1894 – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl tarot oraz darmowe wróżby na łamach zaprzyjaźnionego forum TAJNE, pozdrawiam i zapraszamy do zabawy z Tarotem. Sun, 16 Jan 2022 19:54:02 +0000 pl-PL hourly 1 https://tarot-marsylski.pl/wp-content/uploads/2020/07/tarot-150x150.png 1894 – Tarot Marsylski https://tarot-marsylski.pl 32 32 Po przestąpieniu granicy https://tarot-marsylski.pl/po-przestapieniu-granicy/ Sun, 16 Jan 2022 19:30:10 +0000 https://tarot-marsylski.pl/?p=6239 Czytaj dalej ]]> DO PISZĄCEGO.
Jakkolwiek porozumiewanie się z Julją odbywało się mniej lub więcej regularnie, dotyczyło jednak w ciągu tych pięciu lat upłynionych głównie okoliczności mnie osobiście obchodzących i przez dwa lata prawie unikałem pytań o jej życiu w zaświatach.

W jednym z ostatnich listów tego dwuletniego okresu usprawiedliwiała się, że tak niewiele o tern pisała. Mówiła, że wzięła sobie za zasadę nie opisywać o kraju, w którym tak od niedawna przebywa. Podróżni nigdy nie powinni opisywać lądu, do którego tylko co przybili; dlatego przez dłuższy czas unikała wszelkich komunikatów w tym przedmiocie. Szanowałem jej milczenie. Pod koniec jednak roku 1894 oświadczyła mi Julja, że chce podjąć na nowo swe komunikaty o zaświecie i stąd powstała część poniższa. Dopiski uboczne są moje. Także i niektóre komunikaty przerwane są uwagami. Dotyczą one moich zapytań lub w myśli czynionych spostrzeżeń, którym się oddawałem w miarę odczytywania tego, co ręka moja pisała. Poleciłem te wtrącenia drukować kursywą.

Mój najlepszy przyjacielu! Mam poważny obowiązek względem ciebie, jak i względem tych, do których ty dotrzesz; zadanie to jednak uważam za bardzo miłe; dozwolone mi będzie za twojem pośrednictwem oznajmić tym, którzy w ziemskiem jeszcze ciele przebywają, o trybie życia, jakie prowadzić kiedyś będą, gdy ich ciała służyć im przestaną.

W listach wcześniejszych opowiedziałam ci, jak odczułam przemianę, którą wy śmiercią zowiecie. Odtąd nieraz zebrane tu doświadczenia omawiałam z niejednym po tej stronie i wiem w tym względzie znacznie więcej, niż wówczas. Dla mnie samo przejście minęło zupełnie bez cierpień. Mogłabym tylko wszystkim życzyć podobnej śmierci, gdy umrzeć będą musieli. Niestety chwila ostatnia bywa często pełna bólu i trwogi. U niektórych odłączanie się duszy od ciała trwa dosyć długo, u innych dokonywa się to w okamgnieniu. Skrzynka odmyka się, list zostaje wyjęty i po wszystkiem. Czasami te śmiertelne urodziny przypominają narodziny dziecka; dusza musi długo pracować, aby zostać wolną. Niema widocznej przyczyny, dlaczego tak jest, to znaczy, chcę powiedzieć, że ja nie wiem, dlaczego niektórym o tyle łatwiej to przychodzi niż innym. Wszakże ostateczne rozstanie się duszy i ciała jest rzeczą kilku chwil. Niema więc żadnej podstawy, by z takim niepokojem o tem myśleć. Dusza spokojna,  przygotowana i wiedząca, co ją oczekuje, nie ma powodu odczuwać lęku i niepokoju. Bolesnym bywa nieraz początek wyzwalania, ale istotne rozłączenie, choćby mu nawet towarzyszyło uczucie gwałtownego szarpnięcia, mało ma znaczenia. Kiedy dusza opuszcza ciało jest w pierwszej chwili nieodziana, jak niemowlę przy urodzeniu. Ciało duchowe uwolnione od ciała fizycznego posiada świadomość, przynajmniej ja taką byłam od pierwszej chwili prawie. Kiedy ocknęłam się, stałam obok swej zmarłej powłoki i zdawało mi się, jak gdybym żyła jeszcze w zwykłych ziemskich ramach. Dopiero, gdy ujrzałam na łóżku zwłoki, pojęłam, co zaszło. Kiedy duch odczuje swą nagość, zjawia się odzienie, jakiego
ci trzeba. Nasza przewodnia idea jest stwórczą. Pomyślimy i rzecz się stała. Nie mogę sobie przypomnieć, czym istotnie wdziewała szatę na siebie. Ma się uczucie potrzeby i zaraz brak jest usunięty.

