.  Wiemy już, że w stanach transów w mecyach takich podświadomość przesłania całkowicie stany świadomości. Tak właśnie, a nie inaczej mają się te rzeczy. W nich dokonywa się w stanie ogromnie spotęgowanym to, co ludzie normalni przeżywają jedynie we śnie. Do tego dołącza się przy publicznych seansach nerwowe napięcie widzów i ich wpływ sugestyjny, który udziela się medyom.

Tem objaśnia się niepowodzenie seansów przy udziale ludzi wyszkolonych na metodach naukowych, a więc w wysokim stopniu krytycznych. W takich wypadkach o sugestyę bywa daleko trudniej i powodzenia niema. Dzisiaj możemy sobie dość łatwo objaśnić nawet takie względnie trudne sprawy, jak to, że medya komunikują różne rzeczy, dotyczące csób zupełnie im nieznanych. Edward Hartmann dał na to pytanie odpowiedź już przed czterdziestu laty w swojej “Filozofii nieświadomego”, tłómacząc rzeczy dotąd niezrozumiałe przy pomocy przenoszenia myśli. W owych czasach nie zrozumiano go, ale dzisiaj fakt telepatyi został stwierdzony całkiem jasno. Nie mogę oprzeć się pokusie, aby przynajmniej .przy pomocy kilku przykładów nie zaznaczyć swego stanowiska i poglądu na sprawy siły mózgowej w przeciwstawieniu do tych, którzy nie chcą się rozstać ze swojemi iluzyami pośrednictwa duchów.

Weźmy dla przykładu jedno z najpospolitszych zjawisk spirytystycznych, które budzi zawsze ogromną sensacyę śród zgromadzonej publiczności, a mianowicie automatyczne pisanie. Dokonywa się tej sztuki przy pomocy różnych metod, ale najczęściej robi się to tak: Bierze się arkusz papieru i wypisuje się na nim litery alfabetu w dowolnej kolejności, oraz cyfry od 1 do 9. Na środku tego arkusza kładzie się spodek odwrócony dnem do góry i naznaczony w pewnem miejscu na skraju ciemną kreską. Medyum albo też osoba nerwowa kładzie ręce na spodku i podczas całej procedury może rozmawiać z obecnymi, nie zwracając nawet uwagi na ruchy rąk. Jedna z osób obecnych stawia “duchowi” pytanie, naprzykład: “Jak powodzi się mojej ciotce w Sztokholmie?” Druga osoba siedzi z ołówkiem i papierem przy stole i uważa jakie litery zostają zaznaczone przez spodek. Trwa to zazwyczaj niedługo, a spodek zaczyna wędrować od litery ku literze. Jeśli ma się do czynienia z istotnem medyum, to nie spogląda ono wcale na papier i rozmawia swobodnie z obecnymi. Litery naznaczane przez kreskę zrobioną na skraju spodka, zostają notowane, a potem odczytuje się już całkiem prosto odpowiedź daną przez “ducha”. Odpowiedź taka bywa nieraz wprost zdumiewająca. Ale jakże to jest możliwe, że obce medyum, nie wiedzące nic o osobie pytającej i jej stosunkach rodzinnych i innych, może dać taką odpowiedź trafną? Otóż działa tu podświadomość i kombinuje odpowiedź z tych danych, które istnieją w podświadomem, a które uszły uwagi świadomości dziennej. Oczywiście, eksperyment udaje się jedynie wówczas, gdy medyum może odczytać myśli z rysów twarzy pytającego, lub też jeśli zdoła pochwycić promienie jego mózgu. O jakąś całkowitą objektywność jnoże tu chodzić jedynie w wypadkach nadzwyczaj rzadkich. Ale to, co jest wiadomem pytającemu, to może mu zostać powtórzone, choćby o danej rzeczy wiedział sam jeden. Czyniono tu wiele metodycznych doświadczeń i na podstawie wyników takich badań doszło się do wniosku, że odpowiedź na pewrne pytania wypada pomyślnie nawet wówczas, gdy pytający pytania swego nie wypowiada, ale je sobie jedynie pomyśli. Chodzi tu więc jedynie o przenoszenie myśli. Drugi przykład jest jeszcze bardziej zastanawiający. Do popisów pospolitego spirytyzmu należy tak zw’ane mówienie językami, i to jest mówienie przez medyum takiemi językami, jakich się ono nigdy nie uczyło, a więc znać ich nie może. I to zjawisko tłómaczy się zadowalająco przy pomocy podświadomości, co zrozumiemy, gdy poświęcimy nieco uwagi wywodom następującym. Mówienie językami jest zjawiskiem, które znane było już w starożytności i w wiekach średnich. Po grecku określano to zjawisko jako “glosolalię” i przypisywano ją bogom lub demonom. W świątyni delfickiej zjawisko to było na porządku dziennym.

Najbardziej znanym przykładem glosolalii jest opowiadanie Dziejów Apostolskich o tem, co się działo bezpośrednio po zesłaniu Ducha świętego w Jerozolimig. Co do mnie jednak, to muszę zaznaczyć, że mówienie językami przez apostołów było czemś innem, niż to z czem się spotykamy u różnych medyów. Niektórzy słuchacze apostołów zrobili złośliwą uwagę: “Ci się młodem winem popili.” Uwaga ta stanie się zrozumiałą, gdy sobie powiemy. że dla ludów starożytnych mówienie językami nie było niczem niezwykłem, bo głosolalia zahypnotyzowanych kapłanów i kapłanek była im dobrze znana. Pismo święte nie zataja tej uwagi złośliwej, ale przytacza ją ze zwykła szczerością. Owi złośliwi słuchacze nie przypisywali daru apostołów sile wyższej, ale widzieli w nim to samo, co zwykli byli widzieć u kapłanów pogańskich, mianowicie stan pewnego zamącenia czynnej świadomości przez upojenie. Piotr słysząc tę uwragę, nie pominął jej milczeniem, a’e odpowiedział na nią w właściwy sobie sposób stanowczy.

Trzeci przykład powie nam, co należy myśleć o mówieniu językami przez medya, a co mamy sądzić o podświadomości. Duński lekarz chorób nerwowych, Dr. Lehman, opowiada w pewnem czasopiśmie psychiatrycznem o histerycznej dziewczynie, która znajdując się w szpitalu, zwracała na siebie uwagę tem, że wygłaszała długie mowy w tonie kaznodziejskim i to po szwedzku. Było o niej wiadomem, że w Szwecyi nigdy nie była i że nie miała nigdy sposobności do uczenia się jakiegokolwiek języka obcego, gdyż była córką ubogiego robotnika. Gdy została wypuszczona ze szpitala, spirytyści uczynili z niej skwapliwie swoje medyum. Ci z pośród jej słuchaczy, którzy znali język szwedzki, naznaczali, że wymowa jej jest nieco wadliwa, lecz zarazem postrzegali i to, że w długich swoich mowach powtarza się ona dość rzadko. Kazania jej co do treści były budującemi przemówieniami w duchu chrześciańskim. Zdumienie było wielkie i powszechne. Oczywiście zadawano sobie pytanie co to za duch jakiegoś zmarłego szwedzkiego kaznodziei przemawia usty dziewczyny. Inne objaśnienie tego zjawiska zdawało się być całkiem niedopuszczalnem i niemożliwem. Ludzie schodzili się tłumnie, aby być świadkami takiego cudu. Oczywiście, że i przeciwnicy spirytystów zainteresowali się tą sprawą i oto dzięki szczegółowym badaniom okazała się rzecz taka: Dziewczyna owa była w ciągu kilku lat służącą u pastora duńskiego, który ucząc się języka szwedzkiego, zwykł był chodzić po domu i odczytywać długie kazania szwedzkie na głos. Zanim wprawił się w wymowę szwedzką, wymawiał słowa szwedzkie wadliwie.

Każdy, kto uczył się języków obcych, wie bardzo dobrze, że głośne czytanie oddaje uczącym się bardzo cenne usługi, bo ucho przyzwyczaja się w ten sposób do dźwięków obcych. Otóż podczas gdy ów pastor duński chodząc po długim korytarzu odczytywał sobie kazania szwedzkie, dziewczyna znajdowała się w kuchni albo też na owym korytarzu. Dopiero po latach dziesięciu, gdy się rozchorowała i znalazła się w stanie półświadomości, kazania słyszane ongi, wydobyły się z podświadomości i były automatycznie powtarzane, gdy znajdowała się w transie. Czynna jej świadomość nie wiedziała o tern, co przechowane zostało w podświadomości. Owego daru dziewczyny nie można tłómaczyć przy pomocy jakiejś cudownej siły pamięciowej, gdyż w stanie zwykłym dziewczyna ta nie ujawniała jakiegoś osobliwego daru pamięci. Tak więc duch został odkryty: kazania zostały przechowane w podświadomości. Dawniej sam byłem zdania., że medya mogą nam dawać dostrzegalne dla zmysłów zjawy umarłych, czemu dałem wyraz w pierwszem wydaniu swojej książeczki. Dzisiaj atoli, gdy sprawy takie tłómaczą się w sposób daleko prostszy, możemy nad duchami przejść do porządku dziennego z całym spokojem.

O promieniowaniu mózgu.
Pewnego wieczoru w roku 1912 siedziałem z jednym znakomitym malarzem i prowadziłem z nim ożywioną rozmowę. Jest to człewiek bardzo wykształcony; przez lat kilka mieszkał we Włoszech. Pokazywał mi artystyczne fotografie obrazów Fra Angelico, tego artysty z Bożej łaski, który na początku piętnastego stulecia tworzył swoje cudowne barwne obrazy z historyi świętej i malował niezrównanie piękne postaci aniołów. Znałem te obrazy już od dawna, ale nigdy dotąd nie zwróciłem uw^agi na to, że wszystkie głowy świętych otoczone były promiennem koliskiem. Zapytałem: “Czy owo kolo promieniste jest tylko na to, aby śród innych postaci wyróżniało Chrystusa, apostołów i świętych?” Odpowiedział: “Twarz odcina się od promiennego lub jasnego tła zgoła inaczej, niż od ciemnego i płaskiego tła płótna. Pozatem .zaokrąglenia te mają w sobie coś harmonijnego i uspakajającego”.

Zgodziłem się z tem i rzekłem: “Ale takie techniczne wyróżnienie nie miało bodaj sensu jeśli chodziło jedynie o pewne postaci, jak naprzykład Dziecię Jezus lub anioły. Oczywiście na technice malarskiej nie znam się i nie mogę zabierać tu głosu, ale zdaje mi się, że malarz dzięki temu kolisku promiennemu chciał wyrazić wspaniałość Bożą w jego świętych, jak o tem często mówi Pismo święte. Oto Mojżesz prosi Boga: “Daj mi oglądać wspaniałość swoją”. A Bóg rozkazuje mu: “Udziel wspaniałości swojemu Jozuemu. “Znaczy to zapewne w pierwszym rzędzie, aby Mojżesz przeniósł na Jozuego część władzy swojej, ale wiemy przecie z opisu, że oblicze Mojżesza jaśniało, gdy schodził z góry Synaj albowiem pozostał na nim odblask wspaniałości Bożej Musiał sobie zasłaniać twarz bo lud nie mógł spoglądać na tę jasność. Olbrzymia postać Mojżesza, wykutego przez Michała Anioła, ma dokoła głowy strzelające ku górze promienie. Należy przypuszczać, że działa tu stara tradycya. Jeszcze dzisiaj w niektórych krajach promienie zachodzącego słońca nazywają się promieniami Mojżesza.” Możnaby przytoczyć jeszcze to i owo, ale zwrócę panu jedynie uwagę na słowo ewangelisty Jana: “Widzieliśmy wspaniałość jego; na jaśniejącą postać podczas przemienienia na górze i na wstęp Listu do Żydów, gdzie jest mowa o “jasności chwały”.

Takie pojmowanie gloryi dokoła głów postaci świętych wydaje mi się daleko lepszem uzasadnieniem, niż względy wyłącznie techniczne”. Malarz odpowiedział: “Ma pan racyę. Przypuszczam, że działały tu oba motywy. Pan wyobraża sobie tę sprawę mniej więcej tak, jak odbicie światła słonecznego w księżycu. Nieprawdaż?”

“Zapewne, że o ile chodzi o porównanie, to można się na nie zgodzić”. Ta rozmowa wieczorna przypominała się mi często, gdy podczas prac różnorakich zastanawiałem się nad sprawami tajemniczemi. W roku 1913 napisałem do owego malarza: “Może pamięta pan jeszcze naszą rozwowę o gloryi świętych. Niejedno, czego wówczas nie rozumiałem, stało się teraz dla mnie zrozumiałem.

Przed laty rozmawialiśmy z sobą o bystrości spostrzegania u ludów kulturalnych świata starożytnego. Zwróciłem panu wtedy uwagę na to, jak dokładnie magowie Niniwy i Babilonii na kilka tysięcy lat przed Chrystusem określili drogi planet i gwiazd, i dodałem, że mędrcy ze wschodu, którzy widzieli nową gwiazdę przy narodzeniu Chrystusa byli jedynie późnymi potomkami owych magów.

Na wykopaliskowych tabliczkach glinianych, jakich całe mnóstwo znajduje się po wielkich muzeach, a wydobytych z pod gruzu tych miast dawnych, których już niema, spotykamy się nietylko z obliczeniami astronomicznemi, ale także z nazwami pasa zwierzyńcowego, które dzisiaj są w powszechnem użyciu. Jako człowiek, który bawił przez dłuższy czas w Egipcie, zwrócił mi pan uwagę na fakt, że w kraju tym na dłużej przed Chrystusem, niż dzisiaj jest po Chrystusie, istniały szkoły nauk tajemnych, w których badano między innemi budowę ciała ludzkiego. Posągi egipskie – wywodził pan – są dowodem, że twórcy ich znali anatomię ciała ludzkiego.

Mówiliśmy potem jeszcze o znaczeniu lekarzy greckich, którzy mogli byli jeszcze przed stu laty mierzyć się co do swojej znajomości lecznictwa z lekarzami naszymi. Wszędzie spotykamy się z takiem bystrem spostrzeganiem, które napełnia nas zdumieniem.

Dlaczegóż tedy nie mieliśmy przypuścić, że ci którzy działali przy pomocy hypnozy, sugestyi i magnetyzmu zwierzęcego, posługując się temi zdobyczami jako czemś powszechnie znanem, znali także promieniowanie ciała ludzkiego? Słyszę już zdumione pytanie pańskie: Czyż takie promieniowanie istnieje? Mówiono wprawdzie o aurze, ale czy to, aby nie płód fantazyi? Nie, drogi przyjacielu, jest to fakt nienagannie stwierdzony. Gdy wynalazca parafiny, kreozotu i innych preparatów, Dr. Reichenbach, przed pięćdziesięciu laty w dziełach naukowyeh dowiódł, że ciało ludzi wrażliwych otoczone jest fosforyzującem światłem, wydrwił go cały świat uczony.

