Adam Zys.
Teorja transformizmu w świetle nauk okultnych.
Historja myśli ludzkiej wskazuje, jak udowadnia to również literatura danego przedmiotu, że prawie zupełnie względnie zbyt mało czasu poświęcano studjom nad określaniem przyczyn, od których zależy przenoszenie zdolności i cech z rodziców na potomków.
Dziwną jest jednak to rzeczą, ponieważ pojęcie transformizmu tkwi już w samej organizacji istot żyjących a historja naturalna, dzieląc je, klasyfikuje je i zestawia w pewne grupy na mocy podobieństwa form. Stosunki jednak podobieństwa danej grupy, względnie proces transformizmu zdolności z rodziców na potomków nie odbywa się zupełnie tak łatwym sposobem jak wyobraża sobie to większość dzisiejszych embrjologów, fizykochemików i fizjologów. Chcąc zaś zrozumieć czem jest transformizm, należy wpierw pojąć, czem jest samo życie.
W pojęciu czysto materjalnym, życie przedstawia się jako wynik działań sił mechanicznych organizmu, który w danym wypadku sprowadzony jest do roli jakiejś machiny o z góry już obliczonem działaniu. Ścisłe jednak badania i obserwacje jako też liczny materjał dowodowy, szczególnie ostatnich dziesiątek lat, wykazuje fakt zupełnie inny; mianowicie, że życie nie jest ani abstraktem jak tego chce pewien odłam metafizyków, ani też nie jest wynikiem działania sił mechanicznych organizmu, na udowodnienie której to teorji silą się materjaliści, lecz, że życie, jak się wyraża Bergson w swej „Ewolucji Twórczej”, jest „widomym prądem” przechodzącym z pokolenia na pokolenie, z zarodka w zarodek i tak aż do zupełnego wyswobodzenia się z pęt materji t. j. aż do chwili uzyskania dostatecznych ilości reinkarnacji, będących warunkiem osiągnięcia najwyższego stanu życia duchowego. Prąd, jakim jest życie, jest nieskończonym, a tylko nam istotom ograniczonym przez materję, wydaje się być ograniczonym pod względem formy swego działania.
Działa on ograniczenie jako funkcja życiowa materji, nieskończenie zaś jako Myśl Twórcza, tylko ciągle w innych formach jakie przybiera życie podczas ewolucji wszechświata. Twierdzenie powyższe nie wyklucza ani nie osłabia pojęć fizyko-chemicznych o życiu, lecz owszem nawet je poniekąd umacnia, tak jak „Teorja mutacji” de Vries’a nie wyklucza ewolucji, lecz tylko skraca proces jej działania. O istnieniu życia jako takiego prądu wątpić nie można a chociaż nie znamy jego istoty i przyczyn, to jednak widzimy skutki jego działań, czem właśnie jest życie.
W ten sposób więc przedstawiona definicja życia, jako prądu nieskończonego w swoim działaniu i sile, a przechodzącego z pokoleń w pokolenia, z jednych form życiowych w drugie, daje nam możność poznania celu i przyczyn transformizmu oraz istnienia czynników duchowych działających na materję, z której to powstaje organizm żywy.
Gdyby bowiem czynniki owe nie istniały, to wówczas organizm żywy można by było wytworzyć na drodze procesów fizykochemicznych a jakkolwiek postęp badań fizyko-chemicznych w dobie obecnej doszedł do takiej doskonałości, że potrafi wytworzyć nie tylko przy pomocy syntez chemicznych organicznych komórki istot żyjących, lecz również i na drodze syntez nieorganicznych, komórki wyżej wspomnianych istot, mogące nawet i miłować poniekąd swoją żywotność, lecz będzie im brakowało zawsze owych czynników psychologicznych, będących własnością komórek żyjących, to jednak do chwili obecnej nie udało się nikomu wytworzyć drogą sztuczną organizmu obdarzonego pełnym życiem. Słusznie więc możem y powiedzieć, że nauka psychologicznie ani na krok nie zbliżyła się jeszcze ku chemicznej syntezie substancji żyjącej.
Materja zaś, którą ów prąd używa celem uzewnętrznienia swej jaźni, jest, więc jak ją nazywa Bergson „niby narosłą” żyjącą w symbiozie z czynnikami psychicznymi, których przyczyn i istoty ich bytu dziś jeszcze dokładnie nie znamy. Na tej więc materji duch tworzy wzór siebie samego a wartość i wygląd owego, zależną jest od stopnia jego rozwoju i samopoznania wewnętrznego.
Byt bowiem danej jednostki zależnym jest w zupełności od bytowania poprzedniego t. j. od poziomu zajmowanego w hierarchii duchowej sfer astralnych. Do jasnego więc pojęcia transformizmu niewystarcza wytłómaczenie jakie nam daje Weissmann w swojej teorji o ciągłości „plazmy rozrodczej” lub też de Vries’ w swojej „teorji mutacji” t. j. tłumaczeń nie zbyt ścisłych nawet w pojęciach transformizmu materjalnego, ponieważ wszystkie te czynniki materjalne stoją w ścisłej zależności od czynników duchowych. Dla wytłómaczenia więc transformizmu materjalnego ważnem jest bez kwestji rozwiązanie takie, jakie przyjmują materjaliści, gdyż tenże bowiem tłómaczy proces przenoszenia zdolności i cech materjalnych z rodziców na potomków, a nie uwzględnia zupełnie transformizmu ducha Myśli Twórczej, której następstwem jest realizowanie ideowego planu organizacji życiowej.
Między transformizmem materjia ducha zachodzą wielkie różnice wynikające z samych pojęć tych dwóch czynników, a największą jest ta, że przenoszenie zdolności i cech psychicznych z rodziców na potomstwo może niekiedy stać w stosunku odwrotnie proporcjonalnym do zdolności i cech rodziców. Zagadnienie takie nie da się przecież nigdy wytłumaczyć ściśle na drodze procesów czysto materjalnych, a dzięki tylko przyjęciu teorji transformizmu duchowego tłumaczymy sobie fakt powyższy tem, że tylko somatyczne własności i cechy rodziców przechodzą na potomków a transformizm zdolności i cech ducha stoi w ścisłej zależności od przebywanych reinkarnacji.
źródło: „Teozofia” rok II; nr 8; wyd. 1921