Edward Schure – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Thu, 16 Jun 2022 11:34:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png Edward Schure – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 O doktrynie ezoterycznej https://tarot-marsylski.pl/o-doktrynie-ezoterycznej/ Thu, 16 Jun 2022 10:15:58 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7240 Czytaj dalej ]]> Przekonany jestem, iż nadejdzie czas, kiedy fizjolog, poeta i filozof jedną Prawdę głosić będą. Claude Bernard

„ Uzbrój się w pochodnię tajemnic,
A w ciemnicy ziemskiego bytu
O dnajdziesz twój sobowtór promienny,
Nieśmiertelną duszę twoją.
Ona to bowiem dzierży klucz od przeszłych
i przyszłych twych egzystencji „.

Najboleśniejsze dolegliwości naszych czasów wypływają z faktu, iż wiedza i religja wrogiemi są sobie wzajem. Z głębokiego przeciwieństwa obu tych niezmiernych potęg wynika nietylko walka między państwem a Kościołem, lecz i w łonie wiedzy samej, a nawet w sumieniu każdego myślącego osobnika, gdyż zarówno  religja, jak wiedza odpowiadają niezbędnym potrzebom istoty ludzkiej.

Stan taki, od stu lat z górą trwający, rozwinął wprawdzie poszczególne zdolności człowieka, wzajemne ich współzawodnictwo zaostrzając, natchnął poezję i muzykę dziełami wzniosłemi i patetycznemu, lecz na zasadzie prawa natury, iż po ataku gorączki upadek sił występuje, zmienił się on obecnie w wycieńczenie, niesmak i niemoc.

Wiedza zaprząta się jedynie światem materji. Pilozofja moralna już nie jest mistrzynią i kierowniczką inteligiencji ludzkich. Religja, jeszcze poniekąd masami władająca, na szczyty społeczne wpływu już nie wywiera, a jakkolwiek zawsze jeszcze potęga miłosierdzia wielka, nie stanowi już promiennego centrum wiary. Literatura i sztuka utraciły swe boskie piętno. Niezmierzonych horyzontów ducha nie przeczuwająca, większość ludzkości ugrzęzła w tak zwanym naturalizmie, obniżającym znaczenie świętego miana Natury. Bo dziś zwą nim apologję nizkich instynktów, kałużę występku, lub współczujące odbicie banalności społecznych systematyczne przeczenie duszy i inteligiencji praw dziwej.

Skrzydła swe zatraciwszy, Psyche jękiem bolesnym protestuje z samej głębi tych właśnie, co jej przeczą i co ją znieważają.

Materjalizm, pozytywizm i sceptycyzm zdeprawiają pojęcie Prawdy i Postępu. Wyobrażenie o samej istocie Prawdy wśród uczonych naszych, bywa z gruntu materjalnem i powierzchownem. Pod inną  zgoła postacią widzieli ją mędrcy i teozofowie Wschodu, spostrzegając jej odblaski w dusz własnych głębiach.

Dusza ta stanowiła dla nich jedyną świętą Rzeczywistość – klucz do wszechświata całego. Rozwijając swoje zdolności uśpione, wolę swą w jedno ognisko skupiając, umieli dostrzec to Światło świata, które zwali Bogiem, przy blaskach którego ludzie i rzeczy przyczynowemi się stają. Postęp, czy historja świata i ludzkości była dla nich ewolucją w czasie i przestrzeni tej właśnie Przyczyny przyczyn i ostatecznego kresu wszechrzeczy. Nie byli to bynajmniej marzyciele, lecz ludzie najpotężniejszego, najpodnioślejszego czynu. Dla idei swej żyjąc, w każdej chwili gotowi radośnie ponieść śmierć dla niej, w przekonaniu, iż żyć dla Prawdy i za nią umierać stanowi rzeczywiste przeznaczenie człowieka; byli twórcami nauk i religji, a co za tem idzie, sztuk pięknych i literatury ludów, których spadkobiercami jesteśmy.

A pozytywizm i sceptycyzm cóż stworzyły?

Generację bez ideału, nie wierzącą ani w duszę,  ani w Boga, ani w przyszłość ludzkości, ani w przyszłe, ani w obecne życie, pełną zwątpienia w siebie i w wolną wolę ludzkości.

„Po ich owocach (czynach) poznacie ich” – wyrzekł Jezus. Probierz ten, zarówno do zasad jak do ludzi zastosować się daje. Albo więc Prawda pozostaje niedościgłą dla człowieka, lub też była ona w pewnej mierze widomą dla mędrców i twórców religji i jako taka musi być podstawą wszystkich wielkich systemów religijnych i stanowić jądro wszystkich ksiąg świętych.

Jeżeli z punktu tej inicjacji *)  wewnętrznej, spojrzymy na historję religijną ludzkości, zdumienie i zachw yt nas ogarnie.

*) inicjacja — wtajemniczenie.

Okazuje się bowiem, iż wszystkie wielkie systemy religijne posiadają poza stroną zewnętrzną, stronę ukrytą, wewnętrzną i że ta właściwa treść wszystkich tak z pozoru różnych kultów i religji, razem okiem ducha ogarnięta, przedstawia całość zupełną, boskiej harmonji pełną.

Możnaby ją zatem nazwać historją Religji wiekuistej i wszechświatowej. Znajdujemy w niej bowiem przyczynę i cel ostateczny olbrzymiej pracy wieków – dzieło Opatrzności, w przejawach bytu ziemskiego działającej.

Zastosowanie metody ezoteryzmu  porównawczego do historji różnych religji daje nam więc  poznać odwieczność, ciągłość i jedność Prawdy, udowodniając, iż mędrcy i prorocy różnych czasów dochodzili drogą kontemplacji i inicjacji wewnętrznej do wniosków w zasadzie identycznych, chociaż  różnych co do przejawów, a byli oni największymi dobroczyńcam i ludzkości, zbawcami, których moc  ducha w zniosła ją ponad przepaść ślepych instynktów i negacji.

Powracając do wiedzy współczesnej i z tegoż samego punktu obserwacyjnego na nią spozierając, dostrzegamy ze zdumieniem , iż od czasu Bacon’a i Descartes’a dąży ona nieświadomie, lecz z siłą prawa ciążenia do tychże samych podstaw owych
zasad teozofji *) starożytnej.

*) ezoteryzm – charakter nauki, przeznaczony wyłącznie dla wtajemniczonych

*) teozofja – znajom ość Boga i rzeczy Boskich na podstawie mniemań filozoficznych

Czyż bowiem fizyka nowoczesna nie doszła mimo teorji atomów do utożsamienia idei materji z ideą siły, czyż dla wytłomaczenia zjawisk światła, magnetyzmu i elektryczności uczeni nie rzucili hipotezy istnienia materji subtelnej i nieważkiej, zapełniającej przestrzeń i wszystkie ciała przenikającej, nazwanej przez nich eterem, co jest w rzeczywistości krokiem naprzód ku idei starożytnej teozofji o „Duszy świata“? Czyż psychologja eksperymentalna, na fizjologji wsparta, nie doprowadziła współczesnych uczonych na sam próg Nieznanego, próg Świata Duszy o prawach dotąd niezbadanych.

Mówiąc o badaniach, tyczących magnetyzmu zwierzęcego, somnambulizmu i wszystkich tych stanów duszy, co się od jej stanu zwykłego różnią, począwszy od snu wieszczego do jasnowidzenia i ekstazy. Wiedza współczesna postępuje więc po omacku niejako po tych samych labiryntach, po których wiedza starożytna kroczyła pewnie i orjentować się umiała. Poezja, muzyka i literatura współczesna odczuwają potężnie tchnienie nieuświadomionego, budzącego się dopiero ezoteryzmu. Tęsknota do życia ducha przemawia w jękach żalu, zwątpienia, meiancholji, a nawet w bluźnierstwach naszych romansopisarzy i poetów dekadentyzmu.

Nigdy może dusza ludzka nie odczuwała potężniej nędzy i złudy życia, nigdy może nie tęskniła namiętniej do Nieznanego. Duch i wiedza współczesna dążą więc nieświadomie do wskrzeszenia starożytnej teozofji na pod stawach pewniejszych, gdyż o całą zdobycz cywilizacji naszej zbogaconych.

Księga ta powstała z płomiennego pożądania prawdy wiekuistej, wszystko ogarniającej, bez której steru wszystkie inne prawdy ludzkości są jedynie chochołem pustym.

Tęsknotę tę podzielają wraz ze mną wszyscy,  rozumiejący, iż czasy obecne, tak bogate pod wzgędem materjalnych wyników cywilizacji, są bezpłodną pustynią z punktu widzenia duszy i jej wiekuistych pożądań.

Zaiste, wielkiej wagi godzinę zegar dziej on wskazuje. Straszliwe skutki agnostycyzmu  dają się już odczuć we wzrastającej dezorganizacji ustroju społecznego w grę tu wchodzi. Bowiem albo uda jej się ustalić podstawowe prawdy życia na niezbitych podwalinach, lub tez otchłań anarchi ją ogarnie.

I wiedza i religja, te strażniczki istotnej cywilizacji, utraciły dziś dar urabiania dusz. Świątynie Indii i Egiptu wydały największych mędrców świata, świątynie greckie dały światu bohaterów i poetów; apostołowie Chrystusa byli podniosłymi męczennikami i siewcami tysięcy męczenników dla idei, Kościół średniowiecza pomimo swej teologji pierwotnej wydał ze swego łona poczet świętych i rycerzy, gdyż był jeszcze pełen wiary i duch Chrystusa wstrząsał nim niekiedy. Dziś przecież ani Kościół już, ani wiedza nie tworzą ludzi zupełnych.

Sztuka urabiania dusz zaginęła i odnajdzie się dopiero wówczas, kiedy Wiedza i Religja, zarówno odrodzone, podadzą sobie dłonie ku zbawieniu ludzkości.

Czasy te nadejdą. Wiele już znaków je zwiastuje. Tym przecież, co już dziś wierzą, że Ideał jest jedyną Rzeczywistością w tej krainie zjawisk przemijających, co wierzą w sankcję i dopełnienie jego promiennych obietnic zarówno w biegu historji, jak w krainie Nieznanego, jako w nagrodę, oraz naturalny rezultat rzeczywistego braterstwa ludzkości, jako w przyczynę istnienia świata i konsekwencję naturalną myśli Bożej o nim, pozostaje jedynie dziś już Prawdę tę śmiało głosić, rzucić się w jej imię na arenę czynu i starać się wkroczyć siłą ducha w Świątynię Wiekuistych Idei, ażeby się w niej uzbroić w tarczę zasad niezłomnych. Dążenie to jest właśnie celem tej książki. A ufam, iż inni podążą tąż drogą.

źródło: „Wielcy Watjemniczeni” z serii Księgi Życia i Ducha, autor Edward Schure

]]>
Ewolucja Duszy Udoskonalenie https://tarot-marsylski.pl/ewolucja-duszy-udoskonalenie/ Tue, 31 May 2022 08:45:32 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7171 Czytaj dalej ]]> TRZECI STOPIEŃ: UDOSKONALENIE
KOSMOGONJA I PSYCHOLOGJA – EWOLUCJA DUSZY

Pierwsza część inicjacji już zdarła z duchowego wzroku ucznia ciężką zasłonę zmysłów i ze świata widzialnego wyrywając go w przestrzeń bezgraniczną rzuciła, pogrążając w słońcu Intelektu, z którego Prawda promienieje na wszystkie trzy światy.

