Różdżka wróżebna

Wśród praktyk przesądnych przypisywanych diabłu lub innej nadprzyrodzonej przyczynie, a odrzuconych jako fałszywe, często mylono naturalne prawdy, które — choć rzeczywiste — były pogrzebane pod stertami kłamstw i błędów, uniemożliwiającymi odróżnienie prawdy od fantazji. Przykładem może być różdżka wróżebna, tak nazwana dwa wieki temu, która już w starożytności stała się źródłem najbardziej fantastycznych opowieści.

Jeśli Atena nadaje Odyseuszowi raz postać młodzieńca, a raz starca, czyni to dotykając go różdżką. Merkury wywołuje wiatry, wzbudza burze, sprowadza dusze do Hadesu lub je stamtąd wyprowadza — wszystko to mocą różdżki. A najsłynniejsza z czarownic, słynna Kirke, zamienia Pikusa w ptaka, przyjaciół Odyseusza w świnie, a następnie przywraca wszystkim pierwotną postać — zawsze za pomocą zaczarowanej laski.

Nie rozstrzygam, czy te metamorfozy to tylko baśnie wymyślone dla przyjemności, czy należy je brać dosłownie, jak wierzył święty Augustyn i wielu innych uczonych. Niezależnie od tego, czy są prawdziwe, czy nie, pokazują, że najbardziej zdumiewające efekty magii dokonywały się przy użyciu różdżki. Poeci bowiem, niewątpliwie, opisywali te rzeczy, opierając się na najbardziej powszechnych praktykach magów.

Pismo Święte (1) uczy nas, że magowie egipscy używali różdżek. Strabon (2) pisze, że bramini z Persji dokonywali swoich zaklęć, konsekracji i wróżb, trzymając w rękach gałązki drzew. Filostrat z kolei wspomina (3), że bramini z Indii nigdy nie rozstawali się z laską, której używali do przeprowadzania zupełnie nadzwyczajnych operacji.

Mojżesz użył różdżki, by wydobyć wodę ze skały.

Herodot (4) podaje, że wśród Scytów było wielu wróżbitów, którzy nauczyli się od swych przodków sztuki wróżenia za pomocą wierzbowych różdżek.

Chaldejczycy od zawsze uchodzili za najuczeńszych ludzi na świecie. Niemal wszystkie narody chlubiły się czerpaniem tajemnic od nich i można ich uważać za główne źródło wszelkiej wiedzy. Magowie wróżyli przy użyciu drewna tamaryszku i posługiwali się różdżkami przy wykonywaniu swojej sztuki.

Grotius (5) podaje, że tytuł maga przysługiwał wyłącznie Chaldejczykom.

Moglibyśmy kontynuować te cytaty jeszcze długo, lecz gdyby użycie różdżki nie było prawdziwe lub było jedynie dziełem diabła, znalazłoby niewielu obrońców i nie odważyłoby się ujrzeć światła dziennego. Takie są bowiem losy praktyk, w których jawnie ukazują się bezbożność lub szaleństwo — są przyjmowane jedynie przez nielicznych i praktykowane w tajemnicy.

Bazyli Walentyn, piszący w XVIII wieku, wspomina o tym jako o rzeczy dobrze znanej w jego czasach. Ojciec Dechales (6) to jeden z uczonych, którzy opowiadali się za tymi, co poszukują wody przy pomocy leszczynowej różdżki, twierdząc, że drewno to od zawsze było wskaźnikiem źródeł. Można by przytoczyć także Paracelsusa, ojca Kirschera i innych. Skoro tylu uczonych pisało, że za pomocą różdżki można wskazać miejsce, gdzie pod ziemią znajduje się źródło wody, złoża metali, a nawet ścigać i odkrywać morderców, i skoro autentyczne, dobrze udokumentowane fakty potwierdzają te twierdzenia — przytoczymy tu jeden z nich, zaczerpnięty z „Krytycznej historii praktyk przesądnych” ojca Belona, spisany i podpisany przez doktora Chauvina z Lyonu, dnia 22 września 1692 roku:

„5 lipca 1692 roku, około godziny dziesiątej wieczorem, w Lyonie sprzedawca wina i jego żona zostali zasztyletowani w piwnicy, a ich pieniądze skradzione ze sklepu, który służył im jako sypialnia.”

Stało się to w tak wielkiej tajemnicy, że nie można było ani wykryć, ani nawet podejrzewać sprawców zbrodni.

