Drugi naturalny wzrok

Naturalna jasnowidoczność (drugi wzrok)

Jeśli zjawiska, które przedstawia magnetyzm, są ogólnie odrzucane przez uczonych – a raczej przez tych, którzy uważają się za uczonych – to przynajmniej nie istnieje ani jeden fizjolog, który nie byłby zmuszony uznać istnienia zjawiska naturalnego drugiego wzroku; zdolności, która niewątpliwie wynika z silnego pobudzenia układu nerwowego, a która stanowi u obdarzonego nią człowieka stan naturalny, który można uznać za patologiczny. Jest bowiem pewne, że gdyby ten stan – który zawsze jest przypadkowy i przejściowy – miał się utrzymywać przez dłuższy czas, żadna konstytucja nie byłaby w stanie go znieść. Czytaj dalej

Histeryczne napady wywołane przerażeniem

Około roku temu młoda dziewczyna, mająca około dwudziestu lat, doznała silnego przerażenia, które wpędziło ją w konwulsyjny atak nerwowy trwający kilka godzin. W kolejnych dniach skarżyła się na bóle głowy, uczucie ciężkości oraz rodzaj senności w ciągu dnia, połączony z całkowitą bezsennością nocą. Pojawiły się bóle żołądka, wstręt do wszelkich pokarmów, nudności, a nawet wymioty żółci i treści pokarmowej.

Wkrótce nastąpiły kolejne napady nerwowe – nie tak gwałtowne i długotrwałe jak pierwszy, lecz ich częstotliwość mocno wyczerpywała chorą. Zdarzały się zarówno w dzień, jak i w nocy, tak że biedna dziewczyna nie miała już ani chwili spokoju, ani snu. Była skrajnie wyczerpana, nie mogła przyjąć żadnego pokarmu, ponieważ wszystko natychmiast wymiotowała. Nawet płyny spotykał ten sam los. Czytaj dalej

Somnambulizm – przekazywanie myśli

SOMNAMBULIZM
PRZEKAZYWANIE MYŚLI

Pod tytułem projekcja woli znajdujemy w dziele napisanym przez człowieka zajmującego się studiami medycznymi i farmaceutycznymi jeden z najpoważniejszych i najbardziej konkretnych dowodów na istnienie przekazu myśli w somnambulizmie magnetycznym. Przedstawiamy go naszym czytelnikom w przekonaniu, że może on przyczynić się do umocnienia ich wiary w istnienie magnetyzmu. Czytaj dalej

Transpozycja zmysłów

Doktor Teste, który wierzy w zjawisko transpozycji zmysłów u somnambulików magnetycznych, popiera swoje stanowisko w Podręczniku magnetyzmu (1) na podstawie obserwacji dokonanych przez doktora Petelina na jego słynnych pacjentkach w stanie katalepsji, które widziały, czuły, smakowały i słyszały za pomocą żołądka oraz końcówek palców. Pisze on:
„Ten lekarz, który przez całe życie cieszył się zasłużoną reputacją, został uznany za wizjonera.”

Ale zaraz dodaje:
„Jednak późniejsze świadectwa szybko przywróciły w oczach uczonych niesłusznie splamione imię tego prawego i wybitnego praktyka; ponieważ liczba osób doświadczających ekstazy lub katalepsji, wykazujących – podobnie jak ci, o których pozostawił nam świadectwo – transpozycję niektórych funkcji organów zewnętrznych, czyli transpozycję zmysłów, wkrótce stała się tak znaczna, że trzeba było przynajmniej przyjąć możliwość istnienia tych zadziwiających anomalii, lub oskarżyć o oszustwo ludzi o niepodważalnej uczciwości.”

Następnie przytacza on przypadki Sophie Laroche opisane przez doktora Despine’a z Aix w Sabaudii, a przede wszystkim przypadek panny Estelle Lhardy, tego samego autora, które widziały za pomocą żołądka, rąk i stóp, a także jeden z przypadków opublikowanych przez doktora Petelina (1).

„Pewna dama, podczas ataku katalepsji, zaczęła śpiewać – początkowo słabym głosem, potem coraz głośniej – trudną arię, z niezwykłym wyczuciem stylu; jej bliscy bezskutecznie próbowali nawiązać z nią kontakt – była niewrażliwa na hałas, a nawet na ukłucia. Śpiew trwał półtorej godziny; pod koniec chora była bardzo osłabiona i zwymiotowała dużą ilość czerwonej, spienionej krwi. Pojawiły się konwulsje i majaczenie; doktor Petelin zanurzył ją w lodowatej kąpieli. Kilka minut później powrócił spokój, wróciła świadomość, a chora powiedziała, że poczuła ulgę i że potworny ból w żołądku ustąpił.

