Synchroniczność – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Sun, 31 Mar 2024 06:28:52 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png Synchroniczność – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 Przyciąganie Kosmicznej Pomocy https://tarot-marsylski.pl/przyciaganie-kosmicznej-pomocy/ Sun, 31 Mar 2024 06:20:02 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=9915 Czytaj dalej ]]> NIE tak wiele lat temu kraj był zalewany literaturą i wykładami publicznymi na temat rozwijania osobistego magnetyzmu i przyciągania przyjaźni. Wydawało się, że pragnieniem wielu osób było przyciągnięcie przyjaciół czy znajomych poprzez rozwój pewnych osobistych cech, które gwarantowałyby przyjaźnie na całe życie.

Na prawie wszystkich publicznych wykładach dotyczących tego tematu zauważyłam, że publiczność składała się w siedemdziesięciu pięciu procentach z kobiet i dwudziestu pięciu procentach z mężczyzn. Autor bardzo popularnej książki na temat rozwijania bardzo magnetycznej osobowości powiedział mi, że aż dziewięćdziesiąt procent jego nabywców i entuzjastycznych czytelników stanowiły kobiety.

Oczywiście, wiemy, że w świecie wzajemnych atrakcji zaszła wielka zmiana i to już nie mężczyzna musi się stroić, jak paw, aby przyciągnąć kobietę. Dziś kobieta musi reprezentować wszystko, co jest atrakcyjne, zdrowe, godne podziwu i fascynujące, aby móc wpływać na umysły i kształtować charaktery. Dlatego fortuny są wydawane nie tylko na kosmetyki i artykuły toaletowe oraz na pielęgnację skóry, włosów i innych cech osobistych, ale także na ubrania, naukę języków, rozwijanie kultury i osobistego uroku, wyłącznie w celu przyciągnięcia przyjaźni i budowania osobistego wpływu. Przy okazji, mężczyźni również zaczęli korzystać z tego, nawet jeśli reprezentują jedynie dwadzieścia pięć procent swojej płci. Być może dlatego, że pozostałe siedemdziesiąt pięć procent jest obojętnych i jeszcze nie poznało wartości osobistego przyciągania.

Chcę jednak wyraźnie zaznaczyć, że choć w cywilizowanym świecie, przynajmniej na Zachodzie, praktycznie uniwersalnym zwyczajem jest, aby kobiety i mężczyźni poświęcali wiele czasu i myśli na każdą metodę i proces, które przyciągną przyjaźnie i korzystne znajomości, tak mało uwagi poświęca się ważniejszej zasadzie przyciągania Kosmicznej przyjaźni.

Jeśli istnieje jakakolwiek żyjąca osoba na świecie, która twoim zdaniem mogłaby ci pomóc przez przyjaźń przynieść szczęście, dobrobyt i zamożność, lub pozycję społeczną do twojego życia, powinieneś pamiętać, że wszystko, co którykolwiek z tych przyjaciół lub wszyscy razem mogliby dla ciebie zrobić, nie równa się nawet ułamkowi dobra, jakie Kosmiczne mógłby dla ciebie uczynić poprzez dobrze rozwiniętą przyjaźń.

Przecież, dlaczego nie moglibyśmy zrobić przyjaciela z Kosmicznego? Czy to dlatego, że zaczęliśmy wierzyć, że Kosmiczne jest nieokreśloną, niezdefiniowaną, szeroko rozproszoną automatyczną inteligencją, która nie może być spersonalizowana ani wprowadzona w osobisty związek z naszym życiem? Obawiam się, że to prawda. Wiem, że przez lata kościół uczył mnie, że myślenie o zrobieniu z Boga przyjaciela i kumpla było niemal świętokradcze i niegodziwe.

Kiedy nauczałem moją małą dziewczynkę tego rodzaju intymnej relacji, zanim była na tyle duża, aby chodzić do niedzielnej szkoły, wydawało jej się to logiczne i rozsądne. Słyszała, jak kilkoro naszych służących w domu mówiło o Bogu w bardzo niegodny sposób, kiedy potknęli się o coś lub stłukli talerz, i wydawało jej się, że jeśli mogą oni być tak bliscy i osobisti z Bogiem i tak swobodnie o Nim mówić w takich momentach, to nie ma nic złego w tym, że ona mówi o Bogu i do Boga w swojej zabawowej manierze.

Zdałem sobie z tego mocno sprawę pewnego dnia, kiedy przypadkiem usłyszałem, jak mówi do dwóch swoich lalek, które kładła na krześle, aby pozostały tam podczas jej nieobecności: „Teraz nie bądźcie samotne, bo ja wkrótce wrócę, a Bóg siedzi tam z wami i możecie z Nim rozmawiać.”

Wiele razy, kiedy miała do opowiedzenia jakąś małą bajkę o wróżkach lub coś do omówienia, zamiast rozmawiać z lalką lub sama ze sobą, rozmawiała z Bogiem. Ale po tym, jak była na tyle duża, aby chodzić do niedzielnej szkoły i odważyła się mówić o Bogu w ten swobodny sposób, została natychmiast pouczona, aby pamiętać, że Bóg jest tak pobożną i poważną osobą, że nawet nie powinniśmy śmiać się, gdy o Nim myślimy, ani uśmiechać się, tańczyć czy śpiewać, chyba że śpiewać stare, modne pieśni adoracji do melodii, które brzmiały bardziej jak pieśni żałobne niż cokolwiek innego.

Odchodzę daleko od mojego tematu, ale, niemniej jednak, zasada jest stosowna. Zbyt wielu z nas bez wątpienia myśli o Kosmicznym, jakby był jakimś starym, surowym, rygorystycznym sędzią, który nigdy się nie uśmiecha i który nigdy nie doświadczył żadnej radości w swoim życiu, siedząc na tronie sądowym z zapisami i parą wyrównujących wag przed sobą, wymierzającym sprawiedliwość, błogosławieństwa i cierpienia, z tak małym osobistym zainteresowaniem i obojętnością na ludzkie warunki, jak kawałek maszynerii. To nie jest sposób, w jaki nauczyłem się myśleć o Kosmicznym, i dla wszystkich tych, którym dałem bardziej osobisty klucz, nadeszła większa radość poprzez większe zrozumienie, i naturalnie pojawiały się w ich życiach liczne błogosławieństwa, których inaczej by nie mieli.

Po raz pierwszy pomyślałem o tej relacji między człowiekiem a Kosmicznym poprzez interesujące zdarzenie. Mój znajomy, który był prawnikiem, miał bardzo ważną sprawę, która miała być rozpatrywana przed pewnym znanym sędzią w wschodnim mieście jesienią tego roku. Kiedy dowiedziałem się o zdarzeniu, były początki lata, a sąd właśnie się zamknął. Adwokat miał całe lato, aby przygotować swoją sprawę. Powiedział mi, że powszechnie uważano na wschodzie, że sędzia, przed którym sprawa miała być rozpatrywana, był znany jako jeden z najbardziej surowych i nieludzkich osób zasiadających na ławce w jakimkolwiek sądzie. Słyszałem tę samą historię.

Ogólnie wierzono, że żadna istota nie mogła sprawić, aby ten sędzia się uśmiechnął lub aby w jakikolwiek sposób poczuł ludzkie elementy w jakiejkolwiek sprawie, która przyszła przed niego do rozpatrzenia. Adwokat powiedział mi, że zamierza spędzić całe lato w tym samym kurorcie letnim, co sędzia i jego rodzina, i że bez mówienia o swojej sprawie czy dotykania kwestii prawnych w jakikolwiek sposób, zamierza zadawać się z sędzią, grać z nim w golfa, lub przynajmniej być wystarczająco blisko w swoich letnich stowarzyszeniach, aby odkryć, jak bardzo ludzki naprawdę jest sędzia i zapoznać się z jego różnymi nastrojami i procesami myślenia.

Innymi słowy, miał zamiar zapoznać się z tym sędzią tak, aby go znać. Zdziwił się, odkrywając, że sędzia był najbardziej ludzką, kochaną, troskliwą osobą, jaką można by spotkać, ale miał pewne prawne przekonania w swoim umyśle i pewne standardy etyczne, do których ściśle przestrzegał. Adwokat dowiedział się również, że jeśli przygotuje swoją sprawę w taki sposób, aby wyraźnie uwypuklić ludzkie elementy i ludzkie równanie w odpowiednim świetle, sędzia będzie wyraźnie rozumiał bardzo skomplikowane sytuacje.

To zdarzenie sprawiło, że zdałem sobie sprawę, że gdybyśmy mogli lepiej zapoznać się z Kosmicznym i spróbować zbudować z nim przyjaźń, moglibyśmy skorzystać z takiej przyjaźni. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że różnica między Kosmicznym a sędzią polegała na tym, że Kosmiczne już nas znało, a to tylko my, ludzie, nie znaliśmy Kosmicznego.

Próbując zdecydować, co powinienem zrobić, aby zbudować osobistą znajomość z Kosmicznym i przyciągnąć jego przyjaźń, od razu zdałem sobie sprawę, że muszę porzucić głupie ziemskie metody, które są używane do przyciągania ziemskich przyjaźni. Oczywiście Kosmiczne nie byłoby wpływane ani przyciągane przez zewnętrzny wygląd naszych ciał. Dla Kosmicznego nie miałoby znaczenia, czy mamy włosy ułożone w fale, paznokcie wypolerowane, czy piękną cerę. Styl naszych ubrań, urok naszego głosu, wyrazistość naszych manier mowy i działania, nie miałyby żadnego wpływu ani nie robiłyby żadnego wrażenia na Kosmicznym. Wszystkie te prostackie rzeczy, które wykładowcy psychologii lubią nazywać „subtelnymi wpływami”, byłyby całkowicie bezużyteczne wobec Kosmicznego. Ten wielki umysł byłby bardziej zainteresowany czystością i czystością naszego wewnętrznego ja niż blaskiem i połyskiem zewnętrznego ja. Zdałem sobie więc sprawę, że budowanie atrakcyjności musiałoby zacząć się od wewnątrz, a nie od zewnątrz.

Po drugie, nie moglibyśmy posłużyć się takimi prostackimi metodami, jak przynoszenie prezentów, aby zyskać uwagę i przyjaźń.

Kupowanie cukierków, wysyłanie kwiatów i dawanie komuś nowej puderniczki w fantazyjnym pojemniku może przynieść miłe myśli od ludzi, ale nie mogłem pomyśleć o niczym osobistym, co mógłbym zaoferować Kosmicznemu. Wyobraź sobie, jeśli możesz, próbę dawania prezentu osobie, która miała wszystko na świecie i miała także moc stworzenia czegokolwiek, czego nie miała.

Ponieważ Kosmiczne jest źródłem wiecznego i nieograniczonego obfitego dostatku, nie mogłem pomyśleć o niczym, co mógłbym mu dać, a co już nie posiadało, więc ten mały trick ludzkich relacji musiał zostać odrzucony. Co więc pozostało mi do zrobienia, aby zrobić przyjaciela z Kosmicznego lub przyciągnąć jego przyjaźnie? Staranne analizy przez wiele dni i tygodni doprowadziły do ostatecznych wniosków: muszę współpracować z Kosmicznym w tym, co robi, i stać się częścią jego rozwijającego się planu. Zmusiło mnie to do zbadania kosmicznych sposobów działania i odkrycia, co Kosmiczne robi i w jaki sposób mogę pomóc.

Nie muszę wchodzić we wszystkie szczegóły dotyczące pracy Kosmicznego dla członków naszej organizacji, którzy to przeczytają, oraz tych obcych, którzy będą do tego przyciągnięci, są prawdopodobnie zaznajomieni z ideałami i celami Kosmicznego.

Ale dowiedziałem się tyle: Kosmiczne jest administratorem sprawiedliwości i rozdawcą duchowych oraz ziemskich błogosławieństw.

Dlatego, jeśli miałem współpracować z Kosmicznym, musiałem robić w swoim życiu takie rzeczy, które pomagałyby w zapewnieniu, że sprawiedliwość była spełniona i że ci, którzy potrzebowali czegoś od Kosmicznego, byliby wspierani w jego uzyskaniu.

Innymi słowy, poświęciłem swoje życie jako kanał dla wyrazu i działań Kosmicznego. Rozmawiałem z Kosmicznym i szczerze mu powiedziałem, że chcę pomóc realizować jego plany i wykonywać jego pracę, i że codziennie i co godzinę będę rozmawiał z Kosmicznym i słuchał jego odpowiedzi, starając się współpracować z każdym popędem i impuls, który Kosmiczne inspirowało w mojej świadomości. Moją pierwszą wielką pracą było oczyścić mój własny dom i uczynić siebie odpowiednim kanałem. Przestałem robić rzeczy, o których wiedziałem, że Kosmiczne by nie zaaprobowało, i rozwijałem te aspekty mojego życia, o których byłem pewien, że są zatwierdzone przez Kosmiczne. Natychmiast przestałem prosić o jakąkolwiek osobistą pomoc, gdyż zdałem sobie sprawę, że najszybszą drogą do utraty przyjaźni jest ciągłe wypatrywanie osobistych korzyści.

Doszedłem do wniosku, że Kosmiczne wie, czego chcę i czego potrzebuję, i że jeśli było gotowe lub przygotowane, aby dać mi to, czego chciałem, nie musiałbym o to prosić. To także uświadomiło mi, że prawdopodobnie powodem, dla którego nie otrzymałem od Kosmicznego tego, co wiedziało, że potrzebuję, było to, że na to nie zasłużyłem. Dlatego, jeśli pomagałem Kosmicznemu i trzymałem moje własne pragnienia na dalszym planie, myśląc więcej o innych i ich potrzebach, zasługiwałem na wszystko, czego potrzebowałem, i Kosmiczne w odpowiednim czasie zatroszczyłoby się o mnie tak, jak o każdego innego, kto zasłużył na jego pomoc.

Odkąd doszedłem do tych wniosków, poświęciłem większą część mojego życia na obserwowanie i nawet szukanie okazji, by pomagać Kosmicznemu. Jeśli małe dziecko na ulicy płacze, lub dorosły w mojej okolicy jest w smutku, żalu lub zakłopotaniu, czynię to swoją sprawą, aby choćby ich pocieszyć, dodać otuchy lub zainspirować ich do odpowiednich myśli czy działań. Kiedykolwiek pojawia się problem lub poważna sytuacja w mojej okolicy, w życiu moich przyjaciół, czy gdziekolwiek, gdzie mogę się znaleźć – w centrum, na obrzeżach, na wschodzie, zachodzie, północy czy południu. Rozmawiam z Kosmicznym i staram się dowiedzieć, co chce zrobić i co pragnie zrobić w danej sytuacji, aby ją rozwiązać lub pomóc tym, którzy są zainteresowani. Natychmiast, gdy odbieram wrażenie, wiem co powiedzieć tym, którzy są zdezorientowani lub co im doradzić do zrobienia. Nawet pomagam im w realizacji tych sugestii.

Mam przyjemność i ogromne szczęście obserwować, jak rezultaty objawiają się w cudownych sposobach, a przez cały czas nie proszę Kosmicznego o nic dla siebie. Zauważam jednak, że moje zdrowie jest dobre, że moje dochody pozostają na odpowiednim poziomie, pozwalającym mi na wystarczające wsparcie dla innych, i że w nagłych przypadkach lub szczególnych przyczynach, dodatkowy dochód został zadziwiająco zapewniony; i zauważam, że wszystkie sprawy w moim życiu są pielęgnowane przez Kosmiczne bez żadnych próśb czy błagań z mojej strony. Jedyną rzeczą, o którą proszę Kosmiczne, gdy z nim rozmawiam, jest siła i większe zrozumienie, aby kontynuować moją pracę.

Ale zrobiłem z Kosmicznego przyjaciela. Kiedy widzę bardzo smutne zdarzenie, które boli mnie, bo ktoś naruszył naturalne prawo lub duchową zasadę, rozmawiam o tym z Kosmicznym i współczuję Kosmicznemu, jakby to był mój osobisty przyjaciel, który również cierpi z powodu tego, co inni robią w swojej niewiedzy i uporze, a kiedy słyszę o czymś dobrym lub dowiem się o radosnym wydarzeniu lub pięknej historii, opowiadam o tym Kosmicznemu, jakby to był mój osobisty przyjaciel i cieszę się razem z moim niebiańskim przyjacielem z dobroci, która trwa na tym świecie, pomimo komentarzy pesymistów.

