(„Progr. Thinker”, 23 czerwca 1906 r.)
Pan J. Chapman opowiada, że latem 1896 roku miał duży karbunkuł na karku, dokładnie nad kręgosłupem. Lekarz przeprowadził nacięcie w odpowiednim czasie, ale dwa dni później pan J.C. poczuł dziwne uczucie osłabienia. Położył się na łóżku, ale wkrótce poczuł, jak jego stopy robią się lodowate, a chłód wspina się do kolan, a następnie coraz wyżej. Czuł, że umiera.
Próbował podciągnąć nogi, ale nie mógł; chciał zawołać żonę, ale nie był w stanie wydać żadnego dźwięku. Mając jeszcze ruchomość rąk, uderzył nimi w drewno łóżka, co przywołało jego żonę, która wykrzyknęła: „Niebo! Joe, umierasz!” Posłała syna po lekarza. W tym czasie do pokoju wszedł młody człowiek, który był u pana J.C. na stancji. W tym momencie pan J.C. poczuł, jak jego wzrok zaczyna się zamazywać, a on sam miał wrażenie, że spada z dużej wysokości. Usłyszał wyraźny, donośny głos, który mówił do niego z bliska:
„Zrób to, co ci powiem, inaczej za minutę będziesz martwy. Szybko! Niech twoja żona położy ręce na twojej głowie, a ty złap ręce tego mężczyzny.”
Pan J.C. był w stanie poruszać tylko rękami. Gestami dał do zrozumienia żonie i młodemu człowiekowi, co mają zrobić. Od momentu rozpoczęcia ich działania poczuł, że prąd siły życiowej przestaje opuszczać jego ciało; zimno, które dotarło już do okolic nadbrzusza, przestało się wznosić, a przeciwnie – ciepły prąd zaczął powoli spływać do jego stóp. Został uratowany i był w stanie usiąść. W tym momencie wszedł lekarz i był bardzo zdziwiony, że pacjent wciąż żyje, ponieważ zostawił go z zapadniętym nosem, zsiniałymi wargami i szklanymi oczami. Zapytał, co mu podano, i usłyszał, że nic. Pacjent zapytał o mężczyznę, który dał mu radę, ale nie było żadnego mężczyzny. Można to było przypisać jedynie interwencji ducha, czego uczciwy doktor nie chciał uznać. Nie potrafił jednak zrozumieć, jak pacjent mógł wyzdrowieć z karbunkułu, który powinien sięgać głęboko aż do rdzenia kręgowego.
Pan J.C. twierdził, że od tamtej pory jego życie dwukrotnie uratowała interwencja tego samego ducha.
źródło: ;La Lumiere FÉVRIER 1907.