Gdy znajdziemy się po tej stronie, odczuwamy zrazu mniej obawy, a więcej karności i zaciekawienia. Znaleźć się w zupełnie obcym, niezbadanym jeszcze kraju, gdzie spotkać nas może wiele osobliwych, a kto wie, czy nie wrogich rzeczy, musi napełnić duszę przerażeniem. Wtedy jednak Opatrzność zsyła duszy uwolnionej z ciała owego anioła stróża, o którym poprzednio pisałam.

O ile tylko mogłam się przekonać, przychodzi ten poseł miłości i zlitowania do wszystkich ludzi w chwili śmierci. Nie czyni się tu żadnej różnicy między ocalonymi, a zgubionymi: poseł odprawiany bywa do każdego. Zgubieni jednak nie mają władzy ujrzenia go.

Ocaleni zaś nietylko cieszą się przywilejem korzystania z jego rad, ale czują go także i wiedzą, że jest przy nich. Dobry Bóg troska silę o wszystkich, zarówno po tej stronie, jak i po waszej. Jego miłująca dobroć obejmuje wszystkich. Tylko niektórzy nie znają go, a gdy on pragnie przygarnąć ich bliżej swego serca, zdają się nie czuć nic, nie widzieć i nie słyszeć. Sądzę wszakże, iż kocha On najwięcej tych właśnie, którzy go najbardziej potrzebują. Czuwa On nad opuszczonemi duszami, chociaż nie jest przez nie widzianym; cierpią one, ale tylko po to, żeby uświadomiły sobie cierń, jaki pozostawia w duszach życie bez miłości.

Grzeszność występku objawia się przedewszystkiem w niemożności oglądania Boga. Karą za grzech, a zarazem i środkiem leczniniekochające, gdy przychodzą na ten świat, którego atmosferą jest wieczna miłość. Dlatego muszą cierpieć, aż nadejdzie czas, gdy będą mogły kochać. Jak tylko poczną kochać, zwracają się do Boga i poprzez ciemność dostrzegają promień nieskończonej, wiecznotrwałej miłości i podobnie jak my, mogą teraz żyć i poruszać się z zupełną świadomością.

Dużo jeszcze na ten temat opowiem ci później. Narazie pozwól mi zanaczyć jedno. Kiedy przybywa tutaj dusza niekochająca, doznaje również życzliwego przyjęcia, jak i dusza kochająca. Lecz dusza samolubna jest ślepa i ciemna i przerażona ciemnością. Wyobraźnia działająca tu o wiele silniej, niż po waszej stronie, zaludnia samotność widmami i grzesznik czuje się okrążony zewsząd coraz odnawiającemi się wizjami swoich czynów. Nie dość na tem. Widzi on i tych, którym zadawał cierpienia i doznaje lęku. Jeżeli kiedykolwiek dusza potrzebuje ratunku i wybawienia, to właśnie wtedy, gdy jej wyobraźnia próżna miłości i jej pamięć wciąż żywymi czynią wszystkie samolubne postępki życia bez miłości. Gy po raz pierwszy znajdziesz się sam po tej stronie, by najmniej nie doznajesz pragnienia powrotu do świata, który opuściłeś. Najpierwszem uczuciem jest korność i zaciekawienie, co też przyniesie ci świat nowy. Kiedy ocknęłam się, byłam tak zdumiona i zadziwiona wszystkiem, co widziałam, zarówno osobliwością tego, jak i podobieństwem, że wracać wcale nie pragnęłam. Umysł nie jest zdolny przyjmować zbyt wiele silnych wrażeń. Dopiero gdy minęło pierwsze zdumienie, wywołane całą osobliwością położenia, zaczęłam myśleć o przyjaciołach. Przypominam sobie jeszcze pielęgniarkę obok mego łóżka, z którą usiłowałam porozumieć się, wprędce jednak doszłam do przekonania, że to niemożliwe i że nowe leży przede mną
życie.

