szama – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Tue, 04 Apr 2023 19:06:50 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png szama – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 Nijama https://tarot-marsylski.pl/nijama/ Tue, 04 Apr 2023 19:06:50 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=8450 Czytaj dalej ]]> (Nabywanie cnót.)

Uprawianie jamy miało za cel oczyścić twe ciała ze śmiecia zawadza­jącego. Usuwając to śmiecie, robisz miejsce wolne na wbudowanie w twe ciała zalet, które poprzednio zmieścić się w nich nie mogły. Wiesz już, że nijama obejmuje w sobie „szatsampatti”, czyli sześć cnót, zdefinjowanych ściśle jeszcze za czasów Śankaraczarji. Podobnie jak u pięciu przy­kazań jamy, tak i u tych sześciu cnót pojęcie ich rozszerzyło się znacznie od czasów staroindyjskich.

Pierwsze z tego „uzdatnienia poszóstnego” ma na nazwę „szama” i obejmuje kontrolę nad myślami. Idzie o to, abyś o każdej myśli swojej wiedział, że ona jest, i co robi; innemi słowy, abyś nie dopuszczał do powstawania myśli podświadomych. Dotychczas zdarzało ci się bardzo często, że w czasie, gdy miałeś uwagę czemś zajęta, myśl twoja pracowała w kierunku całkiem innym, a mało kiedy uświadamiałeś sobie potem prze­bieg tej myśli. Obserwując siebie uważnie, spostrzeżesz, jak często podczas czytania, pisania, nawet liczenia, myślisz równocześnie o czemś zupełnie odrębnem. Nawet podczas myślenia o czemś z uwagą biegnie druga myśl podświadomie w innym kierunku.

Z takich myśli podświadomych rodzą się owe niewytłumaczone na pozór nastroje przygnębienia i zgryźliwości, bo myśli tych nie kontrolujesz, więc bez przeszkody dochodzą do nielogiczności pessymistycznych. Po­kusy różnorakie mają często również źródło w takich myślach niekontrolo­wanych, bo nim się spostrzeżesz, myśl taka wzbudzi już wspóldrganie w ciele astralnem, a ono znów oddziała dalej w dół aż do ciała fizycznego. „Albowiem (E. 80) naprzód przychodzi proste pomyślenie, potem żywe wyobrażenie, potem upodobanie, potem występne poruszenie serca, nako-niec przyzwolenie”. A to „proste pomyślenie” bywa często podświadome; nie wiesz nawet, że takie pomyślenie już w tobie powstało, a spostrzegasz się dopiero, gdy pokusa już rozkołysze całe twe ciało astralne.

Drugiem zadaniem, równie ważnem, jest kontrolowanie myśli co do ich „wieku”. Ludzie zwyczajni, zwłaszcza t. zw. „praktyczni”, bywają bardzo wygodni. Zamiast tworzyć myśli nowe, posługują się z upodobaniem myślami dawnemi, wydobytemi z lamusa pamięciowego, nawet nie własnemi, lecz wpojonemi im jeszcze na ławie szkolnej lub zaczerpniętemi wogóle skądś z zewnątrz. Takie myśli gotowe, tylko odświeżone w mózgu na nowo, rzadko kiedy dadzą się dostosować ściśle do rzeczy nowych; to też owo myślenie „praktyczne” jest conajmniej bardzo zacofane, jeżeli nie wprost błędne. A od tego musisz być wolny. W światach nadzmysłowych będziesz napotykał ciągle zjawiska najzupełniej nowe, do których nie dorosło twoje myślenie dawne, wydobyte ze starych zasobów. Jeżeli tedy obserwujesz jakiekolwiek zdarzenie lub zjawisko, bacz pilnie, czy pojęcie o niem urabiasz sobie myślami nowemi, właśnie z przedmiotu obser­wowanego wydobytemi, czy też wpadasz w nałóg dotychczasowy i operu­jesz myślami gotowemi z twych doświadczeń dawniejszych.

