świadomość duchowa – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Tue, 14 Feb 2023 10:12:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png świadomość duchowa – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 Pierwiastki Duchowe https://tarot-marsylski.pl/pierwiastki-duchowe/ Tue, 14 Feb 2023 09:21:16 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=8183 Czytaj dalej ]]> W lekcji drugiej daliśmy lekki zarys czwartego i piątego pierwiastku duszy człowieka, tj. 4) rozumu instynktowego i 5) intellektu. Jak wspominaliśmy wyżej, człowiek doszedł w rozwoju czwartego pierwiastku do jego punktu ostatecznego i teraz świadomość jego przechodzi do wyrazu w pierwiastku piątym – intellekcie. Niektórzy z nas w znacznym stopniu rozwinęli w sobie i tę zdolność intellektualną (choć faktycznie na nowem terytorjum umysłu zdobyliśmy jeszcze bardzo niewiele – i mamy przed sobą jeszcze większe zadania), gdy inni, najwidoczniej, mają świadomość, która jeszcze nie wychodzi poza granice rozumu instynktowego i ujawniają tylko przebłyski intellektu. Jest to słuszne nietylko w stosunku do ras dzikich, ale też i w stosunku do bardzo wielu ludzi, należących do tzw. narodów cywilizowanych, a którzy jeszcze nie nauczyli się postępować zgodnie ze swojem przekonaniem i chętnie pozwalają innym myśleć za siebie, idąc za przewodem swych naczelników, jak stado baranów.

Bądź co bądź rasa ludzka idzie naprzód w sposób pewny, choć powolny – i wielu z tych, co przedtem nie myśleli, zaczynają myśleć, wielu odpycha myśli z drugich rąk zapożyczone i przestaje na swojem wlasnem poznaniu. Jeżeli zwrócimy uwagę na to, że istnieje wielu ludzi, u których pierwiastek piąty – intellekt, rozwinięty jest bardzo słabo – i że ludzie wogóle niedaleko się posunęli w sferze intellektu, to zrozumiemy, że trudno pojąć komubądź z nas, z wyjątkiem ludzi o bardzo wysokim rozwoju duchowym, istotne znaczenie wyższych pierwiastków duchowych; pojąć choćby tylko w słabym stopniu. Jest to tak trudno, jak ślepo urodzonemu pojąć, co to jest światło, lub głnchoniememu od urodzenia pojąć, co to jest dźwięk. Pojęcie można slwrorzyć sobie tylko o czemś, co nam jest znane z doświadczenia. Człowiek, który nie jadł nigdy nic słodkiego, nie może sobie wyobrazić pojęcia o cukrze. Bez doświadczenia, stosującego się do danego zjawiska, umysł nasz nie może sobie o nim wyrobić pojęcia.

Ale z tych, których interesują zagadnienia, poruszane w tej książce, prawie wszyscy mają dostateczne doświadczenie, aby móc zrozumieć, co będziemy mówili o pierwiastku szóstym, gdyż znają już owe przebłyski świadomości, które nam odsłaniają istotę „rozumu duchowego” czyli „intuicyjnego”.

Dążność do okultyzmu – głód duszy poszukującej światła – jest wskazówką, że pierwiastek szósty „rozum duchowy” zaczyna stawać się narzędziem naszej świadomości. I chociaż być może wieki przejdą, zanim nastąpi dla nas przebudzenie całkowitej świadomości duchowej – w każdym razie „umysł duchowy” , jakkolwiek byłby słaby, będzie miał na nas wpływ i będzie nam pomagał. Powstający w nas niepokój duchowy może w nas wywołać wielce przykry nastrój, aż się wreszcie znajdziemy na prostej drodze do poznania i nawet później długo będziemy się czuli mniej albo więcej niezadowoleni z tych okruszyn, jakie nam spadają ze stołu Poznania. Nie należy jednak rozpaczać; wszyscy, którzy poszukują prawdy, powinni wiedzieć, że te cierpienia – są to męki narodzin duchowych. Mamy przed sobą wielkie zjawiska – powinniśmy być mężni i nie lękać się niczego. końcu tego wykładu bedziemy mówili o procesie „prześwietlenia” (Illumination), czyli świadomości Duchowej, która już nastąpiła lub następuje dla wielu z nas. I to, co mamy powiedzieć, może pewne światło rzucić na wiele zjawisk, znanych czytelnikom, ale dla których nie mogli oni dotychczas znaleźć objaśnienia. Zwrócimy się teraz do pierwiastku szóstego, do „rozum u duchowego”, który rozumieją ci, co mieli błyski świadomości, idące z tej płaszczyzny duszy. Kto nie doszedł do tego stadjum rozwoju, temu wykładane przez nas myśli zdawrać się będą ciemnemi. Co sie zaś tyczy pierwiastku siódmego – Ducha, to ten znajduje się poza granicami rozumienia kogokolwiek z ludzi, wyjąwszy  nielicznych wysoko rozwiniętych i prześwietlonych (illuminated) dusz, znajdujących się w powłoce cielesnej lub poza nią, a którzy o tyle stoją wyżej od ludzi zwykłych, o ile człowiek, który już doszedł do stopnia „rozumu duchowego” stoi wyżej od istoty, która nie doszła jeszcze do płaszczyzny intellektualnej i żyje instynktami. Jesteśmy w stanie wyłożyć tylko ogólne i intellektualne (rozumowe) pojęcie o tem, co rozumiemy przez wyraz „duch”. Nawet jego pierwszy objaw, tj. „rozum duchowy” jest jeszcze bardzo daleki od rasy ludzkiej w obecnym stanie jej rozwoju. Należy jednak wiedzieć o istnieniu „ducha”. To nam dopomoże zrozumieć istotę „rozumu duchowego”, który stanowi drogę pośredniczą komunikacji ducha ze świadomością intellektualną. Przy tem pojęcie „rozumu duchowego” odsłania nam tak zdumiewający świat, że z uczuciem pewnej pociechy możemy pozostawić tymczasem rozumienie ducha, aż do chwili, gdy dorośniemy wewnętrznie do tego pojęcia.

6. ROZUM DUCHOWY

Pierwiastek szósty – „rozum duchowy” – niektórzy autorzy opisywali pod nazwą „rozumu świadomego”. Termin ten zaznacza różnicę, jaka istnieje między rozumem podświadomym czyli instynktowym a rozumem świadomym czyli intellektem. W ten sposób „rozum duchowy” (czyli „intuicja”) wydziela się i przytem staje się widoczne, że będąc odrębny od intellektu, nie ma on nic wspólnego z niższym rozumem instynktowym. I chociaż rzeczywiste istnienie „rozumu duchowego” jasne jest tylko ograniczonej liczbie ludzi, bywa prócz nich wielu takich, którzy mają poczucie, że tkwi w nich coś „wyższego od nich samych”. I ten pierwiastek wyższy prowadzi ich do myśli, pragnień, dążeń i postępków, coraz wznioślejszych i szlachetniejszych. Większa zapewne jest liczba ludzi, do których dochodzi tylko słabe migotanie promieni ducha, a jednak, choć oni go nie znają, znajdują się w pewnym stopniu pod jego wpływem. W ten sposób cała ludzkość otrzymuje dobroczynne światło ducha, chociaż w wielu przypadkach światło, płynące ze strony ducha, byw a zam glone gęstem i przegrodam i z materji – które do tego stopnia otaczają człowieka, że jego prześwit duchowy podobny jest do m roku nocy.

W każdym razie człowiek rozwija się nieustannie, zdziera z siebie powłokę za powłoką i pomału idzie do swego wysokiego  celu. W końcu ostatecznym światło zabłyśnie dla wszystkich.

To, co uważamy za dobre, szlachetne i w ielkie w umyśle ludzkim – płynie z „rozumu duchowego” i staje się stopniow o cząstką zwykłej świadom ości. Niektórzy pisarze wschodni w olą termin, że duchowość „rzutuje się“ (is projected), jako  lepiej w skazujący na proces, przy pomocy którego promień światła przenika w św iadom ość ludzką, co jeszcze nie dosięgła nadludzkiego stadjum całkow itej świadomości duchowej. To znaczy, mów ią oni, że duchow ość „rzutuje się“ w świadomość ludzką.

Wszystko, co człowiek osiąga na drodze rozwoju swego, wszystko, co go prowadzi do szlachetności, do prawdziwego uczucia religijnego, do miłosierdzia, ludzkości, sprawiedliwości, altruizmu, sympatji i t. d. – wszystko to powstaje dzięki w spółdziałaniu jego pomału rozwijającej się siły rozumu duchowego. Jego miłość Boga i miłość człow ieka rozkwitły na tej drodze. W miarę tego rozwoju, jego pojęcie sprawiedliwości się rozszerza; budzi się w nim większa zdolność współczucia; rozrasta się zmysł powszechnego braterstwa ludzi; krzepnie  pojęcie miłości i utrwalają się wszystkie te cechy, które u ludzi wszelkiej w iary noszą nazwę „dobrych”, a które wszystkie mogą być sprowadzone do praktycznej próby życia podług nauki wielkiego m istrza duchowego, co wygłosił tę wielką prawdę (tak dobrze znaną okultystom wszelkich wierzeń, ale tak mało rozumianą przez w ielu jego wyznawców ): „Kochaj Boga twego z całego serca i całej duszy, a bliźniego swego, jak siebie samego”.

W miarę rozwoju świadomości duchowej, rozwija się też w człowieku uporczywe poczucie realności istnienia Potęgi Wyższej – a jednocześnie stopniow o powstaje w nim poczucie braterstwa i pokrewieństw a wszystkich ludzi. Nie może on otrzym ać tych rzeczy od swego rozumu instynktowego, ani też intellekt nie jest zdolny w nim wywołać ich poczucia. Rozum duchowy nie jest w ręcz sprzeczny z intellektem ; stoi on poprostu poza granicą intellektu. Udziela on intellektowi pewnych prawd, które znajduje we własnych dziedzinach ducha, a o których intellekt umie tylko rozumować. Ale źródło istotne tych prawd nie leży w intellekcie. Intellekt jest chłodny – świadomość duchow a gorąca i ożywiona Wysokiem uczuciem.

Człowiek na drodze lepszego i pełniejszego poczucia potęgi boskiej nie wychodzi z intellektu, choć ostatni rozumuje o otrzymywanych w rażeniach i stara się układać z nich systemy, wierzenia, kulty i t. d. – Również nie intellekt daje nam rosnący zmysł pokrew ieństw a między człowiekiem a człowiekiem – w szechbraterstwa ludzi. Powiemy tu, dlaczego człowiek staje się dobrotliwszy względem istot swego gatunku oraz niższych tworów życia. Pochodzi to nietylko stąd, że intellekt poucza go o w artości miłosierdzia i miłości, gdyż człowiek nie może się stać miłosiernym i m iłującym pod wpływem zimnego rozumowania. Przeciwnie, staje się on miłosiernym i miłującym dla tego, że w nim samym budzą się pewne impulsy i pragnienia, płynące z niewiadomego punktu, a które czynią niemożebnem, aby postępował inaczej, nie odczuwając przytem niemiłego uczucia i cierpienia. Impulsy te są równie rzeczywiste, jak inne pragnienia i impulsy – i gdy człowiek rozwija te impulsy, staja się one liczniejsze i mocniejsze.

