Tych pięć szczebli, o których przeczytałeś dotychczas, tworzy razem, jak wiesz, ścieżkę przygotowawczą. Przez tych lat siedm będziesz miał dość pracy nad sobą i szczęśliwym się nazwiesz, jeżeli ją w ciągu lat siedmiu wykonasz o tyle, aby być dojrzałym dostatecznie do wstępu na ścieżkę czeladztwa. Jeżeli niektóre z tych zadań wykonasz mniej doskonale niż inne, wolno ci będzie mimo to wstąpić, ale na czeladnika próbnego. Bo nie jest niezbędnie konieczne, abyś naprzód uprawił jak najzupełniej przygotowanie, nim możesz dostąpić oświecenia. Dopuszczalne jest i to, abyś w niektórych kierunkach uprawiał nadal przygotowanie, podczas gdy w innych otrzymujesz już oświecenia. Jest tu podobnie, jak w szkołach. Jeżeli w niektórych przedmiotach wykażesz postępy tylko mierne, ale zato w innych bardzo dobre, wynik ogólny świadectwa uprawni cię do przejścia do klasy wyższej. W niej musisz oczywiście braki uzupełnić, bo inaczej nie podołasz jej zadaniom.
Przygotowanie, to tylko jedna klasa, a jama, nijama, asana, prana-jama i pratjahara, to różne przedmioty nauki. Szczeble te zatem nie następują kolejno po sobie, lecz biegną równocześnie obok siebie. Jeżeli czytałeś o pranajamie np. później, niż o jamie, to powód jest ten, że bez pewnego, choćby bardzo początkowego, oczyszczenia się niemożebnem jest oddawać się ćwiczeniom szczebli dalszych. Podobnie będzie w klasie wyższej. I tam dharana, dhjana i samadhi biegną równolegle obok siebie, tworząc razem samjamę; ale bez pewnej biegłości w dharanie nie zdołasz dhjany uprawiać owocnie.
O tych trzech szczeblach wyższych mógłbyś wprawdzie nie wiedzieć nic i odłożyć zainteresowanie się niemi aż do tego czasu, gdy po siedmio-leciu okażesz się dojrzałym do oświecenia. Ale na tych szczeblach pojawią ci się owoce tego, co zasiałeś, uprawiając przygotowanie; a każda prawdziwa szkoła tajemna, dając uczniowi jakiekolwiek zadania, objaśnia go zawsze, jaki będzie ich wynik. Ty zatem powinieneś także wiedzieć, do jakich wyników dojdziesz przez przygotowanie.
Zadaniem ogólnem okresu przygotowawczego jest, jak wiesz, oczyszczenie i opanowanie twego ciała myślowego, astralnego i eterycznego, a przez nie i fizycznego. Opanowawszy je zupełnie, będziesz mógł dopiero je przekształcić, czyli „prześwietlić” je tem, co da ci oświecenie. To przetwarzanie siebie w innego człowieka jest właśnie wynikiem jogi. Twa jaźń wyższa prześwietli twe ciała tak, że blask jej będzie się przez nie przebijał. Stopnie przygotowawcze mają tylko umożebnić jej to prześwietlenie. Mają oczyścić twe ciała, dać ci w rękę władzę zupełną nad niemi i naprawić ich funkcje o tyle, aby były ci narzędziami sprawnemi, posłusznemi ci na każde skinienie i fungującemi bez zarzutu. Dostosowanie tych narzędzi do funkcyj, jakich wymagać będzie od nich „oświecenie”, nastąpi na szczeblach wyższych; tu szło tylko o ich oczyszczenie i naprawę.
Opanowanie ciała fizycznego, a przez nie także ciał niewidzialnych, jest — jak wiesz — celem hathajogi. Ćwiczeniami wytężającemi, poczęści bardzo bolesnemi (t. zn. „tapas”) zmierza hathajogin do zdobycia nad swem ciałem władzy tak wszechstronnej, żeby mógł zadawać mu ból, kierować funkcjami jego narządów wewnętrznych, wprawiać je w katalepsję i wysuwać zeń nazewnątrz ciało eteryczne lub astralne. Prócz owych ćwiczeń „oczyszcza” hathajogin swe ciało fizyczne wstrzymywaniem się od mięsa, alkoholu i użycia płciowego, aby w ten sposób, niejako „od dołu”, oddziałać przez ciało fizyczne także na ciało eteryczne i astralne. Da się to bezwątpienia osiągnąć, ale tylko częściowo, do pewnego stopnia, a objawem osiągnięcia jest uzyskanie zdolności medjalnych.*) Hathajogin zdoia prostem napięciem woli wywoływać zjawiska lewitacji, telekinezji, aportów, a więc czynić „cuda” w przekonaniu ludzi nieoświeconych; zdoła także osiągnąć pewien rodzaj jasnowidzenia niższego stopnia (w dolnych sferach astralnych) i nawiązywać łączność z „duchami” spirytystów.
