ja – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Tue, 02 Jan 2024 18:44:06 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png ja – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 Wola https://tarot-marsylski.pl/wola/ Tue, 02 Jan 2024 18:38:17 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=9446 Czytaj dalej ]]> Aby to zrobić, musimy ponownie zwrócić się do siebie i zdiagnozować, jeśli możemy, naszego własnego ducha.

Teraz, zaglądając w siebie, aby zobaczyć, kim jesteśmy, co odkrywamy? Z mojej strony jestem świadomy kalejdoskopowej serii myśli. Te kolejne rozpuszczające się widoki wydają mi się mieć mniej więcej tyle samo wspólnego, co kalejdoskopowe kombinacje zazwyczaj, i wydaje mi się, że mam mniej więcej tyle samo wpływu na ich pojawianie się, ile miałbym na te tego cudownego, lecz nieprzewidywalnego instrumentu, gdybym poprzez uwagę mógł go skłonić do ewolucji wzdłuż jakiejś lekko określonej linii. Innymi słowy, jestem świadomy na pierwszy rzut oka tego, co nazywamy ideami i wolą, oraz tego, że ta ostatnia ma pewien ograniczony wpływ na te pierwsze.

Moje kolejne odkrycie to, że ta siła mojej woli wcale nie jest bezpośrednią siłą twórczą. Nie tylko nie mogę nabyć nowej własności umysłowej poprzez samo chcenie jej posiadania; nie mogę nawet sięgnąć po to, co już jest moje, kiedy chcę. Nie mogę bowiem pomyśleć nowego pomysłu przez bezpośrednie działanie woli, ani też nie mogę bezpośrednio przywołać wspomnienia, kiedy chcę. Wszystko, co mogę zrobić, to trzymać się tego, co mój strumień myśli ma uprzejmość mi przedstawić lub puścić to. Wybierając zwrócenie uwagi na jakikolwiek pomysł, który akurat nadchodzi, pozwalam temu pomysłowi zrodzić inne w swoim rodzaju; okazji, z której natychmiast korzysta. Jeśli nie zwracam na niego uwagi, to natychmiast gaśnie. I to jest absolutnie wszystko, co mogę zrobić. W ten żałośnie słaby sposób radzę sobie, poruszam się i mam swoje bycie w głębokim przekonaniu, że mógłbym zrobić prawie wszystko, gdybym chciał.

Wola polega więc na wykonywaniu selektywnej uwagi. Wybieram, by zwrócić uwagę na jedną myśl zamiast na inną, a potem rzeczywiście skupiam na niej uwagę. Ale choć w działaniu wola jest właśnie selektywną uwagą, nie każda selektywna uwaga jest wolą. Ponieważ przy bliższym przyjrzeniu się mojemu strumieniowi myśli uświadamiam sobie dość zaskakująco, że wola ma z nim niewiele wspólnego. Obserwacja pokazuje mi, że to samo dotyczy moich towarzyszy. W rzeczywistości, większa część naszego życia składa się z działań bezwolnych, z prostego myślenia o czynie, a potem wykonania go bez żadnego wysiłku woli. Jednak nie jesteśmy świadomi, że jesteśmy tylko obserwatorami siebie. Wręcz przeciwnie, bardzo dojmująco czujemy, że żyjemy w tej paradzie, która rozwinęła się przed oczami naszego umysłu. Czujemy to, ponieważ selektywna uwaga jest ciągle zajęta, czy tego chcemy, czy nie, i jesteśmy całkiem świadomi, że działa ona mimowolnie.

W przypadku tej mimowolnej uwagi, siła za tronem wydaje się być po prostu zainteresowaniem, jakie dana myśl budzi w nas. Jeśli myśl nas przyciąga, skupiamy na niej uwagę mimo nas samych. Możemy często złapać się na tym, że jesteśmy prowadzeni zachwyceni na uwięzi przez jakiś fascynujący pomysł, bezsilnie protestując, gdy ciągnie nas za sobą. Przykuwa, jak mówimy, naszą uwagę. Krótko mówiąc, mimowolna uwaga to po prostu dynamiczny wynik myśli. Myśl skutkuje fatalistycznie w skupieniu i zatrzymaniu naszej uwagi tak samo, jak jasny obiekt powoduje obrót plamki ślepej na siebie, lub jak wystrzał kapiszonu powoduje wystrzał z broni.

Teraz wydaje się, że dobrowolna uwaga różni się od mimowolnej nie tyle w zamiarze, co tylko w intencji. Wydaje się, że w tym drugim przypadku wybieramy, na którą myśl będziemy naciskać, przy czym wywierany nacisk okazuje się bardzo podobny w obu przypadkach. W naszych poszukiwaniach noumenalnych, czyli tego, co nazywamy wolą, jesteśmy sprowadzeni z powrotem do samego aktu wyboru. Teraz, gdy szukamy przyczyny naszego wyboru, zawsze napotykamy na jakąś decydującą myśl. Za każdym razem, gdy udaje nam się dogonić tę przysłowiową ognistą kulkę, naszą własną wolę, i triumfalnie ją złapać, niezmiennie odkrywamy, że złapaliśmy-myśl.

Dlaczego chcę napisać te słowa, kiedy w rzeczywistości kusi mnie, by położyć się na trawie i wpatrywać w dryfujące wyspy chmur? Ponieważ zdecydowałem wczoraj, że to zrobię – myśl – albo ponieważ później będzie przyjemnie mieć to za sobą – myśl – albo po prostu, aby udowodnić sobie, że mam wolę – znów myśl, szyderczo podskakująca.

Za każdym razem, gdy wydaje mi się, że uchwyciłem tę ulotną siłę, wolę, znajduję się złapany na palpalnej myśli. Mimo to uważamy się za świadomych autonomii naszej woli. Nie powiem jeszcze, że nie jesteśmy. Co powiem, to że bylibyśmy równie świadomi tego faktu, gdyby faktem nie było. Bo to tylko nie jest wolne, co jest determinowane z zewnątrz. Teraz, czy wola była  noumenicznym primum mobile, czy tylko dynamicznym wynikiem myśli, byłaby w każdym przypadku determinowana od wewnątrz i dlatego wydawałaby się wolna.

Ale możemy pójść dalej. Cokolwiek by wola nie była, jest zależna od istnienia myśli w świadomości. To jest namacalnie dowodzone każdego dnia naszego życia. Bo ciągle jesteśmy świadomi myśli bez woli; nigdy nie jesteśmy świadomi woli bez myśli. Jeszcze dalej, w tych bezwolnych, a jednak świadomych czasach, jesteśmy całkiem świadomi siebie jako siebie. Wola, więc, oprócz tego, jak jest zawarta w myślach, nie jest istotą Ego.

Bo rzecz, która odwiedza nas tylko w ten sposób i jest wyraźnie rozpoznawana jako to robiąca, nie może być niezbędną częścią tej najgłębszej rzeczy, którą każdy z nas nazywa „ja”.

Na koniec, wola wydaje się być całkowicie bezbarwna. Nikt nie udaje, że jego wola różni się od woli sąsiada, z wyjątkiem siły, to znaczy w ilości. Różni się w swoim zastosowaniu, ale nie sama w sobie. Działa w jednym człowieku na jedną rzecz; w innym, na inną: ale to, co działa, wydaje się zasadniczo takie samo w obu. Wola działa, krótko mówiąc, jak każda inna bezosobowa siła.

Albo więc wola jest ja tylko jako zawarta w idei, albo nie jest w żadnym osobistym sensie ja wcale. Teraz metoda wejścia w stan transu ma coś bardzo stosownego i ważnego do powiedzenia na ten temat. Bo wejście do tego szczególnego stanu leży przez nienormalne używanie selektywnej uwagi. Przez utrzymywanie uwagi wystarczająco długo na bardzo mdłej myśli, albo jeszcze lepiej, na niczym wcale, znikają zarówno myśli, jak i wola; to znaczy, wola może mimowolnie doprowadzić do własnego wyginięcia, kiedy skupia się na wygaszeniu czegoś innego, mianowicie myśli.

Ale o tym zdumiewającym działaniu woli nie musimy iść do transu, by stać się zdumionymi świadkami. Bo każdy z nas doświadcza tego, w rzeczywistości, kiedy zasypia. Wprowadzając w naszą nocną nieświadomość, to nasze myśli wydają się gasnąć bezpośrednio, nasza wola tylko zdaje się być pośrednio zmuszona do odejścia z nimi. Baron Münchhausen podnoszący się za własny kucyk to dziecinnie proste w porównaniu do tego samowygaszenia woli, jeśli wola jest w jakimkolwiek sensie ja.

źródło: OCCULT JAPAN OR THE WAY OF THE GODS AN ESOTERIC STUDY OF JAPANESE PERSONALITY AND POSSESSION BY PERCIVAL LOWELL, Cambridge 1895.

]]>
Inspiracja – Natchnienie https://tarot-marsylski.pl/inspiracja-natchnienie/ Fri, 24 Mar 2023 19:40:20 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=8340 Czytaj dalej ]]> Dharaną rozwijałeś w sobie zdolność spostrzegania imaginacyjnego. Doświadczyłeś pierwszych widzeń barwnych, nie pochodzących od żadnego przedmiotu widomego. Liczba takich doświadczeń mnożyła się; zebrałeś ich tyle, że mogłeś już dzielić te zjawiska barwne na mętne, jasne i iskrzące, zacząłeś zdawać sobie sprawę z tego, że są to objawy istot różnego poziomu.

