absolut – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Thu, 16 Feb 2023 20:00:04 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png absolut – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 Ewolucja Duchowa https://tarot-marsylski.pl/ewolucja-duchowa/ Thu, 16 Feb 2023 19:17:41 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=8238 Czytaj dalej ]]> Piękna nauka o ewolucji duchowej, owa perła filozofji jogów – zazwyczaj bywa bardzo źle rozumiana nawet przez tych ludzi, którzy są jej przychylni. Wielu jest źle powiadomionych, którzy plączą naukę o ewolucji duchowej z najgrubszemu pojęciami nieokrzesanych plemion Azji i Afryki; sądzą, że ta nauka łączy się z wiarą w „wędrówkę dusz“ tj. w przechodzenie ludzkich dusz w zwierzęta.

Również bardzo często, pod formą podniosłych nauk o reinkarnacji tj. nowem wcieleniu, rozszerza się twierdzenia, że dusza człowieka jest na wieki przywiązana do koła wcieleń i musi bez przerwy żyć na ziemi, przechodząc z ciała w ciało, czy tego chce czy nie chce – póty, póki wielki cykl i rasa ludzka nie znajdą się na innej planecie. Wszystkie te mętne teorje, pełne nieporozumień,  oparte są na realnej prawdzie. W istocie można powiedzieć, że to jest prawda, ale prawda niecałkowita. Prawdą jest istotnie, że dusza samolubnego nieokrzesańca, pełnego instynktów zwierzęcych, po śmierci zostaje pociągnięta siłą swych pożądań, ku urodzeniu wśród jakichś ras niższych półzwierzęcych.

Dusza nie wypełniła swych przeznaczeń w klasie wyższej  i zepchnięto ją w dół. Ale dusza, która raz osiągnęła stadjjum, choćby prymitywnie ludzkiego, nigdy już spaść nie może na poziom rzeczywiście zwierzęcego życia. Jakkolwiek zwierzęca była ta dusza zawsze-ć pozyskała ona coś, czego niema u zwierzęcia – i tego nigdy już nie może ona stracić.

Chociaż rasa ludzka musi czekać, dopóki się nie zakończy pewien okres wprzódy, nim się ona posunie naprzód: to jednak niektóre indywidua, niektóre dusze, już się wzniosły wyżej ponad konieczność rychłej reinkarnacji – i wcale nie są zmuszone wcielać się znowu w ludzi na obecnem stadjum ich rozwoju: ale mogą czekać, kiedy ich doścignie rasa w swoim stopniowym ruchu w górę. I ten czas przepędzają one albo na płaszczyznach wyższych świata astralnego, albo świadomie przebywają czasowo w innych sferach, dopomagając wielkiej pracy ewolucji wszechżycia.

Dlatego duchowo przebudzony człowiek, nie tylko nie jest zmuszony znosić wciąż i bez przerwy narodziny wbrew swej woli, ale przeciwnie, rodzi się tylko za zgodą własną, na własne pragnienie, i ciągle uświadamia sobie zachodzące w nim przemiany, powiększając tern swoje bogactwa duchowe. Niektórzy ludzie częściowo mają świadomość swoich poprzednich istnień na ziemi. Często ich pociąg ku jakimś miejscom lub rzeczom pochodzi wprost stąd, że w nich jakby w przebłysku otwiera się im poznanie prawdy. Inni, nawet żyjąc na ziemi, osiągają pełnię wspomnień swoich poprzednich żywotów. Ale gdy człowiek osiągnie takie stadjum przebudzenia duchowego – niemożliwe staje się dla niego nieświadome i niezgodne z wolą własną narodzenie na ziemi. Wyszedłszy ze swego rzeczywistego ciała, przeżywszy następnie okres duchowego rozwoju, nie rodzi się powtórnie póty, póki nie zakończy tego rozwijania się i póki nie będzie gotowy ku narodzinom. Wówczas przyniesie ze sobą pamięć wszystkiego, co zapragnie wziąć ze sobą na ten nowy żywot. Dlatego wszelki niepokój o narodziny przymusowe powinien być odrzucony – i ludzie powinni przestać się męczyć tem, że nie pamiętają minionych żywotów. Nic nie przepada – i przypomnicie
sobie wszystko, doszedłszy do należytego stopnia świadomości. Fakty żywotów poprzednich nie uciekły od nich, lecz zachowują się w ich pamięci wewnętrznej, która w sobie zachowuje wszystkie wrażenia wcieleń poprzednich. Osiąg (attainment) duchowy jest powolny i trudny, ale każdy krok wykonany dopomaga następnemu – i nikt nigdy nie może upaść rzeczywiście w dół – i nie może stracić ani jednep raz uzyskanej piędzi.

Nawet ci ludzie, którzy się rodzą, nie mają w sobie nic ze świadomości minionego, jak rodzi się większość ludzi, w istocie nie rodzi się wbrew swej woli i pragnieniu; przeciwnie, rodzą się dlatego, że tego pragną, że ich zamiłowania i życzenia wywołują w nich dążności, które dadzą się zaspokoić tylko odnowieniem życia w formie cielesnej. I chociaż ludzie niedostatecznie odczuwają, że zeszli na ziemię z własnej woli – pochodzi to zawsze stąd, że pod wpływem własnych myśli i pożądań, stawiają siebie w pewien stosunek do prawa ciążenia wszechświatowego – który (stosunek) prowadzi ich do form, zgodnych z ich pragnieniem. Muszą oni znaleźć sposoby zaspokojenia swych dążeń wewnętrznych. Każde życie – jest to odpowiedź na zadane pytania, a pytania daje sama dusza. Dopóty, dopóki ludzie pożądać będą rzeczy materjalnych takich, jakie może dać tylko życie materjalne, nigdy nie będą oni mogli wyzwolić się od powrotu do tych istnień. Dopóty, dopóki będą dążyli do świata form – będą się rodzili i nic nie zdoła powstrzymać ich narodzeń. Ale skoro dusza nauczy się przechowywać doświadczenie wielu żywotów, rozumieć samą siebie, rozumieć istotną naturę rzeczy; wiedzieć, że świat materjalny wyobraża tylko iluzoryczną (złudowiskową) stronę świata realnego, kiedy zamiast pragnienia formy zbudzi się w nich pragnienie prawdy – wówczas dusza wyjdzie z granic działania praw ciążenia – i nie będzie już wymagała nowych narodzin.

Ale z biegiem czasu, ukaże się w niej nowe, wyższe pragnienie lub dążenie, które ją ściągnie na ziemię, już zupełnie świadomie dla celów współdziałania ewolucji ludzkości. Dusze takie do chwili swego świadomego wcielenia, jakby ulatują nad ziemią – oczekując, dopóki ziemia nie stanie się taką, jaka jest im potrzebna – i wtedy one zstępują na ziemię, lecz nie dla siebie, jeno dla tych, co żyją na ziemi – i przybliżywszy się do ziemi, dusze te znów podpadają pod prawo stosunków wewnętrznych, które ich sprowadzają właśnie na to miejsce i w takie warunki, jakie sobie wyznaczyli. Ideja nieświadomego i, że tak powiemy, przymusowego narodzenia przeraża umysł człowieka – i zupełnie słusznie, gdyż obraża poczucie sprawiedliwości i poczucie wolności; ale jest to ideja nieprawdziwa. W rzeczywistości, znajdujemy się tu dlatego, żeśmy chcieli być tu, a nie gdzieindziej; z woli własnej oddaliśmy się pod władzę prawa i prawo to ściągnęło nas tam, gdzie się znajdujemy. Nigdy nie możemy być czem innem, wyjąwszy tern, czem być powinniśmy i na co zasługujemy. Prawda, że okres pomiędzy dwojgiem żywotów ziemskich daje nam możność percypować wyższą wiedzę duchową jaśniej, niż wówczas, gdy żyjemy na ziemi, odrywani sprawami materjałnemi od idej wyższych. Ale bardzo często nasze pragnienia elementarne są. silniejsze od wymogów ducha, a wówczas dusza, ulegająca tym pragnieniom ziemskim, odmawia posłuchu głosowi ducha i pozwala sobie oddać się strumieniowi pragnień, który ją unosi ku nowym narodzinom w takich warunkach, że może w nich okazać i wyrazić te właśnie pragnienia i dążenia. Niekiedy głos ducha wpływa na nas do tego stopnia, że rodzimy się w warunkach, które łączą w sobie niejako to, co nam potrzebne dla naszego ujęcia duchowego z tem, co nam potrzebne dla zaspokojenia naszych grubszych pożądań. I to nam już zapowiada lepszą przyszłość.

Kiedy się dusza rozwinęła na tyle, że się roztwiera na wpływy rozumu duchowego w życiu fizycznem – człowiek może być spokojny co do swych przyszłych narodzin. Będą się one zawsze odbywały za zgodą i aprobatą tego wyższego rozumu i podług jego wyboru, a stare błędy przestaną się powtarzać. Jak najkrótsze twierdzenie ogólne prawdy – wyrazić się  można, że ludzie, którzy istotnie czują, wewnątrz siebie świadomość, że istnieli zawsze i że są przeznaczeni dla istnienia wyższego, nie powinni się lękać przyszłych nieświadomych narodzin.

Osiągnęli już owo stadjum rozwoju, od którego począwszy, będą coraz bardziej świadomie dobierali przyszłe reinkarnacje i będą w nich czynili takie przekształcenia, jakie -odpowiadają ich pojęciu wewnętrznemu. Podobni już są co do swego stanu wewnętrznego człowiekowi, który podług swej woli lub dla swego zadowolenia przejeżdża z jednej krainy do drugiej. Wyszli już ze stanu dziecka, które prowadza tu i ówdzie bez jego wiedzy. Wyzwoleni są od konieczności nieświadomych narodzin, zależnych wyłącznie od ślepej żądzy życia, które było ich udziałem i które jeszcze okazuje się udziałem większości ludzi.

Teraz, po tej długiej dygresji, spróbujemy zobaczyć, jak ideę ewolucji duchowej traktuje światopogląd jogów. Filozof]a jogów uczy, że człowiek zawsze żył i zawsze żyć będzie. Mówi, że to, co my nazywamy śmiercią, jest to sen, który się kończy przebudzeniem. Śmierć – to tylko czasowa utrata świadomości, życie jest nieprzerwane, a cel jego polega na rozwoju, na rozwarciu sił i uzdolnień wewnętrznych w wewnętrznem udoskonaleniu. Znajdujemy się w wieczności i nigdy z tej wieczności wyjść nie możemy. Człowiek realny – to jego dusza, która bynajm niej nie jest wynikiem działania ciała fizycznego – ale jest to istota realna, która na swój obraz i podobieństwo stwarza ciało fizyczne.

