Krytyka dowodów telepatii

§ 1. Musimy się teraz zająć wypadkami, w których działacz nie żywił żadnej chęci oddziałania na podmiotą, wypadkami, w których wrażenie, wywarte na pacyenta, nie było wcałe przedmiotem usiłowań działacza, świadectwa, jakie tu zużytkować należy, odznaczają się już charakterem innym. Musimy wesprzeć się na opowiadaniach osób, które, w chwili wypadków, nie wiedziały zgoła, iż wydarzeniami owemi można było posłużyć się w celu udowodnienia telepatyi, nie wiedziały nawet, że można wogóle zrobić z nich użytek jakikolwiek. Ja i moi towarzysze nie robiliśmy sami spostrzeżeń, którebyśmy mogli porównać ze spostrzeżeniami świadków; fakty znauemi są nam tylko za ich pośrednictwem; nasza metoda poszukiwań jest więc metodą historyczną, trudniejszą w zastosowaniu i bardziej podległą błędom, aniżeli metoda doświadczalna.

Potrzeba już tutaj wystrzegać się, nie tylko możliwości świadomego albo bezwiednego udzielenia wskazówek pacyentowi, ale nadto potrzeba wystrzegać się mnóstwa niebezpieczeństw innych, których nie możemy prawie przewidzieć. To też, uznaliśmy za rzecz niezbędną, poświęcić cały rozdział wykładowi przepisów krytycznych, jakich przestrzegaliśmy tutaj.

§ 2. Oto naprzód zarzut najpowszechniejszy: Wszelkie wierzenia, nawet najbardziej błędne, mogły były w swoim czasie wspierać się na znacznej masie świadectw, z których większość bywała niewątpliwie szczerą. Formy przesądów zmieniają się wraz z wierzeniami religijnemi, oraz oświeceniem danej epoki. W każdym okresie istnieje pewna granica, której przekroczyć niepodobna, jeśli się chce uchodzić za człowieka rozsądnego i wykształconego: niepodobna byłoby zgromadzić dzisiaj, jako tako godnych uwagi świadectw na korzyść tego, że stare kobiety przeobrażają się czasem w zające i koty; ale istnieje cała masa pokrewnych tamtym wyobrażeń i wierzeń, które jesteśmy upoważnieni odrzucić, któremi nauka pogardzać może, a które jednak można podzielać, nie uchodząc jeszcze przez to za niemądrego, albo za nieuka. Jakkolwiek postępy wiedzy ograniczyły pole przesądu, to jednak nie znamy jeszcze wszystkich błędów, jakie w umysłach dobrej wiary wytwarzają złe spostrzeżenia, tłómaczenia niedokładne, albo mimowolna skłonność do powiększania wydarzeń. Pomimo siły tego zarzutu, w jego postaci ogólnej, sądzę, iż można byłoby wykazać, że nie dotyka on poważnie świadectw, na jakich wspiera się udowodnienie telepaty! samorzutnej.

Wykaże się to najlepiej przy porównaniu wypadku, wybranego tu przez nas, oraz tego, jaki w czasach nowszych jest najbardziej uderzającym przykładem fałszywego mniemania, wspartego na rozległym całokształcie świadectw – wypadku czarnoksięstwa.

Należy rozpocząć od wyłączenia wszystkich świadectw, wymożonych na czarownicach przez męczarnie, postrach albo fałszywe obietnice. Jeśli się usunie fakty – których istnieniu niepodobna byłoby zaprzeczać dzisiaj, lecz z których nie można nic wywnioskować, np. fakt posiadania oswojonej żaby (a takie właśnie fakty często spowodowywały wyrok potępiający), to spostrzeżemy, że świadectwa, na jakich wspierają się domniemane fakty, pochodziły wyłącznie od ludzi bez wykształcenia, oraz, że jeśli bardziej wykształceni ludzie uznawali łatwo owe świadectwa, wypływało to z owoczesnej niewiadomości w przedmiocie halucynacyj, histeryi i hypnotyzmu. Miewano tedy wówczas do wyboru: należało bądź uznać, że fakty przytrafiały się tak, jak opowiadano, bądź też że świadkowie składali zeznania fałszywe.

Ostatnie to przypuszczenie mogło łatwo stosować się do takiego albo innego poszczególnego wypadku, ale pewnem też jest chyba, że nie mogły one tłómaczyć całozbioru zjawisk. Jeśli się usuwało przypuszczenie oszustwa, wówczas pozostawała do wyboru tylko jedna wiara, iż fakty były istotnemi. Jak powiedzieli bowiem Glanvil oraz inni pisarze tej samej epoki, gdy ryczałtowo odrzucimy fakty tamte, tedy potrzeba będzie odrzucić wszystkie inne, wspierające się na świadectwie ludzkiem. Na szczęście mamy dzisiaj środek wyminięcia owej trudności. Wiemy, iż halucynacye mogą być tak podobnemi do postrzeżeń istotnych, że pacyent nie bywa w stanie odróżnić ich od rzeczywistości.

Znanemi są nam dziś również poddawania, jakie można robić w stanie hypnotycznym; znamy również owe wielkie napady histero-epilepsyi, mogące rozwinąć się pod wpływem samego nawet strachu. Co do osób, utrzymujących, iż widziały, jak czarownice harcują w powietrzu, albo jak ludzie zmieniają się w zwierzęta i t. p., to zauważę naprzód, że, przewertowawszy całe piśmiennictwo przedmiotu, można znaleźć zaledwie jakieś półtuzina świadectw tego rodzaju, pochodzących z pierwszej ręki. Należy pamiętać nadto, że wszystkie mało wykształcone umysły mają skłonność do przeobrażania wewnętrznych swych obrazów na fakty przedmiotowe: łatwo wierzy się, że się widziało to, co się sobie uroiło. Dodajmy, iż osoby, utrzymujące, że widziały owe fakty, z góry wierzyły w ich istnienie rzeczywiste.