„Pewien sąsiad, poruszony tą śmiercią lub kierowany chęcią sprawdzenia zdolności pewnego zamożnego wieśniaka, którego znał, a który trudnił się tropieniem złodziei i morderców, sprowadził go do miasta za pomocą listu i zaprowadził do pana prokuratora królewskiego. Tam wieśniak obiecał pójść tropem sprawców i ich odnaleźć, pod warunkiem, że najpierw będzie mógł zejść do tej piwnicy, by tam „złapać wrażenie”.

„Pochodzi on z Saint-Véran w Delfinacie, nazywa się Jacques Aymar i urodził się 8 września 1662 roku, między północą a pierwszą w nocy. Za pomocą rozwidlonej różdżki, wyciętej w dowolnym czasie i z każdego rodzaju drewna, potrafi odnaleźć źródło i bieg strumieni, granice, ukryte złoto i srebro — mimo że jego jedyny brat, urodzony w tym samym miesiącu w 1664 roku, tej zdolności nie posiada.

„Pan sędzia kryminalny oraz pan prokurator królewski wysłali go do tej piwnicy. Tam został poruszony — jego puls przyspieszył, jak przy wysokiej gorączce — a różdżka, którą trzymał w rękach w taki sam sposób, jak podczas poszukiwania źródeł, zaczęła szybko obracać się w dwóch miejscach, gdzie znaleziono ciała mężczyzny i kobiety. Następnie, prowadzony przez różdżkę lub wewnętrzne przeczucie, poszedł ulicami, którymi podążali zabójcy, wszedł na dziedziniec pałacu arcybiskupa, opuścił miasto przez most na Rodanie i ruszył w prawo wzdłuż rzeki.

„Trzy osoby towarzyszące mu były świadkami tego, że raz mówił o trzech wspólnikach, innym razem wspominał tylko o dwóch; lecz liczba ta została wyjaśniona, gdy dotarli do domu ogrodnika. Tam z uporem twierdził, że mężczyźni ci siedzieli wokół stołu, wokół którego obracała się jego różdżka, i że z trzech butelek znajdujących się w pokoju, dotknęli jednej, którą wskazała różdżka.

„Dwójka dzieci, w wieku dziewięciu lub dziesięciu lat, zaprzeczała początkowo, ze strachu przed karą za otwarcie drzwi wbrew zakazowi ojca, lecz wkrótce przyznały, że trzej mężczyźni — których opisali — weszli do domu i pili wino z butelki, którą wskazał wieśniak.

„Po tym przyznaniu udano się na brzeg Rodanu, pół ligi poniżej mostu, i ślady stóp odciśnięte w piasku na brzegu wyraźnie wskazywały, że wsiedli tam do łodzi.

„Byli przez nich ściśle śledzeni, a wieśniak poprowadził swoją łódź w miejsca i pod przęsło mostu w Vienne, gdzie zwykle się nie przepływa — co pozwoliło przypuszczać, że nie mieli przewoźnika, skoro zboczyli z głównego szlaku rzecznego.

„Podczas tej podróży wieśniak zatrzymywał się w każdym porcie, gdzie złoczyńcy wysiadali na ląd, udawał się prosto do ich kryjówek i — ku wielkiemu zdumieniu gospodarzy i świadków — rozpoznawał łóżka, w których spali, stoły, przy których jedli, oraz dzbany, których dotykali.

„Dotarłszy do obozu w Sablon, wieśniak poczuł się silniej poruszony; był przekonany, że widzi morderców, lecz nie odważył się użyć różdżki, by upewnić się co do tego, ponieważ obawiał się, że żołnierze mogliby rzucić się na niego. Przerażony tą możliwością, powrócił do Lyonu.”

„Odesłano go z powrotem do obozu łodzią, z listami polecającymi. Przestępcy opuścili jednak to miejsce przed jego powrotem. Wieśniak ruszył ich śladem aż do Beaucaire i, po drodze, nieustannie odwiedzał miejsca, w których nocowali, wskazywał stoły i łóżka, z których korzystali, oraz dzbany, których dotykali podczas picia.”

„Kiedy dotarł do Beaucaire i poszukiwał ich na ulicach, zatrzymał się przed drzwiami więzienia i stwierdził stanowczo, że jeden z nich znajduje się wewnątrz. Otworzono mu i pokazano dwunastu lub piętnastu więźniów. Wśród nich był garbus, który został tam osadzony zaledwie pół godziny wcześniej za drobną kradzież — to właśnie jego wskazała różdżka jako jednego z współsprawców.”

„Zaczęto szukać pozostałych. Wieśniak odkrył, że skierowali się na ścieżkę prowadzącą do drogi do Nîmes, a garbusa przewieziono do Lyonu.”

