Przeczucia mają w sobie coś mglistego, ale w warunkach wyjątkowych mogą się tak dalece zaostrzyć, że przybierają postać obrazów, czyli stają się wizyami, czemś, co można przyrównać do momentalnych zdjęć fotograficznych. Przykład intuicyjnej wizyi podaje nam racjonalistyczny pisarz H. Zschokke, człowiek, który obraziłby się niezawodnie, gdyby ktoś nazwał go był mistykiem. Pisze on w swoich “godzinach nabożeństwa:”
“Zdarzało mi się, że gdy rozmawiałem z osobami nieznanemi i uważnie słuchałem ich słów, iż życie ich z wielu drobnemi szczegolami przesuwało się przed mojemi oczami w ciągu niewielu minut… Przez długi czas uważałem takie przelotne wizye za igraszki fantazyi. Ot tak sobie dla zabawki opowiedziałem razu pewnego tajemne przygody pewnej szwaczki, która właśnie wyszła z naszego mieszkania i domu.
Opowiadałem to w kole swoich domowników. Osoby tej nigdy dotąd nie widziałem. Wszyscy słuchali i śmieli się, ale nikt nie chciał wierzyć, że chodzi tu jedynie o intuicyę, gdyż to, co opowiadałem, miało być rzeczywistą prawdą. Oczywiście zdumiałem się na samą myśl, że w obrazach moich mogło być coś z rzeczywistości. Stałem się uważniejszym i jeśli było to” stosowne, to opowiadałem osobom, z któremi się stykałem, o swoich wizyach, dotyczących ich samych, aby usłyszeć potwierdzenie lub zaprzeczenie.
Podczas jarmarku w pewnem miasteczku zaszedłem z dwoma młodymi leśnikami do pewnej gospody, aby nieco odpocząć. Spożywaliśmy wieczerzę przy dobrze obsadzonym stole, a wieczerzający rozmawiali właśnie o właściwościach Szwajcarów i o różnych osobliwościach. przyczem podrwiwano sobie z magnetyzmu Mesmera, z fizyognomiki Lavatera itp. Jeden z moich towarzyszy, Szwajcar z pochodzenia, uczuł się dotkniętym temi docinkami i prosił mnie, abym coś odpowiedział drwinkarzowi, osobliwie pewnemu młodzieńcowi, który siedział naprzeciw nas i sypał docinkami i drwinami jak z rękawa. W tej właśnie chwili życie jego przepływało przed mojemi oczami. Skróciłem się do niego z zapytaniem, czy odpowie mi szczerze, gdy opowiem mu rzeczy najbardziej utajone jego życia. Dodałem przytem, że ponieważ się nie znamy, przeto sprawa ta byłaby jeszcze cudowniejszą, niż fizyognomika Lavatera.
Przyrzekł mi odpowiedzieć szczerze, jeśli mówić będę prawdę. Opowiedziałem tedy to, co mi ukazały moje widzenia, a wszyscy obecni słuchali historyi pewnego młodego kupczyka, jak się uczył swego zawodu, jakich dopuścił się drobnych pobłądzeń i jak wreszcie sięgnął do kasy swego pryncypała. Opisałem mu przy, tem pusty pokój, w którym przy oliwkowych drzwiach stała czarna kasa. Panowała zupełna cisza podczas mego opowiadania, które przerywałem jedynie, aby zadać pytanie, czy mówię prawdę.
Każdą okoliczność przytoczoną przeze mnie potwierdził ów młodzieniec, a nawet to, czego się nie spodziewałem, okoliczność ostatnią. Wówczas, wzruszony jego szczerością, podałem mu przez stół rękę i dokończyłem opowiadania”
Kiedy w roku 1862 przez czas dłuższy bawiłem w okolicy miasta Peine między Hanowerem a Brunświkiem, przyjaciele poety Filipa Spitty, opowiadali mi taką niezwykłą historyę: Niebawem po swoim ożenku miał Spitta wizyę. Szedł drogą porosłą wrzosami, która środkiem gaju prowadziła ku jakimś ruinom zamku, ale samegoż zamku widać nie było. “Czy też znajdziemy się jeszcze kiedy w takiej okolicy?” – rzekł Spitta do swej żony, a zwracając się do pana N. (tego, który mi o tem opowiadał), dodał: “W takiej okolicy umrę”. Potem w mieście Wechhold, gdzie mieszkał jako pastor, wyszukał sobie miesce na grób dla siebie pod lipą, gdyż od czasu niejakiego był chory. Sam tedy nie myślał o tern, aby się jego wizya ziścić miała.