§ 3. Całkiem inaczej ma się rzecz z telepatyą. Posiadamy bardzo znaczną liczbę świadectw z pierwszej ręki, pochodzących od osób inteligentnych i wykształconych, których rozsądek nigdy nie był podawanym w wątpliwość. W większości wypadków nie były one wcale skłonnemi uznawać z góry rzeczywistości owych faktów. W wielu z nich to, co opowiadały, nie zdawało się budzić szczególnego zajęcia; niektóre zaś, jakkolwiek nie mogły zaprzeczyć faktom, jakich były świadkami, żywią względem tej kategoryi zjawisk jaknajzupełniejszy sceptycyzm. Same fakty nie są związane z żadnem wierzeniem poszczególnem. Zachodzi tutaj uderzające przeciwieństwo pomiędzy telepatyą, oraz ukazywaniem się zmarłych. Wiara w pozagrobowe istnienie zmarłych, jak również w ukazywanie się tychże krewnym i przyjaciołom, jest mniemaniem bardzo upowszechnionem i pospolitem. Ale nie można powiedzieć tego o ukazywaniu się osób konających. W dziełach historycznych i podróżniczych znąjdziemy niewątpliwie odnośne przykłady; jakkolwiek jednakże są one licznemi, nieraz przedstawiają się nam jako wypadki odosobnione, zaś nawet ci, którzy o nich opowiadają – mówią jako o dziwach, przytrafiających się rzadko. Nie posługują się też oni temi wypadkami, jako świadectwem, mającem popierać jakieś wierzenie ogólne. Myśl ta jest nawet tak dalece nową, że najczęściej widziadła owe uważanemi były przez tych, którzy je spostrzegali, jako objawianie się zmarłych. To, co tu mówimy, stosuje się w stopniu jeszcze większym do halucynacyj prawdomównych, zbiegających się już nie ze zgonem działacza, lecz z jakąś poważną okolicznością jego życia. Osoby, chętnie uznające podobne fakty, jako zgodne z ich ogólnym sposobem myślenia, mało się niemi zajmują, gdyż, podług ich mniemania, niema w tern nic tak bardzo godnego uwagi; to też ludzie ci wcale nie bywają skłonnymi do uznawania rzeczywistości ich a priori, ci zaś, którzy przeciwnie rozumieją całą ich doniosłość, usuwają je zazwyczaj jako zagadki, trudne do rozstrzygnięcia, jako wydarzenia, które niewiadomo gdzie należy umieścić pośród zjawisk przyrody.

§ 4. Jakkolwiek wszakże telepatya nie jest pospolitym przesądem i chociaż zgromadzone przez nas świadectwa pochodzą od ludzi uczciwych i wykształconych, to jednak okoliczność ta nie zabezpiecza nas przed wszelkiemi źródłami błędu. Najpierwszą kategoryę omyłek, jaką zaznaczyć  tu musimy, stanowią błędy obserwacyi. Można wziąć jednę osobę za inną. Można np. wziąć kogoś obcego za przyjaciela, a w ten sposób zdarzy się, że jeśli w tej samej chwili przyjaciel umierał, ktoś utrzymywać będzie, iż go widział przed jego zgonem. Zauważyliśmy parę wypadków tego rodzaju, są one jednak rzadkie. Najczęściej fakty, o jakich tu mowa, są prawdziwemi halucynacyami, są faktami wewnętrznemi,  co do których, tem samem, nie może być mowy o błędach obserwacyi. Błędy rozumowania nie mają w tej sprawie wielkiej doniosłości. Czy dany osobnik, mając widzenie przyjaciela,  weźmie je za samegoż przyjaciela, czy za jego ducha – nie wiele to nas obchodzi. Najważniejszem jest dla nas to, że widział on swego przyjaciela.

§ 5. Najbardziej jednak rachować się należy z błędami opowiadania i pamięci. Jedną z pobudek, mogących skłonić człowieka rzetelnego i wykształconego do przedstawienia faktów inaczej, aniżeli się one przytrafiły istotnie, może być żądza zbudowania słuchaczy. Szczególnie wtedy należy mieć się na baczności, przeciwko takiej przyczynie błędów, kiedy mamy przed sobą opowiadanie, wiążące się mniej lub więcej ściśle z wiarą jakiejś danej sekty. Widzieliśmy jednak, że telepatya nie jest związana z żadną wiarą religijną w szczególności; to też ktokolwiek zbada nieco staranniej zebrane przez nas opowieści, będzie zmuszony przyznać, że błędy, opowiadania, dające się tam spotykać, nie wypływają bynajmniej z gorliwości religijnej. Jedną z przyczyn błędu, o wiele częstszą i ważniejszą, jest żądza uczynienia opisu bardziej malowniczym i uderzającym.