Jeżeli miałeś cierpliwość powstrzymać się od wszelkich prób domyślania się, co to mogą być za istoty, nie utworzyłeś sobie o ich naturze sądu przedwczesnego i teraz upraw a dhjany da ci możność tworzenia sobie  stopniow o sądu właściwszego. Wiesz, że dhjana prowadzi medytacjami swemi do inspiracji, a inspiracja dopiero jest tym stopniem, na którym można poznawać t. zw. „pismo tajemne“ . Obrazy twych imaginacyj były jakgdyby literami poszczególnemi tego pisma. Nie wpływały nawzajem na siebie i nie były od siebie zawisłe; ale potrzeba ci szereg takich obrazów imaginacyjnych zestawić obok siebie, aby one dopiero razem, jak litery słowa pisanego, utworzyły coś, co mówi, co ma znaczenie.

Zrozumienie tego znaczenia uzyskujesz właśnie przez inspirację. Czytasz  to pismo tajemne, na które patrzyłeś imaginacją jak na list w języku  nieznanym, chociaż znasz jego litery poszczególne. Jeżeli uprawiałeś dobrze dhjanę, to medytacja na temat „Nim oko zdoła widzieć“… nauczyła cię już czegoś niesłychanie doniosłego. Dała ci pojęcie, że to, co widziałeś w imaginacjach, widziałeś nie takiem, jakiem ono jest naprawdę, bo zabarwiałeś je własnymi nastrojam i i uczuciami. Patrzyłeś na te zjawiska barw ne nie wprost, lecz przez swoje szkiełka zabarwione. Gdyby drugi uczeń tajem ny patrzył na to samo, co ty, zobaczyłby to inaczej od ciebie, bo patrzyłby znów przez swoje szkiełka. To zatem, co spostrzegasz na początku twego wchodzenia w świat astralny, i co bierzesz za przedmioty lub istoty tego świata, jest niemi zaledwie w cząstce nieznacznej. Najczęściej i najłatwiej spostrzegasz to, co ty sam w ten świat rzuciłeś swemi uczuciami, nastrojam i lub żądzami. Tem, co tam spostrzegasz przedewszystkiem, tem ty sam jesteś; u wstępu w świat astralny spostrzegasz naprzód siebie.

Wiesz, że pojęcie odległości jest w świecie astralnym całkiem inne, niż we fizycznym. Tam to jest dalekie, co ci jest obce, z czem cię nie wiąże nic lub niewiele; bliskie natom iast jest to, co ci jest pokrewne, z czem cię  łączy podobieństwo lub zainteresowanie.

Dlatego to spostrzegasz tam przedewszystkiem siebie samego, bo przecież ty jesteś sobie najbliższy. W święcie fizycznym patrzysz także na siebie i także uważasz siebie za bliskiego sobie. Ale wszystko, o czem mówisz „ ja “, zaliczasz do swego wnętrza .

Gdy mówisz „czuję, pragnę“, uważasz to pragnienie lub uczucie za coś, co mieści się w tobie. Na zewnątrz tego nie widzisz; nie przychodzi to do ciebie, lecz wychodzi z twego wnętrza. W świecie astralnym natomiast te twoje własne uczucia i nastroje, które tam spostrzegasz imaginacjami, to widzisz zewnątrz siebie, jako coś przedmiotowego, poza tobą istniejącego.

Musisz dopiero stopniowo oswajać się z tem, że to, co widzisz tam, jak o zjawiska przedmiotowe, to jest twoje wnętrze; musisz przyzwyczaić się do takiego patrzenia na siebie samego, jakgdybyś był przedmiotem zewnętrznym, na który patrzy ktoś drugi.

Oto tedy zaczynasz już sylabizować to pismo tajemne. Znasz już niektóre jego litery i próbujesz składać je w słowa. Patrzysz w imaginacjach na te barwy, unoszące się swobodnie w przestrzeni w około ciebie, i zaczynasz je czytać: „ja, moje wnętrze„. Zaczynasz także dorozumiewać się potrosze, jak należy czytać to pismo, w jaki sposób z tych liter dochodzić do zrozumienia treści słowa. Nie czytasz .ich wprost, dosłownie: „czerwień, błękit“, tylko czytasz je symbolicznie, przenośnie.

Na razie odczuwasz coś w rodzaju rozczarowania przy tern odkryciu, że to „pismo” czyta się symbolicznie. Wydawało ci się może, iż w światach nadzmysłowych wszystko powinno być równie zakrzepłe i ostro odgraniczone, jak w świecie materjalnym , gdzie masz litery czarne na białem, przystępne kademu, kto się ich nauczy. Ale ta symboliczność świata astralnego lub myślowego nie jest mniej ścisła od liter ziemskich. W astralnym  uczucie jest barwą, a w myślowym każda myśl jest kształtem , figurą. Barwa nie jest symbolem uczucia, ani figura nie jest symbolem myśli, lecz myślą samą. To tylko ty tworzysz sobie sam te symbole, bo myślisz po ziemsku i nie możesz jeszcze oswoić się z tem, że uczucie, to barwa, a myśl, to postać. Później, gdy wrośniesz w te światy, gdy zaczniesz się w nich orjentować, będzie ci ta symboliczność czemś tak niesłychanie wyraźnem i ścisłem, że najwyraźniejsze znaki ziemskie wydadzą ci się niepewne i wieloznaczne.

W miarę, jak wzrastać będzie twa znajom ość liter, to znaczy, jak mnożyć się będą twoje widzenia imaginacyjne, dochodzić zaczniesz stopniowo do obserwowania różnic w tych zjawiskach astralnych. Oprócz różnic  w jasności barw i kształtów zauważysz także, że niektóre z nich zmieniają  się pod twoim wpływem, a inne są od niego niezależne. Nieraz pojawi ci się barwa szczególnie piękna lub figura symetryczna i harmonijna. Z chwilą, gdy tylko poczujesz dla niej zachwyt, barwa lub kształt zmieni się we mgnieniu oka.

Przeważna część jednak tych zjawisk pozostanie niezmienna pod w pływem twych uczuć i myśli, co najwyżej zniknie odrazu. Przekonasz się później, że właśnie te wszystkie zjawiska, których zmienić nie możesz, są tobą, pochodzą z twego wnętrza; te natomiast, zrazu bardzo nieliczne, które  ulegają twym wpływom, są wyrazem istot odrębnych od ciebie. Spostrzeżenie to będzie dalszym krokiem w twojej nauce czytania pisma tajemnego.

Nim do tego dojdziesz, musisz – jak wspomniałem – wrastać niejako w tę symboliczność świata astralnego. Musisz umieć posługiwać się symbolam i tak pewnie i niezachwianie, jak w życiu powszedniem posługujesz się cyframi lub literami. Musisz tę symboliczność znaleźć wszędzie, w każdem zjaw isku ziemskiem, a wtedy zrozumiesz całą prawdziwość zdania, że „wszystko znikome jest tylko porównaniem „. Do wrastania w ten symbolizm potrzebne ci będą osobne ćwiczenia medytacyjne, które możesz sobie wynajdować sam, na wzór np. następującego, wskazanego przez dra Steinera (I, 323):„przedstaw sobie jak najżywiej roślinę, tkwiącą korzonkam i w ziemi,  potem rozwijającą stopniowo listki, a wreszcie kwiaty. Obok niej przedstaw sobie człowieka. Staraj się odczuć jak najwybitniej, o ile doskonalsze ma człowiek własności od rośliny. Może iść swobodnie za swemi uczniami i swą wolą, a roślina przykuta jest do ziemi. Ale to właśnie, czego brak roślinie, czyni ją pod pewnym względem doskonalszą od człowieka. On działa pod wpływem żądz i przez to błądzi, ona zaś słucha tylko czystych
praw rośnięcia, otwiera bez żądz kielich swój niewinnym promieniom słonecznym.

Człowiek góruje nad rośliną pewnem udoskonaleniem się o tyle, że do sił niewinnych rośliny dołącza się żądza, popęd, namiętność.

„Przedstaw sobie teraz sok zielony, krążący w roślinie, jako wyraz jej beznamiętnych praw wzrastania, a obok przedstaw sobie krew czerwoną, krążącą w żyłach człowieka, jako wyraz jego żądz i popędów. Do tych myśli  żywych dołącz dalsze o tem, że człowiek ma możność rozwoju, oczyszczając wyższemi zdolnościami duszowemi swe popędy i żądze. Przez to niknie niskość tych popędów, które odradzają się na poziomie wyższym.

A wyrazem takich popędów oczyszczonych i uduchowionych może być nadal krew czerwona. Oto w róży sok zielony rośliny przemienił  się w barwę czerwoną kwiatu, a ten kwiat stosuje się do czystych praw  wzrastania, taksam o jak liść zielony. Czerwień róży może być symbolem tej krwi, będącej wyrazem popędów oczyszczonych po odrzuceniu wszystkiego, co niskie. Krew taka jest równej czystości, jak siły, działające w róży czerwonej.”

„Myśli te muszą nietylko pracować żywo w umyśle, lecz także budzić uczucia zachwytu nad czystością i beznamiętnością rośliny. Z tego wyniknie zrozumienie, że pewne udoskonalenie wyższe okupione być musi otrzymaniem żądz i popędów „. Masz organizm bardziej udoskonalony niż roślina, masz wolność ruchu, masz narządy zmysłów, ale za to masz i popędy i żądze. Zachwyt nad niewinnością rośliny prowadzi cię tu do nastroju poważnego na myśl o tern okupieniu doskonałości żądzami. Ale oto masz możność oswobodzić się od tych popędów niskich; możesz wolą własną oczyścić się i uszlachetnić aż do stopnia niemal roślinnego. Ta nadzieja oswobodzenia budzi myśl radosną o czerwieni krwi tak czystej, jak przeczysta jest czerwień kwiatu róży, bo taka krew uszlachetniona umożebni ci przeżycia wewnętrzne, podobnie niezamącone żadną żądzą  niską, jak niezamącone żądzami jest życie rośliny.