Po dwudziestu dwóch minutach odczuła dreszcz; została wyjęta z kąpieli i położona do łóżka. Jednak – wbrew zaleceniom lekarza – łóżko było ogrzane. Gdy tylko do niego weszła, jej twarz nabrała koloru; doznała dwóch konwulsyjnych wstrząsów w ramionach i zapadła w kolejny atak katalepsji.
Znów zaczęła śpiewać, jak rano, mimo że starano się temu zapobiec, układając ją w najbardziej niewygodnych pozycjach: z rękami wzniesionymi i wyciągniętymi, z ciałem pochylonym do przodu, z głową na kolanach. Wszystko to było bezskuteczne, a pacjentka wydawała się bardzo cierpieć. Wówczas doktor postanowił położyć ją z powrotem na poduszkę; ale w trakcie tej czynności ramię fotela, na którym siedział, osunęło się i doktor upadł półleżąc na łóżku, wołając: – „To naprawdę nieszczęście, że nie mogę powstrzymać tej kobiety od śpiewania.”
– „Ależ, panie doktorze, proszę się nie gniewać; przestanę śpiewać” – odpowiedziała.

Jednak kilka chwil później podjęła arię dokładnie w miejscu, gdzie ją przerwała, nie dając się przerwać nawet krzykom wydawanym tuż przy jej uchu.
Wydawało się pewne, że pacjentka słyszała; lecz skoro znów przestała słyszeć, doktor Petelin wpadł na pomysł, by powrócić do pozycji, w której znajdował się wcześniej. Podniósł koce, zbliżył się do jej żołądka i wykrzyknął dość donośnym głosem:

(1) Podręcznik praktycznego magnetyzmu, doktor Teste, wyd. J.-B. Baillière, rue de l’École-de-Médecine, Paryż.
(1) Elektryczność zwierzęca, M. Petetin ojciec, doktor-medycyny, wyd. Brunot (nabrzeże Augustynów, Paryż) i Reymann (rue St-Dominique, Lyon).

– Madame, czy będzie Pani śpiewać bez końca?
– Ach! Jakże bardzo mi Pan zaszkodził! – powiedziała – Błagam, proszę mówić ciszej.

Jednocześnie powoli położyła ręce na swoim żołądku; doktor ściszył głos i zapytał, jak to się stało, że słyszała:

– Jak każdy inny człowiek.
– A jednak mówię do Pani na żołądek!
– Czy to możliwe?

Poprosiła go, aby zadawał jej pytania do uszu, lecz nie odpowiedziała, nawet gdy użyto lejka, aby wzmocnić dźwięk głosu. Wrócono więc do żołądka i zapytano bardzo cicho, czy słyszy:
– Nie – odpowiedziała – to wielkie nieszczęście!

Kilka dni później Petelin przekonał się, że nie tylko zmysł słuchu został przeniesiony do żołądka, ponieważ podał pacjentce kawałek chleba z mlekiem, kładąc go na nadbrzusze, a także kazał jej rozpoznawać różne karty, przykładając je do tego samego miejsca.

Doktor Teste dodaje:

„Nie można już było wątpić, że transpozycja zmysłów jest rzeczywistością u znacznej liczby osób w stanie ekstazy, a oczywiste związki pomiędzy somnambulizmem a ekstazą pozwalały przypuszczać, że niebawem pojawią się somnambulicy posiadający tę zdolność.
I rzeczywiście, tak się stało. I choć fakty tego rodzaju nadal są rzadkością w archiwach nauki, to eksperymenty opisane przez pana Filassiera w jego rozprawie inauguracyjnej, a zwłaszcza te przeprowadzone przez profesora Rostana, nie pozostawiają co do tego żadnej wątpliwości.”

Następnie przytacza jedno z doświadczeń profesora Rostana:

„Oto eksperyment – mówi pan Rostan (1) – który wielokrotnie powtarzałem, ale w końcu musiałem go przerwać, ponieważ nadmiernie męczył moją somnambuliczkę. Powiedziała mi, że gdybym kontynuował, mogłaby oszaleć.

Eksperyment przeprowadzono w obecności mojego kolegi i przyjaciela, pana Ferrusa, którego muszę tu wymienić, ponieważ jego świadectwo ma ogromną wagę.