Osoby, opowiadające jakąś historyą, pragną zająć słuchaczy, a również postawić się na widowni i ściągnąć na siebie uwagę innych. Z samej więc przyrody rzeczy starają się w takich razach uczynić sprawy, o ile można, najcudowniejszemu i zdarzyć się może, iż człowiek całkiem rzetelny w zwykłym biegu życia, bardzo łatwo do. zna chęci oglądania szeroko otwartych oczu swoich słuchaczy. Ale jestto żądza, której o wiele łatwiej się ulega opowiadając o danem zajściu, aniżeli opisując je z rozwagą, kiedy wiadomo zwłaszcza, że ów opis będzie poddany surowej krytyce. Nie należy zapominać zresztą, że istnieje również pewna żądza, pozostająca w sprzeczności z tamtą – żądza obudzenia wiary – oraz że w ten sposób bywa się zniewolonym do unikania przesady, a to dla uczynienia faktów wiarogodnemi. Dla tego właśnie świadectwa z pierwszej ręki mają tak wielką wyższość nad innemi. Nie krępujemy się wcale w opowiadaniu cudowności, kiedy możemy powiedzieć, że opowiadał nam o nich ktoś inny.

§ 6. Przejdźmy teraz do przyczyn błędu, wynikających z pamięci. Można chcieć powiedzieć szczerą prawdę i nie módz tego uczynić z powodu pamięci zdradzieckiej. Ludzie, wierzący mocno we wpływy nadprzyrodzone oraz we wdawanie się Opatrzności, mają nieprzepartą skłonność dostrzegania nadprzyrodzoności wszędzie. To też pamięć przedstawia im fakty w ulubionem ich oświetleniu,- szczegóły sprzeczne zacierają się, to zaś, co pozostaje, tworzy całość zgodną i zwodniczą. Ale powtórzymy tutaj to, cośmy już powiedzieli, że fakty telepaty i nie są związane z żadnem poszczególnem wyznaniem religijnem lub filozoficznem opowiadacza; możemy nawet powiedzieć, że wierzenia religijne częściej nakazywały ludziom o tej sprawie milczeć, auiżeli mówić. Ale poza obrębem wszelkiej pobudki tego rodzaju we wszystkich istnieje pewna ogólna dążność do nadawania wspomnieniom swym większej dokładności i wyrazistości, aniżeli posiadają one w istocie. Udokładniamy i fałszujemy zarazem fakty, nie spostrzegając tego wcale. Nakouiec posiadamy skłonność do upraszczania rzeczy. Pozwalając zacierać się szczegółom, zachowujemy tylko istotę sprawy; to jednak bardzo często zmienić może głęboko charakter, aktów.

Można byłoby mniemać, że wydarzenia powiększają się w odległości, że uwydatnia się najbardziej to, co jest w nich uderzającego, charakterystycznego. W rzeczywistości jednak bynajmniej nie zawsze tak bywa. To też wielu z tych, co mieli halucynacyą na jawie, powoli poczynają wyobrażać sobie, że im się tylko śniło. Nie każda przeto pamięć skłonną jest do przesady; potrzeba wszakże uznać, iż stanowi to prawidło ogólne.

§ 7. Świadectwo w sprawie telepatyi jest świadectwem rodzaju całkiem szczególnego; należy zbadać na czem ono polega, aby oznaczyć, gdzie mogą znajdować się jego strony słabe. Oto na czem ściśle zasadza się typowe zjawisko telepatyi: A. (działacz) umarł, B. (podmiot) na jawie spostrzega A. w swoim pokoju; oba fakty zbiegają się ze sobą w czasie; śmierć A, widzenie B. i zbieżność obu tych faktów potrzeba stwierdzić za pomocą świadectw niewątpliwych. Błędy mogą przeto dotyczeć śmierci działacza, widzenia podmiotą, daty zgonu, oraz daty widzenia. Możliwość błędu największa jest przedewszystkiem po stronie podmiotą, który właśnie staje się sprawcą tego, że jest jakiś wypadek do zbadania; gdyby podmiot nic nam nie powiedział, nie mielibyśmy też do sprawdzenia żadnego świadectwa. Mówiąc o świadectwie rz pierwszej ręki“ – rozumiemy świadectwo samego podmiotą. Jasnem jest, że najczęściej nie możemy marzyć o żądaniu świadectwa od  działacza – ten bowiem umarł. Dla stwierdzenia więc pierwotnego faktu, t. j. śmierci działacza, potrzeba uciekać się do świadectwa innych.

