Pelagja – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Fri, 04 Feb 2022 11:26:39 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png Pelagja – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 Kilkakrotne zjawianie się widma osoby zmarłej https://tarot-marsylski.pl/kilkakrotne-zjawianie-sie-widma-osoby-zmarlej/ Wed, 02 Feb 2022 13:04:23 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=6406 Czytaj dalej ]]> (List z Kijowa do pisma „Psychische Studien“.) Zadość czyniąc Waszemu żądaniu, przystępuję do opisu w sposób najbardziej szczegółowy jak, gdzie i kiedy widuję zmarłą przed laty Pelagję.

Najprzód kto była Pelagja i jak ją za życia poznałem. Była to córka zamożnego właściciela dóbr ziemskich, zmarłego n a miesiąc przed przyjściem jej na świat. Matka w przystępie głębokiej rospaczy po śmierci męża, przyszłe swe dziecie ofiarowała do klasztoru. Nowo narodzona na chrzcie świętym dostała imie Pelagji. Niedługo potem matka ją odumarła i malutka została najzupełniejszą sierotą. Zaopiekowała sie nią w tedy  ciotka, przełożona poblizkiego klasztoru, w którym to młoda wychowanka pozostała do lat 14 swego wieku to jest do roku 1872.

Na dwa lata przedtem, a więc w r 1870, będąc studentem uniwersytetu, od jednego z kolegów, brata właśnie przyrodniego Pelagji, zasłyszałem o niej raz pierwszy. Pam ętam wówczas, z owym jej bratem planowaliśmy wspólnie nad sposobami w ydostania jej z klasztoru, dania odpowiedniego wykształcenia i przywrócenia światu.

Surowa reguła zakonu, młodociany wiek zakonnicy i nasz zapał studencki, podniecały nas do wykonania uplanowanego dzieła. Pelagji nie widziałem nigdy. W kilka la t potem, po ukończeniu kursów akademickich, byłem na wystawie w Moskwie.

W jednym z pawilonów gmachu natknąłem się na dawnego kolegę brata Pelagji. Po serdecznych powitaniach zaczął mi opowiadać, że bawi tu z zamężną siostrą swą, z którą postanowili bezwarunkowo odebrać z klasztoru Pelagję. Następnie panie udadzą się do Krymu, Pelagja, bowiem, kaszle bardzo, wątłej jest kompleksyi i wydaje się być skłonną do suchot. Dowiedziawszy się, że ja również wybieram się do Krymu, koleżka począł mocno nalegać, abym dał się namówić czas jakiś jeszcze zabawić w Moskwie, a potem towarzyszył młodym podróżniczkom do Jałty . Było to latem roku 1872.

Pierwszy to raz wówczas poznałem Pelagję Była ona jeszcze w swej czarnej sukience zakonnej; szczupła, wysoka, dziewczę podlotek. Gdyby nie ów wzrost słuszny nikt by jej więcej nad lat 15 nie dał, tyle tam w tej młodziuchnej istotce tkwiło jeszcze dziecięctwa! Szczególnie porywał uroczy w yraz jej oczu, które patrzyły jakby ze zdumieniem, z obawą jakąś… W jej pojęciu wszystko na świecie przedstawiało się dwojako jako ziemskie i „nasze” t. j. klasztorne; i owo „ziemskie” o ile mi się zdaje, więcej dziwiło niż pociągało Pelagję. „Wszystko co ziemskie to grzeszne”, powtarzała sobie nieraz.

Trzy dni zrzędu ciągłej jazdy wagonem, krótki wypoczynek w Odessie, zmordowały ją niepomiernie. Kaszlała, skarżyła się na ból w boku. Odescy lekarze kręcili znacząco  głowam i, coś nie dobrego dopatrzyli w jej płucach. Zalecili więc dwuletni pobyt w Krymie, górskie spacery, dyetetyczne  pożywienie, pigułki jakieś, mikstury i.t.p. W Jałcie, ożywiła się nieco. Przecudna przyroda Krymu zachwyciła ją. Całe dnie przepędzała na balkonie willi którą zamieszkały. Na czynionione nieraz przeze mnie uwagi, że wszak i ziemskie jest piękne, — „alboż to ziemskie, odpowiadała mi, to boskie w szystko”. – We dwa tygodnie potem opuściłem Krym, one zostały. Zimą otrzymałem bilecik zawiadamiający mnie, że Pelagja czuje się lepiej. Zapraszały mnie z wiosną do Krymu.

