Doktor Teste, który wierzy w zjawisko transpozycji zmysłów u somnambulików magnetycznych, popiera swoje stanowisko w Podręczniku magnetyzmu (1) na podstawie obserwacji dokonanych przez doktora Petelina na jego słynnych pacjentkach w stanie katalepsji, które widziały, czuły, smakowały i słyszały za pomocą żołądka oraz końcówek palców. Pisze on:
„Ten lekarz, który przez całe życie cieszył się zasłużoną reputacją, został uznany za wizjonera.”
Ale zaraz dodaje:
„Jednak późniejsze świadectwa szybko przywróciły w oczach uczonych niesłusznie splamione imię tego prawego i wybitnego praktyka; ponieważ liczba osób doświadczających ekstazy lub katalepsji, wykazujących – podobnie jak ci, o których pozostawił nam świadectwo – transpozycję niektórych funkcji organów zewnętrznych, czyli transpozycję zmysłów, wkrótce stała się tak znaczna, że trzeba było przynajmniej przyjąć możliwość istnienia tych zadziwiających anomalii, lub oskarżyć o oszustwo ludzi o niepodważalnej uczciwości.”
Następnie przytacza on przypadki Sophie Laroche opisane przez doktora Despine’a z Aix w Sabaudii, a przede wszystkim przypadek panny Estelle Lhardy, tego samego autora, które widziały za pomocą żołądka, rąk i stóp, a także jeden z przypadków opublikowanych przez doktora Petelina (1).
„Pewna dama, podczas ataku katalepsji, zaczęła śpiewać – początkowo słabym głosem, potem coraz głośniej – trudną arię, z niezwykłym wyczuciem stylu; jej bliscy bezskutecznie próbowali nawiązać z nią kontakt – była niewrażliwa na hałas, a nawet na ukłucia. Śpiew trwał półtorej godziny; pod koniec chora była bardzo osłabiona i zwymiotowała dużą ilość czerwonej, spienionej krwi. Pojawiły się konwulsje i majaczenie; doktor Petelin zanurzył ją w lodowatej kąpieli. Kilka minut później powrócił spokój, wróciła świadomość, a chora powiedziała, że poczuła ulgę i że potworny ból w żołądku ustąpił.
Po dwudziestu dwóch minutach odczuła dreszcz; została wyjęta z kąpieli i położona do łóżka. Jednak – wbrew zaleceniom lekarza – łóżko było ogrzane. Gdy tylko do niego weszła, jej twarz nabrała koloru; doznała dwóch konwulsyjnych wstrząsów w ramionach i zapadła w kolejny atak katalepsji.
Znów zaczęła śpiewać, jak rano, mimo że starano się temu zapobiec, układając ją w najbardziej niewygodnych pozycjach: z rękami wzniesionymi i wyciągniętymi, z ciałem pochylonym do przodu, z głową na kolanach. Wszystko to było bezskuteczne, a pacjentka wydawała się bardzo cierpieć. Wówczas doktor postanowił położyć ją z powrotem na poduszkę; ale w trakcie tej czynności ramię fotela, na którym siedział, osunęło się i doktor upadł półleżąc na łóżku, wołając: – „To naprawdę nieszczęście, że nie mogę powstrzymać tej kobiety od śpiewania.”
– „Ależ, panie doktorze, proszę się nie gniewać; przestanę śpiewać” – odpowiedziała.
Jednak kilka chwil później podjęła arię dokładnie w miejscu, gdzie ją przerwała, nie dając się przerwać nawet krzykom wydawanym tuż przy jej uchu.
Wydawało się pewne, że pacjentka słyszała; lecz skoro znów przestała słyszeć, doktor Petelin wpadł na pomysł, by powrócić do pozycji, w której znajdował się wcześniej. Podniósł koce, zbliżył się do jej żołądka i wykrzyknął dość donośnym głosem:
(1) Podręcznik praktycznego magnetyzmu, doktor Teste, wyd. J.-B. Baillière, rue de l’École-de-Médecine, Paryż.
(1) Elektryczność zwierzęca, M. Petetin ojciec, doktor-medycyny, wyd. Brunot (nabrzeże Augustynów, Paryż) i Reymann (rue St-Dominique, Lyon).
– Madame, czy będzie Pani śpiewać bez końca?
– Ach! Jakże bardzo mi Pan zaszkodził! – powiedziała – Błagam, proszę mówić ciszej.
Jednocześnie powoli położyła ręce na swoim żołądku; doktor ściszył głos i zapytał, jak to się stało, że słyszała:
– Jak każdy inny człowiek.
– A jednak mówię do Pani na żołądek!
– Czy to możliwe?
Poprosiła go, aby zadawał jej pytania do uszu, lecz nie odpowiedziała, nawet gdy użyto lejka, aby wzmocnić dźwięk głosu. Wrócono więc do żołądka i zapytano bardzo cicho, czy słyszy:
– Nie – odpowiedziała – to wielkie nieszczęście!
