somnambulizm – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Mon, 16 Jan 2023 13:07:06 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png somnambulizm – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 Somnambulizm https://tarot-marsylski.pl/somnambulizm/ Mon, 16 Jan 2023 11:37:51 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7910 Czytaj dalej ]]> Somnambulizm oznacza tyle, co chodzenie we śnie. W mowie potocznej zjawisko to nabywa się lunatyzmem, gdyż mniema się, że na ludzi chodzących we śnie, wywiera przemożny wpływ księżyc. Dzisiaj i wogóle od dłuższego już czasu w stanach somnambulicznych nie widzi się już wyłącznie chodzenia we śnie, ale wysoki stopień uśpienia, wywołanego przez hypnozę. Nad tem wszakże nie będziemy się zastanawiali specyalnie.

Naszym tematem jest somnambulizm, tj. lunatyzm spontaniczny, czyli samoistny, nie wywołany wpływami zewnętrznymi. Jest to najwyższy stan życia sennego i czasem też
bywa somnambulizm nazywany wędrowaniem sennem.

Z niezliczonych przykładów lunatyzmu przytoczymy tu kilka. Dwa z nich, to moje doświadczenia osobiste. Nie przedstawiają one nie osobliwego, ale są o tyle interesującemi, – że na nich wskazać mogę pewne rysy uboczne. Pewien mój kolega gimnazyalny mieszkał razem z dwoma innymi kolegami u podrzędnego urzędnika. Był on uderzająco blady, ale pozatem był pod każdym względem cieleśnie i duchowo rozwinięty normalnie, nie ujawniając ani nadmiernej pobudliwości, ani apatyi. Miał ci 15 albo 16. Jeden ze współlokatorów, uczeń ósmej klasy tak jak i ja, powiedział mi pewnego razu, że chłopiec ten wydaje się mu jakimś osobliwym; wstaje on częstokroć z łóżka, gdy wszyscy śpią i w koszuli i boso chodzi po wspólnej sypialni, potem udaje się do pokoju przyległego, zapala lampę i przesiaduje przy stole, czytając lub pisząc.

Ponieważ znam jego rodziców, przeto należałoby im  o tem donieść. – Poprosiłem kolegę, by o tem nie mówił nikomu, ale jeśli będzie mógł, aby zobaczył, co ów chłopiec pisze. Już po tygodniu powiadomił mnie ów kolega, że chłopiec ten pisał ćwiczenia, zadane na przyszły tydzień, a pozatem napisał on bardzo ładne wypracowanie, które było także jedną z prac zadanych.

Dodał przytem, że sam nie podejmie się roli ochmistrza i wezwał mnie, abym porozmawiał z bladym chłopcem. Zgodziłem się na to i dowiedziałem się rzeczy zdumiewającej. Blady chłopiec przyznał mi się, że sam nie wie, czemu się to dzieje, że
gdy czasem śni o pracach szkolnych, to nazajutrz znajduje je gotowe na stole. Był skłonny  mniemać, że chodzi tu o jakieś czary.

Wyjaśnienie nie kazało czekać na siebie

Zbyt długo. Dom, w którym mieszkał ów chłopiec, znajdował się opodal od ulicy w ogrodzie  owocowym. Niebawem po mieście rozeszła się wieść, że stróż nocny widział białą postać spacerującą po dachu owego domu. Odszukałem owego stróża, który powtórzył mi, że istotnie widział na dachu białą postać i dodał, iż wie, że na lunatyków nie należy wołać.

Poprosiłem naszego rozsądnego lekarza, aby się zajął tą sprawą i powiadomiłem o wszystkiem rodziców bladego chłopca. Zaczęto go bacznie obserwować i po jakimś tygodniu kilku wiarogodnych ludzi stwierdziło rzecz taką: Chłopiec ów wstał pewnej nocy, wyszedł na korytarz, otworzył okno pierwszego piętra i po cienkich podpórkach, przytwierdzonych do ściany dla dzikiego wina, wdrapał się swobodnie aż ku strzesze, wciągnął się po cienkiej blaszanej rynnie na dach, przeszedł po niej ostrożnie kilka kroków, poczem wyprostowany wszedł po stromym dachu aż na jego grzbiet, przeszedł cztery razy od końca do końca dachu, przyczem omijał kominy nie dotykając ich rękami.

Potem zszedł z dachu tą samą drogą i po kwadransie leżał znowu w swojem łóżku i spał spokojnie, jakby nigdy nic. Podczas jego wędrówki po dachu zbadano łóżko i nie znaleziono w niem nic osobliwego.

Następnego dnia chorym zajął się lekarz, ale chłopiec nie mógł sobie nic przypomnieć. Umieszczono owego lunatyka w zakładzie dla chorych nerwowych, gdzie po kilku latach umarł. Ojciec jego pisał mi, że choroba potęgowała się coraz bardziej, że chory był wreszcie chudy jak szkielet, ale pod względem umysłowym pozostał normalnym. Przy doszukiwaniu się możliwych przyczyn cierpienia nie znaleziono nic, coby objaśniło chorobę. Wykryto jedynie, że siostra jego babki cierpiała w dzieciństwie na taniec świętego Wita.

Drugi przypadek jest interesujący ze względu na sposób w jaki lunatyk został wyleczony. Pewnego późnego wieczoru zimowego powracałem z ojcem swoim pieszo ze wsi sąsiedniej, gdzie byliśmy u znajomych. Byłem studentem i cieszyła mnie wędrówka nocna. Noc była bardzo zimna i księżycowa. Znajdowaliśmy się na końcu wsi obok dużej zagrody wiejskiej. Nagle ojciec chwycił mnie za ramię i szepnął: “Bądź cicho!” Jednocześnie wskazał mi strzechę spichlerza. Jakiś człowiek w koszuli chodził po strzesze z twarzą zwróconą ku niebu. Ukryliśmy się za grubą topolą w pobliżu i nie ruszyliśmy się z miejsca dopóki biała postać nie zniknęła. Niebawem dowiedzieliśmy się, że dwudziestoletni syn właściciela owej zagrody jest lunatykiem, i że o tem wie cała wieś. W kilka miesięcy później ktoś, widząc na dachu białą postać, krzyknął, lunatyk zbudził się, spadł z dachu na stertę słomy i – był wyleczony. Odtąd już nigdy nie miewał swoich przypadków lunatycznych, ale we wsi rodzinnej czuł się nieswojo, wyemigrował do Ameryki południowej i dożył tam sędziwych lat w zupełnem zdrowiu.

Dr. Dadstock w dziele swojem “Sen i marzenia senne” opowiada o daleko niebezpieczniejszych przeprawach lunatyków. Tak naprzykład jeden lunatyk w sposób iście niepojęty wdrapał się po gładkim murze na wysoką wieżę, aby wybrać gniazdo jaskółce. – Innego lunatyka obserwowano niejednokrotnie, jak z okna izby swojej na trzeciem piętrze wychodził na wąski gzyms, chodził po nim i zawracał, chociaż gzyms ten był tak wąski, że chyba tylko kot mógłby z niego nie spaść. Jest to sprawa pełna tajemniczości, że ludzie tacy w najciemniejszą noc znajdują nieomylnie drogę poruszają się swobodnie w warunkach, w jakich najśmielszy akrobata skręciłby niezawodnie kark. Pewna lunatyczka przeszła naprzykład przez głęboki strumień po przerzuconej przezeń tyce od grochu.