Tak więc rzeczy się mają, jak widzisz. Niejedno tak nam jest znane, a niejedno tak obce, że nie odczuwasz zbytniego pośpiechu do oglądania rzeczy dawnych, na które całe życie patrzyłeś, skoro jest tyle nowego, a niewidzianego nigdy. Nowość pochłania cię zupełnie i dopiero gdyś odczuł, zobaczył i zrozumiał, czem są te wszystkie nowe rzeczy, myśl twoja wraca do tych, których opuściłeś i pragniesz zobaczyć się z nimi i opowiedzieć, czegoś tutaj doświadczał.

Jak odczuwa się rozłąkę z przyjaciółmi, którzy pozostali przy życiu?

Przyznaję, że jest to stratą dla nich i dla ciebie, szczególniej gdy widzisz ich żal głęboki. Nie jest to jednak strata prawdziwa. Jesteś przy nich, by im pomagać bardziej jeszcze, niż za życia. Jeżeli odejście pociąga za sobą stratę materjalną, np. w wypadku, gdy umiera ojciec, który zarabiał na utrzymanie rodziny, a potem dzieci cierpią głód lub idą do przytułku dla sierot, wtedy możesz sobie wyobrazić, jak to bolesne jest dla ojca. Zresztą nie możesz wyrobić sobie dokładnego pojęcia o uczuciu oczekiwania, jakie budzą w nas te rzeczy, które nas tutaj najbardziej uderzają. Pierwsze to żywe ziszczenie miłości Boga; drugie nadzwyczajna nietrwałość rzeczy ziemskich; trzecie to niezmierny wpływ ubóstwa i niedoli na urobienie charakteru i na rozwój miłości. Wszystkie te rzeczy wywołują w nas zupełnie osobliwe uczucia, których wy obecnie zrozumieć nie zdołacie, bo uwikłani jesteście całkowicie w sieci materji.

My widzimy perspektywę wszystkich rzeczy zupełnie w inny sposób od waszego. Przekonywamy się często, że to właśnie, co wam wydaje się przykrem i twardem w życiu jest wielkiem błogosławieństwem miłości bożej. Wiemy bowiem, że On jest miłością, i że to, co nam wydaje się nie licującem z jego miłością, jest właśnie tem niezbędnem minimum cierpienia, które zmieni duszę tak, aby odbijała miłość boską. Gdybyś kiedykolwiek skłonny był wątpić, trzymaj się zawsze myśli – Bóg jest miłością, Atmosfera nieskończoności jest ziszczeniem się miłości bożej i im dłużej tu żyję tem bardziej niemożliwem wydaje mi się móc w to wątpić. Światło słoneczne wypełnia niebo, co nie podlega wątpliwości. Bóg jest miłością i miłość Jego wypełnia cały wszechświat; w to u nas nikt nie wątpi. Wszakże noc lub chmury nie każą nam wątpić w słońce. Tak samo nie wątpimy w Boga z powodu grzechów i ciemności, która widzieć go nie pozwala.

Oh, mój przyjacielu, mój przyjacielu! Jakże wstyd mi tych ubogich, bladych i nędznych słów i obrazów, któremi staram się dać ci pojęcie o tern przemożnem i wszechogarniaj ącem odczuciu, jakiego doznajemy wobec miłości bożej. To jest przyjacielu mój, niebo, które i ty także osiągniesz, jeżeli twe wnętrze zdolne będzie przyjąć w siebie to odczucie. Wszystko polega na tern: Bóg jest miłością – miłość to Bóg, a niebo jest doskonałem ziszczeniem miłości. Dzisiejszego ranka chciałabym ci opisać stan odcieleśnionej duszy bezpośrednio po śmierci. Kiedy spotyka się ona z Aniołem Stróżem (duchem opiekuńczym), doznaje zwykle niezmiernego zdumienia.