Filozof]a jogów uczy, że dusza może istnieć poza ciałem, choć są pewne strony doświadczenia i poznania, które dusza osiągnąć może tylko za pośrednictwem istnienia fizycznego: dlatego też i zjawia się to istnienie. Mamy ciało obecnie dlatego tylko, że ono jest nam potrzebne. Skoro wejdziemy w takie stadjum rozwoju, gdy ciała będą nam nie potrzebne przestaniemy się niem i osnuwać, przestaniemy z nich korzystać, wyzwolimy się od nich. Filozofja jogów mówi, że, nabywając doświadczenie życia ziemskiego, przechodzimy w stan pokoju, po którym nanowo się budzimy w nowych w arunkach, odpowiadających naszym potrzebom i pragnieniom. Mówi, że realne życie jest to cały kolejny łańcuch żywotów tj. wcieleń – i że nasze życie obecne – jest to tylko jedno z nieskończonego szeregu, przyczem nasze obecne „Ja“ – to wynik całego doświadczenia poprzedniego, jakieśmy pozyskali w istnieniach poprzednich.

Filozofja jogów uczy, że dusza istniała niezliczone wieki, przebijając sobie drogę poprzez rozmaite formy od niższych do wyższych, ale zawsze podnosząc się ku górze i nigdy nie spadając w dół. Uczy, że dusza będzie się rozwijała bez przerwy, podobnie, jak w ciągu nieskończonej liczby wieków przechodzi przez najrom aitsze formy i fazy istnienia, dążąc nieustannie wyżej a wyżej. Wszechświat jest wielki i szeroki, zawiera w sobie nieskończone światy i sfery, w których żyją jego mieszkańcy – i my wyzwolimy się od wszelkiego związku z ziemią, gdy się okażemy godni i zdolni przejść na wyższe sfery i płaszczyzny. Jogowie uczą, że choć większość ludzi nie odczuwa jeszcze praw a ewolucji duchowej, są jednak niektórzy ludzie, co się już budzą ku świadomości prawdy i rozwijają w sobie świadomość ducha, która z kolei otwiera, im rzeczywistą prawdę i przyszłość człowieka. To duchowe przebudzenie ludzi powiada, że nie zostają oni w nieświadomości, ale w miarę dalszego rozwoju będą osiągali coraz jaśniejszą, szerszą i głębszą samowiedzę. Przestaną być pionkami na szachownicy życia i zdobędą swobodę i prawo, nietylko, by  sami ze sobą czynić co zechcą, ale też współdziałać ewolucji innych. Jogowie uczą, że jest mnóstwo form życia, a tysiące takich, jakich my nawet sobie wyobrazić nie możemy – i uczą, że istnieją stopnie życia o tyle wyższe od naszego obecnego istnienia, o ile niższy jest od człowieka z jego rozumem i rozwojem – organizm jednokomórkowy, żyjący życiem roślinnem.

Rozum nasz nie umie ująć idei tych wyższych istot i dusz, które nas wyprzedziły na drodze duchowego udoskonalenia. Ale są to nasi Bracia Starsi, co nam wciąż dają rad i wskazówki i często wyciągają ku nam pomocną rękę, choć my często nieświadomie ją odpychamy. Ci nasi bracia istnieją na płaszczyźnie wyższej niż nasza: byli kiedyś ludźmi, ale odeszli tak daleko od Avewnetrznego stanu człowieka, że niema żadnej konieczności, aby byli ludźmi zewnętrznie. My idziemy tą samą drogą, którą poszli oni i możemy mieć nadzieję, że z czasem staniemy się do nich podobni. Filozofja jogów uczy, że człowiek – Ty, co czytasz tę książkę – żyłeś wiele żywotów, że zacząłeś od form najniższych i stopniowo przebiłeś sobie drogę do samego stanu obecnego.

Byłeś niegdyś mieszkańcem jaskiniowym , dzikusem , barbarzyńcą, wojownikiem, kapłanem, nauczycielem wieków średnich; żyłeś w Europie, w Indiach, w Persji, na wschodzie i na zachodzie. We wszystkich stuleciach, we wszystkich klimatach, wśród najromaitszych plemion żyłeś – grałeś swoją role – działałeś. W każdem życiu zdobywałeś nowe doświadczenie, uczyłeś się nowej nauki, mniej lub więcej rozumiałeś
swoje omyłki poprzednie – i za każdym razem, wyszedłszy z ciała, przechodziłeś w stan spoczynku pomiędzy dwojgiem wcieleń, aż nakoniec pamięć żywotów poprzednich stawała ci się jasną – i pragnienia znów ściągały cię ku życiu.

Jak człowiek może nie pamiętać wielu rzeczy, które były wczoraj, i tydzień ternu i przed 20 laty – a jednak zachowuje doświadczenie rzeczy przeżytych i przebytych – podobnież dusza może nie pamiętać swoich przeżyć w dawnych żywotach, a jednak z nich korzysta. Przeżycia te stanowią niezmazane rysy w charakterze duszy. I teraz – w chwili obecnej – zdarzenia dawno minionych wieków mogą wpływać na działania człowieka, pociągając go w jedną stronę, ochraniając od innej i ostrzegając przed nią, choć nie pamięta zupełnie szczegółów tego, co się odbywało. Wszystko, co się odbywa – pozostawia odbicie na duszy – i życie co dnia okazuje się takiem a nie innem właśnie mocą poprzedniego doświadczenia.

Po każdym żywocie odbywa się jakby przeżuwanie doświadczeń i realne wyniki doświadczenia stanowią znaczną cześć naszego „Ja“, ulepszonego „Ja“, które z biegiem czasu zacznie dążyć ku nowemu ciału dla nowego wcielenia. Niejednemu się zdaje, że zupełnie zatracił pamięć o żywotach poprzednich. Ale w rzeczywistości pamięć ta zachowuje się w naszych zamiłowaniach, sym patjach i antypatjach. I budząc się na ziemi za każdym razem jesteśmy bardziej świadomi tej rzeczy. Naprzód występują słabe przebłyski jakichś wspomnień i niejasnych wrażeń, stopniowo zaś stają się coraz ściślejsze i określone. Często bywa tak, że widzimy poraź pierwszy jakąś scenę – która nam się zdaje niewymownie naszą, blizką, gdy istotnie Wtem życiu nigdyśmy jej przedtem nie widzieli. Bywają dziwne zjawiska pamięci, które człowieka niepokoją. Możemy np. patrzeć na malowidło jakiegoś starego mistrza i nagle instynktowo czujemy, żeśmy już kiedyś je widzieli w dalekiej, nieuchwytnej przeszłości – tymczasem, ziemskim umysłem wiemy doskonale, żeśmy nigdy nie mogli widzieć tego obrazu.

Albo czytamy jakąś starą księgę – i ta wydaje się nam starym przyjacielem, z którym wiele i często rozmawialiśmy. Jednak nie możemy sobie zupełnie przypomnieć, żebyśmy kiedy widzieli tę książkę. Słysząc jakąś teorję filozoficzną, niekiedy nagle chwytamy ją, jakbyśmy znali i kochali ją od dzieciństwa.

Niektórzy z nas pewnych przedmiotów uczą się niezmiernie łatwo, jakbyśmy je znali wybornie i tylko zlekka zapomnieli. Dzieci, rodząc się, przychodzą na świat jako muzycy, artyści, pisarze rzemieślnicy od najmłodszych lat, chociaż ich rodzice nie mają tych rysów, jakie się objawiają w dzieciach. Szekspir pochodził z rodziny, której członkowie nie mieli żadnych bezwzględnie talentów. Abraham Lincoln takiegoż był pochodzenia. Ludzie tacy ukazują się jakby nagle, niewiadomo skąd, nagle objawiają wielki genjusz i znikają, nie pozostawiając śladów, gdyż dzieci wielkich ludzi nigdy prawie nie dziedziczą ich talentów.

Fakty takie i wiele innych podobnych, mogą być wyjaśnione jedynie teorją istnień poprzednich. Napotykamy ludzi poraź pierwszy i z pierwszego rzutu oka, nie bacząc na protesty rozumu, budzi się w nas poczucie, żeśmy ich kiedyś znali, że oni byli czemś w naszych żywotach poprzednich, ale nie możemy powiedzieć, gdzie i kiedy to było.

Niektóre nauki zdobywamy sobie łatwiej, niż inne. Jedne  wymagają pracy olbrzymiej, inne jakby są naszą własnością. Niektóre zajęcia zdają się nam znacznie lżejszemi niż inne, choć w rzeczywistości są one trudniejsze. I jakiekolwiek napotykany trudności na swej drodze, zawsze dążymy i po większej części dochodzimy do tej pracy, która nam wewnętrznie odpowiada.

Natrafiamy na niezwalczone przeszkody, okoliczności wymagają od nas siły nieprawdopodobnej, której nam brak; jesteśmy zmieszani, tracim y energję, zdaje się nam, że jesteśmy zwyciężeni: aż naraz jakimś niepojętym dla nas wysiłkiem wewnętrznym nagle przezwyciężamy wszystkie zapory – i wykonywamy zadanie, jakie nam nakazano. Niektórzy wielcy pisarze i mówcy odkrywali swe talenty przypadkowo, długo przedtem walcząc na drodze niewłaściwej. I wszystkie te rzeczy objaśnić można wyłącznie teorją ewolucji duchowej. Gdyby wszystko miała tłumaczyć dziedziczność, jakże mogłoby się zdarzyć, że dzieci tych samych rodziców są na tyle różne pomiędzy sobą, jak to często widzimy, owszem, bywają zupełnie do siebie, niepodobne, jak również do rodziców i krewnych, czy to bliższych czy dalszych. Jeżeli wszystko tłumaczyć dziedzicznością, jak wytłumaczyć zjawienie się Szekspira? Jak mógł powstać taki genjusz z pokoleń ludzi nieoświeconych, nieokrzesanych i ciemnych?

Można przytaczać dowód za dowodem, by wykazać, na jak mądrych zasadach opiera się teorja reinkarnacji: ale to nawet jest zupełnie niepotrzebne. Człowiek bardzo łatwo może ująć jej stronę intellektualną – a zgodzi się, że są w niej bardzo mądre i poważne strony. Może on ją przyjąć jako hypotezę i starać się myśleć o życiu, wychodząc z teorji reinkarnacji.

Ale czy takie intelektualne myślenie da spokój jego duszy, czy da mu poczucie realności i prawdziwości, które mu pozwoli iść w dolinę cieni bez trwogi, patrząc w oczy śmierci, uśm iechając się do niej, jako do dobrze znanego sobie starego doświadczenia. Taka pewność nie może się zrodzić z ujęcia intellektualnego.