Według jednego zdania kierowników zakładów leczniczych, lekarzy i krewnych somnambulów, pogoda nie wywiera żadnego wpływu na takich chorych. Tak naprzykład młodzieniec pewien został znaleziony na dachu w stanie zupełnego uśpienia. Przespał tam całą noc, a chociaż był tylko w koszuli i choć to było zimą, nie zaziębił się. Innego widziano podczas deszczu i wichru na samotnej drodze leśnej o godzinę od miejsca zamieszkania. Przebudzony okrzykiem, człowiek ten spostrzegł dopiero, że mokra koszula lgnie mu do zziębniętego ciała. Człowiek ten nawet się nie zakatarzył.*).

Niedawno temu zdarzył się przypadek, zasługujący na osobliwą uwagę. Opowiada o nim duński profesor Dr. Reutergsen. Pewien lekarz powraca do domu po ciężkiej operacyi, a ponieważ jest bardzo zmęczony, sadowi się zaraz po obiedzie w fotelu I zasypia. W tern przychodzi  położna, budzi go i prosi, aby natychmiast   udał się do pewnej pani, która rodząc,  potrzebuje jego pomocy. Lekarz wstaje natychmiast, ubiera się, zabiera potrzebne instrumenty i udaje się pieszo do chorej, mieszkającej o jakieś pięć minut drogi od niego.

Na miejscu przekonywa się o konieczności natychmiastosowego poważnego zabiegu chirurgicznego. Ze znaną zręcznością i sumiennością dokonywa czego trzeba i przez pół godziny wysila się, aby zbudzić życie w pozornie nieżywem dziecku, co mu się wreszcie udaje.

*) Odporność ta jest zjawiskiem godnem uwagi. Spotyka się ją także u osób dotkniętych histeryą lub neurastenią. Jako kierownik zakładu w ciągu lat wielu obserwowałem takich chorych i zdumiewałem się, że chociaż narażali się oni przy zimnej pogodzie na ciężkie zaziębienia, nigdy nie zapadali na zapalenie płuc lub nerek. Zdaje się, że dusza takich chorych, opętana jednem jakiemś wyobrażeniem, panuje zupełnie nad stanami ciała.

Mąż owej pani miał jednak przez cały czas wrażenie, że lekarz ów jest jakiś roztargniony, czego dawniej na nim nie dostrzegał. Gdy wszystko już było w porządku, nasz zacny doktór udaje się podczas ulewnego deszczu do domu, zmienia marynarkę, sadowi się w fotelu i zasypia na nowo. Niebawem wszakże budzi się dzwoni na służącego i pyta go:

“Czy nie wzywano mnie do pani H.? śniło mi się właśnie, że rodzi i potrzebuje mojej pomocy”. Służący odpowiedział mu: “Ależ, panie radco, dopiero przed dziesięcioma minutami przybył pan stamtąd”. Przemęczony lekarz zasnął znowu i po przebudzeniu nie mógł sobie żadną miarą przypomnieć ani o wizycie u położnicy, ani o powrocie od niej. Uważał wszystko za sen, tak długo, dopóki na miejscu nie przekonał się, że chodziło tu o rzeczywistość.

Przytem jego stan duchowy i wogóle całe samopoczucie nie ujawniło żadnych zmian.

O bardzo ciekawym przypadku . somnambulizmu z objawami ubocznemi czytamy w sprawozdaniu Kliniki uniwersyteckiej w Pradze z r. 1916. Leczono na klinice 16-letniego fryzyerczyka, który miał takie ciężkie dolegliwości sercowe, że nie mógł uczynić nawet najmniejszego wysiłku i jeśli trzeba było przejść kilka kroków, to bez pomocy zrobić tego nie mógł. Pewnej nocy styczniowej o godzinie pierwszej zauważono, że łóżko tego pacyenta jest puste. Wszystkie poszukiwania okazały się daremnemi, aż wreszcie chory sam zapukał do okna sali, w której leżeli chorzy i ranni żołnierze. Była godzina piąta rano.  Otworzono mu, chory skarżył się na chłód, bo noc była dżdżysta i chłodna, położył się i natychmiast zasnął. Kiedy ocknął sie rano,  nie umiał powiedzieć nic więcej, jak tylko tyle, że miał sny. Na podstawue ścisłych dochodzeń udało się ustalić, z całą pewnością, że chory ów chodził na zawrotnej wysokości po parapetach okiennych, wąskich i śliskich, oddalonych jedno od drugiego o jakiś meta.

Chory ów chodził tedy w przeciągu czterech bitych godzin przy najfatalniejszej pogodzie po śliskich parapetach okiennych długiego pawilonu. Najciekawszem wszakże jest to, że ta długa peregrynacya wcale nie zmęczyła ciężko chorego pacyenta. * *

Zastanówmy się teraz nad duchową czynnością somnambulów. W książce swojej, poświęconej samnambulizmowi i spirytyzmowi, pisze Dr. Loewenfeld, wdelki autorytet w tej dziedzinie, o spontanicznym somnambuliźmie: ‘‘Bardziej interesującym, niż czynności fizyczne  somnambulów, jest fakt, że ludzie ci we śnie oddają się czynnościom naukowym, poetyckim i artystycznym i to z takim powodzeniem, że zadania, których nie mogli rozwiązać w stanie czuwania, rozwiązywali gładko we śnie.

Filozof Condillac kończył częstokroć we śnie te rozdziały swoich prac, z któremi nie mógł uporać się wieczorem. Obserwowano malarzy, którzy śpiąc pracowali nad rozpoczętemi obrazami.” Takich przykładów przytacza Dr. Loewenfeld mnóstwo.

Szkocki lekarz Abercrombie opowiada  o stwierdzonym fakcie rozwiązania trudnego zagadnienia prawniczego we śnie. Pewien znakomity adwokat skarżył się pewnego ranka swej żonie, że śniła mu się bardzo zawikłana sprawa sądowa, której poświęcił był wiele dni daremnych rozważań i że we śnie wszystko mu się cudownie wyjaśniło.

Powiedział przytem, że dużo dałby za to, gdyby zdołał sobie przypomnieć ten bieg myśli, jaki miał we śnie. Gdy zbliżył się do swego biurka, spostrzegł ku wielkiemu zdumieniu, że leżą na nim czysto wypisane jego ręką i jasno sformułowane wnioski dotyczące procesu, o którym śnił. Wnioski były istotnie takie jasne i przekonywające, że proces został wygrany.

Profesor van Swieden w Amsterdamie dał pewnemu studentowi trudne zadanie matematyczne do rozwiązania. Student ów przesiedział cały wieczór nad zadaniem, ale nie zdołał znaleźć rozwiązania. Ukazało się mu ono weśnie. Gdy wczesnym rankiem się zbudził, znalazł wypisane przez siebie rozwiązanie na stoliku.