§ 8. Powiedzieliśmy, że zjawisko telepatyczne zasadniczo polega na zbieżności pewnego faktu przedmiotowego, rzeczywistego, oraz pewnej halucynacyi. Najtrudniej jest omylić się co do faktu przedmiotowego. Kiedy faktem owym jest śmierć działacza (a to właśnie stanowi wypadek najczęstszy), to prawie nie widzimy, w jaki sposób możnaby tu było dopuścić się błędu. W każdym razie, błąd taki, jeżeli nawet istnieje, łatwym jest do poprawienia. Kiedy wydarzenie nie było tak dalece poważnem, zazwyczaj odznacza się doniosłością o tyle wielką, że zarówno podmiot, jak i inni świadkowie, prawie nie mogą się omylić. Dodajmy, że w takim wrypadku łatwo jest otrzymać świadectwo samego działacza. Co do widzeń podmiotą, to tu możliwość błędów jest daleko znaczniejsza; świadek nie może przytoczyć żadnego dowodu na poparcie tego, co opowiada. Mówi on, że widział, słyszał, wyczuwał coś i potrzeba mu wierzyć na słowo. Gdyby nawet znajdował się ktoś przy nim w chwili halucynacyi, żadne spostrzeżenie zewnętrzne nie może świadczyć, że doznawał on tych czuć, jakie później opisał. Można powiedzieć, że podmiot był chory, że posiada zbyt żywą wyobraźnię, albo że był to człowiek nerwowy oraz że, tern samem, opowiadania jego nie można uważać za ścisłe. Ale należy zauważyć, żeśmy już odpowiedzieli na ten zarzut. Nie idzie o dowiedzenie się, czy podmiot istotnie postrzegał to, co wyobraża sobie że postrzegał, lecz czy sobie wyobraża właśnie. Nie wiele” zależy nam na tern, iż podmiot sądzi, że istotnie widział jednego z przyjaciół, podczas, gdy w rzeczywistości doznawał on tylko halucynacyi; nie przeszkadza to bynajmniej temu, iżby zjawisko owo było zjawiskiem niezwykłem, do tego zaś, aby mogło nam służyć jako dowód, potrzeba tylko, aby było niezwykłem. Jedynem niebezpieczeństwem, jakiego strzedz się musimy, jest to, iż podmiot może utrzymywać, że doznawał czuć, jakich w rzeczywistości nie doznawał zgoła. Jestto wszakże nieprawdopodobnem, gdy opowiada nam o doznanych przez siebie czuciach, zanim poznał fakty rzeczywiste, z jakiemi czucia owe się zbiegły. Potrzeba więc będzie starać się zawsze określić, czy podmiot dokonał swojej opowieści, zanim dowiedział się czegokolwiek o działaczu. Dlatego to właśnie spostrzeżenia, zapisywane w dzienniku, zaraz w chwili przytrafiania się faktów, albo też listy, z wydarzeniem współczesne, mają dla nas wartość tak wielką. Zdarzyć się też może, iż podmiot w chwili halucynacyi opowiadał o niej komuś, kto wypadek ten zapisał, albo też zachował o nim dokładne wspomnienie. Ale nawet w braku świadectw współczesnych, możemy pokładać wiarę w opowiadaniu podmiotu, jeśli doznane przezeń wrażenie skłoniło go do jakiegoś czynu, wyraźnie zapamiętanego – gdy np. skłoniło go do przedsięwzięcia podróży, nadewszystko zaś,  kiedy o fakcie owym mogą świadczyć inne jeszcze osoby, oprócz niego. Jeżeli nawet podmiot znajdował się w stanie przykrym, albo w niepokoju z powodu halucynacyi, jeśli z trwogą oczekiwał odnośnych wiadomości-to i wtedy mamy już do czynienia z faktami ścisłemi, co do których prawie niepodobna mu jest omylić się i o których, zresztą, mogą zaświadczyć osoby z jego otoczenia.

§ 9. W wypadku, kiedy podmiot zrozumiał doniosłość doznanego przezeń wrażenia dopiero wtedy, gdy się dowiedział o tem, co się przytrafiło działaczowi, prawdopodobieństwo błędu, naturalnie, jest o wiele znaczniejsze. Pewnem jest, że wiadomość o śmierci jednego z naszych przyjaciół nie podsuwa myśli, że się on nam ukazał przed niejakim  czasem; ale wiadomość taka może nas skłonić do tego, że będziemy widzieli fakty wr oświetleniu całkiem innem, że je zmienimy bezwiednie.

Oto wydało się nam, że was woła ktoś po imieniu. Ponieważ nie podlegacie halucynacyom słuchu, fakt ten uderza was niezwykle: później, przestajecie o nim myśleć. W jakiś eden albo dwa dni potem dowiadujecie się o śmierci przyjaciela; powiadacie wówczas, że może dwa te fakty są ze sobą związane; usiłujecie przypomnieć sobie brzmienie słów słyszanych wtedy; zdaje wam się, że rozpoznaj ecie w nich ton jakiegoś znajomego sobie głosu; później, dość prędko nabywacie pewności co do związku obu faktów, a opowiadając o tern zajściu, mówicie bardzo szczerze, iż odrazu poznaliście głos waszego przyjaciela. W taki to sposób, już po fakcie, można wziąć niewyraźną halucynacyą dotyku za uścisk dłoni, albo też jakieś niepewne przywidzenie za postać przyjaciela. W krytycznem badaniu naszych świadectw, liczyliśmy się pilnie z temi przyczynami błędu. Ale wypytywanie świadków’, porównywanie opowiadań z dat rozmaitych, nie wykazały nam żadnego przykładu błędów tego rodzaju. Jednakże, liczba zbadanych przez nas wypadków (te, co się w książce niniejszej zawierają, tworzą zaledwie ich część dwudziestą), jest dość wielka, aby dać nam możność znalezienia przykładów wszelkiego, jakiego kto chce, rodzaju błędów.

Pytanie wszakże pozostałoby nierozstrzygniętem, gdyby nie było wielkiej liczby takich wypadków, w których ta mianowicie przyczyna błędu musi być wykluczona stanowczo – z powodu, iż podmiot w chwili opowiadania swego nie wiedział o rzeczywistym stanie działacza; ale wypadki takie istnieją. Trudno przeto byłoby utrzymywać, że opowiadanie podmiotu, dokonywane już po dowiedzeniu się o stanie działacza, zawsze pozbawionem bywa wartości. Zresztą, gdyby nawet podmiot, już po fakcie, nadał halucynacyi swej dokładność, jakiej nie posiadała, świadectwo jego nie straciłoby jeszcze przez to ani całkowitej wartości swej, ani znaczenia. Pewnem jest, że zbieżność jakiegoś niejasnego wrażenia ze śmiercią danej osoby nie stanowi bynajmniej tak uderzającego na korzyść telepatyi dowodu, jak np. zbieżność tejże śmierci z ukazaniem się owej osoby jednemu z jej przyjaciół.