Może ona przyjść tylko wówczas, gdy w duszy błyska światło rozumu duchowego i opromieni wszystkie niższe w stosunku do siebie wnioski intełlektu. Intellekt może ułożyć fakty w pewnym porządku, wyprowadzić z nich pewne wnioski, stworzyć pewien plan działania, ale dusza zaspokojona będzie dopiero tedy, kiedy osiągnie światło zrozum ienia duchowego. I dopóki tego nie uzyska, będzie czuła niepokój i trwogę, które będą tylko rosły w miarę tego, jak intellekt będzie się rozwijał, zadając sobie pytania, dlaczego i po co, na które dusza bez pomocy ducha odpowiedzieć nie może.

Na pytanie: „Czy reinkarnacja tj. powtórne wcielenie jest faktem?“ – jedyną odpowiedzią może być: – „Tak, jeżeli go za fakt przyznaje twoja dusza!“ – Dopóki dusza nie poczuje, źle ta teorja jest prawdziwa; dopóki ta teorja nie spłynie się z jej wewnętrznem poczuciem: wszelkie dowodzenie jest bezużyteczne. Dusza pow inna sama uznać tę teorję, dusza sama odpowie na twoje pytania. Prawda, że dobry wykład teorji może obudzić w duszy zapomnianą świadomość wewnętrzną, może człowiekowi ułatwić świadome rozpatrzenie tych poszarpanych myśli i zagadnień, które go wciąż niepokoiły – i zawsze pozostawały niesformułowane; myśli, które odpędzał od siebie długie lata, jako fantastyczne marzenia. Dopóki dusza nie ujmie i nie poczuje prawdy reinkarnacji – błąkać się będzie po nieświadomej płaszczyźnie życia – i każde jej narodziny zależeć będą tylko od jej nieświadomych pragnień i dążeń.

Lecz skoro tylko dusza zacznie odczuwać prawdę, staje się inną, zaczyna stopniowo przypominać sobie doświadczeuie przeszłości, naprzód słabo i niewyraźnie, ale wciąż jaśniej i jaśniej – i zaczyna świadomie wybierać nowe rozważania. Jak roślina żyje na zupełnie podświadomej płaszczyźnie, jak zwierzę znajduje się w stanie półsamowiedzy, a człowiek pod wielu względami jest bardziej świadomy: tak sam człowiek może się stopniowo rozwijać – i te strony jego duszy, w których on się znajduje jeszcze na płaszczyźnie podświadomości, przy powtórnych narodzinach mogą się stać półświadomemi. Następnie w miarę rozrostu jego świadomości – ten półświadomy stosunek do narodzin będzie się zmieniał – i wkońcu okaże się już na płaszczyźnie pełnej świadomości, zarówno w życiu fizycznem – jak podczas spoczynku pośmiertnego, jak wreszcie w nowych narodzinach.

Są pośród nas ludzie, chociaż co prawda jest ich bardzo mało, którzy całkowite mają poczucie swoich poprzednich istnień i znali je od wczesnego dzieciństwa. Ich lata dziecinne przeszły jakby w marzeniach, ponieważ ich mózg nie był jeszcze tak wyrobiony, aby służyć za narzędzie duszy. Wiele dzieci miewa jakieś nieokreślone wspomnienia nieznanej przeszłości,  ale starsi, nie rozumiejąc istoty tych spraw – śmieją się z nich, owszem starają się je zagłuszyć, nawet leczą dzieci, póki te ułomki wspomnień nie znikną.

Ludzie, którzy się nie przebudzili ku zrozumieniu prawdy   reinkarnacji, nie mogą jej wcisnąć przy pomocy siły argumentów. Ludzie, którzy czują tę prawdę – nie potrzebują żadnych jej dowodów. Dlatego wcale nie staramy się dowodzić cokolwiek; dajemy tylko krótki wykład teorji. Czytelnik nasz czyta tę książkę dlatego, że obudził się w nim pociąg wewnętrzny do pewnych zagadnień. Jego zaciekawienie do nich świadczy, że odbyło się w nim częściowe przebudzenie tych myśli, które rozwinęły się w nim w czasie jednego z poprzednich żywotów. Uznając teorję o reinkarnacji, niejeden z naszych uczniów poczuje realnie, że w niej musi być prawda, choć i to być może, że nie doszli oni do takiego stopnia rozwoju, aby te prawdę uznać w całości i bez zastrzeżeń.

Niektórzy ludzie, co poczuciem wewnętrznem zrozumieli prawdę reinkarnacji albo m ają częściowe wspomnienie żywotów poprzednich – niechętnie jednak przyjmują tę prawdę w całości. Boją się myśli, że mogą się rodzić bez swej zgody i pragnienia. Ale, jak to już zaznaczyliśmy, jest to stiach bezzasadny, gdyż skoro tylko istotnie odczuwać zaczną i uświadomią sobie prawdę wcieleń – ich okres egzystencji bezwiednych zacznie mijać – i nieświadome przejścia z jednego życia w drugie stawać się zaczną samowiednemi.

Niejeden mówi, że nie ma ochoty żyć powtórnie. –  W rzeczywistości chcą oni powiedzieć, że nie życzą sobie takiego życia, jakie przeżyli tutaj. Ale takie życie nie może im być potrzebne, jak nie mogą im być potrzebne te same doświadczenia.

Ale, jeżeli w ich życiu jest cokolwiek, co im się podoba; jakieś stanowisko, któreby chcieli zająć; jakieś życzenie, które się domaga zaspokojenia – to znaczy, że chcą żyć i że chcą otrzymać to, czego teraz nie zdobyli. I teraz znajdują się oni tu, na ziemji dlatego, że chcieli być tutaj, albo też mieli pożądania, które dla swego zaspokojenia wymagały życia ziemskiego. I dalej, o ile ich pragnienia w okresie pośmiertnym będą się stosowały do rzeczy, które mogą być zaspokojone w takich samych w arunkach, w jakich żyją oni obecnie – to powrócą do takich samych warunków.

Człowiekowi, który studjjuje prawa ewolucji duchowej, otwiera się cały świat faktów nowych i interesujących. Na całą historję i na cały postęp ludzkości pada nowe światło -i przed okiem wewnętrznem rozwija się zdumiewające pole dla badań. Nie będziemy tu dotykali filozoficznej strony pytania, gdyż zaprowadziłoby to nas bardzo daleko od tych elementarnych pojęć, które chcemy wyłożyć czytelnikom.

Ziemia należy do łańcucha planet systemu słonecznego – i na tych wszystkich planetach działa jednakowo wielkie prawo ewolucji duchowej. W ielki powiew życia płynie po całym łańcuchu planet, przenosząc ze sobą rasy z jednej planety na drugą. Każda rasa pozostaje na jednej planecie pewien okres czasu – i później, osiągnąwszy należyty rozwój, przenosi się na inną planetę, wyższą na skali ewolucji, gdyż warunki pierwszej planety nie odpowiadają wysokości wewnętrznego rozwoju rasy. Ale owo przechodzenie z planety na planetę nie idzie po obwodzie koła, podobne jest raczej do linji spiralnej, która za każdym nowym okręgiem, wschodzi coraz wyżej a wyżej.

Przypuśćmy, że dusza żyje na jednej z planet naszego łańcucha, znajdując się w stanie stosunkowo nierozwiniętym tj., że się podniosła duchowo bardzo niewysoko i należy do pierwszych stopni ewolucji. Dusza ta zdobywa całe, potrzebne jej na tem stadjum doświadczenie – w całym szeregu wcieleń kolejnych. Później przenosi się na następną planetę w łańcuchu razem z duszami, równemi jej co do wysokości duchowego rozwoju – i zaczyna się wcielać tam. Na swojej nowej ziemi znajduje się ona w położeniu odpowiadającem jej rozwojowi wewnętrznem u; i cała rasa, do której dusza należy, okazuje się wyższą w porów naniu z rasą, która żyła na starej planecie. Mimo to  wewnętrzne w arunki życia tej duszy mogą być znacznie niższe, niż w arunki życia innych ras, żyjących na tej samej planecie. Niektóre z ras, uważane przez nas na ziemi za niższe, znajdują się jednakże na stadjum rozwoju wyższem od tego, na którem stały na planecie, gdzie żyły przedtem. Wiele zyskały one przez to, że się przeniosły na ziemię, ponieważ ziemia, co do swych w arunków wyższa jest od poprzedniej ich planety. To znaczy, że ziemia daje duszy więcej doświadczenia, większą możność rozwoju. Wiele ras, które przed nam i zamieszkiwały ziemię, a których ślady niekiedy znajdujemy tylko przypadkowo, przeszły teraz na wyższy stopień rozwoju. Historja świadczy nam, że na ziemi jedna rasa zastępowała drugą, jakby odegrała swą rolę w działaniu, do którego była przeznaczona i odchodziła, znikała. Ale gdzie?

Filozof ja okultystyczna wyjaśnia nam to brakujące w rozważaniu ogniwo.

Nasza rasa rozwijała się, zaczynając od wieku kamiennego  i wcześniejszych jeszcze wieków – i rozwija się w dalszym ciągu i pójdzie naprzód na drodze rozwoju duchowego.

Poczem zejdzie zupełnie z tej planety, ustępując miejsca innym rasom, które będą posłane tam, jako pionierzy z jakiejś nowej planety.

Nie znaczy to bynajm niej, aby wszystkie rasy, o których mówi nam historja – zupełnie zeszły z ziemi. Przeciwnie, okultyści wiedzą, że niektóre rasy, znane w historji, jakby znowu wcielają się w narody i plemiona, żyjące poprzez tysiące lat po ich upadku i zniknięciu. Zamęt pojęć wynika stąd, że rasy często się mieszają z podrasami. Naprzykład okultyści wiedzą, że egipcjanie starożytni, rzymianie, grecy, atlantydjanie z zaginionego kontynentu i t. d. w dalszym ciągu żyją na ziemi tj. dusze, wcielone w owych rasach, dalej za naszych czasów wcielają się w ludzi, którzy należą do współczesnych nam narodów. Ale są też inne przedhistoryczne rasy, które już zupełnie wyszły poza ciążenie ziemi. Przeszły one na wyższe płaszczyzny świadomości i działają i żyją na płaszczyznach wyższych. Wiele jest planet, które co do swoich warunków są niższe od ziemi. Na te planety z czasem powinny przejść nasze dusze.

Zatem, prócz systemu słonecznego, są i drugie systemy słoneczne, całe łańcuchy słońc, innych wszechświatów, jeżeli tak można powiedzieć – i wszystkie one albo są poza nami albo przed nami tj. my albośmy już przez nie przeszli, albo kiedy przejdziemy.

Nasza rasa przeżywa w czasie obecnym nadzwyczaj ważny okres ewolucji, przechodzi od nieświadomego istnienia na ziemi do rozwoju duchowego i nowej samowiedzy. Wielu ludzi osiągnęło już to przeczucie, inni dopiero się budzą. Ale prędzej czy później cała rasa ludzka pow inna dojść do takiej samowiedzy. Początkiem przebudzenia duchowego jest właśnie to, co wywołuje taki niepokój i trwogę w świecie myśli.