Lecz należało zstąpić z wyżyn Absolutu w głębiny natury i tu śledzić myśl Boską rozwoju duszy poprzez drogi światów. Kosmogonja i psychologja ezoteryczna docierały bowiem do najgłębszych tajników bytu. Mieściły się w nich tajemnice niebezpieczne, zazdrośnie przez wiedzę okultyzmu strzeżone.

To też nauk tych Pitagoras udzielał w nocy, na wybrzeżu morskiem, na marmurowych tarasach świątyni Cerery, przy łagodnym szmerze fali jońskiej,  o rytmie tak melodji pełnym, przy migotliwym blasku dalekich światów, lub też w kryptach sanktuarji, oświetlonych egipskiemi lampami naftowemi o świetle łagodnym i równym. Kobiety uczestniczyły również w tych nocnych zgromadzeniach, a nieraz kapłanki lub kapłani z Delf lub Eleusis  przybyli, opowiadaniem doświadczeń swoich z jasnowidzącymi, nauki mistrza potwierdzali.

Rozwój materjalny i rozwój duchowy światów, to dwa ruchy odwrotne, a jednak odpowiadające sobie wzajem na całej drabinie bytu. Każdy z nich zawiera rację bytu drugiego, a wzięte razem stanowią rację bytu wszechświata całego.

Ewolucja materjalna przedstawia przejaw Boskości w materji za pośrednictwem duszy świata, co w niej działa. Ewolucja duchowa przedstawia rozwój świadomości w monadach indywidualnych i ich usiłowania doścignięcia poprzez cykle bytu Ducha Bożego, będącego ich Źródłem. Spoglądać na wszechświat z punktu widzenia fizycznego, lub duchowego, znaczy to więc, spozierać nań z dwóch jego odrębnych krańców jedynie. Z punktu widzenia ziemskiego, racjonalne tłomaczenie świata powinno się zacząć od ewolucji materjalnej, ponieważ tą swoją stroną jedynie je st on dla nas z pozoru dostępnym.

Badając jednak działanie Ducha powszechnego w materji i rozwój monad indywidualnych, dochodzimy nieznacznie do punktu widzenia duchowego i ze strony zewnętrznej rzeczy przechodzimy niejako na ich stronę wewnętrzną.

Taki był przynajmniej system Pitagorasa, który uważał wszechświat cały jako istotę żywą, ożywioną jedną wielką Duszą i przeniknioną jedną wielką Inteligiencją. To też druga część jego inicjacji rozpoczynała się kosmogonją.

Jeżeli przytrzymywać się egzoterycznych jedynie fragmentów nauki Pitagorasa, astronomja jego staje się podobną do astronomji Ptolomeusza i wyobraża ziemię nieruchomą, a słońce wraz ze wszystkiemi gwiazdami wokoło niej wirujące. Lecz już podstawowa zasada tej astronomji służyć nam może za dowód, że jest w zupełności symboliczną.

W centrum wszechświata Pitagoras pomieszcza Ogień (którego słońce jest jedynie odbiciem). Otóż w całym ezoteryźmie Wschodu, ogień jest godłem Ducha-Świadomości Boskiej powszechnej. To więc, co zwykliśmy brać za fizykę Pitagorasa i Platona, je st jedynie symbolicznym opisem ich tajemnej filozofji, przejrzystej dla wtajemniczonych, dla niewtajemniczonych zaś nieprzeniknionej zgoła. Powinniśmy  w niej widzieć jedynie kosinografję wędrówki dusz, nic więcej. Sfera podksiężycowa oznacza sferę oddziaływania ziemi naszej i nazwaną jest dlatego „kołem pokoleń”. Dla wtajemniczonych oznaczało to, iż ziemia jest miejscem, na którem dokonywają się wszystkie czynności, mające związek z wcieleniem dusz i uwalnianiem ich z więzów ciała. Sfera sześciu planet i słońca odpowiada kategorji duchów wwyż wstępujących. Olimp, pojęty jako „sfera tocząca się”, jest nazwany „niebem nieruchomych”, gdyż oznacza sferę duchów najdoskonalszych.

Tak więc ta astronomia, dziecięca z pozoru, zawiera w sobie duchowe pojęcie wszechświata. Lecz wiele względów pozwala przypuszczać, iż  wtajemniczeni starożytności posiadali  o fizycznym ustroju wszechświata pojęcie, bardziej uzasadnione. Arystoteles mówi wyraźnie, iż Pitagorejczycy wierzyli w obrót ziemi naokoło słońca, Kopernik zaś twierdzi, iż ideę obrotu ziemi naokoło swej osi powziął po raz pierwszy, czytając w Cyceronie, iż pewien Syrakuzańczyk, Hycetas, nauczał o obrocie ziemi w ciągu doby. Pitagoras, nie posiadając danych dokładnych wiedzy współczesnej, wiedział jednak, zarówno, jak i kapłani Memfisu, iż planety, wytwór słońc stanowiące, obracają się koło nich, że gwiazdy stanowią również systemy słoneczne; lecz prawdy te, które tłum za świętokradzkie ogłosiłby niechybnie, udzielane były jedynie pod pieczęcią  tajemnicy i ukryte pod symbolem. I tak Wielką i Małą Niedźwiedzicę Pitagoras zwał rękami Rhei – Cybelli. Podług wiedzy ezoteryzmu Rhea -Cybella, oznacza światło astralne, toczące się, Boską Małżonkę Twórcy, która koncentrując się w systemy słoneczne, przyciąga istotę niematerjalną wszechistot, a chwytając ją, zniewala je w ten sposób do wstąpienia w koło bytu. Planety zaś zwał Psami Prozerpiny. Dziwaczną tę nazwę wiedza ezoteryczna jedynie wytłomaczyć jest w stanie.

Prozerpina, bogini dusz, była patronką ich wcieleń. A zatem Pitagoras nazywa planety Psami Prozer-Piny, ponieważ one zatrzymują dusze już wcielone, podobnie jak mitologiczny Cerber zatrzymuje dusze w piekle.

Wszechświat widomy, nauczał Pitagoras, niebo ze wszystkiemi gwiazdami je st tylko przemijającym kształtem duszy świata – Maii, która koncentruje materję, rozproszoną w nieskończonych przestworach, aby ją rozproszyć znowu, jako fluid kosmiczny nieważki.

Każdy wir słoneczny posiada cząsteczkę tej duszy powszechnej. Rozwija się on przez miljony lat w jego łonie z siłą rozpędu i prawami własnemi. Co się tyczy potęg, królestw, gatunków i dusz żywych, jakie zjawiają się kolejno na światach jego, pochodzą one od Ojca,Ho jest wypływają z wyższego porządku duchowego i ze starszej ewolucji materji, to jest z systemu słonecznego, już zgasłego.

Z tych niewidzialnych potęg, jedne absolutnie nieśmiertelne, opiekują się rozwojem tego świata, inne oczekują w śnie kosmicznym, czyli Boskiem marzeniu,  swego przebudzenia, aby wejść w rząd generacji wedle praw wiekuistych. Planety te, dzieci słońc, posiadają każda duszę nawpół świadomą, z duszy słońca wypływającą i swe przeznaczenie własne w dziele rozwoju.

Ponieważ każda planeta wyobraża sobą inny wyraz myśli Bożej, starożytni mędrcy utożsamiali nazwę planet z nazwą bogów, wyobrażających właściwości Boga, czynne we wszechświecie. Cztery elementy, z których gwiazdy i wszystkie twory są uformowane, oznaczają cztery stany materji. Pierwszy, najbardziej ścisły i najbrutalniejszy  niejako, jest zarazem najoporniejszym dla ducha; ostatni, najsubtelniejszy – ogień, okazuje z nim wielkie powinowactwo. Piąty element – eter, przedstawia stan materji tak nieskończenie subtelny i żywy, iż przestaje on być atomicznym i obdarzony jest przenikliwością powszechną. To fluid kosmiczny pierwotny-światło astralne-dusza świata.

Pitagoras nauczał następnie swych uczni o przewrotach, jakim ziemia nasza podlegała podług tradycji Egiptu i Azji. Wiedział on, iż ziemia początkowo w stanie płynnym pozostająca, była otoczoną atmosferą gazów, jakie, skraplając się przez stopniowe ochładzanie, uformowała morza, a wedle swego zwyczaju, pod przenośsnią tę ideę wyrażając, zwie morza „łzami Saturna” (czas kosmiczny). Lecz oto w aurze eterycznej ziemi, w swej osłonie z gazów wirującej, zjawiają się niewidzialne nasiona, a głębokie łono wód i nagie jeszcze kontynenty przyciągają je chciwie do siebie. Królestwa roślin i zwierząt, zmieszane prawie jeszcze, zjawiają się nieledwie równocześnie na naszym globie. Doktryna ezoteryczna tłomaczy rozwój gatunków zwierzęcych nie tylko podług drugorzędnego prawa doboru, lecz i pierwszorzędnego prawa przenikania ziemi przez potęgi niebiańskie i wszystkich istot żywych przez zasady duchowe i siły niewidzialne. Jeśli więc nowy gatunek na ziemi naszej się zjawia, oznacza to, iż dusze typu wyższego wcielają się w danym okresie czasu w potomków gatunku dawnego, ażeby go o stopień wyżej podnieść, modelując go i zmieniając na obraz i podobieństwo swoje.

W ten sposób doktryna ezoteryczna tłomaczy zjawienie się ludzi na ziemi. Z punktu widzenia ewolucji ziemskiej, człowiek je st ostatnim szczeblem i koroną wszystkich istot, Poprzedzających jego zjawienie się na ziemi naszej. Lecz ten punkt widzenia nie wystarcza, aby wytłumaczyć jego wstąpienie na arenę życia, podobnie, jak nie wystarczyłby, aby wytłomaczyć zjawienie się pierwszego porostu wodnego i pierwszego skorupiaka w łonie mórz. Wszystkie te twory, to rezultat stopniowego przenikania ziemi przez potęgi niewidzialne, które stwarzają życie.

Pitagoras nauczał podług doktryny indyjskiej i egipskiej o egzystencji prastarego lądu australijskiego, jaki wydał u siebie rasę czerwoną i potężną cywilizację, a który Grecy Atlantydą zwali. Doktryna ta przypisywała wyłanianie się kolejne lądów i ich zatapianie wahaniu się osi ziemskiej i twierdziła, iż ludzkość przebyła w ten sposób już sześć potopów. Lecz wpośród częściowej zagłady cywilizacji i uzdolnień ludzkich, istnieje przecież ogólna zasada ciągłego postępu.

Na globie tym, jaki, nie będąc oświeconymi wiedzą, uważamy za podstawę nieruchomą, a który przecież unosi się w przestworach, na tych lądach, które wyłaniają się z wód, ażeby w nich zniknąć znowu, pośród tych ludów, które mijają; wśród tych cywilizacji, które w ruiny się walą, jakaż wiekuista, niezmiernej wragi zagadka ukryta?

To zagadka i tajemnica duszy, która sama w sobie odnajduje przepaści ciemności i światła, która spogląda sama na siebie z zachwrytem i grozą zarazem i mówi sobie: „Nie z tegom ja świata, bo świat ten nie jest w stanie mnie ogarnąć! Lecz dokąd dążę?

Oto tajemnica Psyche, wszystkie inne tajniki w sobie zawierająca. Dusza, do świadomości zbudzona, staje się sama dla siebie najbardziej zdumiewającem zjawiskiem. Lecz świadomość jej jest jedynie oświetloną powierzchnią jej istoty, w której odczuwa ona istnienie przepaści niezgłębionych. W swej nieświadomej głębi, boska Psyche ogląda wszystkie światy i wszystkie istnienia: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w Wiekuistym złączone.