Bądź co bądź jednak, gdy podmiot jest człowiekiem inteligentnym, gdy twierdzi, że nigdy nie doznawał halucynacyi, lecz, iż pomimo to zdawało mu się pewnego dnia, że czuje kogoś przy sobie, gdy wiadomem jest, iż pozostawał on w samotności i kiedy złudzenie to zbiega się ze śmiercią jednego z przyjaciół jego, to zjawisko takie będzie niewątpliwie nowym dowodem na korzyść oddziaływań z odległości. Wypadki tego rodzaju same przez się nie mogą wystarczyć do udowodnienia rzeczywistości telepatyi, ale służą one ku poparciu takich przykładów, w których podmiot wyraźnie rozpoznał postać przyjaciela, albo brzmienie jego głosu; to też pomijanie ich nie byłoby wcale metodą dobrą.

§ 10. Jasnem jest, że do tego, abyśmy mogli uznawać związek pomiędzy dwoma zjawiskami, potrzeba, iżby zbiegały się one w czasie. Zachodzi pytanie, czy zbieżność ta ma być dokładną, jeżeli zaś nie, to jakie należy wyznaczyć jej granice? Im większy jest przedział, oddzielający oba zjawiska, tem większem bywa prawdopodobieństwo, iż mamy do czynienia tylko ze zwykłym zbiegiem wypadków. Niezbędnem też było ustalenie dowolnych granic owej wielkości przerw pomiędzy zjawiskami, jaką mamy jeszcze uznawać. Granice te oznaczyliśmy cyfrą 12 godzin. Prawidło nie stosuje się oczywiście do wypadku jakichś zajść długotrwałych, np. do choroby, ale też w takim razie siła dowodu znacznie się zmniejsza. Wyłączyliśmy, naturalnie, wypadki, gdzie doznane przez przedmiot wrażenie poprzedza samą katastrofę. Ale zdarzyć się może, że halucynacya o 12 godzin wyprzedziła śmierć działacza, a pomimo to należy ją uwzględnić. Bywa tak np. wtedy, kiedy działacz był mocno chory w chwili wytworzenia się halucynacyi.

§ 11. Ciężkie błędy daleko łatwiej mogą dotyczeć dat, aniżeli samych faktów. Naprzód, z trudnością w ogóle zapamiętywamy daty, a do tej zwykłej wady naszej pamięci przyłącza się jeszcze tutaj nowa przyczyna błędu. Oto, umiera jeden z waszych przyjaciół-zdała od was. Słyszeliście – Jesteście tego pewni-głos, podobny do jego głosu, nie zanotowaliście ani godziny, ani dnia owej halucynacyi, nie zapamiętaliście jej. Zoczycie oba fakty i poczynacie myśleć, że się ze sobą zbiegły. Śmierć to przyjaciela nadała właśnie jakieś znaczenie głosowi, jaki słyszano, zawsze więc łatwo jest ustaić pomiędzy temi dwoma zjawiskami pewien związek. Czyni się w ten sposób zadość rozumowi i dopomaga się pamięci. Częstokroć łapiemy na gorącym uczynku tę pracę umysłu. Pewna osoba zginęła o godzinie kwadrans po trzeciej na oceanie Indyjskim; fakt ten naznaczono w dzienniku okrętowym; w chwili zaś doznawania halucynacyi przez osobę inną, wskazówka pewnego zegara wieżowego w Anglii znaczyła kwadrans po trzeciej. Telepatya może, zapewne, pochłaniać przestrzeń tak, jak to czyni elektryczność, ale nie może ona sprawić, aby w danej chwili była ta sama godzina w  dwóch miejscach o różnej długości geograficznej.

§ 12. Zbadajmy teraz obie daty osobno i zobaczmy jakie posiadamy środki upewnienia się o dokładności każdej z nich. Najczęściej słyszymy naprzód opowiadanie podmiotą o wypadku, sam zaś on dowiaduje się o nim bądź z listu, bądź z telegramu, bądź od jakiejś osoby, bądź wreszcie z dziennika. W wielu razach – gdy rzecz – dotyczy np. listu, telegramu albo dziennika – razem z nowiną dowiadujemy się też o dacie. Jeżeli, z drugiej strony, podmiot silnie wzruszonym został z powodu widzenia, jeżeli jasno pamięta on, iż wiadomość nadeszła rychło po niem, np. w jeden lub w dwa dni po halucynacyi, jeżeli wówczas, porównywając obie daty, znajduje zbieżność wypadków, to zbieżność ta będzie wtedy o wiele lepiej stwierdzoną, niż byłaby wówczas, gdyby się wspierała na tern, że podmiot pamięta li tylko datę swojej halucynacyi. Jednakże wartość tego świadectwa będzie tem większa, im opowiadanie bliższem będzie chwili samego zajścia. Po upływie lat kilku wyobraźnia wszystkim może płatać dziwne figle. Znamy wypadek, w którym pewne widzenie, przytrafiające się na trzy miesiące po śmierci domniemanego działacza, zostało, po dziesięciu latach, odniesione do chwili jego zgonu; twórcą zaś tej bajki była osoba, bardzo godna wiary. Łatwo jest zabezpieczyć się przeciwko takiej przyczynie błędów, gdyż w znacznej większości wypadków można się upewnić o dacie wydarzenia ze źródeł niezależnych od podmiotą, bardzo zaś często na podstawie spółczesnych świadectw pisanych.