Spójrzcie w świat, jakim był kilkaset lat temu – i spójrzcie nań dzisiaj, a zobaczycie o ile za naszych dni jesteśmy dobrotliwsi i lepsi. Ale nie należy się tern chełpić, gdyż i my zdawać się będziemy dzikimi tym, co przyjdą po nas i ze swego stanowiska będą zdumieni naszą nieludzkością w stosunku do naszych braci-ludzi. W m iarę rozwoju duchowego człowiek odczuwa swe pokrewieństwo z całą ludzkością – i coraz bardziej kochać zaczyna swoich współludzi. Z biegiem czasu i w m iarę dalszego rozwoju człowieka, straszliwe cierpienia, jakich doznają teraz istoty ludzkie, staną się niepodobieństwem z tej przyczyny, że rozw ijająca się świadomość duchowa rasy ludzkiej, odczuwać będzie cudze cierpienia tak potężnie, że już nie będą mogły wytrzymać ich – i będą czyniły wysiłki ku zmianie położenia rzeczy. Z tajników wewnętrznych duszy wyłoni się protest przeciw dążeniom natury niższej i, choć czasowo starać się będziem go usunąć (zagłuszyć) – to jednak będzie on coraz natarczywszy, aż wreszcie będziemy musieli zwrócić na niego uwagę. Stara historja, że każdy człowiek ma dwóch doradców, po jednym u każdego ucha, z których jeden szepce mu, aby szedł za wyżśzemi zasadami, drugi zaś kusi, aby szedł drogą niższą, okazuje się praktycznie prawdziwą wobec tajemnej (occult) nauki o trzech pierwiastkach duchowych. Intellekt wyobraża świadome „Ja“ przeciętnego człowieka. Owo „Ja“ ma z jednej strony rozum instynktowy, który mu przesyła stare pożądania poprzedniego „Ja“ – impulsy mniej rozwiniętego życia zwierząt lub niższego typu ludzi, pożądania właściwe niższym stadjom rozwoju, ale nieodpowiednie w doskonalącym się człowieku. Z drugiej strony jest rozum duchowy, przesyłający swe wyższe instynkty intellektowi i starający się podnieść jego świadomość do własnej wyżyny, aby dopomóc w rozwoju i doskonaleniu człowieka, budząc w nim zdolność do panowania i kontroli nad swą niższą naturą.

Walkę między wyższą a niższą naturą postrzegali wszyscy gorliwi badacze umysłu i charakteru ludzkiego – i nie mało ogłoszono teoryj ku wyjaśnieniu tej sprawy. Dawnemi czasy uczono, że człowieka kusi z jednej strony djabeł, z drugiej czuwa nad nim anioł-stróż. Ale prawdę znają wszyscy okultyści, że odbywa się walka między dwoma elementami natury ludzkiej, nie wbrew sobie przeciwległemi i wrogiemi, ale poprostu idącemi, każdy po swojej linji wysiłku. „Ja“ zaś łamie się i rozbija, pragnąc usilnie dostosować się do nich. Ego jest w stadjum przejściowem świadomości – a walka bywa czasem zgoła męczącą, ale doskonalący się człowiek z czasem podnosi się ponad pociągi natury niższej, a świtająca świadomość duchowa umożliwia mu rozumienie prawdziwego położenia rzeczy pomaga mu opanować swe niższe „Ja“ i przybrać w stosunku do niego postawę pozytywną, gdy jednocześnie ten rozwój wewnętrzny każe człowiekowi otworzyć swą duszę na światło, idące z Umysłu Duchowego i trwać wobec niego w postawie negatywnej (biernej), nie opierając się jego sile.“

Rozum duchowy jest również źródłem „Natchnienia,  które budziło się po wszystkie czasy w duszy niektórych poetów, malarzy, rzeźbiarzy, pisarzy, kaznodziejów, mówców, i które budzi się w nich również dzisiaj. Jest to źródło, z którego jasnowidz czerpie swe wizje, prorok swe przepowiednie.”

Niektórzy ludzie, ześrodkowawszy swego ducha na wysokich ideałach w swej pracy, otrzymywali z tego źródła rzadkiej w artości wiedzę – i przypisywali ją łasce istot z diugiego świata aniołom, duchom, samemu Bogu; ale wszystko to płynęło z ich własnego wnętrza, był to głos ich wyższej Jaźni, przem awiający do nich. Nie zamierzamy przez to powiedzieć, jakoby żadne wiadomości nie przychodziły do człowieka od innych wyższych inteligencyj – przeciwnie, wiemy , że wyższe inteligencje często kom unikują się z człowiekiem poprzez kanał jego Rozumu duchowego – lecz wiele z tych rzeczy, które człowiek przypisywał potęgom zewnętrznym, w istocie pochodzą z niego samego. I człowiek drogą rozwoju swej świadomości duchowej może sam siebie wprowadzić w wyższe pokrewieństwo i zetknięcie z tą wyższą stroną swej natury i tym sposobem uzyskać wiedzę, o której intellekt nawet marzyć nie śmiał.

Pewne wyższe siły psychiczne odsłaniają się człowiekowi tą samą drogą, ale siły takie rzadko człowiek osiąga, zanim stanie wysoko nad niższą stroną swej natury, gdyż w przeciwnym razie człowiek może korzystać z tych wysokich darów dla niższych celów.

Tylko wówczas, gdy człowiek przestaje dążyć do zdobycia potęgi dla swych własnych celów – potęga ta przychodzi do niego. Takie jest prawo. Gdy człowiek dowiaduje się o istnieniu swego umysłu duchowego i zaczyna rozpoznawać jego nakazy i wskazania, wzmacnia tym sposobem swój związek z nim i zaczyna otrzymywać światło wyższej jasności. Kiedy przywykamy bardziej ufać Duchowi – ten odpowiada nam , przesyłając częściej błyskawice prześwietlenia (illumination), oprom ienienia. W kim zaś rozwija się świadomość duchowa, ten coraz bardziej polega na tym głosie wewnętrznym – i coraz lepiej potrafi odróżniać go od impulsów, które płyną z niższych płaszczyzn umysłu. Uczy się dowierzać wskazaniom Ducha i przyjmuje wyciągniętą ku niemu rękę przewodniczą.  Niektórzy z nas nauczyli się poznawać rzeczywistość bytu „kierowani przez Ducha“.

Tym, którzy już doświadczyli kierownictwa tego, nie mamy potrzeby nic mówić, gdyż ci doskonale rozpoznają wszystko, co tu myślimy. Ci zaś, którzy jeszcze go nie doświadczyli – muszą czekać, aż odpowiedni czas nadejdzie dla nich, gdyż nie możemy spraw tych opisać, nie da się bowiem w słowach wyrazić to, do czego słów brak w języku ludzkim. Na zakończenie tej lekcji damy krótki zarys niektórych faz „prześwietlenia” tzw. Illuminacji czyli „przebudzenia świadomości duchowej”, jakie niegdyś spływało na niektórych ludzi i jakie spłynie na wszystkich w przyszłych okresach ich rozwoju. Teraz spieszymy, by dać streszczony obraz tego, co w słabym tylko stopniu może być przez nas zrozumiane – mianowicie siódmego pierwiastku – Ducha.

7. DUCH

Jak mamy podejść do tego przedmiotu, skoro nawet najbardziej naczelne umysły, żyjące za dni naszych – zaledwie słabo zdolne są jego sens ogarnąć. Jak to, co jest skończone, może pojąc rzecz nieskończoną? Duch, siódmy pierwiastek człowieka – jest iskrą Bożą – naszem najcenniejszem dziedzictwem, pochodzącem z Potęgi Boskiej – promieniem słońca ośrodkowego – naszą Jaźnią rzeczywistą. Słowa nie są zdolne go wypowiedzieć. Bozum objąć go nie potrafi. Jest to dusza duszy. Aby go zrozumieć, musimy rozumieć Boga, gdyż Duch jest kroplą z Oceanu Ducha – ziarnkiem piasku z brzegu morza Nieskończoności – Cząstką świętego płomienia. Jest to jakaś moc, tkwiąca we wnętrzu naszem, a która jest przyczyną naszej ewolucji poprzez pełne udręczeń stulecia. Duch istniał pierwszy poprzód wszystkiego – i oto okaże się on ostatnim w pełni świadomości. Gdy człowiek dojdzie do pełni świadomości Ducha, stanie on na tyle wyżej nad pospolitym człowiekiem, że intellekt współczesny nie zdoła tego pojąć. Osnuty siecią powłok materjalnych, oczekiwał on długie, ciężkie stulecia swego choćby słabego zeznania i związany czekać będzie jeszcze długie lata, dopóki nie przeniknie w pełni do świadomości. Człowiek musi wznieść się na wiele szczebli rozwoju – od człowieka do archanioła – zanim duch w pełni dopomni się o swoje prawa. Duch jest we wnętrzu człowieka tern, co najbardziej przybliża się do Centrum – najbliżej Boga. Tylko w wyjątkowych, drogocennych chwilach mamy uświadomienie, że Duch istnieje w nas – i w takich momentach czujemy, że podchodzi ku nam straszna obecność Niewiadomej. Takie chwile mogą się zjawiać, gdy człowiek się pogrąża w głębokiem rozmyślaniu religijnem – albo gdy czyta poemat, co przynosi dostojne zlecenie z duszy do duszy – albo w chwilach takiej rozpaczy, gdy wszelka pomoc ludzka jest zawodna a słowa ludzkie zdają się szyderstwem – w chwilach, gdy wszystko zdaje się straconem i człowiek czuje konieczność bezpośredniego słowa istoty wyższej, niż my sami.

Gdy chwile takie przychodzą, pozostawiają w naszem sercu pokój, który już nigdy potem w całości nas nie opuszcza – i my już potem jesteśmy na zawsze jakby inne, zmienione istoty. W chwili Illuminacji czyli przebudzenia Świadomości Duchowej czujemy również rzeczywistą obecność Ducha. W takich chwilach stajemy się świadomi pokrewieństwa i łączności z Ośrodkiem Życia. Za pośrednictwem Ducha Bóg objawia
się człowiekowi.

Nie możemy dłużej zatrzymywać się na tym przedmiocie – ogrom jego nas przygnębia, a słowa są zbyt bezsilne, by się niemi posługiwać w stosunku do niego. Ci, którzy odczuwali impulsy Rozumu Duchowego, mogli słabo odczuwać tkwiące w nich poczucie Ducha, nie mogą jednak ogarnąć pełni jego znaczenia. Ci zaś, co nie doświadczyli tych zjawisk, nie zrozumieją nas, choćbyśmy całe tomy napisali, by wytłumaczyć nasze niedoskonałe i nierozwinięte pojęcia o tym przedmiocie. Poprzestaniemy więc na tern, cośmy powiedzieli, ufni, żeśmy obudzili w waszym umyśle przynajm niej słabe pragnienie, by się podnieść ku ściślejszej kom unji i związkowi z tą najwyższą cząstką waszej Jaźni – z samą (istotną) waszą Jaźnią. Pokój Ducha niech przebywa z wami!

PRZEŚWIETLENIE (ILLUMINATION)
CZYLI ŚWIADOMOŚĆ DUCHOWA.