„Poznaj sam siebie, a poznasz wszechświat Bogów”
– oto tajemnica wtajemniczonych.

Pitagoras przechodził więc od kosmogonji fizycznej do kosmogonji duchowej. Po ewolucji ziemi opowiadał ewolucję duszy poprzez światy. Poza inicjacją, doktryna ta znana jest pod nazwą wędrówki dusz, czyli metempsychozy. Żadna z doktryn okultyzmu nie podległa takiemu pełnemu absurdów spopularyzowaniu. Platon nawet daje ją nam pod postacią fantastyczną i dziwaczną nieraz, wiedziony ostrożnością lub też może przysięgą m ilczenia skrępowany. A przecież dla Wtajemniczonych, miała ona znaczenie pewnika naukowego, otwierała perspektywy nieskończone i tchnieniem Bożej pociechy krzepiła dusze.

Doktryna stopniowego doskonalenia się duszy poprzez łańcuch bytów jest rysem wspólnym tradycji ezoterycznych i koroną teozofji. Dodać muszę, iż dla naszych czasów właśnie posiada ona niezmiernej wagi znaczenie. Człowiek dzisiejszy, z równą wzgardą odrzuca abstrakcyjną  i mdłą nieśmiertelność filozofji i dziecinne iście pojęcie o niebie religji pierwotnej, a przecież oschłość i nicość materjalizmu grozą go przejmują.

Nieświadomie pożąda on świadomości nieśmiertelności organicznej, odpowiadającej zarówno wymaganiom jego rozumu jak i wiekuistym pożądaniom jego duszy.

Lecz powróćmy do Mistrza, nauczającego w kryptach świątyni Cerery o „niebiańskich dziejach Psyche”. Czem jest dusza ludzka? Atom to jedynie Duszy świata, iskierka Bożego Ducha, lecz Monada nieśmiertelna.

Ażeby stać się tem, czem jest w ludzkości obecnej, musiała ona przebyć wszystkie królestwa Przyrody, wszystkie szczeble drabiny bytu, rozwijając się stopniowo poprzez łańcuch niezliczonych egzystencji.

Duch, w światach działający i skupiający materję kosmiczną, objawia się z mocą różną i wciąż wzrastającą poprzez różne królestwa Przyrody. Siła ślepa w minerale, zindywidualizowana w roślinie, spolaryzowana w instynkcie i wrażliwości zwierzęcej, dąży w powolnym swym rozwoju ku monadzie świadomej. Element animiczny i duchowy istnieje więc we wszystkich tworach; dusze w stanie zarodka zaledwie istniejące w tworach niższych, przebywają w tych gatunkach wieki ogarniające okresy, dopiero po wielkich rewolucjach kosmicznych przechodzą w królestwo wyższe na innej planecie. To, co stanowi istotę każdego człowieka, musiało się rozwijać miljony lat poprzez łańcuch planet i królestw niższych, zachowując poprzez wszystkie te egzystencje swą zasadę indywidualną. Ta jaźń ciemna, lecz niezniszczalna stanowi niby Boską pieczęć monady, w której Bóg chce się w świadomości przejawić.

W stępując na coraz wyższe szczeble, monada rozwija ukryte w niej zdolności. A w miarę jak rozżarza się migotliwa pochodnia jej świadomości, dusza staje się bardziej wolną od tyranji ciała, bardziej zdolną prowadzić egzystencję niezależną! Dusza minerałów i roślin związana jest z żywiołami ziemi, dusza zwierząt silnie przyciągana przez ogień wnętrza ziemi, przebywa w nim czas jakiś, potem powraca na jej powierzchnię, aby znów w swój gatunek się wcielić, nie będąc nigdy w stanie niższych warstw powietrza porzucić. To też są one przepełnione żywiołakami, czyli duszami zwierzęcemi, mającemi swe przeznaczenie w życiu atmosferycznem i wywierającemi wielki wpływ okultystyczny na człowieka. Tylko ludzka dusza jedynie przybywa z Niebios i do Niebios powraca po śmierci ciała.

Podług tradycji ezoterycznej Indji i Egiptu, osobniki, stanowiące łudzkość dzisiejszą, rozpoczęły swą ludzką egzystencję na innych planetach, na których materja mniej jest ścisłą, niż na naszej ziemi. Ciało człowieka było tam lotnem nieledwie, wcielenia jego łatwe, zdolności bezpośredniego widzenia duchowego subtelniejsze i potężne, zato rozum i inteligiencja w stanie zarodku zaledwie. W tym stanie, nawpół cielesnym, nawpół duchowym człowieka, wszystko było dlań wspaniałością, czarem dla jego ócz, muzyką dla jego uszu, gdyż nawet harmonja sfer była dla niego dostępną. Lecz nie myślał on wcale, nie zastanawiał się i nie miał woli.

Upajając się światłością, muzyką sfer i kształtami, co go otaczały, niby w marzeniu wstępował ze stanu życia w stan śmierci, i odwrotnie. Oto co W tajemniczeni greccy zwali Niebem Saturna. Doktryna Hermesa naucza, iż człowiek zmaterjalizował się stopniowo, na coraz ściślejsze planety zstępując.

W cielając się w materję ściślejszą, człowiek utracił swój zmysł duchowy, lecz przez swą coraz cięższą walkę ze światem zewnętrznym, rozwinął potężnie rozum swój, inteligiencję i wolę. Ziemia jest ostatnim szczeblem tego zstępowania w materję, które Mojżesz zwie „wyjściem z raju”, a Orfeusz „upadkiem w sferę podksiężycową”, skąd człowiek może się wznieść z trudem i swe władze duchowe odzyskać przez ćwiczenia swego intelektu i woli.

W tedy dopiero, nauczali uczniowie Hermesa i Orfeusza, człowiek zdobywa czynem swoim świadomość swej Boskości i jej posiadanie, wtedy dopiero staje się „Synem Bożym”, A ci, co na ziemi miano to nosili, przedtem, nim się o nas zjawili, musieli przebyć zawrotny wir egzystencji. Czemże bowiem jest ludzka Psyche u swego źródła?… Tchnieniem, co mija, lotnem nasieniem, ptakiem wichrami smaganym, wędrującym od je d nej egzystencji do drugiej. A z grobu w grób, poprzez okresy lat miljonów, stała się dziecięciem Bożem i nie uznaje żadnej innej ojczyzny, prócz Nieba.

Oto czemu poezja grecka o symbolizmie tak głębokim i jasnym zarazem, porównywa duszę do skrzydlatego motyla, co z liszki pełzającej żeglarzem powietrznego oceanu się staje. Ileż razy była już ona poczwarką i motylem?… Nic o tern nie wie, lecz skrzydła swe czuje przecież nieraz. Taką jest zawrotna przeszłość ludzkiej duszy, jej obecny stan tłomacząca i pozwalająca zarazem przyszłość odgadnąć.

Jakież jest bowiem położenie Boskiej Psyche w naszem życiu ziemskiem? Dziwniejszego i bardziej tragicznego wyobrazić sobie trudno. Z chwilą bolesnego przebudzenia w gęstej atmosferze powietrza ziemskiego, dusza czuje się uchwyconą w zwoje ciała. Żyje, oddycha, myśli za jego pośrednictwem, a przecież czuje, że niem nie jest. W miarę jak się rozwija, czuje wzmagające się w niej jasne światełko, coś niewidzialnego i niematerjalnego, co zwie swym duchem i świadomością. Tak, człowiek ma poczucie wrodzone swej potrójnej natury, ponieważ nawet w zwykłej swej mowie odróżnia ciało od duszy, a tę ostatnią od ducha. Lecz dusza-niewolnica boryka się wśród tych dwóch swych towarzyszy, niby między potworem o tysiącu skrętach i niewidzialnym gienjuszem, co ją wzywa, lecz którego obecność daje się odczuwać jedynie cichym szelestem jego skrzydeł i blaskiem przemijającym. To też, to ciało pochłania ją do tego stopnia, iż żyje ona jedynie jego namiętnościami i wrażeniami, wraz z nim staczając się w krwawe orgje gniewu, lub w gęste opary rozkoszy zmysłowych, póki nie obudzi się przerażona  głębokiem milczeniem niewidzialnego towarzysza, przez tego ostatniego pociągnięta, na takie wyżyny ulata, iż zapomina o egzystencji ciała, dopóki  jej ono nie przypomni o swej obecności przez ucisk despotyczny. A przecież głos wewnętrzny ostrzega ją: „Między tobą a niewidzialnym gienjuszem istnieje związek nierozerwalny, lecz nić, co cię z ciałem łączy, śmierć zerwie”.

W swym ziemskim boju, przerzucając się od jednego do drugiego towarzysza swej wędrówki, dusza napróżno dąży do szczęścia i prawdy. Napróżno szuka sama siebie w swych wrażeniach co mijają, w myślach, co się rozpierzchają, w świecie, co niby miraż jest zmiennym. Nie znajdując nic stałego, niby liść wiatrem miotany wciąż naprzód pędzona, wątpi sama o sobie i o świecie boskim, jaki odkrywa się przed nią na mocy potęgi jej cierpienia i niemożliwości urzeczywistnienia jej marzenia. Byt jej, w szrankach kolebki i grobu zawarty, czyż się na tym ostatnim kończy?

Filozofja różnie ten przygniatający problemat rozstrzyga. Teozofja Wtajemniczonych wszech czasów i narodów ma jedną w gruncie odpowiedź, zgodną z poczuciem powszechnem. Oto co W tajemniczeni, uświadomieni przez tajemniczą wiedzę świątyń i liczne doświadczenia życia duchowego mówią nam: To, co w tobie działa, co zwiesz duszą, je st sobowtórem eterycznym ciała, zawierającym w sobie nieśmiertelnego ducha. Duch przez swą własną działalność buduje sobie ciało duchowe. Pitagoras zwie je „subtelnym wozem duszy”, ponieważ przeznaczeniem jego unieść naszego ducha po
śmierci ciała ku wyżynom.

To duchowe ciało jest organem ducha, jego czującą powłoką, narzędziem jego woli i służy do ożywienia ciała, które bez tego pozostałoby bezwładnem. W faktach zjawienia się umarłych, lub umierających, sobowtór ten widzialnym się staje. Lecz warunkiem takich zjawisk jest zawsze specjalny stan nerwów u tego, kto zjawisko dostrzega.

Subtelność, potęga, doskonałość ciał duchowych zależy od właściwości duchów, które je zamieszkują i między substancją dusz ze światła astralnego utkanych, lecz przepojonych nieważkiemi fluidami ziemi i nieba, istnieją odcienie liczniejsze, bardziej podstawowo różne, niż między wszystkiemi ciałami ziemskiemi i wszystkiemi stanami materji ważkiej.

To ciało astralne, chociaż nieskończenie, bardziej subtelne i doskonalsze, niż ciało ziemskie, nie jest przecież nieśmiertelnem, jak nieśmiertelną jest monada, którą ono w sobie zawiera. Ciało astralne podlega zmianom, oczyszczając się ze swych skaz, w zależności od środowisk, w jakich przebywa.

Duch je urabia i zmienia ustawicznie na swój wzór, lecz nigdy go nie porzuca zupełnie i jeżeli pomału je zrzuca, to dlatego jedynie, iż przy odziewa on szaty promienniejsze. Oto, czego nauczał Pitagoras, nie uznający istoty duchowej abstrakcyjnej-monady bez kształtów. Duch w działalności swej na Niebiosach i na ziemi musi posiadać swój organ wykonawczy.