Trzeciem zadaniem jest umieć odróżniać nietylko myśli stare od świeżych, lecz także myśli własne od obcych. Na to zapewne nie zwracałeś dotychczas uwagi, ile myśli bierzesz z zewnątrz bez kontrolo­wania ich wartości. W tym roju myślaków, który owija chmurą twe ciało myślowe, niewiele stosunkowo mieści się „inspiracyj” wartościowych. Bo wiesz już, że obce myśli, to inspiracje, bez względu na ich wartość. „Równe przyciąga równe”; zatem otaczają cię myśli, dorównywające swym poziomem myślom twoim. Gdy oczyścisz swe ciało myślowe, przerzedzi się ten obłok myślaków, które cię dotychczas otaczały, bo myśli wysokie są rzadsze stosunkowo. Wysokie drgania twego oczyszczonego ciała myślo­wego odtrącać będą wszelkie myślaki niższe, podobnie jak widełki stroi­kowe odtrącają przedmioty zbliżone. Wtedy dopiero inspiracje twoje zaczną przybierać na wartości, zasługiwać na miano natchnień prawdzi­wych. Pochodzić będą wówczas już nie od ludzi zwyczajnych, lecz od Mi­strzów lub od innych wzniosłych Istot hierarchji duchowej.

Czwartem wreszcie zadaniem jest kontrola logiczności my­ślenia. Nie wystarczy tu myśleć podświadomie, a uświadomić sobie tylko wniosek końcowy. Powinieneś przebiedz krytycznie cały łańcuch my­ślowy, zbadać, czy ogniwa jego wiążą się ze sobą logicznie, przeglądnąć, czy niema w nim przerw lub przeskoków, a zwłaszcza zważać na to, czy nie włączają się w łańcuch wnioskowy jakie myśli z zewnątrz zabłą­kane. Wtedy będziesz mógł mieć rękojmię, że cały łańcuch myślowy zbudo­wałeś prawidłowo, a więc i wniosek ostateczny musi być logiczny. W ten sposób dojdziesz do myślenia naprawdę „zdrowego”, a takie zdrowe ciało myślowe będzie oddziaływało uzdrawiająco na twe ciała niższe.

Drugiem ze sześciu „uzdatnieri” jest dama, czyli kontrola nad p o-stępkami. Nie idzie tu odrazu o postępki doniosłe, ale w pierwszej linji o te mniej ważne, które właśnie najłatwiej uchodzą twej kontroli. Zważ, ile to ruchów wykonywasz nieświadomie. Idąc, machasz rękami lub chwie­jesz głową; siedząc, bawisz się palcami lub pierwszym lepszym przedmio­tem, który ci w ręce wpadnie. Czynisz to bezmyślnie, a całkiem niepo­trzebnie. Marnujesz na to wiele energji ciała eterycznego, którą mógłbyś spożytkować owocniej. Przypatrz się sobie, a spostrzeżesz, że ty nawet chodzić nie umiesz. Idąc, uderzasz o chodnik obcasami tak mocno, jak-gdybyś go miał roztluc, lub posuwasz po nim, jakgdyby nogi twe miały go oszlifować obuwiem. W dodatku niesiesz w ręku bez potrzeby ręka­wiczki, lub ciężką laskę, którą się nie podpierasz, tyiko uderzasz nią z całem skupieniem o kamienie chodnika. Bez tych przedmiotów nie wyszedłbyś na ulice; ale pakunek półkilowy jużby ci ciężył, więc każesz go ze sklepu odstawić sobie do domu. Wychodząc z domu, zamykasz drzwi bezmyślnie, a potem w połowie drogi wracasz, bo nie wiesz, czyś drzwi zamknął, czy też zostawiłeś otwarte. Jedząc, czytasz przytem lub rozmawiasz z taką uwaga, że potem nie wiesz, co zjadłeś, ile zjadłeś, i czy wogóle już jadłeś. Pisząc list, przypominasz sobie dopiero po zapieczętowaniu go, że właści­wie napisałeś o wszystkiem innem, tylko nie o tem, co było celem tego listu.

Otóż takie wypadki — i tysiące podobnych — nie powinny się zdarzać uczniowi tajemnemu. Każda czynność, czy to drobna, czy ważna, musi mieć swe umotywowanie logiczne; inaczej byłaby niepotrzebna. Ponadto każda powinna wynikać logicznie z poprzedniej. Jeżeli idziesz na prze­chadzkę, aby użyć powietrza, nielogicznem byłoby skierować się w ludne dzielnice miasta. Przysłuchując się koncertowi, nie zyskasz nic z niego, jeżeli będziesz wówczas myślał o swych interesach lub rozmawiał ze sąsiadką. Udając się w podróż kilkugodzinna, nie masz po co zabierać ze sobą zapasów żywności. Mając załatwić jedną sprawę zaraz, a drugą bez ograniczenia terminu, nie zaczynaj od tej drugiej, bo może ci potem braknąć czasu na pierwszą. Chowając przedmioty do szaf lub szuflad, zwróć na to uwagę, gdzie je kładziesz. Gdybyś to czynił bezmyślnie, nietylko nie znalazłbyś ich potem, lecz nadto poprzewracałbyś inne przedmioty, o któ­rych jeszcze pamiętasz, gdzie leżą, a potem musiałbyś szukać i tamtych. Układając je, popełniałbyś nielogiczność, kładąc na spodzie te, których często potrzebujesz, a na wierzchu mniej używane. Wszystko to s-ą rzeczy wprawdzie rozumiejące się same przez się, a jednak przyznasz sam sobie, że niezawsze trzymałeś się tu logiki najprostszej. Do kontroli postępków należy tedy i układanie czynności w pewnym porządku logicznym, aby jedna z drugiej wypływała, a nie sprzeciwiała się jej lub ją unicest­wiała. Ćwicząc się w tem starannie, spostrzeżesz dopiero, ile to czynności musiałeś spełniać bez potrzeby, bo uniknąłbyś ich przy szczypcie uwagi i zastanowienia. Ocenisz wówczas, ile czasu i energji na nie marnowałeś.