Przykłady te zostały zaczerpnięte z dzieł poważnych badaczy, którzy te i tym podobne fakty podają jako zupełnie wiarogodne i stwierdzone. Mógłbym przytoczyć setki równie wiarogodnych przykładów, z których wynika, że zdolności umysłowe somnambuilów podczas czynności we śnie nietylko, że nie malały, ale się nawet znacznie potęgowały. Nawet najbystrzejszy myśliciel, jakiego znają dzieje filozofii, Immanuel Kant, wypowiada się w książce swojej “Sny wizyonera”, tak: “Przypuszczam, że wyobrażenia śpiącego mogą być jaśniejszemi i swobodniejszemi, niż w najlepszym stanie czuwania. Czyny niektórych lunatyków okazują niekiedy w stanach snu daieko więcej rozsądku, niż zazwyczaj, jakkolwiek po przebudzeniu pamięć o nich zanika”. – Godnemi zaznaczenia są niektóre uwagi Goethego. W rozmowach swoich z Eckermannem (Marzec 1830), powiada on: “Utwory moje przychodziły do mnie znagła i domagały się natychmiastowego napisania ich, tak. iż czułem się zmuszonym wypisywać je jakby odruchowo i naogół sennie. W takich somnambulicznych stanach zdarzało się, że papier leżał na stole krzywo, ale spostrzegłem to dopiero wówczas, gdy wszystko było wypisane”.

W listach do Knedla pisze Goethe: “Przygotowując nowe wydanie Wilhelma Meistra, czytam teraz to dziełko, które, jak i inne swoje rzeczy pisałem niby lunatyk…”

W jakiż sposób objaśniają*) uczeni specyaliści te fakty, zagadkowe? Niestety, nie umieją oni powiedzieć nam prawie nic. Pragnąłem szczerze wnieść sobie choć promyk światła w te mroki. Straciłem dużo czasu szukając tego światła w najlepszych książkach. Znalazłem conajwyżej bardzo cenne spostrzeżenia i nic więcej.

Spontaniczny somnambulizm objawia się naj częściej w okresie dojrzewania. Jest on, oczywiście czemś nienormalnem, ponieważ zakłóca ko.nieczny spoczynek nocny. Najlepiej wyraził to

*) Używamy konwencyonalnego wyrażenia, chociaż, zdajemy sobie sprawę ze słuszności uwasri Kirchhoffa, że nie można nie objaśniać, ale co najwyżej opisywać, wyrażać przypuszczenia.

Szekspir w 5 akcie tragedyi “Makbet”, wkładając w usta lekarza lady Makbet takie słowa: “Jest to wielkiem zaburzeniem porządku inatury, gdy się korzysta z dobrodziejstwa snu, a przytem wykonywa się sprawy czuwania.” Oczywiście, chodzi tu nietylko o zaburzenie porządku natury, ale także o chorobliwą słabość i przewrażliwienie układu nerwowego.

Może tu też zachodzić przypadek obciążenia dziedzicznego. Objawy somnambulizmu można niekiedy wyjaśnić stanami osobliwemi, specyalnie przemęczeniem umysłowem lub fizycznemu. Henryk Kleist zręcznie wyzyskał ten znany fakt w swoim dramacie “Książę Fryderyk von Homburg”. Po trzydniowem żywem prześladowaniu Szwedów, w nocy przed decydującą bitwą pod Fehrberllinem, książę znika i po długiem szukaniu zostaje znaleziony w stanie półsennym “niby lunatyk na ławeczce onej, ku której zwabił go księżycowy blask”.

Przyczyną cierpienia nie jest – jak przypuszczano dawnemi czasy – księżyc w pełni, ale nie da się zaprzeczyć, że blask księżyca niepokoi śpiących. Dlatego wyrazy “lunatyzm”, “lunatyk”, jakiemi posługiwał się także tłómacz Nowego Testamentu (Mat. 4, 24), uważamy za uzasadnione. Nie należy wszakże przeoczać faktu, że o ile chodzi o magnetyczny wpływ księżyca, to w stosunku do żiemi znajduje się on zawsze w stanie jednakim, gdyż niezależnie od wpływu światła słonecznego księżyc jest zawsze “pełny”, o czem świadczy choćby przypływ i odpływ morza podczas nowiu.

W jakimż stanie znajdują się zmysły podczas somnambulizmu? Oczy bywają zazwyczaj szeroko rozwarte, ale nieruchome i pozostają takiemi nawet wmwczas, gdy ktoś obserwujący chorego znagła błyśnie mu światłem w oczy, od czego lunatyk się nie budzi. Obserwowane także lunatyków, chodzących z oczami zamkniętemi, ale odnajdujących z niezachwianą pewnością drogę śród niezliczonych przeszkód i omijających te przeszkody ogromnie zręcznie. W każdym razie dostrzegają oni tylko to, co się odnosi do ich myśli. Jeśli chcą czytać, pisać, porządkować książki, odmykać szafy, robić roboty ręczne (wszystko to są spostrzeżenia), to zapalają świecę, lampę, czy światło elektryczne, nie wahając się i nie szukając niczego omackiem, i właśnie w takich razach widywano częstokroć, że oczy były zamknięte i zamkniętemi pozostały, albo też, jeśli były otwarte, to pozostały nieruchomemi, a sen nie ulegał przerwie. Do tego może być przyrównana znana zdolność ociemniałej i głuchoniemej Helen Keller. W zakończeniu do jej ‘’Opisu mego życia”, napisanem przez Johna Macy, czytamy nieco naiwną, ale charakterystyczną uwagę: “Nie widzi ona oczami, ale widzi przy pomocy tej zdolności wewnętrznej, tę której wspierania dane są nam oczy”. Bystra myśl Szekspira znalazła tu znowu najtrafniejsze wyrażenie. Lekarz lady Makbet powiada do jej służebnej: “Patrz! Oczy jej są rozwarte!” Na co ta odpowiada: **Tak, ale zmysł jest zamknięty”. Potem lunatyczka wychodzi, nie widzi ani lekarza, ani służebnej, ale widzi nieistniejącą plamę krwawą na swej dłoni i wypowiada straszliwe słowa do nieobecnego męża.

Słuch zachowuje się podobnie. Obserwowanj niejednokrotnie, że lunatycy nietylko, że odpowiadają na zadawane im pytania, ale nawę. bicra udział w rozmowie, o ile ta znajduje się w jakimś związku z ich marzeniami sennemi, podczas gdy rozmów o rzeczach innych zdają się nie słyszeć. Zastanawiającem jest to, że przy wymówieniu swego imienia budzą się.

“Zmysł mięśniowy – powiada Loewenfeld – bywa nietylko zachowany, ale w wielu wypadkach niezwykle zaostrzony. Dzięki tem  podczas ciemnej nocy i na terenie .bardzo trudnym mogą poruszać się z zupełną pewnością ruchów, w czem wspomaga i reguluje ich ruchy w pierwszym rzędzie zmysł mięśniowy”.

Ale to wszystko są tylko obserwacye i wynikające z nich wnioski, lecz nie są to objaśnienia samychże stanów!