Organem tym jest dusza zwierzęca, lub podniosła, ciemna, lub promienna, lecz mająca zawsze kształty ludzi na obraz i podobieństwo Boga stworzonych; Cóż się dzieje po śmierci człowieka? Już w czasie agonji dusza odczuwa swą blizką rozłąkę z ciałem. Całe jej życie ziemskie przesuwa się przed nią w nagłych skrótach o wyrazistości niezmiernej. Lecz kiedy mózg działać przestaje, dusza nagle zaćmieniu podlega i zupełnie świadomość traci. Jeżeli to dusza święta i czysta, jej strona duchowa już się zbudziła przez stopniowe oderwanie się od materji. Przed śmiercią już miała ona Zaświatów przeczucie i kiedy wyrywa się nareszcie z chłodniejącego już trupa, zczęsna swą wolnością, czuje się uniesioną w światłość promienną ku pokrewnym sobie duchom.

Lecz człowiek zwykły, którego życie dzieli się między instynktam i materjalnemi a wyższemi aspiracjami, budzi się w połowicznej świadomości, niby w odrętwieniu zmory.

Nie ma już ani rąk, którem i by mógł coś uchwycić, ani głosu, którym by dźwięk jaki wydał, lecz znów wszystko pamięta, cierpi, istnieje w otchłani ciemności i grozy.

Jedynym przedmiotem, jaki dostrzega, jest jego trup, z którym się dopiero co rozłączył, lecz ku któremu uczuwa pociąg niezwalczony. Za jego to bowiem pośrednictwem istniał, a teraz czemże jest? I szuka sam siebie ze zgrozą w zlodowaciałych fibrach swego mózgu, w skrzepłej krwi swych żył i nie może się odnaleźć. Czy umarł w rzeczy samej?

Czy jest jeszcze żywy? Chciałby coś dostrzec, uczepić się czegoś, lecz nic nie widzi i nie może uchwycić. Ciemności go otaczają, naokoło niego i w nim samym chaos okrutny. Widzi jeden tylko przedmiot, pociąga go on i zgrozą zarazem przejmuje i ponurą fosforyscencję swych zwłok i zmora przeciąga się. Stan ten trwać może miesiące i lata całe. Trwanie jego zależnem je st bowiem od siły instynktów materjalnych duszy. Lecz dobra lub zła, piekielna czy też niebiańska, dusza pomału dojść musi do świadomości samej siebie i swego nowego stanu, A wtedy, wiedząc, iż od ciała swego jest wolną, rzuca się w przestwory atmosferyczne, z których elektryczne prądy unoszą ją bezładnie i w których poczyna rozpoznawać wielokształtnych błędnych wędrowców, mniej lub więcej do niej podobnych, niby błędne znikome światełka we mgle nieprzeniknionej.

W tedy rozpoczyna się zawrotna rozpaczna walka ociężałej jeszcze przez życie ziemskie duszy, w celu wzniesienia się ku wyższym warstwom powietrza, oswobodzeniu od przyciągania ziemi i osiągnięcia sfery naszego systemu planetarnego, jaka jest dla niej właściwą, a którą jedynie przewodnicy życzliwi mogą jej wskazać.

Ten okres duszy nosił w różnych religjach i mitologjach różnorodne miana. Mojżesz zwie go Horeb; Orfeusz – Ereb; chrześcijanizm – czyśćcem, lub doliną cieniów śmierci. Wtajemniczeni greccy utożsamiali go z cieniem 'ostrokręgowym, jaki ziemia ciągnie zawsze za sobą, a jaki dochodzi do księżyca i zwali go dlatego „otchłanią Hekaty”. W tej ciemnej studni wirują, jak uczą Pitagorejczycy, dusze, rozpacznemi wysiłkami usiłujące wznieść się na sferę księżyca, a siłą wiatru tysiącami napowrót na ziemię zrzucane. Księżyc grał wielką rolę w ezoteryźmie starożytnych. Na jego stronie, ku niebu zwróconej, podług tej doktryny, dusze oczyszczać miały swe ciała, zanim się wyżej wznieść mogły.

Przypuszczano również, że bohaterowie i gienjusze przebywali jakiś czas na jego stronie ku ziemi zwróconej, ażeby przyodziać się w ciało, zastosowane do naszej planety przed swem wcieleniem. Przypisywano więc poniekąd księżycowi moc namagnetyzowania duszy, dla jej wcielenia ziemskiego i odmagnetyzowania dla życia Niebios. Twierdzenie to, któremu W tajemniczeni przypisywali znaczenie rzeczywiste i symboliczne zarazem, oznaczało, iż dusza musi przejść przez pośredni stan oczyszczenia i uwolnienia się od naleciałości ziemskich, zanim dalej wyruszyć będzie miała prawo.

Jakże przecież opisać przybycie duszy czystej do jej ojczyzny? Ziemia niby sen ciężki znika. Jak przesłodkie przeczucie ogarnia ją rozkoszne omdlenie. Przed sobą Avidzi jedynie skrzydlatego swego przewodnika, co ją unosi w przestrzenie z szybkością błyskawicy. Budzi się na eterycznym globie, na którym wszystko: góry, drzewa, rośliny, jest natury subtelnej i swym własnym językiem obdarzonej.

Otaczają ją orszaki istot promiennych: mężczyzn i kobiet, gotowych ją wtajemniczyć w święte tajemnice nowego jej bytu. Czy to bogowie i boginie? Nie. To dusze takie, jak i ona, a Boskim ich talizmanem jest, iż myśl każda odczytać się na ich twarzy daje, że uczucie każde promieniuje poprzez te ciała przezrocze całą gam ą barw świetlanych. Ciało nie jest więc tutaj maską duszy, zjawia się ona w swym rzeczywistym kształcie i w swej podstawowej prawdzie. Psyche odnalazła swą Boską Ojczyznę. Gdyż światło tajem nicze, w którem się zanurza, jakie od niej samej promieniuje i płynie ku niej wraz z uśmiechem tych ukochanych, to światło szczęścia, to dusza świata i Psyche obecność Boga w niem czuje. Teraz już bez przeszkód bolesnych miłość pozna, wiedzę Prawdy posiądzie, siłą własnego rozpędu bez żadnych więzów żyć będzie! O! błogości przedziwna! Czuje się złączoną ze wszystkimi, co ją otaczają mocą powinowactwa głębokiego.

I w doskonałej z nimi spójni czcić wraz z nimi będzie Boskie tajemnice. W tych żywych poematach, wiecznym czarem pociągających, dusza każda jakgdyby strofę stanowić będzie. Każda życiem wszystkich innych swą potęgę wzmagając.

Na wezwanie skrzydlatych gienjuszów – posłanników Bożych, tych, których zwie Bogiem, gdyż już usunęli się oni od zawrotnego koła wcieleń, drżąca z rozkoszy, rzuci się w przestwory świetlane. Przez te wzniosłe inteligiencje prowadzona, będzie usiłowała odczytać prześwięty poemat Tajemnego Słowa, pojąć, co potrafi uchwycić z symfonji wszechświata. Otrzyma wtajemniczenie od Sfer Miłości Bożej i ujrzy jak Gienjusze-żywiciele darzą światy fluidami życia. Ujrzy duchy, co już do chwały Bożej wstąpiły – te żywe promienie Boga Bogów i nie będzie w stanie znieść ich oślepiającej świetności, wobec której blask słońc wydaje się światłem lampki kopcącej. A kiedy powróci przerażeniem zjęta z tych wędrówek olśniewających blaskiem – gdyż dreszcz czci ją ogarnia przed tymi ogromami potęg, usłyszy już z dala wezwanie ukochanych i upadnie na złote plaże swej gwiazdy promiennej, aby spocząć pod różaną zasłoną kołyszącego ją snu, pełnego białych kształtów, przecudnych woni i melodji przedziwnych.

Takiem jest życie duszy, jakie zaledwie pojąć zdoła nasz umysł, więzami ziemi obciążony, lecz które W tajem niczeni przeczuwają, jasnowidzący dostrzegają wyraźnie, a ogólne prawa analogji i zgodności powszechnej jasno wykazują. Niedoskonały język ludzki napróżno sili się odmalować ten błogi stan, lecz każda istotnie „żywa” dusza w swych tajemniczych głębiach ziarno jego nosi.

Pojęcie o świecie eterycznym, niewidzialnym dla nas, a stanowiącym część naszego systemu słonecznego i służącym za miejsce pobytu dla dusz błogosławionych, spotyka się często w tajnikach tradycji ezoteryzmu. Pitagoras zwie to stroną przeciwną ziemi „oświetloną ogniem centralnym, czyli światłem Boskim. Platon na zakończenie „Fedona” daje długi, jakkolwiek w symbolicznej formie opis tej ziemi duchowej, opowiadając, iż jest ona jak powietrze lekką i otoczoną atmosferą eteryczną. Dusza w przyszłem życiu zachowuje całą swą indywidualność. Z ziemskiego istnienia pozostają jej jedynie podniosłe wspomnienia, wszystko inne ginie w tern zapomnieniu zupełnem, jakie poeci zwą falami Lety. Od skaz swych oczyszczona, dusza ludzka czuje świadomość swą wzmożoną. Z zewnętrznej strony wszechświata przeszła ona w jej wnętrze, Cybella-Maia, dusza świata, przyjęła ją znów w swe łono wdechem swym potężnym. Tutaj to Psyche urzeczywistnia swe marzenia, które nić życia rwie ustawnie, aby w chwilę później nawiązać znowu.

Urzeczywistnia je więc w miarę swego wysiłku ziemskiego i światła, przez nią zdobytego, lecz o ileż rozszerzą się jego szranki. Nadzieje rozchwiane zakwitną znowu w promiennej Zorzy jej bytu niebiańskiego. Każda godzina entuzjazmu, lub zaparcia się siebie, ta przeczysta nuta, dźwięcząca w pełnej dysonansów gamie naszego bytu ziemskiego, oddźwięk znajdzie w Boskim bycie duszy, spotęgowana stokrotnie i w harmonję cudną wykwitła. Przemijające rozkosze, jakie zawdzięczamy czarowi muzyki, zachwytom miłosnym i czynnemu współczuciu, są to jedynie pojedyncze dźwięki tej cudnej symfonji, jaką tam usłyszymy. Będzie to więc niby długie marzenie – halucynacja wzniosła. Lecz cóż jest bardziej istotną rzeczywistością nad to, co dusza w sobie samej odczuwa, a przez zetknięcie się bezpośrednie z innemi duszami i przez swe z niemi zespolenie realizuje. Wtajemniczeni, jako konsekwentni idealiści, z wyżyny wiedzy na życie spoglądający, uznawali zawsze, iż jedyną Rzeczywistością na ziemi są przejawy Piękna, Miłości i Prawdy duchowej. A ponieważ przyszłe życie innego celu mieć nie może, jak tę właśnie Prawdę, to Piękno i tę Miłość, ci co uczynili je już tutaj celem swego istnienia, żywią przekonanie, iż Niebo ich będzie nieskończenie istotniejszą Rzeczywistością, aniżeli nasza ziemia.

Życie niebiańskie duszy może się ciągnąć setki i tysiące lat wedle jej dostojeństwa i siły rozpędu, lecz nieskończonem ono je st dla tych jedynie, co już przekroczyli koło wcieleń. Wszyscy inni, na mocy niezłomnego prawa rozwoju, znowu się wcielić muszą, ażeby nowej próbie się poddać i albo podnieść się znowu o stopień wyżej, lub w razie upadku, niżej zstąpić.

Podobnie jak życie ziemskie, życie duchowe ma swój początek, rozwój i schyłek. A kiedy się wyczerpywać poczyna, dusza odczuwa ociężałość, zawrót i melanchiolję. Niezwalczona siła pociąga ją znowu do walk i cierpień ziemskich. Pożądanie to połączonem jest z okrutną obawą i niezmiernym bólem rozłąki z życiem niebiańskiem.

