W Argenteuil rozmawiałem o magnetyzmie z różnymi osobami; niektórzy potraktowali temat poważnie i utworzyli małą grupę, która zebrała się kilkakrotnie w moim domu. Przekazałem tym ludziom, pełnym dobrej woli, różne fakty, które ich zdumiały. Ale jako że sam już byłem przekonany o istnieniu magnetyzmu dzięki fizycznym rezultatom, jakie zaobserwowałem u każdego z nich, czekałem na odpowiedni moment, by zaspokoić ich pragnienie poznania – i spróbować im pokazać, że nasze widzenie nie zawsze ogranicza się do granic, jakie zdaje się nam narzucać oficjalna nauka.
Moja siostra, będąca somnambuliczką, przyjechała do Argenteuil – postanowiłem to wykorzystać. Uprzedziłem moich sceptyków i zebrałem ich ponownie, po czym wprowadziłem moją jasnowidzącą w trans.
Pan Lambert, nauczyciel w Argenteuil, miał zweryfikować doświadczenie. Powiedział mi:
– Chciałbym, aby pańska siostra zobaczyła mojego ojca, który zmarł już dawno. Nazywał się François Lambert.
Skierowano myślowy apel – i jasnowidząca odpowiedziała:
– Widzę mężczyznę dość wysokiego, o przeciętnej budowie; ma ciemnobrązowe, siwiejące włosy, brązowe oczy, wydatny nos, zwyczajną usta; jego twarz jest blada i zmęczona; ten człowiek cierpiał na chorobę płuc, a potem miał silną gorączkę.
– Czy widzisz coś jeszcze na jego ciele, co mogłabyś nam powiedzieć?
– Widzę, że jego lewa noga była bardzo chora; są na niej rany; ten człowiek miał żylaki – ta noga była naprawdę w złym stanie.
– Czy widzisz, jaką miał brodę?
– Nie widzę u niego żadnej brody.
– Jego syn chciałby wiedzieć, czy pamięta, kto był przy nim w chwili śmierci?
– Oczywiście; pamięta, że tylko jego syn był obecny.
– Czy mógłby nam powiedzieć, jakie były jego ostatnie słowa przed śmiercią?
– Odpowiada mi, że bardzo chciał coś powiedzieć, ale nie mógł już mówić – i bardzo go to zasmucało.
– A jak się teraz czuje?
– Jest bardzo szczęśliwy i prosi swego syna, by nie zapomniał o tym, co właśnie zaszło, by nad tym się zastanowił i by był całkowicie przekonany o istnieniu duszy i jej nieśmiertelności. To wszystko, co chce mu powiedzieć.
Wszystko okazało się absolutnie zgodne z prawdą: to właśnie lewa noga była chora, i to na wskazaną chorobę; nie nosił brody; rzeczywiście tylko jego syn był przy nim w chwili śmierci; i faktycznie nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa.
Czytelnik zauważy, że pytania zostały sformułowane w taki sposób, że mogłyby łatwo sprowokować zupełnie inne odpowiedzi niż te, które faktycznie padły. A skoro nie było błędów, nie można przypisywać zasługi panu Lambertowi, który – nawiasem mówiąc – został przez to jeszcze bardziej przekonany.
Pan Lambert miał matkę w Mediolanie w chwili, gdy wojska austriackie wtargnęły do Lombardii i generałowie tych wojsk dopuścili się okrucieństw. Wszyscy wówczas uciekali jak mogli – mężczyźni, by nie zostać rozstrzelani, kobiety, by nie zostać wychłostane i przywiązywane do drzew. Matka pana Lamberta była jedną z nich – uciekła, ale dokąd? Czy była dla nas martwa, czy żywa? Nikt nie wiedział.
A jednak zaraz otrzymamy od niej wiadomość – bez udziału poczty i telegrafu.
– Czy chcesz spróbować zobaczyć Marie, żonę pana Lamberta? – powiedziałem do mojej siostry. – Nie wiemy, gdzie ona się znajduje, ani nawet czy jeszcze żyje.
Po chwili jasnowidząca odpowiedziała:
– Widzę kobietę dość wysoką, o przeciętnej budowie ciała, z brązowymi włosami, brązowymi oczami, o zwyczajnym nosie i ustach. Widzę ją w czarnym czepku.
Pan Lambert zauważył, że jego matka nigdy nie nosiła czarnego czepka.
– A jednak wyraźnie ją tak widzę. Nie jest martwa.
– Gdzie ją widzisz?