Ludzie odpadają od starych ideałów, od starych form, z któremi byli związani; pożądliwie szukają nowej formy; niekiedy tworzą nowe ideały a niekiedy znajdują je w starych, zdawałoby się, zapomnianych słowach. Przeżywany przez nas okres, jest to okres krytyczny historji ludzkości – i wielu twierdzi, że wynikiem momentu tego będzie podział ludzkości na dwie półrasy, z których jedna osiągnie wysoki rozwój duchowy i ruszy naprzód, gdy poza nią stać będzie zatrzymana w rozwoju druga podrasa. Zanim jednak ostatecznie ziemię opuszr czą – obie rasy bezwarunkowo się złączą. Wymaga tego prawo duchowe przyczyn i skutków. Wszyscy związani jesteśmy między sobą – i nie możemy tego związku rozerwać. Każdy z nas jest zainteresowany w sprawie wewnętrznego udoskonalenia innych ludzi, nie tylko dlatego, że jest ich bratem,, ale przedewszystkiem dlatego, że jego dusza jest związana z rozwojem ogólnym i nikt nie może iść naprzód, jeżeli za nim nie pójdzie cała rasa. Oczywiście, prędzej rozwijające się dusze nie będą już potrzebowały wcieleń dlatego tylko, że inne dusze nie rozwijają się dość prędko. Przeciwnie, bardziej rozwinięta dusza przepędzać będzie dłuższy okres czasu w oczekiwaniu wcielenia na wyższych płaszczyznach świata astralnego. Inne, powolniejsze, w tym samym okresie czasu będą wielokrotnie budziły się na ziemi – za każdym razem wyciągając jakieś nowe doświadczenie, które ich pociągnie do góry.

Wiele z tych dusz, które oczekują na swoich mniejszych braci, w sferach wyższych – wolą raczej poświęcać swoją spokojność i opuszczają się w dół na ziemię, aby pomóc drugim. Przychodzą albo pod postacią pomocników astralnych albo nawet świadomie rodzą się na ziemi. Dla nich samych właściwie jest to zbyteczne, ale przybierają się w ciało, które jest dla nich tylko ciężarem, aby pomóc swym mniejszym braciom w ich pochodzie ku wyższym celom. Nauczyciele rasy ludzkiej prawie wszystkich narodów należą do tych dusz, które świadomie się zrzekły nieba – z miłości ku swym braciomludziom.

Nie możemy dokładnie wyobrazić sobie, co znaczy taka ofiara; nie możemy pojąć jej wielkości.

Ale ten powrót wstecz ku ludziom, którzy stoją na niskim stopniu rozwoju wewnętrznego i odpowiednio do tego żyją w okolicznościach ciężkich i trudnych – jest to ofiara olbrzymia. Jest to zupełnie tak, jakby jakiś nader subtelny poeta został misjonarzem i pojechał głosić Ewangelję buszmanom, przyczem, aby się lepiej przybliżyć do dzikich, samby zaczął żyć jak dziki.

Ale jakiż cel miałaby cała ta ewolucja. – Nauka okultystyczna powiada nam, że życie we wszystkich postaciach, od najniższych do najwyższych – płynie tą samą drogą. Ale dokąd prowadzi ta droga? Spróbujemy odpowiedzieć na te pytania. Niechaj czytelnik wyobrazi sobie całe miljony kół, z których jedne zawierają się w drugich. Każde koło oznacza pewne stadjum życia. Koła zewnętrzne – to życie niższych stadjów materjalnych – i każde koło, znajdujące się bliżej środka, wyobraża formę życia wyższą niż koło, znajdujące się dalej od centrum. Przeszedłszy jedno koło, dusza wstępuje w drugie i za każdym razem coraz bardziej przybliża się do centrum. Umysł ludzki nie może ogarnąć idei, co znaczy owo zbliżanie się do centrum i czem jest owo centrum.

Ale my posuwamy się wiecznie ku niemu, choć nasza myśl nie ogarnia w całości jego znaczenia. Centrum – jest to mózg ciała duchowego, to Absolut, to Bóg. Ale jakkolwiek nazywać będziemy to centrum, nie zapominajmy nigdy, że wciąż ku niemu idziemy.

źródło: JOGI RAMA – CZARAKA “FILOZOFJA JOGI i OKULTYZM WSCHODNI”, Lekcja Dwunasta – Ewolucja Duchowa

]]>
Zagadka Wszechświata https://tarot-marsylski.pl/zagadka-wszechswiata/ Fri, 03 Feb 2023 10:37:01 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=8083 Czytaj dalej ]]> W szóstym wykładzie, zatytułowanem „Dżnani-Joga”, zastrzegliśmy się, że poruszamy w nim tylko jedną stronę tej gałęzi filozofji jogów, do innych zaś powrócimy w wykładach następnych. Motywy „Dżnani-Jogi” są tak obszerne, że można pisać o nich całe tomy, i rzeczywiście niejedno dzieło starodawne zawiera zasady tej nauki. W wykładzie niniejszym poruszymy niektóre zasadnicze punkty Dżnani-Jogi i postaramy się wyłożyć je w sposób jak najdostępniejszy, aby ułatwić zrozumienie jej prawd tym, co by uważali inne traktowanie tej nauki, jako zbyt trudne i specjalne. Jak to ustaliliśmy w szóstym wykładzie:

„Wszelkie istnienie” bądź świadome, bądź nieświadome, jest emanacją bytu jedynego”. Ten zasadniczy „byt” różnie był nazywany przez filozofów; najbardziej odpowiednim dla niego określeniem jest „Duch” lub „Absolut”. Słowo „Absolut” używane jest w znaczeniu bezwarunkowego, nieograniczonego, samowładnego, niezależnego, czynnego, rzeczywistego.

Innemi słowy jest to „Byt prawdziwy”. Chcielibyśmy bardzo, abyście zrozumieli, w jakim znaczeniu używamy tego słowa, gdyż o ile definicje są źle pojmowane, powstaje wiele nieporozumień. Poruszając nasz temat, często będziemy używać słowa „względny” (relatywny); w istocie swej, słowo to jest przeciwieńswem „Absolutu” o tyle, o ile mówi o czymś niecałkowitym, warunkowym, ograniczonym, zależnym, częściowym. Przy rozpatrywaniu rzeczy samej w sobie, możemy odrzucać kolejno względne cechy lub niewłaściwości, i to co pozostanie w końcu, to co nie podlega dalszej analizie, podziałowi i rozbiorowi, będzie właśnie „rzeczą samą w sobie” lub „rzeczą absolutną”. Jogowie częstokroć mówią o „Absolucie” jak o „rzeczy samej w sobie” dla rozróżnienia od „względności” lub „rzeczy takiej, jaką się wydaje”. Dogodnie jest dla przyswojenia sobie tego pojęcia uznawać „Absolut” za „rzecz w całości, jaką ona jest”; względność zaś za „niecałkowite i niedostateczne wadzenie oddzielnej fazy, cechy lub właściwość rzeczy w jej całości”. Bardzo trudno określić, prawdziwe znaczenie tych dwóch koncepcji, gdyż pojąwszy znaczenie słowa „absolutny”, zrozumielibyście i sam „Absolut”. Słowo jest to słaba próba rozumu człowieczego, by wyrazić myśl, nienadającą się do określenia. Rozum człowieka w obecnym stadjum rozwoju jest „względny” i dlatego nie jest w stanie pojąć całkowitego znaczenia wyrazu „Absolut”.

Może jedynie zdać sobie sprawę ze swej ograniczoności i wtedy, rozumiejąc względność swych pojęć, nazwać wszystko co leży poza jego granicami „Absolutem”; rozum człowieka nie może objąć całkowitego znaczenia przestrzeni absolutnej (nieskończoności) czasem absolutnego (wieczności) rozumu absolutnego; może jednak zdać sobie sprawę z ogólnikowego znaczenia tych określeń, dzięki zrozumieniu względnych faz tego, co się ukrywa pod wymienionemi słowami. Naprzykład człowiek może narysować na kawałku papieru koło, które zamyka pewną cząstkę przestrzeni, tworząc w ten sposób przestrzeń względną, może natomiast wyobrazić sobie przestrzeń absolutną (nieskończoność), jako całą przestrzeń, leżącą poza granicami koła na wszystkie strony, aż do nieskończoności. W ten sam sposób człowiek rozumie czas. Mierzy sekundy, minuty, godziny, lata, słowem wszystko względne. Lecz uczyniwszy to, może myśleć i mówić, że wszystko, co leży poza granicami odmierzonego czasu – naprzód lub wstecz – jest czasem absolutnym, nieskończonym czyli wiecznością, W wyżej podanych przykładach – absolutny czas i absolutna przestrzeń zawierają w sobie i zjawiska względne, odmierzone przez człowieka i pozostawione na stronie, przyczem ten podział i pozostawienie na stronie istnieje jedynie w wyobraźni człowieka, w samej zaś rzeczy nie istnieje czyli nie jest rzeczy wistem. Człowiek może stworzyć w swoim rozumie pojęcie o „cząstce” Absolutu w tym wypadku, gdy jego uwaga poprzestanie na tym częściowym przejawie, danym jego bezpośredniej świadomości – zupełnie tak samo, jak patrząc przez lunetę może oglądać „cząstkę” oceanu, ale ta cząstka nie znaczy czegoś oddzielnego, samodzielnego.

Oddzielność i samodzielność są w tym wypadku całkowicie cechą jego świadomości, zależnej od jego niemocy, by widzieć całość. W ten sam sposób nie można wydzielić cząstki, przestrzeni lub czasu z całości – jedyne co można zrobić — to stworzyć sobie względne pojęcie o przestrzeni lub czasu i nadać temu imię, ale w żadnym wypadku w rzeczywistości nie można oddzielić ani jednego ani drugiego od całości. Bo w rzeczy samej jak czas tak i przestrzeń – są to czysto względne określenia, z których człowiek korzysta, aby ułatwić sobie stworzenie ostatecznego pojęcia o wieczności i nieskończoności. Oba te słowa oznaczają miarę lub wydzielenie, tymczasem wieczność i nieskończoność jako nieograniczone, nie mogą być mierzone z żadnego końca i stanowią pojęcia absolutne: nic nie może być wydzielone z ich całości.