U większości ludzi Umysł Duchowy rozwija śię stopniowo i pomału, a choć człowiek może odczuwać nieustanny rozrost poznania duchowego i świadomości, może on nie doświadczać jakiejkolwiek widocznej lub uderzającej przemiany. – Inni jednakże miewają momenty tego, co znamy pod nazwą „Prześwietlenia“ czyli „Illuminacji”, zdają się unosić ponad swój stan normalny – i przechodzą na wyższą płaszczyznę świadomości  czy bytu. Taki moment popycha ich znakomicie naprzód w stosunku do chwili poprzedniej, chociaż nie mogą odwrócić się wstecz ku świadomości, by przejrzyście wyłożyć to, czego doświadczyli w tym stanie egzaltacji ducha. Takie doświadczenia zdarzają się w rozmaitych postaciach i stopniach wielu osobom różnych wierzeń religijnych – i zazwyczaj są w łączności z pewną postacią poszczególnych wierzeń religijnych osoby, ulegającej doświadczeniu illuminacji. Ale wytrawni okultyści uznają wszystkie te doświadczenia za rozmaite formy tej samej rzeczy – prześwit świadomości Duchowej – rozwój Umysłu Duchowego. Niektórzy pisarze określają doświadczenie to jako „Świadomość kosmiczną” (n.p. dr R.Rucke), co jest bardzo odpowiednim terminem, gdyż Illuminacja, zwłaszcza w swoich form ach wyższych, wprowadza człowieka w zetknięcie z Życiem w jego pełni, pozwala mu odczuć pokrewieństwo z całem Życiem Wysokiem i nizkiem,., wielkiem i małem, „dobrem ” i „złem”.

Doświadczenia te (przeżycia), oczywiście – rzeczowo, zmieniają się stosownie do stopnia rozwoju osobnika, jego wyćwiczenia, jego tem peramentu i t. d. ale pewne cechy charakterystyczne są wszystkim wspólne. Najpowszechniejszem jest poczucie posiadania bezwzględnej znajomości wszechrzeczy – słowem poczucie Wszchwiedzy. Poczucie to istnieje lylko na chwilę i pozostawia w człowieku mękę żalu za tem, co widział i utracił. Inne poczucie, doświadczane również powszechnie – to pewność nieśm iertelności – zmysł istotnego Bytu , pewność naszego istnienia zawsze, w przeszłości i w przyszłości. Dalej, uczuciem powszechnem jest zniknienie wszelkiej obawy i uzyskanie uczuć pewności, prawdy i ufności  w stopniu tak wysokim, że ich nie pojmie ten, co tego stanu sam nie przeżył. Następnie uczucie miłości spływa na człowieka (w ekstazie) – miłości, ogarniającej całe życie od najbliższych fizycznie do tych, co się znajdują na krańcach świata; od tych, których uważamy za świętych i czystych do tych, których świat ma za nikczemnych, występnych, i niegodnych. Wszelka’ dążność do wywyższenia siebie i potępienia innych przepada – i w sercu twojem, niby prom ienie słońca błyska miłość jednaka dla wszystkich, nie bacząc na ich stopień rozwoju i „dobroci”.

Niektórzy przeżywają te doświadczenia w głębokiem i zbożnem usposobieniu lub nastroju, który nadaje im szczególną przenikliwość (przytomność) na mniej lub więcej długi przeciąg czasu; inni wpadają jakby w sen i uzyskują jeno świadomość duchowego podniesienia wraz z pam ięcią w rażenia światłości lub żarzy otaczającej ich dokoła i naw skróś ich przenikającej.

Niektórym pewne prawdy objawiają się w postaci  symbolów, choć ich prawdziwe znaczenie staje się im jasne nieraz dopiero po wielu latach. Doświadczenia te, gdy kto raz je przeżyje, pozostawiają go w nowym stanie ducha, i nigdy już on potem nie będzie tern, czem był przedtem. I choć wyrazistość obrazu słabnie, pozostaje jednak pewna pamięć, która długo jeszcze potem trw a jako źródło oparcia i mocy człowieka, zwłaszcza gdy w nim słabnie w iara i gdy dusza jego chwieje się jak trzcina od wiatru sprzecznych mniemań i rozważań Intellektu. Pamięć takiego doświadczenia jest źródłem odnowienia siły — przystanią zbawczą, dokąd znużona dusza uchodzi w poszukiwaniu ochrony od świata zewnętrznego, który jej nie rozumie. –

Przeżyciom tym (t. j. prześwietleniom) zazwyczaj towarzyszy uczucie natężonej Radości; w istocie, to słowo i ta myśl „Radość” zdaje się nieustannie przepełniać jego dusze. Ale nie jest to radość pospolitego doświadczenia – jest to coś, o czem śnić można tylko wówczas, gdy się tego doznało – jest to radość, której samo wyobrażenie pobudza pulsa krwi i bicie  serca, gdy umysł ku tej ekstazie zwraca się pamięcią. Jak to już mówiliśmy, wraz ze stanem tym przychodzi zmysł „poznania” wszechrzeczy – oświecenie intełlektualne niepodobne do opisania.

Z pism dawnych myślicieli wszystkich ras, z pieśni wielkich poetów wszystkich narodów, z kazań proroków wszystkich religij i czasów – możemy zebrać ślady tej illuminacji, jaka na nich schodziła – to rozwinięcie świadomości Duchowej. Nie mamy tu miejsca, by wymieniać te liczne przykłady. Jeden opowiada w taki sposób, drugi – inaczej: ale  wszyscy w rzeczy samej opowiadają toż samo. Wszyscy, którzy doznali tego prześwietlenia nawet w słabym stopniu, rozpoznają toż samo doświadczenie W powieści, śpiewie, kazaniu drugich, choćby między temi przeżyciami minęły stulecia.

Jest to pieśń Duszy, którą, gdy raz kto usłyszał, nigdy jej nie zapomni. Czy ta pieśń brzmi na instrum encie ras półbarbarzyńskich, czy na udoskonalonem narzędziu uzdolnionego muzyka współczesnego: melodja jej jest całkowicie rozpoznawalna. Płynie ona ze Starożytnego Egiptu – z Indji wszystkich stuleci – z dawnej Hellady i Romy – z czasu pierwszych świętych chrześcijańskich,
– z klasztorów katolickich – z meczetów mahometańskich,
– z filozofów chińskich – z bohaterskich legend proroków,
Indjan czerwonoskórych – zewsząd i zawsze płynie ta sama melodja – i dzwoni wciąż potężniej a potężniej w miarę tego, jak do ogromnego chóru dołączają się nowe głosy i dźwięki nowych instrum entów.

Źle dotychczas rozumiany poeta z dalekiego Zachodu Walt Whitm an wiedział, co chciał wyrazić (jak i my to wiemy), gdy w swych nieokrzesanych wierszach omawiał swe dziwaczne przeżycia. Czytajcie, co on mówi – czy możnaby to było wypowiedzieć lepiej:

„Jako w omdleniu, na jedną chwilę,
„Drugie słońce, niepodobne do opisania, całkowicie mię oślepiło.
I poznałem wszystkie ciała niebieskie i inne nieznane światła, jeszcze promienniejsze.
„Moment krainy przyszłości, krainy Niebios.
A gdy powrócił do przytomności po ekstazie – woła:

..Niepodobna, abym był przebudzony, bo nic nie zdaje mi się takiem, jakiem było pierwej – „Albo też obudziłem się poraź pierwrszy – a wszystko przedtem było snem.

Musimy też m u przyklasnąć, gdy wypowiada myśl, że człowiek nie jest zdolny racjonalnie opisać te ekstazę:

„A gdy próbuję opowiedzieć to, co najlepszego znajduję: nie mogę –
„Język nie dość mocny jest w swycli zawiasach.
„Oddech mój jest nieposłuszny swoim organom –
„I oto staję się jako człowiek niemy.

Oby ta wielka Radość Prześwietlenia stała się wasza. I stanie się ona waszą, gdy właściwy czas nadejdzie. Gdy zaś nadejdzie, nie miejcie obawy, a gdy was opuści, nie płaczcie jej straty, albowiem do was powróci. Żyjcie, dążąc wciąż wyżej a wyżej, aby osiągnąć wasze prawdziwe „Ja“ i odsłaniając swą duszę, by wpływy jej miały do was dostęp. Bądźcie zawsze gotowi słuchać Głosu Milczenia – i odzywać się na dotknięcie Ręki Niewidzialnej. W niewielkim podręczniku „Światło na drodze“ *) znajdziecie wiele rzeczy nowych, które wam teraz staną się jaśniejsze.

Nie lękajcie się, gdyż zawsze jest z wami wasze rzeczywiste
„Ja“ – to znaczy iskra Płomienia Bożego. I ono świecić wam
będzie – i pokazywać wam drogę.

*) Wydane w przekładzie polskim nakładem księgarni Trzaski. Everta i Michalskiego.

źródło: JOGI RAMA – CZARAKA “FILOZOFJA JOGI i OKULTYZM WSCHODNI”, lekcja III Pierwiastki Duchowe


Celem uzupenienia lekcji  przestudiuj załączoną

pod linkiem mantrę nr 3.

 

]]>
Świadomość Duchowa https://tarot-marsylski.pl/swiadomosc-duchowa/ Wed, 01 Feb 2023 13:12:45 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=8028 Czytaj dalej ]]> Prawidło dwudzieste pierwsze „Światła na drodze”, łączące się bezpośrednio z tem, co miały na oku prawidła poprzednie, brzmi w sposób następujący: 21. Oczekuj rozwoju kwiatu w ciszy, która następuje po burzy – nie wcześniej. Kwiat będzie rósł, bujał ku górze, puści latorośle, da liście i pączki. Ale dopóki cała indywidualność człowieka nie rozwinie się; póki nie zapanuje nad nią cząstka Bóstwa, które ją stworzyło jako środek dla ważnych doświadczeń i przeżyć; póki cała natura człowieka nie ukorzy się przed jego wyższem Ja: dopóty kwiat nie może się rozpuścić. Tylko wtedy nastąpi cisza taka, jaka bywa w krajach zwrotnikowych po ulewie, gdy natura pracuje z taką spokojnością, że można obserwować jej działalność. Takież zacisze nadchodzi i dla ducha zaniepokojonego. I w głębokiej ciszy odbędzie się zdarzenie tajemne, które świadczy, że droga jest odkrytą.

Nazywaj to jakiem chcesz imieniem. Jest to głos, który woła tam, gdzie wszystko milczy; jest to goniec, nie mający rysów ani istoty materjalnej – albo jest to kwiat duszy, co rozkwita. Zresztą niepodobna tego opisać, zapomocą jakichkolwiek porównań. Ale można to odczuwać, można tego poszukiwać, można tego pożądać śród szalonej burzy. Cisza ta może trwać tylko jedno mgnienie albo całe tysiąclecie. Ale ono się skończy. A jednak siła milczenia pozostanie z tobą. I znowu będziesz musiał walczyć i zwyciężać. Chwilowo tylko może natura trwać w ciszy”.