Czy kiedykolwiek myślałeś o zrobieniu przyjaciela z Kosmicznego w ten sposób? Dziękuj Kosmicznemu codziennie za każde błogosławieństwo, które posiadasz, i mów to w sposób osobisty, przyjacielski, a nie z lękiem i fałszywą pobożnością. Raduj się z Kosmicznym dobrymi rzeczami życia i współczuj mu w smutkach. Wtedy, kiedy nadejdzie czas, abyś złożył Kosmicznemu konkretną prośbę lub zaapelował do niego w jakimkolwiek celu, możesz rozmawiać z nim, jak z długoletnim, zaufanym, rozumiejącym i niezawodnym przyjacielem i w sposób znajomy, przyjacielski, radosny prosić o to, czego chcesz, wiedząc, że jeśli naprawdę na to zasłużyłeś przez to, co zrobiłeś dla Kosmicznego, otrzymasz to, a jeśli na to nie zasłużyłeś, nie możesz tego oczekiwać.

źródło: Attracting Cosmic Help YOU CAN DO THIS IN MANY SIMPLE WAYS By Sro. Beatrice M. Hurley from The Rosicrucian Digest, November 1930

]]>
Budowanie Duchowej Świątyni https://tarot-marsylski.pl/budowanie-duchowej-swiatyni/ Thu, 29 Feb 2024 11:13:33 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=9706 Czytaj dalej ]]> Kiedy przez wiarę w Jezusa Chrystusa stajemy się z Nim zjednoczeni i przyjmujemy Ducha Świętego do naszych serc, budujemy siebie, jakby, lub, patrząc na to z innej strony, jesteśmy budowani przez Boga, jako żywe kamienie w tej wspaniałej budowli, którą Jehowa przez wieki wznosi dla Swojej wiecznej siedziby. Kiedy, ponownie, przez nasze pośrednictwo, bezpośrednio poprzez wysiłki, które wkładamy w domu, lub pośrednio poprzez pracę tych, których wspieramy za granicą, pracujemy nad nawróceniem innych, angażujemy się jako pomocnicy budowniczych tego samego duchowego gmachu.

Dawid uznałby to za najwyższy przywilej swojego życia, gdyby mu pozwolono zbudować Świątynię na Morii; a nawet po zakazie, który nadszedł ustami Natana, radością jego późniejszych lat było zbieranie materiałów, dzięki którym Salomon, jego syn, mógłby wznosić dom godny kultu Jehowy. Co więcej, w dniach samego Salomona, po wzniesieniu okazałej struktury, każdy, kto cokolwiek zrobił, choćby małą rzecz, w celu pomocy w jej budowie, był obdarowany szczególnym honorem w oczach swoich rodaków. Jak wyraża to Psalm: „Człowiek był sławny według tego, jak podnosił siekiery na gęste drzewa.” Ale wyższy przywilej i trwalsza sława będą udziałem tego, kto pomaga, w najskromniejszej roli, w wznoszeniu tego Kościoła, który ma być „mieszkaniem Boga przez Ducha”. Ci, którzy są mądrzy, będą świecić jak jasność firmamentu, a ci, którzy wielu nawracają na sprawiedliwość, jak gwiazdy na zawsze i na wieki.” Czy ta chwała, mój słuchaczu, będzie twoja? Co teraz robisz dla budowania duchowej świątyni Pana Zastępów? Pozwól, że będę cię błagać, abyś budował na wieczność, budując tu.

Tylko strzeż się, jak budujesz, bo „jeśli ktoś buduje na tym fundamencie złoto, srebro, drogocenne kamienie, drewno, siano, słomę; dzieło każdego zostanie ujawnione:

ponieważ dzień to ukaże, gdyż zostanie to objawione przez ogień; i ogień sprawdzi dzieło każdego, jakiego jest rodzaju.” Pamiętaj również o tym, że jeśli chcemy budować w sposób akceptowalny przy tej świątyni, musimy święcie zachować naszą własną świętość serca i czystość życia. Zapisano o sir Christopherze Wrenie, że po usłyszeniu, iż niektórzy robotnicy zaangażowani w budowę Katedry św. Pawła w Londynie byli winni świętokradzkiego przeklinania, kazał ogłosić dookoła prac, że jeśli ktoś będzie słyszany, jak bierze imię Boga nadaremno, zostanie natychmiast zwolniony; ponieważ uważał za rzecz świętokradczą, aby takie praktyki były tolerowane przez tych, którzy budują dom Boga.

Ale jeśli tyle uwagi poświęcił ten wielki człowiek, aby ci, którzy pracowali nad materialną strukturą, święcili imię Boga na swoich ustach, czyż my, którzy dążymy do zbudowania samego Kościoła Chrystusowego, nie powinniśmy zawsze starać się czcić Boga w naszych sercach? Ci, którzy angażują się w pracę kościelną lub misyjną, powinni być ludźmi pokoju, świętości, miłości; bo jeśli nie będą się wyróżniać tymi cechami, będą czynić więcej szkody niż pożytku innym, i ściągną na siebie karę; „bo jeśli ktoś zbezcześci świątynię Boga, tego Bóg zniszczy.” Oto więc porządek naszych napomnień: najpierw zbudujcie samych siebie w tę świątynię przez wiarę w Jezusa Chrystusa; potem starajcie się także zbudować innych w niej przez wasze wysiłki, wasze wkłady i wasze modlitwy; i przez cały czas, kiedy tak pracujecie, starajcie się zachować nieskalani przez świat – „bo świątynia Boga jest święta, którą świątynią jesteście wy. Czyż nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusa? Czyż więc weźmiecie członki Chrystusa i uczynicie je narzędziami nieczystości? Przenigdy! Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który jest w was, którego macie od Boga, i nie jesteście swoi? Bo zostaliście kupieni za cenę: dlatego chwalcie Boga w waszym ciele i w waszym duchu, które są własnością Boga.”

źródło: BUILDING THE SPIRITUAL TEMPLE from  „LAMPS OF THE TEMPLE” compiled by Thomas W. Handford, Chicago 1894.

]]>
Krytyka dowodów telepatii https://tarot-marsylski.pl/krytyka-dowodow-telepatii/ Wed, 29 Mar 2023 19:09:06 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=8379 Czytaj dalej ]]> § 1. Musimy się teraz zająć wypadkami, w których działacz nie żywił żadnej chęci oddziałania na podmiotą, wypadkami, w których wrażenie, wywarte na pacyenta, nie było wcałe przedmiotem usiłowań działacza, świadectwa, jakie tu zużytkować należy, odznaczają się już charakterem innym. Musimy wesprzeć się na opowiadaniach osób, które, w chwili wypadków, nie wiedziały zgoła, iż wydarzeniami owemi można było posłużyć się w celu udowodnienia telepatyi, nie wiedziały nawet, że można wogóle zrobić z nich użytek jakikolwiek. Ja i moi towarzysze nie robiliśmy sami spostrzeżeń, którebyśmy mogli porównać ze spostrzeżeniami świadków; fakty znauemi są nam tylko za ich pośrednictwem; nasza metoda poszukiwań jest więc metodą historyczną, trudniejszą w zastosowaniu i bardziej podległą błędom, aniżeli metoda doświadczalna.

Potrzeba już tutaj wystrzegać się, nie tylko możliwości świadomego albo bezwiednego udzielenia wskazówek pacyentowi, ale nadto potrzeba wystrzegać się mnóstwa niebezpieczeństw innych, których nie możemy prawie przewidzieć. To też, uznaliśmy za rzecz niezbędną, poświęcić cały rozdział wykładowi przepisów krytycznych, jakich przestrzegaliśmy tutaj.

§ 2. Oto naprzód zarzut najpowszechniejszy: Wszelkie wierzenia, nawet najbardziej błędne, mogły były w swoim czasie wspierać się na znacznej masie świadectw, z których większość bywała niewątpliwie szczerą. Formy przesądów zmieniają się wraz z wierzeniami religijnemi, oraz oświeceniem danej epoki. W każdym okresie istnieje pewna granica, której przekroczyć niepodobna, jeśli się chce uchodzić za człowieka rozsądnego i wykształconego: niepodobna byłoby zgromadzić dzisiaj, jako tako godnych uwagi świadectw na korzyść tego, że stare kobiety przeobrażają się czasem w zające i koty; ale istnieje cała masa pokrewnych tamtym wyobrażeń i wierzeń, które jesteśmy upoważnieni odrzucić, któremi nauka pogardzać może, a które jednak można podzielać, nie uchodząc jeszcze przez to za niemądrego, albo za nieuka. Jakkolwiek postępy wiedzy ograniczyły pole przesądu, to jednak nie znamy jeszcze wszystkich błędów, jakie w umysłach dobrej wiary wytwarzają złe spostrzeżenia, tłómaczenia niedokładne, albo mimowolna skłonność do powiększania wydarzeń. Pomimo siły tego zarzutu, w jego postaci ogólnej, sądzę, iż można byłoby wykazać, że nie dotyka on poważnie świadectw, na jakich wspiera się udowodnienie telepaty! samorzutnej.

Wykaże się to najlepiej przy porównaniu wypadku, wybranego tu przez nas, oraz tego, jaki w czasach nowszych jest najbardziej uderzającym przykładem fałszywego mniemania, wspartego na rozległym całokształcie świadectw – wypadku czarnoksięstwa.

Należy rozpocząć od wyłączenia wszystkich świadectw, wymożonych na czarownicach przez męczarnie, postrach albo fałszywe obietnice. Jeśli się usunie fakty – których istnieniu niepodobna byłoby zaprzeczać dzisiaj, lecz z których nie można nic wywnioskować, np. fakt posiadania oswojonej żaby (a takie właśnie fakty często spowodowywały wyrok potępiający), to spostrzeżemy, że świadectwa, na jakich wspierają się domniemane fakty, pochodziły wyłącznie od ludzi bez wykształcenia, oraz, że jeśli bardziej wykształceni ludzie uznawali łatwo owe świadectwa, wypływało to z owoczesnej niewiadomości w przedmiocie halucynacyj, histeryi i hypnotyzmu. Miewano tedy wówczas do wyboru: należało bądź uznać, że fakty przytrafiały się tak, jak opowiadano, bądź też że świadkowie składali zeznania fałszywe.

Ostatnie to przypuszczenie mogło łatwo stosować się do takiego albo innego poszczególnego wypadku, ale pewnem też jest chyba, że nie mogły one tłómaczyć całozbioru zjawisk. Jeśli się usuwało przypuszczenie oszustwa, wówczas pozostawała do wyboru tylko jedna wiara, iż fakty były istotnemi. Jak powiedzieli bowiem Glanvil oraz inni pisarze tej samej epoki, gdy ryczałtowo odrzucimy fakty tamte, tedy potrzeba będzie odrzucić wszystkie inne, wspierające się na świadectwie ludzkiem. Na szczęście mamy dzisiaj środek wyminięcia owej trudności. Wiemy, iż halucynacye mogą być tak podobnemi do postrzeżeń istotnych, że pacyent nie bywa w stanie odróżnić ich od rzeczywistości.

Znanemi są nam dziś również poddawania, jakie można robić w stanie hypnotycznym; znamy również owe wielkie napady histero-epilepsyi, mogące rozwinąć się pod wpływem samego nawet strachu. Co do osób, utrzymujących, iż widziały, jak czarownice harcują w powietrzu, albo jak ludzie zmieniają się w zwierzęta i t. p., to zauważę naprzód, że, przewertowawszy całe piśmiennictwo przedmiotu, można znaleźć zaledwie jakieś półtuzina świadectw tego rodzaju, pochodzących z pierwszej ręki. Należy pamiętać nadto, że wszystkie mało wykształcone umysły mają skłonność do przeobrażania wewnętrznych swych obrazów na fakty przedmiotowe: łatwo wierzy się, że się widziało to, co się sobie uroiło. Dodajmy, iż osoby, utrzymujące, że widziały owe fakty, z góry wierzyły w ich istnienie rzeczywiste.

§ 3. Całkiem inaczej ma się rzecz z telepatyą. Posiadamy bardzo znaczną liczbę świadectw z pierwszej ręki, pochodzących od osób inteligentnych i wykształconych, których rozsądek nigdy nie był podawanym w wątpliwość. W większości wypadków nie były one wcale skłonnemi uznawać z góry rzeczywistości owych faktów. W wielu z nich to, co opowiadały, nie zdawało się budzić szczególnego zajęcia; niektóre zaś, jakkolwiek nie mogły zaprzeczyć faktom, jakich były świadkami, żywią względem tej kategoryi zjawisk jaknajzupełniejszy sceptycyzm. Same fakty nie są związane z żadnem wierzeniem poszczególnem. Zachodzi tutaj uderzające przeciwieństwo pomiędzy telepatyą, oraz ukazywaniem się zmarłych. Wiara w pozagrobowe istnienie zmarłych, jak również w ukazywanie się tychże krewnym i przyjaciołom, jest mniemaniem bardzo upowszechnionem i pospolitem. Ale nie można powiedzieć tego o ukazywaniu się osób konających. W dziełach historycznych i podróżniczych znąjdziemy niewątpliwie odnośne przykłady; jakkolwiek jednakże są one licznemi, nieraz przedstawiają się nam jako wypadki odosobnione, zaś nawet ci, którzy o nich opowiadają – mówią jako o dziwach, przytrafiających się rzadko. Nie posługują się też oni temi wypadkami, jako świadectwem, mającem popierać jakieś wierzenie ogólne. Myśl ta jest nawet tak dalece nową, że najczęściej widziadła owe uważanemi były przez tych, którzy je spostrzegali, jako objawianie się zmarłych. To, co tu mówimy, stosuje się w stopniu jeszcze większym do halucynacyj prawdomównych, zbiegających się już nie ze zgonem działacza, lecz z jakąś poważną okolicznością jego życia. Osoby, chętnie uznające podobne fakty, jako zgodne z ich ogólnym sposobem myślenia, mało się niemi zajmują, gdyż, podług ich mniemania, niema w tern nic tak bardzo godnego uwagi; to też ludzie ci wcale nie bywają skłonnymi do uznawania rzeczywistości ich a priori, ci zaś, którzy przeciwnie rozumieją całą ich doniosłość, usuwają je zazwyczaj jako zagadki, trudne do rozstrzygnięcia, jako wydarzenia, które niewiadomo gdzie należy umieścić pośród zjawisk przyrody.

§ 4. Jakkolwiek wszakże telepatya nie jest pospolitym przesądem i chociaż zgromadzone przez nas świadectwa pochodzą od ludzi uczciwych i wykształconych, to jednak okoliczność ta nie zabezpiecza nas przed wszelkiemi źródłami błędu. Najpierwszą kategoryę omyłek, jaką zaznaczyć  tu musimy, stanowią błędy obserwacyi. Można wziąć jednę osobę za inną. Można np. wziąć kogoś obcego za przyjaciela, a w ten sposób zdarzy się, że jeśli w tej samej chwili przyjaciel umierał, ktoś utrzymywać będzie, iż go widział przed jego zgonem. Zauważyliśmy parę wypadków tego rodzaju, są one jednak rzadkie. Najczęściej fakty, o jakich tu mowa, są prawdziwemi halucynacyami, są faktami wewnętrznemi,  co do których, tem samem, nie może być mowy o błędach obserwacyi. Błędy rozumowania nie mają w tej sprawie wielkiej doniosłości. Czy dany osobnik, mając widzenie przyjaciela,  weźmie je za samegoż przyjaciela, czy za jego ducha – nie wiele to nas obchodzi. Najważniejszem jest dla nas to, że widział on swego przyjaciela.