Uparama, jako trzecie uzdatnienie, zawiera w sobie przedewszystkiem wytrwałość w utrzymywaniu się na swej drodze życiowej, a dalej liczenie się z warunkami rzeczywistymi tej drogi. Możesz to ująć w jedno słowo: obowiązkowość. Jeżeli co przyjąłeś na siebie z pełną świadomością, to jest już twój obowiązek i wypełniać go masz z całą sumiennością. Nim bierzesz na siebie nowe zobowiązania, oblicz się dokładnie, czy im sprostasz, a przedewszystkiem, czy są potrzebne. Biorąc na się lekko­myślnie nowe obowiązki, mógłbyś zaniedbywać dla nich dawniejsze, może ważniejsze od nowych. Oczywista, że wszelka zmiana jest miła i przyjem­niej byłoby co pewien czas zmieniać swe obowiązki, swe czynności, niż wykonywać ciągle te same. Ale obowiązki spełniasz nie na to, aby ci było przyjemnie, tylko na to, abyś -był na świecie potrzebny. Nie robiąc nic, byłbyś pasożytem, trutniem, zabierałbyś tylko miejsce drugim na świecie. Jeżeli sądzisz, że gdybyś miał swobodę wyboru, potrafiłbyś wybrać sobie obowiązki o wiele bardziej odpowiednie twym zdolnościom i ko­rzystniejsze dla bliźnich, to poprostu bluźnisz, bo przypisujesz sobie rozum większy niż tym wzniosłym Istotom, które rządzą zarówno światem jak tobą.

Gdybyś był naprawdę zdatny do innych obowiązków, otrzymałbyś je niechybnie; spełniajże zatem twe dotychczasowe z całą miłością i dokład­nością, abyś tem okazał, że potrafisz spełniać każde. A wtedy dopiero do innych dorośniesz. Nie uważaj jednak obowiązków twych za przymus, za niewolę; spełniając je, nie przybieraj miny galernika. Wszakże nikt cię do nich nie zmuszał; wziąłeś je na siebie sam, z całą świadomością tego, że bierzesz je na to, aby wypełniać. Tak samo, jak dobrowolnie je wziąłeś, mógłbyś je z własnej chęci porzucić, nawet dziś, zaraz. Wziąwszy je, wziąłeś i ich następstwa; porzucając, weźmiesz podobnież następstwa tego porzucenia. Masz wolny wybór i swobodę zupełną; nikt cię tu nie przynagla ani w tym, ani w tamtym kierunku.

Ale popatrz w głąb duszy uważnie, a zobaczysz, coby ci się uśmiechało. Ty byś chciał, aby można obowiązki porzucić, ale niech kto inny, a nie ty, ponosi następstwa twego porzucenia. A tak się nie godzi; zabrania ci tego twoje sumienie. A więc sumienie chce czego innego, a ty czego innego. Jesteś w niezgodzie ze sumieniem, i stąd to płynie owa niechęć do obowiązków. Bo jesteś w niezgodzie nie ty, tylko twoja jaźń niższa, twe ciała. One nie lubią obowiązków, wolałyby zabawę i przyjemności. A nie lubią dlatego, bo jeszcze nie są oczyszczone, jeszcze w,nich tkwi egoizm, zarozumiałość, całe góry tego śmiecia, które masz uprawą jamy usunąć.