§ 13. Nadewszystko, jednak, łatwo omylić się możemy co do daty halucynacyi. Jeżeli podmiot nie zapisał jej zaraz, w chwili gdy jej doznawał, to już po tygodniu niepodobieństwem stać się może dokładne oznaczenie daty. Zdarza się jednak, że pacyent wyraźnie przypomina sobie, iż zbieżność w danej chwili była jasno udowodnioną, jakkolwiek później nie może przytoczyć żadnego dokumentu, któryby tę zbieżność potwierdzał. Gdy wspomnienia innych osób zgadzają się z jego wspomnieniami, będziemy mieli ztąd pewien rodzaj dowodu, należy wszakże wyznać, iż dowód ten pozostanie dość słabym. Nie trzeba wszakże przesadzać niebezpieczeństwa. Zazwyczaj wiadomości o działaczu dochodzą o tyle prędko, iż pomiędzy halucynacyą podmiotą a otrzymaniem przez niego zawiadomienia upływa nie więcej nad dni parę. Nie potrzebujemy więc narażać pamięci podmiotą na zbytni wysiłek; może on tylko zapamiętać, czy zjawisko, które go bardzo uderzyło, odbywało się na dwa dni przed datą określoną. Jeżeliśmy stwierdzili, że wiele wypadków zbieżności, jakie nam podawano za ścisłe, nie całkiem odpowiadały tym zapewnieniom (zbieżność dotyczyła tylko dni), to, natomiast, bardzo mało mogliśmy naliczyć takich przykładów, co do których badanie ściślejsze przekonało nas, że przerwa, oddzielająca oba wydarzenia, przenosiła godzin 12.

§14. Pożytecznem będzie, gdy w formie tablicy streścimy tutaj rozmaite stopnie pewności, jakie przedstawiać mogą wypadki telepatyi:

A. Wypadki, w których wydarzenie, jakie spotkało działacza, oraz data tegoż wydarzenia zaznaczone są bądź w druku, bądź we współczesnych, zbadanych przez nas dokumentach, albo też zakomunikowane nam były bądź przez samego działacza, niezależnie od podmiotu, bądź też przez niezależnych świadków, a w których, nadto:

1. Podmiot (a) zaznaczył na piśmie halucynacyę swą, oraz jej datę w chwili doznawania tejże balucynacyi (widzieliśmy dokument albo w inny sposób upewnialiśmy się o jego istnieniu); albo też (?), w których przed nadejściem wiadomości o wypadku, zawiadomił
on o swojej halucynacyi jednę albo kilka osób, których świadectwo może służyć ku potwierdzeniu faktu; albo wreszcie, kiedy (y) przez halucynacyą został popchnięty do jakiegoś postępku, o którym mogą ustnie albo piśmiennie zaświadczyć inni.

2. Gdy utrzymuje się, że dowody wzmiankowane w (1 a) albo w (1 v) istnieją, lecz kiedy myśmy ich zbadać nie mogli, albo, gdy się utrzymuje, że halucynacya opowiadaną była jednej lub kilku osobom, jak w (1 fi), lub czynność, dokonana pod wpływem halucynacyi,
wiadomą była jednej czy też kilku osobom jak w (1 y), lecz kiedy, bądź z powodu śmierci, bądź też z innej jakiej przyczyny, osoba owa, albo osoby, nie mogą faktu poprzeć.

3. Podmiot nie (a) zapisał swojej halucynacyi, ani nie (?) opowiedział o niej nikomu aż do chwili nadejścia wiadomości £o wypadku, ale wtedy uczynił jedno iub drugie z tych dwojga, na co mamy dowody.

4. Podmiot utrzymuje, że natychmiast po nadejściu wiadomości napisał o halucynacyi, ale utrata papierów, śmierć przyjaciół, lub jakakolwiekbądź inna przyczyna nie pozwala znaleść potwierdzenia tego faktu.

5. Podmiot utrzymuje, iż zauważył zbieżność po odebraniu wiadomości, ale zapisał to sobie, albo też opowiedział innym dopiero już po upływie pewnego czasu.

6. Wypadki, w których podmiot jest jedyną naszą powagą w sprawie określenia przyrody i czasu wydarzeń, jakie podług niego, przytrafiły się działaczowi.

§ 15. W wydaniu angielskiem tej pracy, autorowie przytoczyli niektóre wypadki z drugiej ręki, umieszczając je  w dodatku *1). Nie można stawiać narówni opowiadań z pierwszej i z drugiej ręki. Należy jednak uczynić wyjątek dla niektórych opowieści drugoręcznych, umieszczonych nawet w samym tekście dzieła. Tu należą takie wypadki, kiedy podmiot opowiadał danej osobie o swej halucynacyi w chwili, gdy nie wiedział o wydarzeniu, jakie tejże halucynacyi odpowiadało. Ale wszystkie inne opowiadania pośrednie mają wartość o wiele niższą od bezpośrednich. .Mało też można zwracać uwagi na opowieści, pochodzące od osób, które nie były w ścisłych stosunkach z podmiotami, ale nie możemy pomijać lekkomyślnie świadectwa blizkich krewnych albo przyjaciół bardzo zażyłych, tern bardziej, iż zdarza się dość często, że świadectwa tego rodzaju, jakkolwiek całkiem od siebie niezależne, popierają się wzajem. Jasnem jest wszakże, iż prawdopodobieństwo błędu bywa tu znacznie większe. Opowiadacz miewa skłonność do upiększania faktów, usuwania szczegółów niedogodnych, przeinaczania dat i okoliczności. Nawet sny bywają podawane jako halucynacye.

*1) Nie uważaliśmy za stosowne podawać ich tutaj.