Latem 1873r. wypadło mi być niespodzianie w Odessie. Któregoś dnia wyszedłszy na miasto, spotkałem sią z towarzyszką Pelagji. Przybyły te panie zasięgnąć porady lekarzy. Pośpieszyłem je odwiedzić. Pelagję znalazłem zmężniałą i na pozór o wiele lepiej niż daw niej wyglądająca. Poczęła zaraz na wstępie, iż najmocniej przeświadczoną jest,  że długo nie pożyje; widziałem jednak poniej, że żyć pragnie. W parę dni potem w piękny wieczór sierpniowy byłem u nich z pożegnaniem; nazajutrz bowiem, wyruszały z powrotem do Jałty. Pelagję zastałem w niezwykle wesołym humorze i ożywioną nad wyraz! Śmieliśmy się, dokazywali – nagle, zrobiło jej się niedobrze; „dusi pali w piersiach“.

Posadziliśmy ją na kanapie, wziąłem jakąś książkę ze stołu i począłem głośno czytać. Po chwili spojrzałem na Pelagję, oczy miała przymknięte, spała. Wstałem po cichu i zabierałem się do wyjścia, gdy kuzynka dotknąwszy czoła śpiącej przeraźliwie wrzasnęła. Pelagja była zimna jak lód.

Pęknięcie serca było powodem jej zgonu 27 Sierpnia 1873 roku.

Mijały lata. Smutne wrażenia nagłej śmierci biednej Pelagji rozwiewały się powoli. Urzędowałem podówczas w Kijowie. Któregoś dnia, a było to w G rudniu 1885 r., będąc na herbacie u kolegi mego uniwersyteckiego hrabiego Sołohuba, po raz pierwszy zasłyszałem o spirytyzmie. Odczytywano tam właśnie artykuł Wagnera, który wśród obecnych wywołał wrzawę sporów i dyskussyj. Pamiętam, śmiałem się w duchu z opowiadań hrabiego o seansach spirytystycznych, na których miał słyszeć wyraźnie pukania, skrobania, dźwięki i. t. p.

Zabrano się potem do próbowania oryginalnych experymentów, hrabia prezydował.  Na pierwszym zaraz seansie, w istocie dały się słyszęć w stole rytmiczne pukania. Nie zdziwiło mnie to wcale, bo przeświadczony byłem najmocniej, że ktoś z obecnych stroi sobie żarty z całego audytoryum; zastanowiło mnie jednak później, iż na zamyśoną przezemnie parę razy ilość pukań, do stałem trafną odpowiedź.

Tłómaczyłem to sobie prostym wypadkiem .

W róciłem do siebie, nim jednak się położyłem postanowiłem samemu, zasiadłszy do stolika spróbować owych experymentów, z góry niekorzystnie do nich uprzedzony. I stało  się to, co zniewoliło mnie raz na zawsze uznać możliwość komunikacyi naszej ze światem pozagrobowym. Pam iętam to tak dobrze jakby to się wczoraj działo.

Odprawiwszy służącego pozostałem sam w gabinecie. Lampę postawiwszy na biurku, usadowiłem się wygodnie w fotelu, ręce położyłem na stoliku i począłem cierpliwie oczekiwać, azali zacznie pukać lub nie. By to t. zw. duchy miały czynić, anim sobie do głowy tego nie przypuszczał.

Chodziło mi głów nie o proste upewnienie się, czy sam stół bez mego fizycznego ud ziału, jest w stanie się poruszać i wydawać jakoweś dźwięki? Upłynęło tak minut 10. Nic – cisza. Naraz pod palcami prawej ręki słyszę wyraźne pukanie: raz, drugi, trzeci – jeszcze i jeszcze. Wtedy, naśladując gości seansowych hrabiego, zadaję w myśli pytanie: „kto jesteś?” Zamiast odpowiedzi nowa kanonada pukań, – a tu patrzę lampa sunie się sam a po biurku prosto ku mnie. Zmieszałem się nieco i przypomniawszy sobie z owego artykułu Wagnera, iż z niewidzialnymi gośćmi można się porozumiewać za pomocą pewnego rodzaju alfabetu, zaczynam recytować litera po literze. Wypukało mi najwyraźniej „Pelagja”. U derzyło mnie to, w zburzyło do głębi, powiem nawet przeraziło! Pamiętam jak dziś, żem poszedł zbudzić służącego i kazał sobie podać szklankę wody, a czyniłem to tylko gwoli obcowania z istotą żyjącą. U spokojony nieco, położyłem, się do łóżka, próbując zasnąć, ale mi się to nie udawało.