Wszystko takie jest nowe; obok nieoczekiwanych podobieństw również tyle odmienności. Gdy naprzykład budzimy się do nowego życia, znajdujemy się jeszcze w starym świecie. Otaczają nas jeszcze wszystkie dobrze znane rzeczy, ściany, obrazy, okna, łóżko. Jedyna nowość polega na tern, że stoisz oto nazewnątrz swego ciała i dziwujesz się, jak to dziać się może,że ono do ciebie już nie należy. Wtedy rozjaśnia ci się wszystko i zaczynasz rozumieć, co się stało. Podobne doświadczenia przechodziłeś już w snach, które w zasadzie tym samym przyczynom przypisać należy, a mianowicie wyjściu świadomej duszy z ram fizycznych ciała. Pierwszą rzeczą, która naprowsŁdza cię na myśl, że jakaś zmiana nastąpiła, jest pojawienie się anioła. Ty sam pozostajesz, czem byłeś; rozumiem przez to, że niema żadnej przerwy, ani zmiany w świadomości, w pamięci, ani w twojej płci.

Nie zachodzą tu żadne zmiany, a jednak czujesz się do pewnego stopnia innym. Anioł opiekuńczy, który do mnie przyszedł, miał skrzydła, jak już przedtem mówiłam. Wogóle nie jest to w zwyczaju, ale jeśli zechcemy, możemy je sobie dodać. Nie są one konieczniejsze od jakichkolwiek innych przyborów, którymi chcecie wykazać panowanie ducha nad materją. Nam wystarczy pomyśleć i już znajdujemy się tam, gdzie pragnęliśmy. Pocóż więc używać skrzydeł? Służą one wyłącznie do tego, by uwidocznić lepiej pojęcie wyższości ducha nad warunkami życia ziemskiego. Nam jednak są równie zbyteczne, jak naprzykład maszyny parowe. Mimo to cieszyłam się, że mój przewodnik ma skrzydła; pochodziło to raczej z mojego wyobrażeni a, jakie sobie wyrobiłam, że tak będzie i być musi i czułam większą ufność, niż bym ją czuła w innych warunkach. Kiedy zjawił się przewodnik, odezwał się do mnie łagodnym, ale silnym głosem, w którym czuło się całą pewność świata niewidzialnego. Na dźwięk tego głosu zadrżałam cała, choć nie wydawał mi się obcym bynajmniej. I nie był obcym, albowiem w ciągu mego życia ziemskiego często był przy mnie, chociaż go nie widziałam nigdy. I kiedy rzekł: „Pójdź!” nie zawahałam się. Wydało mi się to zupełnie naturalną odpowiedzią, jak gdyby wobec pobudki własnej świadomości. I tak bywa często. Wszyscy mamy swego przewodnika. Ci  nieznani i niewidziani przez nas aniołowie wiodą nas do wszystkich dobrych czynów i powstrzymują od złego. Są z nami w myślach naszych i często otrzymujemy od nich ostrzeżenia, jako pobudki naszego własnego ducha. I tak jest w istocie, ale duch zsyłający to natchnienie jest za obrębem naszej świadomości. Anioł stróż jest w samej rzeczy jakby innem naszem „ja”, wyższą, czyściejszą, bardziej rozwiniętą częścią naszej własnej osobowości. Może to jest dosyć trudne do zrozumienia, ale jest prawdziwe. Obok tych dobrych są i źli aniołowie, którzy też ciągle nam towarzyszą i ukazują się nam po przyjściu tutaj, jako aniołowie ciemności. I jedne i drugie przebywają ciągle z nami i tutaj, choć porzuciliśmy już ciało. Bezustannie ocieramy się o naszych dobrych i złych przewodników. Nazywamy albo nazywaliśmy ich nagłym pomysłem, dążeniem, tęsknotą, rzeczami, o których nie wiedzieliśmy, jak powstają, ani skąd się biorą. Po tej stronie możemy zobaczyć, skąd to pochodzi.

Dopóki dusza w ciele zamknięta, słyszy tylko niewyraźnie i nie dostrzega tych wszystkich wpływów niezliczonych, jakie nas otaczają. Pierwszą i najbardziej oszałamiającą rzeczą, jakiej uczyć się tu musimy, jest fakt, że nasze zmysły fizyczne mniej służą nam do pomocy w widzeniu i słyszeniu, a więcej przeszkadzają prawdziwie słyszeć i widzieć. Żyjemy na ziemi jak zakapturzeni. Niewiele z tego, co nas otacza, możemy poznać, dojrzeć i posłyszeć. Świadomość fizyczna stanowiąca pewną część naszego ja, wymaga do swego rozwoju zawieszenia czasowego wrażeń ze świata ducha, do którego przejdziemy po śmierci. Gdy więc zamykamy oczy w śnie śmiertelnym,  opada z nas ten kaptur, który bardziej od wszystkiego innego ograniczał
nasze swobodne spojrzenie.