Kwiat, który rozkwita w ciszy, po wielkiej burzy (i tylko wr takich warunkach) – jest to kwiat „świadomości duchowej”, ku którego stworzeniu dążyła roślina życia. Dla niej to wyrosło nasienie ducha i puściło korzenie, dla niej kiełek przebił się poprzez glebę bytu materjalnego w dziedziny wyższe; dla niej rozwijał się listek za listkiem, zrzucając kolejno wszystkie osłony – aż w końcu ukazał się ledwie dostrzegalny zaczątek kwiatu ducha i aż się zaczął prawdziwy rozrost duchowy. Zjawienie się tego zaczątku świadomości duchowej – pierwsze promienie oświecenia – stanowi najkrytyczniejszy okres w życiu duszy.

Oświecenie nadchodzi dopiero po burzy, dopiero wówczas, gdy zamiast wichru, gromów i błyskawic – nastaje cisza. W okresie spokojnym, po burzy – duszę oczekują wielkie zdarzenia. Pamiętaj o tem, duszo, śród wielkiej burzy niepokojów duchowych, która wali wszystkie żerdzie, wyrywa wszystko w czem ty znajdowałaś oparcie, i która ci każe sądzić, że wszystko już jest obalone oprócz ciebie jednej – i że pozostałaś sama, bez żadnej pociechy i podpory. Bo mianowicie w tern mgnieniu rozpaczy duchowej, kiedy wszystko ci zostało odjęte – oto schodzi ku tobie świat niewypowiedziany, który nigdy cię nie opuści i dla którego warto znieść tysiące burz. Czas prostej, ślepej wiary minął dla ciebie – nadchodzi czas świadomości.

Bardzo trudno mówić o wyższych przeżyciach duchowych słowami, które są przystosowane do niższej dziedziny świadomości. Emerson, który doświadczył tego stanu świadomości, o jakim mowa – powiada: „Słowa każdego człowieka, mówiącego o swych przeżyciach w świecie duchowym, muszą się wydawać pustym dźwiękiem temu, co sam nie przebywał w tej dziedzinie myśli. Nie mam śmiałości mówić o tem. Moje słowa nie mogą wypowiedzieć całej wielkości życia ducha: są zbyt chłodne i niewystarczające. Tylko duch może natchnąć tego, kogo wybiera za swego herolda. W każdym razie pragnąłbym, nawet zwykłemi słowy, w braku świętych, dać choćby słabe wyobrażenie o niebieskiej siedzibie tego bóstwa – i udzielić ludziom zebrane przezemnie błyski myśli, które mi odkryły zdumiewającą prostotę i potęgę prawa wszechświatowego”. – Raczej powinno to być odczute, niż pojęte rozumem – a jednakże nasz intelekt częściowo może ogarnąć to w takim razie, gdy oświecenie duchowe wznosi go w wyższe dziedziny.

Wiedząc, jakie zadanie leży przed nami, ręka pisząca te słowa – zaczyna drżeć. Próba, by w prostych słowach wyrazić te przeżycia wyższego istnienia, zdaje się próżną i niedorzeczną – a jednak my wbrew wszystkiemu zmuszeni jesteśmy uczynić tę próbę. Niechaj tak będzie; wyznaczono nam zadanie i nie możemy się od niego uchylić. W „Zasadach filozofji jogów indyjskich” – mówiliśmy o trojakim objawie rozumu ludzkiego – o jego trzech pierwiastkach: o rozumie instynktowym, o intelekcie i rozumie duchowym.

Radzimy raz jeszcze przeczytać rozdziały, traktujące o tym przedmiocie, zwracając szczególną uwagę na to, cośmy mówili o pierwiastku szóstym – o rozumie duchownym. Oświecenie duchowe – owy kwiat, co kwitnie w ciszy, po burzy – pochodzi właśnie z tej części naszej natury. Ale przedtem rozpatrzmy, co należy rozumieć pod nazwą „burzy”, poprzedzającej rozkwit kwiatu. Człowiek przechodzi przez wyższe stopnie rozumu instynktowego i dosięga płaszczyzny rozsądku (intelektu). Człowiek, żyjący życiem instynktu, nawet na jego wyższych stopniach, gdzie on już przenika w niższe objawy intelektu – nie jest zajęty rozwiązaniem problematów życia, zagadki bytu. Nie ma nawet świadomości, że takie problematy albo zagadki istnieją. Życie jego płynie stosunkowo spokojnie, gdyż jego troski wiążą się tylko ze światem materjalnym. Dopóki jego potrzeby cielesne są zaspokojone, nic go reszta nie obchodzi. Znajduje się w niemowlęcem stadjum rozwoju ludzkiego. Ale gdy czas pewien minie, zaczyna doświadczać niepokoju z innej strony. Budzący się intelekt nie pozwala już na dawniejszy bezkrytyczny stosunek do zjawisk świata otaczającego. Nieustannie powstają nowe zagadki, wymagające odpowiedzi. Zaczyna go niepokoić wieczne „dla czego” duszy. Tołstoj wypowiedział to nader jaskrawo w następujących słowach: „Skoro tylko rozumna część naszej osoby ujmuje rządy w ręce, natychmiast otwierają się nam nowe światy – budzi się tysiąc razy więcej pragnień niż przedtem. Stają się tak niezliczone, jak promienie koła. I rozum z miłością i troską naprzód, zaczyna pieścić, a potem zaspakajać te pragnienia, sądząc, że w ten sposób można znaleść szczęście”.

Ale w tym stanie niepodobna znaleść stałego szczęścia; coś napełnia nam duszę rosnącym bez przerwy niepokojem i nęci naprzód wszystko ku coraz wyższym polotom. Rozsądek, nie zdolny wyobrazić czegoś wyższego nad siebie, walczy z tem dążeniem, jako z czemś niegodnem, traktując to wszystko, jako ślady poprzednich przesądów i zabobonów. To też czyni wielkie wysiłki, by rozwiązać wielkie zagadnienia – dążąc do takiego spokoju, jaki go czeka, podług jego przeczuć. Nie odgaduje, że jego jedyne wyzwolenie mieści się w rozwoju czegoś wyższego, niż on sam, czegoś, co mu daje możność stać się subtelniejszem narzędziem poznania prawdy.

Wielu, czytających te słowa, pozna z tego opisu ów stan straszliwego niepokoju umysłowego – niby połóg duchowy – gdy nasz rozsądek uznaje się niezdolny do rozwiązania wielkich kwestji, które się domagają odpowiedzi z jego strony. Rozbijamy się o pręty naszych klatek duchowych i kręcimy się jak wiewiórka na kole – a wciąż jesteśmy na tern samem miejscu, na którem byliśmy z początku. Znajdujemy się w samym ogniu burzy duchowej, która huczy dokoła nas na wszystkie strony; wiatr szarpie nasze suknie, oddając nas samowoli żywiołów. Widzimy, jak z naszego pola widzenia strącone zostaje wszystko, co się zdawało tak ustalone i pewne – i co stanowiło dla nas tak wygodne oparcie. Wszystko naraz wydaje się nam utraconem – i wpadamy w rozpacz. Spokój i poczucie duchowego nasycenia opuszcza nas, burza nas pędzi na wszystkie strony – i nie wiemy, czem się skończy to wszystko. Jedyna nasza nadzieja polega na ufności i wierze w Niewidzialną Prawicę; one to (t.j. ufność i wiara) natchnęły Newmana, gdy napisał przytoczone niżej piękne słowa. Echem odzywają się one w sercach tysiąca ludzi, którzy, choćby nawet newmanowski wykład prawdy był niezgodny z ich nastrojem – to jednak są jego braćmi z ducha – i dlatego rozumieją te jego słowa:

Łagodne światło śród tumanów mgły.
Ty prowadź mnie! Choć noc jest ciemna, daleki mój dom.
Ty prowadź mnie! Kieruj me nogi.
Spraw, niech mi się dal odsłoni.
Posuń mnie o jeden krok.
O, prowadź mnie!

W odpowiednim czasie ukazuje się – a zawsze to bywa w czasie należytym – słaby przebłysk światła, które przenika poprzez chmury i u samych nóg wędrowca, zaskoczonego przez burzę – rozjaśnia nową ścieżkę; tylko najbliższy krok jest widoczny podróżnemu; daje on kilka kroków naprzód i wkrótce wchodzi do nowej krainy. Pewien pisarz tak tę rzecz omawia: „Wprędce przenika się wędrowiec świadomością, że się przedostał do nowej nieznanej krainy, gdzie niemasz znanych mu drogowskazów: nie poznaje też widoku, co się przed nim otwiera. Rozumie on, że wielka przestrzeń dzieli go od przyjaciół, których zostawił u podnóża góry. Głośno ich przywołuje, aby za nim poszli, ale ci zaledwie słyszeć go mogą i, niewątpliwie, lękają się o jego bezpieczeństwo. Machają na niego rękami i nęcą do powrotu. Ale on, jakby czując nowy dopływ tężyzny, pod wpływem niepojętego impulsu wewnętrznego – idzie wciąż naprzód.Nie zna mety ostatecznej swego wędrowania, ale bujna radość go opanowała – i w dalszym ciągu naprzód dąży”.

Światło, jakie rozlewa świadomość duchowa – prowadzi wędrowca drogą dojścia do doskonałości, o ile ma dość odwagi, aby iść śladem tego światła. Światło ducha okazuje się zawsze najpewniejszym kierownikiem, ale bardzo niewielu z nas przenikło się tą wiarą, która nam pozwala je przyjąć. Pierwsi kwakrzy wiedzieli o tem świetle wewnętrznem i ufali mu, ale ich potomkowie zachowali tylko słaby migot tego, co niegdyś było jaskrawem światłem. Promienie tego światła mogą być widzialne wszystkim, co są do tego przygotowani i pełni ufności oczekują dnia, w którym ono ich zobaczy. Wiedzcie, że to światło wewnętrzne bynajmniej nie jest wyłącznym skarbem narodów Wschodu. Narody te tylko śledziły ten przedmiot z większą uwagą, niż narody zachodnie, – ale takie oświecenie jest udziałem całej ludzkości. Przykłady tego oświecenia obserwowano we wszystkich czasach, u wszystkich narodów. I wszystkie komunikaty o tych przeżyciach są w głównych rysach zupełnie podobne, choć wykład ich bywa bardzo rozmaity. Pierwszą wskazówką, że świadomość duchowa się budzi i przemawia – jest budząca się świadomość realności naszego Ja, bezpośrednie odczucie realnego istnienia duszy. Gdy człowiek zaczyna czuć, że jest sami że jest duszą, nie zaś, że posiada w sobie jakiś dziw, zwany „duszą”, o której w istocie nic nie wie: wtedy można o nim powiedzieć, że się przybliża do pierwszych stopni świadomości duchowej – albo nawet, że się znajduje na jej peryferjum.