Wstałem więc, włożyłem szlafrok i nanowo zasiadłem do stolika. Znów się ozwały pukania w blat stołu i ściany. Na zadane pytanie „co czujesz?” odpowiedzi nie było; zaś na pytanie „czego żądasz?” wypukano „popraw anioła bo spadnie!” Nie mogłem na razie skombinować o co chodzi, a jednak szło o to: Pelagję pochowano w Kijowie; na grobie wzniesiono piękny z białego marmuru pomnik  z posągiem anioła, z krzyżem u szczytu. Nigdym nie był na grobie nieboszczki, nie mogłem więc wiedzieć jaki jej pomnik wystawiono. Stale zamieszkawszy w Kijowie kilka razy wybierałem się pojechać na cmentarz, aż w końcu wycieczkę swą odłożyłem do wiosny. Dziś jednak już się nie kładłem, bo cały myślą byłem na cmentarzu; to też jak tylko zaświtało, kazałem zawołać dorożkę i poleciłem wieźć się tam natychmiast.

Nie odrazu ze stróżem cmentarnym udało nam się wynaleźć śniegiem zasypany grobowiec. Zdumiony stanąłem przed takowym; w istocie marmurowa figura anioła na bok się przechyliła i groziła upadkiem. Od tej chwili miałem jak na dłoni, że inny świat istnieje, źe daną nam jest możliwość komunikowania się z nim duchowo i że mieszkańcy sfer owych mają moc również dawania nam dowodów swojej exystencyi.

A biedny rozum ludzki jakże małym się wydaje w obec prawd tych niezbitych!

Później chociaż miałem okazję po temu, bo sformowało się naw et w mieście kółko spirytystyczne, nie próbowałem więcej wyż przytocznych experymentow.

W Październiku r. 1879 przeniosłem się na inne mieszkanie. W parę dni po przeprowadzce, wieczorem przyniesono mi pianino. Ustawiwszy takowe, tragarze odeszli, a ja poleciłem służącemu zapalić lampę ścienną, przykrytą zielonym abażurem. Doskonale pamiętam, żem dnia tego był w całkiem spokojnem usposobieniu ducha i jeżeli kłopot jaki leżał mi na głowie, to chyba owa przeprowadzka i związane z nią trudy, urządzania się na nowem mieszkaniu. W spółlokator mój pracował u siebie przy biurku.

Ponieważ pokoje były w amfiladę, przeto z jego apartamentu widać było przedpokój, salonik w ktrórym siedziałem przy fortepianie i wreszcie moją sypialnię. Drzwi wszystkie stały otworem. Siedzę sobie tedy i gram, a rzuciwszy mimo woli okiem na pokój, spostrzegam w drzwiach mo jej sypialni Pelagję, Stała ona nieco bokiem odwrócona, ale twarzą, oczym a prosto ku mnie. Oczy te patrzyły spokojnie, nieruchomo. Miała na sobie czarną suknię tę właśnie w której umarła, choć do trumny ubrano ją w białą. Prawą rękę miała w dół spuszczoną, – lewej nie w idać było wcale. Plecy jej, ramiona, talję obserwow ałem wybornie, nie pamiętam tylko jak u dołu postać się kończyła, bom nóg nie zauważył wcale, a raczej nie pamiętał tego uczynić, tak cały wpatrzony byłem w oczy Pelagji i tak wciąż patrząc , nie zdawałem sobie sprawy, że patrzę na umarłą a nie na żywą.

