Przykłady leczenia somnambulizmem

Podobnie jak w rozdziale poprzednim, przytaczam i w tym przykłady, podane z praktyki własnej przez Deleuza, względnie cytowane przezeń w jego dziele z praktyki dra Korewa. Wybieram i tu przykłady zarówno z wynikiem dodatnim, jak i z ujemnym lub połowicznym, aby przedstawić, jakiemi drogami odbywa się takie leczenie.

„Niedawno (B. 67) zaprosiła mnie pewna pani, abym jej wskazał, jak ma magnetyzować swą córkę, cierpiącą na chorobę lekką, ale bardzo dawną, której przyczyna nie była znana. Posadziłem matkę obok siebie, aby się przyglądała i zacząłem magnetyzować córkę, która jednak nic nie czuła. Ponieważ matka wspomniała, że już raz ktoś córkę magnetyzował, chciałem zobaczyć, czy potrafię na nią oddziałać. Po kilku minutach długich głasków położyłem rękę na jej żołądku, a wtedy zawołała: „Ach, co za miłe uczucie”! W nastęnych minutach pojawiły się drgania konwulsyjne, członki jej zesztywniały, szyja nabrzmiała, głowa wygięła się w tył i uśpiona zaczęła krzyczeć. Ująłem ją za kciuki u rąk, powtarzałem po kilkakroć rozkazująco: „Uspokój się”, stosowałem od kolan w dół głaski odprowadzające, odstąpiłem wdał i magnetyzowałem długimi głaskami, a wreszcie spróbowałem z oddalenia głasków poprzecznych. Wtedy wyraz jej twarzy się zmienił, ale przyszedł znowu napad śmiechu, który trwał przez kilka minut.

(Były to w tym wypadku objawy przesilenia.) Powoli dopiero wróciło wszystko do porządku. Gdybym kogoś wezwał, żeby ją trzymał, gdybym ją przestraszył, gdybym nie uspokoił przesilenia, byłaby przez kilka dni chora w następstwie takich zabiegów.”

„Żona mego stróża (B. 72) leżała chora na febrę z gwałtownymi bólami; odwiedziłem ją, a spostrzegłszy jej wrażliwość na magnetyzm, pokazałem jej mężowi, jak należy jej ulżyć głaskami. Skutek nastąpił od razu, mąż ponawiał zabiegi przez 14 dni i spowodował zupełne uleczenie. Gdy żona przyszła mi podziękować, spytałem, czy czuje się całkiem zdrowa. Odpowiedziała twierdząco, dodając, że został jeszcze ból w łopatkach, który mąż usuwa, ale on potem znowu wraca. Położyłem jej zatem rękę na łopatce i zdziwiłem się, widząc, że zamknęła oczy i w kilku minutach wpadła w somnambulizm. Oto nasza ówczesna rozmowa: „Czy śpisz? – Tak. – Dlaczego? – Nie wiem. – Czy widzisz, co ci dolega? – (po chwili namysłu:) Nic, tylko ból w łopatce. – Co zrobić, żeby cię od niego uwolnić? – To, co robisz, to mi pomoże. – Ile to czasu zajmie? – Trzy dni. – Gdy po obudzeniu powiem ci, żebyś przez trzy dni przychodziła, będziesz to czyniła? – Tak.“ Kazałem jej zatem przez cztery dni przychodzić. Pierwszego i drugiego dnia powracał stan somnambulizmu; trzeciego dnia już ból ustąpił, a z trudnością tylko powiodło mi się wprawić ją w uśpienie niezupełne, czwartego zaś dnia nie czuła już żadnej dolegliwości i od tego czasu jest zdrowa. Rzecz ciekawa, że mąż jej, który nic nie wiedział o somnambulizmie, nie wywołał go u żony, chociaż była podatna. Także ja nie wywołałem go w pierwszym dniu, gdyż tego nie zamierzałem i wystrzegałem się działać na głowę. Ta lekcja poglądowa dobra jest dla matek małych dzieci; mogą im same pomagać w drobnych przypadłościach.