Nigdzie nie spotkałem się z próbą wyjaśnienie pozornego zaniku siły ciężkości, chociaż musi nas zastanawiać to, że naprzykład pewna lunatyczka przeszła nad głębokim potokiem po tyce od grochu, że wielu lunatyków znajdowano leżących w cienkich rynnach blaszanych, że inni wdrapywali się na mury po cienkich podpórkach dla roślin pnących, które w warunkach normalnych załamywały się przy pierwszem naciśnięciu ręką itd. Taki brak zainteresowania się pewnemi zjawiskami jest stanowczo błędem, ponieważ wiedza winna być zupełnie bezstronną we wszystkich dziedzinach życia i me powinna omijać żadnego zagadnienia, jedynie dlatego, że odpowiedź mogłaby zachwiać jedno z tak zwanych “praw ustalonych”.

A powszechne prawo ciążenia jest istotnie wielką zagadką. Nie jest to sprawa taka prosta, jak przedstawiano nam ją w szkolę. W każdym razie odnosi się ono tylko do ciał martwych. Człowiek żyjący, ptak, drzewo, są zaprzeczeniem prawa spadania, a w wielu wypadkach wola nie poddaje się mu. Rzućmy tu sobie tylko jedno pytanie: Dlaczego w przestrzeni pozbawionej powietrza kawałek papieru spada z równą szybkością, jak taki sam kawałek ołowiu, podczas gdy na powietrzu spadanie jest tak różne? Przecież ciśnienie atmosferyczne przy jednakiej formie obu przed miotów jest jednakie! Kto szuka odpowiedzi, ten prócz ciężkości danego przedmiotu musi względnie jeszcze inny czynnik, a mianowicie siłę przyciągającą ziemi. Już Newton, który pierwszy użył wyrażenia “siła ciążenia”, powiedział o tej sile, że jest ona jedyną, która działa natychmiast, dla której niema żadnycb oddaleń przestrzennych (ruch gwiazd) i która nie przemienia się w siły inne. A więc mamy tu do czynienia z czemś jedynem, niepowtarzalnem, tajemniczem.

W broszurze wielkiego mistrza filozofii niemieckiej, W. Wundta, spotykam bardzo ciekawą uwagę o spirytyzmie. “Od 14 do 17 stulecia w krajach cywilizowanych były manifestacye spirytystyczne bardzo rozpowszechnione; uważano je wówczas za czary… Zdaje  się, że na wówczas znikanie siły ciążenia dostrzegano dość często, podobnie jak obserwuje się je niekiedy w czasach naszych; zjawisko to rnusiało być wtedy tak zwykłem, że na niem opierano sąd Boży przy rozpoznawaniu czarownic.

Posiadamy liczne świadectwa, nawet ze strony sadowników, według których czarownica ważyła czasem tylko łut, a czasem nic. Świadectw tych stanowczo nie można potępiać w czambuł jako niewiarogodnych”. Gdyby słów tych nie był napisał wielki uczony i w dodatku w broszurze, wychodzącej W drugiem wydaniu, podczas polemiki ze znanym profesorem Urlicim, to nie powoływałbym się na nie. W polemice badacz poważny nie przytaczałby rzeczy, które mogłyby się stać dla niego piętą Achillesową. Wundt chciał tu powiedzieć swoim przeciwnikom: Wasze spostrzeżenia nie są cenniejszemi od tamtych i dodaje: ‘W wypadkach poszczególnych mogły one polegać na złudzeniu, ale wszystkich nie można chyba uważać za złudzenia”. Nawet o duchowej czynności somnambulów, którą możnaby’ wyjaśniać daleko łatwiej, nie znajdujemy u uczonych badaczy nic osobliwego. Wszyscy oni stwierdzają tylko to jedno, że “świadomość” zostaje zachowana w całej pełni. “Somnambul nie jest automatem, który działałby mechanicznie, czyli nieświadomie”. – “Przy czynnościach naukowych, nieraz ogromnie trudnych, w świadomości istnieć musi całokształt logicznie powiązanych z sobą wyobrażeń.” – “Fantazya, pamięć i zdolność spostrzegania okazują niejednokrotnie znaczne spotęgowanie; także myślenie czysto pojęciowe (wnioskowanie) ujawnia niezwykłą bystrość”. Po stronie badaczy materyalistycznych, którzy za wszelką cenę pragną uratować swoją “zasadę’’, spotykamy się z wielkiemi głupstwami. osłoniętemi pustą gołossłownością.

Tak naprzykład w jednej z rozpraw o duchowych zdolnościach somnambulów spotykamy się z taką uwagą: “Wystarczy przypuszczenie, że intensywności nerwowego podrażnienia w wielkim mózgu odpowiada intensywność spraw łączących się z niem w świadomości”. Najwyższy stopień bezradności ujawnia pewien badacz, który w rozprawce popularnej o somnambuliźmie wypowiada się o fizycznej sprawności lunatyków w taki sposób: “Czynności ich są przeważnie bardzo proste, polegające na długotrwałem ćwiczeniu… że chory nie ulega nieszczęśliwemu wypadkowi, to przypisać trzeba niejasności spostrzegania świata zewnętrznego”.

Naturalnie, że nie powinniśmy kapitulować wobec tej zagadki, która śród zagadek innych należy do najprostszych. Jung-Stilling ma niezawodnie słuszność, gdy powiada: “Jeśli Bóg dopuszcza, że zmysłom naszym narzuca się coś niezwykłego, to wolno nam chyba badać i dochodzić, co Pan Stworzenia chce nam przez to powiedzieć.” Rozglądając się daremnie za jakiemś wyjaśnieniem tych rzeczy, zwróćmyż się w stronę badaczy chrześciańskich. Schubert w swoich “Dziejach duszy” powiada: “Podczas wędrówek lunatycznych dusza udziela rękom i nogom coś ze swej swoistej siły. Bo zdaje się, że siła przyciągająca wyższego, niewidzialnego świata oddziaływa na ciało, przeciwstawiając się grubemu światu materyalnemu tak dalece, że traci on potęgę swego panowania nad ciałem.” – Splittberger w dziele swojem o śnie i śmierci wypowiada się tak: “Zjawiska  te byłyby niepojętemu gdyby ciało w mierze najwyższej nie było przeniknięte duszą, która mocą swoją dźwiga materyę ciała i wyzwala ją do pewnego stopnia z pod panowania prawa ciążenia.” A dalej mówi: “A cóż mamy powiedzieć o duchowych czynnościach lunatyków, których spotęgowanie zostało tylekroe stwierdzone? Czyliż możemy choć przez chwilę wątpić o tern, co jest wyższem: dusza, czy ciało?” Eichers w rozprawie swojej o duchu 5 jeg-> stosunku do natury powiada: „To wszystko (mianowicie czynności duchowe w stanie lunatycznym) możliwem jest tylko dlatego, że duch i we śnie posiada możność nietylko spostrzegania, ale także wnioskowania.”

Moje osobiste zdanie wyjaśniające lunatyzm, oczywiście zdanie, którego nikomu nie narzucam i które chętnie wymieniłbym na lepsze, jest takie: Według zasady fizykalnej ciężar ciała polega na przyciąganiu go przez magnetyzm ziemny. Księżyc wywiera wpływ przeciwny (przypływ i odpływ morza). Można przypuścić, że niektórzy ludzie nerwowi w latach dojrzewania podlegają magnetyzmowi księżyca. Przy dużem napięciu nerwowem u ludzi takich może dochodzić do przemijających stanów, w których zanika przyciąganie przez ziemię (utrata wagi). Dzieje się to osobliwie w nocy, ponieważ we śnie nerwy zmysłowe są prawie zupełnie nieczynne.  W ten sposób możnaby wyjaśnić także zagadkę indyjskich fakirów i czarownic.

