Z praktyki magnetycznej.

tytuł: Z praktyki magnetycznej.
autor: J. Świtkowski

W dziele swem „Psychologia i medycyna” wydanem w roku 1917 pisał dr. J. Ochorowicz: „Jeżeli nikt nie wymaga od lekarza, aby był dobrym gimnastykiem lub masażysta, chociaż każdy lekarz może zalecać gimnastykę lub masaż, tak leż odnośnie do magnetyzmu, który jeszcze bardziej zwiążą v jest z przyrodzonem uzdolnieniem, muszą być w przyszłości wydane specjalne prawa, sprzyjające wyrobieniu się specjalnie wykształconych magnetyzerów, którym by lekarz mógł w zaufaniu posyłać swoich chorych. Nie wiem, kiedy to będzie, ale będzie.”

Do dziś tego jeszcze niema, a czas byłby już, aby prawodawstwo nasze zaopiekowało się tą sprawą, mimo że ona z pozoru nie wygląda na aktualna. Przyczyną jest może za małe obznajomienie się ogółu z istotą i doniosłością leczenia magnetyzmem a bardziej jeszcze owo nieszczęsne mieszanie i utożsamianie magnetyzmu z hypnotyzmem, pokutujące u nas ciągle od spadkobierców Brajda, którzy go fałszywie pojęli. Nie brak u nas ludzi, nawet jeszcze wśród medyków, którzy do dziś zabiegi magnetyczne uważają tylko za inną formę suggestji. Jeżeli jednak niektóre zabiegi, jak n. p. głaski magnetyczne, mogą poza swą rzeczywistą skutecznością leczniczą działać także jako suggestja, bo pacjent je widzi lub słyszy, to nie można tego powiedzieć o wszystkich w ogóle zabiegach magnetycznych. Oto n. p. znajomy skarży mi się na „postrzał”, który mu bardzo dokucza i nie pozwala poruszyć głową. Trzymam mu przez chwilę ręce nieruchomo 10—15 cm. nad karkiem, a dla wykluczenia wszelkiej suggestji oświadczam, że nic mu pomódz nie zdołam. Rozmawiamy o czem innem, a gdy po godzinie znajomy odchodzi, pytam go, co się dzieje z jego „postrzałem”, zdumiony chwyta się za kark i odpowiada: „Gdzieś się podział sam nie wiem kiedy.” Inny przykład: Dziecko chore na influencję, gorączka 39,2. Po kilkunastu minutach zabiegów magnetycznych matka mierzy gorączkę powtórnie i mówi zawiedziona w nadziejach: „Magnetyzm nie pomógł, bo jest 39,7.” Na drugi dzień jednak dziecko wstaje z łóżka, zdrowe zupełnie. Jeżeliby tu działała suggestja, to tylko ze strony matki i to w kierunku wprost przeciwnym.

Fakty tego rodzaju znane są każdemu magnetyzerowi z doświadczenia codziennego – ale magnetyzerowi prawdziwemu. Są bowiem i tacy magnetyzerowie, u których działanie głasków – polega rzeczywiście na suggestji, bo magnetyzm ich jest bez wartościowy. Jednakże i taka suggestja działa uzdrawiająco, bo budzi wiarę w chorym, a wiadomo, że wiara czyni cuda. Magnetyzowanie zresztą nie polega wyłącznie na głaskach. Ruchy rękami wzdłuż lub w poprzek miejsc chorych, to tylko jeden ze zabiegów, mający cel ściśle określony i nie zawsze bynajmniej przydatny. W innych wypadkach wskazane jest kładzenie dłoni wprost na miejsce chore, w innych znów trzymanie ich nad miejscem chórem w różnych oddaleniach i kierunkach. Takiem prostem trzymaniem rąk magnetyzer uzdolniony nie tylko określi dokładnie miejsce choroby, chociaż mu nikt nic nie wskaże, lecz nadto oznaczy jej rodzaj. A musi to znać, aby wiedzieć, jakie zabiegi będą potrzebne. Tu już nałóg do tłumaczenia wszystkiego suggestią nie przyda się na nic.

Sprawa zatem roztoczenia opieki ustawodawczej nad magnetyzerami jest rzeczywiście aktualną i pragnąć należy, aby jak najrychlej ziściły się słowa śp. Ochorowicza, zwłaszcza, że pierwsze lody w kierunku uznania istnienia magnetyzmu przez naukę ścisłą i jego dla niej wartości już przełamane.

Świt.

źródło: „Odrodzenie” czerwiec 1925