Kilka dni później Petelin przekonał się, że nie tylko zmysł słuchu został przeniesiony do żołądka, ponieważ podał pacjentce kawałek chleba z mlekiem, kładąc go na nadbrzusze, a także kazał jej rozpoznawać różne karty, przykładając je do tego samego miejsca.
Doktor Teste dodaje:
„Nie można już było wątpić, że transpozycja zmysłów jest rzeczywistością u znacznej liczby osób w stanie ekstazy, a oczywiste związki pomiędzy somnambulizmem a ekstazą pozwalały przypuszczać, że niebawem pojawią się somnambulicy posiadający tę zdolność.
I rzeczywiście, tak się stało. I choć fakty tego rodzaju nadal są rzadkością w archiwach nauki, to eksperymenty opisane przez pana Filassiera w jego rozprawie inauguracyjnej, a zwłaszcza te przeprowadzone przez profesora Rostana, nie pozostawiają co do tego żadnej wątpliwości.”
Następnie przytacza jedno z doświadczeń profesora Rostana:
„Oto eksperyment – mówi pan Rostan (1) – który wielokrotnie powtarzałem, ale w końcu musiałem go przerwać, ponieważ nadmiernie męczył moją somnambuliczkę. Powiedziała mi, że gdybym kontynuował, mogłaby oszaleć.
Eksperyment przeprowadzono w obecności mojego kolegi i przyjaciela, pana Ferrusa, którego muszę tu wymienić, ponieważ jego świadectwo ma ogromną wagę.
Pan Ferrus wziął moją kieszonkową zegarek, którą umieściłem trzy lub cztery cale za potylicą somnambuliczki. Zapytałem ją, czy widzi coś:
– Oczywiście; widzę coś, co błyszczy; to mnie boli.
Jej twarz wyrażała ból – nasza natomiast musiała wyrażać zdumienie. Spojrzeliśmy na siebie, a pan Ferrus, przerywając ciszę, powiedział, że skoro widzi coś błyszczącego, to może także powie, co to jest.
– Co widzisz, co błyszczy?
– Ach, nie wiem, nie mogę tego powiedzieć.
– Przyjrzyj się dobrze.
– Proszę poczekać… to mnie męczy… proszę poczekać… (po chwili intensywnej koncentracji) – To zegarek.
Nowy powód do zdumienia.
– Ale skoro widzi, że to zegarek – powiedział pan Ferrus – to pewnie zobaczy też, która jest godzina.
– Czy możesz powiedzieć, która jest godzina?
– Och, nie; to zbyt trudne.
– Skup się, spróbuj.
– Proszę poczekać… postaram się… może uda mi się odczytać godzinę, ale nie będę w stanie dostrzec minut. (Po chwili intensywnego skupienia): – Jest za dziesięć ósma.
Co było zgodne z rzeczywistością.
Pan Ferrus chciał sam powtórzyć doświadczenie i osiągnął taki sam rezultat. Kilkakrotnie przestawiał wskazówkę w swoim zegarku, a gdy podano go somnambuliczce, bez uprzedniego spojrzenia na tarczę, nie popełniła żadnej pomyłki. Innym razem położono zegarek na jej czole; poprawnie odczytała godzinę, lecz podała minuty odwrotnie: dodawała zamiast odejmować i odwrotnie – co można przypisać mniejszej klarowności widzenia w tej części lub przyzwyczajeniu do odczytywania zegarka umieszczonego za potylicą.
Tak czy inaczej, ta somnambuliczka była tak nieufna wobec swojej własnej jasnowidzenia – mimo że było ono bezprecedensowe – że nigdy nie wierzyła, że naprawdę widzi to, o co ją proszono.
Byłoby zbyt czasochłonne relacjonowanie wszystkiego, co mi mówiła, lecz przytoczony tu fakt wystarcza.
Widzimy zatem wyraźnie, że zdolność widzenia została przeniesiona do innych organów niż te, które w stanie normalnym są odpowiedzialne za ten zmysł. Ten fakt widziałem na własne oczy i byłem świadkiem jego demonstracji.”
(1) Artykuł Magnetyzm w Słowniku Medycyny, Paryż, 1825.
Nie podzielamy opinii doktorów Rostana, Teste’a, Filassiera i tylu innych równie uczonych ludzi, wobec których nauki mamy najwyższy szacunek. Jednak nie widzimy w przytoczonych eksperymentach konieczności przyjęcia tej fizjologicznej przemiany – tego fizycznego przemieszczenia zmysłów – wzroku czy jakiegokolwiek innego, czy to do żołądka, czy do potylicy, do stóp, czy też do jakiejkolwiek innej części ciała.