Tymczasem fakt ten został przez wiedzę udowodniony, jak pan się o tem może przekonać z rękopisu załączonego. Mózg ludzki jest ciałem radioaktywnem, które wydaje promienie. Czy wolno mi mieć nadzieję, iż przekonałem pana, że glorya dokoła głowy świętych ma znaczenie głębsze, niż technika malarska Wizya Seesenheimska.

Pisze do mnie Dr. Bode:

“Wizya opisana przez Goethego na końcu 11 księgi “Dichtung und Wahrheit” (Poezya i prawda), jaką miał na drodze prowadzącej z Seesenheimu do Drusenheimu, jeśli ma być uważana za prawdziwą, to odnosiłaby się do miesiąca sierpnia 1771 roku. Spełnienie tej wizyi nastąpiło 25 września 1779 roku. Otóż, o He wiem, Goethe nie mówił w owych latach nigdy, że miał taką wizyę i że ona się spełniła.

Wizytę swoją w Seesenheimie opisał w liście napisanym po trzech dniach do pani Stein, która interesowała się ogromnie tajemniczemi sprawami. Niepodobna wyobrazić sobie, że byłby o tem przemilczał właśnie w liście do tej pani. Goethe nie mówił o tej rzeczy i w latach następnych nic i do nikogo.

Dopiero w roku 1813, a więc w 42 lata później opowiada o tem wydarzeniu. Ponieważ opisuje on je w dziele zatytułowanem “Poezya i prawda”, przeto trudno wywnioskować, czy podaje on to opowiadanie jako prawdę. Trzebaby już czytelnika ogromnie chciwego cudów, aby uwierzył, że ta opowieść ma tworzyć całą tę połowę książki, która reprezentuje w niej obok poezyi prawdę. Pozatem

Goethe nie mówił nigdy, że miewał wizyę lub dar jasnowidzenia, przeciwnie w omawianiem właśnie dziele twierdzi coś całkiem przeciwnego. W księdze pierwszej mówi on o przepowiedniach swego dziadka Textora i zaznacza: „Ale żadne z jego dzieci nie oddziedziczyło po nim tego daru.”

Nierozstrzygniętem pozostaje pytanie, dlaczego opowiadał Goethe o tej wizyi. Ale dlaczego poeci od stworzenia świata opowiadają o rzeczach cudownych? Goethe czyni tak stale: w poezyach, dramatach, opowiadaniach i powieściach, że czyni tak i na wspomnianem miejscu, jest zrozumiałe. Pożegnanie z ukochaną wypadło niepomyślnie i każdy czytelnik czuje, że krótki ten romans nie może skończyć się w taki sposób. Dlatego też i poeta powiada, że dalszy ciąg nastąpi, a powiada to w sposób poetycki.

źródło: “Tajemnice życia duchowego” NAPISAŁ GUSTAW STUTZER Z Niemieckiego przetłomaczył P. Laskowski, A. A. PARYSKI Toledo, Ohio. USA 1926

]]>
Duch https://tarot-marsylski.pl/duch/ Mon, 02 Jan 2023 13:22:30 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7802 Czytaj dalej ]]> „Jaźń” nasza to „Iskra Boża”, poznanie jej to poznanie wszechświata, to emanacja albo cząstka mikrokosmosu, to cel życia. Dusza człowieka to ta część całości, jednak nie całość, indywidualność jednostek, która tworzy swe własne życie, na wzór i podobieństwo. Cząstka Doskonałości to doskonałość, cząstka Wszystkiego, to wszystko, jakby nie był cel wzniosły, pogrążony w mat er j i fizycznej, którą ma doskonalić nie jest doskonały, o tem musimy pamiętać.

Nie Nirwany spoczynku błogiego, lecz spełnienie zadania naszego życia, naszych obowiązków względem bliźnich jest tą indywidualną drogą, którą każdemu z nas wyznacza Przeznaczenie. „Wiesz zapewne, że „Głos milczenia” jest ułamkiem z księgi „Nauk złotych” istniejących w Indjach od prawieków, a pochodzącej od Arjazangi, nie zdziwi cię za tem jej ton archaiczny. Wiesz także, że od tych czasów indyjskich postąpiliśmy w rozwoju daleko, ustęp ostatni z przytoczonych indowie musieli jeszcze „zamykać zmysły przed szałem akamkary”, aby dotrzeć do „doliny błogości” (nirwany); my dziś jednak mamy już inne zadanie. Nie wolno nam już uciekać w dolinę błogości, bo zadań swych mamy szukać na ziemi. Błędnem podobnież byłoby „zamykać” zmysły dla uzyskania spokoju, bo zmysły masz opanować, nie zamknąć. Uczyć się tego będziesz zresztą na szczeblu piątym ścieżki. Ahamkara twoja nie jest ci już dziś zawadą, lecz pomocą, bo dzięki tej dążności do życia indywidualnego możesz być wogóle użyteczny twym współludziom. Bez niej byłbyś tylko nieproduktywnym członkiem społeczeństwa, jego ciężarem” *).

Mówiłem już o „pomocniku”, może się wyda takowy nierealnym, lub w kształcie „ducha” działającego w sposób nadprzyrodzony, z nieba spadających podręczników, manuskryptów, rad i t. p., nie one przychodzą, On radzi, przez usta otoczenia, w ten sposób, że nawet nie zdajemy najmniejszego sprawozdania, a On wciąż działa. Z czasem, gdy uprzytomnimy sobie niektóre szczegóły życia, rozumiemy wtedy dobrze, że nie był to żaden ślepy traf, lecz ta pomoc Mistrza. Tyle w życiu indywidualnem spostrzeżeń, każdy sam za siebie widzi, przykład cudzy nigdy nie będzie tak jasny jak własne przeżycia, które jedynie dają możność spostrzegać i widzieć przyczyny wstecz. Duch stale pracuje nad udoskonaleniem materji, praca idzie w dwóch kierunkach zewnętrznym i wewnętrznym, ale intensywność przejawów i ta nasza nagroda zależy od naszej współpracy w kierunku spotkania i poddania naszej „Jaźni Rzeczywistej” wszystkiego bez zastrzeżeń. Ludzie pracują – wymyślają sobie wzajem ograniczenia, prawa pisane, granice itp.

Jest coś co kieruje twórczą intuicją społeczeństw, tak że one same nie wiedzą ostatecznego celu, dążności do której pcha Opatrzność. Najprzód* prasa i koleje powstały, jakby poto, by, łączyć ludzkość, na nowe wymysły ograniczeń, odpowiedź wynalazku telegrafu, telefonu, aparatów fotograficznych, znów powstały karby, znów dążność nieświadoma zniwelowania takowych przez samochody, samoloty i radjo. Czy cel rozwoju postępowego przez dążność do wolności przez technikę, przez uświadomienie społeczne, przez rozwój indywidualizmu, nie są dostatecznie wypuklone ?

Czy możemy wątpić w to, że nie ślepy traf, nie żadna organizacja lecz prawa przyrody same się przeciwstawiają sztucznym ramkom wszelkich ograniczeń?! Duch jest wolny, wszechwładny i twórczy, kto bliżej centrum ogniska, ten szerszy ma horyzont wiedzy, mocy i działalności. Wszelkie niepowodzenia ustrojów państwowych zależą od niezharmonizowania praw i kierunków w stosunku do prawa niepisanego.

*) J A.S. Wstęp w Światy Nadzmysłowe. Radża-Joga-Nowoczesna.

Działalność nasza powinna iść w kierunku wewnętrznym jak również i zewnętrznym, to są nasze dwa bieguny, ale zrozumienie takowych w pełni leży daleko poza obrębem poszczególnych osobowości. Jednostronność w dążności do ezoteryzmu, to forma egoistycznego samolubstwa. „On przez modlitwę dążył do bogactwa i wszedł w świat niższy swój pierwiastek kryjąc” *).

*) Rygweda.
**) Sedir. Siły Mistyczne.

Szersze pojęcie ten rozmach wśród biegunów daje nam Chrystus, przez miłość i poświęcenie. Prawa przyrody są sprawiedliwe, każdy człowiek otrzymał to, na co zasługuje. Przejaw „Jaźni” poprzez prześwietlenie wymaga poprzedniego przygotowania, oczyszczenia od sumienności przygotowania do takowego zależny jest stopień i świadomość nasza. Intelekt nie zawsze jest zdolny do ogarnięcia nawet w przybliżeniu tego, co jest nieogarnięte.

Duch ściśle biorąc nigdy nie może być ani zbadany ani zanalizowany, możemy tylko stwierdzić jego istnienie. „Skutki tych zabiegów tajemnych nie zapisują się wyraźnie w świadomości, zwłaszcza na początku. Stapiają się one w uczuciu obecności boskiej, mało podatnem do rozbioru. Filozof znajduje dowody na tę obecność; człowiek nabożny przez rozmyślanie żarliwe pobuduje sobie z tego obraz ożywiony; wszystkie te wysiłki powołują prawdziwą obecność, czynią nas zdolnymi przenieść ją; lecz ona nie daje się zmusić; pozostaje zawsze niezależna, udzielająca się z łaski; najlepsza formułka do przeciągnięcia cudownej tej słodyczy, jest praktyka całkowita miłosierdzia. Uczeń prawdziwy zdąża już ku wolności; widzi on Boga wszędy; nie uważa Go za podległego warunkom godzin i miejsc. „Bóg powiada, Karmelitanka z Avili jest równie dobrze w kuchni jak w celach czy w izbie do modłów”. Niektórzy samotnicy Islamu, Indyj i Chin myślą tak samo. Wszechobecność to nie jest abstrakcyjna, fluidyczna, idealna, jest ona realna, biologiczna, żyjąca. By kosztować jej, trzeba odwagi wytrwałej, to prawda; ale wszyscy mogą ją osiągnąć” )*.*

Przygotowanie do prześwietlania idzie w dwóch kierunkach czystość moralna i siła, jedno uzupełnia drugie. Ale ani jedno ani drugie nie może się obejść wzajemnie. Duch rodzi siłę, czystość, sumienie i wiara to droga do przejawów duchowych. Wola i wolność są względem w stosunku do Przeznaczenia, ale bierność naszego ja to śmierć duchowa.

Odpowiedzialność nasza ogromna. W miarę podnoszenia się na szczyty władza wzrasta, więc czyny nasze muszą być większe. Ale czy zdolność wyboru wzrosła w miarę rozszerzenia i skomplikowania całego widnokręgu walki wewnętrznej ?!. Czy w trudnych warunkach wyboru nie rządzi nami nasze samolubstwo lub inne jakieś ukryte żądze?! Dążność do światła bez wyzbycia się resztek egoizmu może wprowadzić na tory złudzenia. Tern złudzeniem nieraz może być właśnie nasze niższe ja, uparcie trzymające się złudnego światła, niezdolne do samopoświęcenia i ofiary, hamujące głos naszej wyższej Jaźni. Nieraz sama pokusa pcha nas w wyż, by zwiększyć naszą odpowiedzialność. (I śmiech nam rzuca 'jak głaz na piersi, A gdzież ten Ojciec, a gdzież ten Bóg”) *).

Stoimy bezradni z naszą siłą i smutek ogarnia nas, a to wszystko tylko kara, że pchamy się w wyż nie będąc dostatecznie przygotowani. Są to uczucia smutku i współczucia, gdzie serce nasze zastygłe jak kamień ognia miłości rozniecić nie może, lecz zbyt szlachetne by nienawidzieć. Cierpliwość i pokora, a czas udręki minie i znów zabłyśnie droga prawdziwa. „Oczekuj rozkwitu kwiatu w ciszy, jaka następuje po burzy nie wcześniej. Łodyga się ukaże, rosnąć będzie, wypuści odnogi, listki i pączki w czasie, gdy jeszcze szumi burza i toczy się walka. Lecz kwiat sam nie roztworzy się w pełni, dopóki nie roztworzy się i nie wyrośnie w pełni indywidualność całkowita człowieka, dopóki nią nie owładnie ten atom boski, który ją stworzył, jako narzędzie dla doświadczeń i przeżyć, dopóki cała natura człowieka nie podda się swemu wyższemu ,,ja“. Lecz wtedy nastąpi cisza podobna do ciszy pod zwrotnikami, co następuje po deszczu ulewnym, kiedy przyroda tak szybko pracować się zdaje, że można robotę zauważyć. Cisza podobna spadnie na ducha umęczonego. I wtedy to w ciszy głębokiej stanie to coś tajemnicze, które nas przekona, żeśmy drogi znaleźli. Możesz nazywać to
coś jak chcesz. Jest to głos rozlegający się tam, gdzie żadnego innego głosu nie słychać. Jest to zwiastun bez formy i bez ciała, albo może kwiat duszy rozwiniętej.

*) Kornel Ujejski. Z dymem pożarów.

Żadne tu nie wystarczą porównania. Lecz przeczuć to tylko można, szukać i pragnąć, nawet wśród szalejącej burzy. Cisza ta trwać może jedno mgnienie albo całe tysiącolecie. Lecz skończy się ona. Moc jednak tej ciszy zostanie w tobie. Znowu i znowu do boju iść trzeba i zwyciężać. Natura tylko na chwilę zastygnąć może” *).

Prawdziwa nauka przyszłości nie będzie się ograniczać wyłącznie poznaniem zewnętrznem, lub wewnętrznem, lecz da świadome połączenie obydwu kierunków wzajemnie się pogłębiających i uzupełniających. Ale i te metody były już znane w postaci „hatajogi” lub „radża-jogi”, obydwie metody są w różnych stopniach ale natury fizycznej, bo nawet przejścia w ćwiczeniach mentalnych od myśli przedmiotowej do oderwanej, to tylko wybieg ku mniejszej wzgl. materjalizacji. Kultura ciała fizycznego była prawie jedyną drogą, jedynym kluczem względnego wtajemniczenia, później stworzone metody pośrednie z ćwiczeniami umysłu. Dziś dla nas Europejczyków najdogodniejszym i najłatwiejszym sposobem zdobycia osięgu, przez kształcenie myśli i intelektu. Strona mechaniczna jest zawsze najprzystępniejsza, lecz nigdy nie da tej pełni przygotowania potrzebnego do prześwietlenia, bez udziału Ducha.