O ile rośnie liczba pośredników w opowiadaniu, o tyle też wzmaga się prawdopodobieństwo błędu. Opowiadacz – zazwyczaj bezwiednie – usuwa niektórych z owych pośredników, i o wydarzeniach, które już przeszły przez ust kilkoro, mówi tak, jak gdyby był prawie ich świadkiem.

§ 16. Podana wyżej tablica nie uwzględnia pewnych pierwiastków, jakie koniecznie trzeba wziąć pod uwagę, mianowicie charakteru, myślowych nałogów, wychowania świadków. Usunęliśmy, rozumie się, takie przykłady, w których świadkowie nie byli, naszem zdaniem, ani dość rzetelnymi, ani dość inteligentnymi, aby z dostateczną dokładnością zdać sprawę z wydarzeń, do których, jak twierdzą, byli zamieszani. Ale nawet z pomiędzy zatrzymanych przez nas opowiadań nie wszystkie posiadają wartość jednakową. Świadectwo uczonego albo sceptyka, który stanowczo nie wierzył w zjawiska danego rodzaju, zanim sam nie stał się ich podmiotem, miały, naturalnie, większą wartość, aniżeli opowiadania jakiejś pani, która nie otrzymała wykształcenia naukowego i nie zna zarzutów apriorystycznycb, jakie poczynić można telepatyi. Każdy wypadek musi być oceniany osobno. Czytelnik sam będzie musiał wytwarzać sobie sąd o nim na podstawie dowodów, przez nas dostarczanych. Przytaczamy, o ile można dosłownie, opowiadania świadków. Na wszystkie strony szukaliśmy potwierdzenia opowieści, jakie tu ogłaszamy; zużytkowaliśmy dzienniki prywatne, publiczne wzmianki w czasopismach, dowody urzędowe. W razach, kiedy brakowało nam tych świadectw zewnętrznych, staraliśmy się wskazać ich miejsce, jak można najjaśniej. Czego jednak nie możemy dostarczyć naszym czytelnikom, to owych dowodów dodatkowych, jakie się osiąga z osobistej znajomości opowiadacza, z samej jego powierzchowności. Zjawiska telepatyi należą do liczby tych, w których jakość świadków posiada częstokroć znaczenie niezbyt wielkie – wykazaliśmy to; dowodzenie odbywa się tutaj, że tak powiemy, samo przez się; ale usiłowaliśmy być surowymi względem siebie samych, usuwając wszelkich świadków, których wykształcenie nie wydawało się nam wystarczającem. Większość naszych świadków, jakeśmy już powiedzieli, nie była skłonną wierzyć w dane zjawiska, aż do chwili, kiedy stwierdzili je sami. Widać ztąd przeto, że z góry powzięte przekonania, oraz przesądy gminne nie miały tu zbyt wielkiego znaczenia.

§ 17. Ale nie tylko jakość, lecz również ilość faktów, należy wziąć pod uwagę. Podstawa naszych dowodów winna być trwałą, ale nadewszystko musi ona być szeroką. Moglibyśmy byli stwierdzić kilka wypadków zbieżności jak najściślej dokładnych, a pomimo to nie być w stanie wyciągnięcia z nich żadnego wniosku, gdyż zdarzyć się było mogło, że w owych wypadkach mieliśmy do czynienia ze zbieżnością czysto przypadkową. Ale mnóstwo nagromadzonych przez nas dowodów jest tak wielkie, iż zarzut podobny bynajmniej nie należy do najstraszniejszych dla nas. Zarzutem kapitalnym jest to, iż opowiadania nie podają faktów tak, jak się one przytrafiły. Odpowiedzią na ów zarzut jest właśnie liczba nieprawdopodobnych przypuszczeń, jakie należałoby wy myśleć, odrzucając rzeczywistość telepaty i. Jest to trudność, której nie pozbywamy się, powiedziawszy np., że, biorąc  ogólnie, nie należy tak bardzo ufać świadectwu ludzi. Gdyby szło o fakty, roztrząśnięte nie dość krytycznie, o świadectwa z drugiej lub trzeciej ręki – można byłoby pozbyć się ich łatwo przy pomocy owej wymówki ostatecznej. Ale tak nie jest. Badaliśmy bardzo starannie każdy wypadek poszczególny, przyjmując li tylko fakty, które mogły ostać się wobec naszej krytyki. Fakty owe bardzo różnej bywają przyrody. Aby je wytłómaczyć, nie uciekając się do objaśnienia naszego, potrzebaby było dokonać bardzo wielkiej liczby przypuszczeń – już nieokreślonych, już znowu jaskrawo nieprawdopodobnych. Raz należałoby przypuścić, np., że wskutek otrzymania bolesnej wiadomości wytwarza się jakaś przerwa w pamięci danej osoby, co jej się dawniej nigdy nie zdarzało. Albo jeszcze, musielibyśmy mniemać, że ludzie datują listy, nie troszcząc się o kalendarz, czy też mylą się co do stronnic, zapisując coś w dzienniku, oraz, że nigdy błędów  tych nie spostrzegają; dalej – że cała np. rodzina doznała takiej oto halucynacyi zbiorowej – że jeden z jej członków zrobił jakąś uwagę, której w rzeczywistości nie robił nigdy. Będziemy musieli uznać, iż zwyczajem dość pospolitym jest np. pisanie listów kondolencyjnych z powodu śmierci osób, mających się dobrze, iż kiedy A. powiada do przyjaciela, że wyraźnie słyszał głos B., to właśnie chciał wówczas mówić o głosie C., oraz, że nakoniec, kiedy D. utrzymuje, iż nie podlega halucynacyom wzroku, to chwilowo zapomina, że przecież w zeszłym jeszcze tygodniu ukazywało mu się jakieś widmo. Bez wątpienia, każde z tych nieprawdopodobieństw może się urzeczywistnić w danym wypadku poszczególnym.

