Telepatja australijczyków

Mylne byłoby mniemanie, że zdolnościami nadnormalnemi, jak naprzykład jasnowidzenie, telepatja i t. p., obdarzone są wyłącznie osoby przewrażliwione, nerwowe, należące do narodów kulturalnych i że obce są one ludom jeszcze pół-dzikim, nie mającym za sobą całych wieków cywilizacji i żyjącym bliżej natury, wśród puszcz i stepów a wskutek tego zdrowych, silnych, nie wiedzących nawet o istnieniu nerwów i związanych z niemi licznych dolegliwościach.

W rzeczywistości jest, zdaje się, właśnie odwrotnie, czego dowodem może być szerokie rozpowszechnienie zdolności telepatycznych, to jest odczuwania myśli innych osób, niezależnie od odległości, wśród stojących na bardzo jeszcze niskim szczeblu rozwoju intelektualnego, prawie dzikich krajowców Australji.

Jak komunikuje „New Zeland Post,” u wielu plemion australijskich telepatja jest dotąd jedynym prawie sposobem porozumiewania się podczas wypraw wojennych i myśliwskich. Dla pewnego ułatwienia, krajowcy posługują się przytem dość prymitywnym, ale skutecznym środkiem, mianowicie, pragnąc zakomunikować coś pozostałym we wsi lub odwrotnie, zapalają duże ognisko, dym którego widzialny jest z bardzo daleka. Niema to bynajmniej na celu jakiejś umówionej sygnalizacji świetlnej, lecz wyłącznie zwrócenie uwagi zainteresowanych, że pragną im  jakąś myśl przesłać.

Gdy tylko dym zostaje dostrzeżony, niezwłocznie najwięcej pod tym względem wrażliwi w odległej wsi, lub obozowisku przerywają rozmowy i zajęcia i starają się wprowadzić siebie w stan psychicznie bierny, żeby łatwiej odczuć myśl swych ziomków, siedzących gdzieś o kilkanaście kilometrów przy ognisku i przeciwnie z całem natężeniem woli skupiających się wtedy na tej idei, którą pragną zakomunikować.

W kilkanaście minut przy pomocy tego, jeżeli można tak powiedzieć, swoistego telegrafu bez drutu, komunikat myślowy staje się znany i opowiedziany wszystkim mieszkańcom wsi. O ile wiadomość jest ważna i tyczy się całego plemienia, zostaje ona tą samą drogą, to jest przy pomocy dymu z ogniska, będącego tu tylko środkiem zwrócenia uwagi, przesłana dalszej wsi, stamtąd jeszcze dalszej i w ten sposób wkrótce staje się znana wszystkim na całym, niekiedy bardzo rozległym, terenie.

Nie zawsze jednak ognisko bywa stosowane, gdyż wielu krajowców może i bez jego pomocy najdokładniej komunikować sobie wzajemnie swoje myśli na daleki dystans telepatycznie, to jest bez żadnych zmysłowo dostrzegalnych znaków. Widzimy więc, że telepatja, a nawet i medjainość ogromnie rozpowszechnione w szczepie Maori, które my możemy obserwować tylko czasami na seansach prywatnych, lub podczas pokazów publicznych, pozostawiających często wiele do życzenia pod względem ścisłości i niewykluczających niekiedy i oszustwa, nietylko jest znana dzikim i nie mającym pojęcia o metapsychice plemionom australijskim, ale bywa przez niestosowane w praktyce, jako coś zupełnie zwykłego i naturalnego i zastępuje u nich pocztę (co również ma miejsce obecnie w Indjach, a niegdyś znane było i w starożytnym Egipcie).

Jaki wypływa stąd wniosek?

Może plemiona te ćwiczą się już od dzieciństwa w telepatji? Może mają jakieś nieznane nam metody dla wykształcenia w sobie tych zdolności? Wątpię. Przypuszczam raczej, że telepatja była nam kiedyś wrodzona, gdyż w czasach zamierzchłej przeszłości, u naszych odległych przodków, była ona niezbędna, jako jedyny sposób porozumiewania się na odległość.

Dopiero potem, stopniowo, w miarę postępu cywilizacji, tworzenia się dróg komunikacji, zorganizowania poczty etc. zdolność ta powoli zmniejszała się, zanikała, aż wreszcie obecnie w wieku kolei, aeroplanów, telegrafu i telefonu zanikła niemal zupełnie, bo przestała być konieczna, jak prawie zanikło obfite owłosienie ciała, które przyodzialiśmy w szaty i osłabły stalowe niegdyś mięśnie, gdy zaczęliśmy korzystać z siły mechanicznej pary i elektryczności.

Rozwinął się nasz umysł, ale zmniejszyła się siła fizyczna. Spotęgowała się inteligencja, lecz osłabła intuicja. Takie, widocznie, jest prawo natury, niedopuszczającej zbytniego naruszenia równowagi. Im więcej będziemy skierowywać nasze wysiłki w celu robienia wynalazków, mających zastąpić posiadane niedyś zdolności wrodzone, im więcej będziemy poświęcali uwagi siłom czysto zewnętrznym, lekceważąc własne wewnętrzne, psychiczne, tak mało jeszcze zbadane i wogóle badane – tem słabiej, rzadziej i w coraz to mniejszej ilości jednostek, będą przejawiać się utajone w każdym z nas różnorodne zdolności nadnormalne, które niegdyś były może normalnemi, aż wreszcie utracimy je zupełnie, jak naprzykład, utraciliśmy już właściwy gołębiom dar orjentacji.

A szkoda, tern bardziej, że dałoby się może osiągnąć harmonijny rozwój i tych i tamtych zdolności, gdyby nie dawać pierwszeństwa jednym, ignorując drugie. Do tego właśnie powinniśmy dążyć, nie wpadając jednak w krańcowość, to jest nie przejmując się zbytnio postępami współczesnej techniki z jednej strony i nie skłaniając się zanadto ku bezkrytycznemu mistycyzmowi z drugiej strony, a nietylko ułatwimy sobie życie, ale też rozszerzymy znacznie nasz dość ograniczony i jednostronny światopogląd.

źródło: Prosper Szmurło “Ze świata tajemnic”, wydawnictwo Świt Warszawa 1928.


Bardzo prosze o zapoznanie się z materiałem pt Stan Bierny