Nie idzie tu bynajm niej o przedm ioty, jakie weźmiesz za treść medytacji, bo możesz sobie przedmioty takie wybierać dowolnie. Zadanie polega na tern, abyś w medytacji przeżywał jak najżywiej to, o czem rozmyślasz, aby myślom towarzyszyły uczucia. Dopiero drgania uczuć, często  powtarzane, zbudzą ci w duszy i rozwiną nową zdolność wewnętrzną, przez którą symbole będą dla ciebie równie rzeczywiste i równie wyraźne, jak dotychczas były ci tylko litery lub cyfry. Zieleń soku roślinnego, jako symbol istnienia beznamiętnego, powie ci to samo, co czerwień krwi ludzkiej, jak o wyraz żądz i popędów; powie ci, że sama barwa, a więc zieleń lub czerwień, już wyraża coś określonego. Nie przedmiot zewnętrzny ma tu ważność, lecz barwa; wiesz zresztą, że w świecie astralnym barwy są przedmiotami, a przedmioty barwami.

Przez takie wżywanie się w symbole będziesz dochodził do coraz bieglejszego czytania pisma tajemnego. Już z tego, co poznałeś dotychczas, zdołasz odczytać niejedno. Gdy w imaginacji pojaw i ci się czerwień krwista, przeczytasz ją jako żądzę, a jeżeli pod wpływem twej niechęci do tej barwy – bądź co bądź nie pięknej – nie zmieni swego odcienia, odczytasz to jako żądzę twoją własną . Powiesz sobie: „oto tak wygląda moja żądza”, i uznasz, że musi być silna, skoro wywarła wrażenie na twe zmysły astralne, bardzo jeszcze niewprawne w spostrzeganiu objawów.

Będzie to dla ciebie odkrycie dość niespodziewane, bo przypuszczałeś zapewne, że tego rodzaju żądze niskie już wypleniłeś zupełnie. Ale ta czerwień krwista, niezmieniająca się pod twym wpływem, staje przed tobą jak napis wyraźny, mówiący ci, żeś żądzy nie wyplenił w sobie, tylko ją przytłumił, ukrył na samo dno duszy. A w świecie astralnym ona wyszła na jaw, jak wychodzi całe twe wnętrze; zobaczyłeś ją przed sobą i uczułeś coś jakgdyby przerażenie . Symbol, taki prosty, nieskomplikowany symbol, jednem błyśnięciem czerwieni powiedział ci więcej i wyraźniej, niż całe zdanie. Powiedział ci niedwuznacznie: „Błędnie siebie osądzałeś, bo uważałeś się za oczyszczonego ze żądz zmysłowych, a oto widzisz, jak wyraźnie występują te żądze przed twym wzrokiem astralnym .”

Pomyśl nad tem uważnie, co teraz przeczytałeś, a zaczniesz dochodzić do przekonania, jak niesłychanie wyraźnie przemawiają symbole, gdy się je umie czytać. W ystrzegaj się jednak szukać symbolów tam, gdzie ich niema, to znaczy, wystrzegaj się brać każde wrażenie barwne za imaginację. Gdy znużysz nadmiernie oko fizyczne, unosić się będą przed niem plamy krwiste w przestrzeni, ale to nie będzie imaginacja, tylko przekrwienie  narządu wzrokowego. Gdy patrzysz przez czas dłuższy na świetną zieleń wiosenną, a potem wzrok zwrócisz na przedmiot szary lub biały, spostrzeżesz na nim plamy czerwonawe. Nie będzie to również imaginacja, tylko  prosty objaw fizjologiczny. Wystrzegaj się tedy starannie wszelkiego łudzenia się i mieniania wrażeń fizycznych z astralnemi. Imaginację pojawiają się nagle , nieoczekiwanie, i znikają równie blyskowo, jak powstały. Nie zdołasz ich wywołać dowolnie, nie zdołasz ich przytrzymać, ani powtórzyć. Dopiero po długich latach zaczniesz stopniowo dochodzić do znajdowania sposobów, jakim i mógłbyś dowolnie – to znaczy, kiedy zechcesz – odbierać wrażenia imaginacyjne, czyli patrzeć świadomie w świat astralny.

Tymczasem uprawiaj nadal medytacje. Tem aty możesz sobie wybierać dowolne; ale rzecz prosta, że im wyższy treścią jest temat twej medytacji,  tern wyżej cię wzniesie, tern wyższe zdolności będzie budził w twej duszy. Wiesz już, że medytacje czysto myślowe, bez współudziału uczuć, będą stosunkowo mało skuteczne. Gdybyś wyłącznie tylko takie uprawiał, rozwinąłbyś jednostronnie tylko władze ciała myślowego. A wiesz, że masz harmonijnie rozwinąć także uczucie i wolę, to znaczy, ciało astralne i eteryczne.

Medytacje zatem powinieneś tak dobierać, aby im mogły towarzyszyć uczucia jak najżywsze, i aby budziły w tobie objawy woli. Jedną i tę samą medytację możesz uprawiać raz w kierunku uczuć, drugi raz w kierunku woli. Przykład medytacji na temat rośliny i człowieka posłuży ci równie dobrze do budzenia uczuć, jak i do budzenia woli. Oto ta czerwień kwiatu różanego, jako symbol oczyszczonej krwi ludzkiej, budzić może w tobie wolę takiego właśnie oczyszczenia twej krwi, aby wolna była całkiem od mętnych odcieni żądz i popędów.

Uprawa ćwiczeń tego rodzaju zmierza równocześnie do rozluźnienia związku wzajem nego trzech władz twej istoty: myślenia, uczucia i woli. Gdy związek ten się rozluźni, władze te będą mogły działać samoistnie, każda sama dla siebie, niezależnie od drugiej. A medytacje na tematy niezmysłowe nadają tym władzom nowy kierunek; zamiast zwracać je na przedmioty zewnętrzne, kierują je do wnętrza, w głąb twej istoty.

Spostrzeżesz później, jakim potężnym dorobkiem duchowym są takie władze oswobodzone i na przedmioty zmysłowe nie marnowane. Oswobodzoną siłą myślową, kierowaną do wnętrza, dotrzesz do uświadamiania sobie twej jaźni wyższej. Podobnie, gdy twej siły uczucia nie zwracasz na zewnątrz, aby czy to mową, czy w inny sposób dać wyraz swym uczuciom, lecz zdołasz zatrzymać ją w swem wnętrzu swobodną, dopiero wówczas może ona być władzą nadzmysłową. To samo odnosi się wreszcie do twej woli. Z chwilą, gdy oswobodzisz ją od związku z myślami i uczuciami, aby nie musiała działać pod ich wpływem, zdołasz utrzymać ją we wnętrzu jak o władzę wyższą, działającą bez posługiwania się narządami fizycznymi.

źródło: J.A.S. “Droga w światy nadzmysłowe” (Radża Joga Nowoczesna), wydanie II, Kraków 1936


Celem uzupełniania zobacz: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923 

]]>
Ciało mentalne https://tarot-marsylski.pl/cialo-mentalne/ Tue, 30 Aug 2022 10:27:38 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=7363 Czytaj dalej ]]> Z trudnością tylko wyzwolić się możemy od oczarowań świata zmysłowego  tj. od uroku i mocy, jaką nad nami ma wszystko, co dotyczy bezpośrednio naszych zmysłów. Skłonni jesteśmy od pierwszej do ostatniej chwili życia wierzyć w rzeczywistość jedynie i wyłącznie tego, co widzą oczy nasze, uszy słyszą, dotykają ręce. To oddziaływanie świata zewnętrznego na nasze ״Ja“ narzuca się świadomości naszej tak wszechwładnie, że tylko na drodze niepomiernych wysiłków znaleźć możemy wyzwolenie.

Patrzymy codziennie na niebo, pokryte mirjadami słońc, planet, asteroidów – i nic nie wiemy o nieogarnionych rozmiarach ciał niebieskich, o szybkos’ci niesłychanej ich krążenia w przestworzach… nic… nawet o nieogarnionej ziemskim umysłem ich liczbie!

Dopiero badania astronomiczne pouczają nas, że glob słoneczny jest półtora miljona razy większy od ziemi – że istnieją dalsze, niepojęcie olbrzymie słońca – światy, które z ziemi widzimy, pod postacią pyłków błyszczących!.. Dowiadujemy się, że zwierciadła teleskopu zapełniają przestrzeń miljonami niedostrzegalnych golem okiem gwiazd. Zaś żyjąc w czasie i przestrzeni, niezdolni jesteśmy niemal wytworzyć sobie pojęcie życia poza następstwem zjawisk, poza nieprzenikalnością – innemi słowy : poza przestrzenią i czasem. A jednak : takie życie istnieje. Żyjąc w święcie, w którym śmierć zdaje się pozornie niszczyć świadomość – z trudnością przyjmujemy wiarę w nieśmiertelność, w trwanie naszego Bytu rzeczywistego w innych przejawach istnienia.

A jednak – jedynnym najgłębszym celem świata i praw jego przejawów jest urzeczywistnienie świadomości, wzmożenie, spotęgowanie jej poprzez wieki – zachowanie jej dla nieznanych dziś świetnych rozwojów. Dziś – duch nasz jest jeszcze ofiarą zupełnego przystosowania się zmysłów naszych i całości naszega organizmu do świata, w którym ten organizm zbudził się do życia i rozwinął, z dniem każdym zacieśniając swoją z nim wspólność, utrwalając wpływ wzajemnego oddziaływania.