To klucz moralny, wszelkie koncepcje inne, dają rezultaty pozornie dobre, lecz przynoszące im samym wiele szkody. „Ekstaza jest opanowaniem świadomości u nie-ja przez miłość bezgraniczną”. (Godfernaux) – „Jest to powrót do stanu uczuciowego, prawie niezróżnicowanego, nieznanego, jedynie odczuwanego” (Ribot) **).

Nikt jednak nie pozna uczucia tego, nie zrozumie opisu, każdy z nich nie odzwierciedli w przybliżeniu nawet to, co się przeżywa.

„Ekstazę wreszcie określić należy jako wizję świata duchowego, w której duchy złe czy dobre ukazują się jasnowidzącemu w postaci ludzkiej i obcują z nim. Dusza staje się rzeczywiście przeniesiona poza ramy ciała, które życie opuściło niemal i które sztywnieje w stanie katalepsji bliskim śmierci.

*) Mabel Collins. Światło na Drodze.
**) Sedir. Siły Mistyczne.

Nic nie jest w stanie oddać, jak opowiadają ekstatycy, piękna i świetności tych wizyj, ani też uczucia niewypowiedzialnego zlania się z istotą boską, jakie pozostaje po nich w postaci upojenia jasnością i harmonją. Można wątpić o istności tych wizyj. Zastrzedz się wszakże należy, że jeśli w przeciętnym stanie jasnowidzenia posiada dusza dokładną świadomość miejsc dalekich i ludzi nieobecnych, logiczne jest przypuszczenie, iż w stanie wyższego uniesienia mogłaby ona oglądać rzeczywistość wyższą i niematerjalną. Zadanie przyszłości polegać będzie, zdaniem mojem, na przyznaniu transcedentalnym władzom duszy ludzkiej należnej im godności i roli społecznej, oraz na zorganizowaniu ich pod kontrolą nauki, na podstawach religji prawdziwie powszechnej, dającej wolny dostęp wszystkim prawdom. Wówczas dopiero dotrzeć będzie mogła nauka, odrodzona prawdziwą wiarą i duchem miłosierdzia, mająca oczy otwarte, do sfer owych w których filozofja pozytywna błąka poomacku, z opaską na oczach. Tak, nauka stanie się jasnowidząca i zbawcza w miarę, jak wzrastać w niej będzie i potęgować się znajomość i umiłowanie ludzkości” *).

Ekstaza to wizja światła, ma swoje stopnie, zdolność pogrążania się w ten stan jest różna u różnych jednostek. Ona znakomicie podnosi wszelkie zdolności, nie tylko w czasie trwania ale na stałe. Dzięki niej rozwijają się zmysły astralne, te siedem lotosów, tych kwiatów różniących prześwietlonego od otoczenia. Najczęściej to się odbywa stopniowo, dar za darem, wtedy jest łatwiej choć stopnie są niższe, pogrążania się stosownie do swej woli w stan ekstazy.

„Sam Ramakriszna opisywał później stopniowe stadja swego rozwoju w sposób następujący: na pierwszym stopniu asceta widzi od czasu do czasu naokoło siebie boskie światło, a duch jego już nie przęstaje do rzeczy tego świata. Na drugim stopniu chce on już tylko mówić i słyszeć o Bogu i unika miejsc, w których mowa jest o czemś innem: przezwyciężył już prawie stan niewiedzy. Na stopniu trzecim widzi wspaniałość Boga nieprzerwanie, ale pozostaje mała resztka niewiedzy; w poczuciu pełni boskiego jasnowidzenia próbuje on schwytać ten stan, lecz mu się to nie udaje. Podobnie i owady przyciągane przez światło, nieustannie dążą do latarki, lecz nie mogą dotrzeć do żródla światła, gdyż wstrzymuje je szkło niewiedzy.

*’) Edward Schure. Wielcy Wtajemniczeni.

Ostatni stopień to samotny stan, w którym znika wszelka forma; tu już wszelka niewiedza została przezwyciężona i osiągnie bezpośrednie poznanie Boga. Świadomość ludzka zanika już w tym stanie, a kto twać w nim będzie dłużej niż dni dwadzieścia jeden, nie wróci już więcej do życia” *).

*) Jan Starża-Dzierzbicki. Radża Jogi Rama Kriszna.
**) J. A. S. Wstęp w Światy Nadzmysiowe. Radża-Joga-Nowoczesna.

„Hala pierwsza to równia ziemska, fizyczna panuje nad nią awidja (niewiedza, tamas, Aryman) ale ty już ponad nią wyrastasz, skoro szukasz dostępu do ścieżki. „Ognie pożądań” już nie są „światłem twojego życia”; nie kierujesz się już żądzami i popędami, bo nie chcesz być ich niewolnikiem, ale władcą. W hali drugiej znajdziesz „kwiaty życia” bo równia astralna jest niezwykle bogata w formy. Ale pod kwiatami kryje się wąż (radżas Lucyfer), dla tego Eliphas Lewi zwie równię astralną „wielkim wężem”. Tam znalazłbyś rychło nauczyciela ale byłby to Guru fałszywy. W tych „dziedzinach szału” znajdują mistrzów  tylko czarnoksiężnicy lub nieuświadomieni spirytyści. Jest to tylko hala nauki; masz poznać jej złudy zwodnicze a piękne, ale w niej nie pozostać. Dopiero w hali trzeciej możesz znaleźć twego Mistrza, bo równia myślowa, to najniższa z dziedzin, na których On działa. Dopóki zatem do tej hali nie dotrzesz, nie oczekuj ujrzenia Go, lub otrzymania odeń jakichś wieści bezpośrednich. Ponad tą halą dopiero bije „źródło niewysychające wszechwiedzy” (aksiara, intuicja), tam dopiero świeci światło prawdy nieosłoniętej. Do hali mądrości dochodziłeś tylko we śnie najgłębszym (zusupti) z którego nie zachowywałeś żadnych wspomnień po obudzeniu do świadomości dziennej (dżagrat). Na ścieżce nauczysz się przenosić do świadomości te inspiracje, uzyskiwane na równi myślowej, podobnie jak nauczysz się zdawać sobie na jawie sprawę z imaginacji świata astralnego, które dotychczas przypominałeś sobie tylko szczątkowo z twych marzeń we śnie lekkim (swapna). Przeszedłszy przez te szczeble najwyższe ścieżki, dojdziesz do czwartego stanu świadomości (turija), który Indom pradawnym dostępny był tylko w transie(zamadhi),tobie jednak będzie dostępny w każdej chwili, na jawie, bez tracenia przytomności i pamięci. Wtedy jednak będziesz już czeladnikiem, a do tego droga jeszcze  daleka.

Jedni dochodzą do przebłysków drogą mozolnej pracy, bardzo stopniowych, ci mogą się dowolnie pogrążać w ten stan. Inni znów w znacznie szybszem tempie odrazu osiągają znaczne wyniki, ale nie są one u nich zależne od ich woli, później tęsknią za niemi całe lata. Obydwie kategorje ekstazy zmieniają całą istność człowieka, wszelkiego rodzaju zdolności potęgują się znacznie, siły  magnetyczne wzmożone zdolność jasnowidzenia, te cechy pozostają później stale. Przeistoczenie tak znaczne i tak widoczne dla otoczenia, nawet profanów, pomimo że osiąg musiał być poprzedzony gruntownem przygotowaniem, wyrzeczeniem się wszelkich wad i nałogów.

„Niektórzy przeżywają te doświadczenia w głębokiem i zbożnem usposobieniu lub nastroju, który nadaje im szczególną przenikliwość (przytomność) na mniej lub więcej długi przeciąg czasu; inni wpadają jakby w sen i wyzyskują jeno świadomość duchowego podniesienia wraz z pamięcią wrażenia światłości lub zorzy otaczającej ich dokoła i nawskroś ich przenikającej. Niektórym pewne prawdy objawiają się w postaci symbolów, choć ich prawdziwe znaczenie staje się im jasne nieraz dopiero po wielu latach. Doświadczenia te, gdy kto raz je przeżyje, pozostawiają go w nowym stanie ducha i nigdy już on potem nie będzie tem, czem był przedtem. I choć wyrazistość obrazu słabnie, pozostaje jednak pewna pamięć, która długo jeszcze potem trwa jako źródło oparcia mocy człowieka, zwłaszcza gdy w nim słabnie wiara i gdy dusza jego chwieje się, jak trzcina od wiatru sprzecznych mniemań i rozważań intelektu. Pamięć takiego doświadczenia jest źródłem odnowienia siły – przystanią zbawczą, dokąd znużona dusza uchodzi w poszukiwaniu ochrony od świata zewnętrznego, który jej nie rozumie” *). Ale wypoczynek tylko wtedy będzie uznany, gdy przedtem była działalność i praca. Dlatego opierają się niektóre systemy osiągu na Karma – Jodze czyli na pracy.

*) Jogi-Rama-Czaraka (Atkinson). Filozofja i Okultyzm Wschodni,

„Lub raczej rzecz ma się podobnie ze wszystkiemi religjami, prócz religji chrześcijańskiej. W rzeczy samej, tak samo jak klucz tajemnic ewangelicznych znajdują się nie w hieroglifach, lecz w sercu uczącego się, tak samo słowo Chrystusa jest wielką drogą albo gościńcem, według energji pielgrzyma, według tego, czy jest umiarkowanym, czy gwałtownikiem. Gwałtowność tu nie jest zgoła, mimo że Stanisław Śniata to twierdzi, wysiłkiem woli adepta; jest to coś poza kategorjami umysłowości rozumowemi, jest to wysiłek nadludzki, wyrzeczenie się bezwzględne, iż obawiam się, bym dając wam przykład nie zgorszył was; obawiam się, że nie potrafię dać wam zrozumieć tego upojenia szalonego, które porywa na śmierć serca zapalone pochodnią Miłości.

Są ekstazy, których słowo największych poetów osławia, wyrażając je; tern bardziej ja byłbym zarozumiały, pragnąc je opisać. Jeżeli ktoś z was nosi w sobie tę gwałtowność, znajdzie on łacno sam sposobność do użycia jej*’ *).

*) Sedir. Siły Mistyczne.

źródło: Henryk Wołodkowicz “OKULTYZM” (PARAPSYCHOLOGIA) Warszawa 1928

]]>
TY, CIAŁO, DUSZA I DUCH https://tarot-marsylski.pl/ty-cialo-dusza-i-duch/ Mon, 04 Jan 2021 17:41:22 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=5572 Czytaj dalej ]]> Tylko wtedy sobie samemu może człowiek siebie wyjaśnić w prawidłowy sposób, kiedy uprzytomni sobie znaczenie myślenia wewnątrz własnego jestestwa. Mózg jest cielesnym narzędziem myślenia. Tylko prawidłowo rozwinięte oko może widzieć barwy, tak samo jedynie dobrze zbudowany mózg może służyć do myślenia. Ciało ludzkie tak jest ukształtowane, że wieńczy je mózg, organ ducha.

Wtedy można budowę ludzkiego mózgu zrozumieć, kiedy zwróci się uwagę na jego zadanie, które polega na tem, że on ma być narządem myślącego ducha, Wykazuje to porównawcze badanie świata zwierzęcego. U ziemnowodnych mózg jest jeszcze małym wobec mlecza pacierzowego; zaś u ssących stosunkowo większy. Największym jest u ludzi w stosunku do pozostałego ciała. Na przekór tym uwagom o myśleniu, jakie tu załączone zostają, panują różne przesądy. Wielu ludzi skłania się do obniżania myślenia na rzecz „wewnętrznego życia uczuciowego “ lub „ odczucia“. Przecież mówią chętnie: nie przez „zimne (trzeźwe) myślenie“, ale przez ciepło uczucia, przez bezpośrednią siłę odczuwania osiąga się wyższe poznanie. Ludzie, co tak mówią, boją się, przez jasne myślenie stępić uczucia.

W codziennem myśleniu, które się tylko na rzeczy pożytku rozciąga, może to mieć miejsce. Ale dzieje się zgoła odwrotnie w myśleniu które prowadzi do wyższych bytu regionów. Niema entuzyazmu ani uczucia, jakie by dało się porównać z poczuciem piękna, żaru i wzniosłości, które osiągamy przez czyste kryształowe myśli, płynące do wyższych światów. Najwyższe uczucia, to właśnie te, które powstają nie „same“, ale osiągnięte przez energiczną pracę myślową.

Ciało ludzkie posiada odpowiednią do myślenia budowę. Te same substancye i siły, które zawierają się w królestwie mineralnem, znajdują się w ciele ludzkiem tak połączone, iż przez to połączenie myśl może się objawić. Ta mineralna a odpowiednio do swego zadania ukształtowana konstrukcya nazywa się w dalej idących rozważaniach ciałem fizycznem człowieka. (Temi słowy oznaczamy to, co w literaturze teozoficznej, nazywa się Sthula sharira).

Ta mineralna budowa podporządkowana mózgowi, jako punktowi centralnemu, powstaje przez rozradzanie się, a otrzymuje swą skończoną postać przezrośnięcie. Rozradzanie się i rośnięcie dzieli człowiek z rośliną i ze zwierzęciem. Przez rozradzanie się i rośnięcie odróżnia się wszystko to co żywe od nieożywionych minerałów. Żywy organizm powstaje z żywego za pomocą ziarna. Potomkowie idą i)o przodkach w szeregu żyjących. Siły, przez którą powstaje minerał, musimy szukać w samej materji, która się nań składa. Kryształ górski tworzy moc zawarta w krzemie i tlenie, które w nim są połączone. Sił, które dąb kształtują, musimy szukać, zbaczając przez ziarno, w macierzyńskiej a ojcowskiej roślinie. Przez rozmnażanie przechodzi kształt dębu od poprzedników na potomków. Są bowiem wewnętrzne, przyrodzone żywym organizmom warunki.  Był to niedojrzały światopogląd, który wierzył, że niższe zwierzęta, a nawet ryby mogą ze szlamu powstać.

Kształt istot żywych odradza się przez dziedziczność. Żywa istota rozwija się zależnie od tego, z jakiej macierzyńskiej a ojcowskiej istoty powstała, czyli innymi słowy, do jakiego gatunku należy. Substancya, z której ono się składa, ciągle się zmienia; gatunek trwa podczas życia i przekazuje się potomkom. Gatunek zatem jest czemś, co stanowi o układzie substancji. Ta siła gatunku twórcza może być nazwana siłą życiotwórczą.
(W literaturze teozoficznej nazywa się „Prana”).

