Zapach róż towarzyszący śmierci

Śmierć i wszystko, co z nią jest związane, najczęściej przeraża, lub budzi odrazę, a sama myśl o niej sprawia przeważnie przygnębiające wrażenie. Następujące zdarzenie, jakie niedawno miało miejsce w Meksyku przedstawia ją zdaje, się, w barwach mniej ponurych.

Redaktor jednej z gazet meksykańskich p. Inurreta stracił niedawno teściową, do której bardzo był przywiązany, odznaczała się bowiem niezwykłą dobrocią i słodyczą charakteru.
– Odczułem jej śmierć – mówi p. Inurreta — jak gdyby była rodzoną mą matką! Dotąd nie mogę też ochłonąć z wrażenia, jakie wywarło na mnie niewytłumaczone zjawisko, które zauważyłem natychmiast po jej śmierci. Oto cały pokój, w którym leżała zmarła, napełnił się nagle przecudnym aromatem róż. Wszyscy obecni w pokoju najdokładniej to stwierdzili. Nie potrzebuję dodawać, że w pokoju róż wcale nie było. Aromat ów trwał w ciągu godziny i stopniowo się rozwiał. Na trzeci dzień po zgonie, gdy przyjechali zawiadomieni krewni zmarłej, tajemnicze zjawisko powtórzyło się znowu. Nowoprzybyli bowiem wszyscy obecni, powtórnie odczuli czarowny zapach nieistniejących róż.

Jeszcze może ciekawszy wypadek opowiada przyjaciel wspomnianego redaktora, Quevedo. Mieszkając w Vera-Cruz, również w Meksyku, wyszedł on raz na spacer i skierował kroki swe w stronę cmentarza. Po drodze kupił od jakiejś biednej kwiaciarki bukiecik rezedy. Na cmentarzu ujrzał p. Quezedo wszystkie groby oczyszczone i upiększone kwieciem, było to bowiem nazajutrz po Zaduszkach. Jedna tylko mogiła nosiła ślady kompletnego opuszczenia i zapomnienia.

Na pokrytym pajęczyną i zeschłemi liśćmi kamieniu grobowym p. Quevedo odczytał: „Simona Arauz”. Zdjęty litością oczyścił jak mógł zapomniany grób i złożył na nim swoją skromną wiązankę rezedy.

Tegoż wieczora p. Quevedo, interesujący się spirytyzmem, był u znajomych na seansie. Wkrótce po rozpoczęciu seansu osiem obecnych w pokoju osób poczuło nagle tak silny zapach rezedy, jakg dyby całe mieszkanie było nią przepełnione. Przeszukano pokój, lecz nigdzie nie znaleziono ani śladu kwiatów. Wtem przez usta medjum, które zapadło w trans, odezwał się głos, zwracając się do p. Quevedo.

– To ja, Simona Arauz, dziękuję ci za pamięć o mnie. Dałeś mi kwiaty, a ja ci zwracam ich zapach. Czy w obydwu wypadkach była to tylko halucynacja zbiorowa, czy też coś realnego – sprawdzić niepodobna. O rzeczywistości zjawisk świetlnych, cieplnych, dźwiękowych, elektrycznych i t. p. możemy się objektywnie przekonać przy pomocy fotografji termometru i w ogóle przyrządów fizycznych nie ulegających sugestji, zapachy zaś można odczuwać tylko subjektywnie za pośrednictwem własnego powonienia, a więc rzeczy złudnej.

Nie jest jednak niemożliwe, że zapachy owe nie były złudzeniem, lecz istniały wtedy rzeczywiście. Zdarzają się wszak na seansach tak zwane „aporty”, to jest zagadkowe zjawianie się przedmiotów, których w mieszkaniu ani nawet w domu wcale przedtem nie było. Dlaczego by więc i zapach będący też czemś materjalnem, składają się bowiem nań unoszące się w powietrzu najsubtelniejsze cząsteczki lotnych substancyj eterycznych, nie mógłby być też przeniesiony. Poza tern mógł on być też wskutek działania jakiejś nieznanej nam jeszcze formy energji jakby wytworzony na miejscu z organizmów obecnych, znajdujących się tam przedmiotów z atmosfery wreszcie, jak z węgla kamiennego produkują się w przemyśle perfumy.

źródło: Prosper Szmurło “Ze świata tajemnic”, wydawnictwo Świt, Warszawa 1928