źródło: “Tajemnice życia duchowego” NAPISAŁ GUSTAW STUTZER Z Niemieckiego przetłomaczył P. Laskowski, A. A. PARYSKI Toledo, Ohio.  USA 1926


czytaj więcej:

Taniec Świętego Wita – https://pl.wikipedia.org/wiki/Taneczna_mania

]]>
Niebezpieczeństwa somnambulizmu https://tarot-marsylski.pl/niebezpieczenstwa-somnambulizmu/ Thu, 21 Apr 2022 10:53:09 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=6966 Czytaj dalej ]]> Ze zupełną słusznością twierdzili dawni magnetyzerzy, że tyle jest różnych somnambulizmów, ilu jest uśpionych. Każdy chory zachowuje się we śnie magnetycznym inaczej; co jednemu pomaga, to innemu szkodzi; na co jeden jest nieczuły, to drugiemu sprawia ból lub przyjemność.

Ta rozmaitość objawów, ta zależność ich od każdego poszczególnego osobnika, może być niebezpieczeństwem o tyle, że magnetyzer niewprawny nie wie, czego się trzymać i jak sobie poradzić w niespodziewanie występujących objawach. Jest to niebezpieczeństwo tern większe, że wątpliwości magnetyzera udzielają się uśpionemu. Sugestja myślowa może tu być również potężna, jak sugestja słowna, a podobnież przenoszą się na chorego uczucia. Jeżeli zatem magnetyzer odczuwa niepewność lub obawę, że straci możność kierowania objawami, powoduje już tem samem powstawanie objawów niekorzystnych. Tern gorzej byłoby, gdyby zupełnie „stracił głowę” i np. pod wpływem przerażenia, że uśpiony wpada w konwulsje, zaczął go pośpiesznie budzić środkami drastycznymi. Wtedy przerwałby może na chwilę drgawki, ale w najbliższych godzinach one wystąpiłyby ze silą zdwojoną i powtarzałyby się regularnie przez długi okres czasu.

Są to nie tyle niebezpieczeństwa samego uśpienia, ile raczej niebezpieczeństwa spowodowane nieumiejętnością magnetyzera, lub błędnem stosowaniem *) somnambulizmu. Dlatego to w rozdziałach  poprzednich potylekroć podkreślałem konieczność odpowiednich kwalifikacyj moralnych magnetyzera, niezachwianej równowagi ducha, czystości pobudek i ufności we własne siły. Nie było jeszcze wypadku, żeby somnambulizm sam przez się spowodował dla uśpionego szkodę na zdrowiu lub na umyśle; jeżeli zatem magnetyzer nie straci spokoju i niewłaściwem stosowaniem zabiegów nie wypaczy objawów, żadne, choćby najgroźniej wyglądające, objawy nie będą miały następstw ujemnych. Musi tylko, obok spokoju i ufności

*) Niebezpieczeństwa te zwiększają się jeszcze, gdy do wywoływania objawów somnambulizmu biorą się ludzie całkiem nieprzygotowani do tego. W niektórych kółkach spirytystycznych zajmują się domorośli hipnotyzerzy t. zw. „kształceniem medjów“, usypiając osoby zdrowe, ale na sugestję podatne. Wynikiem takiego „kształcenia” bywa z reguły rozstrój nerwowy nieszczęsnych „medjów”, ciężkie przypadłości histeryczne lub epileptyczne, a nawet objawy obłędu.

w swe siły, wystrzegać się zwykłego u hipnotyzerów, lecz nie u magnetyzerów, narzucania uśpionemu swej woli, rządzenia jego organizmem jak automatem, którym każdy może kierować, kto potrafi nacisnąć odpowiednią sprężynkę. Wola magnetyzera powinna mu służyć przedewszystkiem do utrzymania własnej równowagi ducha i do wytężania wszelkich sił w zabiegach długotrwałych, ale nie do krępowania woli uśpionego. Słusznie zauważa dr Korew (B. 367): „Są ludzie, którzy mimo swej dobrej woli wywierają wpływ szkodliwy; są inni, którzy bez wytężania woli działają dobrze samem dotknięciem. Zdaje się, że siła ta zależy już to od strony organicznej, już to od moralnej. Wola człowieka jest tylko jednym ze środków, aby w organizmie chorego obudzić instynktowną siłę leczniczą, która rozwój najwyższy osięga w somnambulizmie.“ Innego rodzaju niebezpieczeństwa, o których zresztą także wspominałem, grożą uśpionemu wtedy, gdy zbliżą się do niego obce osoby. Dr Korew mówi (B. 381): „Są somnambulicy, do których nie można dopuszczać żadnych osób obcych, a w raport z nimi dadzą się wprowadzić tylko z trudnością bardzo nieliczne osoby; są inni, u których nie zapobiega złemu ani stosowana na początku ostrożność, ani wola magnetyzera, ani ich własne pragnienie zobaczenia się z obcymi; stosowanie przymusu wprowadziłoby ich w straszne konwulsje i byłoby zarodkiem niebezpiecznych chorób. Są znowu inni somnambulicy, których w zupełnem jasnowidzeniu można wprowadzić w raport z obcymi, ale w chwilach półuśpienia strzec ich należy od wszelkiego dotknięcia obcych, aby nie narażać ich na wielkie niebezpieczeństwo. Podobnie nierozsądnem byłoby sadzać somnambulików przy bakiecie z innymi chorymi. Wystrzegać się należy także własnowolnego skracania im godzin snu magnetycznego, lub porzucania ich przed zupełnem obudzeniem.”

Przypisywanie somnambulikom nieomylności może również mieć nieraz bardzo smutne następstwa. Są różne stopnie somnambulizmu, a nadto różne poziomy moralne u uśpionych; w niektórych stadjach występują tylko nieuporządkowane marzenia senne i halucynacje, w innych widzenie może już być wyraźniejsze, ale jeszcze bynajmniej nie niezawodne, a w jeszcze innych – niezmiernie rzadkich – jasnowidzenie dosięga takich wyżyn, że staje się nie omylnem  jak wyrocznia. Ponadto ten sam somnambulik może w pewnych dniach dawać wyjaśnienia najzupełniej pewne, a w innych mniej lub więcej zawodne. Odnosi się to nie tylko do widzenia chorób w organizmie własnym lub obcym, lecz także do skuteczności przepisywanych środków leczniczych.

Szczególnej ostrożności wymaga przyjmowanie zapowiedzi somnambulika, odnoszących się do przyszłości. Zdarzało się, że uśpiony podawał jako datę swej nieuniknionej śmierci dzień, w którym czekało go tylko głębokie omdlenie lub niebezpieczne przesilenie choroby; nie odróżniał bowiem tych różnych zdarzeń, jako z pozoru do śmierci podobnych. Tern łatwiej mylą się somnambulicy, gdy przepowiadają śmierć bliskich im osób, lub inne ważne wypadki w przyszłości.