§ 5. Najbardziej jednak rachować się należy z błędami opowiadania i pamięci. Jedną z pobudek, mogących skłonić człowieka rzetelnego i wykształconego do przedstawienia faktów inaczej, aniżeli się one przytrafiły istotnie, może być żądza zbudowania słuchaczy. Szczególnie wtedy należy mieć się na baczności, przeciwko takiej przyczynie błędów, kiedy mamy przed sobą opowiadanie, wiążące się mniej lub więcej ściśle z wiarą jakiejś danej sekty. Widzieliśmy jednak, że telepatya nie jest związana z żadną wiarą religijną w szczególności; to też ktokolwiek zbada nieco staranniej zebrane przez nas opowieści, będzie zmuszony przyznać, że błędy, opowiadania, dające się tam spotykać, nie wypływają bynajmniej z gorliwości religijnej. Jedną z przyczyn błędu, o wiele częstszą i ważniejszą, jest żądza uczynienia opisu bardziej malowniczym i uderzającym.

Osoby, opowiadające jakąś historyą, pragną zająć słuchaczy, a również postawić się na widowni i ściągnąć na siebie uwagę innych. Z samej więc przyrody rzeczy starają się w takich razach uczynić sprawy, o ile można, najcudowniejszemu i zdarzyć się może, iż człowiek całkiem rzetelny w zwykłym biegu życia, bardzo łatwo do. zna chęci oglądania szeroko otwartych oczu swoich słuchaczy. Ale jestto żądza, której o wiele łatwiej się ulega opowiadając o danem zajściu, aniżeli opisując je z rozwagą, kiedy wiadomo zwłaszcza, że ów opis będzie poddany surowej krytyce. Nie należy zapominać zresztą, że istnieje również pewna żądza, pozostająca w sprzeczności z tamtą – żądza obudzenia wiary – oraz że w ten sposób bywa się zniewolonym do unikania przesady, a to dla uczynienia faktów wiarogodnemi. Dla tego właśnie świadectwa z pierwszej ręki mają tak wielką wyższość nad innemi. Nie krępujemy się wcale w opowiadaniu cudowności, kiedy możemy powiedzieć, że opowiadał nam o nich ktoś inny.

§ 6. Przejdźmy teraz do przyczyn błędu, wynikających z pamięci. Można chcieć powiedzieć szczerą prawdę i nie módz tego uczynić z powodu pamięci zdradzieckiej. Ludzie, wierzący mocno we wpływy nadprzyrodzone oraz we wdawanie się Opatrzności, mają nieprzepartą skłonność dostrzegania nadprzyrodzoności wszędzie. To też pamięć przedstawia im fakty w ulubionem ich oświetleniu,- szczegóły sprzeczne zacierają się, to zaś, co pozostaje, tworzy całość zgodną i zwodniczą. Ale powtórzymy tutaj to, cośmy już powiedzieli, że fakty telepaty i nie są związane z żadnem poszczególnem wyznaniem religijnem lub filozoficznem opowiadacza; możemy nawet powiedzieć, że wierzenia religijne częściej nakazywały ludziom o tej sprawie milczeć, auiżeli mówić. Ale poza obrębem wszelkiej pobudki tego rodzaju we wszystkich istnieje pewna ogólna dążność do nadawania wspomnieniom swym większej dokładności i wyrazistości, aniżeli posiadają one w istocie. Udokładniamy i fałszujemy zarazem fakty, nie spostrzegając tego wcale. Nakouiec posiadamy skłonność do upraszczania rzeczy. Pozwalając zacierać się szczegółom, zachowujemy tylko istotę sprawy; to jednak bardzo często zmienić może głęboko charakter, aktów.

Można byłoby mniemać, że wydarzenia powiększają się w odległości, że uwydatnia się najbardziej to, co jest w nich uderzającego, charakterystycznego. W rzeczywistości jednak bynajmniej nie zawsze tak bywa. To też wielu z tych, co mieli halucynacyą na jawie, powoli poczynają wyobrażać sobie, że im się tylko śniło. Nie każda przeto pamięć skłonną jest do przesady; potrzeba wszakże uznać, iż stanowi to prawidło ogólne.

§ 7. Świadectwo w sprawie telepatyi jest świadectwem rodzaju całkiem szczególnego; należy zbadać na czem ono polega, aby oznaczyć, gdzie mogą znajdować się jego strony słabe. Oto na czem ściśle zasadza się typowe zjawisko telepatyi: A. (działacz) umarł, B. (podmiot) na jawie spostrzega A. w swoim pokoju; oba fakty zbiegają się ze sobą w czasie; śmierć A, widzenie B. i zbieżność obu tych faktów potrzeba stwierdzić za pomocą świadectw niewątpliwych. Błędy mogą przeto dotyczeć śmierci działacza, widzenia podmiotą, daty zgonu, oraz daty widzenia. Możliwość błędu największa jest przedewszystkiem po stronie podmiotą, który właśnie staje się sprawcą tego, że jest jakiś wypadek do zbadania; gdyby podmiot nic nam nie powiedział, nie mielibyśmy też do sprawdzenia żadnego świadectwa. Mówiąc o świadectwie rz pierwszej ręki“ – rozumiemy świadectwo samego podmiotą. Jasnem jest, że najczęściej nie możemy marzyć o żądaniu świadectwa od  działacza – ten bowiem umarł. Dla stwierdzenia więc pierwotnego faktu, t. j. śmierci działacza, potrzeba uciekać się do świadectwa innych.

§ 8. Powiedzieliśmy, że zjawisko telepatyczne zasadniczo polega na zbieżności pewnego faktu przedmiotowego, rzeczywistego, oraz pewnej halucynacyi. Najtrudniej jest omylić się co do faktu przedmiotowego. Kiedy faktem owym jest śmierć działacza (a to właśnie stanowi wypadek najczęstszy), to prawie nie widzimy, w jaki sposób możnaby tu było dopuścić się błędu. W każdym razie, błąd taki, jeżeli nawet istnieje, łatwym jest do poprawienia. Kiedy wydarzenie nie było tak dalece poważnem, zazwyczaj odznacza się doniosłością o tyle wielką, że zarówno podmiot, jak i inni świadkowie, prawie nie mogą się omylić. Dodajmy, że w takim wrypadku łatwo jest otrzymać świadectwo samego działacza. Co do widzeń podmiotą, to tu możliwość błędów jest daleko znaczniejsza; świadek nie może przytoczyć żadnego dowodu na poparcie tego, co opowiada. Mówi on, że widział, słyszał, wyczuwał coś i potrzeba mu wierzyć na słowo. Gdyby nawet znajdował się ktoś przy nim w chwili halucynacyi, żadne spostrzeżenie zewnętrzne nie może świadczyć, że doznawał on tych czuć, jakie później opisał. Można powiedzieć, że podmiot był chory, że posiada zbyt żywą wyobraźnię, albo że był to człowiek nerwowy oraz że, tern samem, opowiadania jego nie można uważać za ścisłe. Ale należy zauważyć, żeśmy już odpowiedzieli na ten zarzut. Nie idzie o dowiedzenie się, czy podmiot istotnie postrzegał to, co wyobraża sobie że postrzegał, lecz czy sobie wyobraża właśnie. Nie wiele” zależy nam na tern, iż podmiot sądzi, że istotnie widział jednego z przyjaciół, podczas, gdy w rzeczywistości doznawał on tylko halucynacyi; nie przeszkadza to bynajmniej temu, iżby zjawisko owo było zjawiskiem niezwykłem, do tego zaś, aby mogło nam służyć jako dowód, potrzeba tylko, aby było niezwykłem. Jedynem niebezpieczeństwem, jakiego strzedz się musimy, jest to, iż podmiot może utrzymywać, że doznawał czuć, jakich w rzeczywistości nie doznawał zgoła. Jestto wszakże nieprawdopodobnem, gdy opowiada nam o doznanych przez siebie czuciach, zanim poznał fakty rzeczywiste, z jakiemi czucia owe się zbiegły. Potrzeba więc będzie starać się zawsze określić, czy podmiot dokonał swojej opowieści, zanim dowiedział się czegokolwiek o działaczu. Dlatego to właśnie spostrzeżenia, zapisywane w dzienniku, zaraz w chwili przytrafiania się faktów, albo też listy, z wydarzeniem współczesne, mają dla nas wartość tak wielką. Zdarzyć się też może, iż podmiot w chwili halucynacyi opowiadał o niej komuś, kto wypadek ten zapisał, albo też zachował o nim dokładne wspomnienie. Ale nawet w braku świadectw współczesnych, możemy pokładać wiarę w opowiadaniu podmiotu, jeśli doznane przezeń wrażenie skłoniło go do jakiegoś czynu, wyraźnie zapamiętanego – gdy np. skłoniło go do przedsięwzięcia podróży, nadewszystko zaś,  kiedy o fakcie owym mogą świadczyć inne jeszcze osoby, oprócz niego. Jeżeli nawet podmiot znajdował się w stanie przykrym, albo w niepokoju z powodu halucynacyi, jeśli z trwogą oczekiwał odnośnych wiadomości-to i wtedy mamy już do czynienia z faktami ścisłemi, co do których prawie niepodobna mu jest omylić się i o których, zresztą, mogą zaświadczyć osoby z jego otoczenia.

§ 9. W wypadku, kiedy podmiot zrozumiał doniosłość doznanego przezeń wrażenia dopiero wtedy, gdy się dowiedział o tem, co się przytrafiło działaczowi, prawdopodobieństwo błędu, naturalnie, jest o wiele znaczniejsze. Pewnem jest, że wiadomość o śmierci jednego z naszych przyjaciół nie podsuwa myśli, że się on nam ukazał przed niejakim  czasem; ale wiadomość taka może nas skłonić do tego, że będziemy widzieli fakty wr oświetleniu całkiem innem, że je zmienimy bezwiednie.

Oto wydało się nam, że was woła ktoś po imieniu. Ponieważ nie podlegacie halucynacyom słuchu, fakt ten uderza was niezwykle: później, przestajecie o nim myśleć. W jakiś eden albo dwa dni potem dowiadujecie się o śmierci przyjaciela; powiadacie wówczas, że może dwa te fakty są ze sobą związane; usiłujecie przypomnieć sobie brzmienie słów słyszanych wtedy; zdaje wam się, że rozpoznaj ecie w nich ton jakiegoś znajomego sobie głosu; później, dość prędko nabywacie pewności co do związku obu faktów, a opowiadając o tern zajściu, mówicie bardzo szczerze, iż odrazu poznaliście głos waszego przyjaciela. W taki to sposób, już po fakcie, można wziąć niewyraźną halucynacyą dotyku za uścisk dłoni, albo też jakieś niepewne przywidzenie za postać przyjaciela. W krytycznem badaniu naszych świadectw, liczyliśmy się pilnie z temi przyczynami błędu. Ale wypytywanie świadków’, porównywanie opowiadań z dat rozmaitych, nie wykazały nam żadnego przykładu błędów tego rodzaju. Jednakże, liczba zbadanych przez nas wypadków (te, co się w książce niniejszej zawierają, tworzą zaledwie ich część dwudziestą), jest dość wielka, aby dać nam możność znalezienia przykładów wszelkiego, jakiego kto chce, rodzaju błędów.

Pytanie wszakże pozostałoby nierozstrzygniętem, gdyby nie było wielkiej liczby takich wypadków, w których ta mianowicie przyczyna błędu musi być wykluczona stanowczo – z powodu, iż podmiot w chwili opowiadania swego nie wiedział o rzeczywistym stanie działacza; ale wypadki takie istnieją. Trudno przeto byłoby utrzymywać, że opowiadanie podmiotu, dokonywane już po dowiedzeniu się o stanie działacza, zawsze pozbawionem bywa wartości. Zresztą, gdyby nawet podmiot, już po fakcie, nadał halucynacyi swej dokładność, jakiej nie posiadała, świadectwo jego nie straciłoby jeszcze przez to ani całkowitej wartości swej, ani znaczenia. Pewnem jest, że zbieżność jakiegoś niejasnego wrażenia ze śmiercią danej osoby nie stanowi bynajmniej tak uderzającego na korzyść telepatyi dowodu, jak np. zbieżność tejże śmierci z ukazaniem się owej osoby jednemu z jej przyjaciół.

Bądź co bądź jednak, gdy podmiot jest człowiekiem inteligentnym, gdy twierdzi, że nigdy nie doznawał halucynacyi, lecz, iż pomimo to zdawało mu się pewnego dnia, że czuje kogoś przy sobie, gdy wiadomem jest, iż pozostawał on w samotności i kiedy złudzenie to zbiega się ze śmiercią jednego z przyjaciół jego, to zjawisko takie będzie niewątpliwie nowym dowodem na korzyść oddziaływań z odległości. Wypadki tego rodzaju same przez się nie mogą wystarczyć do udowodnienia rzeczywistości telepatyi, ale służą one ku poparciu takich przykładów, w których podmiot wyraźnie rozpoznał postać przyjaciela, albo brzmienie jego głosu; to też pomijanie ich nie byłoby wcale metodą dobrą.

§ 10. Jasnem jest, że do tego, abyśmy mogli uznawać związek pomiędzy dwoma zjawiskami, potrzeba, iżby zbiegały się one w czasie. Zachodzi pytanie, czy zbieżność ta ma być dokładną, jeżeli zaś nie, to jakie należy wyznaczyć jej granice? Im większy jest przedział, oddzielający oba zjawiska, tem większem bywa prawdopodobieństwo, iż mamy do czynienia tylko ze zwykłym zbiegiem wypadków. Niezbędnem też było ustalenie dowolnych granic owej wielkości przerw pomiędzy zjawiskami, jaką mamy jeszcze uznawać. Granice te oznaczyliśmy cyfrą 12 godzin. Prawidło nie stosuje się oczywiście do wypadku jakichś zajść długotrwałych, np. do choroby, ale też w takim razie siła dowodu znacznie się zmniejsza. Wyłączyliśmy, naturalnie, wypadki, gdzie doznane przez przedmiot wrażenie poprzedza samą katastrofę. Ale zdarzyć się może, że halucynacya o 12 godzin wyprzedziła śmierć działacza, a pomimo to należy ją uwzględnić. Bywa tak np. wtedy, kiedy działacz był mocno chory w chwili wytworzenia się halucynacyi.

§ 11. Ciężkie błędy daleko łatwiej mogą dotyczeć dat, aniżeli samych faktów. Naprzód, z trudnością w ogóle zapamiętywamy daty, a do tej zwykłej wady naszej pamięci przyłącza się jeszcze tutaj nowa przyczyna błędu. Oto, umiera jeden z waszych przyjaciół-zdała od was. Słyszeliście – Jesteście tego pewni-głos, podobny do jego głosu, nie zanotowaliście ani godziny, ani dnia owej halucynacyi, nie zapamiętaliście jej. Zoczycie oba fakty i poczynacie myśleć, że się ze sobą zbiegły. Śmierć to przyjaciela nadała właśnie jakieś znaczenie głosowi, jaki słyszano, zawsze więc łatwo jest ustaić pomiędzy temi dwoma zjawiskami pewien związek. Czyni się w ten sposób zadość rozumowi i dopomaga się pamięci. Częstokroć łapiemy na gorącym uczynku tę pracę umysłu. Pewna osoba zginęła o godzinie kwadrans po trzeciej na oceanie Indyjskim; fakt ten naznaczono w dzienniku okrętowym; w chwili zaś doznawania halucynacyi przez osobę inną, wskazówka pewnego zegara wieżowego w Anglii znaczyła kwadrans po trzeciej. Telepatya może, zapewne, pochłaniać przestrzeń tak, jak to czyni elektryczność, ale nie może ona sprawić, aby w danej chwili była ta sama godzina w  dwóch miejscach o różnej długości geograficznej.