Kiedy siły mineralne ujawniają się w krysztale, siły życiotwórcze w gatunku i formach życia roślinnego i zwierzęcego. Siły nieorganiczne spostrzega człowiek za pomocą zmysłów cielesnych. To tylko może spostrzedz, do czego ma zmysły. Bez oczu niema światła, bez uszu – dźwięku. Najniższe organizmy  mają pewien rodzaj zmysłu dotyku. Dla nich tylko te mineralne siły istnieją, które poznać można za pomocą dotyku. W ogóle tam, gdzie inne zmysły są bardziej rozwinięte, jak to u zwierząt wyższych, otoczenie staje się bogatsze i różnorodniejsze. Od organów danej istoty zależy przeto, czy to, co w świecie zewnętrznem się zawiera, istnieje równie  dla postrzegania czy odczuwania tej istoty. Co w powietrzu trwa jako pewien ruch, staje się dla człowieka odczuciem dźwięku. Przejawów zaś siły życiotwórczej nie odbiera człowiek przez zwykłe zmysły. Widzi barwy rośliny; wącha jej zapach; siła życiotwórcza zostaje dla tej obserwacyi utajoną, Ale jak ślepi od urodzenia nie mogą słusznie zaprzeczać istnieniu barwy, tak samo zwykłe zmysły nie mogą odrzucać siły życiotwórczej. Barwy zaczynają istnieć dla ślepych od urodzenia od czasu operacyi; również od czasu utworzenia się odpowiedniego narzędzia, poczyna być widzialną dla człowieka (przez siłę życiotwórczą ujawniona) istota różnorodnych rodzaji roślin i zwierząt. Przez otwarcie tego organu odsłania się człowiekowi świat zupełnie nieznany. Nie spostrzega już jedynie barw, zapachów i t.d. żyjącej istoty, ale i tę żywą istotę samą. W każdej roślinie, w każdem zwierzęciu wyczuwa oprócz fizycznego kształtu jeszcze życiem wypełniony kształt duchowy. Aby mieć na to wyraz, nazwijmy ten kształt duchowy ciałem eterycznem albo ciałem życiotwórczem.  Dla badacza życia duchowego rzecz ta się tak przedstawia. Dla
niego ciało eteryczne nie jest wypadkową materyi i sił fizycznego ciała, ale samodzielnem i czynnem jestestwem, które wymienione fizyczne substancye i siły do życia powołuje. Ten mówi w myśl wiedzy duchowej, kto powie, że fizyczne ciało ma swój kształt np. kryształ  przez utajone w niem moce fizyczne kształtujące. Żywy organizm posiada formę nie przez te siły, ponieważ w momencie kiedy życie zeń wypłynie i pozostawiony zostanie tylko siłom fizycznym, rozpada się. Ciało życiotwórcze
jest to istność, która podczas życia strzeże ciało fizyczne od rozpadnięcia się. Ażeby to ciało życiotwórcze widzieć, postrzegać w innych organizmach, trzeba na to zbudzonych oczu duchowych.

Bez tego owszem można przyjąć jego egzystencyę z przesłanek logicznych; oglądać je można tylko oczyma ducha, jak barwy oczyma fizycznemi. Nie trzeba się zrażać wyrazem „ciało eteryczne „Eter” oznacza tu coś innego niż hypotetyczny eter fizyki. Trzeba go uważać po prostu jako określenie tego, co tu będzie opisane. I jak fizyczne ciało ludzkie jest obrazem swojej celowości, tak samo ludzkie ciało eteryczne. Zrozumie się to ciało wtedy, kiedy się je rozważy w stosunku do myślącego ducha. Przez takie podporządkowanie myślącemu duchowi, odróżnia się ciało eteryczne człowieka od tegoż zwierząt i roślin.  Człowiek przez swoje ciało fizyczne należy do świata nieorganicznego, a przez ciało eteryczne do organicznego. Po śmierci odpada ciało fizyczne do świata nieorganicznego, ciało eteryczne do świata życia, (W teozoficznej literaturze nazywają ludzkie ciało eteryczne „Linga sharira”). Przez „ciało “ określa się to, co nadaje istocie pewnego rodzaju „kształt”, „formę”. Nie trzeba mieszać wyrazu „ciało” ze zmysłowym kształtem „cielesnym”. W tern znaczeniu „ciało” może być również zastosowanem na oznaczenie tego, co się „dusznie” czy „duchowo” kształtuje.

Ciało życiotwórcze jest jeszcze dla człowieka czemś zewnętrznem. W pierwszym przebłysku odczuwania odpowiada wnętrze człowieka podrażnieniom zewnętrznego świata. Chociaż byśmy jak najstaranniej śledzili to, co słusznie nazywamy światem zewnętrznym, to jednak odczuwania nie znajdziemy. Promienie świetlne przenikają do oka; rozciągają się wewnątrz niego aż do siatkówki. Tam wywołują procesy chemiczne (w t. z w. purpurze wzrokowej); działalność tej podniety przenosi się za pomocą nerwu wzrokowego aż do mózgu i tam powstają dalsze fizyczne procesy. Gdyby to można było oglądać, widziałoby się tylko procesy fizyczne, tak jak jakiekolwiek inne w świecie zewnętrznym. Gdybym mógł zaś ciało życiotwórcze obserwować to spostrzegłbym, w jaki sposób fizyczny proces mózgowy jest zarazem przebiegiem życiotwórczym. Ale odczucia niebieskiej barwy, spowodowanego promieniami świetlnemi, nie można nigdzie znaleźć na tej drodze. Powstaje ono dopiero wewnątrz duszy odczuwającego. Gdyby więc istota jego składała się tylko z ciała fizycznego i eterycznego, odczucie nie mogłoby tam nigdy istnieć. Istotnie zatem odróżnia się czynność, przez którą odczuwanie staje się faktem, od działania siły życiotwórczej.

Otóż ta czynność wydobywa z poza danego przejawu przeżycie wewnętrzne. Bez tej czynności byłoby to tylko procesem życiowym, który także w roślinie spostrzedz można. Wyobraźmy sobie człowieka jak ze wszech stron odbiera wrażenia. Trzeba go tylko sobie pomyśleć, jako źródło wskazanej czynności, jak zewsząd chwyta wrażenia. Na wszystkie strony odpowiadają tu odczucia wrażeniom. Źródło tej działalności powinno nazywać się duszącz uciową * ). (W literaturze teozoficznej nazywa się „Kama“). Dusza czuciowa jest równie faktyczną, jak ciało fizyczne. Gdybym z człowieka, stojącego przedemną, tylko jego ciało fizyczne widział, nie bacząc na jego czuciową duszę, to tak, jak gdybym stojąc przed obrazem płótno same z malowidła zauważył.

O postrzeganiu duszy czuciowej podobnie powiedzieć można, jak poprzednio o postrzeganiu ciała

*) Prz. tłóm. „ czuciowa “ ze względu na pierwotność i ogólność w rażenia; od słowa „czuć“.

eterycznego. Cielesne organy są ślepe w stosunku do niej. A organ, za pomocą którego widzimy życie jako życie samo, również wobec niej jest ślepy. Służy on tak samo do oglądania ciała eterycznego,  jak jeszcze wyższy narząd do oglądania świata wewnętrznego samego czucia. Człowiek w tedy nie tylko czuje w rażenia fizyczne i życiotwórcze, ale ogląd  a odczucia. Przed człowiekiem o takim narządzie rozpościera się świat czuciowy innych stworzeń jak otwarta a dla niego czytelna książka. Trzeba odróżnić świat przeżyć odczuciowych własnych od oglądanego świata odczuć cudzych. Każdy człowiek wejrzeć może w swój własny świat czucia; cudzą duszę czuciową oglądać może tylko widzący otwartem i „oczyma ducha”. Nie będąc widzącym, człowiek zna świat odczucia tylko jako „wewnętrzny”, jako własne utajone przeżycia swej duszy; przed otwartemi „oczyma ducha” rozświetla się w zewnętrznem duchowem widzeniu to, co zresztą tylko „wewnątrz” drugiego człowieka żyje.

Dusza czuciowa zależy przez swą działalność od ciała eterycznego. Ponieważ zeń właśnie dobywa to, czemu jako odczuciu pozwala błysnąć. A że ciało eteryczne jest życiem wnętrzem fizycznego, dusza czuciowa przeto jest pośrednio od niego zależną. Tylko dla prawidłowo działającego, dobrze zbudowanego oka możliwe są odpowiednie wrażenia barwne. Zatem od cielesności zależną jest dusza czuciowa. Jest ona w swojej działalności przez ciało określoną i ograniczoną. Żyje w wyznaczonych jej w ten sposób granicach. Ciało jest zbudowane z substancyj mineralnych, przez ciało eteryczne ożywione a natomiast ogranicza duszę czuciową. Kto więc posiada wspomniany wyżej organ „widzenia” duszy czuciowej, ten widzi ją ograniczoną przez ciało.

Ale granice duszy czuciowej nie schodzą się z granicami ciała fizycznego. Dusza ta urasta nieco po nad niem. Widać stąd, że okazuje się potężniejszą, jak ono. Jednak siła, co jej granice wyznacza, płynie z ciała fizycznego. Tymczasem między ciałem fizycznem i eterycznem z jednej, a duszą czuciową z drugiej strony, przemyka się jeszcze jedno szczególne ogniwo ludzkiego jestestwa. Jest niem ciało duszy albo ciało*) czuciowe. (Nazywa się ono w teozoficznej literaturze „postacią astralną” lub „kamarupa”. Rupa znaczy forma, postać).

Można również powiedzieć: pewna część ciała eterycznego jest subtelniejszą od reszty i ta część subtelniejsza stanowi jedność z duszą czuciową, kiedy grubsza część tworzy pewnego rodzaju jedność z ciałem fizycznem. Jednak urasta, jak powiedziano, dusza czuciowa ponad ciało duszy. Co tu odczuciem nazywamy jest tylko częścią

*) Prz. tłóm. Przypominam że „ciało“ oznacza „postać“ ( = pole działania). istoty dusznej. (Wyraz dusza czuciowa wybrany został dla prostoty). Na odczuciach bowiem opierają się takie uczucia jak zadowolenie i niezadowolenie, popędy, instynkty i namiętności. Wszystko to nosi ten sam charakter życia własnego jak odczucie i jak ono od cielesności zależy.

Taka sam a zamienna działalność, jak między duszą czuciową a ciałem, zachodzi również między tąż duszą czuciową a myśleniem i duchem. Z początku służy jej myślenie. Człowiek kształtuje myśli według uczuć. Przez to wyjaśnia sobie świat zewnętrzny. Dziecię, co się sparzy, myśli potem i dochodzi do następującego wniosku: „ogień parzy”. Człowiek nie podlega na ślepo swoim popędom, instynktom i namiętnościom; jego rozmyślania sprowadzają  okoliczności, które pomagają do ich zadowolenia, To co się nazywa kulturą materyalną, dąży z konieczności w tym kierunku. Stoi ona tern, że myśl usługuje, podporządkowuje się pod wymagania duszy czuciowej. Niezmierne sumy sił myślowych zdążają do tego celu. Mocą myśli zbudowane są okręty, koleje, telegrafy, telefony; a wszystko to służy przeważnie dla zadowolenia potrzeb duszy czuciowej. Jak siła życiotwórcza przenika ciało fizyczne, tak siła myśli duszę czuciową. Siła życiotwórcza wiąże ciała fizyczne przodków i potomków i poddaje je prawom, którym nie podlega to co tylko mineralne. Równie siła myśli czyni duszę zależną od praw, którym naga dusza czuciowa nie podlega. Przez duszę czuciową człowiek spokrewniony jest ze zwierzęciem. U zwierząt spostrzegamy tak samo istnienie odczuć, popędów, instynktów i namiętności. Ale zwierzęta podlegają im bezpośrednio. One nie wysnują z nich samodzielnych z bezpośredniego przeżycia wyrosłych myśli. To samo zachodzi w pewnym stopniu u nierozwiniętego człowieka. Naga czuciowa dusza różni się zatem od wyższego, rozwiniętego ogniwa duszy, które posługuje się myśleniem. Nazwijmy tę duszę przeznaczoną do myślenia –  duszę pojmującą. Można ją również nazwać duszą uczuciową albo sercem. („Kama manas“ nazywa ją literatura teozoficzna).

Dusza pojmowania przenika duszę czuciową. Kto posiada zmysł „widzenia“ duszy, zobaczy tedy tą duszę uczuciową jako jestestwo odmienne od nagiej duszy czuciowej.

Przez myślenie człowiek wychodzi po za życie osobiste. Osiąga coś, co po za duszą jego włada. Rodzi się w nim samo przez się przekonanie, że prawa myśli są w zgodzie z porządkiem świata. Uważa się za tubylca w świecie, ponieważ ta zgodność istnieje. Ta zgodność jest najważniejszym faktem, mocą którego człowiek uczy się poznawać swe własne jestestwo. W duszy swej człowiek dąży do prawdy, i przez tę prawdę nie mówi już sama dusza, ale rzeczy świata. Co przez myślenie poznajemy jako prawdę, posiada samoistną wartość, która tyczy się rzeczy świata, nie zaś tylko duszy samej. Z moim własnym zachwytem nad gwiezdnem niebem trwam w sobie, myśli, przez które wyobrażam sobie orbity ciał niebieskich, mają wartość tą samą dla myślenia innych, co i dla mnie. Bez sensownem byłoby mówić o m o i m zachwycie, gdybym sam nie był istniał; ale nie w tej samej mierze bezsensownem było by mówić o moich myślach pozamną. Ponieważ prawda, o której dziś myślę, była wczoraj równie prawdziwą i będzie jutro prawdziwą, choćbym się zajmował nią dziś tylko. Poznanie jakieś sprawia mi radość, a radość ta posiada tak długo znaczenie, dokąd żyje we mnie; prawda poznania ma swoją wartość, niezależną od tej radości. Przy chwytaniu prawdy wiąże się dusza z czemś, co wartość swą w sobie samem nosi. A wartość ta nie znika ze zniknięciem odczucia w duszy, bo również z niego nie powstała. Co istotnie jest prawdą, nie powstaje ani przemija, ma swoje znaczenie, którego nic zniszczyć nie może. – Nie przeczy to bynajmniej temu, że poszczególne ludzkie „prawdy” posiadają wartość tylko przemijającą, że po pewnym czasie okazują się one jako częściowe lub zupełne błędy. Ponieważ człowiek musi sobie powiedzieć, że prawda na samej sobie polega, gdy jego myśli są tylko przemijającemi formami praw wiekuistych.