Istnieją dwa główne stadja rozkwitania kwiatu duchowości, choć zazwyczaj jedno przechodzi w drugie. Pierwsze jest to jaskrawe, zupełnie wyraźne przeżywanie aktu samoświadomości t j. tej świadomości, że Jestem, Ja Jestem; drugie zaś – to dojście do świadomości kosmicznej. Postaramy się choćby bardzo niedokładnie, w grubych zarysach – dać wyobrażenie o tych dwóch stadjach, choć wyznajemy, że ludziom, co nie przeżyli ani tego ani tamtego stanu świadomości – nasze słowa mogą się wydawać wprost pozbawionemi sensu. Uświadomienie realności naszego Ja, można porównać z pączkiem kwiatu, jeżeli za kwiat uważać będziemy świadomość kosmiczną. Niejeden z tych, co jeszcze nie doświadczył tego wyrazistego uświadomienia swego Ja, może myśleć, że to nic innego, jak intelektualne pojęcie o Ja, albo być może wiara w realność duszy, osiągnięta drogą wychowania religijnego, tymczasem jest to coś zupełnie innego. Jest to więcej niż proste pojęcie rozsądkowe lub prosta, ślepa wiara na słowo, oparta na powadze innej osoby – i więcej, niż wiara w Boską obietnicę nieśmiertelności. Jest to specyficzny stan świadomości; jest to wiedza o tem, że człowiek właśnie niczem innem nie jest, jak duszą; bezpośrednie poczucie, że Ja jestem istotą duchową, nieśmiertelną. Na tem, drodzy przyjaciele, musimy poprzestać – w braku słów, odpowiednich do opisu takiego stanu psychicznego. Ludzkość, nie ukształcona w tym względzie doświadczeniem, nie obmyśliła potrzebnych do tego wyrazów. Sanskryt posiada niektóre słowa, które wnieśli do tego języka starożytni jogowie i które, w każdym razie, rozumieją oświeceni indyjczycy, ale nasze języki zachodnie nie zawierają słów, odpowiadających ich znaczeniu. Możemy tylko spróbować dać pojęcie o tym stanie świadomości drogą bardzo niedostatecznych wyjaśnień. Niezdolni są opisać miłość, sympatję i inne uczucia tego rodzaju ludzie, – którzy ich nie doznali. To samo powiedzieć można o świadomości: Jestem. Występują one w duszy, już dostatecznie oświeconej dla przejęcia promieni wiedzy od rozumu duchowego – i wtedy dusza po prostu wie – i cała rzecz. Ma ona istotną wiedzę duchową tego, że jest istotą nieśmiertelną, ale nie może tego objaśnić innym i nawet zazwyczaj rozsądkowo nie może tego objaśnić sama sobie.

Ona poprostu tylko wie. I wiedza ta nie zależy od przekonania, rozważania, ufności, nadziei, albo ślepego wierzenia. Jest to świadomość. I podobnie jak każda inna forma świadomości – jest ona niezmiernie trudna do wyjaśnienia każdemu, co jej nie doświadczył. Wyobraźcie sobie, co by wynikło, gdybyście ślepemu z urodzenia starali się wyjaśnić, co to jest światło lub temu, co nigdy nie smakował słodyczy, wyjaśnić, co to jest cukier, albo – co to jest mróz człowiekowi z krain podzwrotnikowych. Również nie jesteśmy w stanie wyjaśnić naszego doświadczenia duchowego tym, co jeszcze go nie przeżyli – fakt, doskonale znany tym, co doświadczali tzw. przeżyć religijnych. Znany jest wypadek zjawienia się takiej świadomości u człowieka, żyjącego w towarzystwie, gdzie – niewątpliwie – nie było nikogo, coby stał na tym samym co on stopniu rozwoju duchowego. Był to człowiek interesów, niepospolicie uzdolniony, który krążył śród ludzi, bezwzględnie obcych wszelkiej duchowości. Poczuł on nagły dopływ światła w swej duszy – pewność co do swego bytu duchowego wycisnęła się w jego świadomości – i to go bardzo rozstroiło i zaniepokoiło. Widział w tem oznakę zbliżającego się obłędu – i miał nadzieję, że ten stan rychło minie, choć mu to dawało największe szczęście. Ale ten stan nie mijał i doszło do tego, że człowiek ten był już gotów przelać swe interesy na inne ręce, w obawie, że straci równowagę duchową, gdyż nigdy przedtem nie słyszał o niczem podobnem. I otóż pewnego razu wpadła mu w ręce książka; autor jej wypowiadał myśli, co mogły zbudzić się jedynie u człowieka, który przeżył stan podobny. Nasz bohater uznał w wyrażeniach autora słowa ducha, znajome już i jemu (choć dla kogo innego były niepojęte) – i podniósłszy ręce ku niebu, zawołał głośno: „Chwała Bogu – znalazł się jeszcze inny również jak ja obłąkany człowiek!” Intuitywne poczucie realności istnienia swego ja – napotyka się u znacznie większej liczby ludzi, niż to myśleć przyjęto, ale ci, co tę świadomość mają – nie mówią zazwyczaj o tem nic z obawy, że ich przyjaciele, krewni i sąsiedzi – będą na nich patrzyli, jako na ludzi nienormalnych i psychicznie chorych. I istotnie, nie zawsze jest to rzecz rozsądna, opowiadać o swych przeżyciach innym ludziom, gdyż ci, co nie doszli do tegoż stopnia rozwoju świadomości, nie mogą zrozumieć tego stanu – i, widząc w innym to, co jest ich pojęciom niedostępne, skłonni są uważać go za nienormalnego. Bardzo jest szczególne i zabawne to, że świat składa się z ludzi, którzy roszczą sobie pretensję, iż rzekomo wierzą, jakoby każdy człowiek był duszą nieśmiertelną (lub jak to zwykle się mówi posiada, ma duszę nieśmiertelną) – i zarazem ludzie ci za nienormalnego uważają człowieka, co twierdzi, że faktycznie zna swoje nieśmiertelne Ja.

Wiara większości ludzi jest bardzo krucha i niegłęboka – i ci, co rzekomo wierzą w nieśmiertelność – również lękają się śmierci, a nieraz bodaj i więcej niż ci, co myślą, że śmierć wszystko kończy. Odrzucają wszystkie świadectwa o istnieniu innych płaszczyzn bytu – tych zaś, co o tem mówią i w to wierzą – traktują jako oszustów i obłąkanych. Żyją i działają, jakby wszystko dla nich zamykało się w życiu ziemskiem, nie bacząc na swe pretensje do religijności i na wyznawane przez nich wierzenia. Wierzą w niektóre nauki do połowy, ale brak im istotnej wiedzy – i przeczą, jakoby ktokolwiek mógł posiadać to, czego im brak. Ale dla tych, w których pole świadomości przeniknęły już niektóre promienie prawdy rozumu duchowego – istnienie nieśmiertelnego Ja nie jest już prostem wierzeniem, ale prawdziwą rzeczywistością – i chociaż tacy ludzie oczywiście podzielają wierzenia swego środowiska – to w każdym razie zmieniają się jakby w zupełnie inne istoty. Otoczenie spostrzega, że w takim człowieku zaszła przemiana; jakkolwiekby spokojnie się on zachowywał i jakkolwiek oni nie mogą sobie wytłomaczyć, na czem przemiana ta polega, ale czują, że odbywa się coś szczególnego. Nie należy sobie wyobrażać, że to budząca się świadomość występuje naraz w duszy człowieka w całej pełni. Niekiedy istotnie bywa tak, ale po największej części przebudzenie odbywa się bardzo powoli – skoro zaś tylko się zaczyna, człowiek staje się innym, niż był poprzednio. Oczywiście – może on zatracić swą pełną świadomość prawdy, ale ta znów mu powróci – i wciąż będzie przetwarzać jego naturę, przyczem zmiana psychiczna, jaka się w nim odbyła – wyrażać się będzie w jego postępowaniu. Stanie się radośniejszy i szczęśliwszy. To, co sprawia przykrość bliźnim, jego ledwie porusza. Trudno mu wyrażać stosownie do okoliczności słowa żałości i współczucia z powodu, który takiem ciężkiem brzemieniem spada na otaczających.

Może nawet o nim zrodzić się mniemanie – że jest to człowiek bez uczuć i bez serca, chociaż serce jego jest przepełnione miłością i współczuciem. Nastrój jego umysłu – punkt widzenia w stosunku do zjawisk – uległ jakby pewnemu przesunięciu. Czuje, że zatracił lęk, otoczenie zaś ma go za człowieka bez frasunku lub bez rozsądku. Czas dla niego traci znaczenie, gdyż dusza jego przesiąkła esencją wieczności; odległość również go nie przeraża: a toć wszystka przestrzeń należy do niego. Takiemu człowiekowi najlepiej przystoi milczenie, inaczej może on być pewny, że go znajomi uważać będą za „dziwaka” i będą się znacząco uderzać w czoło, szepcząc, że „u niego nie wszystko jest w porządku” (zapewne, dziać się to będzie poza jego plecami).

Istnieje jeszcze jedna osobliwość w tej fazie świadomości duchowej, mianowicie, że ten, co posiadł tę świadomość, może rozpoznawać jej język we wszystkich tworach innych ludzi. W pismach starych i niektórych nowych autorów, gdzie inni zachwycają się tylko pięknym stylem, on jakby przysłuchuje sie serdecznej mowie swego brata z ducha. Niektórzy pisarze – którzy w słabym stopniu posiadają widzenie duchowe – mogą wpadać w taki nastrój, przy którym rozum duchowy kunsztownie udziela odpowiedniej formy wyrażenia myśli niższemu pierwiastkowi umysłowemu; rezultatem tego jest, że treść duchowa rzeczy napisanej przez danego autora – z łatwością zostaje ujęta przez tych, co są do tego przygotowani – choćby autor sam nawet nie rozumiał tego, co pisze. Słowa Ducha słyszy Duch.

Wy, którzy czytacie te słowa, o ileście doszli do pewnego stopnia świadomości duchowej, osamotnienie was nie gnębi. Tysiące naszych braci i sióstr współdziałają tej wielkiej sprawie dostąpienia – i poprzez czas i przestrzeń, szukają ciebie – i dobroczynnie będą na cię oddziaływali. Nie mówcie nic otaczającym was, jeżeli uważacie to za potrzebne, ale otwórzcie swą duszę na tę sympatję i współdziałanie, które dopłyną do was korytami strumieni myśli. Twoja myśl przyciągnie ku sobie pokrewne myśli innych ludzi, stojących na tym samym stopniu świadomości, ich zaś myśl przyciągnie ku sobie twoją. W księgach, pismach, malowidłach znajdziecie słowa, napisane dla was i wam podobnych. Przeczytajcie dzieła starożytne, a przekonacie się, że one ukażą się wam w zupełnie nowem świetle teraz, gdy zaczęliście rozumieć. Czytajcie Biblję, czytajcie Szekspira, czytajcie poetów i filozofów – a wrychle zauważycie, że wszyscy ci pisarze – to wasi bracia w duchu. Miejsca ciemne rozjaśnią się wam niespodzianie. Nie jesteś już osamotniony – jesteś członkiem wielkiej i coraz to rosnącej rodziny.

Ale z drugiej strony nie bądźcie nadmiernej opinji o swym rozwoju duchowym. Stoicie
dopiero na progu obszernego przedsienia wielkich tajemnic; w tern przedsieniu jest wiele szczebli – i czeka was jeszcze wtajemniczenie – i dopiero gdy przez nie przejdziecie, będziecie mogli iść naprzód Zanim przystąpimy do zaznajomienia się z dalszym stopniem rozwoju kwiatu – nasi czytelnicy, być może, nie bez interesu wysłuchają opisu pewnego szczególnego przeżycia, które spotykamy u pisarza współczesnego Rudyarda Kiplinga (który wie daleko więcej, niż opowiada swym czytelnikom – Anglikom i Amerykanom) – w opowiadaniach z życia indyjskiego p. t. Kim. Wielu czytało to opowiadanie i nie znajdują w niem nic osobliwego. Ale ci, co mieli przebłyski śwadomości duchowej, łatwo sens tego urywka zrozumieją.