Tutaj, w uparamie, idzie o co innego. Masz nie usuwać, lecz wbudo-wywać. Masz wbudować w swą naturę to stałe i silne przeświadczenie, że ty nic nie musisz. Jesteś istotą wolną i swobodną najzupełniej. Masz zawsze i wszędzie wybór niczem nie krępowany. Możesz każdej chwili postąpić w sposób wprost przeciwny niż dotychczas; a jeżeli tak nie postępujesz, to tylko dlatego, że sam nie chcesz. A nie chcesz dlatego, bo myślisz już o  tyle logicznie, że nie oczekujesz, aby można wybrać samą przyczynę,
bez następstw. Wolisz zatem te, a nie inne, następstwa.

Jeżeli spotykają cię przykrości lub cierpienia, nie będące na pozór następstwami twych obowiązków, jako wprost z niemi nie związane, to zważ, że właśnie dlatego wybrałeś te, a nie inne obowiązki, aby módz przy nich odcierpieć owe przykrości. Wybrałeś je może nie wczoraj i nie przed rokiem, ale wybrałeś je sam na pewne. Wiesz już tyle o reinkarnacji i o karmie, aby pojąć, że te warunki, w których teraz żyjesz, wybrałeś sobie przed swem wcieleniem obecnem. Czy wy­brałeś sam, czy przez Lipika, to rzecz obojętna, bo wybór odbywał się na równiach arupa, na których nie jesteś czemś innem niż Lipika. Patrząc z tego punktu widzenia na swe zadania życiowe, będziesz układał je zgodnie z celami rozwoju, zarówno własnego, jak całej ludzkości. Zrozumiawszy swój cel, będziesz doń dążył wytrwale, bez zniechęcania się i wychylania z drogi obranej dla uzyskania jakichś celów ubocznych, lub dla usunięcia się od zwyciężania przeszkód. „Dobrze to, że doświadczamy niekiedy przy­krości i przeciwności; albowiem one częstokroć budzą serce w człowieku, przypominając mu, że jest na wygnaniu i że przeto nie ma pokładać nadziei w żadnej rzeczy tego świata.” (E. 75.)

Titiksza opiera się na takiem właśnie zrozumieniu swych zadań życio­wych i na wypływającej stąd cierpliwości w znoszeniu niepowodzeń i przykrości. Obejmuje nadto tolerancję wobec wszystkich ludzi i stworzeń. O tej wyrozumiałości dla bliźnich mówi się wiele, ale rozumie się pod nią częściej pobłażliwość i słabość, niż tolerancję. W twem otoczeniu masz ludzi różnych: złych i dobrych, głupich i rozumnych. Jednych nie znosisz, drugich lubisz, chociaż wiesz już, że niema ludzi złych ani   głupich, a są tylko błądzący, bo nie wiedza.*) Gdyby ci jednak powiedziano, że jutro wyjadą wszyscy do Ameryki i nie wiadomo, czy wrócą, to zachowałbyś się całkiem inaczej wobec tych ludzi, z którymi się stykasz. Byłbyś wyrozumialszy na ich błędy i słabostki, nie żądałbyś od nich, aby byli takimi, jakimi t y chciałbyś ich mieć, nie powodowałbyś się wobec nich tak wyłącznie swemi upodobaniami i niechęciami.

A przedewszystkiem nie czułbyś się tak osobiście urażonym przez lada ruch lub słówko z ich strony. Powiedziałbyś sobie: „jutro już się z nimi rozstanę i nigdy może ich nie zobaczę” i darowałbyś im łatwiej te drob­nostki, których im teraz wybaczyć nie możesz. Zdobyłbyś się dla nich na więcej znacznie serdeczności i współczucia i starałbyś się szczerzej nie być dla nich przykrym. Niejedną przysługę, której im wyświadczyć dziś ci się „nie chce”, bo możesz i jutro, wyświadczyłbyś im zaraz, nim odjadą, aby zachowali dobrą pamięć o tobie. O ileż gorliwiej wykony­wałbyś to wszystko, gdyby ci powiedziano, że oni już jutro umrą. Nawet dla twego wroga znienawidzonego wykrzesałbyś iskierkę sympatji i pojednania. A wszakże nie możesz wiedzieć, czy który z nich nie umrze do jutra. Zostaniesz wówczas z wiecznym wyrzutem w duszy, żeś się z nim nie pojednał, nie wybaczył mu uraz i nie naprawił krzywd, jakie mu dawniej wyrządzałeś.