Kto – jak Lessing – mówi, że zadawala się wiekuistem dążeniem do prawdy, ponieważ zupełna czysta prawda tylko dla Boga może istnieć, nie odrzuca wiecznej wartości prawdy, ale ustala ją raczej przez powyższe zdanie. Gdyż tylko to, co ma wieczną wartość, powołać może do wiekuistych dążeń. Gdyby prawda nie była samoistną, a otrzymywała  wartość swą i sens przez odczucie ludzkiej duszy, tedy nie mogłaby być jedno zgodnym celem wszystkich ludzi. Samo dążenie do niej jest przyznaniem jej samodzielnej istności. To samo co do prawdy, zastosować można i do istotnego dobra. Dobro moralne jest niezależnem od skłonności i namiętności, o ile nie pozwala im sobą władać, ale samo niemi włada. Przyjemność i nieprzyjemność, pożądanie i wstręt zależą od osobistej duszy człowieka; obowiązek stoi ponad przyjemnością i nieprzyjemnością.

Tak może wysoko stać dla człowieka powinność, że dla niej życie gotów poświęcić. I tem wyżej stoi człowiek, im bardziej wyszlachetnił swe skłonności, upodobania i niechęci, a one bez przymusu, bez zdławienia stosują się same przez się do zrozumianego obowiązku. Dobro moralne posiada również jak i prawda wieczną wartość w sobie a otrzymuje się je nie przez duszę czuciową. Kiedy człowiek pozwala żyć w swem wnętrzu samoistnej prawdzie i dobru, wznosi się ponad duszę czuciową. Wiekuisty duch ukazuje się w niej. Wschodzi w niej światło, które nie przemija. Dusza przyjmuje udział w wieczności, o ile tem światłem żyje. Ona wiąże byt osobisty z istnieniem wiecznem. Co w niej jest jako prawda i dobro, to jest w niej nieśmiertelnem. Co w duszy jako wieczne prześwieca, nazwijmy duszą świadomą. O świadomości można równie mówić na najniższych stopniach duszy. Najpospolitsze odczucie jest przedmiotem świadomości. W tem ograniczeniu posiadają ją i zwierzęta. Jądro świadomości człowieka, więc duszę duszy rozumie się tu przez duszę świadomą. Przeto odróżnić trzeba  jeszcze, jako poszczególne ogniwo duszę świadomą od duszy pojmującej. Ta ostatnia jest jeszcze omotana przez odczucia, popędy, afekty i t. d. Każdy człowiek wie, że to zrazu mu się udziela jako prawdziwe, co w odczuciach i t. d. wyróżnia. Pozostaje jednak ta prawda, która jest wolna od wszystkich zabarwień jakichkolwiek sympatyi czy antypatyi i t.p. Prawda jest i wtedy prawdziwą, kiedy nawet wszystkie osobiste uczucia przeciw niej się buntują. Ta część duszy, w której taka prawda żyje, może być nazwana duszą świadomą.

Oto mamy w duszy jak i w ciele trzy różne ogniwa: duszę czuciową, duszę pojmującą i świadomą. A jak z jednej strony cielesność działa na duszę ograniczająco, tak z drugiej strony duchowość działa na nią rozszerzająco. Im więcej dusza napełnia się prawdą i dobrem, tern dalej i szerzej ogarnia w sobie to, co wieczne. Dla tych, co duszę „widzieć“ mogą, blask który idzie od człowieka, gdy wiekuistość w nim rośnie, jest równą dlań rzeczywistością, jak światło płomienia dla oczu cielesnych. Dla „widzących“ cielesny człowiek jest tylko częścią całego człowieka. Jego ciało fizyczne jest to najgrubsza forma (utwór) pośród innych, które ją i siebie wzajem przenikają. Jako powtórzenie kształtu ciała fizycznego wypełnia je ciało eteryczne; ze wszystkich stron po nad tern widać występujące ciało duszy (postać astralną). I znów po nad tem panuje dusza czuciowa, potem dusza pojmująca, która tem większa, im więcej dobra i prawdy ogarnia, ponieważ ta prawda i dobro sprawiają rośnięcie duszy pojmującej. Człowiek, który by tylko żył swojemi skłonnościami, swojem zadowoleniem i niezadowoleniem, będzie miał duszę pojmującą, której granice zetkną się z granicami duszy czuciowej. Ta otocz, pośród której ciało ludzkie jak w obłoku się ukazuje, nazywa się ludzką aurą.

W początkach rozwoju człowieka w jego dzieciństwie występuje moment, kiedy dziecko poczuje się po raz pierwszy jako samodzielna istota wobec reszty świata. Dla subtelnie czującego człowieka jest to pełne znaczenia przeżycie. Poeta Jean Paul opowiada w swojej biografii: „Nie zapomnę nigdy mego przeżycia nie opowiedzianego jeszcze żadnemu człowiekowi, przeżycia, którego miejsce i czas dokładnie pamiętam, narodzin mojej samowiedzy. Pewnego przedpołudnia stałem jako bardzo młode dziecko pode drzwiami domu i patrzałem na lewo od drwalni. Wtem na moment wewnętrzna zjawa: ja jestem Ja, jak błysk promienia z nieba spłynęła  na mnie i odtąd pozostała ze mną; tedy jaźń moja zobaczyła siebie po raz pierwszy i na zawsze. Trudno tu przypuścić złudzenie pamięci, ponieważ żadne obce opowiadanie nie mogło by się wtrącić do zdarzenia, które miało miejsce w świętem – świętych człowieka, gdyż tylko nowość sama zdarzenia
sprawiła możność zapamiętania tak zwykłych codziennych szczegółów”. Wiadomo, że małe dzieci mówią  o sobie: „Karol jest grzeczny”, „Marja chce to mieć”. One mówią o sobie jakby o kimś innym, ponieważ nie są jeszcze świadome odrębności swej istoty, bo samowiedza w nich się dotąd nie narodziła. Przez samo wiedzę odróżnia się człowiek, jako odrębna, od wszystkich odosobniona istota, jako „Jaźń”. W jaźni człowiek ogarnia łącznie wszystko, co jako duszne i cielesne jestestwo przeżywa. Jaźń zamieszkuje ciało i duszę, i w nich działa. Jak fizyczny organizm w mózgu, tak dusza ma swój punkt centralny w jaźni. Przez odczucia bywa człowiek pobudzanym od zewnątrz; uczucia zaznaczają się jako przejawy świata zewnętrznego; wola odnosi się do świata zewnętrznego, ponieważ urzeczywistnia się w czynach zewnętrznych. „Jaźń”, jako właściwe jestestwo człowieka, pozostaje zupełnie niewidzialną. Trafnie tedy nazwał Jean Paul dostrzeżenie jaźni „przygodą zdarzoną w zupełnie ukrytem sanktuaryum człowieka”, ponieważ ze swoją jaźnią jest człowiek zupełnie samotny. A jaźnią tą jest człowiek sam. To uprawnia go do uważania jaźni za swoje prawdziwe jestestwo. Dlatego może określić swe ciało i duszę jako „zasłony” , wewnątrz których on sam żyje, i powinien je uważać za narzędzia , przez które działa, Z biegiem rozwoju uczy się używać tych narzędzi coraz bardziej na usługi jaźni. Słówko „ja”, jest imieniem, które się
od wszystkich innych imion odróżnia. Kto zastanawia się nad naturą tego imienia we właściwy sposób, otwiera sobie dostęp do poznania ludzkiego jestestw a w głębokim tego słowa znaczeniu. Wszelkie inne imię w jednaki sposób mogą wszyscy ludzie do każdej odpowiedniej rzeczy stosować. „Stołem” można nazwać każdy „stół”, „krzesłem” każde „krzesło“. Z nazwą „ja“ dzieje się inaczej. Nie można jej użyć do oznaczenia kogoś innego; każdy tylko siebie może „ja“ nazwać. Nigdy nie może imię „ja“ wpaść mi do ucha od zewnątrz, kiedy ono mnie oznacza.

Tylko od wewnątrz, tylko siebie samą dusza może nazwać „ja“. Kiedy więc człowiek powie do siebie „ja“, zaczyna coś w nim mówić, co z żadnym ze światów nie ma do czynienia, z których dotychczas wymienione „powłoki“ są wzięte. Jaźń staje się coraz bardziej władczynią ciała i duszy. A to również uwidocznia się w aurze. Im bardziej jaźń jest władczynią ciała i duszy, tern bardziej wielokształtną, różnorodniejszą, barwniejszą staje się aura. To oddziaływanie jaźni na aurę może „widzący“ obserwować. Jaźń sama jest dlań niewidzialną; znajduje się ona rzeczywiście „w utajonem sanktuaryum człowieka“.  Ale jaźń chłonie w siebie promienie światła, które jako światło wiekuiste przeświecają w człowieku. Równie dobrze jak ogarnia łącznie przeżycie ciała i duszy w jaźni, tak samo pozwala myślom prawdy i dobra do jaźni wpływać. Zjawiska zmysłowe objawiają się jaźni z jednej, a duch z drugiej strony. Ciało i dusza oddają się jaźni, aby jej służyć; ale jaźń oddaje się duchowi, aby ją napełnił. „Jaźń“ żyje w duszy i ciele, ale duch żyje w „jaźni“. I co z ducha jest w jaźni, jest wieczne. Ponieważ ona otrzymuje istotę i wagę tego, z czem jest połączona. O ile jaźń w fizycznem ciele żyje, podlega ona prawom mineralnym, w ciele eterycznem prawom rozradzania się i rośnięcia, za pomocą duszy czuciowej i pojmującej prawom świata dusznego; o ile zaś ducha w siebie przyjmuje, podlega prawom ducha. To co tworzą mineralne, życiowe prawa, to powstaje i przemija; duch jeden nie ma do czynienia z powstawaniem i zanikiem.

Jaźń żyje w duszy. A chociaż najwyższe uzewnętrznienie „jaźni“ należy do duszy świadomej, jednak trzeba dodać, że ta „jaźń“ – promieniując – całą duszę napełnia, a przez nią oddziaływa na ciało. W jaźni zaś żyje duch. Promieniuje duch w jaźni i żyje w niej jako w powłoce swojej, jak znowu jaźń żyje w „powłokach” ciała i duszy. Duch ukształca jaźń od wewnątrz na zewnątrz, świat mineralny od zewnątrz do wewnątrz. „Jaźń” kształtującego i jako „jaźń” żyjącego ducha nazwijmy „duch-sobistość”*), ponieważ jako jaźń czyli samość człowieka się objawia. Duch-sobistość jest równoznaczne z tem, co nazywano w literaturze

*’ Sobistość (das Selbst) jest tem, co każdy z nas zowie samym – sobą w najściślejszem znaczeniu, co po utracie ręki, nogi a naw et głowy jeszcze nami pozostaje; jest to nasza wieczna istota.

*’ Trentowski. Chowanna I, XXXV.

teozoficznej „wyższe Manas”. Sanskryckie słówko „manas” wiąże się z niemieckiem „Mensch” i oznacza człowieka o ile ten jest duchową jaźnią. Różnicę pomiędzy „duchem-sobistością“ a „duszą świadomą” wyjaśnić sobie można w sposób następujący. Dusza świadoma jest naczyniem prawdy polegającej samej na sobie, niezależnej od wszelkich sympatyi czy antypatyi; duch-sobistość nosi w sobie tę samą prawdę, ale przyjętą i zawartą w jaźni, przez co  przetwarza się ona w samodzielne, zindywidualizowane jestestwo człowieka. A że ta wieczna prawda usamodzielnia się i z „jaźnią” w jedną całość zrasta, jaźń osiąga wieczność.

Duch-sobistość jest objawieniem duchowego świata, zaś zmysłowe odczuwanie jest objawieniem świata fizycznego wewnątrz jaźni. Przez to, co czerwone, zielone, jasne, ciemne, twarde, miękkie, ciepłe, zimne, objawia się świat cielesny; przez to, co prawdziwe i dobre, objawia się świat duchowy. Podobnie, jak objawienie cielesności nazywamy czuciem, tak znowu objawienie duchowości nazywamy intuicyą. Najprostsza
myśl zawiera już w sobie intuicyę, ponieważ nie można jej rękoma dotknąć, ani okiem zobaczyć, trzeba ujmować jej objawienia z ducha przez jaźń.  Kiedy rozwinięty i nierozwinięty człowiek ogląda roślinę, to poczyna się w jaźni jednego zupełnie co innego, niż w jaźni drugiego. A przecież ten sam przedmiot wywołał odczucia u obu.

Różnica polega na tein, że jeden ma możność dużo doskonalszego myślenia nad danym przedmiotem, niż drugi. Gdyby przedmioty ujawniały się tylko przez odczucie, to niemożliwym byłby postęp w duchowym rozwoju. Przyrodę odczuwa również dziki; ale prawa przyrody objawiają się myślom ludzi wyżej rozwiniętych, zapłodnionym przez intuicyę. Podniety świata zewnętrznego odbiera również dziecko, jako podrażnienia woli, przykazania dobrego obyczaju zjawiają mu się, jako bodźce w miarę dalszego rozwoju, kiedy nauczy się żyć w duchu i rozumieć jego objawienia.

Jak bez oczu nie byłoby żadnego barwnego odczucia, tak bez wyższego myślenia ducha-sobistości nie byłoby żadnej intuicyi. Ale odczucie nie stwarza rośliny, kiedy jej barwy ujawnia, równie jak intuicya nie stwarza ducha, raczej świadczy o nim.

Przez intuicyę osiąga jaźń człowieka, która w duszy żyje, posłannictwo z góry, ze świata ducha, a przez czucie posłannictwo świata fizycznego. I przeto czyni ona świat ducha życiem swojej duszy, jak za pomocą zmysłów— świat fizyczny. Dusza, a raczej prześwietlająca ją jaźń, otwiera na dwie strony swoje w rota: od strony cielesnej i duchowej. Jak świat fizyczny objawia się przez to jaźni, że ze swych substancyi i sił buduje organizm, gdzie może żyć dusza świadoma i władać narządem, przez który od zewnątrz ogarnia cielesność, równie świat duchowy buduje ze swych substancyj i sił ciało duchowe, w którym żyć może jaźń i ogarniać przez intuicyę duchowość. (Rzecz jasna, że wyraz ciało ducha zawiera w sensie literalnym pewną sprzeczność.

Użyto go jednak w tym celu, aby zwrócić uwagę na to, co w duchu odpowiada fizycznej konstrukcyi ciała ludzkiego).

Więc jak w świecie fizycznym poszczególne ludzkie ciało stanowi odrębne jestestwo, tak w świecie ducha ciało duchowe. Istnieje tedy dla człowieka w świecie ducha „wewnątrz “ i „ zewnątrz “, jak w świecie fizycznym. Człowiek czerpie z fizycznego świata materyę i przerabia ją w swojem ciele fizycznem, tak samo czerpie ze środowiska duchowego-duchowość i przyswaja ją sobie. Duch jest wiekuistym pokarmem człowieka. Jak człowiek rodzi się z ciała, tak samo rodzi się z ducha przez wiekuiste ustawy prawdy i dobra. Jest on z zewnątrz oddzielony od świata ducha podobnie jak od świata fizycznego jako samoistna istota. Taka samodzielna istota duchowa nazywa się „człowiekiem-duchem *) (w teozoficznej literaturze „Atma“).