– Nie jest we Francji. Nie wiem dokładnie, co to za kraj – jest ładny, mówi się tam dziwnym językiem. Ach, widzę! To Szwajcaria. Mieszka u pewnego pana i pani. Widzę tego mężczyznę – blondyn. Mówi mi, że musiała przejść przez bardzo trudne chwile.
– Co zamierza zrobić?
– Ma wrócić.
– Dlaczego zatem nie wraca od razu?
– Czeka na odpowiedź od kogoś.
– Jaką odpowiedź?
– Czeka na list od ministra, który się opóźnia, bo powinna była już go otrzymać.
To widzenie na odległość okazało się zdumiewająco trafne. Nie tylko opis postaci był zgodny z rzeczywistością, ale także ten czarny czepek, który widziała jasnowidząca – mimo zaprzeczeń pana Lamberta – został później uznany za jak najbardziej prawdziwy. Rzeczywiście, jego matka, odkąd przebywała za granicą, nosiła taką właśnie nakrycie głowy.
Kobieta ta – oraz mężczyzna, blondyn, tak jak został opisany – byli właścicielami stacji pocztowej w… (miejsce nieczytelne), w Szwajcarii, u których matka pana Lamberta mieszkała.
Wspomniany list, na który czekała, dotarł cztery dni po tej sesji – był to list od ministra spraw zagranicznych, którego rzeczywiście wyczekiwała, by móc wrócić. I nie minął nawet miesiąc od tego dnia, a matka przybyła do swojego syna i opowiedziała wszystkie te szczegóły – dokładnie takie, jakie podała jasnowidząca, ku wielkiemu zdumieniu tej kobiety, która nie przypuszczała, że została aż tak trafnie „zobaczona” z odległości ponad dwustu lig (ponad 800 km).
A więc, ludzie dobrej woli – oto fakty, które zdarzają się tak często, że zasługują, by je wreszcie zacząć uważnie obserwować. Przedstawiamy je wam, abyście wzięli je pod uwagę.
Widzicie przecież, że nie potrzeba wielkiego intelektu, by potwierdzić ich prawdziwość – wystarczy chcieć otworzyć oczy. Nawet człowiek najprostszy i najmniej wykształcony może je sprawdzić. Pomyślcie więc i zrozumcie wreszcie, że istnieje w nas coś więcej niż tylko materialne narządy, jak głosi fizjologia szkolna – i że psychologia nie jest już nauką przypuszczeń, jak twierdzi dzisiejszy pozytywizm, lecz nauką o prawdzie, wielokrotnie dowiedzioną.
Słowem: dusza – tak samo jak światło – nie może już być kwestionowana, ponieważ liczne dowody, jakie ujawnia magnetyzm, nie pozwalają już nawet stawiać tej kwestii jako wątpliwej.
12 maja 1851 r.
L. Lecocq
Oto, jak sądzę, drogi panie i przyjacielu, dowody dość przekonujące, że jeśli transmisja myśli rzeczywiście istnieje, to jednak fakty dowodzą, iż jasnowidz nie musi się do niej uciekać, aby udzielać trafnych odpowiedzi.
Pewnego dnia doktor B. przyszedł do mnie, by – jak powiedział – osobiście przekonać się o cudownych efektach magnetyzmu. Znałem sceptycyzm doktora, ale wiedziałem też, że to człowiek inteligentny i uczciwy. Przyszedł więc w wyznaczonym dniu wraz z kilkoma osobami ze swojego otoczenia na zaplanowaną sesję. Było nas dość dużo, co zawsze utrudnia rozwinięcie zdolności somnambulicznych. Mimo to nie mogłem narzekać na rezultaty osiągnięte podczas tej sesji.
Nie będę przytaczać wszystkich pytań, na które odpowiadała moja jasnowidząca – większość z nich nie miała większego znaczenia, choć zostały sformułowane w taki sposób, by nie pozostawić wątpliwości co do możliwości widzenia na odległość. W pewnym momencie, w trakcie rozmowy jednej z osób z moją jasnowidzącą, ta nagle się roześmiała i powiedziała:
„Pan Aurot dziś nie ma szczęścia – ciągle przegrywa; trefle nie przynoszą mu powodzenia.”
– O kim mówisz? – zapytał doktor B.
– O moim sąsiedzie – odpowiedziała somnambuliczka.
Rzeczywiście, wspomniany mężczyzna zajmował pierwsze piętro domu, w którym się znajdowaliśmy. Zaraz po tej odpowiedzi doktor opuścił pokój, by sprawdzić, czy to, co usłyszał, jest prawdą. Po powrocie potwierdził przed wszystkimi obecnymi, że kobieta miała rację – pan Aurot właśnie przegrał rozgrywkę i grał w trefle.