Istnienie, realność – Duch, Absolut, rzecz sama w sobie, rzecz realna, rzecz jako całość wszystko to są pojęcia niedostępne ograniczonemu umysłowi ludzkiemu. W miarę swego rozwoju wyższe stany świadomości człowieka dają mu możność lepiej zrozumieć te pojęcia, lecz nikt z wyjątkiem Absolutu nie zrozumie Absolutu. Ostateczna tajemnica jest niemożliwą do rozwiązania przez naszą zwykłą świadomość lub jakąkolwiek inną świadomość względną, prócz Absolutu. Lecz w miarę rozwoju naszej świadomości możemy osiągnąć (i rzeczywiście osiągamy) coraz to pełniejsze rozumienie tej sprawy. W miarę tego, jak opada zasłona za zasłoną i promienie wiedzy duchowej oświetlają naszą świadomość, możemy pojąć wiele tych rzeczy, które dawniej zdawały się być niedostępne naszemu rozumieniu. I możemy wspaniale posługiwać się w tym kierunku naszym rozumem. Częstokroć nam powiadają, że musimy te a te rzeczy przyjmować na wiarę i że bezcelowem jest łamać sobie nad niemi głowę. Lecz jest to prawdą tylko częściowo, gdyż intelekt daje nam najprawdziwsze wiadomości o rzeczywistych cechach rzeczy; wiadomości te chociaż niezupełne i częściowe, zasługują jednak na uwagę; w szczególności sprawdza się to w tych wypadkach, gdy w intelekt przenika dobroczynne światło rozumu duchowego: osiągnąć zaś to można przez uznanie przyczyny wyższej, przez wolę przyjęcia jej świata. Chociaż nasze pierwsze uznanie istnienia Boga ma charakter ślepej wiary, powodowanej słabym promieniem ducha przenikającego przez gęste materjalne powłoki duszy; chociaż późniejsza świadomość o czemś Wyższem, co leży poza światem lub też w jego zaczątku, jest bardziej intuicyjna, niż rozumowa: mimo to intelekt może dawać nam cenne wiadomości i jest narzędziem potrzebnym do ujęcia prawdy. Wyższa nauka – wiedza duchowa – nie przeczy intelektowi, lecz go wyprzedza, wychodząc poza jego granice. I intelekt należycie przez nas rozpytywany, potwierdzi swoim własnym zasobem wiadomości, prawdy duchowe. Intelekt, to nie szyderca, nie kłamca, chociaż wielu metafizyków chciało nas zmusić, byśmy go tak uważali; daje nam on szczegółowe i prawdziwe wiader mości o zjawiskach nas otaczających, często jednak nasza nierozwinieta umiejętność, krytyka i analiza, fałszywie te wiadomości tłumaczy. Gdy intelekt musi dać odpowiedź wyraźną, to mówi nam, że przyznaje pewne rzeczy na zasadzie pewnych przesłanek, że nie może przedstawić sobie innego wyniku. Nie lękajmy się dowodzeń intelektu, przy ich pomocy będziemy śmiało sprawdzali naszą naukę. Intelekt ma swoje ograniczenie, lecz w pewnym zakresie dobrze ocenia; nasza fałszywa i błędna ocena tego, co on podaje, wprowadza nas w błąd. W poszukiwaniach swoich będziemy baczyli na wszystkie płaszczyzny rozumu. Nie będziemy na wzór wielu teologów, patrzeć na intelekt, jako na siłę obcą i wrogą wiedzy religijnej. Nie będziemy również, jak to czyni wielu materjalistów, uważali, że za sprawą intelektu wszystko się wyczerpuje, traktując wyższe stany świadomości, jako złudzenie uczuć i kłamliwe świadectwo. Każda faza ducha posiada własną dziedzinę; są to wszystko siostry; niech więc idą ręka w rękę, pomagając sobie wzajem i niech nie będą sobie nieprzyjazne. Zobaczymy, co może nam powiedzieć intelekt względny o Absolucie, czego nauczyć nas może intelekt ostateczny o zagadnieniach nieskończoności. Jest to zupełnie jasne, że nie możemy przy pomocy intelektu oglądać „rzeczy samej w sobie”; lecz o ile intelekt jest częściowym przejawem tej „rzeczy samej w sobie” i o ile my, pominąwszy pomoc intelektu, nie możemy przy naszym rozwoju obecnym myśleć o „rzeczy samej w  sobie”, o tyle będziemy uważali za swoje prawo rozpytywać intelekt, co on nam może powiedzieć o „rzeczy samej w sobie”.

I na dalszych stronicach postaramy się wykazać, co odpowiada intelekt na to zapytanie. Później przedstawimy wam świadectwo wyższej płaszczyzny umysłowej, podawanej przez rozum duchowy w tej mierze, w jakiej zostało nam podane. Gdy rozum człowieka dostatecznie się udoskonali do rozpatrzenia problematów wszechświata, życia i bytu, gdy w nim powstaje elementarne pojęcie o przyczynowości, gdy dojdzie do stopnia doskonałości, zwanego „samoświadomością” tj. do tego stopnia, na którym powstaje pojęcie o „Ja” i o „nie Ja”: zwykle i nieodwołalnie powstaje w nim myśl o czemś, co jest podstawą całego świata zjawisk. Pierwsze pojęcia człowieka są bardzo ogólnikowe, lecz rozwój ich idzie ciągle naprzód i stopniowo umysł doskonali swe pojęcie o podstawie i przyczynie życia i wszechświata. Do jego pojęcia analitycznego przyłącza się jeszcze „poczucie” wyższej siły, które zowiemy wiarą, a formy przejawu tego poczucia „religją”. Człowiek tworzy przeróżne teorje, zgodnie z linją swej myśli religijnej oraz i swego wychowania religijnego i obmyśla niezmierną ilość Bogów (nie mówiąc już o złych duchach), by wytłumaczyć sobie to, czego się domaga rozum i uczucie. Po upływie pewnego czasu pogląd na tę sprawę rozpada się na dwie grupy: na poglądy kapłanów i poglądy filozofów; kapłani zadawalają się początkowo twierdzeniami, że ich Bóg łub też Bogowie stworzyli wszystko co istnieje; z biegiem czasu wymyślają fantastyczne historje, aby uwydatnić swoje nauki. Filozofowie zazwyczaj odrzucają teorje kapłanów i starają się wytłumaczyć dane zagadnienie za pomocą teorji własnych, chociaż ze względów ostrożności i bezpieczeństwa zazwyczaj zgadzają się w każdym razie zewnętrznie z panującemi pojęciami religijnemi. Po upływie znów pewnego czasu, kapłani ogarnięci nauką filozofów, stwarzają „teologję” t. j. system filozoficzny, który ma wyjaśnić, „dlaczego” i „w jaki sposób” Bóg osobisty, jak go sobie wyobrażano, stworzył pewne rzeczy i jakie są logiczne wnioski niektórych teorji, wynikające z danej przesłanki. Wreszcie w odpowiedzi na wymagania rozumu ludzkiego ukazuje się metafizyka. Metafizyka jest to nauka, która zajmuje się badaniem „realności życia” t. j. rzeczywistości w przeciwieństwie do pozorów; niewidzialności w przeciwstawieniu do widzialności, podmiotu w odróżnianiu od przedmiotu. Metafizyka bada zagadnienie Absolutu, stara się odsłonić: „rzecz samą w sobie”, gdy teologja zadawala się stwierdzeniem istnienia Bóstwa (zazwyczaj Boga osobistego) i stara się sposobem analitycznym wykazać cechy tego Bóstwa i stosunek wszechświata do swego Twórcy. Później ukazują się uczeni, badacze świata materjalnego; ci pragną rozwiązać zagadkę wszechświata, budując swe rozwiązanie na zasadach ściśle fizycznych i materjalnych. Teolodzy, metafizycy i uczeni, przyrodnicy Zachodu, zaciekle napadali wzajemna siebie i był czas, gdy zupełnie różnili się w poglądach. Myśliciele Wschodni widzieli jednak w teologji, metafizyce i nauce tylko różne fazy tego samego motywu i nigdy przeto między niemi nie było rozdźwięku. Zobaczymy jednakowoż, iż postępowi teolodzy dążą do porozumienia z głębszymi metafizykami, a postępowi uczeni w wielu punktach schodzą się tak z jednymi jak i z drugimi. Ostatecznie dojdą oni do harmonji w punktach zasadniczych, gdyż teraz prowadzą spór jedynie o słowa; szukają wszyscy tego samego i muszą się ostatecznie zjednoczyć. Teolog, metafizyk, filozof, uczony – wszyscy oni uznają konieczność istnienia „czegoś, znajdującego się w podstawie” życia i wszechświata. Rozum ich nie może pozbyć się tej myśli, uważają owo „coś” za logiczną konieczność, za coś, co ich intelekt nieświadomie uznaje. Niektórzy sądzą, iż owo „coś” egzystuje poza życiem i wszechświatem, które są stworzone przez intelekt. Inni zaś uważają, że to, co jest „realnością” życia i wszechświata, różni się od wszystkiego widzialnego i rzeczywistości względnej; że ta realność nie jest czemś odrebnem od wszechświata, lecz jego duszą i przyczyną ruchu, zawartą w tymże wszechświecie. Teologowie nazywają to Bogiem; metafizycy „rozumem, rzeczywistością, istotą rzeczy, prawdą” i podobnemi określeniami; uczeni zaś – materją, siłą albo nawet siłą-materją. Uczeni wolą nazwy: substancja, życie i t. d. Lecz za pomocą tych wszystkich nazw określają „rzecz samą w sobie” t. j. rzecz taką, jaką ona jest wówczas, gdy wszelki pozór zewnętrzny został przez nią samą pochłonięty. Jest to Praprzyczna – Absolut. Nie uważamy za potrzebne zatrzymywać się dłużej nad tym, że rozum ludzki musi zgodzić się na „coś, co leży w podstawie rzeczy t. j. rzecz samą w sobie”. Wszyscy myśliciele, bez względu na to, do jakiej szkoły należą i jakiej teorji się trzymają, schodzą się na tym wniosku i każdy człowiek, skoro zechce poszukać, znajdzie ten wniosek w swym własnym rozumie. Możemy przeto przyjąć za pewnik, t. j. jako najoczywistszą i konieczną prawdę lub „jako zasadę, która z konieczności musi być przyjęta za dowiedzioną” (Webster), co następuje:

1. „Absolut istnieje”.
Prawda ta każe nam rozpatrzeć wszystko, co podaje nam intelekt o istnieniu: zobaczymy, czy nie ma w naszym umyśle innych „najwidoczniejszych prawd” albo pewników, które musimy uznać za dowiedzione, słowem, czy jest jeszcze coś takiego, czemu nie możemy nie wierzyć. Zrozumienie tego, iż Absolut „istnieje” pociąga za sobą następujące, dalsze, z danej przesłanki wynikające zasady.