Lecz czas nadszedł. Nieodwołalne stać się musi. Ociężałość wzmaga się, duszę ogarnia rodzaj zaćmienia. Swych promiennych towarzyszy widzi już niby pod zasłoną, która coraz gęściejszą się stając, daje jej przeczucie zbliżającej się wciąż rozłąki.  Słyszy jeszcze smutne pożegnanie ukochanych, łzy tych błogosławionych duchów, niby rosa niebiańska ją przenikając, pozostawiają w jej sercu płomienne pożądanie zapomnianego szczęścia. I uroczyste klątw y składając, obiecuje pamiętać: pamiętać o świetle w ojczyźnie ciemności, o prawdzie – w państwie kłamstwa, o miłości – w nienawiści atmosferze!

Ponowne połączenie z duchami czystymi – korona  Nieśmiertelności za tę jedynie cenę może być zdobyta.

I oto dusza w gęstej atmosferze się budzi. Eteryczna gwiazda, dusze przezrocze, oceany światła – wszystko to znikło. Jest znów na ziemi, w przepaści narodzin i śmierci. Nie utraciła przecież jeszcze  niebiańskich wspomnień i skrzydlaty przewodnik, jeszcze jej oczom widoczny, wskazuje jej kobietę, w której łono ma się wcielić. W łonie tem nasienie ludzkie już spoczywa, lecz aby żyło, duch je ożywić musi. W tedy dokonywa się w okresie dziewięciomiesięcznym ciąży najgłębsza tajemnica bytu ziemskiego: wcielenia i macierzyństwa.

Tajemnica zlania się postępuje powoli, organ po organie, fibra po fibrze. W miarę jak dusza w stępuje w tę pulsującą ciepłem i życiem jaskinię, w miarę jak oplątują ją tysiączne fibry wnętrzności, świadomość życia niebiańskiego zaciera się w niej, ginie. Gdyż między nią a światłem z góry stoją fale krw i i tkanki ciała, co ją ogarniają i w ciemności pogrążają. Więc światło dalekie mdleje coraz bardziej.

Nagle ból okrutny ją ogarnia i ściska w swych szponach. Krwawe wstrząśnienie odrywa ją od duszy macierzyńskiej i wciela w drżące ciałko. Narodziło się dziecię  nędzne wyobrażenie człowieka i okrzykiem grozy życie wita. Lecz wspomnienia niebiańskie spoczywają ukryte w głębiach tajem nych Nieświadomego. Zbudzić je znów może jedynie  Wiedza lub Cierpienie, Miłość lub Śmierć.

Tak więc prawo wcieleń rzeczywisty sens życia i śmierci przed nami odsłania. Stanowi ono węzeł główny rozwoju duszy, wskazując nam rytm jego, rzeczywistą przyczynę i cel naszej nieśmiertelności. Z abstrakcyjnej i fantastycznej, czyni ją żywą i logiczną, wykazując stosunek między życiem a śmiercią istniejący. Narodziny ziemskie są śmiercią z punktu widzenia duchowego, a śmierć jest zmartwychwstaniem ducha.

Kolejne następstwa obu istnień, niezbędne dla rozwoju duszy, a każde z nich jest skutkiem i konsekwencją poprzedniego. Kto pojął te prawdy, jest Wtajemniczonym.

Lecz cóż nam dowodzi ciągłości Monady-Istoty duchowej poprzez wszystkie jej egzystencje, jeżeli ona sama o nich nie pamięta? A cóż nam dowodzi tożsamości naszej istoty poprzez kolejne stany czuwania i snu?

Co rano budzimy się ze stanu tak samo dziwnego i niewytłomaczonego jak śmierć, zmartwychwstajemy z tej nicości i znowu w nią zapadamy. Czy to przecież nicość była? Nie! Gdyż mieliśmy senne marzenia, a były one wówczas dla nas takąż rzeczywistością, jaką jest jawa. Zmiana fizjologicznego stanu mózgu zmieniła stosunek między duszą a ciałem, kąt obserwacji duchowej przesuwając. Jesteśmy temi samemi istotami, lecz w innem środowisku byt inny prowadzimy. U medjum, lunatyków i jasnowidzących sen budzi zdolności nowe, cudownemi niemal nazwać się mogące, a które są naturalnem i właściwościami duszy, z więzów ciała zwolnionej. Po przebudzeniu, medja takie nie pamiętają już wcale o tem, co widziały, mówiły i czyniły w czasie swego snu jasnowidzącego, lecz w każdym ze swoich siióav magnetycznych pamiętają  doskonale, co się w czasie poprzednich zdarzyło i nieraz z dokładnością matematyczną przepowiadają, co w następnych będzie mieć miejsce. Posiadają więc jakby dwie świadomości, dwie egzystencje  kolejne kompletnie różne, z których każda ma swoją racjonalną ciągłość, a które spowijają jedną i tęż samą indywidualność a wswych zwojach, nie mających  ze sobą wzajem nic wspólnego. To też kiedy starożytni poeci Wtajemniczeni zwą sen bratem śmierci, czynią to w głębokiem iście znaczeniu.

Gdyż zasłona zapomnienia oddziela sen od jawy, podobnie jak oddziela ona narodziny od śmierci i podobnie jak nasze ziemskie istnienie składa się z dwóch kolejnych stanów, dusza w bezkresach swego kosmicznego rozwoju wstępuje kolejno w okres życia duchowego i wcielenia ziemskiego, pozostając niejako między Niebem a ziemią. To kolejne przejście z jednego planu wszechświata na drugi, to odwrócenie biegunów bytu kosmicznego dla rozwoju duszy je st zarówno niezbędne, jak kolejne następstwo stanu snu i czuwania niezbędne dla cielesnego życia człowieka. Potrzebujemy fal Lety, przechodząc z jednej egzystencji do drugiej, podobnie jak w tem życiu niezbędną jest dla nas zasłona, okrywająca naszą kosmiczną przeszłość i przyszłość.

Lecz zasłona ta prześwieca chwilami, a w falach zapomnienia Boskie wspomnienia na szczytach ducha się budzą. Już wrodzone idee dowodzą egzystencji  poprzednich. Lecz czyż prócz tego nie istnieje świat cały niejasnych wspomnień, tajem niczych popędów i przeczuć boskich? U dzieci zrodzonych z rodziców łagodnych i cichych, zdarzają się wybuchy wściekłych namiętności, których atawizm wytłomaczyć nie jest w stanie, a jakie w poprzednich egzystencjach tkw ią swemi korzeniami. W istnieniach istot najpokorniejszych spotykamy wzniosłe oddanie się jednem u uczuciu lub idei.

Czyż nie wypływa ono z obietnic i przysiąg owego życia Zaświatów? Owo tajemne wspomnienie, jakie dusza zachowała, okazuje się silniejszem nad wszelkie racje ziemskie. A zwycięstwo lub upadek zależą właśnie od tego, czy się tych bladych światełek uczepi, czy też je wyszydzi i zagasi. Prawdziwą wiarą zatem jest ta niema wierność duszy względem samej siebie. Pitagoras, jak i wszyscy teozofowie uważa! życie ziemskie za niezbędny teren rozwoju woli, a życie niebiańskie, jako wzrost duchowy i wypełnienie.

Egzystencje następują po sobie i nie są do siebie zgoła podobne, a przecież wypływają one jedna z drugiej ze ścisłą konsekwencją, gdyż jakkolwiek każda z nich podlega swym własnym prawom i ma swe własne przeznaczenie, całość ich podlega ogólnemu prawu, jakie możnaby nazwać prawem odbicia egzystencji, zwanej przez wyznawców braminizmu i buddaizmu prawem Karmy.

Według tego prawa, czyny nasze z egzystencji poprzedniej znajdują swe odbicie w następnej. Nietylko więc człowiek rodzi się z instynktam i i uzdolnieniami, jakie rozwinął w poprzednim swym ziemskim bycie, lecz i jego rodzaj nawet bywa w przeważającej mierze określony przez dobry lub zły użytek, jaki uczynił ze swej cząsteczki wolności
w życiu poprzedniem.

Każde słowo i giest każdy echo w wieczności znajdują. Pozorna niesprawiedliwość losu, kalectwo, nędza, nieszczęśliwe wypadki, nieszczęścia wszelakiego rodzaju, znajdują wytłomaczenie w tym fakcie, iż każda egzystencja jest nagrodą lub karą poprzedzającej.

Życie występne wytwarza żywot ekspiacji, niedoskonałe-istnienie prób pełne; prawe – posłannictwo duszy; życie podniosłe – posłannictwo twórcze zdobywa. Poczucie moralne, jakie w spozieraniu na jedno tylko istnienie w niedoskonały jedynie sposób zaspokojonem być może, pełnię swą znajduje w spozieraniu na szereg wcieleń.

W szeregu tym zarówno postęp ku uduchowieniu, jak cofanie się ku zezwierzęceniu może mieć miejsce. W pierwszym razie dusza na coraz wyższe stopnie wstępując, zdobywa coraz szerszy udział w szeregu swych wcieleń. Dusza niższa śle po prawni Karmy jest podległą, przeciętna już ma w pewnej mierze prawo wyboru; podniosła – sama swe posłannictwo określa. Im doskonalszą jest dusza, tem wyraźniej przechowuje w swej świadomości niezachwiane poczucie życia duchowego, jakie otacza nas swą promienną sferą i promienie swe i tutaj nam zsyła. Tradycja twierdzi nawet, iż Gottama – Budda Sakia Muni w ekstazach swych odnalazł nić swych poprzednich wcieleń, a Pitagoras uważał za szczególną łaskę Nieba, iż pamiętał kilka swrych poprzednich egzystencji.

Powiedzieliśmy już, iż w szeregu swych wcieleń, dusza może cofać się, lub naprzód postępować, w miarę tego, czy się przechyla na stronę swej natury niższej – zwierzęcej, czy też wyższej – boskiej. Stąd wypływa prawo niezmiernej wagi, z dreszczem grozy przeczuwane przez świadomość ludzką: w każdem życiu jesteśm y poddani bojowi, mamy drogi wyboru, przeżywamy chwile decydujące, w których jedynie wybór do nas należy, a skutki tego wyboru są nieobliczalne. Lecz na drodze wwyż ku udoskonaleniu, obejmującej cały szereg egzystencji, musi istnieć życie jedno, jeden rok, dzień, godzina
chociażby, w której dusza doszedłszy do zupełnej zła i dobra świadomości, może się wznieść przez wysiłek potężny na wysokość, z jakiej się już nie zstępuje i z której droga ku szczytom się rozpoczyna. Tak samo na drodze upadku istnieje punkt, z którego dusza przewrotna może jeszcze zawrócić na drogę prawdy. Lecz skoro raz już ten punkt decydujący przekroczyła, zatwardziałość jej bezkresną się staje. Z jednego życia w drugie staczać się będzie w przepaść ciemności. Zatraci swe człowieczeństwo.

