Ten zmarły niespełna dwa lata temu mężczyzna nazywał się właściwie Eh. Marugh i z zawodu był szewcem w Klosters w regionie Prättigau. W swojej ojczyźnie i okolicy cieszył się niemałą sławą jako prorok, a zmarł podczas podróży do Chur, dokąd został wezwany, by udzielić odpowiedzi dotyczących przyszłości.
Często przybywali do niego młodzi ludzie z sąsiedniego Cesarstwa Austriackiego, by zapytać, czy powinni zaryzykować udział w losowaniu wojskowym, czy może lepiej zawczasu się od niego wykupić.
Pewnej znanej mi osobie wyznał kiedyś, że często, gdy ludzie zalewali go pytaniami, udzielał odpowiedzi od niechcenia, byle się ich pozbyć – i wtedy nie mógł ręczyć za swoje słowa.
Zupełnie pewien był jednak ich spełnienia, gdy coś nagle pojawiało się przed jego wewnętrznym wzrokiem.
Nie prorokował z dłoni, lecz przez inspirację i wizje.
Pewnego razu, nagle, powiedział narzeczonemu (zaraz po tym, jak jego narzeczona opuściła pokój):
„To nie będzie twoja żona. Tobie przeznaczona jest nie blondynka, lecz brunetka.”
I rzeczywiście, po kilku latach wydarzenia potwierdziły jego słowa.
Innym razem młodzi ludzie z Cesarstwa przyszli go zapytać o losowanie do wojska, ale nie pojawiła się żadna inspiracja.
Dopiero gdy odprawił ich bez odpowiedzi, i oddalili się już o pewien dystans, objawienie pojawiło się w jego umyśle – i pobiegł za nimi, by im to przekazać.
Gdy w okolicy (w promieniu 6–8 godzin drogi) wydarzyło się jakieś wielkie nieszczęście, zwłaszcza osunięcie lawiny, od razu to czuł i mówił, że „coś strasznego musiało się wydarzyć”.
Wysoki urzędnik z jego rodzinnej okolicy opowiedział mi, że pod koniec życia młodzi mężczyźni chcieli dla żartu skłonić go do prorokowania. Wśród nich był bliski krewny tego urzędnika – F.
Wtedy wieszcz nagle spoważniał, spochmurniał i poprosił, by zostawiono go w spokoju.
W zaufaniu powiedział kilku znajomym F., że ten mężczyzna wkrótce się zaręczy, ale umrze nagłą śmiercią jeszcze przed ślubem.
Wieszcz zmarł jeszcze przed spełnieniem się tej przepowiedni, a w przedostatnim roku (1851) F. zginął pod lawiną, pozostawiając głęboko zasmuconą narzeczoną.
Wspomniana katastrofa lawinowa przyniosła jeszcze jedno niezwykłe wydarzenie, które również zasługuje na wspomnienie.
Sąsiad H. St., którego ono dotyczy, i który sam mi je opowiedział, należy do ludzi, którym przypisuje się dar drugiego widzenia, ponieważ wielokrotnie widział w nocnych procesjach pogrzebowych nadchodzące zgony.
Pewnego razu miał rozpoznać w mijających go postaciach żyjącego jeszcze mężczyznę, którego żona wkrótce potem zmarła.
H. St. spędził kiedyś noc w miejscowości Süs w Dolnym Engadynie, razem z wcześniej wspomnianym F. i innymi przewoźnikami.
Następnego dnia zamierzali powrócić do swojej ojczyzny, Davos, przez wysoką przełęcz górską Flüela.
Tej nocy St. miał sen, w którym jeden z towarzyszy, Joh. B., sprzedał mu stado pięknych, białych owiec.
Ale gdy dotarli do pewnej znanej mu doliny w dzikich górach Flüela, wszystkie owce nagle stały się czarne.
To przemienienie obudziło go i pozostawiło ciężkie, złowieszcze wrażenie.
Rankiem, po nakarmieniu koni, oparł głowę na swoim, jak to zwykle robią przewoźnicy, i modlił się żarliwie.
Wtedy do stajni wszedł Joh. B. i zapytał:
„Co ty taki zamyślony, durniu? Chyba się modlisz – może i ja powinienem to zrobić.”
Wkrótce potem karawana ruszyła ze swoimi saniami i dotarła do miejsca z jego snu, gdzie we śnie nastąpiła przemiana owiec.
Pozostali zatrzymali się tam, ale St. czuł niepokój i nie chciał zostać, mimo że B. zawołał do niego:
„Zaczekaj! Napijemy się jeszcze wina!”
Wtedy nagle wszyscy znaleźli się w chmurze pyłu – uderzyła lawina.
Główną myślą St. podczas tej strasznej katastrofy były jego żona i dziecko. F. i Joh. B. zginęli. Pozostali zostali uratowani. Było to około godziny 11 przed południem.
W Davos, oddalonym o pięć godzin drogi od miejsca katastrofy, żona i dzieci z niecierpliwością czekające na powrót ojca, oraz inne osoby przebywające przypadkowo w domu St., usłyszały nagle trzask i huk, jakby dom miał się zaraz rozpaść – bez żadnego zewnętrznego powodu.
Nie potrafiono wyjaśnić tego dźwięku w sposób naturalny.
Najprawdopodobniej była to duchowa, oddalona manifestacja niebezpieczeństwa, w którym znajdował się głęboko myślący o nich ojciec i mąż.
źródło: „Schamilnh der Seher”; MAGICON STUTTGART 1853.