Młoda panna (B. 268), chora od dłuższego czasu na bardzo ciężką chorobę nerwową, była magnetyzowana przez starego znajomego, który zaraz pierwszego dnia wprawił ją w somnambulizm. Wkrótce nastąpiły pomyślne przesilenia i zdrowie zdawało się poprawiać widocznie. Tymczasem ów znajomy zapadł na ostry bronchit, a nie mogąc opuszczać łóżka, posyłał swej pacjentce co wieczora magnetyzowaną przez siebie chusteczkę, pod wpływem której panna zapadała w sen na dwie godziny. Wkrótce jednak wystąpił u niej bronchit w najgroźniejszym stopniu. Szczęśliwie się stało, że pośpieszył jej z pomocą inny magnetyzer; jednakże w chwili śmierci pierwszego (owego znajomego) wpadła we wielkie niebezpieczeństwo życia i dopiero po bardzo długich zabiegach ze zastosowaniem środka, który sobie podyktowała w uśpieniu, zdołał ją ten drugi magnetyzer przyprowadzić do zdrowia.

Somnambuliczka (B. 382), wytężającymi zabiegami wyratowana z dziewięcioletniej choroby, wpadła w rodzaj półsomnambulizmu, w którym musiano troskliwie trzymać od niej zdała wszystkie osoby, nie złączone z nią raportem. Gdy raz pielęgniarka zostawiła ją nieopatrznie samą, weszły dwie obce panie, a chcąc zobaczyć uśpioną, odsunęły story u okien. Widząc ją nieruchomą i sądząc, że zemdlała, chciały ją ratować: nacierały jej serce i żołądek, potrząsały, aby obudzić, aż wreszcie wtrąciły ją w straszliwe konwulsje, trwające przez kilka godzin. Przywołano mnie, musiałem jednak użyć niesłychanych wysiłków, aby ją uspokoić i wprawić w somnambulizm. Opowiedziała mi w nim, co zaszło, i ostrzegła, że za kilka godzin nastąpią straszne przesilenia, które może przypłacić życiem; prosiła jednak, abym próbował wszystkich sił, bo gdyby konwulsje skończyły się z uderzeniem godziny 10-tej rano, to zdołam ją uratować. Potem przygotowała się modlitwami na śmierć i pożegnała ze wszystkimi. Zwolna sen jej przechodził w agonję, a ona błagała mnie, abym ze wszech sił walczył ze śmiercią, której zbliżanie się czuła. Magnetyzowałem ją od 11-tej wieczorem przez całą noc bez wytchnienia. O wpół do 9-tej rano przyszły straszliwe konwulsje, gdy jednak uderzyła 10-ta, ustały od razu i wrócił somnambulizm. Oświadczyła w nim, że jest uratowana i dziękowała mi w sposób wzruszający. Wysiłek mój przytem był tak ogromny, że może na zawsze straciłem zdrowie; żądała bowiem, żebym tylko sam był przy niej, bo każda pomoc obca miałaby zły wpływ na moje siły.

W roku 1815 magnetyzowałem (B. 384) młodą kobietę, która miała wszystkie objawy tuberkulozy dziedzicznej, jak wychudnięcie, poty nocne, puls gorączkowy, kaszel, plucie krwią. Wpadała rychło w sen, który nieraz trwał po 8, 10 a nawet 36 godzin, a w nim zyskiwała niezwykle szybko na siłach i energji życiowej. Jest teraz w Rzymie; ustrój jej pozostał bardzo delikatny, ale wszystkie objawy suchot zniknęły zupełnie.

Somnambuliczka (B. 390), która mi stale dawała dowody najwyższego jasnowidzenia, pomyliła się grubo co do choroby swej opiekunki, którą bardzo kochała. Poznała później swój błąd i tak się nim zasmuciła, że na kilka miesięcy straciła swą zdolność jasnowidzenia. Podobnież pomyliła się co do siebie samej, nie przewidziała bowiem strasznych wypadków, które ją czekały.