2. „Wszystko to, co posiada Byt realny, jest Absolutem”. Nie może być dwóch lub więcej Absolutów albo „skończonych substancji”. Może być tylko jeden Absolut lub „skończona substancja”. Wszystko pozostałe posiada „oczywistość” istnienia i musi być względne. Wszystkie zjawiska są związane z „Absolutem” lub powstają dzięki niemu; wszystkie zjawiska mają za przyczynę Absolut. Absolut jest istnieniem rzeczywistym, przeto wszystko co istnieje, powinno być Absolutem. Te dwa twierdzenia prawdy są nierozłącznie związane ze sobą i nie mogą być rozłączone. Gdy mówimy że coś „istnieje”, oczywiście mamy na myśli istnienie prawdziwe całej jego skończoności i pełni, nie zaś istniene niedokończone i niesamodzielne, nie zewnętrzną stronę realności. Postaramy się powiedzieć to wyraźniej; nie może być dwóch całości, dwóch wszechjedności. Jest tylko jedna całość, jedyna „wszechjedność”, bo tego wymaga rozum. Te określenia z konieczności są mniej lub więcej niecałkowite i nie odzwierciedlają pełni pojęcia, jakie oznaczają. Jednemu więcej mówi pierwsze określenie, innemu zaś drugie; ze wszystkich tych określeń najbardziej dostępne dla początkujących jest to, którym posługiwaliśmy się w pierwszej części tego wykładu, a mianowicie, „Rzecz w swej całości, taka jaką jest”. Druga zasada prowadzi do pokrewnej jej trzeciej, a mianowicie:

3. Absolut zawiera w sobie wszystko, co rzeczywiście jest; wszystko, co kiedyś rzeczywiście było; wszystko, co rzeczywiście może być”. Wszechjedność musi zawierać w sobie wszystko. I zawsze wszystko zawierała. I zawsze wszystko zawierać będzie. Wynika to z samej istoty rzeczy, poznawanej przez intelekt: Wszechjedność zawsze jest wszystkiem. Niema nic nie Wszechjedynego: Wszystko co jest, powinno być Wszechjedynem. Wszechjedność nie posiada nic zewnętrznego. Poza Nią nic nie istnieje. Twierdzić o egzystencji czegoś poza Wszechjednością, to znaczy dowodzić absurdu. Absolut nigdy nie miał początku, przeto nic przed nim istnieć nie mogło; niema również nic, czego przyczyną nie jest Absolut. A ponieważ niema on końca, przeto nic ponim istnieć nie będzie; dlatego też Absolut zawiera w sobie wszystko co jest, było i będzie. Pomni na to, przystępujemy do rozpatrzenia czwartej zasady.

4. „Absolut jest wszechobecny w jednym i tym samym czasie”. Zasada ta jest oczywistą. Niema żadnego miejsca poza Wszechjednością. Wszelki byt lub istnienie możliwe są tylko W Wszechjedności. Wszechjedność jest wszędzie. Nie może być miejsca, w którymby nie było nic. Intelekt nie może uważać „nic” za rzeczywistość, za realność, za takt bezwzględny. Bezwzględne „nie” jest niepodobieństwem, guyż Absolut jest zawsze „czemś”, a owo „coś” przeciwstawia się „niczemu”. „Nic” – to określenie negatywne, używane dla oznaczenia nieobecności lub widocznej nieobecności jakiegokolwiek zjawiska. Będąc wszystkiem, Absolut musi zawierać w sobie wszystko (patrz zasadę 3). To, co my nazywamy przestrzenią, czasem, materją, myślą, energją i t. p., jest jedynie względnym przejawem Absolutu. Dlatego też musi on być obecny wszędzie w jednym i tym samym czasie. Wszelkie inne tłumaczenie jest niemożliwe.

5. „Absolut jest wszechwładny, wszechpotężny; posiada sile nieograniczoną – wszelką, jaka tylko istnieje”. Zasada ta okaże się oczywistą, skoro przyjmiemy zasadę wszechobecności Absolutu, jego uniwersalności i skoro założymy istnienie zjawiska siły i potęgi. Naturalnie, może nas spotkać zarzut, iż potęga i siła – to tylko względne określenia, gdyż te właściwości raczej są czemś wypadkowym lub względnym w stosunku do Absolutu, niż rzeczą bezwzględną samą w sobie. To ostatnie rozumowanie jest słuszne, gdyż my stwierdzamy jedynie coś, co nazywamy potęgą i siłą, które uważać możemy jako względny przejaw Absolutu. Jeżeli istnieje potęga (chociażby względna), to pochodzi ona tylko od Absolutu. Innej potęgi niema. Absolutowi musimy przypisywać całkowitą potęgę, nie zaś jej drobną część czyli większą potęgę niż ta, którą posiada ktoś inny. Absolutowi właściwą jest potęga całkowita, bezgraniczna, jaka tylko istnieje, za pomocą której wszystko może się spełnić. Dalej będziemy mówili o potędze, jako o rzeczy namacalnej, czyli o przejawie Absolutu lub jako o czemś względnym w tern pojęciu. Wypowiedziany przez nas przed chwilą pewnik wyraża tę oczywistą prawdę, iż wszystkie zjawiska zwane siłą, są tylko przejawem Absolutu i niema siły innego pochodzenia, gdyż nie istnieje inne źródło, z którego siła mogłaby brać początek. Niektórzy metafizycy głoszą zasadę: „Absolut jest wszechpotężny; Bóg – to potęga”; my zaś widzimy w potędze względny przejaw Boga lub Absolutu, nie zaś coś, co oznacza „rzecz samą w sobie”. Tak samo zapatrujemy się na rozum i materję, o czem zresztą pomówimy w następnych wykładach.

6. „Absolut jest wszechwiedny, wszechpoznawczy, wszechmądry, wszystko ogarnia, wszystko zna i posiada wiedze nieskończona. To znaczy, iż niema nic, o czem by Absolut nie wiedział, niema nic, czegoby całkowicie nie rozumiał. Jeżeli istnieje jakaś rzecz nie zupełnie znana lub rozumiana przez Absolut, to w takim razie słowa „Absolut” i „wszechwiedza” byłyby niedorzecznością. To naturalnie stosuje się do wszelkiej wiedzy, która dotyczy przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości, o ile można użyć tych względnych określeń. Aby być wszechwiedzą – wiedza musi przenikać do rdzenia; musi być wyczerpującą, co do najmniejszych szczegółów, co do ostatniego punktu. Istotna wszechwiedza nie może się mylić, nie może zmieniać zdania wskutek osiągnięcia głębszej wiedzy, nie może popełniać błędów w wygłaszaniu sądu, w rozróżnianiu lub we wszelkim procesie myślowym. Aby odpowiadać określeniu, taka wiedza i mądrość muszą być rzeczywiście doskonałe (bezwzględne). Znając wszystko, Absolut zna tylko siebie, gdyż jest on „wszystkiem we wszystkiem”. Musimy zgodzić się z istnieniem „wiedzy”, lecz zdajemy sobie sprawę z tego, że „wiemy”. I, zgadzając się na istnienie „wiedzy” czy też ,.rozumu”, z konieczności musimy zgodzić się, że ta „wiedza” lub „rozum” należy do Absolutu, lub znajduje się w jego mocy, lub zawiera się w nim, lub w ostateczności z niego pochodzi. Wszystko, co istnieje, należy do Absolutu. Absolut obejmuje wszystko, co się w czemkolwiek znajduje, wszystko bez wyjątku. Przy rozpatrywaniu Absolutu, który nazywamy „rozumem”, będziemy mówić o tem, że rozumienie jest właściwem wszystkiemu.

7. „Absolut jest nieskończony”. Chociaż ta formuła jest prawie zbyteczna, gdyż określenie „Absolut” zawiera w sobie pojęcia „nieskończoności”, istnieje jednak pewna różnica pomiędzy niemi i dlatego mówimy o nieskończoności, jako o właściwości Absolutu. Słowo „nieskończony” oznacza „bezgraniczny” lub „nieograniczony” w czasie i przestrzeni; nie posiadający granic pod względem potęgi, zdolności, natężenia, lub przewagi; doskonały, niezmierzony, nie mieszczący się w żadne ramki i granice i t. d. (We faster). Słowa „bez granic” najlepiej określają to pojęcie. Absolut nie posiada granic, gdyż istnieje on wszędzie w czasie i przestrzeni (jeżeli już nie możemy obejść się bez tych słów), gdyż niema nic takiego, czem by on mógł być ograniczony; sam siebie zaś Absolut również nie może ograniczyć, ponieważ nic nie istnieje poza nim; ponieważ oprócz niego nic nie istnieje. Nieskończoność jest czemś bezwzględnem, i nasz rozum nie może pojąć jej całkowicie, chociaż intuicyjnie ją ogarnia.

8. „Absolut jest wieczny”. Webster określa słowo „wieczny” jako coś, co „niema ani końca, ani początku, istnieje zawsze, niezmienne, niezniszczalne, zawsze trwające, nieskończone, stałe, ciągłe”. Któż sobie wyobrazi Absolut, jako mający początek i koniec? Jeżeli założymy, iż Absolut posiada początek, wtedy będziemy zmuszeni wyznać jego pochodzenie od czegoś innego, i w ten sposób Absolut stanie się względnym; zaczem stworzy się nowy  Absolut, bardziej odległy i tak bez końca. Rozum nie może sobie wyobrazić Absolutu jako coś, co ma początek; gdyż początek stwarza przyczynę, przyczyna inną przyczynę i t. p. Rozum nie dopuszcza takiej myśli i zmuszony jest uznać, iż poza wszystkiemi zjawiskami, wynikającemi wskutek przyczyny, istnieje coś, co niema przyczyny, coś, co zawsze było: „przyczyna bez przyczyny”, Absolut. Oczywiście, my w naszym świecie względnym nigdy nie spotykamy zjawiska bez przyczyny, gdyż prawo przyczynowości włada tym światem, lecz wszystkie przyczyny i wyniki zawierają się w Absolucie i pochodzą z niego; poza Absolutem niema żadnej przyczyny, która by miała nań wpływ, niema nic, coby było poza Absolutem. Absolut nie posiada zewnętrzności. Z trudem to zrozumie umysł nieprzyzwyczajony, lecz każdy umysł musi ostatecznie dojść do takiego wniosku, gdy innego wyjścia niema; rozum bezwzględnie musi uznać tę prawdę, chociaż jej nie rozumie. Intelekt domaga się wyświetlenia oraz skutku, i nie może się tych wymagań pozbyć, nawet przy rozważaniu Absolutu. Ale musi się ich pozbyć, ponieważ, uznając wyjątek z prawa przyczynowości, tem samem wykazuje względność tegoż. Jeżeli naprzykład założymy, że istnieje Praprzyczyna: cykl przyczyn i skutków zostanie naruszony, gdyż Praprzyczyna jest czemś bezprzyczynowym i przez to prawo przyczynowości nie jest bezwzględną: wyjątek ją niweczy. Z drugiej strony, jeżeli będziemy twierdzili, że cykl przyczyn i skutków jest nieskończony, to z łatwością nam zarzucą, że nieskończoność nie posiada początku, a  to, co nie posiada początku i jest nieskończone – nie może mieć przyczyny. W ten sposób i w tym wypadku cykl zostanie przerwany i rozum musi się zgodzić, że istnieje coś bez przyczyny. W ostatnim wypadku intelekt, używając bezwzględnego słowa „nieskończony” i nie mogąc go zrozumieć, pozbawia swoje dowodzenie siły i musi uznać istnienie „przyczyny bez przyczyny”, chociaż nie może poprzeć tego żadnym przykładem z własnego doświadczenia. Jedyne też, co może intelekt uczynić, to otwarcie przyznać istnienie czegoś, czego nie rozumie; musi tak postąpić, jeżeli chce być uczciwy względem siebie.