Człowiek staje się demonem, demon zwierzęciem, i niezniszczalna monada duszy będzie znów musiała rozpocząć ciężką, przerażającą drogę ewolucji poprzez szeregi gatunków i egzystencji. Oto prawdziwe piekło wedle prawa rozwoju, a czyż nie jest ono zarówno strasznem, jak piekło religji ezoterycznych, a zwłaszcza nierównie logiczniejszemu. Takie jest przeznaczenie każdego pojedyńczego osobnika, co się zaś ludzkości całej tyczy, to podlega ona prawu ustawicznego postępu. Prawo Darwina znanem było wtajemniczonym starożytności i nauczanem w ich Misterjach. „Zwierzęta są naszymi braćmi, a my jesteśmy braćmi Bogów” – nauczał Pitagoras. I rozwijał podniosłe symbole Eleuzyjskie, wiekuisty ruch wwyż, dążenie świata roślinnego do przetworzenia się w zwierzęcy, świata zwierzęcego w ludzki, a w ludzkości kolejne następstwo ras coraz doskonalszych. Postęp ten nie  dokonywa się w linji ciągłej, lecz w cyklach regularnych, a wciąż w potęgę wzrastających, zawartych w sobie wzajem.

Naród każdy ma swą młodość, okres dojrzałości i schyłek. To samo dotyczy i ras, jakie kolejno panowały na ziemi. Rasa biała jest obecnie jeszcze w pełni swego rozwoju. Na najwyższym jego szczeblu wyda ona ze swego łona rasę doskonalszą przez wznowienie inicjacji i duchowny dobór małżeństw.

W tajemniczeni starożytności przypuszczali nawet, iż nastąpi chwila, w której wielka masa osobników, stanowiących ludzkość obecną, przejdzie na inną planetę, ażeby nowy cykl swego rozwoju tam rozpocząć. W szeregu cyklów, stanowiących łańcuch planetarnego rozwoju, ludzkość cała rozwinie uzdolnienia wyższe, intelektualne i duchowe, jakie Wielcy Wtajemniczeni w życiu swem uprawiali, a co ją doprowadzi do rozkwitu powszechnego.

Naturalnie, iż rozwój taki miljony lat ogarnia i pociągnie za sobą takie zmiany w życiu ludzkiem, jakich wyobrazić sobie nawet nie jesteśmy w stanie. Platon mówi, iż wówczas Bogowie świątynie swe rzeczywiście zamieszkają.

Czy liż tak pojęty rozwój duszy nie odpowiada Jedności Ducha, tej podstawowej wszystkich zasad zasady, oraz Jedności przyrody – temu prawu praw, zarówno jak ciągłości ruchu, tej wszędzie działającej mocy. Widziany poprzez pryzmat życia duchowego, system słoneczny nie stanowi materjalnego organizmu jedynie, lecz państwo niebieskie, w którem dusze ze świata w świat wędrują, podobnie jak tchnienie Boże, co je ożywia. A jakiż jest podług doktryny ezoteryzmu finalny cel człowieka i ludzkości całej? Po tylokrotnem życiu i śmierci, po tylu odrodzeniach, ciszach krótkotrwałych z punktu widzenia wieczności i bolesnych zbudzeniach ponownych, czyż trudy Psyche kresu kiedy zaznają?

Tak! – odpowiadają Wtajemniczeni – kiedy dusza w zupełności materję pokona, kiedy rozwinąwszy wszystkie swe duchowe zdolności, w sobie odnajdzie Zasadę początkową i Koniec wszechrzeczy, wówczas wcielanie niepotrzebnem się już stanie i osiągnie ona stan boski przez swe kompletne połączenie z Duchem Bożym. Ponieważ jednak zaledwie  przeczuć jesteśmy zdolni życie duchowe duszy po każdem jej ziemskiem wmieleniu, w jakiż sposób bylibyśmy w stanie odczuć to życie doskonałe, mające być szczytem i kresem wszystkich jej egzystencji duchowych. Niebo najdoskonalszych będzie tern samem względem uprzednich istnień boskich duszy, czem jest bezmiar oceanu wobec nikłej strugi.

Pitagoras nie uznawał rozpłynięcia się w nieświadomości, lecz czynność twórczą w świadomości najwyższej. Dusza, osiągnąwszy stan ducha bez zmazy, swej indywidualności nie zatraca, lecz ją uzupełnia, swego arcytypu w Bogu dosięgając. Wszystkie poprzednie jej egzystencje odsłaniają się wówczas przed nią, niby pojedyncze stopnie na szczyt wiodące, u szczytu tego obejmuje i przenika sobą wszechświat cały. Jest to więc stan półboski, dusza bowiem odzwierciadla wówczas całą swą istotą światłość Bożą. Wiedza staje się dla niej iównoznacznikiem potęgi, miłość – twórczości; istnienie – promieniowania prawdy i piękna.

Takie niezmierne horyzonty rozwoju Boskiej Psyche roztaczał Pitagoras przed olśnionym wzrokiem swych uczni, a chociaż słowa mistrza dawno juz ucichły, przez długi czas jeszcze nikt nie ośmielał się płoszyć świętej wizji.

źródło: EDWARD SCHURE “WIELCY Wtajemniczeni” ZARYS TAJEMNICZYCH DZIEJÓW RELIGJI, Warszawa 1911

]]>
Sefer Bereshit https://tarot-marsylski.pl/sefer-bereshit/ Sat, 28 May 2022 17:45:45 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7152 Czytaj dalej ]]> Mojżesz zaślubił Seforę, córkę Jetra i długie lata pozostawał u mędrca Madjanitów. Dzięki tradycjom etjopskim i chaldejskim, przechowywanym w świątyni, mógł uzupełnić i skontrolować to, czego się nauczył w sanktuarjach Egiptu, mógł wzrokiem sięgnąć do najdawniejszych cyklów ludzkości i drogą indukcji w przyszłość jej zajrzeć. U Jetra również znalazł dwie księgi kosmogonji w Genezie przytoczone „Wojny Jehowy” i „Pokolenia Adama” i zagłębił się w ich studjowaniu.

Dzieło, jakie zamyślał podjąć, wymagało zupełnego zaparcia się siebie. Przed nim Rama, Kryszna, Hermes, Zoroaster, Fo-Hi utworzyli religje dla ludów; Mojżesz pragnął stworzyć lud dla wiekuistej religji. Projekt ten zarówno śmiały ja k kolosalny, wymagał potężnych podstaw. Tą myślą kierowany, Mojżesz kreśli swą „Księgę Zasad” (Sefer Berezit) – skoncentrowaną syntezę całej wiedzy przeszłości i zarazem gotowe ramy wszelakiej wiedzy przyszłości –  klucz do Tajemnic-pochodnię Wtajemniczonych – punkt zborny całego narodu Żydowskiego.

Postarajmy się dociec, czem była Genezis w umyśle Mojżesza. Innem światłem płonęła tam ona  i o ileż bardziej bezgraniczne światy obejmowała, niż ta maleńka ziemia, wynurzająca się z późniejszych redakcji tych ksiąg, – Septuaginty i łacińskiego przekładu św t . Hieronima. Klucz do tej księgi tajemniczej stanowią

1) Symbolizm egipski,

2) Symbolizm wszystkich innych religji cyklu starożytności,

3) Synteza doktryn ezoteryzmu, wynikająca z porównania Prawd ezoterycznych, począwszy od Indji z okresu wedyjskiego, a skończywszy na Wtajemniczonych chrześcijańskich pierwszych wieków ery naszej.

Kapłani egipscy, nauczają autorowie greccy, mieli trzy sposoby wyrażenia myśli swoich: pierwszy sposób był jasny i prosty, drugi symboliczny i pod przenośniami, trzeci święty i hieroglificzny. Każdy wyraz więc miał według ich woli znaczenie właściwe, przenośne i święte. Takim był gienjusz ich języka. W naukach teogonji i kosm ogonji dotyczących, kapłani używali zawsze trzeciego sposobu. Ich hieroglify więc posiadały potrójne znaczenie, odpowiadające sobie wzajem , lecz i rów ne zarazem.

Ostatnie dwa nie mogły być bez klucza zrozumiałem i. Zważywszy egipskie źródło wiedzy Mojżesza, wątpić nie możemy, iż skreślił Genezis hieroglifam i  egipskiem i o potrójnem znaczeniu, klucz do niej i ustne wytłómaczenie tajemnic najbliższemu swemu otoczeniu powierzywszy. Kiedy za czasów Salomona tłómaczono Genezis głoskam i fenickiem i, kiedy po niewoli babilońskiej Bzdrasz redagował ją w głoskach aramejsko-chałdejskich, kapłaństw o żydowskie już ten klucz zatraciło, lub też niedostatecznie nim władało. Tłómacze greccy Biblji posiadają już przebłyski zaledwie ezoterycznego znaczenia tekstów,  św. Hieronim zaś, pomimo swej dobrej woli i umysłu wielkiego, dokonując przekładu łacińskiego podług hebrajskiego tekstu, nie mógł przemknąć pierwotnego znaczenia Biblji. To też czytając Genezis w now ych tłom aczeniach, docieramy jedynie do jej niższych pokładów.

Dla intuicyjnych przecież, głębokie jej znaczenie wytryśnie nieraz nagle z tekstu, jak błyskawica go oświetlając; dla Wtajemniczonych przeziera poprzez

*) Rzeczywistym odnowicielem kosmogonji Mojżesza był człowiek gienjalnego umysłu, dziś jeszcze zapom niany nieledwie, gdyż zbyt duchem swym czasy nasze wyprzedził – Fabre d’Olivet, autor dzieła: „La langue hebrai’que restituóe”.

fonetyczną budowę wyrazów przyjętych, lub stworzonych przez Mojżesza, tych sylab iście magicznych, w które wtajemniczony Ozyrysa zakuł myśl swoją, niby metal dźwięczny w doskonałe formy. Za pomocą badania tego fonetyzmu, noszącego piętno świętego języka świątyni, za pośrednictwem klucza, jakiego nam dostarcza Kabbała żydowska, możemy dziś pojąć i odtworzyć Genezis rzeczywistą. Tak więc, myśl Mojżesza wychodzi zwycięsko z otchłani wieków, z mętów pierwotnej teologji, z pod popiołów zaprzeczającej jej krytyki. Dwa przykłady rzucą światło na to, czem był język świątyni i w jaki sposób potrójne jego znaczenie odpowiadało sobie wzajem w symbolach Egiptu i Genezis.

Na wielu pomnikach egipskich widzimy kobietę uwieńczoną, dzierżącą w jednej ręce krzyż – symbol wiekuistego życia, w drugiej berło w kształcie kwiatu lotosu zakończone-symbol inicjacji rzeczywistej.

To bogini Izyda.

Otóż Izyda ma trojakie znaczenie: wyobraża ona kobietę i rodzaj żeński wogóle, uosabia w sobie syntezę natury ziemskiej wraz ze wszystkiemi zawartem i w niej potęgami, oraz symbolizuje naturę niebiańską  i niewidzialną-właściwy żywioł dusz i umysłów -światło duchowe, samo przez się w sobie pojęte, jakie jedynie stanowi inicjację.

Symbol, odpowiadający Izydzie w tekście Genezy i w pojęciu judzko-chrześcijańskiem, to Ewa – Hewa – Wiekuista kobiecość.

Nie jest to jedynie żona Adama, lecz małżonka Boga samego. W niej jest zawarte trzy czwarte Jego Istoty. Gdyż Imię Wiekuistego JEWE, z którego uczyniliśmy niewłaściwie Jehowah i Jaweh składa się z przybranki Iod i imienia Ewy.

Wielki kapłan Jeruzalemu raz do roku wymawiał to Boskie Imię, litera po literze w takiem brzmieniu: „Jod, He, Wau, He”.

Pierwsza głoska wyobrażała myśl Bożą i wiedzę teogoniczną; trzy litery imienia Ewy wyobrażały trzy porządki natury, trzy światy, w których się ta myśl przejawia wraz z odpowiadającemi im naukami kosmogonicznemi, psychicznemi i fizycznemi.