Inna (B. 410) zakazała sobie we śnie kilku potraw, które bardzo lubiła, nie mogłem jednak powstrzymać jej od nich na jawie mimo wszelkich przedstawień. Widząc, że moje namowy są bezskuteczne, poradziła mi we śnie, abym jej poddał, że za każdym razem wobec tych potraw opadnie ją przerażenie, a podniebienie się zamknie. Sugerowałem jej to we śnie i rzeczywiście nie mogła już na jawie patrzeć na te potrawy. Ta sama przepisała sobie także zimne kąpiele, a bała się zimnej wody na jawie. Wiedząc, że tej obawy nie przezwycięży, kazała sobie sugerować, że zaraz po rozebraniu się będzie musiała wskoczyć do wody, co ją wprawi w somnambulizm. Ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich, co ją znali, wskakiwała odważnie do wanny i zaraz zasypiała somnambulicznie. Potrzebna jej tu zatem była moja wola, aby wspierała jej wolę, zbyt słabą na jawie.

W szpitalu w Waldheim (B. 409) przebywała od lat nieuleczalna epileptyczka. Po kilku niezupełnych próbach magnetycznych, podejmowanych przez nieznającego się na tern lekarza, wpadła w somnambulizm. Jakież było jego zdumienie, gdy ataki epilepsji zniknęły zupełnie, a pojawiła się taka zdolność jasnowidzenia, że z jej pomocą przeprowadził szereg zadziwiających uleczeń.

W osobliwem położeniu (B. 416) znalazłem się wobec żony ogrodnika w Sans-Souci, która prosiła mnie, abym jej sam proponował lekarstwa, gdyż nie posiada takiego stopnia jasnowidzenia, w którym by sobie mogła przepisywać leki na swą chorobę. Ze zdumieniem i wstydem musiałem potem słuchać, jak ona niemal wszystkie moje leki odrzucała jako szkodliwe, a wybrała właśnie te, które uważałem za najmniej odpowiednie do jej choroby.

Znalazłem się potem we wielkim kłopocie, gdy mi przepowiedziała, że sam magnetyzm nie wystarczy do jej uleczenia; że wkrótce straci swe jasnowidzenie i zachowa tylko słabe przebłyski, ale nie może mi podać naprzód środków, które ja mam później stosować w jej chorobie. Niepokój mój wzrastał, im bardziej zbliżał się ten okres choroby, o którym wiedziałem z doświadczenia, że większość środków, które podałbym jej z mej praktyki lekarskiej, ona odrzuci jako niebezpieczne. Szczęściem ta chora nadarzyła mi dwa inne objawy. Przez kilka dni była nagle głucha, niema, ślepa, bez czucia, a odzyskiwała wrażliwość zmysłów dopiero w somnambulizmie, podczas którego mnie zapewniała, że te objawy są tylko przesileniem.

Innym razem przepowiedziała, że będzie miała atak konwulsyj i szału; należy zatem być bardzo ostrożnym, aby się nie uszkodziła, ale nie przeciwdziałać nic dla skrócenia ataku, który będzie tylko przejściem do jej wyzdrowienia. Wszystko to się sprawdziło, a sądzę, że popsułoby się wszystko, gdyby złączono zabiegi magnetyczne z medycznemi
pod kierunkiem lekarza.

Zauważam tu, że z wyjątkiem czterech pierwszych przykładów w tym rozdziale wszystkie dalsze – a więc i ostatni – pochodzą nie od Deleuze‘a, lecz z pod pióra lekarza, dra Korewa. Jest to zatem rzecz znamienna, że lekarz nie waha się przyznać w przytoczonych wypadkach pierwszeństwa magnetyzmowi przed środkami medycyny, a nawet określić te ostatnie jako prawdopodobnie szkodliwe. Że takie  samo było zdanie Ochorowicza, nie mam potrzeby przypominać, przytoczyłem bowiem jego słowa w rozdziałach początkowych; dodaję tu jeszcze jego opowiadanie o odkryciach stanów somnambulicznych przez dra Petetin’a (A. II, 125):