Przeniesiono go na stanowisko do Wittingen. I tutaj powtórzyła się ta sama wizya. Gdy jako superintendent przeniesiony został do Peine, znowuż nawiedziła go dawna wizya. Gdy z kolei dostał się do Burgdorfu, udał się razu pewnego ze swoją żoną na spacer do pięknego gaju. Przechodzili obok starego zamku. Zaskoczony podobieństwem tego miejsca do obrazu wizyi, która nawiedzała go kilkakrotnie, przystanął Spitta i rzeki z ożywieniem do żony:
“Patrz, tu jest akurat tak, jakem to widywał.
Tam na skraju drogi jest puszcza”.
Ale nie nastąpiło nic tragicznego.
Głęboko wierzący ten człowiek pozostał pogodnym i wesołym, jakim był zawsze, i w ciągu wielu tygodni sprawował swój urząd duszpasterski i nauczycielski i nikt nie zauważył w nim jakiejkolwiek zmiany. Później atoli zachorował na gorączkę gastryczną i umarł.
Rzadko tylko spotyka się ludzi tak silnych i wytrwałych, jaką była przyrodniczka, podróżniczka i zbieraczka australijska. Amalia Diederichs. Życiorys jej należy do najciekawszych książek naszych czasów. Jej córka opowiada o matce takie zdarzenie, używając słów matki:
“Dziwne rzeczy przeżywa człowiek niekiedy. Byłam w Rotterdamie, obchodziłam wszystkie apteki, zakłady naukowe i uczonych, aby sprzedawać swoje zielniki i zbiory. Nie wiodło mi się i udawałam się już z Hektorem (psem, który ciągnął jej wózek) w drogę powrotną. Daremną była długa wędrówka z Niemiec w te strony. Zamierzyłam w stronę Brukseli.
Pierwszego wieczoru zamierzałam zatrzymać się na nocleg w pewnej wsi. Wszystko było nędzne i liche, ja zaś byłam taka zmęczona, że udając się na spoczynek, życzyłam sobie, abym się już nie przebudziła. Gdy tak leżałam przed zaśnięciem wszystkie wrażenia dni poprzednich jak burza przesuwały się przed memi oczami. Nagle wydało mi się, że jakiś głos szepcze mi na ucho: Rotterdam, ulica Książęca. Przestraszyłam się, wybiłam się ze snu zupełnie, wstałam, zapaliłam światło, przeszukałam całą izbę, ałe nikogo w niej nie było… Przywidzenie – powiedziałam sobie”.
Dalej opowiada córka: “Matka śmiała się z samej siebie, ale poszła jednak za przywidzeniem i zawróciła do Rotterdamu, dokąd przybyła po całodziennej wędrówce ze swoim wózkiem i psem. Istotnie znalazła w wymienionem miejscu przeoczoną przedtem aptekę, a w niej nie tylko to, czego tak pragnęła, ale znacznie więcej, niż zamarzyć mogła.”
Objaśnienie, tego wydarzenia okaże się całkiem prostem, gdy dojdziemy do rozdziału o podświadomości. Eckermann miał wizyę człowieka, o którym nie myślał i który był mu obojętny. Widział on go idącego na rogu teatru w Weimarze. Zaciekawiony tem niezwykłem zdarzeniem, udał się natychmiast na dość oddalony plac i tam na rogu ujrzał istotnie owego człowieka, który ukazał się mu w wizyi. Goethe powiedział o tem:
“To jest więcej, niż przypadek. Wszyscy błąkamy się śród tajemnic i cudów”.
Faktom przeczuć i wizyi dzisiaj nie przeczy już bodaj nikt, mogę więc czytelników swoich nie męczyć przytaczaniem faktów dalszych i literatury przedmiotu. Ustęp najbliższy i rozdziały następne dadzą nam aż nadto do myślenia.
źródło: NAPISAŁ GUSTAW STUTZER Z Niemieckiego przetłumaczył P. Laskowski, A. A. PARYSKI Toledo, Ohio. USA 1926
Johann Heinrich Daniel Zschokke (ur. 22 marca 1771 w Magdeburgu, zm. 27 czerwca 1848 w Aarau), znany jako Heinrich Zschokke, Johann von Magdeburg lub Johann Heinrich David Zschokke – niemiecki pisarz i pedagog epoki Oświecenia, wolnomularz. Wykładowca Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Honorowy obywatel Magdeburga.