§ 12. Zbadajmy teraz obie daty osobno i zobaczmy jakie posiadamy środki upewnienia się o dokładności każdej z nich. Najczęściej słyszymy naprzód opowiadanie podmiotą o wypadku, sam zaś on dowiaduje się o nim bądź z listu, bądź z telegramu, bądź od jakiejś osoby, bądź wreszcie z dziennika. W wielu razach – gdy rzecz – dotyczy np. listu, telegramu albo dziennika – razem z nowiną dowiadujemy się też o dacie. Jeżeli, z drugiej strony, podmiot silnie wzruszonym został z powodu widzenia, jeżeli jasno pamięta on, iż wiadomość nadeszła rychło po niem, np. w jeden lub w dwa dni po halucynacyi, jeżeli wówczas, porównywając obie daty, znajduje zbieżność wypadków, to zbieżność ta będzie wtedy o wiele lepiej stwierdzoną, niż byłaby wówczas, gdyby się wspierała na tern, że podmiot pamięta li tylko datę swojej halucynacyi. Jednakże wartość tego świadectwa będzie tem większa, im opowiadanie bliższem będzie chwili samego zajścia. Po upływie lat kilku wyobraźnia wszystkim może płatać dziwne figle. Znamy wypadek, w którym pewne widzenie, przytrafiające się na trzy miesiące po śmierci domniemanego działacza, zostało, po dziesięciu latach, odniesione do chwili jego zgonu; twórcą zaś tej bajki była osoba, bardzo godna wiary. Łatwo jest zabezpieczyć się przeciwko takiej przyczynie błędów, gdyż w znacznej większości wypadków można się upewnić o dacie wydarzenia ze źródeł niezależnych od podmiotą, bardzo zaś często na podstawie spółczesnych świadectw pisanych.

§ 13. Nadewszystko, jednak, łatwo omylić się możemy co do daty halucynacyi. Jeżeli podmiot nie zapisał jej zaraz, w chwili gdy jej doznawał, to już po tygodniu niepodobieństwem stać się może dokładne oznaczenie daty. Zdarza się jednak, że pacyent wyraźnie przypomina sobie, iż zbieżność w danej chwili była jasno udowodnioną, jakkolwiek później nie może przytoczyć żadnego dokumentu, któryby tę zbieżność potwierdzał. Gdy wspomnienia innych osób zgadzają się z jego wspomnieniami, będziemy mieli ztąd pewien rodzaj dowodu, należy wszakże wyznać, iż dowód ten pozostanie dość słabym. Nie trzeba wszakże przesadzać niebezpieczeństwa. Zazwyczaj wiadomości o działaczu dochodzą o tyle prędko, iż pomiędzy halucynacyą podmiotą a otrzymaniem przez niego zawiadomienia upływa nie więcej nad dni parę. Nie potrzebujemy więc narażać pamięci podmiotą na zbytni wysiłek; może on tylko zapamiętać, czy zjawisko, które go bardzo uderzyło, odbywało się na dwa dni przed datą określoną. Jeżeliśmy stwierdzili, że wiele wypadków zbieżności, jakie nam podawano za ścisłe, nie całkiem odpowiadały tym zapewnieniom (zbieżność dotyczyła tylko dni), to, natomiast, bardzo mało mogliśmy naliczyć takich przykładów, co do których badanie ściślejsze przekonało nas, że przerwa, oddzielająca oba wydarzenia, przenosiła godzin 12.

§14. Pożytecznem będzie, gdy w formie tablicy streścimy tutaj rozmaite stopnie pewności, jakie przedstawiać mogą wypadki telepatyi:

A. Wypadki, w których wydarzenie, jakie spotkało działacza, oraz data tegoż wydarzenia zaznaczone są bądź w druku, bądź we współczesnych, zbadanych przez nas dokumentach, albo też zakomunikowane nam były bądź przez samego działacza, niezależnie od podmiotu, bądź też przez niezależnych świadków, a w których, nadto:

1. Podmiot (a) zaznaczył na piśmie halucynacyę swą, oraz jej datę w chwili doznawania tejże balucynacyi (widzieliśmy dokument albo w inny sposób upewnialiśmy się o jego istnieniu); albo też (?), w których przed nadejściem wiadomości o wypadku, zawiadomił
on o swojej halucynacyi jednę albo kilka osób, których świadectwo może służyć ku potwierdzeniu faktu; albo wreszcie, kiedy (y) przez halucynacyą został popchnięty do jakiegoś postępku, o którym mogą ustnie albo piśmiennie zaświadczyć inni.

2. Gdy utrzymuje się, że dowody wzmiankowane w (1 a) albo w (1 v) istnieją, lecz kiedy myśmy ich zbadać nie mogli, albo, gdy się utrzymuje, że halucynacya opowiadaną była jednej lub kilku osobom, jak w (1 fi), lub czynność, dokonana pod wpływem halucynacyi,
wiadomą była jednej czy też kilku osobom jak w (1 y), lecz kiedy, bądź z powodu śmierci, bądź też z innej jakiej przyczyny, osoba owa, albo osoby, nie mogą faktu poprzeć.

3. Podmiot nie (a) zapisał swojej halucynacyi, ani nie (?) opowiedział o niej nikomu aż do chwili nadejścia wiadomości £o wypadku, ale wtedy uczynił jedno iub drugie z tych dwojga, na co mamy dowody.

4. Podmiot utrzymuje, że natychmiast po nadejściu wiadomości napisał o halucynacyi, ale utrata papierów, śmierć przyjaciół, lub jakakolwiekbądź inna przyczyna nie pozwala znaleść potwierdzenia tego faktu.

5. Podmiot utrzymuje, iż zauważył zbieżność po odebraniu wiadomości, ale zapisał to sobie, albo też opowiedział innym dopiero już po upływie pewnego czasu.

6. Wypadki, w których podmiot jest jedyną naszą powagą w sprawie określenia przyrody i czasu wydarzeń, jakie podług niego, przytrafiły się działaczowi.

§ 15. W wydaniu angielskiem tej pracy, autorowie przytoczyli niektóre wypadki z drugiej ręki, umieszczając je  w dodatku *1). Nie można stawiać narówni opowiadań z pierwszej i z drugiej ręki. Należy jednak uczynić wyjątek dla niektórych opowieści drugoręcznych, umieszczonych nawet w samym tekście dzieła. Tu należą takie wypadki, kiedy podmiot opowiadał danej osobie o swej halucynacyi w chwili, gdy nie wiedział o wydarzeniu, jakie tejże halucynacyi odpowiadało. Ale wszystkie inne opowiadania pośrednie mają wartość o wiele niższą od bezpośrednich. .Mało też można zwracać uwagi na opowieści, pochodzące od osób, które nie były w ścisłych stosunkach z podmiotami, ale nie możemy pomijać lekkomyślnie świadectwa blizkich krewnych albo przyjaciół bardzo zażyłych, tern bardziej, iż zdarza się dość często, że świadectwa tego rodzaju, jakkolwiek całkiem od siebie niezależne, popierają się wzajem. Jasnem jest wszakże, iż prawdopodobieństwo błędu bywa tu znacznie większe. Opowiadacz miewa skłonność do upiększania faktów, usuwania szczegółów niedogodnych, przeinaczania dat i okoliczności. Nawet sny bywają podawane jako halucynacye.

*1) Nie uważaliśmy za stosowne podawać ich tutaj.

O ile rośnie liczba pośredników w opowiadaniu, o tyle też wzmaga się prawdopodobieństwo błędu. Opowiadacz – zazwyczaj bezwiednie – usuwa niektórych z owych pośredników, i o wydarzeniach, które już przeszły przez ust kilkoro, mówi tak, jak gdyby był prawie ich świadkiem.

§ 16. Podana wyżej tablica nie uwzględnia pewnych pierwiastków, jakie koniecznie trzeba wziąć pod uwagę, mianowicie charakteru, myślowych nałogów, wychowania świadków. Usunęliśmy, rozumie się, takie przykłady, w których świadkowie nie byli, naszem zdaniem, ani dość rzetelnymi, ani dość inteligentnymi, aby z dostateczną dokładnością zdać sprawę z wydarzeń, do których, jak twierdzą, byli zamieszani. Ale nawet z pomiędzy zatrzymanych przez nas opowiadań nie wszystkie posiadają wartość jednakową. Świadectwo uczonego albo sceptyka, który stanowczo nie wierzył w zjawiska danego rodzaju, zanim sam nie stał się ich podmiotem, miały, naturalnie, większą wartość, aniżeli opowiadania jakiejś pani, która nie otrzymała wykształcenia naukowego i nie zna zarzutów apriorystycznycb, jakie poczynić można telepatyi. Każdy wypadek musi być oceniany osobno. Czytelnik sam będzie musiał wytwarzać sobie sąd o nim na podstawie dowodów, przez nas dostarczanych. Przytaczamy, o ile można dosłownie, opowiadania świadków. Na wszystkie strony szukaliśmy potwierdzenia opowieści, jakie tu ogłaszamy; zużytkowaliśmy dzienniki prywatne, publiczne wzmianki w czasopismach, dowody urzędowe. W razach, kiedy brakowało nam tych świadectw zewnętrznych, staraliśmy się wskazać ich miejsce, jak można najjaśniej. Czego jednak nie możemy dostarczyć naszym czytelnikom, to owych dowodów dodatkowych, jakie się osiąga z osobistej znajomości opowiadacza, z samej jego powierzchowności. Zjawiska telepatyi należą do liczby tych, w których jakość świadków posiada częstokroć znaczenie niezbyt wielkie – wykazaliśmy to; dowodzenie odbywa się tutaj, że tak powiemy, samo przez się; ale usiłowaliśmy być surowymi względem siebie samych, usuwając wszelkich świadków, których wykształcenie nie wydawało się nam wystarczającem. Większość naszych świadków, jakeśmy już powiedzieli, nie była skłonną wierzyć w dane zjawiska, aż do chwili, kiedy stwierdzili je sami. Widać ztąd przeto, że z góry powzięte przekonania, oraz przesądy gminne nie miały tu zbyt wielkiego znaczenia.

§ 17. Ale nie tylko jakość, lecz również ilość faktów, należy wziąć pod uwagę. Podstawa naszych dowodów winna być trwałą, ale nadewszystko musi ona być szeroką. Moglibyśmy byli stwierdzić kilka wypadków zbieżności jak najściślej dokładnych, a pomimo to nie być w stanie wyciągnięcia z nich żadnego wniosku, gdyż zdarzyć się było mogło, że w owych wypadkach mieliśmy do czynienia ze zbieżnością czysto przypadkową. Ale mnóstwo nagromadzonych przez nas dowodów jest tak wielkie, iż zarzut podobny bynajmniej nie należy do najstraszniejszych dla nas. Zarzutem kapitalnym jest to, iż opowiadania nie podają faktów tak, jak się one przytrafiły. Odpowiedzią na ów zarzut jest właśnie liczba nieprawdopodobnych przypuszczeń, jakie należałoby wy myśleć, odrzucając rzeczywistość telepaty i. Jest to trudność, której nie pozbywamy się, powiedziawszy np., że, biorąc  ogólnie, nie należy tak bardzo ufać świadectwu ludzi. Gdyby szło o fakty, roztrząśnięte nie dość krytycznie, o świadectwa z drugiej lub trzeciej ręki – można byłoby pozbyć się ich łatwo przy pomocy owej wymówki ostatecznej. Ale tak nie jest. Badaliśmy bardzo starannie każdy wypadek poszczególny, przyjmując li tylko fakty, które mogły ostać się wobec naszej krytyki. Fakty owe bardzo różnej bywają przyrody. Aby je wytłómaczyć, nie uciekając się do objaśnienia naszego, potrzebaby było dokonać bardzo wielkiej liczby przypuszczeń – już nieokreślonych, już znowu jaskrawo nieprawdopodobnych. Raz należałoby przypuścić, np., że wskutek otrzymania bolesnej wiadomości wytwarza się jakaś przerwa w pamięci danej osoby, co jej się dawniej nigdy nie zdarzało. Albo jeszcze, musielibyśmy mniemać, że ludzie datują listy, nie troszcząc się o kalendarz, czy też mylą się co do stronnic, zapisując coś w dzienniku, oraz, że nigdy błędów  tych nie spostrzegają; dalej – że cała np. rodzina doznała takiej oto halucynacyi zbiorowej – że jeden z jej członków zrobił jakąś uwagę, której w rzeczywistości nie robił nigdy. Będziemy musieli uznać, iż zwyczajem dość pospolitym jest np. pisanie listów kondolencyjnych z powodu śmierci osób, mających się dobrze, iż kiedy A. powiada do przyjaciela, że wyraźnie słyszał głos B., to właśnie chciał wówczas mówić o głosie C., oraz, że nakoniec, kiedy D. utrzymuje, iż nie podlega halucynacyom wzroku, to chwilowo zapomina, że przecież w zeszłym jeszcze tygodniu ukazywało mu się jakieś widmo. Bez wątpienia, każde z tych nieprawdopodobieństw może się urzeczywistnić w danym wypadku poszczególnym.

Ale kiedy w każdym wypadku musimy uciekać się do tych rozpaczliwych wykrętów, wówczas zaczynamy myśleć, że już bardziej prawdopodobną będzie systematyczna zła wiara a jednak, jakże nieprawdopodobnem byłoby przypuszczenie; że setki osób o honorowości powszechnie wiadomej, osób, które my najczęściej znamy osobiście, lecz które pomiędzy sobą wcale się nie znają, tak zgodnie oszukają nas w jakimś celu niezrozumiałym.

§ 18. Zbadane przez nas wypadki pośród tysiącznych różnic, odznaczają się pewnem znamieniem wspólnem: dana osoba znajduje się w stanie niezwykłym, stan zaś ten pozostaje w stosunku li tylko z jakiemś wyjątkowem położeniem innej osoby – położeniem, o którem pierwsza nie wie. To właśnie wspólne znamię czyni z całokształtu owych zjawisk prawdziwą grupę przyrodzoną. W jakiż sposób można byłoby przypuścić, że wszystkie te przyczyny rozmaite – te błędy wnioskowania, brak pamięci, wypadki przesady i przeinaczania, wytworzyły w końcu całkiem określony typ zjawisk, dających się wytłómaczyć – i to najzupełniej – przez jedne tylko całkiem określoną hypotezę? Dla czegóż – jeśli świadkowie przekręcają prawdę, wszyscy czynią to w sposób jednaki, jeżeli tworzą cudowne opowieści – zatrzymują się wszyscy na jednym punkcie? Dla czego dany przyjaciel, ukazując się drugiemu, nie prowadzi z nim długiej rozmowy? Dla czego widziadło nie wilży łzami poduszki, nie zostawia za sobą drzwi otwartych? W opowiadaniach z drugiej ręki znajdujemy czasem ciekawsze szczegóły, których nigdy niema w oryginalnych opowiadaniach – a są to właśnie takie szczegóły, których nie można wytłómaczyć przy pomocy telepatyi. W opowiadaniach z pierwszej ręki niema mowy np. o ranach, zadawanych widziadłom, lub o czemś podobnem; wszyscy opowiadacze zamykają tu wyobraźnię swą w granicach jednakich.

§ 19. Musimy uznać wszakże, iż, jeśli dowody wydają się nam przekonywającemu, to natomiast nie są one wcale uderzające. W naszych oczach istnienie telepatyi zostało dowiedzionem, nie jest to wszakże dowód, któregoby niepodobna było wyminąć. Każdy z owych faktów musi być otoczony świadectwami dość jasnemi i tylko w takim razie zmuszeni będziemy nieuchronnie wybierać pomiędzy jedną z trzech hypotez: fakt przypisać należy telepatyi; jest to zbieżność przypadkowa najściślej dokładna, albo jest to wynik oszukańczego porozumienia się osób, których uczciwość, zkądinąd, nie ulega zaprzeczeniu. Zgromadziliśmy dość znaczną liczbę świadectw, rozebranych krytycznie, abyśmy, jak nam się zdaje, mieli prawo wyłączyć hypotezę drugą i trzecią. Ale należy tu uznać, że owe wypadki potwierdzające stanowią tylko nieznaczną mniejszość, oraz, że, jeśli ich inne nie poprą, to same one nie podołają zadaniu. Wiele wypadków wymknęło się naszemu badaniu, gdyż są to właśnie wydarzenia, które obawa śmieszności albo rozgłosu każę ukrywać tym, co bywali ich świadkami. Większa część świadectw zaginęła – nawet odnośnie do tych ostatnich lat dwudziestu; jeżeli jednak zmieni się usposobienie umysłów, będziemy mogli oczekiwać w przyszłości obfitego żniwa faktów – należycie ocenionych i wspierających się na świadectwach poważnych.