Oto dlaczego tytuł wybranego przeze mnie tematu sam przez się razić może nadmierną śmiałością. Znaczenie jego zmusza nas niejako do porzucenia jednego z najczęstszych sposobów wytwarzania pojęć naszych o kształtowaniu się myśli, zwykłych wyobrażeń naszych na temat aktywności władz intelektualnych, rozumienia genezy pojęć! Przywykliśmy, zżyliśmy się z pozorną, złudną pewnością, że mózg jest ogniskiem – źródłem intelektualnej pracy – narzędziem przetwarzającem wyobrażenie – t. j, obrazy od zewnętrznego świata odbite – w uogólnione pojęcia; twórcą niezliczonych myśli – czarodziejem urzeczywistniającym magję twórczych potęg, który w ciągu wieków ujarzmić zdołał siły bezlitosnej, ślepej przyrody.

Pewność to utwierdzana oddawna przez naukę, co w badaniach swych porzuciła ciasne mroczne drogi dogmatów teologicznych. Stopniowo uczeni odrzucać poczęli koncepcję duszy. Żadne bowiem dociekania filozoficzne nie zdołały znaleźć dla istnienia jej punktu oparcia w ciele. Michał Servet twierdził, że siedliskiem duszy jest krew. Nauka przeszła nad tą hypotezą do porządku dziennego. Mojem zdaniem jednak, jest w niej pewna doza słuszności… Krew bowiem nie jest należącem wyłącznie do ciała, lecz jakby pośrednikiem plastycznym między ciałem a duszą – wyrazem zewnętrznym niektórych psychicznych władz – czynnikiem przetwarzającym w wzruszenia odbierane przez duszę zjawiska wstrząśnień. Dziwne to a jednak prawdziwe, że nie serce, nie system nerwowy, lecz dusza właśnie jest przyczyną krążenia krwi. Wstyd nawet w samotności okrywa nam lice rumieńcem – bledniemy z lęku nawet gdy niebezpieczeństwo minęło. Odrzuconą również zosłała ostatnio teorjo aaimi- styczna Stahl’a. Filozofja zatryumfowała, oświadczając z dumą, że duszy pod skalpetem nie znaleziono. Wśród uczonych powstało gorące współzawodnictwo. Chodziło o nagromadzenie jak największej ilości dowodów i o zadanie psychologji spirytualistycznej ostatecznego ciosu. Tak więc od Buchnera do Chabancix, od Moleschotta do Solliera – porzez teorję Lombrosa – uważano najwybitniejsze, najszlachetniejsze przejawy duszy, wzloty najwyższe ducha, jedynie za wynik oddziaływania fizycznych i chemicznych sił. Szkoła Lombrosa poszła w tym kierunku o krok dalej, uważając genjusz za jeden z objawów zboczenia umysłu z drogi normalnej – obłąkania.

Zapatrywanie Dra Serph’a na zjawisko genju- szu są tak wstrętne, że od dosłownego ich powtórzenia powstrzymuje mnie coś w rodzaju wstydu. Nie odróżniano już ciało od duszy — lubowano się nawet w wynajdywaniu przyczyn, wyliczaniu materjalnych substancji, których oddziaływanie miało niejako osłabić, przeinaczać lub niszczyć świadomość, wrażliwość sumienia, bystrość rozumu, by dowieść, że to wszystko nie jest niczem innem, jak tylko wytworem funkcji fizjologicznych. Usiłowano wszystkie władze ludzkiego ducha rozmieścić materjalnie w neuronach i zwojach mózgowych. Teorja frenologiczna Galla, względnie słuszna zresztą, miała stać się kluczem do poznania skłonności, cech charakteru, zdolności człowieka, rozmieszczonych niejako materjalnie w obrębie czaszki. Założyciele psycho-fizjologji: Staeckel, Piotr Janet, Ribot etc. rozpatrywali, badali metodę paralelizmu psycho-fizjologicznego – usiłując określić, w jaki sposób dany jakiś stan ciała ludzkiego, jako całości organizmu, lub stan poszczególnych narzędów pociąga za soba wytworzenie czy zniszczenie odpowiedzialnego stanu świadomości, działania umysłu, i t. d. – i dowieść, że rozwój stopniowy świadomości idzie bezwzględnie w parze z rozwojem mózgu i systemu nerwowego. Zapomniano może o zjawiskach takich, jak owo pięcioletnie dziecko z Lubeki, które umierając, starało się ukoić ból rodziców stwierdzeniem nadziei przyszłego życia – i w ciągu krótkiego swego istnienia żdążyło nauczyć się biblji na pamięć – i poznać język grecki i łaciński. Sło\yem: nauka nie chciała nic widzieć w człowieku poza machiną, złożoną z kości, mięśni i nerwów. Łatwo zrozumieć, że wywody swoje opierała na podstawie mechanistycznej teorji ewolucji biologicznej: na fakcie, że zrodzone z niższych drogą przystosowania i doboru naturalnego gatunki coraz wyższe – przez dziedziczenie zrazu, a potem przez atawizm przekazują następcom swym zwolna w ciągu wieków wytworzone elementy rozwoju organizmu i świadomości – by w końcu dać początek najwyższemu gatunkowi zwierząt *sących ’- arcydziełu ostatecznemu – człowiekowi.

Oczywiście spodziewano się w tej przesubtelniezłożonej machinie znaleźć klucz, otwierający wrota do najgłębszych tajemnic ludzkości.

Lecz oto niezmiernie liczne, nieoczekiwane a niezaprzeczalne objawy przerwały zamknięty krąg tych zaiste ciasnych nieco pojęć i nazbyt pospiesznie wypowiadanych interpretacji. Rozpoczęły się w Ameryce i niebawem przywędrowały do Europy fakty z dziedziny spirytyzmu. Zwróciły uwagę uczonych. Należało wytłomaczyćte niesłychane zjawiska, rozpoczęte jakoby w zaświatach. Zajęli się tą dziedziną najzdolniejsi, najsumienniejsi badacze. Niektórzy z nich jak : R. Wallace, William Crookes, Aksaków, Gibier – etc. – poszli do obozu przekonanych – inni, przykuci do teorji negacji bezwzględnej, uciekali się do marnych, nie wytrzymujących krytyki środków w celu skończenia raz na zawsze z ״nieporządanemi gośćmi“ świata nadprzyrodzonego. W dziedzinie zjawisk hypnotycznych zwolennicy teorji suggestji zarówno jak i magnetyzmu zmuszeni byli, nie zważając na negujące wysiłki uczonych tej miary, co Charcot, skłonić głowę i uznać, nie rozumiejąc ich jeszcze, fakty zarówno oczywiste jak zadziwiające, jakoto : różnorodność i złożoność istniejących w jednem indywiduum ludzkiem osobowości, genjalne pomysły i twory obłąkanych mózgów, – wizje prorocze i t. d. słowem : niepodejrzewane dotychczas głębie natury lndzkiej. Od tej chwili inni badacze pracować poczęli w innem kierunku – a wyprowadzone przez nich wnioski niejedno już zmieniły – a nawet przesunęły zasadniczo stanowisko psychologji, opierającej się dotychczas wyłącznie na biologiczno – antropologicznych podstawach, poszukując źródeł umysłowości i uczuciowości, zarówno jak i przyczyn zboczeń z ״normalnej“ drogi jedynie w funkcjach organicznych i nerwowych. Rochat, Richet, Geley i inni oświadczyli stanowczo, że źródła naszej świadomości leżą ukryte  niepomiernie głęboko za ciałem naszem – maską zewnętrzną, złożoną z kości, mięśni i krwi, że maską też smutną i bladą nieśmiertelnej, boskiej Psyche jest widzeniu cielesnych oczu dostępne oblicze ludzkie. Spotkali się na tej drodze z mądrością starożytną Indji i Egiptu, Chaldei i proroków Izraela, filozofów z Samos i z Aleksan- drji. Stwierdzili, że ciało jest tylko narzędziem duszy, środkiem dla przejawienia się świadomości. Wystarczy zresztą przytoczyć kategoryczne na ten temat oświadczenie Dra Geley:

Jest w istocie człowieka pierwiastek dynamo-psychiczny, stanowiący istotność ״Ja“ i absolutnie nie dający się sprowadzić do funkcji ośrodków nerwowych – nieuwarunkowany działaniem organizmu – lecz raczej – sądząc według zjawisk stwierdzonych – warunkujący pracą organizmu i mózgu.