Przyczynowość – to coś względnego, co nie przedstawia wartości dla Absolutu. Wieczność jest czemś bezwzględnem i intelekt, pojmując ją intuicyjnie, nie może zrozumieć jej całkowicie. Czas – to określenie względne, używane przez człowieka nie będącego w stanie pojąć prawdy bezwzględnej. Człowiek nie może świadomości swej zatrzymać nawet jednej chwili, gdyż nim umysł się nad nią zastanowi – chwila uleci w przyszłość. Czas – to pojęcie względne, i największy okres czasu, jaki człowiek może sobie wyobrazić w porównaniu z wiecznością lub czasem bezwzględnym jest niczym innym, jak pajęczyną pod szkłem teleskopu, którego soczewka ogarnia przestrzeń nieskończoną; lecz aby to porównanie mogło być zrozumiane, pajęczyna ta powinna być jeszcze nieskończoną ilość razy zmniejszona. Nieskończone miljony lat, gdy zestawić z wiecznością lub czasem bezwzględnym, są tak podobne do bezwzględnego zera, iż tylko nadzwyczaj wysubtelniony umysł może je rozróżnić. Ludzie, którzy osiągnęli wysoki stopień rozwoju duchowego, powiadają nam, że często przy zgłębianiu nieskończoności, zupełnie zatracają uczucie czasu względnego i miljon lat jest dla nich chwilą. To samo można zauważyć, gdy wysoce udoskonalony rozum bada krainy myśli, mające związek z przestrzenią: względność zatraca się w Absolucie, i przestrzeń względna ginie w nieskończoności. Czas i przestrzeń – to pojęcia względne, właściwe umysłowi człowieka danej epoki. Z punktu widzenia Absolutu (co zresztą jest zrozumiałe i dla naszego lichego rozumu) każde miejsce jest tutaj (hic), każdy czas – teraz (nunc).

9. „Absolut jest niepodzielny”. Absolut to wszystko – Całość. Nie może on być podzielony na części, gdyż nie istnieje nic, coby mogło tego dokonać, niema czym go podzielić, niema czym zapełnić powstałej z podziału przerwy. Nie może być żadnego rzeczywistego podziału Absolutu. Absolut zawsze był, jest i będzie całością. Jest On czemś zupełnie skończonem i nie może ulegać podziałowi. Rozum, z wymienionych już względów, nie może wyobrazić sobie Absolutu rozdrobnionego lub podzielonego na poszczególne części. Rozum nie może sobie przedstawić podobnego obrazu i dlatego z konieczności musi się zgodzić z wypowiedzianą zasadą. Naturalnie w naszym ostatecznym pojmowaniu rzeczy, możemy użyć określeń względnych „części” lub „drobiny” całości czyli Absolutu, rozumiejąc pod tem pewnego rodzaju wyobrażenie o Absolucie, wyobrażenie, które wchodzi w zakres naszej świadomości. Nie jesteśmy w stanie widzieć całości rzeczy, i dlatego mówimy o widzianem przez nas, jako o cząstce całości czyli Absolutu. Lecz taka ograniczoność leży w nas samych i nasz tylko rozum stwarza względną różnicę, gdyż jego pole widzenia zbyt jest zamknięte, aby ogarnąć całość. Rozum nasz dzieli całość na oddzielne, częściowe obrazy i nazywa każdy z nich „cząstką”, chociaż w pojęciu bezwzględnym i rzeczywistym, podział na t. zw. „części”, niema miejsca w rzeczywistości. Całość pozostaje niezmienną i niepodzielną bez względu na to, iż nasza ograniczona, zamknięta, względna świadomość dla własnej dogodności, dzieli ją na części.

Z gruba można to poprzeć następującym przykładem: z okna przy którym piszę ten wykład, widoczny jest łańcuch gór. Ciągnie się on tak daleko, jak tylko wzrok może dosięgnąć. Moje oko widzi go w całości, lub też uznaje za całość to, co mierząc wzrokiem, spostrzega na całej rozciągłości, chociaż niema takiej chwili, aby cały łańcuch gór znalazł się w polu mego wzroku. Mimo to istnieje poczucie ciągłości lub całkowitości; jeżeli oko będzie umieszczone w należytej odległości, to ujrzy cały obraz jednocześnie. Przypuśćmy teraz, iż chcemy sfotografować ten łańcuch górski z okna. Zmuszeni bylibyśmy skierować objektyw na jedną „cząstkę” łańcucha, by dokonać zdjęcia; skierować objektyw na drugą i t. d., aż do chwili, gdy otrzymamy zdjęcie z całego pasma gór. Pomiędzy temi zdjęciami nie będzie łączności ogólnej i cały łańcuch w odbitkach będzie podzielony na „części”; w rzeczywistości nie ma w nim podobnego podziału. Góry stanowią całość niezmienną i niepodzielną. Gdy rozdacie zdjęcia znajomym, każdy z nich na otrzymanej fotografji zobaczy tylko „część całkowitego obrazu; wszystkie zdjęcia będą miały charakter samodzielny do chwili, gdy je postawicie obok siebie. Ten, co zechciałby mieć wyobrażenie o paśmie gór, musiałby połączyć ze sobą wszystkie „części” i zobaczyłby wtedy obraz całkowity. Radź jak bądź niezależnie od tego, czy to zdjęcie oglądamy częściowo czy jednocześnie – pasmo górskie pozostaje tem czem było; „pozory” zdjęć nie mają tu żadnego znaczenia.

Przykład przytoczony jest niedokładny i gruby, lecz pokazuje nam, w jaki sposób nawet w płaszczyźnie materjalnej wzrok skierowany na częściowość, stwarza wrażenie „części” i „podzielności”, gdy w rzeczywistości niema nic podobnego. Wszelka tak zwana „gwiazda” pozostała na swoim miejscu i tylko my posunęliśmy się, a przeto jej nie widzimy. Przeistoczenia i zmiany, uważane przez nas za rzeczywiste – nie są niczem innem, jak falami, pianą i bańkami na powierzchni oceanu, gdy sam ocean pozostaje bez zmiany. Absolut jest poza prawem przyczynowości. Przyczyna i skutek go nie dotyczą, gdyż są względne i należą do zjawisk również względnych, nie tykając natomiast zupełnie rzeczywistości lub Absolutu. Absolut niema ani początku, ani końca, niema przyczyny i nie jest skutkiem niczego. Z punktu widzenia Absolutu prawo przyczynowości nie istnieje, gdyż jest to prawo względne i panować może jedynie w świecie zjawisk względnych. Przyczyna i skutek – to względne pozory w Absolucie, nie mające nad nim władzy, są to tylko twory i narzędzia Absolutu, które w danej chwili służą do pewnego celu boskiego, lecz nie posiadają samodzielności w stosunku do Absolutu. Absolut jest wolny.

10. „To co nie jest Absolutem, jest względne”. Innemi słowy, to co nie jest Absolutem – musi się znajdować w pewnym stosunku do Absolutu lub być niczem. To co nie jest bytem bezwzględnym (rzecz sama w sobie), powinno być zależnem od Absolutu lub niczem. Ta zasada jest wnioskiem, wypływającym z zasad 1, 2 i 3. Wszystko rzeczywiste, jak również i względne, musi być albo samo Absolutem albo też od niego zależeć. Innemi słowy, musi być ono Absolutem (rzecz w Całości taka jaką jest) lub względnem (t. j. niedoskonałym lub niepełnym pozorem Całości rzeczy). Jeśli nie jest ono ani jednym, ani drugim (musicie pamiętać, iż w rzeczywistości jest to jedno i to samo), to w takim razie jest ono niczym, kłamstwem, ułudą, błędnem wrażeniem o rzeczy względnej (lub też szeregiem takich błędnych wniosków), albo jest kłamstwem świadomem, nie mającem podstawy ani w Absolucie, ani we względności.

TRZY WIELKIE PRZEJAWY ALBO TRZY PIERWIASTKI WZGLĘDNE.

Zwykły intelekt nie jest w stanie dokładnie zrozumieć lub zdać sobie sprawę z Absolutu, jako takiego. Lecz względne wiadomości Absolutu są dostępne zwykłej świadomości i przebłysk rzeczy samej w sobie może być podjęty przy pomocy rozumu duchowego, w miarę tego, jak świadomość zostaje oświeconą promieniami Ducha. Uprzedzając fakty, uważamy za stosowne podać następujące wyjaśnienia, aby umysł czytelnika chociaż na chwilę wypoczął, zmęczony wynikłemi z rozpatrzenia jedenastu zasad wątpliwościami. Mamy na względzie powstające w umyśle człowieka pytanie: „A Ja? jakież zajmuje miejsce w Absolucie i względności”. Lub, jak spytał niedawno pewien amerykanin: A cóż to mnie obchodzi? To zagadnienie będzie rozpatrywane przez nas w ostatnim wykładzie, tu zaś powiemy jedynie: w człowieku, jakim się on wydaje, w obecnej chwili jest i Absolut i względność. Chcemy powiedzieć przez to, że człowiek posiada prawdziwe „Ja”, Ducha, który jest właśnie Absolutem. Duch ten otaczają trzy rzeczy względne: 1) materja, 2) energja lub siła i 3) umysł.

Sanskryckie określenie tych pojęć są Atman czyli Duch, wieczne „Ja”; Akasa t. j. materja, wszechprzenikająca substancja  wszechświata; Prana, t.j. siła, energja, i t. p.; oraz Czitta czyli substancja umysłowa. Filozofja jogów uczy, iż te trzy formy względności są właściwe wszystkim tworom wszechświata. Atman czyli Duch, będąc jedyną rzeczywistością, znajduje się wszędzie i we wszystkim, lecz nie jest zawarty w żadnej rzeczy szczególnej jako samodzielna cząstka. On, jeżeli tak możemy określić, przenika cały wszechświat i znajduje się we wszystkim. Możemy przeto mówić (co mówiliśmy w swoich wykładach) o człowieku, jako o mającym w sobie „kroplę Oceanu Ducha” lub jako o będącym taką „kroplą” albo „iskrą Bożego płomienia” albo „promieniem słońca Ducha” i t. d., lecz wszystkie wymienione określenia to tylko zwroty retoryczne, bo przecież niema i nie może być podziału Ducha (patrz zasadę 8). Jeżeli wyobrazimy sobie człowieka jako paciorek, to Duch nie będzie kawałeczkiem złota w jej środku, lecz złotym łańcuszkiem, na którym są nanizane wszystkie paciorki i który przechodzi przez każdy z nich i jednocześnie przez wszystkie. Jest to porównanie bardziej pierwotne, lecz daje ono słabe wyobrażenie o zasadniczej różnicy pomiędzy dwoma wyżej, wymienionemi pojęciami.