*) Człowiek duch = Geistmensch, zdaje się, że Mickiewicz mówiąc o „człowieku wiecznym “ ma właśnie człowieka-ducha na myśli.

Kiedy badamy fizyczny organizm człowieka, znajdujemy w nim te same substancye i siły, co w otaczającym go świecie fizycznym. Podobnie dzieje się z człowiekiem-duchem. W nim tętnią pierwiastki otaczającego świata ducha, działają w nim te same siły, co i w dokolnym świecie ducha. Jak w fizycznej skórze zamyka się istota, która żyje i czuje, tak samo dzieje się w świecie ducha. Tam duchowa powłoka, która oddziela człowieka-ducha od pozostałego świata ducha, czyni zeń samodzielną istotę, która w nim żyje i przyjmuje intuicyjnie treść świata ducha. Ta „duchowa powłoka“ nazywa się „osłoną ducha“. (W literaturze teozoficznej nazywa się osłoną z aury) . Tylko trzeba wiedzieć, że ta „duchowa powłoka“ urasta ciągle wraz z rozwojem człowieka, że duchowa indywidualność (jego osłona z aury) zdolna jest do bezgranicznego zolbrzymienia. Wewnątrz tej duchowej powłoki ż y j e człowiek-duch.

Zbudowany on jest przez duchową siłę życiotwórczą podobnie jak ciało fizyczne przez fizyczną siłę życiotwórczą. Można przeto mówić o duchu eterycznym odnośnie do człowieka-ducha, jak się mówi o ciele eterycznem. Tego ducha eterycznego nazywamy „duch – życia“. Na trzy ogniwa przeto rozpada się duchowe jestestwo człowieka: na człowieka – ducha, ducha – życia i na „ducha – sobistość. (Atma, Budhi, Manas są odpowiednimi wyrazami w literaturze teozoficznej. Budhi jest to poszczególny duch-życia. który przez życiotwórczą siłę ducha – Budhi, ukształtowany został).

Dla „widzącego“ w sferach ducha stanowi jestestwo duchowe człowieka, jako wyższa – właściwie duchowa – część aury, rzeczywistość dostrzegalną. On „widzi“ wewnątrz duchowej powłoki, człowieka-ducha jako ducha-źycia, i „widzi“, jak ten „duch-życia“ przez przyjmowanie duchowego pokarmu z otaczającego świata ducha ciągle się z olbrzymią. I widzi dalej, jak przez przyjmowanie tego pokarmu duchowa powłoka urasta a człowiek-duch staje się coraz większym i większym. Odróżnia się to duchowe jestestwo człowieka od jego fizycznego tern, że ostatnie posiada ograniczoną wielkość, kiedy pierwsze rosnąć może bezgranicznie. Co jest czerpane jako pokarm duchowy, posiada wartość wieczną.

Z dwóch tedy przenikających się wzajem części składa się aura, Jednej nadaje zabarwienie i kształt byt fizyczny człowieka, drugiej – duchowy. Jaźń rozgranicza je w ten sposób, że co fizyczne oddaje j ej się, ona zaś kształtuje ciało, aby dusza w niem mieszkać mogła; a jaźń następnie oddaje się, aby duch w niej zamieszkał, który ze swej strony duszę przenika i wskazuje jej cel w świecie ducha. Przez ciało dusza zamknięta jest w świecie fizycznym* przez człowieka-ducha rosną jej skrzydła do ruchu w świecie duchowym.

Chcąc ogarnąć całego człowieka, trzeba go sobie wyobrazić złożonego z wymienionych części składowych. Ciało kształtuje się z fizycznej materyi świata w ten sposób, że budowa ta jest skierowaną ku myślącej jaźni. Przenika je siła życiotwórcza i staje się przeto ciałem życiotwórczem albo eterycznem. Jako takie otwiera się ono przez narządy zmysłowe na zewnątrz i staje się ciałem duszy. Ostatnie zaś przenika dusza czuciowa; stanowi z niem jedną całość. Dusza czuciowa odbiera nie tylko w rażenia zewnętrzne jako odczucia: ona ma swoje własne życie, które jest zapłodnione z jednej strony przez myśli, z drugiej przez odczucia. Tak staje się duszą pojmującą. Z jednej strony otwiera się intuicyom, a z drugiej odczuciom. A że świat ducha wytwarza w niej organ intuicyi, a ciało fizyczne organy zmysłowe staje się duszą świadomą. Jak zmysły przez ciało duszy dostarczają jej odczuć, tak samo duch przez narząd intuicyjny intuicyi.
Człowiek-duch jest zatem w jedność związany z duszą świadomą, jak fizyczny organizm z duszą czuciową w ciele duszy. Dusza świadoma i duchsobistość tworzą jedność. W tej jedności żyje człowiek – duch, jako duch życia, podobnie jak ciało eteryczne dla ciała duszy podstawy życia kształtuje.

A jak fizyczny organizm zamyka się w skórze fizycznej, człowiek-duch zamyka się w powłoce duchowej.

Oto rozczłonkowanie całego człowieka odbywa się w następujący sposób:

A. Ciało fizyczne
B. Ciało eteryczne, albo życiotwórcze
C. Ciało duszy
D. Dusza czuciowa
E. Dusza pojmująca
P. Dusza świadoma
G. Duch-sobistość *)
H. Duch-życia (życiotwórczy)
I. Duch-człowiek **).

Ciało duszy (C) i dusza czuciowa (D) są jednem w człowieku ziem skim ; również dusza świadoma (F) i „duch-sobistość“ (G).— Przeto okazuje się siedem ogniw człowieka ziemskiego. (Załączone są nazwy literatury teozoficznej):

*) Zgodnie z polskim i tłómaczeniami Ewangelii podobne w sensie postacie ducha nazywać się powinny: słowo (G.), żywot (H.) i człwieczny (I).

**) U żywam zwykle czł. ze w zględu na kom plikacye dwuznaczne w 2-im przypadku.

1. Ciało fizyczne (Sthula sharira)
2. Ciało eteryczne, albo życiotwórcze (Linga sharira)
3. Ciało duszy, czujące (ciało astralne, kama rupa)
4. Dusza pojmująca (niższe Manas, kama manas)
5. Dusza świadoma, napełniona duchem (wyższe Manas)
6. Duch żywy (duchowy organizm, Budhi)
7. Duch-człowiek (Atma).

W duszy przebłyskuje „jaźń“, chwyta wątek z ducha i staje się przeto piastunem człowieka-ducha. Zatem człowiek bierze udział w trzech światach (fizycznym, duszy i ducha). Wrasta on przez ciało fizyczne, eteryczne i astralne w świat fizyczny, a rozkwita przez ducha-sobistość, ducha-życia i duchaczłowieka w świecie duchowym. A łodyga, która z jednej strony wkorzenia się, a z drugiej kwitnie, to dusza sama.

Można znaleźć zgodną z poprzednią a uproszczoną formę rozczłonkowania człowieka. Chociaż jaźń w duszy świadomej świeci, to jednak przenika całe jestestwo duszy. Ogniwa jej znowu nie są tak ostro oddzielone od siebie jak ogniwa ciała. One przenikają się w wyższym sensie. Ujmując duszę pojmującą i świadomą jako dwa składowe czynniki jaźni, a tę ostatnią jako jądro tychże, podzielić można człowieka na: ciało fizyczne, eteryczne, astralne i jaźń. Przez wyraz ciało astralne określa się to, co się składa z ciała duszy i duszy czuciowej razem wziętych. (Chociaż dusza czuciowa bywa
umacniana w pewnej mierze również przez jaźń).

Kiedy jaźń napełnia się duchem, to występuje duchsobistość tak, że ciało astralne staje się przemienione przez duszę. W ciele astralnem działają przedewszystkiem ludzkie popędy, pożądania, namiętności, o ile są odczuwane i działają w nich zmysłowe postrzeżenia, Zmysłowe postrzeżenia powstają przez ciało duszy jako ogniwo, które człowieka z zewnątrz dotyka, Popędy, żądze, namiętności i t.d. rodzą się w duszy czuciowej, o ile ta przez duszę zasilana jest, zanim duchem się napełni. Jeżeli jaźń napełnia się ducha-sobistością, to dusza przepełnia nim następnie ciało astralne. Wyraża się to przez to, że jaźń prześwietla popędy, żądze i namiętności tern, co od ducha otrzymała. Jaźń tedy mocą swego udziału w świecie ducha staje się władczynią w świecie popędów, pożądań i t. d. W miarę jak się to staje, objawia się duchasobistość
w ciele astralnem i wywołuje w niem przemianę.

Ciało astralne przejawia się wtedy jako jestestwo z dwu ogniw’ złożone: ze zmienionego i nie zmienionego. Ducha-sobistość rozpatrywać można przeto jako przemienione ciało astralne. Podobnie jaźń przyjmuje ducha-życia. Wtedy przemienia się ciało życiotwórcze. Przenika je duch-życia. Stąd również można powiedzieć, że duch-życia jest przemienionem ciałem życiotwórczem. A kiedy jaźń przyjmuje w siebie ducha- człowieka, otrzymuje własną moc przenikania ciała fizycznego. Rozumie się, że to, co przemienione w ten sposób w ciele fizycznem, jest nieuchwytnem dla zwykłych zmysłów. To stało się w ciele fizycznem duchem-człowiekiem, co przeduchowione zostało. Dla zmysłowego tedy spostrzegania uchwytne jest jako zmysłowe, a o ile przeduchowione, musi być duchowo spostrzegane. Zewnętrznym zmysłom nawet to duchowo przetworzone jest dostępne równie jako zmysłowe.

Przez Przyjęcie tej zasady można człowieka rozczłonkować następująco:

1. Ciało fizyczne
2. Ciało życiotwórcze
3. Ciało astralne
4. Jaźń jako jądro duszy
5. Duch – sobistość jako przemienione ciało astralne
6. Duch-życia jako przemienione ciało życiotwórcze
7. Duch-człowiek jak przemienione ciało fizyczne.

Powrót do Spisu Treści

źródło: dr Rudolf Steiner  “Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń”

]]>
DUCHOWE JESTESTWO CZŁOWIEKA https://tarot-marsylski.pl/duchowe-jestestwo-czlowieka/ Mon, 04 Jan 2021 17:29:03 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=5570 Czytaj dalej ]]> Nie tylko ciało warunkuje duszę ludzką. Człowiek nie przechodzi dowolnie czy bezcelowo od jednego wrażenia zmysłowego do innych; nie działa również pod wrażeniem jakichkolwiek podniet od zewnątrz, lub wywołanych przez wydarzenia jego własnego ciała. On myśli o swoich postrzeżeniach i czynach. Przez rozmyślania o postrzeżeniach osiąga poznanie rzeczy; przez rozważanie swych czynów wnosi między nie rozsądną łączność w swem życiu.

Wie, że tylko wtedy wypełnia swe zadanie, kiedy pozwala prawidłowemu myśleniu kierować poznaniem i czynami. Sfera duszy znajduje się zatem w dwojakiej zależności. Praw a cielesne uzależniają ją od konieczności przyrody. Prawa, które rządzą prawidłowem myśleniem, uzależniają ją od dobrowolnie uznanej konieczności. Praw a przemiany materyi są narzucone człowiekowi przez przyrodę; prawa myśli sam przyjmuje. Przeto czyni siebie człowiek poddanym wyższego porządku niż ten, do którego przez ciało należy. A porządek ten jest duchowy. Jak różni się sfera cielesna od dusznej, tak samo ta ostatnia od duchowej. Dopóki mówi się o substancyi węgla, wody, cząsteczkach azotu czy tlenu – które się w ciele poruszają, nie ma się duszy na uwadze. Życie duszy zaczyna się tam, gdzie wewnątrz danego ruchu występuje odczucie: czuję słodycz, lub czuję zadowolenie. Tak samo ducha się niema na uwadze,
jeżeli będziemy rozważać tylko przeżycia duszne, których człowiek doznaje oddając się wyłącznie światu zewnętrznemu i życiu cielesnemu. To co duszne jest raczej pierwszą podstawą dla duchowości, jak cielesność dla sfery dusznej.

Badacz przyrody ma do czynienia z ciałem, badacz duszy (psycholog) z duszą, a badacz ducha z duchem. Wyjaśnienie sobie różnicy pomiędzy ciałem, duszą a duchem przez uprzytomnienie siebie samego jest koniecznością dla każdego, kto myśląc – chce sobie wyjaśnić istotę człowieka.

Powrót do Spisu Treści

źródło: dr Rudolf Steiner  “Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń”

]]>
WCIELANIA SIĘ DUCHA i LOS https://tarot-marsylski.pl/wcielania-sie-ducha-i-los/ Mon, 04 Jan 2021 10:44:38 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=5538 Czytaj dalej ]]> WCIELANIA SIĘ DUCHA i LOS.
(Reinkarnacya i Karma).

Między ciałem a duchem żyje dusza. W rażenia, które osiąga przez ciało, są znikome. One trwają dotąd, dopokąd ciało otwiera swe organy rzeczom świata zewnętrznego. Oko moje chwyta dotąd barwy róży, dopóki różę m a przed sobą i jest otwarte. Współczesność rzeczy świata zewnętrznego i działania organów ciała jest rzeczą niezbędną, żeby mogły powstawać w rażenia i odczucia.

Poznane zaś w duchu, jako prawda o róży, nie przemijają z teraźniejszością. Praw da ta jest zupełnie odemnie niezależną. Istniałaby, gdybym nigdy nie spotkał róży. Co poznam przez ducha leży po za czasem, jest wieczne.  Między teraźniejszością a wiecznością żyje dusza, trzymając środek pomiędzy ciałem a duchem. Ale ona łączy również współczesność i wieczność. Ona zachowuje teraźniejszość dla pamięci. Przeto wydziera ją znikomości i przybliża do wieczności ducha. Również wtłacza ona wieczne w czasowo przemijające, kiedy się nie tylko oddaje tym przemijającym podnietom, ale rzeczy wyznacza ze siebie, istotę ich w postępkach ucieleśnia. Przez pamięć ocala dusza swoje wczoraj; przez czyny gotuje jutro.