Wiesz już, że to nie jest droga właściwa, gdyż pomija oczyszczenie ciała myślowego i nawiązanie łączności z jaźnią wyższą. Nie można rozwijać ducha przez ciało, lecz odwrotnie: tylko rozwój moralny może trwale wpływać na ciała, jako narzędzia ducha. Dlatego to nie podawałem ci żadnych wskazówek do opanowania ciała fizycznego, nie zalecałem ci wstrzemięźliwości od mięsa, od używek, od zadowalania popędów fizycznych, podobnie jak rozumny właściciel konia nie będzie go głodził, ani zwalczał jego popędy, lecz będzie niemi kierował do swoich celów. Jeżeli uważasz, że w początkach twego przygotowania łatwiej ci będzie opanować niektóre namiętności przez wstrzemięźliwość fizyczną, możesz ja uprawiać; ale nie spodziewaj się po niej zbyt wiele.
Logicznem jest, aby oczyszczanie zaczynało się od góry i zstępowało coraz niżej kolejno. Dlatego też zacząłeś oczyszczanie od ciała myślowego. Starałeś się usunąć ten obłok myślaków drobnych i marnych, czyto obcych, czy twoich własnych, który otaczał przedtem twe ciało myślowe chmurą nieprzeniknioną. Teraz przestrzeń wokoło twego ciała myślowego jest wolna i czysta; nie zasłania ci już widoku, i dzięki temu będziesz mógł na szczeblu wyższym otrzymywać inspiracje, spostrzegać myśli obce. Będą to nietylko myśli ludzi, bo taka zdolność różniłaby się niewiele od telepatji, lecz będą to przedewszystkiem myśli istot wyższych nad ludzi, istot zamieszkujących te światy, z których ludzie czerpią natchnienia.
Zdołasz tedy ciałem myślowem sięgać w górę; ale wpływ tego ciała oczyszczonego objawi się i w dół, na ciała niższe. Zarzucisz myśli niepotrzebne, a zaczniesz myśleć o rzeczach potrzebnych.
*) Głośne medja, parapsychiczne czasów obecnych są właśnie wcieleniami hathajoginów dawniejszych; dlatego poziom moralny medjów bywa bardzo różny.
Przez to w ciele astralnem będzie powstawało o wiele mniej uczuć niepotrzebnych, o wiele mniej pokus i pożądań. Oczyszczenie ciała myślowego z całego balastu myśli niepotrzebnych i nikłych uczyni zeń narzędzie niezwykle sprawne i dokładne. Myśli twoje będą tak jasne, wyraziste i logiczne, jakie niemożebne byłyby wogóle człowiekowi, który nie przeszedł przez przygotowanie podobne twojemu.
Zmieni się również twoje ciało astralne. Dotychczas wyglądało jak obłok różnobarwny, pozbawiony zarysów określonych, zmieniający ustawicznie formę i barwy, kłębiący się i migający raz ciemniej, raz jaśniej. Prądy i wiry astralne wnikały weń bez przeszkody, zmieniały jego kształt i zabarwienie, powodowały w niem wybuchy i wrzenia coraz to inne. Po „przygotowaniu” ciało to zyska przedewszystkiem kształt określony i kontur wyraźny. Znikną w niem różne wybuchy nagłe i drgania nieuregulowane, jakkolwiek nie ustanie jego ruch wirowy i ustawiczne przepływanie w niem prądów, teraz już prądów własnych, nie z zewnątrz narzuconych. Znikną zeń ponadto, a przynajmniej stracą znacznie na natężeniu, niektóre barwy mniej piękne, jak czerwień krwista, zieleń szara, czerń nieprzejrzysta lub fiolet mętny, a natomiast pojawi się kilka barw nowych, niezwykle świetnych i czystych.