Oto ów fragment: „Jestem teraz samotny, zupełnie samotny – pomyślał. – W całych Indjach niema człowieka tak samotnego, jak ja. Jeżeli umrę dziś, kto o tem doniesie i komu? A jeżeli ja, z łaski Bożej, jeszcze żyć będę – to moja głowa będzie oceniona, gdyż ja jestem syn czarów – ja, Kim. „Bardzo niewielu Europejczyków, ale bardzo wielu Azjatów umie wprowadzić się w stan, jakby ekstatycznego „zachwycenia” – przez wielokrotne powtarzanie swego imienia własnego, aby nadać umysłowi swobodę rozmyślania nad t. zw, tożsamością osobistą. „Kto jest Kim – Kim – Kim? „Siedział w kącie hałaśliwego dworca kolejowego, oderwany od wszystkich innych myśli; ręce jego leżały na kolanach, a źrenice się zmniejszyły do wielkości główki od szpilki. Była chwila – pół sekundy trwająca, gdy czuł się bliskim rozwiązania tej zdumiewającej zagadki, gdy naraz, jak to bywa zwykle, niby ptak ustrzelony – pociągnąwszy ręką po oczach, zaczął
kiwać głową.

„Długowłosy hinduski „bajradżi” (t. j. święty), który tylko co kupił bilet – zatrzymał się przed nim i zaczął mu sie bacznie przyglądać. „ Ja także to straciłem – rzekł tamten ze smutkiem. – Jest to jedna z bram drogi – i dla mnie była ona przez długie lata zamknięta.
„ Co znaczą twoje słowa – zapytał Kim zdumiony.

„Opętał cię twój duch – gdyż chciałeś poznać, czem jest twoja dusza… Ja wiem. Któżby to wiedział, jeżeli nie ja”. Poeta Tennyson, jak to świadczą jego bliscy przyjaciele, wprowadzał się czasem w stan ekstazy, związany z pewnym stopniem oświecenia duchowego; do tego celu używał on sposobu w tym rodzaju, co Kim. Powtarzał nieustannie swe imię, rozmyślając przytem o swej tożsamości osobistej – i mawiał, że w takich chwilach przenikał się niewzruszoną pewnością swej nieśmiertelności i realności istnienia swego, jako duszy żywej, niezależnej od ciała.

Osobiście nie zdaje się nam dobry ten sposób „wdzierania się do Królestwa Niebios”, i wolimy, aby rozwijający się umysł duchowy stopniowo rozlewał swe światło na pole świadomości. Uważamy to za najlepszą drogę, chociaż wielu nauczycieli jogi sądzi inaczej – i wskazują swym uczniom pewne ćwiczenia – aby wywołać rozwój świadomości duchowej.

Ale to jest tylko różnica w poglądach na metody – i nie będziemy narzucali naszym uczniom swych poglądów; nie zmuszamy też ich, aby szli za naszą metodą, jeżeli inna lepiej im odpowiada.

Niżej przytaczamy jedno z najbardziej celowych i mądrych ćwiczeń Jogi, współdziałających rozwojowi duchowemu.

ĆWICZENIE.
Nadaj swemu ciału położenie zupełnie nieprzymuszone, wygodnie oparłszy się na łokciach. Oddychaj równomiernie i rozmyślaj o swem rzeczywistem Ja, myśląc o sobie, jako o istocie niezależnej od ciała, choć w niem pomieszczonej – i zdolnej opuścić to ciało stosownie do woli.

Myśl o sobie – nie jako o istocie cielesnej, ale jako o duszy. Myśl o swem ciele, jako o użytecznej i dogodnej powłoce ducha, która jednak powinna być tylko narzędziem ku osiągnięciu celów twego prawdziwego Ja. Myśl o sobie, jako o istocie niezależnej, która swobodnie i z najwyższą korzyścią zażywa ciała, będącego pod jej (tej istoty) władzą i pod jej całkowitą kontrolą. W czasie swych rozmyślań zapomnij zupełnie o ciele, a znajdziesz, że często prawie znika ci całe jego poczucie. Możesz nawet doświadczyć wrażenia, jakobyś w pełni oddzielał się od ciała, a potem wracał do niego, po u-kończeniu ćwiczenia. (Oddychanie rytmiczne – opisane jest w naszej książce: Nauka oddychania Jogów indyjskich).

MANTRA” i ROZMYŚLANIE DUCHOWE.
W związku z ćwiczeniem powyższem, które zalecają jogowie – uczeń, o ile zechce, może zastosować następującą „mantrę” i rozmyślanie duchowe. „Jestem. Stwierdzam realność swego istnienia – nie tylko swoje fizyczne, doczesne i względne istnienie, ale swój rzeczywisty byt w Duchu, wiecznym i absolutnym. Stwierdzam realność swego Ja, swej duszy, samego siebie. Moje realne Ja jest pierwiastkiem duchowym, który objawia się w ciele i w duszy; najwyższy wyraz tego pierwiastku uświadamiam sobie, jako samego siebie, jako swoją duszę. To Ja nie może umrzeć i nie może być unicestwione.

Może ono zmienić formę swego wyrazu, swoją powłokę, w której się objawia ale zawsze pozostaje tern samem Ja – częścią Ducha wszechświatowego – kroplą wielkiego oceanu Ducha, atomem duchowym, który występuje w mojej teraźniejszej świadomości, mającej z biegiem czasu rozwinąć się do wyżyn doskonałości. Ja – to moja dusza; moja dusza – to Ja: wszystko inne jest zmienne i przemijające. Jestem, jestem, jestem!” Powtarzajcie to słowo Jestem – wiele razy, wiele razy. Uczeń powinien starać się codziennie poświęcać kilka minut na milczące rozmyślanie duchowe. W tym celu powinien znaleść jakie miejsce spokojne i tam się pomieścić, przybrawszy wygodną leżącą albo siedzącą postawę – aby żaden

*) Mantra – jest to pierwotnie „zaklinanie”. a potem „medytacja”.

muskuł nie był naprężony i aby umysł był zupełnie spokojny. Jeżeli wszystkie warunki odpowiednio będą zachowane, uczeń doświadczy tego uczucia spokoju, które stanowi oznakę, że nadchodzi stan, nazywany niekiedy „wejściem do krainy milczenia”.

Wówczas uczeń niechaj powtórzy wyżej przytoczoną mantrę lub inną w tym rodzaju (te czy inne słowa nie mają tu szczególnej wagi) – i rozmyśla we wskazanym kierunku. Mantra Jestem, o ile ją uczeń pojął należycie jasno i wyrył sobie w umyśle, nadaje mu postać, pełną spokojnej godności i mocy, które wyraźnie odczuje każdy, z kim się on zetknie. Będzie jakby otoczony atmosferą myślową siły i potęgi. Dzięki temu może odrzucić trwogę i spokojnie patrzeć w oczy całemu światu – wiedząc, że jego Ja jest duszą wiekuistą i że w istocie nic mu nie może uczynić krzywdy. Nawet pierwotne stadja tej świadomości mogą człowieka unieść ponad poziom lichych trosk, niepokojów, gniewu, strachu, zawiści i t. p. uczuć niższego szeregu i zrobią go istotnie człowiekiem „żyjącym w Duchu”. Ludzie tego rodzaju wywołują wpływ niezmiernie dobroczynny na wszystkich, którzy się z nimi stykają, ponieważ koło nich powstaje jakaś szczególna, nieuchwytna aura, zmuszająca innych, że ci uznają ich za godnych zaufania i szacunku.

Te rozmyślania i ćwiczenia duchowe często pomagają człowiekowi w rozwoju świadomości, że nasza dusza jest czemś bezwzględnie realnem. W miarę rozwoju świadomości duchowej stopniowo ukazuje się też poczucie nieśmiertelności. Ale uczeń nie powinien pozwalać sobie trwać nazbyt długo w tych sferach wyższych i z pogardą traktować swe ciało lub świat i otaczających go ludzi. Stosunek taki niczem innem nie jest, jak „pychą duchową”, która nieuchronnie prowadzi do rozbicia. Jesteście powołani na świat dla pewnego celu i powinniście zdobyć sobie doświadczenie, konieczne do waszego udoskonalenia. Znajdujecie się właśnie w jaknajlepszej sytuacji, aby to potrzebne wam doświadczenie uzyskać – i nie zatrzymacie się w tem położeniu ani na jedną chwilę dłużej niż to konieczne dla waszego dobra. Żyjcie, rośnijcie i doskonalcie się, przeżywając swe życie możliwie najlepiej, „i bądźcie pełni dobroci”.

Ta świadomość realności swego nieśmiertelnego Ja stanowi wielki postęp w stosunku do świadomości ogólno ludzkiej: jest to jednakże tylko szczebel wstępny do świadomości kosmicznej, jaka czeka duszę, będącą w stanie rozwoju. Jest to zaledwie pączek, który z czasem się otworzy i stanie się wspaniałym kwiatem. Jeżeli już trudno było wyjaśnić w słowach prostych tylko co opisane przeżycia – to można sobie wyobrazić, co powinniśmy odczuwać, przybliżając się do tej wyższej fazy. Bądź jak bądź, postaramy się możliwie wykonać nasze zadanie, choć z konieczności słowa nasze będą słabe i niedostateczne. Tym, którzy jeszcze nie są gotowi do percepcji tej Prawdy, słowa nasze wydawać się będą strasznym absurdem, ale nawet i ci ludzie zapamiętają te słowa – i, gdy czas nadejdzie, będą choć trochę przygotowani do przyjęcia Prawdy. Jak mówi Walt Whitman: „Słowa moje będą dzwonić w uszach poty, póki ich nie zrozumiecie. Świadomość kosmiczna jest to ów kwiat, co się rozwinął w pełni; kwiat, który będzie „kwitnął w ciszy, co nadchodzi po burzy” – jak to pięknie powiedział autor „Światła na drodze”, albo, ściślej biorąc, osoba, która za dyktandem istoty niewidzialnej – zapisała ten utwór. Jest to owa wiedza, która jest rezultatem oświecenia.

Pisarze-okultyści wszystkich czasów wspominali o tej świadomości; opisywali je i dawniej i potem ludzie wszelkich wyznań. Wielu przypuszczało, że ona jest wynikiem hołdu, składanego Bóstwu – i przytem bezwarunkowo w zupełnie określonej koncepcji – inni sądzili, że jest to okoliczność, związana z pewną szczególną formą wierzenia. W rzeczywistości jednak stoi ona wyżej ponad wierzeniami lub szczególnem pojęciem Absolutu i stanowi Boskie dziedzictwo ludzkości. Wielu pisarzy wschodnich opisywało ją swojemi słowy; starzy kwakrzy doznawali jej i nadawali swoje własne nazwy; wielu świętych katolickich opisuje je w swoich dziełach i nawet niektórzy z wielkich przywódców i kaznodziejów protestantyzmu, pozostawili nam mętne komunikaty o tem, jak przeżywali ten podniosły stan ducha. Ale każdy, który przeżywał – przypisuje ten stan jakiejś osobliwej właściwości swego wierzenia. Wielcy poeci również ulegali wpływom tego stanu, i mamy zupełnie jednakie w rysach ogólnych świadectwa o tem, wypływające z wielu rozmaitych źródeł. U niektórych świadomość ta powstawała zwolna, stawała się coraz mocniejsza i w końcu znikała, przeradzając całkowicie człowieka, który potem żył jedynie nadzieją, że znów doświadczy tak wielkich przeżyć. Na innych schodziło to nagle, pozostawiając im takie wrażenie, jakby naraz zostali oblani promiennem światłem (stąd nazwa – oświecenie), poczem stawali się już zupełnie innymi ludźmi.