Otóż titiksza właśnie żąda od ciebie, abyś wobec wszystkich współ-ludzi zachowywał się zawsze tak, jak gdybyś widział ich po raz ostatni, jakgdyby jutro mieli już umrzeć nieodwołalnie. Postaraj się przemyśleć to w duszy jak najżywiej i weź to sobie za zasadę postępowania z ludźmi w życiu. Wobec rzeczy natomiast zachowaj się w sposób nieco odmienny. Zachowuj się wobec nich tak, jakgdybyś ty miał jutro umrzeć. Przez to one przestaną być dla ciebie tak niesłychanie ważne i cenne, tak warte posiadania, tak zazdrośnie bronione, aby ich kto inny nie używał. Podobnie zachowuj się wobec zdarzeń, wobec rozczarowań, lub przykrości. Zniesiesz je o wiele łatwiej, gdy pomyślisz, że one jutro już się skoń­czą. Nie będziesz miał ochoty nawet użalać się na nie przed kimkolwiek, aby nie wydać się mu tak marnym i niecierpliwym w chwilach ostatnich.

Śraddha jest piątą w szeregu sześciu uzdatnień. „Ufność w siebie” nie ma tu jednak nic wspólnego z ową zbytnią pewnością siebie, jaką mają ludzie zarozumiali lub bezczelni. Śraddhę nosi się w sobie, nie n a sobie. Na zewnątrz nikt jej nie spostrzega, bo ona odnosi się do zdarzeń, nie do ludzi. Wspomniałem ci już, że na „ścieżce” będziesz stawał oko w oko zdarzeniom dotychczas ci nieznanym, a będziesz stawał sam, bez niczyjej opieki lub ochrony. Jakże więc ostałbyś się wobec nich, skoro wobec zdarzeń codziennych, znanych ci dobrze rozumem i doświad­czeniem życiowem, tracisz ufność w siebie?

Wiesz sam, jak marne czasem są przeszkody lub przeciwieństwa, które odbierają ci ufność w siebie, zniechęcają do prób dalszych. Jednakże nawet dziesiątki i setki niepowodzeń nie powinny cię zrażać do prób ponownych. Powodem jedynym do zaprzestania wysiłków dalszych powinno być tylko

*) „Jeśli chcesz, aby cię drudzy znosili, znoś drugich. Patrz, jak ci jeszcze daleko do owej prawdziwej miłości i pokory, która na nikogo nie umie się gnie­wać albo obruszać, jeno na siebie. Niewielka to rzecz, umieć obcować z dobrymi j łagodnymi…” (E. 146.)

przeświadczenie, że na drodze obranej niemożebnem jest dopiąć celu, i to dopiąć nikomu, nie tylko tobie jednemu. Zapamiętaj tu sobie zdanie św. Augustyna: „Potuerunt hi et hae; cur non tu Augustine?” Jeżeli inni mogli dojść do celu tą droga, to dlaczegóż i ty byś dojść nie zdołał? Wszakże masz iść w ślady Mistrza; a jakże pójść zdołasz, skoro potykasz się już przed progiem? I jakże ma Mistrz podać ci rękę pomocną, skoro ty stracisz ufność w tę rękę, skoro nawet stracisz wiarę w istnienie tej ręki?

Rzecz prosta, że te potęgi, które chciałyby cię zatrzymać na ziemi, w swem panowaniu, będą wszelkiemi sposobami zaciemniały w tobie tę wiarę w Mistrza i ufność we własne siły. To są właśnie te okresy ciem­ności duchowej, o której ci wspominałem. W nich wydawać ci się będzie, że cała wiedza tajemna ze swemi naukami o Mistrzach i o siłach wyższych w człowieku, to brednie lub obłęd, szydzący ze zdrowego rozsądku; że droga, którą idziesz, nie wiedzie do światła, lecz owszem w jakąś ciemnię bezdenną. Jeżeli wówczas stracisz wiarę w Mistrza, przestanie On istnieć dla ciebie naprawdę. Gdy stracisz wiarę w siły własne, stracisz i te siły, a wówczas staniesz się pastwą rozpaczy lub obłędu. Dlatego to tak niezbędną jest szama, owa kontrola myśli, jako pierwsze z uzdatnień. Tę ciemność duchową podsycać mogą tylko twe myśli stare, pochodzące jeszcze z czasów przed twem wstąpieniem na ścieżkę. One to przeszkadzają ci wierzyć w coś nowego dlatego tylko, że to sprzeczne jest z niemi.