Dr Korew opowiada (B. 390) o somnambuliczce, która ze smutkiem utrzymywała, że córka jej nigdy nie będzie miała dzieci, a mimo, to po 14 miesiącach córka urodziła szczęśliwie dziecko. Inna somnambuliczka trafnie przepowiedziała daty śmierci kilku osobom, a co do innych przepowiednie jej wcale się nie sprawdziły; nie przepowiedziała nawet sobie samej groźnego przesilenia choroby, które w dniach najbliższych nastąpiło. Znowu inna opisała dokładnie swego nowotwora w żołądku, od którego umrze, i przestała przyjmować wszelkie pożywienie poza wodą magnetyzowaną; a dopiero druga somnambuliczka przepisała tamtej środki lecznicze, które wkrótce spowodowały jej zupełne wyzdrowienie. Wszystko to, jak podkreśla dr Korew, były przepowiednie, głoszone przez dobre somnambuliczki z własnej inicjatywy i często powtarzane; a takie bywają na ogół mniej zawodne.

Tem niebezpieczniej jest przywiązywać wagę do przepowiedni, uzyskanych natarczywemi pytaniami przez magnetyzera lub osoby postronne. W pytaniach takich kryje się często pewna sugestja, a gdy somnambulik nie może – lub nie chce – zobaczyć tego, a co go pytają, odpowiada wtedy mniej lub więcej stosownie do zawartej w pytaniu sugestji, co oczywiście może być bardzo dalekiem od prawdy. Gdy zaś widzi dobrze to, o co go pytają, może przy widzeniach przykrych wpaść w konwulsje skutkiem przerażenia. Wiele niebezpieczeństw łączy się z przyprowadzaniem chorych do somnambulika, aby rozpoznał ich cierpienia i podał środki lecznicze. Przedewszystkiem samo zetknięcie z chorym może u uśpionego wywołać podobną chorobę; pozatem zetknięcie to, gdy go on sam wyraźnie nie uzna za nieszkodliwe dla siebie, może mu być przykre i wpłynąć na jego stan somnambulizmu. Podobnież przykry może mu być widok chorego narządu we wnętrzu organizmu, lub nawet samo odkrycie, że osoba, którą uważał za zdrową, jest ciężko chora. Przykre może być również dla chorego, gdy od somnambulika się dowie, że stan jego jest bardzo groźny; wtedy może magnetyzer uciec się do telepatji, łączącej go z uśpionym, i nakazać mu myślowo, aby przed chorym nie zdradził, co mu grozi. Wszelkie wmieszanie się silnych uczuć i afektów bywa zawsze szkodliwe nie tylko dlatego, że odbija się ujemnie na stanie uśpionego, lecz i dlatego, że mąci czystość i dokładność jego zdolności widzenia. Tern bardziej groźne mogą być następstwa, gdy afekt jest motywem głównym do zwrócenia tej zdolności w określonym kierunku. Gdy np. chora powie do magnetyzera: „Uśpij mnie, bo chcę zobaczyć, czy narzeczony mnie nie zdradza”, to przedewszystkiem sama jej zdolność widzenia będzie tern podejrzeniem zmącona: może zamiast rzeczywistego stanu rzeczy zobaczyć swoje wyobrażenie o zdradzie, jako halucynację niezwykle wyrazistą. Ponadto, gdyby widzenie jej wyjątkowo odpowiadało rzeczywistości, wstrząśnienie, spowodowane tern stwierdzeniem faktu, mogłoby sprowadzić poważne niebezpieczeństwo dla jej zdrowia lub życia. Wreszcie należy pamiętać, że w somnambulizmie sympatje bywają całkiem inne, niż na jawie; że zatem narzeczony, choćby najzupełniej niewinny zdrady, mógłby całkiem stracić sympatję uśpionej, a ta antypatja przeniosłaby się i na stan jawy.

Pewne niebezpieczeństwo może tkwić także w niedokładnem budzeniu somnambulika. Między stanem uśpienia a stanem zupełnej jawy powinno być zawsze poprowadzone dokładne odgraniczenie. Gdy zatem magnetyzer niewprawny budzi somnambulika niezupełnie, pozostawia go w jakiemś stadjum pośredniem między snem a jawą, w którem chory nie może w pełni posługiwać się zmysłami fizycznymi, a halucynacje mieszają mu się ze spostrzeżeniami rzeczywistemi. Chory trwa wtedy w stanie półsnu, który może stać się chronicznym, jeżeli trwa długo. Stąd to tak konieczne jest staranne i dokładne budzenie z uśpienia. Inna kategorja niebezpieczeństw grozi somnambulikowi wtedy, gdy swą zdolność jasnowidzenia zachowa dłużej, mimo że ona zwykle ustaje z chwilą )*wyzdrowienia. Wtedy może nieraz wpadać

*) Inne zdanie ma o tem dr Korę w (B. 394), który mówi: „Nie twierdzę, jakoby  somnambulizm musiał być związany ze stanem chorobliwym i znikał wraz z chorobą, ale wyradzał się w marzycielstwo, gdy trwa nadal po wyzdrowieniu. Są ludzie, u których somnambulizm utrzymuje się stale i nawet rozwija się coraz wyżej, bez jakiegoś wpływu chorobliwego. Są to istoty, które łączą najbardziej godną podziwu czystość obyczajów ze silnem przywiązaniem do życia i jasnowidzeniem wszystko przenikającemu.

w uśpienie także bez współudziału magnetyzera, a każde takie uśpienie bez odpowiedniej opieki grozi poważnemi następstwami. Jeszcze gorzej bywa, gdy zamierzy wykorzystywać swą zdolność czyto dla sensacji, czy dla zarobku, i poddaje się usypianiu przez kogokolwiek, kto oświadczy, że „zna się na tem“. Wprawdzie natura sama stosuje tu pewien środek zaradczy, wiadomo bowiem, że somnambulicy, usypiani przez różnych magnetyzerów bez wyboru, tracą wkrótce swe zdolności; nim to jednak nastąpi, mogą pojawić się poważne zaburzenia zdrowia fizycznego i psychicznego.

Z tem łączy się niebezpieczeństwo wykorzystywania sytuacji przez rzekomych magnetyzerów, nie posiadających odpowiedniego poziomu moralnego. Niebezpieczeństwo grubych nadużyć jest tu stosunkowo niewielkie dzięki temu, że somnambulicy magnetyczni bywają zazwyczaj odporni na sugestję, zachowując zupełną niezależność woli i conajwyżej wpadając w katalepsję w chwili, gdy inaczej obronić się od wykonania sugestji nie mogą. Jednak pozostaje groźnym ujemny wpływ nieodpowiedniego magnetyzowania na system nerwowy i na organizm fizyczny uśpionego. Reguła zapobiegawcza wynika tu sama ze siebie: nie dać się nigdy – nawet dla żartu, lub dla próby – usypiać człowiekowi bliżej nieznanemu, a przedewszystkiem niesympatycznemu; gdyby zaś uśpienia były z jakichś nagłych powodów konieczne, zatrzymać przy sobie którąś z osób bliskich, jako świadka całego przebiegu uśpienia.