Tak więc zdaniem uczonego, mózg nie jest niczem innem, jak tylko organem podrzędnego znaczenia – a funkcje jego, jakkolwiek niezmiernie ważne dla ekonomji całej naszej istoty, nie są jednak zasadniczym warunkiem działania władz umysłowych – źródło zaś tego działania tkwi w najtajniejszych głębiach zjawiska życia. Mózg – jakkolwiek zdolny ograniczyć przejawienia się świadomości na planie fizycznym – jakkolwiek odgrywający w daleki od doskonołości sposób rolę tłumacza wyrazu wyższych władz duszy, nie jest jednak bynajmniej twórcą Myśli jako takiej – ni miejscem przetwarzania się doznanych od świata zewnętrznego wrażeń w pojęcia. Musi być, jest w nas, materja jakaś subtelniejsza, szlachetniejszy organizm, doskonalej i płodniej działający, niż neurony, komórki szarej substancji, zwoje mózgowe.
Organizm od prawieków znany w psychologji okultyzmu pod nazwą ״Ciała mentalnego“ lub : ״Myśliciela“ i uważany za Człowieka rzeczywistego, którego funkcją charakterystyczną i odznaczającą jest zdolność ujmowania i wyobrażania wzajemnych stosunków zjawisk i pojęć, słowem: inteligencja. Idąc dalej, ta nauka Adeptów utrzymuje, że myśliciel, przebywający na linji granicznej między światem śmierci a światęm życia wiecznego – umika spojrzeniem w dwie przeciwległe strony i działa w dwóch przeciwległych kierunkach: zapomocą ciała mentalnego, ściśle złączonego z ciałem astralnem, pracuje w świecie fizycznym, zmysłowym, za pośrednictwem zaś mentalu wyższego, złączonego z Duchem, ogarnia nadludzkie legjony i przebiega bezkresy nie- nieśmiertelności. Teozofja odróżnia tedy w Myślicielu ciało mentalne niższe i wyższe.

Teorja ta, jakkolwiek niezwykłą zdawać się może, znalazła jednak potwierdzenie w najwznioślejszych koncepcjach naszej filozofji, zarówno jak i w zadziwiających faktach z dziedziny fizjologii i wysoko wartościowych, głębokich, bezwzględnie wiarogodnych doświadczeniach psychologicznych. Bergson w jednym z odczytów swych na temat dyszy i ciała potrafił, z cechującym go talentem, subtelną djalektyką i przenikliwą analizą przekonać nas o istnieniu Ducha i o przetrwaniu najwznioślejszych pierwiastków naszej istoty. Dr. Galey w ostatniem swem dziele : ״Od nieświadomego do świadomego“, opierając się na znacznie zmodyfikowanych podstawach biologji współczesnej, mówi o istniejącej w nas kryptopsychji – duszy utajonej, głębszej po stokroć i rozleglejszej od słabego, bladego jej odbicia, jakiem jest tak zwana świadomość normalna.

Objawia się niejednokrotnie ta dusza ukryta w zadziwiająco wczesnym rozwoju umysłowym i psychicznym cudownych dzieci. Hiszpan Pepito Ariola w wieku trzech lat grał i improwizował na fortepianie zarówno liczne jak bogate dźwjękowo melodje. Willjam Hamilton w tymże wieku studjował język hebrajski – zaś mając 7 lat więcej umiał, niż przeciętny student, przygotowujący się do doktoratu. Mając lat 18, mówił 18-ma językami, Willy Ferrero, jako czteroletnie dziecko dyrygował orkiestrą kasyna w Lyonie i w paryskich ״Folies – Bergeres. Szwedzki inżynier Erickson, mając lat 12 został inspektorem kanału Szwedzkiego i kierował pracą 600 robotników. 6 letni Mahan, z Stanów Zjednoczonych rodem, w zdumienie wprawiał głęboką znajomością Pisma św. i cudownym darem wymowy. Van de Kertkhoven z Bruges, zmarły w 11 – stej wiośnie życia, pozostawił 350 dzieł malarskich, z których, zdaniem Siret’a, członka belgijskiej królewskiej Akademji Nauk i Sztuk Pięknych, niejedno mogło uchodzić za twór mistrzów takich jak Diaz, Corot, Salvator Rosa, Van, Goyen i t.d.

Dalej twierdzi Dr. Geley że pod powierzchnią naszej niepewnej, lękliwej pamięci normalnej istnieje ukryta pamięć inna – mająca w sobie moc potęgi, rzec można, nieskończoną. Fakt to, poparty również autentycznymi dowodami. Obok Rzymianina, deklamującego raz zasłyszany długi poemat  Pica della Mirandola, który na pamięć umiał książkę po jednorazowem przeczytaniu, możemy zacytować kardynała Miezzofanto który mówił biegle 70 ma językami – Szkota Jakóba Crighton’a – który w 14 roku życia otuymał stopień magistra – a w rok później prowadził dyskusje na wszelkie możliwe tematy w językach: łacińskim, greckim, hebrajskim i arabskim.

Dodajmy jeszcze lingwistę Trambetti’ego który przestudjował wszystkie niemal języki żyjące i umarłe – i ponadto włada 300-ma narzeczami Wschodu. Przytoczę jeszcze z dzieła Dra. Geley’a ustęp na temat zadziwiającej zdolności zastępowania w poszczególnych, niezwykłych wypadkach uszkodzonych narzędzi świadomości przez inne, niezbadane dotychczas, oraz niezależności władzy myślenia od narzędzia – mózgu: ״Edmund Perrier na posiedzeniu z dn. 22 października 1913 przedstawił Akademji Nauk obserwację Dra Robinsona, który, dotknięty wrzodem ropiącym na całej niemal przestrzeni mózgu, przeżył rok bez znacznych cierpień i bez widoczny zaburzeń umysłowych.

W lipcu 1914 r. Dr. Hollopean zreferował w Towarzystwie Chirurgicznym wypadek operacji, dokonanej w szpitalu Necker’a na młodej dziewczynie, która upadła z wagonu miejskiej kolejki podziemnej. Przy trepanacji czaszki stwierdzono, że znaczna część substancji mózgowej stanowiła wskutek silnego wstrząśnienia bezkształtną, płynną niemal inasą. Dokonano oczyszczenia, założono dreny, zaszyto – i chora wyzdrowiała zupełnie.

Uprzejmości Dra Domingo Guzman’a zawdzięczamy znajomość ciekawszych jeszcze faktów, zanotowanych w klinice Dra Mikołaja Ortiz’a. Są one potwierdzone przez dwie wybitne osobistości świata naukowego – a więc bezwzględnie wiarogodne.

״Pewien chłopiec, zmarły w wieku 12 – 14 lat, zachował był do końca pełnię władz umysłowych, mimo zupełnego oderwania się substancji mózgowej od trzonu – jak bywa przy śmierci od noża gilotyny. Otworzywszy przy autopsji jamę czaszki, stwierdzono przekrwienie opon i istnienie ogromnego wrzodu na całej niemal przestrzeni mózgu w znacznej części na mózgu właściwym i na wzgórku potylicznym. A jednak chory do ostatniej chwili kojarzył pojęcia, myślał normalnie. Jakże to mogło być? W czasie choroby skarżył się chłopiec na silny ból głowy – temperatura wynosiła stale 39°, jako charakterystyczne objawy można było zanotować : niepomierne rozszerzanie źrenic, wstręt do światła i przeczulenie skóry. Skonstatowano zapalenie mózgu i opon.

Również rzadki wypadek przedstawia człowiek 45 letni, dotknięty wstrząśnieniem mózgu na poziomie zwoju Broca – w połączeniu ze złamaniem kości skroniowych i lewych kości bocznych. Stwierdzono: podniesienie temperatury, utratę zdolności mowy i połowiczny paraliż prawostronny. Dyrektor kliniki i inni lekarze poddali chorego ciekawemu doświadczeniu reedukcji mowy – udało im się nauczyć go wymawiać ośm do dziesięciu słów zrozumiałych i świadomych. – Niestety, eksperyment został przerwany po 20 dniach przez dalszy rozwój choroby: silną gorączkę, ból głowy, malignę, omdlenie. Po 30 godzinach nastąpiła śmierć. Przy autopsji znaleziono duży wrzód na całej niemal przestrzeni lewej półkuli mózgowej. 1 tu powstaje pytanie: jak mógł ten człowiek myśleć ? Z pomocą jakiego narzędzia – po zniszczeniu tego, które zdaniem fizjologów,. jest siedliskiem inteligencji ?

To nie wszystko. Nawet codzienne, zwykłe zjawiska psy- choligiczne dostarczają nam materjału do zwalczania klasycznej koncepcji fizjologów i paralelistów.

Znajdziemy bogactwo tego materjału w dziele Dwelsharvers’a: ״Nieświadome“ (L’ Inconscient). Teorję lokalizacji psycho-fizjologicznych uważa autor za bezpodstawny wytwór wyobraźni.

Jeśli nie dadzą się zlokalizować nawet najpierwotniejsze czucia – tern trudniej jest znaleść na przestrzeni kory mózgowej miejsce określone dla tak nazwanych dawniej władz jakoto : abstrakcja, wola, uczucie, wyobraźnia, pamięć. Co więcej, niemożliwem się wydaje tłumaczyć działalność psychiczną zapomocą działalności mózgowej-i sprowadzać te dwie funkcje do siebie.

A więc – działalność psychiczna ma swoje źródło nie w mózgu. Samo już to stwierdzenie równa się uznaniu istnienia w człowieku ciała mentalnego (niezależnego od ciała fizycznego).

Ilekroć jednostka myśląca, nie ograniczając się do powtarzania rzeczy znanych, nabywa pojęcia nowe – przekracza ona temsamem granice cielesnego mechanizmu – a wysiłek niezbędny dla wytworzenia syntezy pojęć już nabytych i nowych wrażeń wymaga nowej, wzmożonej aktywności całej istoty. Mechanizm mózgowy pozostaje wtyle poza wyprzedzającą go inteligencją. W tej naprawdę postępowej, charakteryzującej wysiłek człowieka działalności jest nie powtarzanie pojęć nabytych, lecz budowanie syntenzy nowej – a więc: pierwiastek twórczy.