Widzimy w tym jedynie przejaw jasnowidzenia, pojawiającego się w somnambulizmie za każdym razem, gdy część materialna, czyli ciało, została wystarczająco zdominowana, wystarczająco unicestwiona, aby część niematerialna, która wraz z ciałem tworzy naszą dwoistą naturę, mogła wyzwolić się z więzów cielesności i korzystać z własnych zdolności, będąc sobą samą.
Niegdyś negowaliśmy transpozycję zmysłów; dziś negujemy ją jeszcze stanowczej, opierając naszą opinię na licznych doświadczeniach przeprowadzanych z najwyższą dokładnością przez wiele lat.
Wiemy, że kroczymy niemal samotnie drogą, którą podążamy nieprzerwanie od dnia, gdy uczyniliśmy magnetyzm naszą profesją. Wiemy, że choć mamy pewne punkty wspólne z wieloma magnetyzerami, to jednak różnimy się od nich w kilku kwestiach na tyle poważnie, że wciąż pozostajemy sami w obronie naszych poglądów. Ale samotność nigdy nas nie przerażała, ponieważ wiemy także, że niejednokrotnie zdołaliśmy przekonać poważnych ludzi do przyjęcia opinii, które początkowo odrzucali.
Przyjęta przez nas teoria – o życiowym fluidzie jako przyczynie wszystkich zjawisk magnetycznych – w zupełności wystarcza, aby je wyjaśnić. Mamy nadzieję, że pewnego dnia zostanie uznane, iż mieliśmy rację i że nasze przekonania nie były błędne.
Ludzie wierzący w transpozycję zmysłów – mówiliśmy niegdyś – zakładają, że w stanie somnambulicznym dochodzi do swoistej ogólnej przemiany lub wzajemnego zamieszania funkcji narządów, że różne części organizmu mogą się wzajemnie zastępować: że oko nie jest już potrzebne do widzenia, ucho do słyszenia, podniebienie i język do odczuwania smaku itd. Twierdzą oni, że somnambulicy widzą za pomocą nadbrzusza, końcówek palców, potylicy, a nawet palców u nóg.
Chociaż znajdujemy się w krainie cudów, gdzie nic nie powinno wydawać się niezwykłe, to mimo pozorów trudno, naprawdę trudno uwierzyć, że można widzieć za pomocą nadbrzusza lub końcówek palców.
Trudno również przyjąć, że w skórze mogłaby zachodzić refrakcja i koncentracja promieni świetlnych, jak ma to miejsce w cudownym instrumencie optycznym, jakim jest nasze oko – urządzeniu stworzonym wyłącznie do tej roli.
Musimy się tu jednak dobrze zrozumieć, bo istnieje pewne nieporozumienie.
Co się właściwie dzieje?
Umieszcza się przedmiot na nadbrzuszu somnambulika, który ma zamknięte oczy przykryte nieprzepuszczalną dla światła tkaniną. Panuje noc, nie pali się żadna lampa, ciemność jest całkowita.
Pyta się go, jaki to przedmiot. On opisuje go dokładnie: podaje kształt, kontury, kąty, rozpoznaje kolory, określa naturę tego obiektu, może też ocenić jego smak i symuluje wtedy akt przeżuwania.
Mówi się więc, że zobaczył ten przedmiot – i to przez nadbrzusze – oraz że także przez nadbrzusze go zasmakował. Podobne rezultaty uzyskuje się niezależnie od części ciała, na które położono przedmioty.
Wyniki nie różnią się nawet wtedy, gdy starannie unika się kontaktu dotykowego, by nie wspomóc somnambulika w ten sposób.
Na podstawie tych obserwacji wyciąga się wniosek, że somnambulicy mogą równie dobrze widzieć, słyszeć i smakować za pomocą dowolnych części ciała. Ale jest to wykraczanie poza samą obserwację.
Niewątpliwie somnambulik dostrzega, a raczej postrzega obiekt, który mu przedstawiono – czy to przy nadbrzuszu, czy gdzie indziej. Odkrywa, czuje, chwyta jego właściwości zmysłowe.
Ale przez jaki mechanizm, jakimi drogami, jakim procesem te wrażenia do niego docierają?
Z pewnością nie widział kolorów przez mechanizm, który umożliwia nam ich percepcję w świetle dziennym, kiedy promienie odbijają się od obiektów i przechodzą przez refrakcyjne środowiska oka.
Nie widział w ścisłym, dosłownym znaczeniu tego słowa.
Pomyłka bierze się z utożsamienia słów, które nie są synonimami: widzieć, dostrzegać, postrzegać, odczuwać, mieć świadomość.
Bardzo istotne jest, aby dobrze uchwycić różnice pomiędzy tymi pojęciami. Tylko w ten sposób można interpretować zjawiska bez przyjmowania niemożliwych warunków, które prowadzą do niedorzeczności i absurdu.
Lafontaine
źródło: Transposition des sens, par Lafontaine; LE MAGNÉTISEUR Novembre 1870.