Pan Ferrus wziął moją kieszonkową zegarek, którą umieściłem trzy lub cztery cale za potylicą somnambuliczki. Zapytałem ją, czy widzi coś:

– Oczywiście; widzę coś, co błyszczy; to mnie boli.

Jej twarz wyrażała ból – nasza natomiast musiała wyrażać zdumienie. Spojrzeliśmy na siebie, a pan Ferrus, przerywając ciszę, powiedział, że skoro widzi coś błyszczącego, to może także powie, co to jest.

– Co widzisz, co błyszczy?
– Ach, nie wiem, nie mogę tego powiedzieć.
– Przyjrzyj się dobrze.
– Proszę poczekać… to mnie męczy… proszę poczekać… (po chwili intensywnej koncentracji) – To zegarek.

Nowy powód do zdumienia.

– Ale skoro widzi, że to zegarek – powiedział pan Ferrus – to pewnie zobaczy też, która jest godzina.

– Czy możesz powiedzieć, która jest godzina?
– Och, nie; to zbyt trudne.
– Skup się, spróbuj.

– Proszę poczekać… postaram się… może uda mi się odczytać godzinę, ale nie będę w stanie dostrzec minut. (Po chwili intensywnego skupienia): – Jest za dziesięć ósma.

Co było zgodne z rzeczywistością.

Pan Ferrus chciał sam powtórzyć doświadczenie i osiągnął taki sam rezultat. Kilkakrotnie przestawiał wskazówkę w swoim zegarku, a gdy podano go somnambuliczce, bez uprzedniego spojrzenia na tarczę, nie popełniła żadnej pomyłki. Innym razem położono zegarek na jej czole; poprawnie odczytała godzinę, lecz podała minuty odwrotnie: dodawała zamiast odejmować i odwrotnie – co można przypisać mniejszej klarowności widzenia w tej części lub przyzwyczajeniu do odczytywania zegarka umieszczonego za potylicą.

Tak czy inaczej, ta somnambuliczka była tak nieufna wobec swojej własnej jasnowidzenia – mimo że było ono bezprecedensowe – że nigdy nie wierzyła, że naprawdę widzi to, o co ją proszono.
Byłoby zbyt czasochłonne relacjonowanie wszystkiego, co mi mówiła, lecz przytoczony tu fakt wystarcza.
Widzimy zatem wyraźnie, że zdolność widzenia została przeniesiona do innych organów niż te, które w stanie normalnym są odpowiedzialne za ten zmysł. Ten fakt widziałem na własne oczy i byłem świadkiem jego demonstracji.”

(1) Artykuł Magnetyzm w Słowniku Medycyny, Paryż, 1825.

Nie podzielamy opinii doktorów Rostana, Teste’a, Filassiera i tylu innych równie uczonych ludzi, wobec których nauki mamy najwyższy szacunek. Jednak nie widzimy w przytoczonych eksperymentach konieczności przyjęcia tej fizjologicznej przemiany – tego fizycznego przemieszczenia zmysłów – wzroku czy jakiegokolwiek innego, czy to do żołądka, czy do potylicy, do stóp, czy też do jakiejkolwiek innej części ciała.
Widzimy w tym jedynie przejaw jasnowidzenia, pojawiającego się w somnambulizmie za każdym razem, gdy część materialna, czyli ciało, została wystarczająco zdominowana, wystarczająco unicestwiona, aby część niematerialna, która wraz z ciałem tworzy naszą dwoistą naturę, mogła wyzwolić się z więzów cielesności i korzystać z własnych zdolności, będąc sobą samą.

Niegdyś negowaliśmy transpozycję zmysłów; dziś negujemy ją jeszcze stanowczej, opierając naszą opinię na licznych doświadczeniach przeprowadzanych z najwyższą dokładnością przez wiele lat.

Wiemy, że kroczymy niemal samotnie drogą, którą podążamy nieprzerwanie od dnia, gdy uczyniliśmy magnetyzm naszą profesją. Wiemy, że choć mamy pewne punkty wspólne z wieloma magnetyzerami, to jednak różnimy się od nich w kilku kwestiach na tyle poważnie, że wciąż pozostajemy sami w obronie naszych poglądów. Ale samotność nigdy nas nie przerażała, ponieważ wiemy także, że niejednokrotnie zdołaliśmy przekonać poważnych ludzi do przyjęcia opinii, które początkowo odrzucali.