Stąd też nie bądź zbyt pośpiesznym w sądach, a zwłaszcza w przeczeniu. Gdy słyszysz lub czytasz o czemś odrębnem od twych dotychczasowych pojęć lub doświadczeń, nie mów pochopnie, że to nieprawda, lub że to istnieć nie może. Wstrzymaj się ze swym sądem, abyś go potem nie musiał poprawiać. Natomiast bądź gotów zawsze zmienić swój sąd bez żalu, gdy tylko przekonasz się, że był mylny. Innemi słowy, pozbądź się uporu w myślach, bo upór, to zacofanie. Taki upór miewają zwykle ludzie, gdy mówią, że „zasady” nie pozwalają im zmienić zdania. Zwłaszcza wobec rzeczy nowych nie upieraj się przy swych „zasadach” starych, lecz bądź zdolny urobić sobie pojęcia całkiem nowe, tym rzeczom odpowiednie.

Ostatniem uzdatnieniem jest samadhana, równowaga wewnętrzna, co oczywiście nie jest jednoznaczne ze zobojętnieniem wewnętrznem. Stoicyzm polega właśnie na obojętności wobec wrażeń przykrych i miłych, zmierza tedy do pewnego przytępienia wrażliwości. Samadhana natomiast jest jednem z „uzdatnień”, nie może tedy być brakiem uzdatnienia, a więc n. p. brakiem wrażliwości. Owszem, szczeble ścieżki rozwijać będą twą wrażliwość we wszelkich kierunkach. Co innego jednak jest odczuwanie wrażeń, a co innego poddawanie się wrażeniom. Idzie tu o to, abyś, odczu­wając wrażenia, zarówno najsilniejsze, jak i najsubtelniejsze, umiał nie ulegać żadnemu z nich, nie dał się im opanować. Powinieneś zachować stale pełną władzę nad oddziaływaniem wrażeń na ciebie, nie dać się im nigdy wytrącić z równowagi.

Gdy cię spotkała radość wielka, oddawałeś się jej bez pamięci i bez miary, poprostu „nie posiadałeś się” z radości, jak to się słusznie określa. Gdy natomiast spotkało cię niepowodzenie lub boleść, wpadałeś odrazu w rozpacz bezdenna. Otóż od takich wyskoków i wybuchów masz się odzwy­czaić; masz się zawsze „posiadać”, nigdy siebie nie tracić. Źle świadczyłyby o twej równowadze wewnętrznej takie ciągłe wahania, takie przeskoki  od radości do rozpaczy, od optymizmu do pessymizmu. Wiesz, że nie idzie tu o zobojętnienie. Wolno ci odczuwać radość i smutek, a nawet potrzeba, abyś je odczuwał jak na j żywię j, bo z tego odczuwania wyrosną ci i doj­rzeją narządy duszowe. Idzie o to, abyś nie wpadał w nie bez miary, nie tonął w nich całkiem, nie tracił w nich siebie i zdrowego sądu o rzeczach.

Poddając się takim wahaniom, zużywałbyś niepotrzebnie wiele energji duszowej na te drgania gwałtowne twego ciała astralnego, a tej energji potrzeba ci na cele ważniejsze. Jest tu to samo, jakgdybyś, mając pisać, wziął ręką rozmach ogromny i ugodził w papier piórem z taką siłą, ażbyś papier przebił, podczas gdy do pisania wystarczy znacznie mniej energji. Oszczędzaj tedy sił duszowych taksamo, jak oszczędzasz fizycznych, bo te zaoszczędzenia, to nadmiar twej wartości ponad ludzi przeciętnych. A potrzebne ci będą bardzo w chwilach niebezpieczeństwa lub zaćmienia duchowego, w chwilach nieszczęść lub zawodów, abyś pod ich brzemieniem nie upadał, nie tracił wiary w swe siły.

Oto świta ci w głowie wyobrażenie, czem jest szatsampatti. Nie wyczer­puje ona jednak zakresu twych zadań na szczeblu nijamy, bo owo uzdat­nienie poszóstne, a więc cała szatsampatti razem, tworzy dopiero jedną z czterech cnót, które masz wbudować w twe ciała. Cnoty te, znane w szko­łach tajemnych także pod mianem czterech kwalifikacyj, są następujące: wiweka, rozróżnianie rzeczy trwałych od znikomych, wiraga, moc, nie dba­jąca o wyniki starań, szatsampatti, znane ci już uzdatnienie poszóstne, i mu-mukszu, dążenie do oswobodzenia. Wymieniać je przy wyliczaniu stopni ścieżki nie było potrzeby, spostrzeżesz bowiem, jak te „kwalifikacje” zbie­gają się ze zadaniami jamy i nijamy, które poznałeś dotychczas.