Niepojęty zawiera w sobie Wiekuistą Zasadę Męską i Kobiecą zarazem. Ich zupełne zespolenie stanowi Jego potęgę i tajemnicę. Oto czego Mojżesz, wróg wszelakiego wyobrażenia Bóstwa, nie mówił ludowi, lecz co ukrył symbolicznie w samej budowie Jego Imienia i co adeptom swym odkrył. Ewa, ta zachwycająca grzesznica, ciekawością przewiniająca, objawia nam w ten sposób swe powinowactwo głębokie z Izydą ziemską i boską, Bogów Macierzą, w swem niezgłębionem łonie wiry gwiazd i dusz ukrywającą.

Lecz oto przykład drugi:
W historji Adama i Ewy głównym aktorem zjawia się wąż. Geneza zwie go Nahasz. Cóż przecież oznaczał wąż w misterjach świątyń? Indje, Egipt, Grecja odpowiadają jednogłośnie: wąż skręcony w koło oznacza życie powszechne, którego działaczem magicznym jest światło astralne. W znaczeniu głębszem jeszcze Nahasz oznacza siłę, która w ruch to życie wprowadziła. Grecy zwali ją Eros – Miłość, lub Pożądanie.

A teraz, gdy zastosujemy oba te znaczenia do historji Adama, Ewy i węża, ujrzymy, iż upadek prarodziców naszych, tak zwany grzech pierworodny, staje się nieskończonym rozwojem natury Bożej, powszechnej, z jej królestwami, rodzajami i gatunkami w groźnem i nieubłaganem kole bytu.

Oba te przykłady pozwalają nam rzucić spojrzenie w głębiny Genezy Mojżesza, dając nam przebłysk tego, czem była kosmogonja dla Wtajemniczonego starożytności i jak niezmiernie od współczesnej się różniła.

Dla wiedzy współczesnej kosmogonja na kosmografji się ogranicza. Znajdujemy w niej opis cząsteczek świata widzialnego wraz z badaniem łańcucha przyczyn i skutków fizycznych naszej sfery. Dla mędrców Indji i Egiptu był to jedynie zewnętrzny pozór świata, jego ruch pozorny, inną Rzeczywistość odzwierciedlający. Przyczynę tego ruchu dostrzegali oni w jego Istocie wewnętrznej, w jego Ruchu Zasadniczym.

Podobnie bowiem jak w życiu ludzkiem każdy ruch wypływa z myśli i woli, porządek widzialny wszechświata jest odbiciem porządku niewidzialnego, to jest sił kosmogonicznych, monad duchowych, królestw, rodzajów i gatunków, które przez swe ustawiczne zstępowanie w materję, wyTwołują rozwój życia. Wiedza nowożytna bada stronę zewnętrzną jedynie, niby skorupę wszechświata-wiedza świątyń starożytności dążyła do zbadania jego wnętrza, jego  ukrytego mechanizmu. Nie wyprowadzała ona inteligiencji z materji, lecz materję z inteligiencji.

Wszystkie wielkie Inicjacje Indji, Egiptu, Judei i Grecji znały pod rozmaitemi formami ten porządek zasad, potęg, dusz, gieneracji, wypływających z Przyczyn – Ojca Niepojętego.

Mojżesz, ten potomek duchowy Hermesa, zawarł więc w dziesięciu pierwszych rozdziałach Genezis prawdziwą ontologję podług porządku i pokrewieństwa Zasad. Wszystko, co ma początek i koniec mieć musi. Geneza przedstawia nam więc równocześnie ewolucję w czasie i dzieło stworzenia w wieczności, jedynie Boga godne.
Kosmogonja ta łączy potężną treściwość gienjuszu semickiego z dokładnością matematyczną gienjuszu egipskiego. Styl opowiadania przypomina posągi, zdobiące wnętrze grobów królewskich w swej sztywnej surowości, będące wyobrażeniem niezgłębionych Tajemnic. Całość na myśl nasuwa budowy Cyklopów, a wśród wątłych wersetów tłómaczy pierwotna myśl twórcy gdzieniegdzie z mocą błyskawicy przebłyska.

W pierwszych rozdziałach, nieporównanej wielkości, czujemy niejako tchnienie Aelohima, odwracającego jedną po drugiej wiekami brzemienne stronice  księgi Wszechświata.

Jakie naprzykład znaczenie miało dla Wtajemniczonego Przenajświętsze Imię Aelohima?

Znaczyło: On – Bogowie – Bóg Bogów. Aelohim bowiem, to liczba mnoga od Aelo – Imienia Najwyższej Istoty u Hebrajczyków i Chaldejczyków, pochodzącego od Źródłosłowa AEL, oznaczającego wzniosłość, moc i potęgę ekspansywną zarazem. Nie jest to już więc Istota w sobie samej zwarta – absolutna idea, lecz Pan światów, którego myśl rozkwita mirjadami gwiazd, ruchomych sfer i światów. W zasadzie Bóg stworzył niebiosa i ziemię.

Lecz początkowo niebiosa te były myślą jedynie nieograniczonego czasu i przestrzeni, zamieszkałą przez miłczenie i próżnię. A tchnienie Boże unosiło się nad przepaściami. Cóż wyjdzie najpierw z jego łona. Słońce może?… planeta?… mgławica?…

Nie, to co się w początkach z Niego zrodziło, to było światło: Aur.

Nie jest to jednak światło fizyczne, lecz duchowe, zrodzone z dreszczu Boskiej Izys w łonie Nieskończonego,- dusza wszechświata, światło astralne, substancja dusze wytwarzająca, w której one się rozwijają, subtelny element, przez który myśl udziela się poprzez nieskończone przestrzenie, światło Boskie,  słońca wszystkie poprzedzające i wypływające z nich zarazem.

I oto w potężnym „wydechu” Twórcy ogarnia ono wszechświat, aby powrócić do swego Źródła dążeniem Miłości w głębokim „W dechu” Wieku istego. W falach Boskiego eteru drżą już niby pod zasłoną formy astralne światów i istot wszelkich.

Oto co dla Maga – Wtajemniczonego zawierało się w słowach Genezy:
„RUA, ABLOHIM, AUR” (Tchnienie – Aelohim – Światło). *)

Dopiero z łona tego Światła duchowego, pierwotnego, niematerjalnego wypływa sześć dni stworzenia, to jest Zasady, formy, nasiona, dusze wszechistot etc.

A jakież jest ostatnie dzieło Stwórcy, wyobrażające Istotę Jego w czynie – Żywe Słowo, w którem Alfa i Omega myśli Bożej zawarta?
To Adam – Ewa: Mężczyzna – Kobieta.
Symbol ten nie przedstawia, jak nauczają nasi egzegeci pierwszej pary ludzkiej na ziemi, lecz Boga w Jego tworach we wszechświecie i rodzaj ludzki zarazem: ludzkość powszechną poprzez wszystkie nieba.

Bóg stworzył człowieka na podobieństwo swoje, stworzył go mężczyzną i kobietą zarazem.  Ta Boska para, manifestacja IBWE poprzez światy, to przejaw Bożego Słowa. Sfera zamieszkiwana przez nich początkowo, którą Mojżesz swą potężną myślą ogarnia, to nie raj legiendowy, lecz Eden,

*) Jest to hieroglificzny skrót pierwszego i trzeciego wersetu Genezy. Wyraz Aur, oznaczający światło, jest, jak widzimy, wyrazem Rua – tchnienie, odwrotnie wziętym. Tchnienie Boskie, powracając do swego Źródła, stwarza Światło duchowe.

Hadama, substancja wszystkich światów, to sfera bezgraniczna Zoroastra, to ziemia wyższa Platona – Królestwo Niebieskie powszechne. Jakiż będzie rozwój ludzkości w czasie i przestrzeni? Mojżesz wyobraża go w skrócie, w historji upadku pierwszej pary ludzkiej. W Genezie, Psyche, dusza ludzka, nosi miano Aiszy. Jest to drugie imię Ewy.*) Jej ojczyzną Szamaim – niebo. Żyje tu ona szczęsna, lecz siebie nieświadoma w Boskim eterze.

Cieszy się Niebem, nie pojmując go. Gdyż, ażeby go pojąć, należy o niem zapomnieć i znów wspomnienie w sobie obudzić, trzeba je stracić i znów odzyskać.

Poznanie owo zdobędzie ona przez cierpienie, pojmie Prawdę przez swój upadek. Lecz upadek to zgoła inny, niż ów dziecinny grzech pierworodny Biblji.

Przez żądzę poznania w ciemnicę bytu pociągnięta, Aisza spada, przestaje być duchem czystym, w eteryczne ciało odzianym. Przyodziewa na się ciało materjalne, wstępuje w koło złudnego bytu.

Lecz nie raz jeden się wciela, a razy tysiące, w szatach wciąż grubszych, wedle światów, jakie zamieszkuje.

 

*) Geneza II 23. Aisza – Dusza utożsamiona tu z kobietą, jest małżonką Aisz’a – Intelektu, utożsamionego z mężczyzną. Powstała ona z niego i jego połowę nierozdzielną stanowi. Tenże stosunek istnieje między Djonizosem i Persefoną w misterjach orficznych.

Spada coraz niżej i o swej Ojczyźnie zapomina.

Zasłona pokrywa jej wzrok wewnętrzny. Znikła Boska świadomość, w więzach, m aterji Niebo zapomniane. Słaby przebłysk jedynie przypomnienia utraconego Raju w niej żyje. I na mocy tej iskierki wysiłkiem własnym odrodzić się musi. Tak! Aisza żyje jeszcze w tej parze istot nagich, spoczywających bez obrony na ziemi dzikiej, pod wrogiem niebem, przez błyskawice rozdzieranem.

Raj utracony?

Ależ to Niebiosa bezgraniczne przed nią i poza nią.

Tak to Mojżesz upostaciował ludzkość we wszechświecie, cele jej ostateczne mając na widoku.*)   W Aiszy ziemskiej, w tej duszy ludzkości całej poczucie Boskości promieniało niegdyś wyraźnie wraz z płomieniem Agni w krainie Kusz, na stokach Himalajów.

Lecz oto w bałwochwalstwie zda się ono zanikać pod tyranją Assyryjską wpośród ludów
wojujących i bóstw, co się pożerają wzajem. Mojżesz przysięga sobie, iż znów je rozbudzi, kult AELOHIMA ustanawiając.

Ludzkość cała, zarówno jak człowiek każdy, musi stać się wyobrażeniem JEWE. Gdzie przecież znaleźć lud, który wcieli to pojęcie w siebie i Słowem Życia dla ludzkości się stanie?

*) W samarytańskim wykładzie Biblji, do imienia Adama dodany epitet: uniwersalny, nieskończony. Chodzi więc o rodzaj ludzki poprzez wszystkie sfery bytu.

Nad tem zagadnieniem rozmyślając w głębokiem milczeniu podziemnych krypt świątyni, Mojżesz słyszy głos wewnętrzny, niby promień światła duszę jego rozjaśniający:

„ Udaj się na Horeb – na górę Pana!”

 

źródło: EDWARD SCHURE „WIELCY Wtajemniczeni” ZARYS TAJEMNICZYCH DZIEJÓW RELIGJI, Warszawa 1911

]]>
Legenda o Krysznie https://tarot-marsylski.pl/legenda-o-krysznie/ Fri, 27 May 2022 12:53:19 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7142 Czytaj dalej ]]> Legenda o Krysznie pozwala nam dotrzeć do samego źródła idei Dziewicy Matki, Boga człowieka i Trójcy Świętej. W Indiach idea ta zjawia się od samego początku w całym swym przezroczym symbolizmie ze swym głębokim sensem metafizycznym.