Przyjęta przez nas teoria – o życiowym fluidzie jako przyczynie wszystkich zjawisk magnetycznych – w zupełności wystarcza, aby je wyjaśnić. Mamy nadzieję, że pewnego dnia zostanie uznane, iż mieliśmy rację i że nasze przekonania nie były błędne.

Ludzie wierzący w transpozycję zmysłów – mówiliśmy niegdyś – zakładają, że w stanie somnambulicznym dochodzi do swoistej ogólnej przemiany lub wzajemnego zamieszania funkcji narządów, że różne części organizmu mogą się wzajemnie zastępować: że oko nie jest już potrzebne do widzenia, ucho do słyszenia, podniebienie i język do odczuwania smaku itd. Twierdzą oni, że somnambulicy widzą za pomocą nadbrzusza, końcówek palców, potylicy, a nawet palców u nóg.

Chociaż znajdujemy się w krainie cudów, gdzie nic nie powinno wydawać się niezwykłe, to mimo pozorów trudno, naprawdę trudno uwierzyć, że można widzieć za pomocą nadbrzusza lub końcówek palców.
Trudno również przyjąć, że w skórze mogłaby zachodzić refrakcja i koncentracja promieni świetlnych, jak ma to miejsce w cudownym instrumencie optycznym, jakim jest nasze oko – urządzeniu stworzonym wyłącznie do tej roli.

Musimy się tu jednak dobrze zrozumieć, bo istnieje pewne nieporozumienie.
Co się właściwie dzieje?
Umieszcza się przedmiot na nadbrzuszu somnambulika, który ma zamknięte oczy przykryte nieprzepuszczalną dla światła tkaniną. Panuje noc, nie pali się żadna lampa, ciemność jest całkowita.
Pyta się go, jaki to przedmiot. On opisuje go dokładnie: podaje kształt, kontury, kąty, rozpoznaje kolory, określa naturę tego obiektu, może też ocenić jego smak i symuluje wtedy akt przeżuwania.

Mówi się więc, że zobaczył ten przedmiot – i to przez nadbrzusze – oraz że także przez nadbrzusze go zasmakował. Podobne rezultaty uzyskuje się niezależnie od części ciała, na które położono przedmioty.
Wyniki nie różnią się nawet wtedy, gdy starannie unika się kontaktu dotykowego, by nie wspomóc somnambulika w ten sposób.

Na podstawie tych obserwacji wyciąga się wniosek, że somnambulicy mogą równie dobrze widzieć, słyszeć i smakować za pomocą dowolnych części ciała. Ale jest to wykraczanie poza samą obserwację.

Niewątpliwie somnambulik dostrzega, a raczej postrzega obiekt, który mu przedstawiono – czy to przy nadbrzuszu, czy gdzie indziej. Odkrywa, czuje, chwyta jego właściwości zmysłowe.
Ale przez jaki mechanizm, jakimi drogami, jakim procesem te wrażenia do niego docierają?

Z pewnością nie widział kolorów przez mechanizm, który umożliwia nam ich percepcję w świetle dziennym, kiedy promienie odbijają się od obiektów i przechodzą przez refrakcyjne środowiska oka.
Nie widział w ścisłym, dosłownym znaczeniu tego słowa.
Pomyłka bierze się z utożsamienia słów, które nie są synonimami: widzieć, dostrzegać, postrzegać, odczuwać, mieć świadomość.

Bardzo istotne jest, aby dobrze uchwycić różnice pomiędzy tymi pojęciami. Tylko w ten sposób można interpretować zjawiska bez przyjmowania niemożliwych warunków, które prowadzą do niedorzeczności i absurdu.

Lafontaine

źródło: Transposition des sens, par Lafontaine; LE MAGNÉTISEUR Novembre 1870.

Magnetyzm zwyczajny i magnetyzm duchowy

Przypominamy, że w grudniowym numerze zapytaliśmy magnetyzera, który ogłaszał się pod tym tytułem, co miał na myśli przez to rozróżnienie.
Otrzymaliśmy odpowiedź od pana Edoux, który próbuje nam wyjaśnić te dwa systemy; publikujemy ją tak, jak do nas dotarła, bez dodawania ani odejmowania choćby joty.