Najwięcej uprawy szczegółowej potrzebuje wiweka. Przygotowaniem dobrem do niej jest to stanowisko, na którem stać powinieneś wobec ludzi, jakgdyby oni nazajutrz umrzeć mieli, a wobec rzeczy, jakgdybyś ty sam miał umrzeć jutro. Stając na takiem stanowisku dalekie m, spostrzeżesz łatwiej, co w ludziach i rzeczach jest przemijające, a co ma znaczenie trwałe. Zaczniesz wówczas pojmować, że słowa, a nawet postępki twych bliźnich, to szczegóły przemijające, chwilowe, bez trwałego znaczenia; a ważne są w nich tylko ich skłonności, ich uzdolnienia, ich linje, po których idą, a raczej tylko same kierunki tych linij.

Człowiek niewykształcony, który w słowach nieudolnych i postępkach szorstkich ujawnia swą prawość charakteru i altruizm, będzie dla ciebie wartościowy, bo jego prawość i miłość ludzi, to linja, po której idzie, a brak wykształcenia i szorstkość w zachowaniu się, to tylko szczegóły przemijające, bez znaczenia trwałego. Pozostawi cię natomiast całkiem zimnym czyjeś stanowisko społeczne, wpływy, majątek, ogłada towa­rzyska, nawet zasób wykształcenia książkowego. Nie zwiodą cię słówka pochlebne lub frazesy pięknie brzmiące, jeżeli pod niemi odczujesz fałsz, egoizm, interesowność, bo u takiego człowieka nie dopatrzysz się żadnej l i n j i życiowej, lub, co gorsza, ujrzysz linję wyraźnie w dół biegnącą. Nawet działalność społeczna, praca naukowa lub twórczość artystyczna znajdzie twe uznanie o tyle tylko, o ile oddaje się im człowiek nie z pobu* dek egoistycznych, bo rozstrzygające w twem wartościowaniu będą zawsze same pobudki, a nie to, jakimi środkami dochodzą do urzeczy­wistnienia.

Podobny sprawdzian zastosujesz do przedmiotów, do zjawisk natury i do zdarzeń. Patrząc na kwiat, zauważysz w nim to, co jest trwałe, a więc kwitnięcie, dążność rozwojowa, i odróżnisz od rzeczy tak znikomych, jak jego forma szczególna, barwa, liczba płatków i t. p. Oglądając las, podkreślisz jego cechy trwałe, jak ochrona od wiatrów, mieszkanie ptactwa i zwierzyny, zbiornik powietrza ożywczego, i odróżnisz od cech przemija­jących, jak wiek jego, drzewostan, wartość opałowa lub budulcowa i t. d. Rozmyślając o wojnie, pominiesz jej stosy trupów, zniszczenie mienia i przesunięcie granic politycznych, a zwrócisz uwagę na zmianę formy rządów po wojnie, objawy bohaterstwa jednych wojsk wobec samolubstwa tchórzliwego drugich, rozwój techniki śmiercionośnej, zasady układów pokojowych. Rzecz tak powszednia jak n. p. lampa, odkryje ci swą wartość dla nauki, pracy, komunikacji, bezpieczeństwa, a nie zaprzątnie twej uwagi szczegółami tak znikomemi, jak jej wartość pieniężna, nawet artystyczna, materjał oświetlający, dogodność urządzenia, lub względy zdrowotne.

Wiraga opiera się o wyniki twych ćwiczeń w karmajodze. Już w roz­dziale poprzednim znalazłeś wskazówki, jak najzupełniej obojętnem po­winno być tobie, czy wynik twych czynności odpowiada oczekiwanemu. Tu masz pójść jeszcze dalej. Obojętnem powinno ci być nawet to, czy zamiary twe wogóle zdołasz w czyn wprowadzić; nie mówiąc już o owocach tego czynu. Gdy wstąpisz na ścieżkę, zdarzać ci się będzie coraz częściej, że czynnościom, nawet najprostszym i najłatwiejszym, stawać będzie na przeszkodzie jakieś zadanie niespodziewane a pilne, dla którego będziesz musiał czynność upatrzoną odłożyć na później. Będzie dosłownie tak, że ilekroć powiesz sobie: „teraz zajmę się tem a tem”, tuż przed zaczęciem pojawi się konieczność zajęcia się czemś innem. Nie będziesz mógł czynić tego, co chcesz, lecz coś całkiem innego, nieoczekiwanego i nieprze­widzianego.