Ale kiedy w każdym wypadku musimy uciekać się do tych rozpaczliwych wykrętów, wówczas zaczynamy myśleć, że już bardziej prawdopodobną będzie systematyczna zła wiara a jednak, jakże nieprawdopodobnem byłoby przypuszczenie; że setki osób o honorowości powszechnie wiadomej, osób, które my najczęściej znamy osobiście, lecz które pomiędzy sobą wcale się nie znają, tak zgodnie oszukają nas w jakimś celu niezrozumiałym.

§ 18. Zbadane przez nas wypadki pośród tysiącznych różnic, odznaczają się pewnem znamieniem wspólnem: dana osoba znajduje się w stanie niezwykłym, stan zaś ten pozostaje w stosunku li tylko z jakiemś wyjątkowem położeniem innej osoby – położeniem, o którem pierwsza nie wie. To właśnie wspólne znamię czyni z całokształtu owych zjawisk prawdziwą grupę przyrodzoną. W jakiż sposób można byłoby przypuścić, że wszystkie te przyczyny rozmaite – te błędy wnioskowania, brak pamięci, wypadki przesady i przeinaczania, wytworzyły w końcu całkiem określony typ zjawisk, dających się wytłómaczyć – i to najzupełniej – przez jedne tylko całkiem określoną hypotezę? Dla czegóż – jeśli świadkowie przekręcają prawdę, wszyscy czynią to w sposób jednaki, jeżeli tworzą cudowne opowieści – zatrzymują się wszyscy na jednym punkcie? Dla czego dany przyjaciel, ukazując się drugiemu, nie prowadzi z nim długiej rozmowy? Dla czego widziadło nie wilży łzami poduszki, nie zostawia za sobą drzwi otwartych? W opowiadaniach z drugiej ręki znajdujemy czasem ciekawsze szczegóły, których nigdy niema w oryginalnych opowiadaniach – a są to właśnie takie szczegóły, których nie można wytłómaczyć przy pomocy telepatyi. W opowiadaniach z pierwszej ręki niema mowy np. o ranach, zadawanych widziadłom, lub o czemś podobnem; wszyscy opowiadacze zamykają tu wyobraźnię swą w granicach jednakich.

§ 19. Musimy uznać wszakże, iż, jeśli dowody wydają się nam przekonywającemu, to natomiast nie są one wcale uderzające. W naszych oczach istnienie telepatyi zostało dowiedzionem, nie jest to wszakże dowód, któregoby niepodobna było wyminąć. Każdy z owych faktów musi być otoczony świadectwami dość jasnemi i tylko w takim razie zmuszeni będziemy nieuchronnie wybierać pomiędzy jedną z trzech hypotez: fakt przypisać należy telepatyi; jest to zbieżność przypadkowa najściślej dokładna, albo jest to wynik oszukańczego porozumienia się osób, których uczciwość, zkądinąd, nie ulega zaprzeczeniu. Zgromadziliśmy dość znaczną liczbę świadectw, rozebranych krytycznie, abyśmy, jak nam się zdaje, mieli prawo wyłączyć hypotezę drugą i trzecią. Ale należy tu uznać, że owe wypadki potwierdzające stanowią tylko nieznaczną mniejszość, oraz, że, jeśli ich inne nie poprą, to same one nie podołają zadaniu. Wiele wypadków wymknęło się naszemu badaniu, gdyż są to właśnie wydarzenia, które obawa śmieszności albo rozgłosu każę ukrywać tym, co bywali ich świadkami. Większa część świadectw zaginęła – nawet odnośnie do tych ostatnich lat dwudziestu; jeżeli jednak zmieni się usposobienie umysłów, będziemy mogli oczekiwać w przyszłości obfitego żniwa faktów – należycie ocenionych i wspierających się na świadectwach poważnych.

§ 20. Można zrobić nam taki oto zarzut: nagromadzenie świadectw nie znaczy nic, gdy żadne z nich nie jest bez zarzutu. Odpowiemy na to, iż podawanych przez nas faktów nie należy uważać za ogniwa jednego łańcucha, ale raczej jako źdźbła wiązanki. Dowód nasz polega na tem, iż odrzucenie naszej hypotezy zmusza w każdym wypadku do jakiegoś twierdzenia nieprawdopodobnego. Nagromadzenie owych nieprawdopodobieństw jest samo w sobie tak nieprawdopodobnem, iż zniewala nas do przyjęcia telepatyi. Wszelki więc fakt, zmuszający do nowej jakiejś hypotezy nieprawdopodobnej, o tyleż popiera dowodzenie nasze.

Na zakończenie dodajemy jeszcze, iż o wiele łatwiej uznaje się rzeczywistość faktów telepatyi samorzutnej, znając fakty doświadczalnego przesyłania myśli. Ze stanowiska psychologii są to zjawiska przyrody jednakiej, wzajemnie się wspierające.

źródło: GURNEY, MYERS i PODMORE „DZIWY ŻYCIA”, z francuskiego wydania przełożył J. K. POTOCKI Z PRZEDMOWĄ KAROLA RICHETA, ROZDZIAŁ IV Ogólna krytyka świadectw, ściągających się do telepatyi samorzutnej. Warszawa 1892