Przypadek Naturalnego Somnambulizmu

Dla czasopisma „The Magnet”
PRZYPADEK NATURALNEGO SOMNAMBULIZMU

Szanowny Panie – Zasłużone pochwały, jakie otrzymuje Pańskie czasopismo, zdają się wskazywać, że ma ono duże szanse stać się jednym z najpopularniejszych periodyków w naszym kraju. Mając nadzieję na zwiększenie jego użyteczności, pozwolę sobie przedstawić kilka faktów dotyczących mojego własnego przypadku, które być może okażą się dla Pana interesujące.

Od lat interesuję się tym tematem, lecz – niestety – aż do momentu, gdy natrafiłem na Pańskie publikacje, otrzymałem jedynie niewielką pomoc w moich badaniach. Teraz, gdy tak zręcznie i odważnie walczy Pan z uprzedzeniami i przedstawia temat opinii publicznej w bardziej namacalnej formie, czuję się w obowiązku wyrazić moją radość i uznanie z powodu tego, że ta ważna dziedzina wiedzy zyskuje zainteresowanie najzdolniejszych umysłów w społeczeństwie.

Obecnie, w mieście Lancaster, mamy lekarza, który jak dotąd odnosi znaczące sukcesy w swoich działaniach magnetycznych i w niektórych przypadkach przynosi pacjentom wyraźną poprawę, zwłaszcza w kwestii usuwania lokalnych schorzeń. Zawsze uważałem, że obowiązkiem każdego człowieka jest wniesienie swojego wkładu w sumę ludzkiego szczęścia. A ponieważ posiadam szczególny temperament, być może warto, bym podzielił się moim osobistym doświadczeniem – o ile można je odnieść do magnetyzmu ludzkiego – co może wnieść pewien wkład w rozwój tej wciąż niezbadanej nauki.

Od najmłodszych lat byłem naturalnym lunatykiem (somnambulikiem), ale być może nie ma sensu opowiadać wszystkich przygód, jakie przytrafiły mi się w stanie somnambulicznym, a które relacjonowali mi moi rodzice. Niemniej jednak mogę podać kilka z najbardziej charakterystycznych przypadków.

Między dziesiątym a piętnastym rokiem życia niemal co noc zdarzało mi się wstawać z łóżka i wędrować po całym domu – odblokowując drzwi i przechadzając się po różnych pomieszczeniach z największą swobodą, w całkowitej ciemności. Czasami nawet otwierałem tylne drzwi i wychodziłem na podwórko i do budynków gospodarczych, zatrzymując się w różnych miejscach i – jak się wydaje – z niesamowitą precyzją oglądałem przedmioty, które napotykałem po drodze.

Po przebudzeniu nie pozostawało mi jednak najmniejsze wspomnienie o tym, co się wydarzyło. Podczas jednej z tych nocnych wędrówek otworzyłem okno facjatki i wydostałem się na sam szczyt dachu! Podczas jednego z takich przypadków, gdy już znajdowałem się na dachu, obudził mnie lekki deszcz, i z trudem zdołałem bezpiecznie zejść, przechodząc na dach sąsiedniego domu, co zmusiło mnie do obudzenia tamtejszej rodziny, bym mógł wrócić do swojego łóżka.

Najdziwniejszym wyczynem, jaki wykonałem w stanie somnambulicznym, była jednak sytuacja, w którą się wpakowałem i z której nie mogłem się wydostać w stanie czuwania, a także nie mogłem się w nią ponownie wprowadzić (przy świadomym działaniu), bez pomocy czegoś, na co mógłbym najpierw wejść.

Pokój, w którym wówczas spałem, zawierał staroświecką kołyskę podwójnej długości, przeznaczoną dla bliźniąt. Kołyska ta była ustawiona na długiej, wąskiej beczce, stojącej pionowo, tak że stojąc obok niej, boki kołyski sięgały mi prawie pod brodę, a całość była tak wyważona, że lekkie przechylenie w którąkolwiek stronę mogło ją przewrócić.