źródło: „Magnetyzm Żywotny (Mesmeryzm) i jego własności lecznicze” JÓZEF ŚWITKOWSKI, BIBLJOTEKA-LOTOSU Nr 5 rok 1936, naucz. Uniw. J.K. we Lwowie, prezes Tow. Parapsychicznego im. J. Ochorowicza

]]>
Różne stany uśpienia https://tarot-marsylski.pl/rozne-stany-uspienia/ Fri, 15 Apr 2022 19:16:16 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=6910 Czytaj dalej ]]> W sen magnetyczny, opisany w rozdziale poprzdenim, można wprowadzić niewielką tylko liczbę osób, i to za pomocą zabiegów wytężających, gdyż długo powtarzanych. Magnetyzer doświadczony umie rozpoznać chwilę, w której ten sen następuje, i zmieni od razu zabiegi, jeżeli sen taki nie jest pożądany, lub też prowadzi je dalej, gdy sen jest potrzebny.

Magnetyzer niewprawny natomiast nie wie nieraz wcale, że sen już trwa od chwili; prowadzi zatem głaski  dalej, powodując mimo woli przechodzenie snu w inne stany. Ponieważ stany te mogą wprawić w zaniepokojenie zarówno magnetyzera, jak osobę pielęgnującą, podam pokrótce ich cechy fizjologiczne. Niektórzy badacze rozróżniają trzy takie stany; inni rozróżniają ich osiem lub czternaście. Ponieważ różnice fizjologiczne tych różnych stanów występują tylko w trzech kierunkach, a w dalszych stanach powtarzają się te same różnice, przytaczam je wedle określenia Ochorowicza (A. II, 153):

„Letarg jest snem najgłębszym. Pogrążony w tym stanie jest z pozoru martwą kłodą. Gałki oczne ma skręcone ku górze, tak, iż uchylając powieki, widzimy tylko białka. Członki uniesione opadają martwo. Nieczulość jest zupełna, nie tylko skóry, ale i błon śluzowych. Możemy uśpionego dotykać, szczypać, dawać mu pod nos amoniak, nie czuje nic. Jeśli mięsień lub ścięgno tego mięśnia podrażnimy naciskiem, to w takim razie ten mięsień wpada w tężec, sztywnieje. Chcąc go wyprostować, rozluźnić, trzeba w podobny sposób podrażnić mięsień przeciwny. Jednak ta nadpobudliwość nerwowomięśniowa nie istnieje w bardzo wielu formach letargu, a natomiast u wielu osobników może się przejawiać i w innych stanach (w katlepsji, w somnambulizmie), a u niektórych i na jawie. „Katalepsja )sztuczna różni się od prawdziwej tern tylko, że można ją w każdej chwili usunąć. Od letargu zaś różni się tern, że członki uniesione nie opadają martwo, lecz zachowują nadane im pozycje z woskową podatnością. Stan ten, od dawna znany magnetyzerom, o ile bywa ogólnym (obejmującym całe ciało), należy uważać za niższy stopień głębokości snu, niż w letargu, ponieważ życie psychiczne, tam zniesione, tutaj rozbudza się częściowo, przybierając najczęściej formę halucynacyj. Poza tym niema w tym stanie jeszcze żadnych przejawów czynnych, żadnych śladów samodzielności.

„Te ostatnie występują dopiero w somnambulizmie. W tej fazie pacjent może odpowiadać na pytania, a nawet rozmawiać i chodzić z własnej inicjatywy. Nieczułość na ból może być w tym stanie zupełna, tak samo jak w letargu i katalepsji; może jednak nieczułość względna niektórych narządów równoważyć się z nadmierną czułością innych. Pod tym względem rozmaitość indywidualnych kombinacyj jest nieograniczona i wszelkie sprowadzanie zjawisk do jednego typu nozograficznego może być tylko sztuczne.

Są to zatem trzy stany odrębne, których nazwy wprowadził prof. Charcot na podstawie swych badań w szpitalu Salpetriere dla histeryków. Ponieważ badania ograniczały się na chorych, podział ten nie da się zastosować do zdrowych, ani do cierpiących na inne choroby, prócz histerji. Mimo to jednak ów podział może być użyteczny, przynajmniej w hipnozie sugestyjnej, gdyż nią właśnie posługiwano się w szpitalu Salpetriere.

Magnetyzerowi zdarzyć się może, iż zawołają go do kogoś uśpionego sugestją przez niewprawnego hipnotyzera, który go zbudzić nie umie, lub też budzeniem zbyt  gwałtownem wprawił go w atak konwulsyjny.

*) Sztuczna jest wtedy, gdy została wywołana sugestją; prawdziwa zaś pojawia się bądź to sama przez się (np. w padaczce), bądź pod działaniem głasków magnetycznych, lub innych przyczyn fizjologicznych.

Dobrze zatem jest, aby i magnetyzer – chociaż się sugestją nie posługuje – znał różne stany tej hipnozy i w tym celu podaję najpotrzebniejsze szczegóły. Hipnotyzer wprawia w uśpienie tylko ludzi podatnych na sugestję. Każę im wpatrywać się w przedmiot błyszczący, a gdy oczy zmęczą się nieruchomem patrzeniem, wmawia im, że oczu otworzyć nie zdołają. Gdy ta sugestją już działa, wmawia im, że uczuwają senność i że zapadają w sen, w którym nikogo nie będą słyszeli, tylko jego jednego. Może im także wmówić, że nie będą czuli dotknięć, ukłuć, oparzeń, że nie potrafią poruszyć żadnym członkiem, że ciało całe zesztywnieje jak drewno.

Otóż sugestją, że ciało zesztywniało, nie powoduje nic innego, jak katalepsję; sugestją, że uśpiony nie poruszy ani ręką, ani nogą, że będzie nieczuły na ukłucia, wywołuje letarg, a sugestją, że uśpiony słyszy tylko hipnotyzera, prowadzi do somnambulizmu, gdyż uśpiony usłyszeć zdoła rozkaz, aby wstał i chodził, aby odpowiadał na pytania, aby wykonywał różne czynności. Ten somnambulizm może hipnotyzer zmienić w katalepsję prostą sugestją, że ciało sztywnieje, lub w letarg znowu tylko stosowną sugestją; stany te zatem mogą się wzajemnie przeplatać. Jeżeli hipnotyzer nie daje żadnej sugestji, uśpiony trwa w letargu, nawet przez kilka godzin z rzędu. Jest to taki sam letarg jak ten, który powstaje pod długotrwałymi zabiegami magnetycznymi bez żadnej zgoła sugestji; a więc sen magnetyczny, opisany w rozdziale poprzednim, jest również letargiem. Gdy sen letargiczny był wywołany magnetyzmem, używa go organizm do spokojnej pracy nad przywróceniem zdrowia; gdy był wywołany sugestją hipnotyczną, organizm niema bodźca do pracy ze strony magnetyzmu, uśpiony zatem, pozostawiony samemu sobie, budzi się po kilku godzinach, lub przechodzi do snu zwyczajnego.

Otóż gdy hipnotyzer domorosły da uśpionemu sugestję: „Teraz wpadasz w letarg, nic nie czujesz, nic nie słyszysz, nie możesz się poruszyć”, to uśpiony rzeczywiście wpada w martwotę i traci przytomność. Gdy następnie hipnotyzer, ucieszony taką władzą nad uśpionym, krzyczy po chwili do niego: „Obudź się!“, to uśpiony się nie budzi, gdyż – stosownie do sugestji – nic nie słyszy. Jeżeli go potrząsają i oblewają wodą, nie budzi się również, gdyż nic nie czuje.