Wyniki przygotowania widome będą podobnież w ciele eterycznem. Zamiast masy nieuczłonkowanej, wypełniającej w przybliżeniu kontury ciała fizycznego, z licznemi jednak naroślami i guzami, mętnej i ciemnej, rozświetlonej tylko w niektórych punktach jakgdyby węglami słabo rozżarzonymi, pojawi się teraz postać wyraźnie uczłonkowana, złożona z trzech części wybitnie oddzielnych, a błyszcząca kilku gwiazdami kolorowemi, między któremi wiją się prądy barwne.
Te gwiazdy świetne, to padmy twego ciała eterycznego, czyli „kwiaty lotosu” (czakry). Rozwinęły się przez uprawę przygotowania, a później świecą już jasno i wirują ruchem prawidłowym. Gwiazdy te mają, jak wiesz, każda inną liczbę ramion, czyli „sprychów koła”. W środku ciała mniej więcej świeci lotos dziesięciopłatkowy; z pączka, zawierającego pięć płatków żywych, a drugich pięć uśpionych, rozwijałeś uprawą pięciu przykazań jamy tych pięć płatków z uśpienia, a do rozkwitu doprowadziłeś kwiat cały owem ćwiczeniem oddechowem, przesyłającem powietrze z brzucha do płuc i naodwrót. Gdybyś go zaczai budzić do ruchu odrazu ćwiczeniem oddechowem, nie ożywiwszy go poprzednio uprawą jamy, wprawiłbyś go w ruch przeciwny normalnemu. Skutkiem tego ł prądy w ciele eterycznem krążyłyby nieprawidłowo; posiadałbyś zdolności mesmeryzerskie, ale ten mesmeryzm działałby na drugich jak alkohol; zamiast leczyć, usypiałby tylko ich choroby i znieczulałby chwilowo na cierpienia. Twój natomiast mesmeryzm będzie czysty i zdrowotny, bo i twe ciało eteryczne jest zdrowe i oczyszczone. Nadmiaru tego mesmeryzmu, tych sił żywotnych, będziesz mógł używać do leczenia bliźnich i przynoszenia im ulgi w cierpieniach. Zadanie główne nie idzie jednak dla ciebie w tym kierunku. Nie masz obrać zawodu lekarza magne-tyzera, bo czekają cię zadania ważniejsze: będziesz leczył i wzmacniał dusze, nie ciała.
Oprócz dziesięciopłatkowej pobudzisz i inne padmy z uśpienia, chociaż jeszcze nie wszystkie, bo do niektórych potrzebna jest uprawa ćwiczeń dharany i dhjany. „Uzdatnienie poszóstne”, które sobie przyswoiłeś nijamą, rozwinie ci padmę dwunastolistna, mieszczącą się w pobliżu serca. I u niej poprzednio poruszało się sennie sześć jej płatków, a drugich sześć było nieczynnych; teraz zaś świecą wszystkie i wirują prawidłowo. W głowie, mniej więcej w tym punkcie, gdzie przewód nosowy łączy się z gardłem, świeci gwiazda szesnastoramienna; doprowadziła ją do rozkwitu „święta ścieżka poósemna”. Natomiast pozostała jeszcze w pączku padma ośmiopłatkowa, jakkolwiek pracą nad „czterema kwalifikacjami” rozbudziłeś z uśpienia cztery jej płatki i wprawiłeś w ruch zgodny z czterema drugiemi. Do pełnego rozkwitu dojdzie ten kwiat lotosu dopiero na ścieżce czeladztwa.
Ale i te padmy, które ożywiłeś dotychczas, dają ci cały szereg spostrzeżeń całkiem nowych, bo już działają prawidłowo, jako „zmysły nad-zmysłowe”. Padma dwunastopłatkowa, obok wzmożenia twej żywotności i uzdolnienia mesmerycznego, dozwala ci odczuwać usposobienie ludzi w sposób taki, że jednych nazwiesz ciepłymi, innych chłodnymi, chociaż będzie to oczywiście tylko opisanie. Lotos szesnastopłatkowy dołączy tu spostrzeżenia świetlne; tych, których określiłeś jako ciepłych, nazwiesz jasnymi, zimnych ciemnymi, obojętnych szarymi. Spostrzeżenia te otrzymają nadto pewne formy: odróżnisz kształt myśli jednych ludzi od drugich, a nawet formy, jakiemi wyrażają się prawa zjawisk w przyrodzie. Nie będą to jeszcze spostrzeżenia ścisłe, lecz zrazu niejako wrażenia ogólne; ale umocnią cię w zaufaniu do tej drogi, po której idziesz, bo dadzą ci sprawdzian, że idziesz nią nie napróżno, skoro już pojawiają się wyniki.