§ 20. Można zrobić nam taki oto zarzut: nagromadzenie świadectw nie znaczy nic, gdy żadne z nich nie jest bez zarzutu. Odpowiemy na to, iż podawanych przez nas faktów nie należy uważać za ogniwa jednego łańcucha, ale raczej jako źdźbła wiązanki. Dowód nasz polega na tem, iż odrzucenie naszej hypotezy zmusza w każdym wypadku do jakiegoś twierdzenia nieprawdopodobnego. Nagromadzenie owych nieprawdopodobieństw jest samo w sobie tak nieprawdopodobnem, iż zniewala nas do przyjęcia telepatyi. Wszelki więc fakt, zmuszający do nowej jakiejś hypotezy nieprawdopodobnej, o tyleż popiera dowodzenie nasze.

Na zakończenie dodajemy jeszcze, iż o wiele łatwiej uznaje się rzeczywistość faktów telepatyi samorzutnej, znając fakty doświadczalnego przesyłania myśli. Ze stanowiska psychologii są to zjawiska przyrody jednakiej, wzajemnie się wspierające.

źródło: GURNEY, MYERS i PODMORE „DZIWY ŻYCIA”, z francuskiego wydania przełożył J. K. POTOCKI Z PRZEDMOWĄ KAROLA RICHETA, ROZDZIAŁ IV Ogólna krytyka świadectw, ściągających się do telepatyi samorzutnej. Warszawa 1892

]]>
Telepatia przy pomocy pisma automatycznego https://tarot-marsylski.pl/telepatia-przy-pomocy-pisma-automatycznego/ Thu, 26 Jan 2023 19:37:22 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7985 Czytaj dalej ]]> Wychodzące w Buenos Aires pismo „Constancia” opowiada następujące zdarzenie: Przyjmując udział w jakiejś uroczystości rodzinnej młodziutka panna Zofja Siroboda śmieje się i żartuje z zebranymi; raptem przypomina sobie, że nie wykonała jeszcze przekładu z francuskiego na niemiecki, co miało być gotowe na jutro.

Psuje jej to humor, gdyż nie chciałaby sprawić tern przykrości swojej nauczycielce. Co robić? Już 11-ta godzina w nocy. Wychodzi do sąsiedniego pokoju i siada tam zamyślona na krześle. Po chwili, niespodziewanie, jakby w półśnie, widzi przed sobą nauczycielkę i tłumaczy się przed nią. Widzenie znika i panna Siroboda wraca do towarzystwa, opowiadając co ją spotkało. Nazajutrz o zwykłej godzinie zjawia się nauczycielka i sama od razu mówi, iż wie o nieprzygotowaniu tłumaczenia. Opowiada zadziwionej uczennicy, że będąc obdarzona zdolnością pisma automatycznego, usiadła ubiegłej nocy, jak zwykle do stolika z ołówkiem, pragnąc w ten sposób skomunikować się ze swym zmarłym mężem, lecz spostrzegła, że wbrew oczekiwaniu, ołówek w jej ręku zaczął kreślić wyrazy niemieckie kaligraficznem pismem panny Sirobody, treścią których było tłumaczenie się tej ostatniej, dlaczego nie przygotowała lekcji.

Gdy porównano otrzymany w ten sposób i przyniesiony przez nauczycielkę komunikat z kajetami uczennicy, okazało się, że charakter pisma był zupełnie ten sam, a frazesy identyczne z temi, które wypowiadała w myśli podczas swej wczorajszej niespodziewanej wizji.

Jest to bardzo ciekawy wypadek spontanicznej telepatii wzajemnej, dowodzący też, że źródłem pisma automatycznego może być nie tylko wyłącznie podświadomość medjum, jak myślę niektórzy, lub duch osoby zmarłej, jak twierdzą spirytyści, lecz również i psychika innego człowieka, żyjącego, niezależnie odległości, na jakiej się od medjum znajduje.

źródło: Prosper Szmurło “Ze świata tajemnic”, wydawnictwo Świt Warszawa 1928

]]>
Sobowtór przepowiada zgon https://tarot-marsylski.pl/sobowtor-przepowiada-zgon/ Wed, 25 Jan 2023 11:43:16 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7979 Czytaj dalej ]]> Niezwykły wypadek zdarzył się pani J. Snell w Argentynie, Pewnej nocy obudziła się nagle z głębokiego snu i ze zdziwieniem spostrzegła światło w sypialni, choć lampy się nie paliły. Po chwili wykryła, że źródłem niesamowitego światła jest stojąca u wezgłowia widmowa postać najlepszej jej przyjaciółki Magdaleny, zamieszkałej w innem mieście.

– Słuchaj – rzekła zjawa – wiem, że wkrótce przeniosę się do innego świata, pragnę jednak, abyś była przy mnie ostatnie dnie i pocieszyła potem mą matkę. Widmo znikło, a pani Snell długo jeszcze nie mogła ochłonąć z przerażenia, nazajutrz jednak uspokoiła się i nie myślała wcale o wyjeździe do przyjaciółki. Po tygodniu otrzymała wzywający ją list od rodziny Magdaleny i wtedy dopiero pojechała. Zastała przyjaciółkę wprawdzie słabą, jakby wyczerpaną, ale lekarze nie uważali stanu jej zdrowia za zbyt groźny i bynajmniej nie przewidywali możliwości tragicznego końca. Minęło 4 dni i raptem w nocy podczas ataku Magdalena nieoczekiwanie wyzionęła ducha na rękach swej przyjaciółki. W chwilę po jej zgonie, pani Snell, po raz pierwszy będąca świadkiem czyjejś śmierci, ze zdumieniem dostrzegła jakąś nieuchwytną, lecz stopniowo gęstniejącą mgłę, wydzielającą się z martwego już ciała i przybierającą opodal formę słupa, z którego powoli wyłoniły się zupełnie wyraźnie kształty zmarłej w przejrzystej szacie świetlanej z błogim uśmiechem na ustach. Po pewnym czasie widzenie oddaliło się i stopniowo rozwiało.

Pani Snell twierdzi, że potem zdarzyło się jej jeszcze parokrotnie obserwować wydzielanie się jakby mgły w chwilę po śmierci.

Niepodobna rozstrzygnąć czy był to istotnie sobowtór przyjaciółki, łatwiej, zdaje się, wyłaniający się w chwilach osłabienia organizmu, czy też tylko halucynacja, lub proroczy sen symboliczny. Sen ów można byłoby wyjaśnić posiadanym, prawdopodobnie przez p. Snell rodzajem jasnowidzenia, dzięki któremu można niekiedy wyczuwać stan organizmu i tające się w nim choroby odległych nawet osób i opierając się na tern przewidzieć ich śmierć.

źródło: Prosper Szmurło “Ze świata tajemnic”, wydawnictwo Świt Warszawa 1928

]]>
Przeczucia https://tarot-marsylski.pl/przeczucia/ Mon, 09 Jan 2023 09:19:37 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7884 Czytaj dalej ]]> Któż nie zna tego, co nazywamy przeczuciami? Któż z nas nie mawiał przy sposobności, że to a to się stanie? I któż nie mylił się często w takich razach przeczuć, czy przedczuć? Pojęcia przeczucia nie powinniśmy mieszać z pojęciem przewidywania, opartego na wmioskach z pewnych przesłanek, to jest z oczekiwaniem, że coś stanie się dlatego, iż stało się to, lub owo.

Jeśli mąż stanu wypowiada się trafnie o przyszłem ustosunkowaniu się spraw światowych, to nie jest to przeczuciem, ale prostem przewidywaniem następstw pewnych wypadków.

Do przeczuć trzeba odnosić się możliwie krytycznie. Bardzo często chodzi tu jedynie o stany przygnębienia i o następstwa psychiczne pewnych niedomagań ciała. Przygnębieniom towarzyszą uczucia ponure i budzi się żywa świadomość, że łatwiej doczekać się na świecie rzeczy przykrych i bolesnych, niż miłych i radosnych.

Naprzykład matka wie, że jej córka mieszkająca w dalekiem mieście jest chora. Wiadomości nadchodzą wprawdzie zgoła pomyślne, ale matka ma swoje przeczucia, że jest niedobrze, osobliwie jeśli wypadnie czekać na listy. Takie przywidzenia nie są przeczuciami. Pomimo takich nadużyć pewnego słowa, racyę miał Lavater, gdy pisał:

W duszy ludzkiej znajduje się ośrodek wyczuwania rzeczy niewidzialnych, nieobecnych, dalekich i przyszłych”.

Przeczucia należą do zjawisk powszechnoludzkich.

Aby zrozumieć dokładnie, o co tu chodzi, trzeba zastanowić się nad tą sprawą nieco szczegółowiej. Poeci przypisują przeczucie, a raczej przedczucie, nawet roślinom, a niektórzy znakomici badacze przyrody podzielają ten pogląd w znacznej mierze. Nestor przyrodoznawstwa francuskiego, Fabre, wyraża się całkiem poważnie o życiu nerwowem roślin i o tem, że rośliny miewają pewne przeczucia i to nietylko wówczas, gdy chodzi o pogodę. Inni uczeni wypowiadają sią w sposób podobny, uważając, że rośliny posiadają odpowiednik do naszego układu nerwowego. Bardzo pouczającą pod tym względem jest lektura książki znakomitego filozofa Fechnera “O psychicznem życiu roślin”. Fechner ulegał znacznemu wpływowi Swedenborga.

Naturalnie, że w życiu roślin spotykamy się zaledwie z jakiemiś mglistemi napomknieniami przeczuć, ale już u zwierząt jest pod tym względem zgoła inaczej: mamy tu pod nogami grunt stalszy i mnóstwo świadectw zasługujących na baczną uwagę. Pasterze, myśliwi i wogóle wszyscy przyjaciele przyrody mogą nam o tem bardzo wiele powiedzieć. Filozof niemiecki, Fichte, uzasadnia te sprawy bardzo trafnie, wykazując, że żadna istota obdarzona świadomością nie jest wolna od przeczuć.

Zwierzętom przypisuje on świadomość, ale nie samowiedzę, i zaznacza, że z każdą świadomością łączy się pewien stan marzenny, który życie psychiczne zwierząt charakteryzuje najtrafniej. Zwierzęta mają niewątpliwie przeczucia. Według spostrzeżeń Darwina i całego szeregu innych badaczy, robaki zagrzebują się w ziemię głębiej, gdy zanosi się na zimę twardą, płyciej natomiast, jeśli zima ma być lekka. Jedno z pism hanowerskich donosiło w listopadzie roku 1913: “Mrówki, zwierzęta znane ze swej wybitnej inteligencyi, podokonywały prac iście herkulesowych, budując swoje kopce dwa razy wyższe, niż zazwyczaj i to w postaci prostych stożków. Zdarza się to dość rzadko i zdaniem leśników, rolników i innych obserwatorów przyrody jest to niezawodną oznaką zbliżającej się ciężkiej zimy”. Przeczucie mrówek spełniło się istotnie. Ten dar przeczuwania został zaobserwowany u mrówek niejednokrotnie, osobliwie u termitów podzwrotnikowych.

W połowie sierpnia r. 1912 zauważono w Anglii, że jaskółki zgromadziły się przy najpiękniejszej pogodzie i odleciały (według wiadomości podanej przez Times z 30 sierpnia t. r.) z całej Wielkiej Brytanii o dwa tygodnie wcześniej, piż zwykle. W dniach zwykłego odlotu jaskółek powstały straszne wichury północno-zachodnie.

Zostało stwierdzone zgoła nienagannie, że przed nagłem trzęsieniem ziemi na Martynice w roku 1902 wszystkie psy wyły, ptaki polatywały niespokojnie tam i sam, krowy ryczały, a żmije wypełzły ze swoich kryjówek. Wiadomo  też, że przed strasznem trzęsieniem ziemi w Mesynie w roku 1908 wróble pouciekały na jakie dwanaście godzin przed katastrofą, porzucając gniazda i pisklęta, podczas gdy ludzie nie przeczuwali jeszcze nic złego.

Dwaj kapitanowie opowiadali mi niezależnie jeden od drugiego, że szczury uciekają ze statków nie wtedy, gdy statek tonie, ale opuszczają statki w porcie, jeśli okręt ma zatonąć. Chociaż zapewniali mnie o tem z całą stanowczością jako o rzeczy zupełnie pewnej, pozostawiam każdemu, aby wierzył lub nie wierzył zapewnieniom marynarzy.

Trzeba czytać książkę Maeterlincka o pszczołach, aby podziwiać zdumiewający dar przewidywania pszczół. Na niemniejszą uwagę zasługują pająki. Zaszywają się one w różne kryjówki jeszcze wówczas, gdy niebo jest całkiem czyste i o nadciągającej burzy jeszcze nikt nie myśli. Natomiast zdaje się być sprawą instynktu, gdy owady te zamykają się bardzo szczelnie na noc, aby zabezpieczyć się w swoich kryjówkach przed możliwym napadem ze strony napastników. Już w głębokiej starożytności uchodziły pająki za niezawodzących przepowiadaczy pogody. Najwięcej dowiadujemy się o tym darze pająków od generała Disjonvalla. Jego holenderscy wrogowie trzymali go w niewoli od roku 1788 do roku 1795. W więziennem osamotnieniu jedynem zajęciem generała było obserwowanie pająków i notowanie poczynionych spostrzeżeń.

Jego spostrzeżenia znajdują się po różnych bibliotekach, między innemi w bibliotece genewskiej. Opowiada on naprzykład, że pająki trwają w bezczynności, to zwykle nadchodzi pogoda wietrzna, jeśli zaś przeciągają pajęczyny poprzeczne lub podłużne w swych sieciach, to zbliża się wichura, Jeśli pająk niszczy częściowo sieć i odczepia ją, by uratować resztę, to można być przekonanym, że nastanie przemijający wiatr. Powiada Disjonvall, że jeśli pająki-krzyżaki pracują gorliwie, to można spodziewać się pięknej pogody, ale jeśli opieszale, to pogoda będzie niestała. Sieć pająka-krzyżaka jest niewątpliwie wytworem dużej zręczności, a jednak pająk ten niszczy i pożera arcydzieło swej sztuki, aby w czasie najkrótszym odbudować je nanowo. O innych pająkach powiada Disjonvall, że wychodzą ze swoich kryjówek wówczas, gdy zanosi się na ładną pogodę, a mianowicie wychylają się z nich tembardziej, im pogoda jest piękniejsza i im dłuższem ma być jej trwanie. Gdy natomiast w ciągu doby najbliższej ma nastąpić niepogoda, to zawracają ku swoim kryjówkom i nawet nie wyglądają z nich.

Przykłady z życia owadów przytoczyłem rozmyślnie. Dla czytelnika jest to miła pauza i rozrywka wobec następnych rozważań poważnych i najczęściej tak smutnych. Unikam pokusy przytaczania dalszych przykładów z życia zwierząt wj^szych. Dzisiejsi badacze zajmują się coraz wydatniej psychologią zwie, rząt i zdobycze w tej dziedzinie są już na szczęście bardzo pokaźne. Należy się spodziewać, że nie pomieszają tu pojęć i zachowają należną granicę między duszą zwierzęcą a duchem człowieka.

Przechodząc do rozważania tego, co nazywamy przeczuciami, pozostawiamy na stronie to wszystko, co można sprowadzić do oddziaływania snów, sugestyi, halucynacyi i hypnozy.

Chodzi nam jedynie o ustalenie takich faktów, jakie zachodzą przy pełnej i jasnej świadomości. O źródle tych spraw pomówimy później. Zastanawia nas odrazu, że ludzkie przeczucia tak samo nie są ograniczone przestrzenią, jak każdej chwili wyobraźnią swoją możemy się przenosić do najodleglejszych czasów dziecięcych i najbardziej odległych miejsc, związanych z temi czasami minionemi. Trzeba też zauważyć, że z przeczuciami mniej mają do czynienia ludzie, którzy jak naprzykład uczeni badacze przyzwyczajeni są do myślenia oderwanego, albo jak kupcy, którzy bezustannie liczą i obliczają. Tacy ludzie aiie zajmują się samymi sobą. Natomiast dar przeczuwania bardzo jest rozwinięty u ludów pierwotnych, u dzieci i u kobiet nerwowych.