Wtedy możemy zobaczyć, gdzie leżą źródła tych nieokreślonych wrażeń, przeczuć i dążeń w obu kierunkach idących wgórę i wdół. Byliśmy wciąż w pośrodku wszystkich tych istot i myliliśmy się co do tego, że uważaliśmy je za część własnego ja. Są one wyraźnie odrębne, a jednak i w związku z nami, gdyż nikt nie może żyć osobno i sam. Wszyscy wzajemnie do siebie !należymy i to zarówno na waszym, czy na naszym świecie.

Poplecznicy złego istnieją, wiem o te.rn. Widzimy ich, lecz nie odczuwamy trwogi przed nimi. Albowiem On, który jest za nami, większy jest od wszystkich, którzy są przeciwko nam. On jest miłością i silniejszy jest od nienawiści. Potęga złych polega jedynie i wyłącznie na naszej trwodze i na braku w nas wiary. Zostają oni obezwładniani, jeśli skłaniamy się do dobrego Anioła stróża, który jest zawsze w pobliżu i jeśli znamy Boga, będącego miłością. Niewiele mogłam się n,auczyć o tej złej stronie życia i wiadomości moje w tym względzie są przeważnie z drugiej ręki.

Kiedy odzyskałam swobodę ruchów, zaczęłam chodzić tak, jak byłam do chodzenia przyzwyczajona i wydawało mi się to zupełnie naturalnem. Przewodnik mój szedł obok i widzieliśmy świat jakim był, z duchami krążącymi pośród ludzi. Z początku niebardzo byłam z tego mądra. Wydawało mi się, że wszyscy byli żyjącymi ludźmi. Potem wszakże zauważyłam, że duchy bez trudu przenikają przez materję i mogą poruszać się w sposób niedostępny dla ciał fizycznych. Zwróciłam się z pytaniem do swego przewodnika, a ten pouczył mnie, że ci, którzy na ziemi żyli i przyszli tutaj, zupełnie podobni są do mnie samej. Widziałam, jak poruszali się czasami tak, jak gdyby mieli jeszcze ciała, kiedy indziej znów, jak aniołowie krążący z wielkim pośpiechem. Zagadnęłam znów swego przewodnika, a ten mi rzekł: Tak, toiogą oni robić, jak im się podoba, bo jest w mocy ich umysłu iść powoli lub szybko. Wtedy pomyślałam, że skoro oni tak mogą, to mogę i ja. I nie mówiąc, zapytałam się w myśli, czy tak jest naprawdę?

Przewodnik odpowiedział: I dla ciebie to jest możliwe. I rzekłam mu: Czy możemy iść tak, jak oni, na miejsce naszego przeznaczenia? Uśmiechnął się i mówi: Jak chcesz, tak, się stanie. I zaraz spróbowałam poraź pierwszy nowej swobody ruchów. Ziemia zaczęła maleć pod mojemi stopami. Mknęliśmy więc szybko przez bezgraniczną przestrzeń. Czułam prędkość ruchu dopiero gdy stawaliśmy i mogłam zauważyć, jak daleko odeszliśmy w tak krótkim czasie. Już w żadnym razie nie byliśmy na waszym świecie; planetę naszą porzuciw,szy, szybowaliśmy po niebieskiem przestworzu. Zaledwie uświadamiałam sobie ruch; mknęliśmy tak, jak się myśli. Zniknęły rzeczy widziane z początku i nie pozostało nic, czem lot nasz dałby się wymierzyć. Przewodnik mój nie odstęppwał ode mnie. Zdążaliśmy do miejsca bardzo odległego od waszej ziemi. Oddalenia jednak zmierzyć nie mogę. Nie bierzemy też pod uwagę rozmiaru odległości, bo wystarcza nam tylko pomyśleć i już jesteśmy gdzie chcemy. Gwiazdy i światy, które widzisz jaśniejące nocą, są nam wszystkim tak swojskie, jak wieśniakowi jego rodzinna wioska. Jedna jest namiętność, która po tej stronie wzrasta raczej, niż się zmniejsza, a jest nią pragnienie, by wiedzieć i uczyć się. Tyle mamy do nauczenia się i tak nam łatwo to przychodzi. Nigdy jednak nie będziemy w stanie powiedzieć, że wszystko o tym świecie wiemy, gdyż cudowna mądrość boska przewyższa wszystko, co zgłębić możemy.