Krótkowidzem wcale nie jestem, a zresztą postać z obu stron oświeconą była dokładnie. Pierwsze uczucie, jakiegom doświadczył, był chłód przechodzący mi po plecach Dech w sobie zaparłszy, jakby skamieniałem cały. Nie był to jednak przestrach ani też zmięszanie, było to uczucie całkiem podobne do tego, jakie doznajem y patrząc z pewnej wysokości na dół. Uczucie to przykre nad wyraz a jednak oczu od przepaści oderwać nie możemy, bo je coś tam  pociąga gwałtem . Jak długo stała tak przedem ną
Pelagja trudno mi określić; minuta czasem godziną się nam wydaje , – godzina wiekiem. Pomnę jednak, iż p ostać ruszyła n a prawo i płynąc jakby, zniknęła gdzieś za drzwiami w głębi mej sypialn i i jak mi się zdawało usiadła tam w fotelu. Porwałem się z miejsca i rzuciłem się na nią, ale w drzwiach samych zdjął mnie strach jakiś i nie śmiałem przestąpić progu. Teraz dopiero błysnęło mi w myśli: „a przecież ona nie żyje i na jawie w idzieć jej nie mogę?” wyraz jednak twarzy miała tak silny, – realny , że się tak wyrażę, iż przewidzeniem, halucynacją to być nie mogło! Pelagja to była najoczywiściej! Nieporuszony w drzwiach stałem, nie decydując się iść dalej; przekonany byłem do głębi, że tam na fotelu siedzi ona! Podszedł ku mnie wtedy mój w spółlokator i zdziwiony, co mi jest, zapytał. „Tu siedzi Pelagja!” odrzekłem gwałtownie i ośmielony obecnością drugiej osoby wszedłem do środka. Fotel jednak był pusty ,- w pokoju nikogo. Paweł począł mi opowiadać, iż czytając w swoim pokoju, zauważył, żem nagle urwał grę swoją na fo rtepianie i że również spostrzegł niby kogoś pode drzwiam i przesuwającego się ku sypialni; widząc mnie jednak tak w zburzonym, starał się wyperswadować, że to niezawodnie musiał być sługa nasz Mikołaj.

To też udaliśmy się zaraz do jego izdebki, lecz go tam nie było. Nastawiał na dole samowar. Przyszedłszy nieco do siebie opowiedziałem Pawłowi kto była Pelagja, bo do tych czas nic mu o niej nie w spominałem. W takich to wtedy okolicznościach raz pierwszy po latach 3-ch ujrzałem Pelagję .

Nadmienić mi tu nie od rzeczy wypada, że pomimo uczestniczenia mego w spirytystycznych seansach, pomimo wydarzenia owego z pomnikiem i częstego w skutek tego myślenia o P elagji, nie pokazałami się ona dotąd ani razu, aż dziś, gdy mi to i przez myśl nie przeszło, zjawiła się w całym majestacie swej istoty przedmemi oczyma.

Od czasu tego zjawienia się Pelagji t. j. od Października 1876 r. do dziś (rok 1891) widuję ją nieraz. Widzeń tych jednak opisywać nie sposób. Tyle to ich było!.. Czasem widuję ją trzy razy na tydzień,to znów raz tylko jeden. Bywało, żem całemi miesiącami nie widywał jej wcale. Przypominając sobie jednak wszystkie jej różnemi czasy pojawienia się, dochodzę do następujących wniosków ogólnych.

1) Pelagja zazwyczaj zjawia się niespodzianie; zastaje mnie więc jakby spłoszonego tem zjawiskiem. Wtedy najczęściej, gdy właśnie najmniej o niej myślę, wyrasta mi nagle przed oczyma.

2.) Zaś przeciwnie, gdy pragnął bym ją oglądać i wszystkie władze umysłu wytęża m ku temu – Pelagja nie zjawia się w cale. Zasiadałem wigilją Nowego Roku przed lustrem , to znów w dniu jej urodzin przetrwałem godzin kilka w ciemnym p koju, doprowadzając się podobnem wyczekiwaniem do dreszczów nerwowych – i to nie pomagało!

3.) Pomijając rzadkie wyjątki, Pelagja nigdy się nie zjawia w okoliczno ściach mających związek jakiś z mem życiem powszedniem; i niema wcale zwyczaju ostrzegania mnie przed jakiemś mającem spotkać mnie niebezpieczeństwem , nieszczęściem lub czemś wogóle nadzwyczajnem.

4.) We śnie Pelagji nie widziałem nigdy.

5.) Widuję ją, tak będąc sam na sam, jak również choćby i w najliczniejszem towarzystwie .