Ich wyobraźnia skierowana jest downątrz, ku samym sobie. Wiadomo jest, że dzicy mają mocno rozwinięty dar przeczuwania pogody, choroby, śmierci. (Nie brak także zwierząt, które zaszywają się w niedostępne kryjówki, gdy nadchodzi śmierć). Człowiek kulturalny przestał już ufać samemu sobie i w razach analogicznych zwraca się do lekarza, meteorologa i innych specyalistów. W ten sposób zatracają się w nim pewne zdolności, podobnie jak w ręce, której nie używamy, zatraca się siła. Dochodzi nawet do tego, że człowiek cywilizowany przeoczą dość wyraźne oznaki choroby. Kant zapomniał o swej podagrze, gdy zagłębiał się w rozmyślaniach, Schiller nie odczuwał ostrych, trapiących go bólów, gdy pochłaniała go twórcza praca, o Edisonie wiadomo, że żona jego musi go zabierać do domu na obiad niemal przemocą, gdyż inaczej pracowałby bez przerwy dzień i noc. Ale gdy człowiek cywilizowany rozchoruje się naprawdę, wówczas budzi się w nim obok instynktu samozachowawczego także dar przeczuwania, a to dlatego, że w tych razach zaczyna zajmować się znowu samym sobą. Hipochondrycy mogliby nam dużo o tem powiedzieć.

Przeczucie jest więc darem zgoła natural, nym. Niema w niem nic osobliwego i dla rozbudzenia go nie potrzeba żadnych środków sztucznych. Jest to sprawa duchowna, wyrażona bardzo trafnie słowy Elfa w Szekspirowskim “Śnie nocy letniej”:

Widzieliście w zwidzeniach nocnych To, co wam własny mózg pokazał.

Oczywiście, że zaraz usłyszymy wołania:

Przypadek, przypadek, imaginacya i nic poza tem. W wielu wypadkach może tak być istotnie, któż chciałby temu przeczyć? Ale niezawsze chodzi jedynie o przypadek. Weźmy kilka faktów powszednich: Oto zajmujemy się w myślach jaką osobą i osoba ta wchodzi do pokoju.

W przypadkach dziewięciu na dziesięć może istotnie chodzić o zwykły przypadek, ale mogą też zachodzić przypadki zgoła osobliwe. W rozdziale poświęconym przenoszeniu się myśli ujrzymy, że może tu chodzić równie dobrze o sprawy duchowe, które – jeśli kto chce – można nazwać przeczuciem. Odczuwamy zbliżanie się czyjeś i dowiadujemy się potem, że i temu komuś “było tak jakoś”, jakby mu ktoś nakazał odwiedzić starego znajomego.

W ciągu długich tygodni nie myślało się o kimś, raptem bez widocznego powodu zaczynamy o nim myśleć i oto człowiek ów przychodzi do nas, albo pisze list. Rzeczy takie zostały stwierdzone naukowo.

Zajmijmyż się z kolei rzeczywistemi przeczuciami. Niestety, w dziedzinie tej jest jeszcze wszystko tak samo, jak było na 500 lat przed Chrystusem, za czasów Eschylosa, który w tragedyi swojej “Agamemnon” powiada: “Jakie słowo pożądane zabrzmiało człowiekowi kiedykolwiek z ust wyroczni?” Jako typową przedstawicielkę zdolności przeczuwania przedstawia nam ten sam poeta Kasandrę, która przepowiada zbrodniczy czyn Klitemnestry i to, że z dalekiego kraju przybędzie Orestes, aby zabójstwo ojca pomścił na własnej matce.

Któż nie słyszał o takich, co to poniechali podróży morskiej dlatego, iż mieli przeczucie, że statek, na którym wybierali się w drogę, ulegnie rozbiciu? A nieszczęście zdarzało się rzeczywiście, Pewne pismo angielskie (sam je czytałem) podało przed zatonięciem “Titanica” wiadomość o jego zagładzie, poczem w tern samem piśmie pojawiły się ostre zaprzeczenia. Wiadomość ta została podana w dniu wypłynięcia tego statku z portu.

Znany egiptolog Brugsch-pasza, który pracował dla kedywa egipskiego, otrzymał od niego rozkaz udania się do Ameryki Północnej. Wypełniając ten rozkaz, Brugsch znajdował się już w Paryżu, gdy wtem kedyw wezwał go do natychmiastowego powrotu do Kairu.

Zdumiony uczony zapytał kedywa, dlaczego kazano mu wrócić i otrzymał odpowiedź, że kedywowi śniło się, iż statek, na którym Brugsch miał jechać, rozbił się na morzu. Ów okręt francuski zatonął rzeczywiście z załogą i z pasażerami. Pisze a tern Brugsch w swoich pamiętnikach. Dość powszechnie znanem jest przeczucie Goethego, które właściwie jest wizyą, a które ze względu na autora godne jest poznania. W trzeciej części swoich Wspomnień pisze on  dosłownie: “Jechałem ścieżką z Seesenheimu ku Drusenheimowi i wówczas ogarnęło mnie dziwne przeczucie. Ujrzałem mianowicie – nie oczyma cielesnemi, ale oczyma ducha – samego siebie, jadącego mi na spotkanie konno i w takim stroju, jakiego nigdy nie nosiłem. Był to ubiór barwy stalowej z odcieniem złotawym. Gdy otrząsnąłem się z tego widzenia, postać zniknęła. Dziwnem jest wszelako, że po latach ośmiu w takim ubiorze, w jakim się wow’czas widziałem, a który przywdziałem nie dowolnie, ale dzięki przypadkowi, znalazłem się na tej samej drodze, aby jeszcze raz odwiedzić Fryderykę.”

Głębokie wrażenie wywarł na mnie Max Eyth, jeden z najlepszych inżynierów, a zarazem jeden z najwiarogodniejszych pisarzy, gdy czytałem jego książkę, w której opowiada on o straszliwem zawaleniu się mostu Firth-of- Forth, którego twórcą był jego przyjaciel. Katastrofa ta została przeczuta przez samegoż twórcę.

Dzięki zrozumiałemu pragnieniu naszych czasów wydobycia się z matni różnych z myśleń i zastąpienia ich przez realną rzeczywistość, poczyniono różne “odkrycia”. Naprzykład Józefina, pierwsza żona Napoleona, miewała jasne przeczucia co do przedsięwzięć cesarza. Pewnego dnia usilnie prosiła męża, aby nie opuszczał zamku, ponieważ an ulicy spotka go nieszczęście. Cesarz nie usłuchał jej i oto wykonano nań zamach przy pomocy bomby, zamach, którego nikt nie byłby uważał za możliwy, ponieważ wszyscy ubóstwiali cesarza.

Że wojna światowa, przy swojem długoletniem i Wysokiem napięciu nerwów na froncie i poza frontem, spotęgowała zdolność przeczuwania, jest czemś zgoła naturalnem. Otrzymałem wiele listów dotyczących tych przeczuć, ale ponieważ nie miałem możności sprawdzenia ich treści, przeto nie korzystam z nich na tern miejscu.

Natomiast od pewnego przyjaciela, którego wiarogodność nie może ulegać wątpliwości, otrzymałem wycinek z gazety, zawierający list oficera z frontu, zasługujący na całokowite zaufanie. Treść tego listu jest zarazem klasycznym nrzykładem, jak dalece trudną jest ścisła klasyfikacya, gdy chodzi o intuicyę, przeczucie i widzenie na odległość.

Zakończenie tego listu jest takie:

“Droga prowadziła nas przez szereg wsi rosyjskich, a raczej nędznych ruin marnych wiosek. W jednej z takich wiosek mieliśmy trzy godziny odpoczynku. Otoczył nas wszelaki ludek ciekawy, a śród niego ujrzałem postać iście patryarchalną starca o jasnych mądrych oczach i długiej brodzie. Był on czysto odziany i jeśli nie był rabbim gminy żydówek. ej, to zasługiwał na to, aby nim był. Rozmawiał on z moimi żołnierzami, podczas gdy obok niego stała mała dziewczynka z podziwem spoglądająca na barwny ruch życia wojennego. Dałem jej kawałek czekolady, a potem jeszcze jeden. Ale mała nie jadła jej, lecz chowając ją do kieszonki fartuszka, powiedziała, że to będzie dla matki. Starzec zbliżył się ku mnie i objaśnił mnie, że jego córka a matka dziewczynki, jest chora i leży w łóżku. Wtedy dałem dziewczynce jeszcze całą tabliczkę czekolady, a żołnierze obdarzyli ją karmelkami i cukierkami miętowemi.

Starzec zaczął ze mną rozmowę. “Powiem panu coś, szanowny panie. Pan urodził się w niedzielę i za kilka miesięcy będzie pan miał dwadzieścia i dwa lata”. Było tak istotnie, ale nie okazując zdumienia podałem mu papierosa. Lecz on papierosa nie przyjął i mówił dalej: “Jest pan jedynem dzieckiem swoich rodziców. Ojciec pański to człowiek stary i od długiego czasu chory, ale matka pańska jest o wiele młodsza. I jeszcze jedno panu powiem: Niech pan się ma na baczności w dniu urodzin”. Powiedziawszy to, skłonił się i odszedł razem ze swoją wnuczką, udając się ku nędznym domostwom, śród których zniknął mi z oczu.

“Któż to taki? – zapytałem kogoś w pobliżu.
“To prorok z S… (wymieniono jakąś dziwaczną nazwę miejscowości), hartownik mojej kompanii podchwycił tę dziwaczną nazwę wsi i niebawem całe otoczenie śmiało się do rozpuku.

Ale niechże mi pan powie, panie profesorze, skąd ten człowiek, który mnie nigdy nie widział i nigdy widzieć nie będzie, wie o tem wszystkiem. Zna .pan moich rodziców i wie pan doskonale, że wszystko, co mi ów człowiek powiedział, zgadza się najzupełniej. Czyż to nie jest wprost fizycznem wdzieraniem się w cudzą wiedzę? A moje urodziny? Mam nadzieję, że będę je obchodził w październiku w dobrem zdrowiu, i że otrzymam także i od pana jaki miły prezent. Rodzice nie zapomną zapewne przysłać mi na ten dzień coś dobrego do wypicia, aby i kompania moja wiedziała, że jej dowódca ma dzień radosny.” Autor listu dodaje od siebie: “Ojciec autora tych słów odwiedził mnie niedawno i zakomunikował mi, że syn jego poległ we Francyi.

Dzień jego urodzin był zarazem dniem jego śmierci”.

źródło: “” NAPISAŁ GUSTAW STUTZER Z Niemieckiego przetłomaczył P. Laskowski, A. A. PARYSKI Toledo, Ohio.  USA 1926

]]>
Sound Alchemy https://tarot-marsylski.pl/sound-alchemy/ Thu, 14 Jul 2022 09:42:16 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7308 Czytaj dalej ]]>

SOUND ALCHEMY Documentary – Hermetic Sound Science – Egyptian Roots of Modern Sound Healing

]]>
Ideał Karma-Joga https://tarot-marsylski.pl/ideal-karma-joga/ Tue, 18 Jan 2022 08:27:21 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=6256 Czytaj dalej ]]> Największą idea w religji Wedanty zasadza się na tem, że możemy osiągnąć cel różnemi drogami. Drogi owe można podzielić na cztery kategorje:

  • droga pracy,
  • droga miłości,
  • droga poznania siebie!
  • i idroga poznania świata.

Ale nie wolno również zapominać, że podziały owe nie są dokładnie rozgraniczone i nie wykluczają jedna drugiej, zlewając się często między sobą. Podajemy im nazwę, porównując się z przeważającym w każdym z nich typem, co wcale nie znaczy, że nie można znaleść człowieka, nie zdolnego do czegoś innego, oprócz pracy, lub modlitwy, lub wiedzy. Na końcu swoim wszystkie drogi się schodzą, łącząc, się w jedną.

Wszystkie  religje i wszystkie metody służenia; i pracy prowadzą nas do jednego i tego samego celu.

Starałem się już określić ten cel. To – wolność, o ile ją rozumiemy. Wszystko, co widzimy wokoło siebię, dąży do wolności, od atomu do człowieka, od nieczułej, martwej cząstki materji do wyższej istoty na ziemi, do ludzkiej duszy.

Cały wszechświat zjawia się jako rezultat tej walki o wolność. W wszystkich sumach każda cząsteczka stara się kroczyć swoją drogą, oderwać się od innych cząsteczek; ale one ją utrzymują. Ziemia stara się odlecieć od słońca, a księżyc od ziemi. Wszystko w przyrodzie dąży do nieskończonego rozproszenia. Wszystko, co widzimy w wszechświecie, dąży do wolności; pod bodźcem tej dążności święty modli się, a złodziej kradnie.

Kiedy obraz działania wtenczas jest nieprawidłowy, nazywamy go złem; kiedy zaś jest wysoki i prawdziwy, nazywamy go dobrem. Ale impuls w tych wypadkach jest taki sam dążenie do wolności. Świętego przygniata świadomość swojej niewoli, i pragnie ud niej się uwolnić; dlatego modli się do Boga. Złodzieja przygniata myśl, że nie posiada pewnych rzeczy; dlatego kradnie. Wolność jest jedynym celem całej przyrody, tak wyczuwającej, jak i pozbawionej czucia; świadomie czy nieświadomie, wszystko dąży do tego celu. Wolność, której pragnie święty, różni się od tej, którą poszukuje rozbójnik; wrolność, umiłowana przez świętego, prowadzi go do nieskończonej rozkoszy, niewypowiedzianej błogości, podczas gdy ta wolność, do której podąża rozbójnik, kuje tylko mowę łańcuchy dla jego duszy.

Każda religja zawiera w sobie wyrażenie tej dążności do wolności. Stanowi osnowę moralności i obojętności, cechujących wyrzeczenie się wyobrażenia o tożsamości człowieka i jego marnego ciała. Kiedy człowiek czyni dobro, pomaga innym, podkreśla, że nie może zadowolić się ciasnem kołem „mnie i mojego”. Uwolnienie to od egoizmu nie ma granic.

Wszystkie wielkie etyczne systemy głoszą, absolutną obojętność, jako cel. Przypuśćmy, że tę absolutną obojętność człowiek osięgnął; co się z nim, wtenczas dzieje? Nie stanowa od tej chwili już oddzielnej marnej jednostki; rozszerzył się, rozpowszechnił się do nieskończoności; jego drobna osobowość, którą dotychczas władał, zniknęła na wieki. Stał się nieskończony; a osięgniecie tego (nieskończonego rozpowszechnienia przejawia się jako prawdziwy, cel wszystkich religij! i wszystkich  moralnych i filozoficznych systemów. Indywiduailista przestraszy się, zaznajomiwszy się z filozoficznym wykładem tej myśli.. Upierając się o konieczność moralności, on sam głosi tę samą ideę. Nie nakreśli granic dla obojętności człowieka.

Jak odróżnimy człowieka; który stał się zupełnie; doskonałym w indwidualnym systemie, od człowieka, który osięgnął doskonałość po innej linji rozwoju? W obu wypadkach zlał się w jedność ze wszechświatem, a to jest celem wszystkiego; tylko kiepski indywidualista „nie ma odwagi; udowodnić i uświadomić sobie do czego ostatecznie doszedł. Karma – joga osięga tę wolność przy pomocy bezinteresownej pracy, która stanowi cel ludzkiej natury. Na mocy tego, każdy egoistyczny postępek hamuje osiągniecie tego celu, a każdy bezinteresowny czyn przybliża nas do niego; dlatego do określenia moralności mogą posłużyć jedynie następujące słowa: – „To, co jest egoistyczne – niemoralne; to, co bezinteresowne – moralne!”