Gdy osiągnęliśmy już to, co wydawało nam się szczytem, otwiera nam się widok na nowe cuda leżące przed nami. Przechodzimy je wreszcie, a zdobywszy punkt ostateczny, dostrzegamy inny świat cudów dotąd niewidzialnych, które w wyższym stopniu rozwoju dane nam będzie oglądać.

Co zawsze i wszędzie nas przygniata, jeśli wogóle wolno mi tego słowa użyć, to nieograniczona wielkość wszechświata. Widzimy jak szerzy się on we wszystkich kierunkach. I kiedy czynimy największe usiłowania, aby wyczerpać jakiś przedmiot, wydaje on się nam coraz bardziej niewyczerpalnym.

Podróż, jaką mój przewodnik odbywał ze mną, była daleką. On prowadził, ja podążałam za nim. Nie było to fruwanie, lecz urzeczywistnianie myśli. Gdy wspominam o tem, widzę, że początkowo szło  to wolniej i prościej, a wzmagało się coraz z pojęciem odległości. Teraz ruch jest momentalny, a dawniej był stopniowy. Zdaje mi się, że ślizgamy ,się przez powietrze bez żadnego wysiłku. Świat zapadał się poprostu pod nami, jak dla podróżującego balonem powietrznym. Potem zniknął zupełnie i płynęliśmy po niebieski!ch obszarach bez granic. Przewodnik zawsze mnie wyprzedzał trochę. Zrazu obawiałam się tego lotu, ale on był ze mną przecież i to budziło we mnie orzeźwiające uczucie siły i wolności. Nie masz wcale pojęcia, jakiem więzieniem jest ciało, dopóki go nie porzucisz. Radowałam się głośno, czułam się tak dobrze, wesoło i szczęśliwie.

Jak odnosiłaś się do tych, których porzuciłaś we łzach?

O tych, których pozostawiłam, nie myślałam często podczas mej podróży. Żyli oni i byli zdrowi i wcześniej czy później przyjdą tutaj, aby być ze mną. Przemożny wpływ nowego wrażenia zdaje się nie zostawiać żadnego miejsca na myśli i uczucia żalu za starem życiem. Może sprawia ci to przykrość, ale opowiadam rzeczy prawdziwe i tobie tak będzie się działo w twym pierwszym dniu. A ja sądzę, że tak jest dobrze i nie ze złego to płynie. Kiedy tak podróżowaliśmy razem, nie wiele tylko rozmawiałam. Myśli moje były tem czynniejsze, że prawie nie zdawałam sobie sprawy, że myślę. Patrzyłam, odczuwałam, a jednocześnie brałam chciwie każde nowe wrażenie. Kiedy wydało mi się, że przybyliśmy do jakiegoś nowego świata, zapytałam swego przewodnika: Co to, czy to Niebo? Odrzekł mi: Czekaj i patrz! Tutaj znajdziesz tych, którzy cię nauczą, o czem wiedzieć powinnaś. Miejsce było prześliczne. Łagodne powietrze pełne było woni cudnych kwiatów, jak w czerwcu. Świat – gdyż to był świat – do którego zbliżyliś!my się, nie wydawał się niepodobnym do naszego starego świata a jednak był różnym bezsprzecznie. Wszędzie panowało uczucie cichego pokoju i zadowolonej miłości. Miejscowość miała cichy uśmiech łagodnej radości; przypominam sobie ogólne wrażenie; w szczegóły wdawać się nie chcę.

źródło: fragment książki W. T. STEAD “LISTY ZAŚWIATA”
PRZEŁOŻYŁA: JANINA KRECZYŃSKA, rok 1932

]]>