Mechanizm syntezy zrozumiemy może lepiej, rozpatrując ciało przyczynowe. Nadmienię tymczasem parę słów objaśniających. Oto o przeczytałem przed chwilą: ״Mechanizm mózgowy pozostaje w tyle“ – a więc wyniki pracy intelektualnej łączą się z zasadą gatunkowo wyższą – z niższem ciałem mentalnem. Mózg może zapomnieć – niemniej one pozostają w pamięci głębszej, trwarlszej niż pamięć, wytworzona przez komórki. 1 wówczas owoce intelektualnych wysiłków podlegają wypracowywaniu przez mental wyższy – łącząc się temsamem z poprzedniemi zdobyczami, jakie mental niezniszczalny nagromadził już poprzez szeregi reinkarnacji. W czasie dokonywania się tej pracy mechanizm mózgowy może być zajęty czemś innem – nie przeszkadza to bynajmniej procesowi tworzenia, dziejącemu się w człowieku wewnętrznym – tak więc istotnie mechanizm mózgowy pozostaje wtyle, jako nie odrazu uświadomiony o tern, co dokonywa się poza nim – chciałem powiedzieć, za kulisami.

Przychodzi wreszcie chwila, gdy z głębi naszej istoty pojawiają się pojęcia pozornie niewytłumaczone, przypadkowe – często na temat kwestji pierwszorzędnej wagi – bezwzględnie od dotychczasowych różne. A więc: owoce wewnętrznych przyswojeń objawiają się w pełncm świetle naszej świadomości. Są one odnową minionego, wiosną młodą* przenikliwemi, świe- tlistemi oczyma patrzącą w dal – samym faktem istnienia stwierdzającą prawdę zacytowanych poprzednio słów: ״Że istota jednostki nie zamyka się w ciasnym mechanizmie fizycznym, że cechą charakterystyczną tej istoty jest działalność postępująca, która przekracza tego mechanizmu granice, nie jako powtórzenie nabytego, lecz jako odnawiająca się synteza”.

Chciałbym wytłumaczyć w sposób obrazowy komentarz ten, napisany w formie dość zbliżonej do tekstu dzieła. Dopomoże nam to za chwilę do zrozumienia przemian i interakcji, odbywających się między dwoma ciałami mentalnemi. Przypuśćmy, że znajdujemy się w wnętrzu skromnej, jednopiętrowej budowli. Podłoga parteru jest klepiskiem, a sufit niski. Na pierwszem piętrze, w pracown ׳, spotykamy artystę-rzeźbiarza w sile wieku i talentu, z miłością opracowującego i doskonalącego nieustannie wykonywane w przedziwnej jakiejś substancji modelunki. To mental wiecznotrwały, inaczej mówiąc: ciało przyczynowe. Zaś na nagiej, z gliny ubitej podłodze parteru stoi uczeń młody pełen zapału, zajęty nieustannym obrabianiem wyrywanej z łona ziemi wilgotnej gliny. Kształtuje on tę glinę niewprawnie jeszcze i przez otwór w suficie ciska na pierwsze piętro swe nieudolne próby, szkice. To jest mental niższy – synteza w pierwszym momencie powstania.

Zarzucony szkicami artysta podnosi je z uśmiechem, rozpatruje ukrytą w nich myśl, zaznacza ją intensywnie i szuka dla niej miejsca w olbrzymiem cyzelującem się już dziele. Poczem w celu wykształcenia, wyudoskonalenia pomocnika odsyła mu rzeźby, już nie te ciężkie, bezkształtne próby początkującego, lecz twory pełne wyrazu, wdzięku i siły. Oto co porównać można do odnawiającej się syntezy. Uczeń przenikniony radością na myśl o doskonałości swej roboty – pracuje dalej z zapałem, dopokąd nie wybije dlań godzina odpoczynku we wspaniałem atelier na pierwszem piętrze.

״Za ostatni ważny argument niech posłuży fakt, że kształcenie całej skali zjawisk psychicznych, począwszy od czuć, kończąc na kojarzeniu pojęć, warunkuje się anatomicznie i fizjologicznie przez kojarzenie licznych elementów, z których właściwie żaden poszczególny nie’ jest sam przez się elementem psychologicznym – zaś ruchy ich i położenia są niepomiernie złożone, W stosunku do tych ruchów działalność psychologiczna objawia się jako synteza różna, będąca czemś innern, niż składające się na nią elementy“.

Będące czemś innem dzięki istnieniu ciał mentalnych, które opanowują te elementy, wytwory ich podnoszą do swego własnego poziomu, odrywając je temsamem od warunków anatomi- czno-fizjologicznych i od ich poszczególnych ruchów, co więcej, organizując na podobieństwo swoje, kształtując te elementy i ruchy, nadają im charakter specjalny w celu urzeczywistnienia syntezy. Syntezy różnej od składających ją elementów.
Lecz bergsonowskie określenie duszy, zarówno jak określenie Nieświadomego przez Dra Geley nie dają jeszcze dostatecznego pojęcia o ciałach: mentalnem i przyczynowem. – Określają bowiem wyższe elementy ludzkiej Istotności zbyt ogólnie i niedość ściśle, dzięki czemu najwyższą działalność naszego ״Ja“ widzą jedynie w jej przejawieniach się najniższych. Tak, podczas gdy my, teozofowie, przyjmujemy istnienie dwóch ciał mentalnych, t. j. ciała Mądrości i ciała duchowego – Bergson i Geley jednoczą te dwa ciała wraz z kręgiem ich specyficznej działalności. Dalej: Bergson i Geley nie zgłębili jeszcze przebogatych dziedzin kryptopsychji – zbiorowisk sił tajemnych, przejawiających się w odbiegających od normy zjawiskach medjumizmu, w drażliwych wypadkach histerji, bezkresnego świata tworów, twórczości i życia duchowdgo, od prawieków już dostępnego dla badań adeptów okultyzmu.

Oceniając w ten sposób wyżej wymienione teorje, nie chcę bynajmniej wykazywać ich braków, ani poddawać ich nieżyczliwej krytyce. Przeciwnie, schylam głowę i cześć oddaję tym prawym a śmiałym umysłom, które zdołały krąg nauki urzędowej rozszerzyć, aż ku granicy życia nadzmysłowego. Jako uczeni, nie mogli twórcy tych doktryn wyjść dalej poza fakty niezaprzeczalne, kategoryczne dowody, słowem zwykłe elementy doświadczenia. Nie można nawet zarzucić im braku znajomości najdawniejszych doktryn, jak i rewelacji z najnowszych czasów na temat złożoności Wszechświata i ״Ja“ ludzkiego – ewolucji indywidualnej, pozagrobowego życia, hierarchji duchowych, i cyklicznych dróg, po których posuwa się ludzkość naprzód – zjednoczenia w wizji bezkresnej teraźniejszości z przeszłością i przyszłością. Dziedziny te nie są obce naszym uczonym, którzy, znając je, nie mogą jednak ze względu na ogół czytelników, wykraczać w wykładzie myśli swych i badań poza ramy nauki urzędowej. Inaczej zostaliby niewątpliwie zaliczeni przez współczesnych do kategorji monemanów, wizjonerów lub obłąkańców – mistyków. Prągnąc zdać egzamifif z wystrzymałości mózgu swego i nerwów, musieli więc zatrzymać się roztropnie na świątynnym progu Tajemnic.

Nas nie obowiązują ograniczenia tego rodzaju. Dalecy może od wysokiego poziomu talentu i wiedzy wspomnianych autorów, możemy jednak stwierdzić, że nauka przez nas głoszona nie naszą jest, nie od nas pochodzi – nie jest owocem zdolności naszych ni wysiłkiem osobistych badań. Dzielimy się poprostu z bliźnim cząsteczkami nieporównanej Wiedzy, którą Mistrzowie współczucia w odpowiedniej godzinie jako błogosławieństwo przynieśli światu. Potrzebował tej wiedzy zalany prądami zimnego materjalizmu świat dzisiejszy – i oto światło przyszło.

Nim przystąpimy do rozpatrywania ciał mentalnych i ich funkcji, zbadajmy miejsce, zajmowane przez nie w całości naszej ekonomji. W myśl Nauki okultystycznej człowiek składa się z siedmiu zasad czyli ciał. Od szczytu rozpoczynąjąc, są to:

  1. Atma, ciało duchowe
  2. Budhhi, ciało miłości
  3. Ciało przyczynowe. tj. mental wyższy, otoczony materją trzech wyższych pod-planów planu mentalnego.

Druga grupa tworząca osobistość, o nieśmiertelności względnej obejmuje, począwszy od dołu:

  1. Ciało fizyczne
  2. Odbicie jego eteryczne czyli ciało witalne
  3. Ciało astralne czyli wzruszeniowe (emocjonalne), które przeniknione i otoczone czterema niższymi pod-planami planu mentalnego i wreszcie
  4. Kama-Manas, czyli ciało mentalne niższe.

Widzimy z tej klasyfikacji, że ciało mentalne jest podwójne i że zajmuje jakoby miejsce środkowe między planami. Most to niejako, łączący światy wyższe z niższemi dziedzinami. Ciało mentalne jest wyłącznem przywilejem człowieka – i nie istnieje jeszcze w innych Kręgach Natury. Wówczas dopiero, gdy w monadzie ożywiają się zdolne do uczłowieczenia pierwiastki – zaród ciała przyczynowego czyli mentalnego tworzy się z iskry, roznieconej przez Władców Płomienia. Cechą ciała mentalnego wyższego jest zdolność odbijania się w przejściowych osobowościach, służących mu za narzędzie dalszej ewolucji. Tern właśnie odbiciem jest ciało mentalne niższe.