Takie sposobności zsyła ci Mistrz, abyś mógł uprawiać wiragę, a zara­zem sprawdzać, jak dalece postąpiłeś już w oczyszczaniu się od znie­cierpliwienia. Bo początkowo niełatwo ci będzie zwalczyć zniecier­pliwienie, gdy n. p. wychodzisz właśnie z domu w sprawie pilnej, a we drzwiach zastępuje ci drogę gość, którego przyjąć musisz. Nawet drobnostki najbłahsze będą cię uczyły wiragi. Gdy sobie powiesz: „teraz będę czytał”, właśnie po otwarciu książki będziesz musiał oderwać się od niej, aby załatwić jakąś czynność naglącą, której bynajmniej nie przewi­dywałeś. Gdy ułożysz się w łóżku do snu, aby rozkoszować się wypoczyn­kiem niezamąconym, będziesz musiał wstać, nawet kilkakrotnie, nim wreszcie położysz się spokojnie, rozmyślając o tem, ile to rzeczy nieprze­widzianych może się mieścić „między ustami a brzegiem puharu”. Taki „los” będzie ci się wydawał utrapieniem prawdziwem, ale tylko dopóty, aż potrafisz pokrzyżowania twych planów przyjmować ze spokojem niezamą­conym, bez cienia niecierpliwości. Dopiero wówczas odzyskasz napowrót swobodę działania, chociaż od czasu do czasu ponowią się jeszcze takie próby, abyś mógł sprawdzić, czy nałóg niecierpliwienia się z lada powodu nie wkradł ci się w dusze na nowo.

Trzecią kwalifikację tworzy znana ci już szatsampatti, a czwartą jest nwmukszu. Wyraz ten tłumaczono błędnie na „pragnienie wyzwolenia” lub „tęsknotę do nirwany”, chociaż znacznie prostszem byłoby przetłómaczyć na „dążenie do wybawienia”. Mumukszu była dla pradawnych ucz­niów tajemnych rzeczywiście tęsknota do nirwany, bo wiesz już, że Pra-indowie świeżo tę nirwanę opuścili i czuli się źle w skrępowaniu ziemskiem. Dla nas jednak, ludzi dzisiejszych, zbawienie nie polega na samolubnem uciekaniu ze ziemi, lecz na złączeniu się z Chrystusem. To zjednoczenie się jest naszym ideałem, abyśmy mogli z całą szczerością wewnętrzną mówić: „Nie moja, ale Twoja niech się dzieje wola!” Jeżeli tedy mumukszu ma oznaczać „pragnienie wyzwolenia”, to wyzwolenie to będzie się odnosiło do naszej jaźni niższej. Masz się wyzwalać z pęt twych ciał niż­szych, oswobadzać się od ich władzy, pragnąć tego oswobodzenia. Tego właśnie pragnąłeś, i dlatego szukałeś wstępu na ścieżkę. To pragnienie utrzymuj w sobie żywo i pielęgnuj starannie, bo ono dodaje ci sił do wspi­nania się po szczeblach stromych i trudnych.

Gdy dojdziesz aż tam, na szczyt, do Chrystusa, będziesz oswobodzony. Ciała twe będą wówczas nie władcami twoimi, lecz narzędziami posłusznemi a sprawnemi, któremi będziesz się posługiwał we współpracy nad postępem ludzkości, nad jej zbawieniem. Nie będziesz tęsknił do uciekania ze ziemi, lecz do pracy na niej; zostaniesz czeladnikiem Chrystusowym. Rzecz prosta, że nie oznacza to przywiązywania się do dóbr ziemskich. Będziesz wówczas już na tym stopniu, na którym nie wiąże cię nikt i nic. Będziesz oswo­bodzony. Wszystko, co masz, będziesz oddawał na usługi ludzkości, na jej dobro. Sam dla siebie niczego nie zapragniesz, i właśnie dlatego będziesz miał do rozporządzenia środki najpotężniejsze, jakie może mieć mocarz największy świata, abyś tych środków mógł używać dla świata.

Na szczeblu nijamy tedy masz przed sobą wbudowywanie własności całkiem nowych na miejsce tego śmiecia, które usuwasz uprawianiem jamy. Rzecz prosta, że z tem wbudowywaniem nie będziesz zwlekał aż do zupeł­nego oczyszczenia – – zwłaszcza, że ono nie kończy się nigdy – lecz w miarę miejsca opróżnionego będziesz w nie wstawiał stopniowo nowe własności. Spostrzegasz tedy, że szczeble ścieżki nie idą kolejno po sobie, lecz biegną równolegle obok siebie; tylko początek ich jest kolejny. Na szczeblach dalszych spostrzeżesz to jeszcze wyraźniej.

źródło: Nijama, (Nabywanie cnót.); autor J.A.S. “Droga w światy nadzmysłowe” (Radża Joga Nowoczesna), wydanie II, Kraków 1936


Celem uzupełniania zobacz: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923 

 

]]>