Nietylko po różach jednak będziesz stąpał. Ta rozbudzona wrażliwość narządów nadzmysłowych da ci, obok przeżyć ciekawych i radosnych, także szereg przejść przykrych. Będziesz w położeniu takiem, jak dziecię niedołężne, na które działają ze wszech stron wrażenia dodatnie i ujemne, a ono nie umie jeszcze poradzić sobie z niemi, nie umie bronić się od nich. Twoje zmysły niewidzialne, rozbudzone dopiero świeża z uśpienia, będą początkowo zarówno nieudolne w odbieraniu wrażeń, jak i w zamykaniu się przeciw nim.
Jednym z takich objawów przykrych, na który zrazu nie zdołasz sobie poradzić, będzie uczucie duszności i skrępowania, gdy znajdziesz się w ciżbie ludzkiej. Ciało astralne sięga przeciętnie o pół metra poza obręb ciała fizycznego, zatem w ciżbie ludzi obce ciała astralne będą wnikały w twoje i sprawiały ci to uczucie ucisku, potęgujące się nieraz aż do mdłości. Ów chłód duszowy ludzi, wyczuwany padma dwunastopłatkowa, będzie ci niezwykle przykry i dopiero z biegiem czasu zdołasz podać np. rękę bez odrazy takiemu człowiekowi. Uczucia i nastroje obce będą z niezwykłą łatwością pobudzały do drgań równobrzmiących twoje ciało astralne. Człowiek zrozpaczony wzbudzi odrazu w tobie rozpacz, a czyjś wybuch gniewu roztrzęsie podobnież twoje ciało astralne. Spostrzeganie myśli ludzkich będzie budziło w tobie myśli podobne, a jeżeli im się będziesz starał opierać, to znów łatwo wpadniesz w pogardę dla tych ludzi za ich myśli mflrne i egoistyczne.
Wśród takich to przeżyć bolesnych i radosnych, i wśród mnóstwa innych jeszcze, wije się twoja ścieżka przygotowania. Do tego dodaj okresy owej „ciemności duchowej”, które będą cię nawiedziały ze siłą coraz to większą; i dodaj stałe poczucie pustki i osamotnienia, które towarzyszyć ci będzie ciągle na ścieżce. Nie zapominaj także, że im wyżej będziesz wstępował po szczeblach ścieżki, tem bardziej wzmagać się będzie zaciekłość tych potęg niższych, które uważały cię za swój łup dotychczas, i tem usilniej będą podsuwały ci przeróżne pokusy i sidła, abyś w nich uwiązł i spadł ze ścieżki. Pomocne im w tem będzie i zaślepienie ludzi, bo ludzie nie lubią, aby ktoś różnił się od nich.
Dopóki byłeś człowiekiem przeciętnym, dopóki miałeś ułomnostki, które inni mogli ci wybaczać, dopóty byłeś do nich podobny, nie przerastałeś ani o włos ich poziomu. Z chwilą jednak, gdy zaczynasz wyster-czać im ponad głowę, zwracasz na siebie uwagę wszystkich wokoło. Ale nie jest to uwaga przyjazna, raczej zawistna. Nie mogąc dojść, dlaczego ty ich przerosłeś, poczynają wyszukiwać w tobie wszystkie twe słabostki, twe strony ujemne, nie dla poprawienia ciebie, lecz dla uspokojenia siebie, że oni nie są gorsi od ciebie, że więc twoje wyrośnięcie nie jest dowodem twej wyższej wartości. A pamiętaj, że w takich wypadkach bystrość wzroku twych współludzi zaostrza się nadzwyczajnie.