„Początkowo zaprzeczał, jakoby miał jakąkolwiek wiedzę o zbrodni lub sprawcach, a nawet, że kiedykolwiek był w Lyonie. Jednak w Bagnols — czy to pod naciskiem prawdy, czy też skonfrontowany z gospodarzami, którzy zarzekali się, że gościli go u siebie, gdy spływał Rodanem z dwoma osobami odpowiadającymi opisowi wspólników, znanym z zeznań dzieci ogrodnika — wyznał, że dwaj Prowansalczycy namówili go do udziału w tej zbrodni, jakby był ich służącym, choć sam, jak twierdził, nie zabił ani nie okradł nikogo. Mówił, że to oni dokonali masakry i zabrali pieniądze, z których jemu dali jedynie sześć i pół écusa.”

„Ciekawym było, że podczas całej drogi wieśniak nie mógł iść za garbusem bez odczuwania mdłości: musiał iść daleko przed nim, by ich uniknąć. Warto także odnotować, że nie był w stanie przebywać w miejscach, gdzie dokonano morderstwa, bez uczucia nudności, potów i jakby napadu gorączki. Nie doświadczał tego jednak, gdy poszukiwał źródeł lub tropił morderców na rzece.”

„Podczas pierwszego przesłuchania w Lyonie garbus nie miał oporów, by opowiedzieć, że w dniu morderstwa dwaj mężczyźni mówiący po prowansalsku zaprowadzili go do sklepu kupca, gdzie kupili lub ukradli dwie siekiery drwalskie. Około godziny dziesiątej wieczorem wszyscy trzej udali się do domu tych biednych ludzi, pod pretekstem napełnienia dużej butelki owiniętej w słomę, którą ze sobą przynieśli. Dwaj towarzysze zeszli do piwnicy z właścicielem i jego żoną, podczas gdy on został na górze. Tam zamordowali ich uderzeniami siekier, a następnie wrócili do sklepu, otworzyli skrzynię i ukradli 130 écu, osiem złotych louisów i srebrny pas.”

„Przyznał również, że natychmiast schronili się na dużym dziedzińcu, a następnego dnia rano opuścili Lyon przez bramę Rodanu, pili w domu ogrodnika w obecności dwóch dzieci, odczepili łódź od brzegu, popłynęli do obozu w Sablon, a potem do Beaucaire. Dodał, że po drodze nocowali w tych samych karczmach, w których wieśniak zatrzymywał się w drodze powrotnej, i które zostały rozpoznane przez tamtejszych gospodarzy.”

„To wyznanie rzuciło światło na okoliczności zbrodni. Rzeczywiście, w sklepie, który służył również za pokój mieszkalny, znaleziono nową, zakrwawioną siekierę drwalską oraz dużą butelkę niemal pełną — te dwa przedmioty stały się podstawą licznych eksperymentów.”

„Gdy tylko wieść o schwytaniu garbusa się rozeszła, cała prowincja zaczęła żywo komentować tę sprawę — każdy według swojej wiedzy, uprzedzeń, namiętności, interesów lub poziomu naukowego zrozumienia.”

„Dwa dni później wieśniaka odesłano wraz z łucznikami, aby wznowić poszukiwania pozostałych wspólników. Śledził ich aż do Tulonu, gdzie zdążyli się już zaokrętować. Wieśniak podążał za nimi morzem aż do granic królestwa, nie mogąc ich jednak dogonić.”

„Tymczasem proces garbusa był prowadzony z niezwykłą starannością. Został on skazany 30 sierpnia na łamanie kołem za życia na placu Terreaux, a w drodze na miejsce egzekucji miał przejść przed domem sprzedawcy wina, gdzie odczytano mu wyrok.”

„Ledwie garbus znalazł się naprzeciw tego domu, z własnej woli poprosił o przebaczenie tych biednych ludzi, wyznając, że to on zasugerował kradzież i trzymał straż przy drzwiach piwnicy, podczas gdy ich mordowano.”


Ostatni akapit:

„Doktor dołącza do tej relacji rozprawę naukową, mającą na celu wykazanie, że zjawisko to ma charakter naturalny, a nie demoniczny, jak twierdziły niektóre osoby. Opiera się on na teorii mówiącej o cząsteczkach duchów zwierzęcych, które uchodzą z morderców i oddziałują na układ nerwowy wieśniaka Jacquesa Aymara.”

źródło: La Baguette divinatoire; LE MAGNÉTISEUR Mai 1866.