Podczas jednej z nocnych wędrówek, w środku nocy, w jakiś sposób udało mi się wejść do tej kołyski, bez użycia czegokolwiek, co pomogłoby mi się wspiąć – poza jakąś dziwną, niewytłumaczalną siłą. Była to zimna, zimowa noc, i obudziłem się w chwili, gdy wyciągałem książki wokół siebie, które znajdowały się wtedy w kołysce.

Po całkowitym przebudzeniu wymagało to ode mnie dużej ostrożności, aby utrzymać równowagę, zanim nie wezwałem kogoś z rodziny, kto pomógłby mi zejść na dół.

W stanie somnambulicznym – jak mi powiedziano – moje oczy są szeroko otwarte i mają szkliste spojrzenie. Chociaż odpowiadam na pytania i swobodnie rozmawiam na tematy związane z moim zachowaniem, to jednak prawie niemożliwe jest mnie obudzić w inny sposób niż przez polanie zimną wodą.

W późniejszym wieku objawy te przybrały nieco inną formę – moje nocne wędrówki ograniczają się do mojego pokoju, a objawy są bardziej wyraźnie związane z narządami słuchu i wzroku. Wydaje się, że tak jak istnieje wewnętrzne widzenie bez użycia zewnętrznych oczu, tak samo istnieje oddzielna zdolność słyszenia, niezależna od zewnętrznego ucha. Doświadczyli tego również inni znani mi ludzie.

Często zdarzało mi się biec do miejsca, z którego – jak mi się wydawało – dochodził dźwięk. Zazwyczaj była to sytuacja, w której ktoś wołał mnie po imieniu, i to głosem, który potrafiłem rozpoznać. Jednak najczęstsze złudzenia pochodzą ze wzroku. Objawy te, choć same w sobie nie są przerażające, stały się z czasem źródłem pewnego dyskomfortu, a zawsze występują w stanie pół-przebudzenia.

Im czystszy i bardziej uporządkowany jest pokój, w którym śpię, tym rzadziej doświadczam tych złudzeń. Mam dość wyraźne wspomnienia dotyczące tych objawów i ich przebiegu. Zazwyczaj zastaję się siedzącego w łóżku, w trakcie wstawania i podchodzenia do obiektów, które najczęściej przybierają postać ludzką, często nawet osób mi znanych.

Chociaż dzieje się to w stanie półprzebudzenia, posiadam zdolność rozumowania i uświadamiam sobie, że nie należy zwracać uwagi na te złudzenia, ale rzadko jestem całkowicie spokojny, dopóki nie wstanę i nie spróbuję dotknąć obiektu — jednak zawsze budzę się w momencie, gdy ktoś mnie dotknie.

Po przebudzeniu często odnoszę wrażenie, że wewnątrz mnie toczyła się walka między funkcjami materialnymi a duchowymi.

Wydaje się, że istnieje uniwersalny czynnik (który Pan nazywa magnetyzmem), który wpływa na całą materię ożywioną, i że może on zostać w pewien sposób zmodyfikowany w jednym osobniku przez działanie tej samej właściwości w innym, tak aby częściowo się znosiły u jednej lub drugiej osoby.

W moim przypadku zazwyczaj bardziej oddziałuje to na mnie, kiedy to ja magnetyzuję, niż na osobę, którą magnetyzuję. Mimo to często udaje mi się wprowadzić moich pacjentów w głęboki magnetyczny sen. Jednak jak dotąd zawsze się budzą, gdy odchodzę lub przestaję ich dotykać (manipulować).

Tyle moich obserwacji dotyczących magnetyzmu ludzkiego — z chęcią oddaję je do Pana dyspozycji. Z głębokim pragnieniem rozwoju tej ważnej dziedziny wiedzy i dzięki specyfice mojego zawodu, być może będę mógł dostarczać Panu okazjonalne uwagi, które mogą wspomóc Pana godne uznania badania.

Z najwyższym szacunkiem,
Pański oddany sługa,
JOHN WISE
Lancaster, Pensylwania, 14 października 1842

źródło: Case of Natural Somnambulism;  THE MAGNET – New York, December 1842.