Dusza musiałaby spostrzegać wciąż od nowa czerwień róży, gdyby jej nie mogła utrzymać w pamięci. To co się zostaje z wrażeń zewnętrznych, co dusza zachowuje, jest wyobrażeniem. Przez dar wyobraźni przyswaja sobie dusza świat zewnętrzny, czyni go swym własnym światem wewnętrznym, zachowuje go w pamięci jako wspomnienie, które czyni nąstępnie zdolnem do prowadzenia własnego życia, niezależnego od napływu nowych wrażeń. Życie duszy staje się zatem działalnością utrwalającą przemijających wrażeń zewnętrznych.

Ale również utrwala się czyn, raz przejawion w świecie zewnętrznym. Kiedy odetnę gałąź od drzewa, to dzięki mej duszy staje się coś, co bieg zdarzeń w świecie zewnętrznym zmienia. Gdybym nie wdał się w to, gdybym nic nie uczynił, z gałęzią stałoby się co innego. Wywołałem szereg działań w życiu, które nie zaszłyby wcale bez mego bytu. Co uczyniłem dziś, zachowa się dla jutra. Utrwala się przez czyn, jak wrażenia wczorajsze przez pamięć.

Rozważmy najpierw pamięć. Jak ona się pojawia? Pojawia się zupełnie inaczej niż odczucie lub spostrzeżenie, ponieważ te przesyła cielesność. Bez oczu nie mogę posiadać odczucia „błękitu “. Ale przez oko nie osiągam jeszcze wspomnienia „błękitu”. Wtedy oko daje mi to odczucie, kiedy ogląda rzecz błękitną. Cielesność traciłaby zawsze wszystkie wrażenia w nicości, gdyby ona tylko istniała. Wspominam, to znaczy: przeżywam coś, czego już więcej niema. Wiążę przeżycie, które minęło z mojem życiem obecnem. Tak bywa w każdem wspomnieniu. Przypuśćmy, że spotykam człowieka, to poznaję go, ponieważ spotkałem go już wczoraj. Pozostałby dla mnie zupełnie nieznajomym, gdybym nie porównał obrazu, który mi się wczoraj przez obserwacyę utworzył z mojem dzisiejszem wrażeniem.

Dzisiejszy obraz dała mi spostrzegawczość, to jest moja cielesność. Ale kto wyczarował w mej duszy to wczorajsze? To ta sama istota we mnie, która była we wczorajszem przeżyciu i dzisiaj mu równie towarzyszy. W poprzednich wnioskowaniach nazwano ją duszą. Bez tej wiernej wartowniczki znikomego, człowiek musiałby ciągle wrażenia na nowo przeżywać.

Jako strażnik tego, co przemija, dusza zbiera ciągle skarby dla ducha. Odróżnianie słusznego od niesłusznego pochodzi stąd, że jako człowiek jestem istotą myślącą, która może prawdę w duchu ogarniać. Praw da jest wieczną; ona mogłaby mi się wciąż od nowa w rzeczach objawiać, choćbym przeszłość tracił ciągle z oczu i każde w rażenie miało mi się od nowa przejawiać. Ale ducha mego nie ograniczają tylko w rażenia teraźniejszości; dusza rozszerza jego widnokrąg i na przeszłość. Im więcej z przeszłości może z nim połączyć, tern go czyni bogatszym. W ten sposób oddaje dusza duchowi, co od ciała otrzymała,  Duch ludzki zatem w każdym momencie życia dwoiście się przejawia. Raz jako wiekuiste praw o dobra i prawdy; a powtóre jako wspomnienie przeszłości. Cokolwiek czyni, to wypełnia pod wpływem tych dwu czynników. Jeśli chcemy ducha ludzkiego zrozumieć, to musimy o nim te dwie rzeczy wiedzieć: po pierwsze, wiele mu się z wieczności objawiło, i po wtóre, wiele skarbów przeszłości w nim leży.

Te skarby wcale nie utrzymują w duchu niezmiennej postaci. Wyobrażenia, które człowiek osiąga z przeżyć, pomału zacierają się w pamięci. Ale nie ich owoce. Nie wspomina się wszystkich przeżyć, które się w dzieciństwie miało, podczas przyswajania sobie sztuki czytania i pisania, Ale nie można czytać ani pisać bez tych uprzednich przeżyć i bez zachowania owocu ich w formie umiejętności. A to jest przemiana, którą duch sprawia w skarbach pamięci. Zostawia on obrazy poszczególnych przeżyć ich losowi, a czerpie z nich tylko siłę do podniesienia swoich zdolności. W ten sposób nie marnieje żadne przeżycie; dusza strzeże je, a duch wysysa zeń to, co może zbogacić jego zdolności, zawartość jego życia. Duch człowieczy rośnie przez przepracowywanie przeżyć. Można więc znaleść minione przeżycia w duchu, ale nie jak schowane w lamusie; znajdujemy tylko skutki ich w uzdolnieniach, które człowiek sobie zdobył.

Dotąd rozważaliśmy ducha i duszę wewnątrz tych granic, które leżą między narodzinami a śmiercią, Na tern nie można poprzestać. Kto by tak uczynił, podobny byłby temu, co ciało ludzkie chciałby tylko wewnątrz tych granic rozważać. Zapewne, można wiele znaleźć między temi granicami. Ale nie można na zasadzie tego, co się między narodzinami a śmiercią zamyka, wyjaśnić postaci ludzkiej. Nie może się ona bezpośrednio budować z substancyi i sił fizycznych. Wyrasta z podobnej jej postaci, przez rozradzanie się jej przekazanej. Fizyczne substancye i siły budują ciało podczas życia; siły rozrodcze pozwalają zeń wynijść innemu, które jego kształt dziedziczy; a więc takiemu, którego czynnikiem może być ciało życiotwórcze. Każde ciało życiotwórcze jest powtórzeniem swego przodka. Ponieważ tak jest, pojawia się nie w dowolnym kształcie, tylko w tym, jaki mu jest przekazany. Siły, które nadały mi kształt ludzki, tkwiły w moim przodku.  Ale i duch człowieczy zjawia się w pewnej określonej formie. A kształty ducha są najróżnorodniejsze u poszczególnych ludzi. Niema dwu ludzi o podobnej duchowej postaci. Trzeba tylko w tej dziedzinie spokojnie i rzeczowo obserwować, jak w fizycznej. Nie można twierdzić, jakoby różnice pomiędzy ludźmi (pod względem ducha) wypływały tylko z różnic środowiska, wychowania i t.d. Gdyż widzimy, że dwoje ludzi rozwija się pod jednakowymi wpływami środowiska, wychowania i t. d. w zupełnie różny sposób. Dlatego trzeba zgodzić się, że z zupełnie różnemi skłonnościami spotkali drogę życia.  Tu stajemy przed ważkim faktem, który rzuca światło na jestestwo człowieka, kiedy pozna się je w całej doniosłości. Fizyczną swoją postacią różnią się ludzie od współistot zwierzęcych na ziemi. Postać ta jednak jest dla wszystkich ludzi pod pewnym względem taka sama. Jest tylko jeden ludzki rodzaj. Choć wielkie mogą być różnice pomiędzy rasami, szczepami, narodami i osobnikami to przecież pod względem fizycznym istnieje większe podobieństwo pomiędzy człowiekiem a człowiekiem innym, niźli pomiędzy człowiekiem a jakimkolwiek rodzajem zwierzęcym. Wszystko, co cechuje rodzaj ludzki, przekazuje się z przodków na potomków. A kształt ludzki jest z tem dziedzictwem związany. Jak lew tylko od lwa swą postać dziedziczyć może, tak człowiek tylko od człowieka.

Łatwo spostrzegamy fizyczne podobieństwo ludzi do siebie, tak samo przed pozbawionem przesądów duchowem spojrzeniem odsłania się różnorodność ich duchowych postaci.  Istnieje codziennie stwierdzający się fakt, który jest tego wyrazem. Polega on na istnieniu bijografji człowieka. Gdyby człowiek był tylko gatunkową istotą, nie mógłby mieć bijografji. Lew, gołąb wywierają zaciekawienie o ile do lwiego czy gołębiego należą rodzaju. Można poszczególne stworzenie pojąć we wszystkiem co istotne, kiedy się poznało jego rodzaj. Nie zależy na tern, czy mamy do czynienia z ojcem, synem czy z wnukiem. Co w nich ciekawego, to wspólnie posiadają ojciec, syn i wnuk. Co zaś określa człowieka, poczyna się nie jedynie od tego co cechuje gatunek, ale poszczególną istotę ludzką. Nie pojmę przez to istoty pana „Szulcego z Krahwinkel“, kiedy opiszę jego ojca lub syna. Muszę poznać jego własną bijografję. Kto istotę bijografji prawidłowo rozważy, ten przekona się, że pod względem duchowym każdy człowiek jest gatunkiem dla siebie. Zapewne, że kto pojmuje bijografję tylko jako zewnętrzne przedstawienie wypadków życiowych, ten może utrzymywać, że w ten sam sposób można by napisać psią i ludzką bijografję. Kto jednak przez nią uprzytomni

Ot sobie rzeczywiste własności człowieka, ten pojmie, że jest coś w bijografji jednego człowieka, co odpowiada opisowi całego gatunku zwierząt, ponieważ posiada ten sam kształt, co i pozostały rodzaj ludzki. Właściwości gatunku mogą być mi zatem przekazane w obrębie tego gatunku. Jako duchowy człowiek posiadam własny kształt, posiadam też i własny życiorys. Nie mogłem zatem otrzymać tego kształtu od kogoś innego tylko od siebie. Ponieważ nie z nieokreślonemi ale z wyraźnemi skłonnościami na świat przyszedłem i one wykreślają drogę mego życia w bijografii wyrażoną, przeto nie mogła się moja praca nad sobą samym rozpocząć od mego urodzenia. Musiałem zatem istnieć już przed urodzeniem, jako człowiek duchowy. Nie istniałem w przodkach moich, ponieważ ci, jako ludzie duchowi różnią się ode mnie. Ich życiorysy nie tłómaczą mojego.

Muszę raczej jako istota duchowa być powtórzeniem takiej, która uzupełniająco wyjaśnia mój życiorys. Kształt fizyczny, który Szyller nosił, otrzymał od swoich przodków. A jak nie mógł ten kształt fizyczny z ziemi wyrosnąć, tak i duchowa istota Szyllera powstać z niego samego. Powtórzeniem on być musi innej duchowej istoty, przez którą tak się tłómaczy jego życiorys, jak tłómaczy się fizyczna postać Szyllera przez dziedziczne rozradzanie się. Podobnie jak fizyczna postać człowieka jest wciąż nowem i nowem powtarzaniem, wcielaniem się istoty gatunku ludzkiego, tak samo duchowy człowiek musi być reinkarnacją tego samego duchowego człowieka, Ponieważ, jako człowiek duchowy, jest każdy swoim własnym gatunkiem.

Można temu zarzucić, że to są czysto myślowe spekulacye i można by zewnętrznego dowodu zażądać, jak się to zwykło czynić w naukach przyrodniczych. Na to musimy odpowiedzieć, że reinkarnacja człowieka duchowego nie należy do zjawisk planu fizycznego, ale dokonywa się na planie duchowym. A do tego planu żadna z naszych zwykłych władz duchowych nie ma dostępu, oprócz jednego tylko myślenia . Kto więc nie chce zaufać władzy myślenia, nie może znaleźć wyjaśnienia na wyższe przejawy ducha.  Dla tych, którzy mają oczy ducha otwarte, powyższe biegi myślowe działają z taką samą mocą jak zdarzenie, które odgrywa się przed wzrokiem fizycznym. Kto polega więcej  na tak zwanym „ dowodzie“, zbudowanym według metody przyrodniczej, niż na powyższem wnioskowaniu o znaczeniu życiorysu, ten może w pospolitem rozumieniu stać się wielkim uczonym, ale od drogi prawdziwie duchowego badania jest bardzo dalekim. Należy do najniebezpieczniejszych przesądów tłómaczenie własności duchowych człowieka dziedzicznością po ojcu czy po matce, albo innych przodkach. Kto trzyma się takiego przesądu, że np. to, co stanowiło istotę Goethego, dziedziczył po ojcu czy matce, tego nigdy przekonać nie można, bo posiada głęboką antypatyę do nieuprzedzonej obserwacyi.

Materyalistyczna sugestya przeszkadza mu widzieć we właściwem świetle powiązanie zjawisk. Powyższe wywody dają podstawy do badania istoty ludzkiej przed narodzeniem i po śmierci. Wewnątrz granic, określonych przez narodziny i śmierć, należy człowiek do trzech światów: ciała, duszy i ducha. Dusza tworzy pośrednie ogniwo między ciałem a duchem, kiedy przenika zdolnością czuciową trzecie ogniwo ciała, ciało duszy (astralne) i kiedy jako dusza świadoma przenika pierwsze ogniwo ducha, „ducha-sobistość“. Bierze ona przeto podczas życia udział równie w ciele jak w duchu. Ten udział wypowiada się w całym jej bycie. Od ukształtowania ciała astralnego zależy, jak dusza czuciowa rozwija swe zdolności. A od życia duszy świadomej zależy, jak dalece może się w niej rozwijać duch-sobistość. Dusza czuciowa tern lepiej przeprowadza swoje obcowanie ze światem zewnętrznym, im prawidło wiej jest ukształtowane ciało astralne. A duch-sobistość staje się tem bogatszym, potężniejszym, im więcej pokarmu dostarcza mu dusza świadoma. Oczywista, że podczas życia doprowadza się pokarm dla ducha-sobistości przez opracowanie przeżyć oraz ich owoców”. Omawiana czynność zamienna pomiędzy duszą a duchem może odbywać się naturalnie tylko tam, gdzie dusza i duch wzajem się w sobie ujawniają, przenikają, a więc wewnątrz złączenia „ducha-sobistości z duszą świadomą Rozważmy najpierw czynność zamienną ciała astralnego i duszy czuciowej. Ciało astralne jest wprawdzie, jak się okazało najsubtelniejszem ukształtowaniem cielesności, ale należy ono do niej i jest od niej zależne. Organizm fizyczny, ciało eteryczne i astralne stanowią pod pewnym względem całość. Stąd podlega ciało astralne prawom dziedziczności fizycznej, przez którą ciało otrzymuje swój kształt.