Najdrobniejszą usterkę w twym charakterze, najdrobniejszą wadę odkryją w tobie, choćbyś ją taił najstaranniej, i wywloką przed „opinję publiczną”. Ale nietylko wywloką, lecz nadto rozdmuchają ją do rozmiarów potwornych, aby przecie cieszyć się, że znaleźli „plamę na słońcu”. Nie jest to ich złość, tylko niewiedza. Są tylko narzędziami ślepemi w ręku tych mocy niskich, które spostrzegają, że się im wymykasz i tem usilniej walczą o zatrzymanie ciebie w swych pazurach. Pamiętaj tedy, że na nic ci się nie zda, gdybyś jaką słabostkę, jakąś choćby najdrobniejszą plamkę, na duszy zostawił i uniewinniał ją przed sobą, lub chciał ukryć przed swem sumieniem. Wyszperają ją ludzie niechybnie, wywloką na światło i powiększą dziesięciokrotnie. Przypomną ci nawet grzechy twej młodości, które może uważasz za odrobione już dawno. Uzbrój się tedy w siłę i wytrwałość, aby ostać się bez drgnienia wobec tych ataków z zewsząd, które będą towarzyszyły ci już stale.
Bez wątpienia nie będzie to mile, ale musisz się z tem pogodzić. A przydatne ci będzie bardzo, bo gdybyś chciał sam przed sobą ukryć jakąś choćby małą niedoskonałość w twym charakterze, wyszperają ją inni i postawią ci ją przed oczy. Zbawienne ci to będzie bardzo, jako lekarstwo przeciw zarozumiałości i przeciw pobłażliwości dla siebie. A zobaczysz dopiero wówczas, jak to trudno jest oczyścić się najdokładniej ze wszelkiej próżności, z wysokiego mniemania o sobie. Nieraz powiesz sobie: „Czego chcą odemnie? Wszakże jestem już o tyle wyższy nad nich, że żaden mi nie dorówna, a jeszcze im tego za mało?” Gdy tak powiesz, będziesz nie wyższy, lecz niższy od nich; bo oni wiedzą, że są ułomni, a ty nie chcesz tego przyznać o sobie.
Niedość na tem. Zamiast niechęci za to do współludzi, pozornie całkiem słusznej, masz rozwinąć i utrzymać stale w sobie już nie wyrozumiałość dla nich, nie „przebaczenie” za „przykrości”, jakie tobie wyrządzają „niezaslużenie”, lecz miłość i wdzięczność. Bądź im wdzięczny za tę naukę, którą ci dają, za to wytykanie ci błędów, do jakich ty sam przed sobą przyznać się nie chcesz. Oni pomagają tobie w oczyszczeniu, ale nie szkodzą. Ani się poważ zatem na uczucie pogardy lub niechęci do nich, bc byłby to jeden z najprzykrzejszych upadków twoich na ścieżce, z któregc podniósłbyś się niełatwo. Bierz ludzi takimi, jakimi są, a nie, jakimi ty chciałbyś ich mieć; ale siebie zato kształć tak, abyś był naprawdę takim, jakim siebie chcesz widzieć.
W miarę twego wstępowania w górę po szczeblach ścieżki otrzymywać będziesz coraz wyższe uzdolnienia, będziesz poprostu stawał coraz bardziej nadczłowiekiem. Nie sądź jednak, że te zdolności otrzymasz dla siebie. Od zdolnego żąda się więcej, niż od mniej uzdolnionego; zasada ta obowiązuje nawet w szkołach, nie tylko na ścieżce. Wszystkie więc uzdolnienia wyższe, które na ścieżce będziesz otrzymywał kolejno, dane ci będą na to, abyś mógł tem wydatniej pomagać drugim. A jakże zdołasz im pomagać, jeżeli odsuniesz się od nich z pogardą, lub choćby tylko z urazą tajoną? Jak nazwałbyś tę matkę, która dla swoich dzieci miałaby pogardę za to, że mniej wiedzą od niej, lub która miałaby dla nich niechęć za to, że sprawiają jej przykrości swą niewiedzą? Nie mów, że bliźni, to nie twoje dzieci, bo właśnie są twojemi dziećmi. Masz im być opiekunem duchowym, masz ich uczyć i prowadzić, a przedewszystkiem masz im świecić przykładem. Masz każdemu z nich mówić – nie słowami – lecz przykładem własnym: „zdołałem ja się nieco wznieść i oczyścić, to zdołasz i ty; zechciej tylko”.