6.) Pelagja zawsze ma jednaki wyraz twarzy i ten sam błogi spokój w oczach; niekiedy uśmieszek ledwo dostrzegalny przeleci jej przez usta. Głosu jej nie słyszę wcale; dwa razy tylko, pamiętam, przemówiła do mnie, ale o tem nadmienię niżej.

7.) Ubraną ją widzę zawsze w czarnej sukience w tej właśnie w której na mych oczach umarła. Widzę dokładnie jej twarz, głowę całą, ramiona i ręce; nóg tylko nie widuję, a raczej nie zdążam zaobserwować.

8.) Ilekroć ujrzę nag le Pelagję – w net zaniemiam i uczuwam zaraz chłód poza plecami; blednę i dech utracam . Czasem krzyknę zcicha i jak mi to opowiadali o bserw ujący mnie w ową chwilę.

9.) Zjawisko Pelagji trwa zaledw o minutę, dwie, może trzy , – nie dłużej; potem znika powoli płowiejąc jakby i rozwiewając się cała w przestrzeni.

Teraz opiszę trzy zjawienia się Pelagji, nadwyraz charakterystyczne i wielce mi pamiętne.

I.) W roku 1879 w końcu Listopada, w Kijowie, siedziałem u siebie przy biurku, referując akt oskarżenia w pewnej sprawie sądowej. Było kwadrans na 8mą wieczorem, co widziałem na obok leżącym przy mnie zegarku. Pośpieszałem z wykończeniem pilnej roboty, bo z przyjacielem z góry wybieraliśmy się do znajomych na herbatę. W tem spostrzegam Pelagję. Siedzi sobie, prawą ręką oparta o biurko i patrzy mi prosto w oczy. Tą razą zapanowałem nad sobą i spojrzawszy na leżący obok zegarek, począłem śledzić obrót sekundowej skazówki.

Po chwili podniosłem oczy na P elagję; – siedzi jak siedziała, sparta o biurko, a zgięcie łokcia doskonale się uwydatnia na politurowanym blacie. Oczy patrzą na mnie błogo jakoś, — spokojnie. P o raz pierwszy wtedy odważyłem się do niej przemówić: „co czujesz?’’ pytam. Twarz Pelagji wyrazu nie zmieniła wcale, usta nie zadrgały, a jednak najwyraźniej usłyszałem wymówione jej własnym głosem : „spokój.” – „Pojmuję ” odrzekłem. I w istoćie w ową chwilę całą treść wyrazu „spokój” pojmowałem wybornie. Dalej, dla upewnienia się czy nie śnię, czy wszystko to dzieje się na jawie zwróciłem oczy znowu na zegarek i tak z utkwionym w cyferblat wzrokiem, przetrwałem całkowity obieg sekundowej skazówki Teraz podniósłszy oczy na Pelagję zauważyłem że postać jej zaczyna płowieć,powoli rozpływ a się w przestrzeni i niknie.

Kiedym powstał od biurka i podążał na górę do przyjaciela, pojęcie wyrazu „spokój” kołysało się jeszcze w mym umyśle, ale już bardzo słabo; znalazłszy się zaś w mieszkaniu sąsiada, nie pamiętałem już nic zgoła; a szkoda, bo czuję, iż owo pojęcie dużą by zdobycz przyniosło mej wiedzy …

II.) W roku 1885 w Lipcu, zamieszkałem u krewnych na wsi. Przybyła do nas w gościnę Pani * z dwiem a dorosłem i córkami i zabawiła czas jakiś. Czwartego dnia ich pobytu, ocknąłem się, przeciw zwyczajowi, o świcie i ujrzałem w pokoju Pelagję. Spałem w osobnej oficynie i prócz mnie nikogo tam więcej nie było. Stała ona w drzwiach do sypialni mojej o jakie pięć kroków odem nie i patrząc mi prosto w oczy uśmiechała się radośnie. Potem podeszła bliżej, a przemówiwszy do mnie dwa wyrazy: „byłam i w idziałam” z takim że uśmiechem na u stach znikła.