*) Również letargiem takim samym jest stan podobny do śmierci, w którym nieraz grzebano ludzi uważanych za zmarłych.

Wtedy wzywają magnetyzera na ratunek, a ten już wie, co ma zrobić: nic innego, jak tylko spokojne głaski przez czas odpowiedni. Wspomnę jeszcze o pewnej szczególnej przyczynie, która może wywołać katalepsję bez żadnych wpływów magnetycznych i bez żadnej sugestji; wypadek taki zdarzyć się zatem może zarówno hipnotyzerowi jak magnetyzerowi. Jest to „ubezwładnienie z przestrachu”, jak je trafnie określił Ochorowicz, i nazywa się „katapleksją“ (z greckiego „plekto”, uderzam). Gdy w zupełnej ciszy rozlegnie się nagle silny dźwięk lub huk, podobnież nagły błysk silnego światła w ciemności, uderza on tak mocno w nieprzygotowane nań zmysły człowieka wrażliwego, że wprawić go może w typowe zesztywnienie kataleptyczne.

Dlatego to tak konieczny jest w leczeniu magnetycznem niczem niezamącony spokój dla chorego, którego wrażliwość wskutek zabiegów może być niezwykle zaostrzona. Wystarczy wtedy, żeby ktoś wszedł nagle do pokoju, żeby osoba pielęgnująca przemówiła do uśpionego, lub lekko trąciła łóżko, żeby trzaśnięto drzwiami w sąsiednim pokoju, a już wrażenie takie wystarcza zupełnie, żeby uśpionego wprowadzić w katalepsję.

Z pośród stanów: letargu, katalepsji i somnambulizmu, letarg jest snem najgłębszym, tamte dwa zaś są coraz lżejsze. Najgłębszym jest dlatego, że uśpiony jest odcięty najzupełniej od wrażeń świata zewnętrznego, dochodzących doń przez zmysły; dlatego to w nim organizm chorego może najwydatniej pracować nad swem uzdrowieniem, gdy magnetyzm pobudzi go do takiej pracy. Gdy człowiek zasypia snem zwyczajnym, to naprzód pojawia się sen lekki, a dopiero stopniowo pogłębia się coraz bardziej, aby nad ranem, przed obudzeniem się, przejść znowu w sen lżejszy. Pod wpływem zabiegów magnetycznych, prowadzonych tak długo, aby aż sen nastąpił, pojawia się również naprzód sen lekki, ale już w następnych minutach przechodzi w sen najgłębszy, w letarg. Gdy magnetyzer nie przerywa zabiegów, letarg po pewnym czasie przechodzi w katalepsję, a to przejście do innego stanu objawia się zwykle westchnieniem głębokiem lub krótkiem drgnięciem ciała. Jeżeli i teraz jeszcze zabiegi magnetyczne trwają dalej, katalepsja przechodzi w stan snu jeszcze lżejszego, w somnambulizm.

Wtedy uśpiony odzyskuje zdolność mowy i mimo, że śpi nadal, może odpowiadać na pytania, a nawet poruszać się i chodzić. Dr Korew (B. 389) opowiada, że „somnambulicy chciwie piją wodę magnetyzowaną, lub nawet polewają się nią, gdy minie stan snu najgłębszego, w którym nie mogli mówić.“

Somnambulizm jednak nie przechodzi zazwyczaj sam przez się w sen zwyczajny, z którego uśpiony mógłby się sam obudzić. Stan ten musi przejść na powrót w stany głębsze, a więc w katalepsję i letarg, a dopiero potem może nastąpić przebudzenie zupełne. Obudzić zaś może tylko ten, kto uśpił, a zatem tylko magnetyzer, i tu jest wybitna różnica między magnetyzmem a hipnotyzmem; tam bowiem obudzić może ktokolwiek, a nawet samo dmuchnięcie mieszkiem w oczy.

Aby przeprowadzić uśpionego ze somnambulizmu przez katalepsję do letargu, a potem obudzić ostatecznie, stosuje magnetyzer głaski poprzeczne, t. zw. „budzące”; niektórzy stosują także głaski podłużne, ale w kierunku przeciwnym, od stóp do głowy, a wreszcie dmuchanie w oczy (zamknięte) i na czoło. Jednakże magnetyzer rozumny nie będzie budził chorego żadnymi zabiegami, wyjąwszy wypadki nadzwyczajne, wyżej wspomniane; nie będzie nawet doprowadzał do somnambulizmu, lecz zostawi uśpionego w stanie najgłębszym, letargicznym, aż do obudzenia się dobrowolnego. Gdyby pod głaskami, nieopatrznie długo stosowanymi, uśpiony sam przeszedł w stan somnambuliczny, to najczęściej także powie sam, czy chce być obudzonym, poda godzinę i sposób budzenia. Jeżeliby nic o tern nie mówił – ma bowiem w somnambulizmie zdolność mowy – spyta go magnetyzer, czy należy go zostawić w spokoju aż do zbudzenia się samodzielnego, czy też obudzić wcześniej i w jaki sposób to uczynić.

To samo odnosi się do letargu; przytaczam tu słowa Ochorowicza (A. II, 170): „Na małą skalę ataki krótkotrwałego letargu trafiają mi się dość często w praktyce magnetycznej. Czasem uśpiona snem somnambulicznym nagle pada na ziemię w zupełnym bezwładzie; przestaje oddychać, puls jej słabnie, lub nawet ginie chwilowo. Wtedy robię co nakazuje praktyka magnetyczna, ale nigdy nie usiłuję budzić, ani nawet dmuchnięciem w oczy, a tern mniej jakimikolwiek ostrymi środkami, gdyż nigdy tego rodzaju stan, wywołany drogą naturalną, nie przedstawia niebezpieczeństwa. Natura sama sprowadziła ten stan przy mojej pomocy, w której jednak nie było nic decydującego.

Tej pomocy, jaką ja jej daję magnetyzmem, natura mogła użyć całkiem inaczej; mogła jej użyć na wywołanie gorączki lub konwulsyj, potów albo przeczyszczenia – ja nawet sugestją nie określałem formy przesilenia, a doświadczenie mnie uczy, że ta, jaką wybiera natura sama, jest najlepsza. Toteż nigdy mnie nie martwi trafiająca się u chorych lub pozoruje zdrowych niemożność obudzenia. Gdy przy lekkiej próbie ruchów budzących nie widzę żadnego działania, znaczy to, że budzić nie trzeba, że lepiej jest nie budzić. I czekam, ponawiając od czasu próbę budzenia bez gwałtu, a rezultat pokazuje, że chory zawsze na tym dobrze wychodzi.“

źródło: “Magnetyzm Żywotny (Mesmeryzm) i jego własności lecznicze” JÓZEF ŚWITKOWSKI, BIBLJOTEKA-LOTOSU Nr 5 rok 1936, naucz. Uniw. J.K. we Lwowie, prezes Tow. Parapsychicznego im. J. Ochorowicza

 

]]>