A jakże zdołałbyś im być opiekunem, być im „bratem starszym”, gdybyś ich nie kochał? Zapewne znane ci jest to zdanie, niesłychanie doniosłe i mające zastosowanie we wszystkich dziedzinach wiedzy tajemnej: „Objawić ci się może tylko to, co pokochasz; do czego odnosisz się z niechęcią, tego nie poznasz nigdy, bo twa niechęć stawia mur między niem a tobą.” Do serca ludzi trafisz tylko sercem, ale nie pogardą. A musisz pozyskać ich zaufanie, jeżeli masz ich prowadzić. Pomocy z rąk wrogich nikt nie przyjmie. To też za mało byłoby wybaczyć im tylko, że wyciągają na jaw twe błędy ukryte. Musisz im przyznać słuszność i odczuć dla nich wdzięczność. Musisz im wpoić przekonanie niezachwiane, że cię to nie dotknęło; że ci nic przykrego nie zrobili – owszem pomogli – że nie wpłynęło to ujemnie na twe dla nich uczucia.
Wówczas sprawdzisz czynem słowa ewangelji: „Kto na ciebie kamieniem, ty na niego chlebem”, bo rozumiesz już, że to jest dla ciebie przykazanie nie teoretyczne tylko, ale mające znaczenie praktyczne. Wtedy także – ale dopiero wtedy –wytrącisz broń z ręki mocom niższym, którym ludzie są tylko narzędziami ślepemi. Gdy to wyjawianie twych błędów ukrytych nie sprawi ci przykrości, nie dotknie dumy urażonej, nie natrafi wogóle na zarozumiałość, lecz owszem na wdzięczność i uznanie, wówczas dopiero stępi się ta broń, będąca postrachem dla ludzi zwyczajnych. Przez to „biczowanie” moralne przejść musisz, bo wszakże wstępujesz w ślady Chrystusowe. Dalsze stacje Jego męki oczekują cię na szczeblach wyższych.
Przeszedłszy szczeble przygotowania, możesz jeszcze zawrócić. Możesz zejść jeszcze ze ścieżki i wrócić na tę drogę szeroką i wygodna, którą bez wielkich wysiłków stąpa zwolna ogół ludzkości.
Nie jesteś jeszcze przyjęty na czeladnika, nie złożyłeś żadnych zobowiązań, wolno ci zatem wystąpić ze szkoły. Wróciwszy do świata, będziesz tam dzięki przebytemu przygotowaniu członkiem społeczeństwa niezwykle pożytecznym i cennym. Rozwinięte dotychczas uzdolnienia posuną cię na odpowiednie stanowisko życiowe. Będziesz nawet miał prawo owoce tego uzdolnienia obracać w części na korzyść osobistą, bo w świecie, na jego drodze szerokiej, nie obowiązują jeszcze prawa Nowego, lecz Starego Zakonu. Obowiązywać cię będzie tylko jeden warunek: abyś swych uzdolnień nie używał na niczyją szkodę. Wtedy utraciłbyś je nieuchronnie.
Jeżeli jednak dorosłeś naprawdę do ścieżki, to nie zatrzymasz się w połowie drogi. Nie odstraszą cię dalsze jej trudności, nie odstraszy cię również przykazanie: „Nic dla siebie, wszystko dla drugich.” W duszy twej coraz jaśniej świtać będzie ta prawda, mało komu dostępna, że tylko to, co czynisz dla drugich, czynisz naprawdę dla siebie. Przeświadczenie to wzmoże tem silniej i umocni twe postanowienie dojścia tą ścieżką aż do szczytu; bo im wyżej będziesz, tem więcej zdołasz czynić dla drugich. Zapragniesz zostać świadomym „pomocnikiem Pomocników”, wejść u szczytu w te koła Istot Wzniosłych, które rzeczywiście w ręku swem dzierżą losy ziemi. I ze zdwojoną energją, z niewyczerpaną wytrwałością, przystąpisz do uprawy trzech szczebli wyższych.
źródło: J.A.S. “Droga w światy nadzmysłowe” (Radża Joga Nowoczesna), wydanie II, Kraków 1936
Celem uzupełniania zobacz: “Wstęp w światy nadzmysłowe” Radża-Joga nowoczesna, wydawca Józef Chobot Katowice Polska – Rok 1923