Jak wytłumaczyć istnienie dwóch ciał mentalnych? Otóż: najważniejszy pierwiastek w człowieku, właściwe, istotne Ja, świadomość najgłębsza, nie może pozostawać niewzruszenie tern, czem już się stała, lecz musi zachowywać i przetwarzać doświadczenia, czerpane z światów niższych przez spowijającą je osobowość. Musi ta świadomość niejako odżywiać sic, by móc rozwijać drzemiącą w niej w zarodzie nadludzkich sił potencjalność boską twórczej mocy.

Z drugiej strony niezbędnym warunkiem tego rozwoju jest usunięcie tej świadomości od działania wpływu przestrzeni i czasu, zamieszkanie w wiecznych, niewzruszonych w istocie swej dziedzinach. Wciągnięta bowiem w wir rzeczy znikomych i zmieniających się nieustannie, nie mogłaby mieć zapewnionego trwania, ani zachować poczucia swej trwałości i tożsamości. Byłaby tylko przypadkową syntezą, skazaną na zagładę w rozprzężeniu swych pierwiastków konstytutywnych, czemś,’ co jak przedmiot zepsuty zmienia się w drzewo, w kamień, w żelazo i t. d., zatracąjąc właściwy sobie kształt i charakter. Zatraciłaby równocześnie wszelkie prawdopodobieństwo wzmożenia się (nawet gdybyśmy przyjęli dla niej możliwość późniejszego odtworzenia się pierwiastków).

Czy moglibyśmy n. p. czytać – gdybyśmy, zapomniawszy abecadła w czasie snu, zmuszeni byli uczyć się go codziennie nanowo ? Oto dlaczego, jak naucza Teozofia, jest w nas punkt jeden stały, centralny. Ciało przyczynowe, mieszczące w sobie wszystkie wspomnienia minionego, wszystkie realizacje przyszłości. Ma ono naturę Ducha w sobie, żyje w tym Duchu i bierze udział w jego wieczności. Człowiek to jest, który wszystkie swe śmierci przeżywa, wśród wszystkich wahań i przemian osobowości trwa niezmiennie. Tu, na progu wieczności spełnia ciało Przyczynowe podwójne zadanie. Z jednej strony przemienia obserwacje i doświadczenia świadomości ogólnej, przenikając je pewnemi cha- rakterystycznemi cechami, zapożyczonemi istotnie z jej własnego świata, a poznanie których przejawiają serca nasze, odczuwając wzloty, poświęcenia, ofiary, lub tworząc myśl filozoficzną, sztukę, piękno i wszystkie inne szlachetne, trwałe, genjalne pierwiastki ludzkiej natury. Inaczej mówiąc – celem tej przemiany jest wzniesienie niższych pierwiastków czucia i myśli ku ojczyźnie nieśmiertelnej człowieka, by później zakwitły tam w chwili śmierci naszej – w aurze niewypowiedzianej szczęśliwości, w mieszkaniu Człowieka Wiecznego, które w językach i religjach wszystkich nazwano Niebem. Tego progu wieczności nie może przekroczyć nic z dziedziny pożądań naszych, namiętności, interesownych wyliczeń.

Nic z dziedziny oszczerstwa, zemsty, sadyzmu – z dziedziny zła w jakiejkolwiek formie.

Nic więc z tego, co na fali mętów astralnych odpływa w zapomnienie, w śmierć.

Drugą funkcją człowieka wewnętrznego jest rzutowanie w nasze nizinne życie otrzymanych od wyższych Mocy zarodków nieśmiertelności. Rzutuje je Ciało przyczynowe, by wzrosły i dojrzały na polu śmierci, które jest mieszkaniem naszem doczesnem. Inaczej niebylibyśmy mogli narodzić się – my, synowie umierającej przeszłości. Narodziny nie są niczem innem, jak przejawieniem się na ziemi tych zarodzi i początkowem stadjum nowej ewolucji. Tak więc obowiązkiem człowieka jest wydobyć z tego, co kona w nas, posiew nieśmiertelnego Bytu. Obowiązek ten spełniamy posłusznie, idąc za głosem wołań wewnętrznych, wskazujących drogę

Oczyszczenia, Ofiary, Miłości – wszystkiego, co przejawia bliską urzeczywistnienia istotę i dążenie Człowieka Duchowego. Tak pracę i mozoły naszych dni ziemskich wcielamy w świat nadzmysłowy – w nowe przystrajamy Piękno i w siły nowe, by owocnie wzejść mogła w wiekach przyszłości.

A więc: ciało mentalne wyższe nagromadza fragmentaryczne zdobycze ziemskiego życia, by zbudować z nich syntezy wieczne – i jest przytem punktem wyjścia, początkiem ewolucji nadludzkiej. Pozatem urzeczywistnia w całości niemal to, co dzisiejsza psychologia nazwała Nieświadomem. ,

Ciało mentalne niższe jest w dość znacznej mierze bardzo osłabionem odbiciem tej jednostki duchowej. Ma za zadanie ożywiać daną osobowość i rozwijać się w niej; tak więc nić jego przeznaczeń snuje się poprzez światy cierpienia i śmierci, poprzez mroki, bytowań niższych, w których ta osobowość początek bierze. Osobowość, względem Ciała Przyczynowego spełnia zadanie korzenia, co z głębin czerpie soki odżywcze, lecz z drugiej strony. głębokie, istotne swe życie otrzymuje właśnie od tego duchowego drzewa, od Istotnego Człowieka, którego tak niedoskonałem jest odbiciem, A więc posłuszną być winna pouczającym głosom z wyżyn. Cała jej przyszłość bowiem zależy od uległości głosowi serca (w dosłownem znaczeniu). Pomoc w tej trudnej pracy znajdzie w rodzinie, w religji, w ojczyźnie. I w tradycjach, pozostawionych przez przodków, w otwierającej się na nowo dla pierwszych stawianych przez nią kroków drodze, we wzniosłem wskrzeszeniu życia duchowego, którego pamięć zatraciła narazie. Niemniej nie należy dziwić się, że pierwsze odruchy jej czynów na tym świecie podlegają władzy pożądań, rozkoszy zmysłowych, namiętności. Niezdolne jest młode istnienie oprzeć się potężnemu oddziaływaniu, władzy organizmów niższych, ożywionych subtelnemi siłami natury. Wiele musi przeżyć ciężkich doświadczeń, zawodów, goryczy, by wytworzyć w sobie mądre, a niejednokrotnie powtarzane refleksje, które rozum opracuwuje w celu sklasyfikowania, zorganizowania tych rezultatów życia. Ów rozum ustala zasady, próbuje wykreślić odpowiednią drogę dla pracy. Rozum bowiem jest to dojrzewająca inteligencja, a dojrzewanie to zwie się także Mądrością. Zrazu opiera się Mądrości ciało mentalne, gwałtownym, przemożnym impulsom zmysłowej natury poddane. Lecz przeczuwa swój błąd, już skłania się ku głosom tajnych instynktów, ostrzegających je, że tak postępując, pozbawia duszę swą źródeł skarbów drogocennych – w dosłownem znaczeniu zuboża niebo. Zdaje sobie już sprawę z ohydy zgnilizny duchowej, nienasyconego okrucieństwa, wampiryzmu – jako cech charakterystycznych tyranji zmysłów.

Na tym właśnie poziomie ewolucji rozpoczyna się istotna, owocna praca mentalu niższego. Dotychczas nagromadzało się tylko materjaty. Teraz należy wybierać z pośród nich, by wznieść harmonijny, świetlany gmach. A przynajmniej usunąć znaczną część błędów przyswojonych, odkupić popełnione zło, zwalczyć złe skłonności nabyte. Trud to ciężki zaiste. Ciężki – lecz niepomiernie doniosły, gdy zważymy, że od połączonego z nim wysiłku zależy stopień nieprzemijającej świadomości, na którym stanąć mamy po śmierci. W miarę jedynie pracy naszej nad pozbyciem się wad, zniszczeniem namiętności, rozwijaniem cnót, rozdmuchiwaniem ognia porywów szlachetnych – nasze indywidualne uczucia, integralność nasza przetrwa poza granicami mentalu niższego i przejdzie przez wrota śmierci do życia wespół ze swym Ojcem duchowym.

Gdyby było inaczej, gdyby złe siły zdolne były wciągnąć nas zbyt głęboko w bagnisko najniższych żądz, zawiści, ohydnych spisków myślowych, wówczas osobowość nasza skazana byłaby na niehybną zagładę po śmierci ciała. Bo wówczas te złoczynne energje rozpoczęłyby swe działanie niszczące, rozkładowe unicestwiające. W miarę tego powtórnego umierania na planie astralnym słabłoby nasze poczucie tożsamości, przyszłoby odrętwienie, omdlenie duchowe. Z głębin tego znieczulenia błysnęłoby conaj- mniej blade światełko kilku dobrych czynów, uczuć wznioślejszych, lecz tylko w formie wspomnienia mętnego, odległego snu.

I jeszcze, prowadząc rozwiązłe w jakiemkolwiek znaczeniu życie, popełnilibyśmy zbrodnię wyrwania z łona ciała przyczynowego drogocennych sił, by zmieszać je z błotem naszej zmysłowości, zasilając równocześnie zgubną pracę szatańskich zastępów. W ten sposób częściowo sparaliżowany Człowiek Wyższy z powodu tego paraliżu musiałby odcierpieć mękę jednej lub wielu ciężkich, nieszczęśliwych reinkarnacji. Ogarnione kręgiem tego fatalnego cienia ziarno wyklęte rozwijaćby się musiało z trudem w ciele upośledzonem, podległem chorobom, zagrożonem obłędem i bezwładem, o mózgu do pracy myślowej niezdolnym, o nerwach dręczonych histerją, wśród życia spędzonego w nędzy, pogardzie, w nienawiści, w zdradzie, niewoli… Jednak, zanim się to stanie, płyną ostrzegające głosy z wyżyny. Zaniepokojone Ja wyższe usiłuje zażegnać klęskę. Niepokój, żal, rozpacz ogarniają duszę, by zwrócić ją na porzuconą drogę dobra i światła.