Przeżycie takie, rzecz naturalna, nigdy nie bywa jednakowe u dwóch różnych ludzi, a jednak w komunikatach wszystkich osób, które ten stan osiągnęły – są ogólne rysy podobne.

Pewien pisarz zachodni, (który obecnie zrzucił już ze siebie powłokę cielesną), dr. Richard Bucke, zamieszkały niegdyś w London (Ontario, Kanada), doznawszy takiego stanu i znalazłszy, że inni jego przyjaciele, między innymi Walt Whitman, bywali również w tym stanie – zebrał wiadomości od wielkiej liczby osób, na które również, podług jego opinji, schodziło oświecenie. Opublikował wyniki swych badań w nader cennej książce pt. „Świadomość kosmiczna. Badanie rozwoju umysłowości ludzkiej„. Książka ta wyszła w ograniczonej liczbie 500 egzemplarzy – i obecnie jest już całkowicie wyczerpana.

Prawdopodobnie można ją znaleść w wielkich bibljotekach – i warto ją przeczytać bardzo uważnie. U pisarzy Wschodu można znaleść wiele wskazań w tym przedmiocie – a w literaturze zachodniej również mnożą się oznaki, że ten przedmiot zyskuje uznanie. Jednak w większej części dzieł zachodnio-europejskich o-pisywane są tylko typowe zdarzenia nagłego przebłysku wyższego stanu. Okultyści, którzy doszli wysokiego stopnia rozwoju, mogą podług swej woli stan ten wywoływać; niektóre zaś jeszcze doskonalsze dusze, wcielone na naszej ziemi, ale które nie występują wobec masy jako uczeni lub pisarze – trwają prawie nieustannie w tym stanie świadomości, a ich praca dla świata odbywa się przez pośrednictwo innych ludzi (nie tak doskonałych), w których oni budzą natchnienie okruchami swej wielkiej mądrości.

Mówiąc wogóle – ten stan oświecenia można opisać, jako rzeczywiste dostąpienie Wszechjedności i związku naszego z Jedynem. Atom światła, współdziałający przy formacji promienia, rzekłbyś uświadamia sobie na mgnienie swój związek ze słońcem centralnem; kropla w oceanie jakby na jedno mgnienie czuje swą łączność z oceanem Ducha. Hindowie zowią bardzie] natężony obiaw tego wniknięcia Światła Mądrości duchowej w świadomość – „promieniem Brahmy”.

Górującem wzruszeniem przy tym stanie, jest przeczucie wielkiej radości – daleko większej, niżeśmy odczuwali kiedykolwiek – uczucie radości absolutnej, jeżeli można się tak wyrazić. I wspomnienie tej wielkiej radości – odbicie jej światła – pozostaje w duszy na zawsze. Ci, co choć raz doznali takiego oświecenia – stają się pełni wesela i szczęścia – i jakby posiadają jakieś tajemne źródło szczęścia, w którem dusza ich zaspakaja swe pragnienie. Wielka ta radość stopniowo znika, ale w każdym razie i potem pozostaje w nas coś podniecającego i pocieszającego. To uczucie radości jest tak mocne, że i później nawet sama myśl o niem, wprowadza nas w stan zachwytu – i przy samem wspomnieniu krew zaczyna szybciej toczyć się w żyłach, a serce bije gwałtownie. Rozwarcie świadomości kosmicznej łączy się jednocześnie z oświeceniem umysłu. Strumień „wiedzy” jakgdyby wlewa się w duszę człowieka tak, że żaden opis tu jest niepodobny. Dusza przepełnia się świadomością, że ma w sobie wiedzę absolutną – wiedzę wszechrzeczy.

Człowiek rozumie, że przyczyna i cel wszystkiego, co istnieje – znajduje się w łonie jego
własnej duszy. Powtarzamy, że uczucia tego nawet w sposób przybliżony opisać niepodobna. Objaw ten na tyle przewyższa wszystko, co człowiek zdobył rozumem, że niemasz słów, by wyrazić to, co było odczute i doznane. Wszystko zdaje się zupełnie jasnem, a pochodzi to nie stąd, że zaostrzyła się nasza zdolność rozumowania, wnioskowania, szeregowania lub o-kreślania – ale poprostu dusza wie. Uczucie to może
trwać minimalną część sekundy – i w tym momencie znika wszelkie wyobrażenie czasu i
przestrzeni, ale następujące później natężone uczucie żalu za tą rzeczą wielką, która znikła z naszej świadomości – zaledwie może sobie wyobrazić ten, co nie doznał takiego stanu.

Jedyne co godzi człowieka z poniesioną stratą – to ta wiara, że kiedyś gdzieś przeżyjemy ten stan znowu – i ta wdaa podtrzymuje naszą świadomość, że „warto żyć”. Jest to przedsmak tego, co oczekuje duszę. Jedno z głównych przekonań, które się bezpowrotnie wyryły w umyśle pod wpływem te wyższej świadomości – to wiedza, pewność, że życie przenika wszystko, że wszechświat jest pełny życia, że to nie martwy mechanizm. – Życie i rozum napełniają swym żywiołem wszystko. Życie wieczne staje się odczuwalne. Nieskończoność – osiągnięta. I słowa te „wieczny” i „nieskończony” od tego czasu mają znaczenie określone i realne, kiedy my je przemyślamy, choć może innym nie potrafimy wyjaśnić tego znaczenia. Tem bezpośredniem poznaniem jedności życia, wiąże się pełnia miłości ku wszystkim istotom; uczucie to również siłą swoją przewyższa wszelkie doznane przedtem uczucie miłości. W czasie tego stanu oświecenia opanowuje człowieka uczucie nieustraszoności; raczejby można powiedzieć, że w owej chwili znika wszelkie poczucie strachu; jasnem jest, że lękać się czegokolwiek nie ma najmniejszej zasady – i uczucie strachu znika. W czasie tego przeżycia nawet nie powstaje myśl o strachu – i człowiek przekonywa się, że był zupełnie wolny od strachu już potem, gdy zaczyna sobie przypominać niektóre ze swych wrażeń. Uczucie poznania, pewności i zaufania – które człowieka opanowały, nie pozostawiają miejsca dla strachu.

Człowiek w stanie oświecenia zostaje pozbawiony jednego uczucia, które możemy nazwać „uczuciem świadomości grzechu„. Zamiast niego występuje osiągnięcie tego, że cały wszechświat jest „błogosławiony”. Pod „błogosławionością” rozumieć tu należy nie względną wyższość jednej rzeczy nad drugą, ale uczucie błogości absolutnej. Jakeśmy to już mówili, gdy taki stan opanowuje duszę, człowiek ulega przemienieniu; nigdy już nie będzie takim, jakim był dawniej. Choć wyraziste wspomnienie tego stanu powoli się zagładzą, to jednak pewna pamięć o nim trwa na zawsze. Jest to później źródło uciechy i siły, zwłaszcza, gdy człowiek czuje osłabienie wiary i upadek ducha, kiedy się chwieje jak trzcina od wiatru – śród sprzecznych mniemań i poglądów. Pamięć stanu oświecenia jest źródłem siły odnowionej – przytułkiem, w którym zmęczona dusza szuka obrony przed światem zewnętrznym, który jej nie rozumie.

Pozwolimy sobie na zakończenie tej słabej próby opisać to, co jest nie do opisania -powtórzyć to, cośmy mówili w trzecim odczycie naszej książki – „Zasady poglądu na świat jogów indyjskich”.

„W dziełach filozofów starożytnych u wszystkich narodów, w pieśniach wielkich poetów wszystkich krain, w przepowiedniach proroków wszystkich religji i wszystkich czasów,możemy znaleść ślady tej illuminacji, która schodzi na człowieka t. j. ślady rozwarcia świadomości duchowej. Jeden mówi o niem tak, drugi inaczej, ale wszyscy w gruncie twierdzą jedno i to samo. Każdy, co doświadczył takiego stanu oświecenia, choćby w słabym stopniu – rozpoznaje podobny stan w opowieści, pieśni, kazaniu innego, choćby ich dzieliły stulecia. Jest to pieśń duszy, która, raz usłyszana, nigdy zapomnianą nie będzie. Jest to wszystko jedno, czy ta pieśń śpiewa się na bezdarnym instrumencie półdzikiego narodu, czy na doskonałych skrzypcach utalentowanego muzyka współczesnego.

Oczywistem jest jednak, że motyw jest zawsze ten sam. Czy ta pieśń płynie ze starego Egiptu czy z Indji wszystkich czasów czy z dawnej Grecji i Rzymu, czy pochodzi od pierwszych świętych chrześcijańskich, czy od kwakrów, z klasztorów katolickich, czy z meczetów mahometańskich – jest to zawsze motywr jeden i ten sam – który brzmi coraz głośniej w miarę tego, jak coraz większa liczba ludzi łączy swe głosy albo dźwięki swoich instrumentów muzycznych do wspaniałego chóru.

„Niechaj ta wielka radość oświecenia stanie się waszym udziałem, drodzy uczniowie. I będzie ona waszą, gdy nastanie czas właściwy. Skoro zejdzie na was, nie trwóżcie się; gdy was opuści, nie opłakujcie jej straty, gdyż znowu powróci. Żyjcie zawsze dążąc ku górze, ku waszemu rzeczywistemu Ja – i otwierajcie zawsze swą duszę na jej działanie. Bądźcie zawsze gotowi przysłuchiwać się głosowi Milczenia i odpowiadać na dotknięcie
niewidzialnej Prawicy. Odrzućcie wszelką trwogę, gdyż wasze realne Ja, które się okazuje iskrą płomienia Boskiego – zawsze jest w was – i zawsze wam będzie latarnią, co drogę waszym nogom oświetla”.

Pragnęlibyśmy teraz zwrócić uwagę ucznia na to, co się mówi w „Świetle na drodze” o rozkwitaniu kwiatu. Mówi się tam, że póki burza huczy i póki walka się toczy, kwiat będzie rosnął, bujał ku górze, puszczał gałązki, rozwijał liście i pączki. Wspomnijcie, cośmy mówili o stadjum, poprzedzającem rozkwit całkowity. Ale kwiat nie może się otworzyć, „póki cała indywidualność człowieka nie otworzy się i roztaje, póki nad nią nie zapanuje cząstka Bóstwa, która ją stworzyła jeno jako środek do ważnych doświadczeń i przeżyć – póki cała natura człowieka nie ukorzy się przed jego wyższem Ja. „Indywidualność”, o której się tu mówi – wyobraża niższą część duszy, jej niższe pierwiastki. Dopóki niższa natura nie podda się tej sile wyższej, co się otwarła w człowieku, nie może się dokonać ten pożądany wyższy rozkwit duchowości. Dopóki niższa część natury rządzi człowiekiem i panuje nad nim, zaćmiewa mu ona światło Boże. Dopiero gdy człowiek uznaje swe wyższe Ja, gotów jest do dalszego rozwoju. Mówiliśmy, że pod tym pączkiem kwiatowym, o którym się wspomina w „Świetle na drodze” – należy rozumieć uświadomienie co do naszego nieśmiertelnego Ja.