Ale, jeżeli zwrócimy się do szczegółów, sprawa nieprzedstawia się tak prosto. Otaczające warunki zmieniają się w szczegóły, jak wyżej wskazywałem. Jeden i ten sam postępek w pewnych warunkach jest bezinteresowny, w innych egoistyczny. Możemy dlatego podać tylko ogólne określenie i pozostawić szczegółom scharakteryzowanie się w każdym oddzielnym wypadku W związku z cechami czasu, miejsca i warunków. W jednym kraju pewne zachowanie się uchodzi za moralne, w drugim – za niemoralne, na mocy tego, że warunki są różne. Celem całej przyrody wolność, a wolność może być osiągnięta tylko za pośrednictwem pełnej bezinteresowności;  każda bezinteresowna myśl, każdy bezinteresowny postępek, każde bezinteresowne słowo przybliżają nas do celu i dlatego uważają się za moralne.

Określenie to przyjmuje każda religja, każdy etyczny system. Niektóre systemy myśli twierdzą, że moralność pochodzi od Wyższej Istoty – Boga. Na pytanie, dlaczego człowiek postępuje tak, a nie inaczej, odpowiedzą wam: „Tak rozkazał Bóg”. Ale i takie kodeksy etyki, jakieby nie było ich pochodzenie, posiadają jednak jajko centralną ideę samoofiarę i samowyrzeczenie się. Atoli pewne osoby, nie zważając na wielkość tej etycznej idei, obawiają się tej myśli, że muszą się wyrzec swojej marnej osobowości.

Przedstawmy człowiekowi, dbającemu o swoją drobną osobowość, abyl pomyślał nad tem, gdzie podziewa się osobowe „Ja“ człowieka zupełnie bezinteresownego, nie myślącego wcale o sobie, nie czyniącego niczego dla siebie, nie przemawiającego ani słowa za siebie. To „Ja“ jest mu znane, dopóki myśli, postępuje lub mówi za siebie.

Jeżeli zaś zna tylko innych ludzi, wszechświat – to co się stało z iego „Ja” ?  Zniknęło nazawsze. Następnie, Karma-joga przedstawia system etyki i religji, mający za cel osiągnięcie wolności za pośrednictwem bezinteresowności i dobrych uczynków. Karma – jog może nie wierzyć w żadną doktrynę. Może nie wierzyć nawet w Boga, może nie zastanawiać się, co to jest dusza, i nie myśleć o ja kichś metafizycznych zagadnieniach. Jego cel – urzeczywistnienie obojętności, i musi sam opracowywać drogi, prowadzące do tego celu. Każda minuta jego życia powinna się przekształcić w rzeczywistość, na mocy tego, że musi rozstrzygać jedną tylko pracę, bez pomocy doktryny łub teorji, ten sam problem, do którego Żnani stosuje swój rozum i intuicję a Bhakti swoją miłość.

Wypływa teraz następujące pytanie. Co to jest praca? Co to jest udzielenie pomocy światu? Możemy; wogóle pomóc światu? W absolutnem znaczeniu nie w znaczeniu! względnem  tak. Nie można stworzyć dla świata trwałego i wiecznego dobra; gdyby to było możliwem, świat przestałby być naszym obecnym światem. Możemy zaspokoić głód na, pewien czas, ale człowiek potem zechce znów jeść. Każde zaspokojenie potrzeby człowieka, posiada tylko chwilowe znaczenie. Nikt nie może radykalnie zmienić przemijającej gorączki radości i Cierpienia. Można więc mówić o wiecznern szczęściu dla świata ?

Nie można podnieść fali w oceanie, nie stworzywszy gdziekolwiek zagłębienia. Ogólna suma przyjemnych rzeczy w świecie była znana w swoim, stosunku do ludzkich potrzeb i  chciwości ludzi. Suma ta nie może być ani powiększona, ani pomniejszona. Weźmy historję ludzkiego rodu, odkąd ją znamy. Nie widzimy przecież tych samych cierpień i radości od najstarożytniejszych do naszych czasów? Czyż nie te same różnice społeczne? Tak samo są bogaci, inni nędzarze, jedni na wysokich stanowiskach, drudzy na niskich, jedni zdrowi, drudzy chorzy. Wszystko to działo się i u egipcjan, greków, rzymian, dzieje stę i u Współczesnych europejczykow i amerykanów. Widzimy również, że na równi z tem nieuniknionem następstwem szczęścia i goryczy, istniało zawsze: dążenie do wykorzenienia cierpienia. Każdy perjod w historii stwarzał tysiące ludzi, wytrwale pracujących nad ulżeniem niedoli swoich bliźnich. A czy osięgnęli pomyślny wynik? Możemy tylko bawić się, przerzucając piłkę z miejscy na miejsce. Usuwanny cierpienie z fizycznego planu, a ono przenosi się na mentalny. Przypomina to scenę z Dantejskiego Piekła, gdzie skąpi podnoszą w górę bryłę złota. Każdy raz, gdy ją potoczą trochę, znów opada w dół. Wszystkie nasze rozmowy o błogości są tylko dobre, jak powiastki dla uczniów, i nic więcej. Wszystkie narody, marzące o złotym wieku, myślą irównocześriie, że lepsza cząstka przypada także na ich los.

Oto jest niezwykłe bezinteresowne wyobrażenie o błogiem królestwie. Nie możemy pomnożyć szczęscia świata; nie możemy również i powiększyć jego cierpienia. Ogólna suma cierpień i radości na ziemi pozostanie zawsze niezmienną, przenosimy! ją tylko, z miejsca na miejsce, ale wskutek tego ani, się powiększa, ani pomniejsza. Przypływ i odpływ, wyż i spadek cechują samą przyrodę świata; myśleć inaczej jest również nielogicznem, jak wyobrażać sobie życie bez śmierci, jestto zupełny obskurantyzm dlatego, że sama idea życia przewiduje śmierć a sama idea radości przewiduje Cierpienie. Świecznik pali się bez przerwy, a na tem zasadza się życie, jeżeli chcecie zdobyć życie, powinniście za to życie umierać każdą minutę. Życie i śmierć przedstawiają tylko różne typy jednego i tego samego zjawiska, rozpatrywanego z różnych punktów widzenia; przedstawiają wzniesienie się i  upadek jednej i tej isamej falli  tworzą jedną całość, jeden człowiek patrzy na aspekt upadku i staje się pesymistą; drugi patrzy na aspekt wznoszenia się i staje się optymistą. Kiedy dziecko chodzi do szkoły, ojciec i matka* o niego się troszczą, wydaje mu się wszystko pięknem; potrzeby jego są proste; ono jest wielkim optymistą. Ale starzec, z jego różnorodnem doświadczeniem staje są spokojniejszym i zapał jego bez wątpienia ostyga. Tak, stare narodowości, wykazujące oznaki zwyrodnienia, są mniej optymistyczne, aniżeli mtode narody. – jedno hinduskie przysłowie powiada: „Tysiąc lat – miasto, tysiąc lat – las”. Przekształcenie to miasta w las – i odwrotnie odbywa się wszędzie, czyniąc ludzi pesymistami lub optymistami, stosownie do tej strony zjawiska, która jest do niego zwrócona.

Rozpatrzymy teraz pytanie o równości. Wyobrażenie o złotym wieku dawało silną pobudkę do pracy. Wiele religij naucza, że Bóg przyjdzie kierować światem, i zniszczy różnice między ludźmi. Ludzie, głoszący tę doktrynę – fanatycy, a fanatycy – najżarliwsi ludzie wśród człowieczeństwa. Wiara chrześcijaństwa opierała się na przyciąganiu tym fanatyzmem, i to właśnie sprawiło, co tak nęciło greków i rzymian. Powiadali,  że z nastaniem złotego wieku nią będzie więcej niewoli i będzie dostatek i dlatego starożytne narody zdążały do chrześcijańskiego ideału. Pierwsi ludzie, rozpowszechniający tę jdeę byli, oczywiście, ciemni, ale bardzo żarliwymi fanatykami.

W naszej erze ideał ten wylał się w formie dążności do wolności, równości, i braterstwa.  I to jest także fanatyzm. Prawdziwej równości nigdy nie była i nigdy nie będzie na ziemi, jakże możemy być równi? Równość taka przewiduje pełną śmierć. Cóż właściwie świat czyni, że jest takim? Stracona Równowaga. ,W pierwotnym stanie, zwanym chaosem, króluje zupełna równowąga. Wszystkie twórcze siły wszechświata powstają drogą walki, współzawodnictwa, zderzenia. Gdyby wszystkie cząsteczki materji, pozostawały się w równowadze, czy mógłby się odbywać proces, twórczy ? Nauka nam mówi, że to jest niemożliwern. Jeżeli naruszy się równowagę powierzchni wody, każda cząsteczka jej będzie dążyła do spokoju, uderzając się jedna o drugą; tak samo zjawisko n a zwane wszechświatem  w nim całe zawarte – dąży do stanu zupełnej równowagi. Nierówność spoczywa w osnowie twórczości.

Siły zarówno,- zdążające do ustanowienia – równości, manifestują, się tak samo jako konieczne czynniki twórczości, jak i te, które ją naruszają. Absolutna równość, oznaczająca zupełną równowagę wszyjstkich ścierających się sił na wszystkich planach, nich może nigdy powstać w naszym świecie. Do osięgnięcia dego stanu daleko, świat stanie się niezdatnym dla wszelkiego życia i opustoszeje.

Marzenia dlatego o złotym wieku i o absolutnej równości są nieziszczalne, ale jeżeli staralibyśmy się ich urzeczywistnić, doprowadziłyby nas do niechybnej zguby. Na czem polega różnica między człowiekiem i człowiekiem?

Punkt ciężkości w umyśle. W obecnej chwili nikt oprócz głupca nit powie, że wszyscy urodziliśmy się z jednakowemi izdolnościami umysłowemi. Przychodzimy na świat z nierównymi darami; jedni z nas znakomici, drudzy – miernoty! i nie można uniknąć tego stanu, oznaczonego przed narodzeniem.

Amerykańscy indjanie zaludniali Amerykę w okresie tysięcy i tysięcy lat, kiedy garść europejczyków przybyła doi ich kraju, jaką zmianę wywołali w jej zewnętrznym wyglądzie? Dlaczego indjanie nie wprowadzali ulepszeń, nie budowali miast, jeżeli wszyscy są równi? Wspólnie z europejskiemi do kraju przeniknęły i nowe siły umysłowe, przynosząc z sobą cały szereg ważeń, tutaj się przejawiających. Pełny brak różnicy równa się śmierci. Dopóki świat stoi, będfe powstawały różnice i zupełna równość tylko wtedy nastąpi, kiedy skończy się cykl twórczości. Do tej minuty równości być nie może. Jednakże, idea osiągnięcia złotego wieku przejawia się jako; pobudzająca wielka siła. Podobnie do tego, jak nierówność jest konieczna dla samej twórczości, tak konieczną  Walka! o wolność i powrót do Boga. Gdyby nie było walki, nie byłoby i twórczości.

Różnica miedzy temi dwoma siłami warunkuje ruch ludzkości. Motywy owe działają bez przerwy, podczas gdy jedni dążą do tej  niewoli, drudzy do wolności. Spojenie tych kół w świecie – to straszny mechanizm; jeżeli włożymy tam rękę, pociągnie nas odrazu, i będziemy się obracać wspólnie z niem. Wszyscy myślimy, że, spełniwszy należny obowiązek, uspokoimy się; ale nie zdążyliśmy wykonać i części tego obowiązku, a już oczekuje nas drugi.

Wszystkich nas ciągnie ta potężna, złożona, światowa maszyna. Dwie drogi tylko mogą nas z niej wyprowadzić: jedna z nich  wyrzec się wszelkiego związku z maszyną! wyrzec się jej i stać na uboczu, wyrzekłszy się pragnień. Powiedzieć to łatwo, ale zrobić bardzo trudno. Może jeden człowiek z dwudziestu miljonów zdobędzie się na ten czym! Druga droga – pogrążyć się w świa[fc i poznać tajemnicę; to droga Karma – jogi.

Nie uciekajcie od kół światowej maszyny, ale stańcie w serce Jej i poznajcie tajemnicę pracy. Droga zewnętrzna prowadzi prziez samą maszynę. Wiemy teraz; co to jest praca. Jest to jedna z osnowych części przyrody, i jest ciągła. Wierzący w Boga lepiej to pojmują, wiedząc, że Bóg nie jest tak dalece niezdolną istotą, ażeby potrzebował naszej pomocy. Chociażby wszechświat żył wiecznie, nasz cel – wolność; nasz cel bezinteresowność i zgodnie z Karma – jogą, cel ten można osięgnąć pracą. Wszystkie myśli o zagospodarowaniu się pełnego szczęścia na ziemi  są cudowne, jako pobudzające motywy dla fanatyków; fale  powinniśmy zrozumieć, że fanatyzm przynosi tyle korzyści, ile i szkody. Karma – jog rozumie dlaczego są potrzebne inne pobudki do pracy, oprócz wrodzonej miłości do wolności. Wznieście się ponad szare życiowe motywy. „Macie prawo na pracę, a nie na jej owoce”. Człowiek może wykształcić siebie w pojmowaniu i urzeczywistnieniu tej idei, powiada Karma – jog. Kiedy myśl o dobrem stanie się częścią jego natury, nie będzie szukał zewnętrznych pobudek do dobra.

Czynić będziemy dobro, ponieważ dobrze jest czynić dobro. „Kto spełnia dobre czyny, chociażby dla tego, aby dostać się do nieba, przykuwa siebie”, mówi Karmą – joga,

Każdia praca wykonana z najmniejszym egoistycznym motywem zamiast tego, aby nas uwolnić, kuje dla nas nowy łańcuch. A więc, jedyna droga na tem się opiera, ażeby wyrzec się owoców pracy. Wiedzcie, że świat – nie my, a my – nie świat, że my – nie ciało; że my, istocie, nie pracujemy. My – nasze wyższe „Ja” – wiecznie przebywa w świecie w spokoju. Dlaczego mamy się przywiązywać do czegokolwiek?

Każdy bezinteresowny czyn, przez nas spełniony, zamiast tego, aby kuć, nowy łańcuch, rozerwie jedno ogniwo w kajanach, które już istnieją. Każda dobra myśl, wysyłana przez nas w świat bez myśli o nagrodzie, rozerwie jedno ogniwo łańcucha i będzie nas coraz więcej,  Więcej oczyszczać. Jednakże, wszystko to może okazać się zbyt porywająco filozoficznem, zbyt teoretycznem, i posiadającem mało. praktycznego znaczenia. Czytałem nie mało wyrażeń przeciw Bhagawad-Gita, a wielu z podnoszących głos twierdzili, że bez (bodźców (podniet) nie można pracować. Aiyjrowie ci, widocznie, nie widzieli bezinteresownej pracy, dokonanej nie pod wpływem fanatyzmu.

Pozwólcie na zakończenie powiedzieć, kilka słów o jednym człowieku, który w stanie doskonałości urzeczywistnił  naukę o Karma – jodze. Człowiek ten – Budda. Wszyscy prorocy w świecie, z wyjątkiem Buddy, byli pobudzeni do bezinteresownej pracy dzięki zewnętrznym motywom. Prorocy światowi, z wyjątkiem jednego, Buddy, dzielą się na dwie kategorie: jedni z nich twierdzą, że oni – wcielenie Boga na ziemi; drudzy uważają siebie tylko za posłanników jego; i obie kategorje zapożyczają podnietę do pracy zewnątrz, oczekują nagrody z zewnątrz. Ale z wszystkich proroków jeden tylko Budda rzekł: ja nie chcę znać wszystkich waszych teoryj o Bogu. Jakaż korzyść w posądzaniu subtelnych doktryn o duszy?, Bądźcie dobrzy i czyńcie dobro. Zaprowadzi was to  do wolności i do Prawdy, jakaby ona nie byta.“ W życiu swojem nie miał absolutnie żadnych osobistych motywów; a któż pracował więcej od niego? Wskażcie człowieka w historji, któryby się wzniósł wyżej od niego. Cały ród ludzki stworzył tylko jeden taki charakter, jedną taką wysoką filozofję, jedno takie wszechogarniające współczucie.