Co za znaczenie mogły mieć te wyrazy, w głowę zachodziłem! Miałem przy sobie psa cetra. Jak tylko spostrzegłem Pelagję, pies skomląc wskoczył do mnie na łóżko, sierć mu się zjeżyła a drżąc cały patrzył w to co i ja miejsce, gdzie stała Pelagja. Nie szczekał wcale, choć  miał zwyczaj warczyć na każdego w chodzącego do pokoju i nie dawał do mnie przystępu. Teraz trwożliwie tulił się do mnie, jakby domagając obrony.

Zamilczałem o tem zdarzeniu przed domowymi. Tegoż dnia wieczorem starsza z córek bawiącej u nas pani, opowiedziała mi szczególne wydarzenie ja kie przyrafiło się jej tegoż dnia zrana, o świcie prawie. „Budzę się, powiada i czuję, że u węzgłowia łóżka mego ktoś stoi, a dalój słyszę wyraźnie głos: „nie obawiaj się mnie kochanko, nic ci złego nie uczynię”. Obejrzałam się, lecz- za łóżkiem nie było nikogo; mama spała w najlepsze, siostra również. Zdziwiło mnie to niezmiernie. Nigdym nic podobnego nie doświadczała”.

Zrobiwszy jej uwagę, źe bywają   na świecie rzeczy, które rozum ludzki jeszcze nie rozstrzygnął, zamilczałem o takiem że zdarzeniu które mnie się przytrafiło również. W rok potem byłem już jej narzeczonym i opowiedziałem o tem zjawisku, przytaczając przy tem słowa Pelagji. Miałaź by ona być i uniej? Zaznaczyć tu muszę, iż panny te pierwszy raz wówczas poznałem i ani mi się śniło, by jedna znich miała zostać mą żoną.

III.) Trzeci raz wreszcie przypadł jesienią 1890 r. W Październiku z żoną i dwuletnim synkiem bawiliśmy u jej rodziców na wsi. Któregoś wieczoru wróciwszy o 7-ej z polowania; udałem się do oficyny, gdzieśmy mieli wyznaczone mieszkanie, aby się przebrać. Czekano na mnie z herbatą ; z niecierpliwością więc wyglądałem chłopaka mającego przyjść ściągnąć mi z nóg myśliwskie buty. Siedziałem na fotelu w pokoju jasno oświeconym lampą wiszącą u sufitu. Z drugiego pokoju dolatywały mnie szeczebiotania dzieci. Drzwi się uchyliły i wpadł do pokoju dw uletni mój Oleś, zaledwie poczynający mówić. Malec podbiegł ku mnie i uczepił się fotelowego poręcza, a ja w tejże chwili ujrzałem stojącą przedem ną Pelagję. O bejrzałem się na dziecko i widzę, że cały wpatrzony w nią, jak w obraz, a obróciwszy  się do mnie: „ciocia!” powiada, w skazując paluszkiem na Pelagję. W ziąłem malca na ręce i pochwili spo jrzałem w stronę, gdzie stała. Już jej nie było, -znikła. Wyraz twarzyczki dziecka był całkiem spokojny. Ani zdziwienie, ani strach, ani żadne zmieszanie nie malowało się na buzi. Nazwał ją „ciocią,” bo u takich dzieciaków każda obca osoba to ciocia lub w ujaszek.

Oto wszystko co miałem do opowiedzenia wam o Pelagji.

Cała przytoczona tu opowieść jest najświętszą prawdą.

źródło: SZKIC POPULARNY Teoryi i Praktyki Spirytyzmu
MATERYAŁ CZERPANY Z SEANSÓW i FAKTÓW
SPIRYTYSTYCZNYCH U NAS i ZAGRANICĄ,
ze słowniczkiem terminów używanych przez spirytystów
opracował
WITOLD CHŁOPICKI.
WARSZAWA 1892
Druk Antoniego Michalskiego, Chmielna 31.


Celem pogłębienia wiedzy osoby zaintersowane namawiam do zapoznania się z materiałami dostępnymi na stronie:

Freiburger historische Bestände – digital
Albert-Ludwigs-Universität Freiburg

Institut für Grenzgebiete der Psychologie und Psychohygiene, Bibliothek, Frei122-Z5
Aksakov, Aleksandr N. [Begr.]
Psychische Studien: monatliche Zeitschrift vorzüglich der Untersuchung der wenig gekannten Phänomene des Seelenlebens
Leipzig, 1874-1925

pod adresem: http://dl.ub.uni-freiburg.de/diglit/psychische_studien_ga

]]>