Gdy w pełni to zrozumieliście, gdyście uświadomili sobie, czem jesteście – i poddali swoje niższe pierwiastki wyższej (tymczasem) śwadomości, wtedy gotowi jesteście na rozwarcie kwiatu. Przysłuchajcie się pięknym słowom* tekstu: „Dopiero wówczas nastanie cisza, podobna do tej, jaka bywa w krajach zwrotnikowych po ulewie, kiedy natura pracuje z taką prędkością, że można obserwować jej działalność. Takaż cisza nadejdzie i dla niespokojnego ducha. I w głębokiej ciszy dokona się tajemnicze zjawisko, które świadczy, że droga została odkryta”.

Postaraliśmy się wytłumaczyć wam, co to za tajemnicze zjawisko i mamy nadzieję, że daliśmy wam przynajmniej możność wyrobić sobie o niem dokładniejsze wyobrażenie. Autor owego podręcznika – oczywiście – również miał trudność, z jaką spotyka się każdy, co się stara opisać to niesłychane przeżycie, o jakiem mowa. Mówi on w dalszym ciągu: „Nazywaj to jakiem chcesz imieniem: jest to głos, który przemawia tam, gdzie wszystko milczy; to kwiatostan, który niema ani konturów ani istoty materjalnej – albo jest to kwiat duszy, co się roztwarła. Zresztą niemożna tego opisać zapomocą żadnych porównań. Ale można to odczuwać, można tego stukać, można tego pożądać nawet śród szalonej burzy”.

Dalej mówi się o trwałości owej „ciszy”, która nadchodzi po burzy – i o tem, jak w czasie tej ciszy dokonywa się owo tajemnicze zjawisko. Autor mówi dalej: „Cisza może trwać tylko jedną chwilę lub ciągnąć się przez tysiąclecie. Ale ona się skończy. A jednak potęga tego milczenia pozostanie w tobie. I znowu i jeszcze będziesz musiał milczeć i zwyciężać.  Tymczasowo jedynie może ścichnąć natura”.

W tym ostatnim urywku słowa tekstu oczywiście stosują sie do tego cząstkowego i tymczasowego oświecenia, o jakiem mówiliśmy już w tym wykładzie. Czas, kiedy świadomość duchowa nieustannie przebywa w nas, kiedy „promienie Brahmy – będą bez przerwy iluminować naszą duszę, jeszcze daleko przed nami. Ludzie, którzy doznali tego stanu – są to istoty, co już w chwili obecnej znakomicie nas uprzedziły w rozwoju duchowym. Niegdyś jednak byli oni tacy sami jak my – i my z biegiem czasu będziemy tacy jak oni. Te przebłyski oświecenia spływają na ucznia, który doszedł pewnego stopnia rozwoju, w miarę tego, jak posuwa się naprzód po drodze. I choć są to tylko przelotne błyski, on jednak czerpie z nich bądź co bądź siłę niemała.

Chcemy także zwrócić uwagę czytelnika na wyjaśnienie, dotyczące ostatniego prawidła, ponieważ zawiera ona godną uwagi prawdę okultystyczną, wypowiedzianą w formie zapowiedzi. Zapowiedź ta rzeźwiła tysiące ludzi, idących po drodze; pobudzała ich do dalszych wysiłków; nadawała im nowe męstwo i nowy ogień. Posłuchajcie tych słów:„Wiedz, mój uczniu, że ci, co przeszli poprzez milczenie, doświadczyli jego pokoju i zachowali jego siłę, pragną, abyś i ty również przez to przeszedł. Dlatego, kiedy uczeń okaże się zdolnym, by wejść do Komnaty Poznania – zawsze tam znajdzie swego nauczyciela”.

Ostatnia uwaga w pierwszej części „Światła na drodze” (którą to uwagą zamyka się pierwsza część podręcznika) – powinna być bardzo uważnie odczytana, gdyż zawiera w sobie ważne nauki. Uważamy za rzecz najdogodniejszą pomieścić tę uwagę (wyjaśnienie) na tern miejscu, aby nie minęła niepostrzeżona. Mamy nadzieję, że udało nam się nieco ułatwić jej zrozumienie. Ten, co ma w ręku klucz, bez trudności otworzy liczne podwoje, prowadzące do Komnaty Wiedzy i ogarnie wzrokiem skarby, jakie się w niej znajdują, choćby jeszcze nawet nie uzyskał prawa Wejścia do samej Komnaty. Oto jest wyjaśnienie, wspomniane powyżej.

Wyjaśnienie. – Tym, którzy proszą, będzie dane. Ale choć zwykły człowiek nieustannie prosi, głosu jego nie słychać. On bowiem prosi tylko rozumem, a rozum słychać jeno na tej płaszczyźnie, na której on objawia już swoją działalność. Przeto nie wcześniej, aż przyswoicie sobie dwadzieścia jeden prawideł – mówię: ci którzy proszą – otrzymają.

Czytać w znaczeniu okultnem – to znaczy czytać oczami duszy. Prosić to znaczy czuć głód duchowy, namiętnie dążyć ku duchowości. Umiejętność czytania – to pozyskanie daru, że choć w małym stopniu będziesz mógł swój głód nasycić. Gdy uczeń przygotował się do przyjęcia Prawdy – wtedy jest przyjęty, uznany, poznany. Tak też być powinno, gdyż jego latarnia jest zapalona i ukrytą być nie może. Ale niepodobna się uczyć, dopóki nie została wygraną pierwsza wielka bitwa. Rozum może uznawać prawdę, ale duch nie może jej przyjąć. Doświadczywszy burzy i osiągnąwszy pokój, -uczeń później może już na zawsze zdobywać wiedzę duchową, choćby nawet chwiał się od czasu do czasu i na manowce schodził. Głos Milczenia przemieszkuje w nim – i choćby nawet zdarzyło mu się całkiem zbłądzić na wertepy – bądź jak bądź, nadejdzie dzień, gdy głos ten znowu da się usłyszeć i nastąpi w duszy czytelnika jakby zerwanie: jego żądze odłączą się od możliwości boskich. I wtedy, nie bacząc na ból i jęki rozpaczy, jakie wydaje niższe Ja, uczeń znowu wstąpi na drogę.

Dlatego mówię: „Pokój wam”! Słowa: „Pokój swój daję wam” może powiedzieć tylko nauczyciel do swoich ulubionych uczniów, którzy są jednego z nim ducha. Są niektórzy nawet śród tych, co nie znają mądrości Wschodu, a którym słowa te mogą być powiedziane – i którym one z każdym dniem mogą być powtarzane w coraz większej a większej pełni.

Na tem kończymy nasze rozpatrywanie pierwszej części Światła na drodze”. Druga część leży przed nami. Można postawić zarzut, że ta druga część dotyczy przeżyć ucznia, który już doznał uczucia ukojenia, jakie nadchodzi po burzy – i że niema pozornie znaczenia dla ucznia, który jeszcze nie doszedł do tego stadjum. Na to zaznaczamy, że istnieje bardzo bliska odpowiedniość (correspondance) między przeżyciami ucznia rozwiniętego wysoko i ucznia, który jeszcze nie osiągnął tego stopnia rozwoju. Droga idzie po linji spiralnej – i choć wędrownik, idący tą drogą – wstępuje coraz wyżej a wyżej, ale zarazem opisuje on linję kołową, za każdym obrotem spirali dochodząc nieco wyżej miejsca, które minął niedawno temu. Dla tego te przeżycia są analogiczne na wyższych i niższych poziomach linji spiralnej.

Czujemy się obowiązani dalej rozpatrywać ten doskonały, niewielki podręcznik – i czujemy też, że uczeń, stojący na niższych poziomach – może z niego wyciągnąć zachętę, pożytek i rozumienie. Druga część podręcznika zawiera w sobie wielkie prawdy, które mogą być użyteczne dla nas wszystkich. Przystąpmy do zastanowienia się nad niemi. Wielu z naszych uczniów szukało w nich pewnych wskazań, dotyczących ćwiczeń Jogi, których celem było dojść do oświecenia duchowego. W odpowiedzi na to musimy powiedzieć, że najwyższe autorytety w dziedzinie Jogi nie radzą oddawać się wielom z tych ćwiczeń, jakie stosują ich mniej oświeceni współbracia. Najwyżej rozwinięci jogowie sądzą, że takie ćwiczenia są mniej lub więcej nienaturalne i zamiast wywoływać prawdziwe pożądane oświecenie – wytwarzają stan psychiczny, będący tylko refleksem (odbiciem) tego, do czego dąży uczeń, który w ten sposób otrzymuje jakby światło księżycowe, zamiast słonecznego. I takie stany psychiczne nie pomagają nic rozwojowi duchowemu, choć one niewątpliwie wywołują swego rodzaju ekstazę, miłą w danej chwili – cos w rodzaju podniecenia psychicznego, jeżeli tak sie można wyrazić.

Rozmyślanie duchowe podług linji tych myśli, jakie są zaznaczone w tej lekcji i w dziełach podobnych – oczywiście jest bardzo użyteczne. Niejeden z tych, którzy się uczą Jogi – łączy tę naukę z oddychaniem rytmicznem, które wywiera akcję uspakajającą. Ale w najlepszym razie wszystko to przygotowuje tylko grunt do wzrostu rośliny, na której kwiat ma się rozpuścić. Sama zaś roślina ukazuje się wtedy, kiedy czas po temu nadszedł – i nie można jej zmusić przemocą do rozwoju. Postarajcie się tylko przygotować najlepsze warunki dla wzrostu i rozkwitu rośliny. Cieszmy się, kiedy się ona ukaże – a do tego czasu żyjmy zgodnie z wyższym ideałem, który żyje w naszej duszy. To, że cię nęci badanie tych zagadnień – już jest dowodem, że się w tobie rozpoczął rozwój duchowy. Inaczej nie byłbyś ich ciekaw. Jeżeli te słowa znajdują echo w twrej duszy, bądź pewny, że już jesteś bliski tego, by otrzymać swoje dziedzictwo duchowe – i że już znacznie posunąłeś się na drodze. Szukaj światła, gdyż ono w rychle cię opromieni; staraj się być godzien tego zjawu.

Na zakończenie posłuchajcie tych słów Edwarda Carpentera:

O, nie pozwólcie, aby zagasł ten ogień! Przechowywany w ciągu wielu stuleci, w ciemnych jaskiniach; przechowywany w świątyniach boskich; podtrzymywany przez czystych służebników’ miłości – ten ogień niechaj nigdy nie zgaśnie!

źródło: Wykład III pt “Świadomość Duchowa”  z książki  “DROGI DOJŚCIA JOGÓW INDYJSKICH” JOGI RAMA-CZARAKA, PRZEŁOŻYŁ A. LANGE, Warszawa 1923

]]>