A ponieważ ono jest najruchliwszą, jakby najlotniejszą częścią cielesności, przeto musi ujawniać najruchliwsze i najlotniejsze objawy dziedzicznością przekazane. Ciało fizyczne okazuje najmniejsze różnice w ludziach jednej rasy, szczepu i narodu, a ciało eteryczne okazuje wprawdzie większe odchylenie dla poszczególnych ludzi, jednak zachowuje jeszcze przeważające podobieństwo; różnice te w ciele astralnem są już bardzo znaczne. W niem się wyraża to, co stanowi osobiste, zewnętrzne właściwości ludzi. Nosi ono cechę tego, co z osobistych właściwości ojców, dziadów i t. d. zostało przekazanem na potomków.  Wprawdzie prowadzi dusza jako taka, zgodnie z wyżej wymienionem, doskonałe własne życie; zamyka się ona w sobie samej ze swemi skłonnościami i odrazami, z uczuciami i namiętnościami. Ale że czynną jest jako całość, to występują rysy tej całości również w duszy czuciowej. I ponieważ dusza czuciowa przenika ciało astralne, jakoby je wypełnia, to ostatnie kształtuje się według natury tej duszy i może jako czynnik dziedziczności przenosić skłonności i namiętności z przodków na potomków. Tego faktu dotknął Goethe, kiedy powiedział: „Po ojcu mam postawę, stateczny bieg życia; po mateczce wesołe usposobienie i ochotę do układania opowieści”. Geniuszu naturalnie nie miał po żadnym z nich. W ten sposób okazuje się, jaką część człowiek zwraca linii swego fizycznego dziedzictwa ze swych dusznych właściwości. Materye i siły dla fizycznego organizmu znajdują się w całym okręgu przyrody fizycznej. Stąd bywają ciągle brane i tam oddawane.

Po kilku latach odnawiają się zupełnie substancye, z których się składa nasz organizm fizyczny. Że ten materyał kształt ludzki przyjmuje i że się wewnątrz organizmu ciągle odnawia, pochodzi to stąd, że utrzymywanym jest w spójności przez ciało eteryczne. A formy tegoż wykreślają nie tylko zdarzenia,  które leżą między narodzeniem czy poczęciem a śmiercią, ale prawa dziedziczności, które panują po za narodzinami i śmiercią. Cechy duszne również mogą być przekazywane, a dalszy ciąg dziedzictwa fizycznego otrzymuje wątek duszy, z tego powodu, że ciało astralne może podlegać wpływowi duszy czuciowej. Jak kształtuje się tedy czynność zamienna między duszą a duchem’? Podczas życia duch jest w wyżej  podany sposób z duszą połączony. Ta otrzymuje od niego jako dar  życie prawdą i dobrem, i przez to wyraża samego ducha przez skłonności, popędy i namiętności własnego życia. Duch-sobistość przynosi jaźni ze świata ducha wiekuiste praw a prawdy i dobra, Te wiążą się przez duszę świadomą z przeżyciami własnego życia duszy. Przeżycia te same przemijają, ale owoce ich zostają, Połączenie ducha-sobistości z nimi wywarło na nią wpływ trwały. O ile duch ludzki natrafi na przeżycie, podobne do zdarzonego już, to spotka je, jako coś znanego, ale znajdzie się j u ż w stosunku doń inaczej niż za pierwszem zetknięciem. Na tem polega każda nauka, Owocem nauki są przyswojone uzdolnienia.  Na wiecznym duchu odbijają się rezultaty przemijającego życia.  Czyż ich nie spostrzegamy?

Na czem więc polegałyby skłonności, które wymienione są wyżej jako cechy duchowego człowieka? Odbijają się one na uzdolnieniach do tego lub owego, a które człowiek przynosi ze sobą, kiedy rozpoczyna swą ziemską drogę życia, Pod pewnym względem upodobniają się te uzdolnienia do innych, które możemy sobie podczas życia przyswoić. Weźmy pod uwagę geniusz jakiegoś człowieka, O Mozarcie wiadomo, że mógł jako chłopię jeszcze, napisać z pamięci utwór muzyczny raz posłyszany.

Był do tego zdolnym, ponieważ umiał naraz całość ogarniać. W pewnych granicach rozszerza człowiek podczas swego życia zdolności do ogarnięcia, przenikania całości skojarzeń tak, że potem nowe uzdolnienia otrzymuje. Lessing miał o sobie powiedzieć,
że przez dar krytycznej obserwacyi przyswoił sobie to, co było bliskie geniuszowi. Nie chcąc takich uzdolnień, które się na skłonnościach opierają, jako cuda podziwiać, trzeba je uważać jako owoce tych przeżyć, które duch-sobistość posiadł za pośrednictwem duszy.

One są wyryte w duchu.

A ponieważ nie zostały w tern życiu wszczepione, więc we wcześniejszem. Duch człowieka jest dla siebie samego gatunkiem. I jak człowiek, jako istota w gatunku fizycznym, własności swe dziedziczy, tak samo duch wewnątrz swego gatunku, t.zn. wewnątrz siebie samego. W jednem życiu przejawia się duch człowieka, jako powtórzenie samego siebie wraz z owocami swych poprzednich przeżyć w żywotach minionych. To życie jest zatem powtórzeniem innego i przynosi ze sobą to, co duch-sobistość w poprzedniem życiu sobie wypracował. Kiedy duch-sobistość w siebie weźmie to, co może stać się owocem, wtedy zostaje przeniknięty duchem-życia. Jak ciało życiotwórcze powtarza kształt z rodzaju na rodzaj, tak samo duch-życia powtarza duszę od bytu osobowego do bytu osobowego.

Tedy więc przeżycia duszne trwają nie tylko od narodzin do śmierci, ale jeszcze po za śmiercią nie giną. Ale nie tylko w duchu, który ją rozświetla znaczy dusza swoje przeżycia, owszem, jak to już było przewidziane (str. 59), wyraża się w zewnętrznym święcie czynem. Co człowiek wczoraj wykonał, dziś jeszcze zawiera się w następstwach. Obraz połączenia przyczyny i skutku pod tym względem daje nam porównanie snu ze śmiercią. Często nazywano sen młodszym bratem śmierci. Budzę się rano. Noc przerwała ciągłość moich czynności. Niemożliwem jest w zwykłych warunkach, abym co rano działalność moją na nowo podejmował w dowolny sposób.

Muszę nawiązać stosunek z pracą wczorajszą, jeżeli chodzi mi o porządek i ciągłość w mojem życiu. Czyny moje wczorajsze były uwarunkowaniem tych, które mnie dziś obowiązują. To mi stworzyło los dzisiejszy, co wczoraj wykonałem. Na chwilę oddzieliłem się od mojej działalności; ale oto działalność ta należy do mnie i ciągnie mnie znowu do siebie, kiedy na chwilę od niej oderwany zostanę. Przeszłość moja ze mną się wiąże; żyje dalej w mojej teraźniejszości i podąża za mną w przyszłość. Nie obudzić się, ale musiałbym z niczego powstać, gdyby skutki moich czynów wczorajszych nie miały być dzisiejszym moim losem. Byłoby to przecie bez sensu, gdybym w normalnych warunkach nie zamieszkał domu, który sam sobie zbudowałem.

Podobnie jak człowiek nie jest co rano stworzony na nowo, nie poczyna się również duch człowieka dopiero wtedy, kiedy zaczyna swą ziemską drogę życia. Starajmy się wyjaśnić, co dzieje się przy wstąpieniu na ową drogę życia, Zjawia się ciało fizyczne, które otrzymuje swój kształt prawem dziedziczności. Ciało to staje się narzędziem ducha, powtarzającego dawniejsze życie w nowym kształcie. Pomiędzy ciałem a duchem stoi dusza, która prowadzi zamknięte w sobie życie własne, Skłonności i odrazy, pożądania i pragnienia służą jej; ona również posługuje się myśleniem. Jako dusza czuciowa odbiera wrażenia świata zewnętrznego i przynosi je duchowi, żeby ten zachował ich owoce dla wieczności. Jest pośredniczką i zadania swe spełnia, kiedy tej roli zadosyć uczyni. Ciało kształtuje jej wrażenia, dusza przetwarza je na odczuwania, przechowuje w pamięci jako wyobrażenia i oddaje je duchowi, żeby je niósł przez wieczność. Dusza wprowadza człowieka w bieg ziemskiego żywota. Przez ciało swoje należy on do rodzaju ludzkiego. Przez nie jest członkiem tego rodzaju. Duchem żyje on w wyższym świecie. Dusza wiąże czasowo oba światy ze sobą. Ale świat fizyczny, na który duch ludzki zstępuje, nie jest mu obcą areną działania. Na nim wyryte są ślady jego czynów. Coś z tej areny należy do niego. Nosi piętno jego istoty. Ona jest z nim związana. Jak dusza udzielała mu kiedyś wrażeń świata zewnętrznego, żeby je w nim utrwalić, tak samo, jako jego narząd, przemienia użyczone jej przezeń zdolności w czyny, trwałe w swych skutkach. Przeto dusza wsiąkła faktycznie w te czyny. W skutkach tych czynów żyje dusza człowieka dalej drugiem samodzielnem życiem. A to jest niechybne, że duch człowieka spotyka znowu skutki tych czynów, ponieważ tylko jedna część mego czynu jest w świecie zewnętrznym; druga we mnie samym. Tłómaczy to prosty przykład z nauk przyrodniczych. Zwierzęta, które przywędrowały jako widzące do jaskiń w Kentucky, straciły zdolność wzroku skutkiem życia w ciemnościach. Pobyt w ciemnościach pozbawił oczy zewnętrznej działalności ; przeto ustały w tych oczach procesy fizyczne i chemiczne, jakie podczas widzenia mają miejsce. Prąd pokarmu, zużytkowywanego dla tej czynności, dopływa teraz do innych organów. Mogą tedy te zwierzęta żyć tylko w pieczarach. Przez swój czyn, przez to przyjście wytworzyły sobie warunki późniejszego życia. Przywędrowanie to stało się niejako częścią ich losu. Jestestwo, które było raz czynne, wiąże się z wynikami czynu. Podobnie dzieje się z duchem człowieka, Dusza może go zaopatrzyć tylko wtedy w pewne zdolności, kiedy była czynną i odpowiednie do czynów są te zdolności.

Przeto czynami swymi duch człowieka rzeczywiście urabia swój los. Z tern. co w poprzedniem życiu czynił, widzi się w nowem związany.  Można jednak postawić pytanie: jak się to dzieje, że duch człowieka przenosi się przez reinkarnacyę w zupełnie inny świat, niż ten, który niegdyś opuścił? Na dnie tego pytania leży jak najpowierzchowniej skojarzone wyobrażenie o powiązaniu losów. Kiedy przeniosę arenę mojej działalności z Europy do Ameryki, to znajdę się w zupełnie nowem otoczeniu. A przecież życie moje w Ameryce zależy zupełnie od uprzedniego życia w Europie. Jeżeli byłem w Europie mechanikiem, to życie moje w Ameryce ułoży się zupełnie inaczej, niż gdybym był urzędnikiem w banku. W pierwszym razie znalazłbym się w Ameryce prawdopodobnie w otoczeniu maszyn, a w drugim wśród bankowych urządzeń, w każdym razie życie moje uprzednie określa moje obecne otoczenie; ono jakby przyciąga z otaczającego całego świata właśnie te rzeczy, które są mu pokrewne. Tak dzieje się z duchem-sobistością. Otacza się on w nowem życiu bezwarunkowo tem, z czem się zpokrewnił w życiu przeszłem. I dlatego sen jest dobrym obrazem śmierci, ponieważ człowiek schodzi podczas snu z widowni, na której czeka nań jego los. Podczas snu toczą się dalej wypadki na tej widowni, człowiek zaś przez czas jakiś nie ma wpływu na ich bieg. Jednak nasze jutro zależy od czynów dnia poprzedniego. Istotnie wciela się nasza osobowość każdego ranka na nowo w świat czynu.

Co podczas nocy jest od nas odłączone, za dnia jakoby nas otacza.  Podobnie dzieje się z czynami dawniejszych wcieleń człowieka. Są one z nim związane jako los, jak to życie w ciemnych pieczarach związane jest ze zwierzętami, które przywędrowały do tych pieczar i utraciły zdolność widzenia. A jak one żyć mogły tylko w otoczeniu, gdzie się same przeniosły, tak samo duch ludzki może żyć tylko w otoczeniu, które wytworzył sobie przez czyny. Zupełnie trafnem jest porównanie pomiędzy snem a śmiercią.

Troszczy się bezpośredni bieg zdarzeń o to, żebym się odnalazł w tern położeniu, jakie wczoraj sam stworzyłem. W następnem wcieleniu odnajduję środowisko, które odpowiada skutkom moich czynów z poprzedniego żywota; a wypływa to z powinowactwa mego znów wcielonego ducha z otaczającym światem. Stąd widać, jak dusza włączona jest w istotę ludzką. Ciało fizyczne podlega prawom dziedziczności. Duch zaś ludzki musi się wciąż na nowo wcielać; a prawo jego polega na tern, że w obecnym dziedziczy owoce poprzednich żywotów. Dusza żyje w teraźniejszości. Ale to życie obecne nie jest niezależnem od poprzedniego. Duch wcielający się przynosi tedy z poprzednich wcieleń swój los. A ten los określa życie. Jakie wrażenia dusza będzie mogła mieć, jakie życzenia zaspokoi, jakie radości i cierpienia dla niej urosną; zależy to od czynów, ubiegłych ducha wcieleń. Życie duszy jest zatem wynikiem losu ducha człowieka przezeń samego wytworzonego. W trojaki sposób jest więc uwarunkowany bieg życia ludzkiego pomiędzy narodzeniem a śmiercią. Trojako jest zależny od czynników, które leżą z tamtej strony narodzin i śmierci. Ciało podlega prawom dziedziczności, dusza  przez się wytworzonemu losowi.

Ten los, przez człowieka wytworzony nazywa się jego Karmą. A duch podlega prawom wtórnych wcieleń czyli reinkarnacyi.  Stosunek ducha, duszy i ciała można również tak wyrazić: wiecznym jest duch; narodziny i śmierć rządzą się prawami świata fizycznego w cielesności; życie duszy, losowi podległe, tworzy łączność obojga podczas ziemskiego żywota. Wszystkie dalsze wiadomości o jestestwie człowieka wymagają znajomości tych „trzech światów d o których człowiek należy. O nich w dalszym ciągu się będzie mówić.

Myślenie, które spotyka bez przesądów zjawiska życia, i które się nie wzdraga podane sobie myśli do ostatniego ogniwa zbadać, może przez samą logikę dojść do przeświadczenia o prawach karmy i reinkarnacyi. „Widzącemu” otwartemi „oczyma ducha” przedstawia się minione życie jako otwarta księga, jako przeżycie, równie jednak prawdziwem jest, że prawda tego wszystkiego wyjaśni się nieuprzedzonemu umysłowi.

Powrót do Spisu Treści

źródło: dr Rudolf Steiner  „Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń” rozdział pt. WCIELANIA SIĘ DUCHA i LOS

]]>