Doktor poczekał chwilę, po czym ponownie zwrócił się do osoby pogrążonej w transie i zapytał, czy może zobaczyć, czy gra na pierwszym piętrze nadal trwa.
– Oczywiście, zaraz to sprawdzę… Tak, wciąż grają. Nadal nie ma szczęścia. Teraz znowu przegrał, ale grał w karo. Możecie to potwierdzić.
Dwóch przyjaciół doktora udało się z nim do pana Aurota, by się upewnić – i tym razem dowód jasnowidzenia został potwierdzony przez trzech świadków.
Pytam zatem, w imię zdrowego rozsądku: czy można tu mówić o przekazywaniu myśli między panem Aurotem a moją somnambuliczką? Oczywiście, że nie – ponieważ Aurot był zajęty swoją grą, a poza tym nie wiedział, że jego sąsiadka znajduje się w stanie somnambulicznym, więc nie mogło być między nimi żadnej komunikacji.
– Ten człowiek wydaje mi się bardzo chory – powiedział doktor.
– Tak, rzeczywiście – odpowiedziała jasnowidząca – już dawno mnie prosił o konsultację. Widziałam, że długo nie pożyje. Umrze w pierwszych dniach września.
Byliśmy na początku sierpnia. Jej przewidywania się sprawdziły – piątego dnia następnego miesiąca wszystko się dla niego w tym życiu skończyło. Mężczyzna miał problemy z klatką piersiową, choć nie wyglądał na tak bliskiego śmierci.
To również nie przemawia za hipotezą o transmisji myśli, bo pan Aurot sam nie spodziewał się tak szybkiego końca.
Oto jeszcze jedno wydarzenie, które potwierdza poprzednie.
Pani Hébert – którą niedawno do pana skierowałem w sprawie pewnego zjawiska (muszę powiedzieć, że jest to kobieta obdarzona dużą inteligencją, co sam pan zauważył w swoim ostatnim liście) – opowiedziała mi o rezultacie sesji, z którego była niezwykle zadowolona, ponieważ wszystko, co powiedziała jej pani Adèle, okazało się absolutnie trafne.
Jedyny punkt, w którym pani Adèle wydawała się być w błędzie, dotyczył następującej kwestii: pańska jasnowidząca powiedziała, że pan Hébert, zmarły, gdy chodził i był sam, trzymał jedną rękę za plecami – była to cecha, której pani Hébert nigdy wcześniej nie zauważyła. Dopiero po powrocie mogła się o tej przyzwyczajonej postawie przekonać – została ona potwierdzona nie tylko przeze mnie, ale również przez kilka innych osób, które znały zmarłego.
Nie informowałem pana wcześniej o tej wizycie, ponieważ sam nie znałem ani dnia, ani godziny sesji. A zatem z mojej strony nie mogło być mowy o żadnej transmisji myśli.
Zachęcam wszystkie osoby, które pragną uzyskać niepodważalne dowody tego, co właśnie napisałem, do przeczytania doskonałej książki Arkana przyszłego życia ujawnione. Dzieło to da im pewność, że jasnowidz nie potrzebuje żadnego kontaktu z osobą pytającą, by udzielić odpowiedzi na jej pytania.
Wiele osób twierdzi, że jasnowidz mówi prawdę dzięki przekazywaniu myśli. Gdyby tak było, nigdy nie zdarzałyby się błędy – jasnowidz odczytywałby myśli dokładnie. Tymczasem fakt, że somnambulicy często się mylą, dowodzi czegoś wręcz przeciwnego.
Zdarzyło mi się czasem spotkać u niektórych jasnowidzów rzeczywistą zdolność czytania w myślach, ale to rzadkość; nie wolno więc z tego wnioskować, że wszyscy somnambulicy są do siebie podobni.
W każdym przypadku wiele przytaczanych faktów można wyjaśnić samym ich stanem, bez potrzeby odwoływania się do zdolności, która i tak nie miałaby dla nich praktycznego znaczenia – skoro konsultant często nie wie sam, co mu zostaje przekazane.
Proszę przyjąć wyrazy mojej szczerej przyjaźni.
CHÉRUEL
15 czerwca 1854 r.
źródło: VUE À DISTANCE ET APPARITION; Magnetiseur Spiritualiste, Le. Journal Redige par les Membres de la Societe des Magnetiseurs Spiritualistes de Paris -1851.