Wielki ten filozof, głoszący najwyższą filozofję, żywił, jednakże, głębokie współczucie dla najmniejszych stworzeń i nigdy niczego nie potrzebował dla siebie. On był jdealny Karma-jog, działający zupełnie bez osobistych motywów, a histoja człowieczeństwa poświadcza, że on był największymi z urodzonych ludzi, że on przedstawiał sobą bez wszelkiego porównania największe skojarzenie umysłu i serca, największą duchową siłę, która kiedykolwiek pojawiła isię była na ziemi,  On pierwszy wielki przeobraziciel w świecie. On pierwszy odważył się powiedzieć: „Wierzcie nie dla tego, że istnieją takis lub inne starożytne rękopisy i nie dla tego, że to wasza narodowa wiara, które! was uczyli od dzieciństwa.”

Osadźcie wasza wiarę, zanalizujcie ją i jeżeli znajdziecie, że może przynosić dobro ludziom, wprowadzajcie ją w życie sami i pomagajcie innym żyć z nią zgodnie.**

Najlepiej pracuje ten, kto pracuje bez wszelkiego osobistego motywu, nie dla pieniędzy, nie dla sławy, nie dla czegośkolwiek innego.

A, kiedy człowiek może tak pracować, bez Wszelkiej żądzy, staje się Buddą, a z niego powstaje taka siła pracy, która może zmienić cały świat. Człowiek taki przedstawia sobą wyższy ideał Karma- jogi.

źródło: Swami Wiwekananda, Karma-Joga, Filozofja Pracy i Obowiązku
opracował według oryginału hinduskiego
Karol Chobot, Katowice – Polska 1923

]]>
Magia przyczynowości https://tarot-marsylski.pl/magia-przyczynowosci/ Sat, 17 Jul 2021 07:35:15 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=5971 Czytaj dalej ]]> Bezpośrednia praca z nićmi przyczynowości, które przenikają i podtrzymują wszechświat, jest bardzo wysoką formą magii nazywaną „magią przyczynowości”. Jedynie Indywidualność, która jest zaawansowana na ścieżce kształtowania samej siebie i która naprawdę przyswoiła lekcje Geburah, uzyskuje dostęp do tej wysokiej magii. Innymi słowy, osoba jest prowadzona do tej wysokiej zdolności jedynie poprzez udane przejście przez lekcje Geburah – nie ma tam innego wejścia, gdyż nie ma takiej rzeczy jak skrót do wysokiej magii!

źródło: „PROJEKT MEDYTACYJNY OŚMIU ŚWIĄTYŃ”,

]]>
Grupy Medytacji Transmisyjnej https://tarot-marsylski.pl/grupy-medytacji-transmisyjnej/ Thu, 24 Sep 2020 09:25:56 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=5287 Czytaj dalej ]]> Utworzenie grupy

Aby zorganizować grupę transmisyjną potrzebny jest jedynie zamiar i pragnienie służby. Grupa może rozpocząć działanie z jakąkolwiek liczbą osób. Nawet trzy osoby medytujące w trójkątnej formacji, mogącą bardzo efektywnie transmitować energie. Możesz zacząć, zapraszając po prostu kilku swoich znajomych o podobnych zainteresowaniach, żeby regularnie się z tobą spotykali. Możesz ich wtedy zachęcać aby zapraszali z kolei innych swoich znajomych.

Regularność jest bardzo ważna. Grupa powinna wybrać konkretny dzień (dni) oraz godzinę i trzymać się tego. W ten sposób Hierarchia wie, że można liczyć na to, że grupa będzie do dyspozycji w ustalonym czasie i że grupowa energia może być włączona w ogólną pracę. Kiedy zostaje ustalony porządek, medytacja staje się wyjątkowym i ważnym punktem skupienia w życiu każdego uczestnika. Niektóre grupy poprzedzają medytację nauką lub dyskusją o Naukach Odwiecznej Mądrości, wielkim zbiorem wiedzy stanowiącym podstawę wszelkich religijnych i filozoficznych idei. może to pomóc w zbudowaniu świadomości grupowej szczególnie wtedy, kiedy regularnie przybywają nowi uczestnicy. Inne grupy wolą ograniczyć swoją działalność do samej medytacji transmisyjnej. Obie te metody są równie skuteczne.

Medytacja Transmisyjna jest najprostszą metodą służenia ludzkości i pomocy w przekształcaniu naszego świata.

Energia: czynnik przekształcający

(Cytowane z książki Benjamina Creme’a : Transmission: A Meditation for the New Age, SS 7-10)

Każde królestwo w Naturze rozwija się w odpowiedzi na pokarm energii, który otrzymuje od królestwa usytuowanego bezpośrednio powyżej. Każde królestwo wyrasta z królestwa znajdującego się poniżej. Królestwo roślin wyrosło z królestwa minerałów. Z królestwa roślin wyrosło królestwo zwierząt, że zwierzęcego królestwo ludzkie. Z ludzkiego królestwa wyrosło i nadal wyrasta duchowe królestwo, królestwo dusz, czyli w chrześcijańskiej terminologii, królestwo Boga. Duchowe królestwo jest czymś, co zawsze istniało poza kulisami naszego życia, nieznane dla większości z nas. Składa się ono z Mistrzów Mądrości i wtajemniczonych grup ludzi którzy wyprzedzili nas w rozwoju, a w przypadku Mistrzów, doszli do końca ewolucyjnego doświadczenia na tej planecie. Mistrzowie są tutaj aby służyć planowi ewolucji ludzkiej i pod ludzkich królestw. Oni są strażnikami wszystkich energii spływających na naszą planetę. Silne kosmiczne energie pochodzące ze wszystkich zakątków przestrzeni uderzają w Ziemię, a my nie wiemy o nich nic i nic nie możemy z nimi zrobić. Mistrzowie pracują naukowo z tymi energiami równoważąc je i wysyłając je na świat, aby pomóc rozwojowi ludzkości. Ludzkość rozwija się poprzez poprawne wchłanianie duchowych energii. Wszystkie zmiany, zarówno w skali osobistej jak i światowej, są wynikiem naszych reakcji na te wielkie siły duchowe, W większości nie widzimy tych energii, ale pomimo to one istnieją i pracują przez nas. Reagujemy na te energie zmieniając i tworząc nowe struktury, podejmując osobiste, społeczne i międzynarodowe decyzje.

Istnieje wiele rodzajów energii posiadających wiele różnych cech, mających różne nazwy. Jedna nazywa się Wolą, inna Miłością, która jest spoistą, magnetyczną siłą wiążącą atomy materii w całość, i która wiąże razem jednostki ludzkie. Celem naszej ewolucji jest zostać związanym razem energią miłości i okazaniem jej w swoim życiu tak samo wyraźnie i poprawnie, jak dzisiaj okazujemy energię, którą nazywamy Wiedzą. Obietnicą tej nadchodzącej ery Wodnika jest to, że po raz pierwszy w zapisanej historii ludzkości, ludzkość stanie się jednością, demonstrując Miłość, której wyrażeniem jest jedność. Nie ma czegoś takiego jak oddzielna dusza. My jesteśmy zindywidualizowanymi częściami jednej wielkiej nadduszy, która jest doskonała i która jest odzwierciedleniem tego, co my nazywamy Bogiem, tej rzeczywistości w której żyjemy, poruszamy się i istniejemy i która jest Logosem planety Ziemi.

Medytacja i służba

RO: Czy jest coś co możemy robić indywidualnie żeby pomóc nam szybciej przejść przez ewolucje?

BC: Ewolucja jest przyspieszana przez medytacje i służbę. To są jedyne dwie dźwignie ewolucyjnego procesu. Nic nie posuwa człowieka szybciej naprzód niż prawidłowa, naukowa medytacja i silna, altruistyczna służba światu.

Dusza wciela się w pierwszym rzędzie po to żeby służyć Planu ewolucji. Zdaje sobie sprawę z Planu Logosa planety Ziemi i stara się w każdy sposób wykonywać ten Plan. Głównym aspektem tego Planu jest uduchowianie materii, co dusza czyni inkarnując się. Dusza jest doskonała na swojej własnej płaszczyźnie, ale wcielając się musi przejść przez wszystkie ograniczenia naszych nędznych żywotów: egoizmu i chytrość powykrzywianych myśli które wysyłamy wokół nas i które tworzą Bośnie i Rwandy, i te okropne wydarzenia w Afryce – miliony głodujących w obfitym świecie.

RO: Jakie jest działanie medytacji, które popycha człowieka naprzód?

BC: Koordynuje ciała i doprowadza człowieka w kontakt z dusza. Medytacja jest sposobem, mniej lub bardziej naukowym, w zależności od metody, do wprowadzenia człowieka w kontakt z własna duszą; i w końcu do całkowitej jedności z duszą. Podana jest w tym celu. Kiedy to jest ustanowione, używa się medytację jako sposób wejścia wyżej i głębiej w naturę duszy, ponieważ tak naprawdę dusza jest potrójna. Jest odzwierciedleniem iskry Boga, która ma trzy aspekty: atma, buddhi i manas. Manas skupia aspekt inteligencji; buddhi skupia aspekt miłości-mądrości; atma skupia aspekt woli. Poprzez medytacje i służbę, stopniowo kontaktuje się i poznaje inteligencję, miłość-mądrość, i na końcu wolę Boską, które zostaja częścia natury ucznia.

RO: Jaka jest różnica pomiędzy medytacją a modlitwą?

BC: Modlitwa często jest w dużym stopniu uczciwą prośbą o pomoc, ale w swojej najwyższej formie stanowi łączność serca z Bogiem. Medytacja jest mniej lub bardziej naukową metodą kontaktowania się z duszą i osiągniecia połączenia z dusza. Uczucia nie wchodzą w grę. Modlitwa przemieni się w końcu i stanie się inwokacją. Będziemy widzieć Boga jako świadomość, demonstrująca się jako energia którą możemy inwokować. Ta idea będzie centralną w nowej religii świata, która, jak powiedział Mistrz Mądrości Djwhal Khul, stopniowo rozwinie się. Ludzie odsuną się od całkowicie uczuciowych wezwań, podejmując się naukowej inwokacji tego co my wiemy jest Bogiem: energie i duchowa natura Boga, która będzie wtedy demonstrowana na świecie.

RO: Pan sam wprowadził na świat coś co się nazywa Medytacją Transmisyjną, którą pan określił jako połączeniem medytacji i służby. W jaki sposób?

BC: Mój Mistrz wprowadził Medytację Transmisyjną w marcu 1974 roku, kiedy powstała pierwsza grupa w Londynie a teraz istnieją setki grup na całym świecie. Jest ona przeznaczona po to żeby dać współczesnym, zajętym, aktywnym uczniom zarówno pole służby jak i medytacji, które jest bardzo silne w swoim oddziaływaniu na świat.

RO: Jak ona działa?

BC: Mistrzowie Mądrości są strażnikami wszystkich energii które przenikają świat. Wiele z tych energii jest kosmicznych, i gdyby zostały wysłane bezpośrednio na świat, byłyby za wysokie i odbiłyby się po prostu od rzesz ludzi. Wiec zostały założone grupy Medytacji Transmisyjnej przez które energie te mogą być obniżone. Energie są przesyłane przez czakramy, czyli ośrodki siłowe, w kręgosłupach indywidualnych osób w grupach. W ten sposób energia zostaje automatycznie transformowana do poziomu, przy którym może być z łatwością wchłaniana przez ludzkość. To są wielkie przekształcające energie, które zmieniają świat kiedy ludzkość na nie reaguje.

Praca ta jest wykonywana w taki sposób żeby dać uczniom silne i efektywne pole służby, wymagając bardzo mało czasu i energii; i w tym samym czasie pobudzając ewolucję tych uczniów. Niemożliwe jest mieć takie potężne kosmiczne i słoneczne energie naukowo transmitowane przez swoje czakramy bez ich ożywienia. Więc wstępując do grupy Medytacji Transmisyjnej, wstępuje się w rodzaj cieplarni, forsującego procesu, który przyspiesza ewolucje zaangażowanych osób.

powrót do =>  Medytacja Transmisyjna


źródło: źródło: Medytacja Transmisyjna


Benjamin Creme, urodzony dn. 5 grudnia 1922 roku w Glasgow w Szkocji, brytyjski artysta, pisarz, mistyk i ezoteryk, jest jednym z głównych źródeł informacji o ponownym przyjściu Nauczyciela Świata Maitreji-Chrystusa. Benjamin Creme jest artystą malarzem i mieszka ze swoją rodziną w Londynie. Już w młodości Creme studiował filozofię ezoteryczną, pod kierunkiem Alice A. Bailey i Arcane School, oraz Mistrza Djhwal Khul a także teozoficzne przekazy Mistrzów Mądrości według dzieła Heleny Bławackiej.

W latach 1957-1959 był członkiem religijno-ufologicznej organizacji The Aetherius Society, gdzie uzyskał dalsze podstawy dla duchowego rozwoju. Przez lata uczył się „odbierania przekazów” od lidera tej organizacji którym był Dr George King (1919 – 1997). The Aetherius Society zostało założone w Londynie w 1955 roku, a Benjamin Creme po dwóch latach został wiceprezydentem tej teozoficzno-ezoterycznej organizacji. Po okresie wiceprezydentury oddala się od organizacji w związku z rozdźwiękami na temat kto lepiej odbiera przekazy od istoty o imieniu Aetherius uważanej za rodzaj „Kosmicznego Mistrza”. Niektórzy badacze uważają, że działalność obu panów ciągle jest głęboko powiązana z Arcane School, a sama Fundacja Benjamina Creme’a jest częścią szerszego programu aktywności stowarzyszonych z Aetherius Society.

W 1959 roku otrzymał pierwsze telepatyczne przesłanie od swego Mistrza, członka Hierarchii Mistrzów Wielkiego Białego Braterstwa. Wydarzenie to całkowicie go zaskoczyło. Wkrótce potem został poinformowany że w ciągu najbliższych dwudziestu lat Maitreja powróci na Ziemie i że on (Creme) będzie miał możliwość odegrania czynnej roli w Jego powrocie, jeśli się na to zgodzi. W latach 1959- 1983 na wyspie Cejlon czyli na Sri Lance za inkarnację Maitreji dla tysięcy ludzi uchodził młody tamilski Swami Prem Kumar, który przyjął duchowe imię Swami Premananda.

W 1972 roku zaczął się dla Benjamina Creme’a okres trudnego i intensywnego szkolenia pod kierunkiem jego Mistrza. W rezultacie Benjamin Creme uzyskał zdolność stałego i bezpośredniego kontaktu telepatycznego z swoim mistrzem, co jest podstawą duchowego rozwoju, szczególnie jogi i jogicznej transmisji światła. Dzięki temu ma dostęp do najnowszych informacji o dalszym rozwoju procesu pojawiania się Mistrza Maitreya – Nauczyciele Ludzkości i daje mu zarazem całkowitą pewność, niezbędną do przekazywania tej wiedzy sceptycznemu światu ludzkości.

W 1974 roku w Londynie powstała pierwsza prowadzona przez Benjamina Creme’a grupa Medytacji Transmisyjnej wzorowana na Medytacji Trójkątów nauczanej wcześniej przez Mistrza Tybetańczyka, Djhwal Khul Khan z Doliny Khulu oraz teozofkę Alicję A. Bailey i innych mistrzów tradycyjnej radża i laja jogi z Himalajów. Medytacje w Londynie prowadzone są ze wspomaganiem czworościennej piramidy harmonizującej energie duchowe i czyniące je łatwiej przyswajalnymi dla ludzkości.

Po raz pierwszy publicznie o swojej misji zaczął nauczać dnia 30 maja 1975 roku w Londynie w the Friends Meeting House przy ulicy Euston Road. Od roku 1975 Benjamin Creme jest zapraszany na odczyty w całej Europie.

W 1980 roku po raz pierwszy wyjechał do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Dzisiaj jeździ z odczytami po Zachodniej i Wschodniej Europie, Japonii, Australii, Nowej Zelandii, Kanadzie, Meksyku i po USA. W samych tylko Stanach Zjednoczonych Ameryki udzielił setki wywiadów w radiu i telewizji, gdzie jest bardzo popularnym mówcą ezoterycznym.

Więcej o  Benjamin Creme znajdą Państwo na stronie: http://himalaya-wiki.org/index.php?title=Benjamin_Creme

źródło: http://himalaya-wiki.org/index.php?title=Benjamin_Creme

]]>