W ten sposób najczęściej te tragiczne sytuacje rozwiązują się pomyślnie. Nasze Ja“ marnotrawne powraca z bezdroży na ścieżkę duchową. Pojęcie i potrzeba zbawienia narzucają się, by nas wyzwolić od chciwych męki naszej dręczycieli, w których władzę zaczynaliśmy już wpadać. I uczycie wewnętrznego zadowolenia uświadamia nas, że spełniamy obowiązek i jesteśmy w zgodzie z wszechprawem, walcząć ze złem w imię Boga i dla niego.

A więc ciało mentalne niższe odgrywa niepomiernie ważną rolę. Dlatego wolą niezłomną pielęgnować należy zrodzone w niem myśli wzniosłe i czyste, myśli są bowiem jego tworami żywemi skazanemi na zagładę, o ile obracają się w znikomym świecie zmysłów, zaś przeznaczonemi do świetnego w przedziwnie pięknych światach rozwoju, o ile wchłaniają, nasycają się substancją boską, wieczną. Wszystko związane z przemijającemi sprawami Czasu – wraz z czasem ginie. Nie należy więc wielkiej wagi przywiązywać do potrzeb materjalnyeh, do zbytku, komfortu, i t.d. ..

Według słów św. Pawła ״śmierć jest zapłatą za grzech“ – grzech zaś wynika z egoizmu, to też jedynym wynikiem pożądania jest marne, przemijające zadowolenie zmysłów! …

Stąd wniosek, ze winniśmy zająć stanowisko naprawdę ludzkie, godne człowieka, usiłując wszystko zrozumieć, wszystko w szlachetnem znaczeniu słowa ukochać, wszystko uświęcić wzniosły prawą, bezinteresowną intencją.

By usiłowania te owoc wydały, należy przedewszystkiein umieć kontrolować i opanowywać organizm mentalny. A łatwo to przyjdzie – gdyż organizmów, jako niezależny od mózgu fizycznego, może iść bęzpośrednio we wskazanym przez duszę kierunku. Oczywiście, niezawsze wysiłki uwieńczone będą natychmiastowem powodzeniem. Ciało mentalne odznacza się niepomiernie samowolną ruchliwością. Lubi przebiegać od myśli do myśli z szybkością błyskawicy, tworzyć kojarzenia myśli rozbieżnych, dziwacznych, grzesznych, niezdrowych. A jednak – jak twierdzą wszyscy, którzy już usiłowali, można je poddać silnej woli; stopniowo drogą rozmyśleń wzniosłych i coraz doskonalszego skupienia uspokajać je, oczyszczać, wprowadzać w stan głębokiego spokoju. Wymaga to niestrudzonej wytrwałości, dyscypliny praktykowanej o każdej chwili. A warto. Absolutne opanowanie mentalu sprawia bowiem, że wyrastając ponad ludzkość przeciętną, stajemy się równi adeptom, jako zwycięzcy tryumfalni na planach trzech światów niższych. Zważywszy to, przestaniemy lękać się ogromu czekającej nas pracy. Słusznem jest nawet twierdzenie, że kilku następujących po sobie, a wyłącznie do tego celu skierowanych żyć ziemskich trzeba, by stać się panem mentalu raz na zawsze. Największem więc błędem do popełnienia w tej hereklesowej ścisłej pracy byłoby popadanie w zwątpienie, w rozpacz. O każdej chwili walki pomni bądźmy na okultystyczną zasadą; ״Nic nie dzieje się napróżno, dym nawet nie rozprasza się bez śladu, żaden więc wysiłek dokonany nie może iść na marne“.

Tak więc ci, którzy dążą do mądrości najwyższej, niech jako hasła przyjmą zasady: Pokory, Odwagi Cierpliwości i Wytrwania!

Maurycy Chaumel

Tłóm. A. M.

źrodło: “Przegląd Teozoficzny” nr. 1-2. Warszawa – styczeń, luty, marzec, kwiecień 1922

]]>
Troska jogów o ciało fizyczne https://tarot-marsylski.pl/troska-jogow-o-cialo-fizyczne/ Wed, 30 Mar 2022 08:20:10 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=6757 Czytaj dalej ]]> Obserwator przypadkowy może łatwo dojść do wniosku, że filozof ja Jogów cierpi na oczywistą niekonsekwencję; z jednej strony twierdzi, że ciało fizyczne jest tylko materjąłem i nie ma żadnego znaczenia w porównaniu z wyższą istnością człowieka; z drugiej zaś przepisuje  swym uczniom, aby gorliwie i bacznie starali się rozwijać, odżywiać, trenować i ćwiczyć to ciało fizyczne. W rzeczy samej przecież dział nauki jogów  Hatha-joga  jest poświęcony trosce o ciało i szczegółowo wykłada swym wyznawcom zasady wychowania rozwoju fizycznego.

Wielu podróżników z Zachodu w Indjach, widząc, jak wielką rolę gra w umyśle jogów ciało fizyczne, jak wiele poświęcają mu starań i czasu, wniosło, że cały system filozoficzny jogów, to nic więcej, jeno wschodnia forma kultury fizycznej, którą studjują może szczegółowiej, lecz która nie zawiera w sobie nic „duchowego”.

Takie mniemanie świadczy, że ludzie ci sądzą tylko z pozorów, nie potrafią zaś uchylić zasłony, okrywającej istotną treść rzeczy. Zbyteczną byłoby rzeczą objaśnić naszym czytelnikom, dlaczego jogowie tak się troszczą o ciało. Chyba też nie ma potrzeby tłómaczyć ukazania się tej książki, której cel stanowi dać studjującym system jogów przepisy i normy wychowania i prawidłowego rozwoju ciała fizycznego.

Czytelnicy wiedzą, że zgodnie z poglądem jogów człowieka realnego nie stanowi ciało. Jogowie wiedzą, że nieśmiertelne „Ja„, które w większym lub mniejszym stopniu leży w świadomości każdego człowieka, nie jest ciałem fizycznym; ciało służy owemu „Ja” ku wypowiedzeniu się.

Jogowie wiedzą, że ciało, to niby odzież, którą czasem duch wkłada na siebie. Wiedzą, co to jest ciało, i dalecy są od uważania go za właściwe „Ja” człowieka, ale wiedzą też, że ciało jest narzędziem do przejawu i działalności ducha; że powłoka cielesna jest konieczna dla wykazania prawdziwej istoty człowieka i doskonalenia jej w danym stadjum rozwoju. Wiedzą, że ciało jest świątynią ducha i rozumieją, że troska o ciało jest zadaniem, mającym na celu jednocześnie i rozwój wyższych sił człowieka.

Przecież w chorym i źle rozwinętym ciele myśl nie może działać prawidłowo; takie ciało nie jest godnym narzędziem swego władcy – ducha. Jogowie przyswoili sobie ten punkt widzenia i opierają się na zasadzie, że ciało winno znajdować się pod nieustającą kontrolą ducha i tworzyć jakby instrument, posłuszny każdemu dotknięciu ręki właściciela. Jogowie wiedzą, że bezwarunkowo podlegać rozumowi może tylko prawidłowo wyćwiczone, odżywiane i rozwinięte ciało, dobrze zaś rozwinięte ciało pownino być przedewszystkiem zdrowe i krzepkie. Oto dlaczego jogowie zwracają tak baczną uwagę na fizyczną stronę swej istoty; oto dlaczego wschodni system wychowania fizycznego  Hatha-joga  stanowi część składową nauki jogów.

Stronnicy zasad zachodniej kultury fizycznej dążą do rozwoju ciała dla ciała, myśląc, że ono jest samym człowiekiem. Jogowie, rozwijając ciało, wiedzą, że ono jest tylko narzędziem wyższych pierwiastków człowieka, i że powinni doskonalić narzędzie wyłącznie po to, aby mogło służyć rozwojowi duszy. Pospolici zwolennicy wychowania fizycznego zadowalają się tym, że wzmacniają mięśnie całym szeregiem prostych ćwiczeń mechanicznych. Jogowie oświetlają swe zadanie myślą i rozwijają nie tylko mięśnie, lecz każdy organ, każdą komórkę, i każdą część ciała, ucząc się jednocześnie kontrolować części swego organizmu tak zależne od woli jak i niezależne, co jest zupełnie obce przedstawicielom zachodnich szkół rozwoju fizycznego.

Zamierzamy pokazać czytelnikom wszystkie metody nauki jogów, odnoszące się do rozwoju ciała fizycznego. Jesteśmy przekonani, że ten, co będzie uważnie i starannie stosował się do naszych wskazówek, zostanie szczodrze wynagrodzony za czas na tę pracę poświęcony, stanie się panem swego wspaniale rozwiniętego ciała fizycznego, którem mógłby się chlubić, jak chlubi się skrzypek wirtuoz swemi skrzypcami Stradivariusa, co to prawie świadomie odpowiadają na każde dotknięcie smyczka lub jak doświadczony majster chlubi się jakimś doskonałym przyrządem, dającym mu możność wzbogacania świata wyrobami pięknem! i pożytecznemi.

źródło: JOGI RAMA – CZARAKA “HATHA-JOGA” NAUKA JOGÓW O ZDROWIU FIZYCZNEM I O SZTUCE ODDYCHANIA, Warszawa 1922

]]>