Księga V, roz. II. Wisznu – Purana, opowiedziawszy poczęcie Kryszny przez Dewaki, dodaje: „Nikt nie był w stanie spoglądać na Dewaki z powodu światła, jakiem była otoczoną, a ci, co na  jej majestat patrzyli, uczuwali, iż rozum ich się miesza. Bogowie niewidzialni dla śmiertelników ustawicznie chwałę jej głosili, od kiedy w łono jej wstąpił. Śpiew ali oni: „Tyś Praksiti niezmierzona i subtelna, która niegdyś nosiła w łonie swem Brahmę; byłaś potem boginią Słowa, energją Twórcy wszechrzeczy i matką Wed. O Istoto odwieczna, w materji swej Istotę wszechrzeczy zawierająca, identyczna z tworzeniem samem, byłaś ofiarą, z której powstało wszystko, co istnieje, drzewem, co ogień święty ukrywa w swem łonie Jak Aditi jesteś matką Bogów, jak Diti jesteś matką demonów , ich wrogów. Jesteś światłem, co dzień rodzi, jesteś Pokorą, prawdziwej mądrości Matką, polityką  królów, Macierzą porządku i ładu. Jesteś pożądaniem, co miłość  budzi, jesteś nasyceniem, z którego się przesyt wyradza; tyś cierpliwością, o Matko męstw a, gwiazdy wszystkie i firmament niebieski to twe dzieci, z ciebie albowiem wypływ a wszystko, cokolwiek istnieje… Zeszłaś na tę ziemię dla ocalenia świata. Zmiłuj się nad nami, o pani, i łaską swą wesprzyj wszechświat, dumna, iż nosisz w swem łonie Tego, co istnienie świata utrzymuje.

Ustęp ten dowodzi, iż bramini utożsamiali matkę Kryszny z substancją powszechną i z kobiecą zasadą natury. Uczynili z niej drugą osobę Boskiej Trójcy. Ojciec – Nara (Zasada męska wiekuista); Matka – Nazi ( Wiekuista zasada niewieścia); Syn – Wiwadi (Słowo twórcze): Intelekt czysty, Zasada plastyczna, Zasada twórcza, tworząca razem to, co Spinoza zwie „Natura naturans“ .

Świat stworzony „ natura natural!” jest dziełem twórczego Słowa, które przejawia się z kolei pod trzema postaciami:

  • Brahma – duch – odpowiada światu boskiemu,
  • Wisznu – dusza – ludzkiemu,
  • Siwa – ciało – przyrodzie zmysłowej,

a Wiekuista Zasada żeńska przejawia się zarówno w naturze ziemskiej, jak ludzkiej i boskiej. Izys jest potrójna. Gybela również. Ideę tę, która wyszła ze świątyń Indji, przyjęły wszystkie świątynie starożytności, wszystkie wielkie religje i wiele znaczniejszych systemów filozoficznych. W czasach apostołów i pierwszych chrześcijan, wtajemniczeni chrześcijanie czcili żeńską Zasadę widzialnej i nie widzialnej przyrody, pod nazwą Ducha Świętego, wyobrażonego przez gołąbkę, godło Zasady żeńskiej w świątyniach Azji i Europy.

Kościół ukrył i zatracił klucz do tych tajemnic, lecz znaczenie ich w jego symbolach spoczywa.

źródło: EDWARD SCHURE “WIELCY Wtajemniczeni” ZARYS TAJEMNICZYCH DZIEJÓW RELIGJI, Warszawa 1911

]]>
Inicjacja – Próby https://tarot-marsylski.pl/inicjacja-proby/ Thu, 26 May 2022 20:54:55 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7137 Czytaj dalej ]]> Jak potężny wpływ wywierała inicjacja egipska na umysły, możemy sobie zdać sprawę z ustępu Księgi Zmarłych, owego tajemniczego papyrusu, który, jako wjatyk na drogę pozagrobową pod głowę mumji wkładano: „Ustęp ten został znalezionym w Hermopolis w formie błękitnego napisu na alabastrowej płycie, u stóp bożka Toth (Hermesa) z czasów króla Menkara przez księcia Hostotefa, kiedy tenże podróżował w celach zbadania rzeczywistego stanu świątyni. Zaniósł on kamień do świątyni królewskiej.

O wielka tajemnico! Od kiedy odczytał to czyste i święte pismo, nie widział już nic i nic nie słyszał, do żadnej niewiasty się nie zbliżył i nie jadał już ani mięsa, ani ryb”. Pragnącego zostać wtajemniczonym, służba wprowadzała pod portyk wewnętrznego podwórca świątyni.

Hierofanta zbliżał się ku niemu i poddawał go wstępnem u surowemu badaniu. Jeżeli wypadło ono  pomyślnie, iść mu za sobą nakazywał. Przeszedłszy portyki wewnętrznego podwórca i aleję w skale wykutą, a sfinksami zdobną, wstępowali do małej świątyni, służącej za wejście do krypt podziemnych.

Drzwi do nich ukryte były za statuą Izydy naturalnej wielkości.

Twarz bogini zasłoniętą pozostawała, a napis u podstawy statui umieszczony głosił: „Żaden śmiertelny zasłony mojej nie podniósł”. Hierofanta pełną tajemniczej grozy mową starał się raz jeszcze zachwiać postanowienie przyszłego adepta. Jeżeli jednakże ten ostatni trwał przy swym zamiarze, poruczał go służbie świątyni, wśród której musiał on czas jakiś pozostawać, najniższe nawet posługi wraz  z nią spełniając.

Lecz oto wybiła godzina próby. Przyszłego adepta wiedziono do olbrzymiej, ponurej sali, na końcu której niewielki otwór prowadził do przejścia tak wązkiego, iż jedynie czołgając się, można było nim postępować.

Dawano mu do ręki rozpaloną lampę i zamykano za nim wrota świątyni. Zaledwie czołgać się począł po tern niebezpiecznem przejściu, echo powtórzyło groźnie złowrogie ostrzeżenie: „Tutaj giną szaleńcy, co pożądali wiedzy i potęgi!

Przejście tymczasem coraz bardziej się rozszerzając, stawało się zarazem coraz bardziej spadzistem. Ale oto neofita dostrzega przed sobą rodzaj wielkiego leja, otworem swym ziejącego, z którego wysuwała się drabina żelazna. Nadzieją tknięty, rzuca się ku niej. I oto na najwyższy jej stopień wstąpiwszy, spostrzega przed sobą ciemną przepaść. Co czynić?… Poza nim powrót uniemożliwiony, przed nim otchłań tajemnicza. Przez chwilę śmierć blizka zdaje mu się być nieuniknioną. Rozglądając się wokoło, spostrzega nagle w murze szczelinę, kieruje ku niej lampę, drżącą w jego dłoni.

To schody! To ocalenie!…

Rzuca się ku nim i wspinać poczyna. Na końcu schodów napotyka bronzową kratę, poza którą widzi obszerną galerję, przez wielkie karjatydy podtrzymywaną. Mag otwiera przed nim kratę i uśmiechem przyjaznym powitawszy, oprowadza go po galerji której ściany zdobne dwudziestu dwu freskami, oświecały kryształowe lampy, spoczywające w karjatyd dłoniach.

To alfabet wiedzy okultyzmu i pierwsze jej tajniki zarazem. I tak: fresk pierwszy, odpowiadający literze A i cyfrze 1, wyobraża maga w białej szacie, z berłem w ręku, z czołem uwieńczonem złotą koroną.

To upostaciowanie Istoty Najwyższej, z której wszystkie inne wypływają, to jedność, źródło wszystkich liczb, to Człowiek wreszcie, który rozwojem swych potęg do Nieskończoności wznieść się może.

Nowicjusz nie był wstanie pojąć tego, co z ust Maga słyszał, lecz czuł, iż nowe horyzonty niby zorza boskiego światła otwierają się przed nim.

Przeszedłszy zwycięsko próbę ognia i wody, poddawanym był jeszcze próbie pokusy zmysłowej, kiedy odpoczywając po przejściach doznanych, widział nagle przed sobą piękną Nubijkę, czarem rozkoszy nęcącą.

Lecz biada mu, jeżeli nie odepchnął jej od siebie.

Życie swe, odwagę w poprzednich próbach wykazaną ocalił wprawdzie, lecz ponieważ zmysłów swych był jeszcze sługą, pozostawał nazawsze niewolnikiem i sługą świątyni.

Jeżeli jednak i tę próbę zwycięsko przetrwał, wprowadzano go tryum falnie do właściwej świątyni Izydy i przyjmowano od niego straszliwą przysięgę zachowania jej tajemnic, poczem całe zgromadzenie magów jak brata, nowicjusza witało.

I rozpoczynały się długie lata przygotowania do inicjacji. Zanim bowiem Izys Urania naturę swą przed nim odsłonić raczyła, musiał Izydę ziemską poznać. Uczono go więc tajemnych własności roślin i minerałów, medycyny, architektury i muzyki świętej, oraz ubiegłe dzieje ludzkości przed oczami jego roztaczano. Na pierwszym planie jednak miano zawsze rozwój mocy jego ducha, na podłożu zaparcia się siebie wyrastającą.

Uczeni starożytności wierzyli, iż człowiek wówczas jedynie jest w stanie prawdę posiąść, jeżeli ona część jego duszy stanowić będzie i z jej głębin tajemniczych wypłynie, to też w tern przedziwnem dziele jej przyswojenia magowie pozostawiali nowicjusza jego własnemu rozwojowi, czuwając nad nim jedynie i poddając go prawidłom kierowniczym niewzruszonym.

Na swe niespokojne pytania otrzymywał odpowiedź jedną: „Ufaj i pracuj!” Więc nowicjusz buntował się nieraz, żałował życia, które poza sobą pozostawił, podejrzenia okrutne żywił.

Prawda uciekać zdawała się przed nim, bogowie go opuścili. Był sam – niewolnikiem groźnej świątyni. Lecz potem przychodziły godziny przedziwnego spokoju, boskich przeczuć pełne. Zaczynał rozumieć symboliczne znaczenie prób, w dniu przyjęcia do świątyni przebytych.?; Tak! ta ciemna przepaść wód mniej niż prawda niezgłębioną była, ogień mniej palił, niż namiętności, co jego ciało pożerały. Lata szły. Namiętności powoli gasły i szukającemu prawdy zdawało się chwilami, iż zamarł w nim kompletnie stary człowiek i nowy, doskonalszy w nim się budzi.

I długo nieraz w prochu spoczywał na stopniach świętego sanktuarjum, bez buntu, bez żalu, bez pożądań, z duszą bezpodzielnie Bogom oddaną, niby holokrat ofiarny na cześć Prawdy świętej. I wówczas dopiero wtajemniczenia godnym się stawał. Hierofanta, zdający się w głębi jego duszy czytać, poddawał go jeszcze ostatecznej próbie – pozornej śmierci.

W sarkofagu otwartym, wprowadzony w stan katalepsji, w którym zdawało mu się, iż umiera i w świecie zagrobowym duszę swą niby cudne promienne zjawisko ogląda, noc przepędzał. Zbudzony, nie wiedział, czy moc Magów narzuciła mu tę cudną marę senną, czy też Niewidzialne widzialnem się dlań na chwilę stało. Teraz już był rzeczywistym adeptem i w tajemniczenie otrzymywał. Hierofanta opowiadał mu Widzenie Hermesa Totha na żadnym papyrusie nie spisane, lecz z ust do ust w chwili inicjacji powtarzane.

źródło: EDWARD SCHURE „WIELCY Wtajemniczeni” ZARYS TAJEMNICZYCH DZIEJÓW RELIGJI, Warszawa 1911

]]>