„Wezwano go do chorej młodej kobiety, która po silnych konwulsjach zemdlała i padła bez przytomności. Puls nie dał się wyczuć, oddychanie zdawało się być zawieszone, policzki i wargi bezkrwiste, oczy pod powiekami przewrócone do góry, ciało zimne a wilgotne, brzuch wzdęty. Był to stan letargiczny. Magnetyzer zacząłby działać głaskami, ażeby wejść w raport (łączność) z chorą; następnie nie przerywając snu, który jest ocaleniem w takich razach, byłby przeprowadził letarg w somnambulizm celem porozumienia się z chorą, wiedząc, że opanowawszy jej organizm głaskami, które wykonał, będzie mógł w każdej chwili obudzić dmuchnięciem.” Petetin jednak nie wiedział tego wszystkiego, lecz mocno zaniepokojony „domacywał się serca, opatrywał stan skóry i w ten sposób bezwiednie ją magnetyzował.

Gdy po chwili poruszając ręką dla obudzenia cyrkulacji podniósł ramię chorej do góry, zauważył ze zdziwieniem, że ramię pozostaje w powietrzu. Chora była w katalepsji. „Po chwili zaczęła śpiewać. Śpiewała i nie było sposobu powstrzymania jej, gdyż nie słyszała nikogo. Petetin chwytał się różnych sposobów – na próżno. Nie wiedział, że wystarczało rękę położyć na dołku, ażeby dać się słyszeć. Wyszedł zatem, zostawiwszy chorą, ale po chwili wezwano go znowu, gdyż konwulsje wróciły… Petetin wpakował chorą w ubraniu do wanny z lodem. Nie wiedział o tem, że w tym wypadku brak czucia nie decydował o nieszkodliwości. Po chwili zapytała: – „Co to pływa koło mnie?“ – „To jest lód.” – „Czyś pan zwariował, żeby w tym stanie pakować mnie do wody z lodem?” – Przeziębienie skóry wywołało w reakcji gwałtowną kongestję i powrót konwulsji. Po konwulsjach wróciła katalepsja i chora poczęła śpiewać.

„Starał się powstrzymać chorą od śpiewania i omal jej w tym celu nie udusił; nic to jednak nie pomogło. – „Co za nieszczęście” – rzekł, potknął się z krzesłem i ostatnie słowo wymówił oparty twarzą o dołek piersiowy chorej. – „Ach, jakże mi pan zaszkodził, mów pan ciszej” – przemówiła. Mówił więc cicho i chora słyszała go doskonale, jeśli tylko choć ręką dotykał jej ciała, ale nie słyszała nic, gdy krzyczał w uszy… Chora miała szalony ból głowy od owej miłej kąpieli; należało potrzymać rękę na głowie i ból byłby przeszedł. Ale Petetin kazał przystawić pijawki przez dwie godziny… wszystkie takie środki utrwalały chorobę.

„Pewnego dnia wyobraził sobie, że wciągając powietrze przed nosem chorej, odbierze jej „nadmiar elektryczności”. W tym celu oparł rękę na jej głowie, a drugą na żołądku chorej. Tym sposobem bezwiednie działał magnetycznie, czyli, jak się zwykle mówi, wszedł w „stosunek” (raport) z chorą. Po pierwszej aspiracji ramię chorej, dotychczas bezwładne, poruszyło się; otworzyła oczy, ale te były jeszcze bez blasku i nieruchome. Chora przeszła z katalepsji w somnambulizm. Przy drugiej aspiracji oczom powrócił blask naturalny i chora odzyskała zmysły. W ten sposób atak, który trwał zawsze dwie godziny, był całkiem zażegnany w ciągu dwu minut… „Petetin przekonał się, że nie wciąganie powietrza, ale mimowolne dmuchanie było powodem obudzenia, i że, aby ten środek był skuteczny, trzeba było pierwej położyć rękę na głowie i na żołądku. Od tej chwili był panem sytuacji; jeśli katalepsja zjawiła się, przerywał ją natychmiast i po tygodniu ataki ustały.”

źródło: “Magnetyzm Żywotny (Mesmeryzm) i jego własności lecznicze” JÓZEF ŚWITKOWSKI, BIBLJOTEKA-LOTOSU Nr 5 rok 1936, naucz. Uniw. J.K. we Lwowie, prezes Tow. Parapsychicznego im. J. Ochorowicza