Ten pan wznosi się z rozmachem w obłoki, dużo wyżej niż my sami polecieliśmy balonem, kiedy mieliśmy szczęście przemierzać przestworza; odnawia uniwersalną teorię Mesmera, tę o słońcu, księżycu, gwiazdach, planetach, wirach itp., którą lepiej byłoby pozostawić w spokoju; używa uczonych słów, górnolotnych, dawno już wyświechtanych zwrotów; następnie przeskakuje do religii, stara się wyjaśnić nam wiarę itd., itd. Czytaj dalej

Histeria panny N.

Histeria

Panna N*** zaczęła odczuwać bóle głowy już w wieku trzynastu lat. Bóle te miały pewne cechy wspólne z nerwobólami. Początkowo pojawiły się po lewej stronie, następnie przeniosły się na prawą, a w końcu objęły całą głowę. Początkowo były one krótkotrwałe, ale z czasem stały się ciągłe; obejmowały nie tylko mózg i móżdżek, dając się odczuwać w okolicach brwi, skroni, a nawet oczu, lecz schodziły także wzdłuż kręgosłupa, gdzie w trzech jego odcinkach pojawiły się bardzo silne dolegliwości bólowe – podobnie jak w mięśniach szyi i ramion. Czytaj dalej

Opętane z Morzine

pełen tytuł:

Opętane z Morzine, wioski w prowincji Chablais (Sabaudia), od roku 1857 i w latach kolejnych

„Opętane z Morzine” – tytuł pompatyczny i intrygujący. Budzi ciekawość, a każdy wygodnie siada w fotelu, by na spokojnie zapoznać się z figlami, jakie Szatan i jego diabełki płatają tym biednym ludziom, którzy nic na to nie mogą poradzić… Bo oto, w samym środku XIX wieku, wciąż jeszcze mowa o opętaniach, egzorcyzmach, a może nawet – gdyby tylko ktoś się ośmielił – o stosach… Na szczęście dziś ograniczamy się już tylko do kamieniowania i bicia kijami tych, którzy odważą się wyrazić wątpliwość; to i tak mniej okrutne niż palenie żywcem. Czytaj dalej

Rzekome manifestacje spirytystyczne

Nie tylko obowiązkiem prawdziwych magnetyzerów jest szerzenie światła i prawdy, jakie niesie ze sobą mesmeryzm, ale również mają oni powinność wskazywania błędów i herezji, demaskowania nielegalnych praktyk i podstępów, obnażania oszustwa i szarlatanerii, piętnowania fałszywych braci.

Chodzi tu o przyszłość mesmerzymu i godność szczerych magnetyzerów – po to, aby sumienni i oddani ludzie, którzy praktykują wzniosłą naukę Mesmera, nie byli utożsamiani ze wszystkimi kuglarskimi sztuczkami, nikczemnościami i głupotami, jakie codziennie przedstawia się lub rozpowszechnia pod szyldem magnetyzmu zwierzęcego. Czytaj dalej

Diabelskie Zaklęcie

Diabelskie zaklęcie.
Historia z dawnych czasów, która wydarzyła się w naszych dniach.

W roku 1858, pod przykrywką somnambulizmu, miały miejsce w Lyonie wydarzenia, które trudno nam właściwie zaklasyfikować, a o których dowiedzieliśmy się od jednej z ofiar – chorej damy, którą magnetyzowaliśmy przez zaledwie kilka dni, gdyż była zmuszona wrócić do Lyonu.

Nie możemy pojąć, jak to możliwe, że policja toleruje lub nie zauważa takich podłości, a zwłaszcza jak to się dzieje, że panowie lekarze z Lyonu – którzy potrafią się tak dobrze zjednoczyć, by skazać na grzywny prawdziwych somnambulików magnetycznych dla własnej korzyści – nie przejmują się wcale i nie reagują na występki nędzników, o których za chwilę opowiemy. (Prawdą jest, że pierwsi im szkodzą, a drudzy raczej przynoszą im klientów). Ach, panowie oficjalni lekarze, wszędzie jesteście tacy sami! Czytaj dalej

Efekt Muzyki Podczas Somnambulizmu

Powszechnie uznaje się, że muzyka wywiera bardzo silny wpływ na osoby nerwowe; równie często przyjmuje się, że niektóre osoby, gdy znajdą się chwilowo w stanie nienormalnym, doświadczają najbardziej niezwykłych i najmniej znanych efektów.

Pewnego wieczoru w Paryżu magnetyzowałem Panią Louise B…… Spała w swoim łóżku i znajdowała się w stanie somnambulicznym. Trzymałem dłoń na jej brzuchu, pozostając w tej pozycji, by zapewnić jej spokój, którego bardzo potrzebowała. Czytaj dalej