Wszelki byt względny, centrum świadomości, atom czy też rzecz (nazywajcie to jak chcecie) – jest nanizany na Złoty Łańcuch Ducha i w rzeczywistości stanowi jedynie punkt w tym łańcuchu. Nanizane na nim paciorki składają się ż materji (Akasa), posiadają siłę lub energję (Prana) i substancję myślową (Czitta). Wszystkie te trzy czynniki, to tylko względne przejawy Absolutu. Duch jedynie jest „rzeczą samą w sobie”, jedyną rzeczywistością w człowieku, gdy podane trzy właściwości są zmienne, czasowe, niedoskonałe i t. d. i nieposiadają wskazanych przez nas cech, właściwych Absolutowi. Poruszamy zagadnienie o składzie człowieka w następnym odczycie, wspominając o tem tutaj jedynie w tym celu, aby ułatwić zrozumienie zagadnień, aby chociaż częściowo odpowiedzieć na pytanie, które się budzi po przeczytaniu tego wykładu. Teraz przejdźmy do rozpatrzenia trzech wielkich przejawów lub względnych pierwiastków. Będziemy tu mówić o Duchu, Atma-manie lub Absolucie i stosunku człowieka do Boga, co zresztą stanowi treść „zagadki wszechświata”. Duch – to utajona Praprzyczyna: materja zaś, energja i siła – przejawy (maturalnie względne) Absolutu. Pamiętajcie o tern, aby uniknąć nieporozumienia. Trzy wielkie przejawy Absolutu, które mogą być namacalne, nadające się do badań i stosunkowo dostatecznie zrozumiałe dla
intelektu ludzkiego, nawet w obecnym stadjum rozwoju, są:

1. Materja albo substancja (Akasa).
2. Energja lub siła (Prana).
3. Substancja umysłowa (Czitta).

Ten potrójny podział uznają postępowi uczeni zachodni, chociaż wielu z nich stara się sprowadzić do zera ostatni z trzech przejawrów. W wykładzie naszym podamy poglądy najlepszych myślicieli zachodnich lub właściwie rezultaty ich badań i rozumowań, abyście mogli zobaczyć, o ile są one zbliżone do filozofji jogów. Zwłaszcza w zagadnieniach, dotyczących „świata form”, Jogowie wiedzą, iż wyżej wymienione trzy przejawy nie są to w rzeczywistości – trzy samodzielne pierwiastki, ale trzy fazy jednego przejawu. Zgodnie z ich nauką materja, to tylko prymitywna forma energji lub siły, stopniowo przeistaczająca się w tę ostatnią, jak gdyby się w niej Rozpuszczała; podobnież siła lub energja jest pierwotną formą „substancji umysłowej”, która przechodzi w nią stopniowo, mijając niepostrzeżenie cały szereg stanów kolejnych. Substancja umysłowa w tych wyższych fazach i działaniach osiąga niemal płaszczyznę ducha, z którego powstała, a w punkcie swych narodzin staje się tak subtelną, że rozum człowieka. (nawet rozum ludzi wysoko rozwiniętych) nie jest w stanie określić w sposób dokładny granicy, która je dzieli. Wszystko to rozważymy niżej. Przedewszystkiem musimy poznać istotę materji.

MATERJA (Akasa).

Materja: wyraz ten używany jest przez uczonych dla określenia substancji, z której składa się wszechświat materjalny czyli fizyczny, przyczem substancja ta jest uważana za ciągłą, wypełniającą przestrzeń i namacalną, dzięki zmysłom; to jakby „cielesność” rzeczy, ich istota zewnętrzna. Materję dzielą zwykle na trzy stany lub fazy: stały, płynny i lotny. Za stałą materję uważana jest taka, której cząsteczki są ściśle złączone ze sobą i zdolne okazywać opór ciśnieniu, n. p. kamień, metal, drzewo i t. p. Materja płynna to substancja, której cząsteczki wirują swobodnie, i która łatwo ustępuje ciśnieniu. Do niej zaliczają się roztopione metale, smoła, miód, olej, woda i t. d., słowem ciała ciekłe. Materja gazowa jest to substancja, którą można by nazwać „cieczą giętką” n. p. para, acetylen, powietrze i t. d. Bezwzględnie te trzy stany materji, są to w rzeczywistości różne formy jednej rzeczy, gdyż każda materja może być rozmaitą, każdy zaś jej stan stwarza temperatura; lód – to rodzaj materji w stanie stałym,  woda – ta sama materja w stanie płynnym, para – ta sama materja w stanie gazowym.

Temperatura, stwarzająca jakikolwiek z tych trzech stanów jest bardzo rozmaita, lecz każdy rodzaj materji może przejść w stan inny przy odpowiedniej zmianie temperatury. Naprzykład powietrze, uważane zazwyczaj za gaz, może przejść w stan ciekły i zmienia się przy niskiej temperaturze w powietrze płynne; nauka zaś wie, że przy dostatecznie niskiej temperaturze powietrze płynne zamarzło by i stało by się twardem. Podobnież ołów, który przy zwykłej temperaturze przedstawia się jako ciało stałe, wprowadzony w temperaturę wysoką – staje się płynny, przy jeszcze wyższej temperaturze przechodzi w stan gazowy. Stosuje się to do wszystkich pierwszych pierwiastków materji i tylko stopień ciepła reguluje ich stan. Ciepło uważane jest przez naukę, jako rodzaj siły. której stopień zależy od ilości falowań. W taki sposób zmiana widzialnej formy materji stanowi wynik oddziaływania na nią energji lub siły (drugiego przejawu). Niektóre gazy, łącząc się w pewnych stosunkach, tworzą płyn. Woda, n. p., składa się z dwóch części wodoru i jednej tlenu. Niektóre substancje gazowe składają się z tlenu i azotu, zmieszanych w pewnym stosunku. Naturalnie, w wodzie i w powietrzu mogą być i znajdują się oprócz tego i inne czynniki, które dadzą się usunąć bez zmiany własności wody lub powietrza. Jeden i ten sam stan materji może zmieniać swą formę.

Naprzykład skały, które tworzą powierzchnię ziemi, kruszą się, rozsypują i przekształcają w „ziemię, pył, błoto” i t. d. Nasienie rośliny puszcza korzonki, pędy i kiełki, odżywia się tym pyłem, czerpiąc z niego substancje niezbędne do życia i przerabia je na własne ciało, komórki i t. d. W taki sposób to, co było dawniej częścią skały, stało się cząstką rośliny. Następnie ukazuje się człowiek, użytkuje tę roślinę na pokarm i jej substancja przeistacza się w kość, mięsień, krew i mózg człowieka. Jeżeli roślinę spożyje wół, a człowiek z niego zrobi sobie pokarm – wynik będzie taki sam. Pierwiastki wchodzące w skład skały, stały się składową częścią człowieka. I bez względu na wszystką przemia-nc formy, postaci i właściwości materji ani jeden atom ciała pierwiastkowego nie został zniszczony. Stałe przemiany, nieskończone kombinacje, lecz istnienie wiekuiste – oto co nauki przyrodnicze przypisują atomom materji. To, co było kiedyś atomem skały, obecnie zaś jest atomem materji w naszem ciele – z czasem stanie sie cząstka rosliny lub zwierzęcia; zgodnie z nauką zawsze tak było i zawsze tak będzie. Nauka obserwując tę oczywistą wieczność materji, przychodzi ostatecznie do wniosku, że materja jest rzeczą bezr względną t. j. Absolutem, lecz zapomina, że jest ona jedynie względnym przejawem czegoś dalszego, a mianowicie Bytu Bezwzględnego. Nauki przyrodnicze analizowały materję aż do czasu, gdy stało się możliwem podzielić ją prawie na siedemdziesiąt klas, zwanych elementami czyli pierwiastkami, które zostały uznane za ostateczne t. j. nie nadające się do dalszego podziału i do dalszej analizy. Filozofja jogów uczy, że wszystkie te tak zwane pierwiastki to nic innego, jak iony jednego tylko pierwiastka; że istnieje tylko jeden rodzaj materji, co zresztą odkryjemy, gdy chemja osiągnie wyższy stopień rozwoju. Nowsze badania przychodzą do tego san go wniosku, chociaż nie mogą tego dowieść drogą doświadczenia. Następnie nauka przypuszczała, że materja składa się z najdrobniejszych, niedostępnych dla oka atomów, i że atom zasadniczy nie poddaje się dalszemu podziałowi, gdyż jest on właśnie ową „realnością” materji. Niektórzy twierdzili, iż atom ten to Absolut, z którego powstały wszystkie pierwiastki, a następnie wszystkie formy materji, i że to wszystko, co my nazywamy energją i rozumem, jest tylko wypadkową cechą i właściwością atomu. Gotowi byli przyznać atom swego Boga, lecz niestety, nowsze badania wykazały, iż ich zasadniczy atom – nie jest zasadniczym, i znów ci uczeni poszukują innego zasadniczego pierwiastku materji. I znajdą go, znajdą to, co Jogowie znaleźli tysiące lat temu, lecz gdy dojdą do zasadniczego pierwiastku materji, już się on im wyślizgnie, przeistaczając się w siłę i energję i znów uczeni zmuszeni będę szukać atomu pierwiastkowego, tylko już nie materji, jeno siły.

Najnowsze postępy nauki dotarły już do tego punktu ostatniemi laty i mamy nadzieję, iż ten fakt w niedługim czasie zostanie uznany. Gdy uczeni następnie badać będą siłę lub e-nergję, szukając jej pra-pierwiastku, to dojdą znów do martwego punktu, w którym wyślizgująca się im siła zacznie się przeistaczać w substancję umysłową, poza którą znajduje się Absolut. Ale do osiągnięcia tego uczeni przyrodnicy będą musieli przejść długą drogę, gdy dla jogów ten fakt dawniej już przestał być tajemnicą.

Ale tymczasem musimy na tern poprzestać, odłożywszy dalsze rozpatrywanie materji do następnego wykładu.

źródło: Wykład X pt “Zagadka Wszechświata”  z książki  “DROGI DOJŚCIA JOGÓW INDYJSKICH” JOGI RAMA-CZARAKA, PRZEŁOŻYŁ A. LANGE, Warszawa 1923

]]>