Różnie przedstawia się życie na ziemi. To, co ludzie przeważnie „życiem” nazywają, jest właściwie dla nich śmiercią, niejako śmiertelnym snem ducha.
Bo i do czego najczęściej dążą żyjący na ziemi? Otóż dobrobyt materjalnytch celem jedynym a tak rzadko można spotkać człowieka bez troski o swój byt ziemski, bez troski o rzeczy przemijające, rozkosze i zabawy, Lecz czyżby ludzie chcieli uwierzyć, ze zużywanie energii, sił ducha na mniejsze lub większe, ale materialne troski świata, jest wielką szkodą dla prawdziwego życia? Najdłuższe życie w jednem zrodzeniu, od kołyski do grobu, rzadko kiedy przekracza setkę lat. l co wszystko przeżywa człowiek w owych lalach tak często nie uświadamiając sobie, że życie prawdziwe nie jest z lego świata i że życiem s wojem kopie sobie niejako grób dla ducha.
Lecz i w Rzeszy Ducha przeważna część mających się zrodzić ponownie nie wie o tem, co się z niemi dzieje w ostatniej chwili przed przyłączeniem się do małego ciałka. Tak, jak niejeden, odchodząc z świata, odczuwa dziwny lęk, niepewność bytu, pomijając już różne dolegliwości ciała, pewien rodzaj duszności i śmiertelnych skurczów mięśni, lęka się, co się z nim stanie w najbliższej przyszłości tak samo duch, mający znów przyjąć na siebie ciało, boi sięt ma uczucie, że jakaś bezdenna przepaść otwiera się przed nim, traci panowanie nad swoją wolą; jego „ja”, niejako w nicość się zamienia. A im duch jakiś bardziej świadomy swego bytowania jak na ziemi, tak i w Rzeszy Ducha, ma przyjąć na siebie ciało dziecka, ma się zamienić w niemowlę – tem bardziej jeszcze cierpi przed nową zmianą swego bytu.
Duchy mniej świadome nie wiedzą i nie jest im jasnem, jaką to drogą przychodzą na świat, odczuwają tylko mocne połączenie się z fluidami tego, z kim mają wyrównać zaciągnięty dług, lub inną jakąś misję wobec niego wziąć na siebie. Odczuwają, jakby byli ciągnieni powrozami gdzieś wśród nocy, nie wiedząc sami – gdzie. Uczucie dławienia i straszny ucisk odczuwają aż we wnętrzu ducha l mylą się ci, którzy twierdzą, że ledwo narodzone, lub rodzące się dziecię, nie ma jeszcze wyraźnego czucia i że nic nie wie, co się z niem dzieje. Tak, świadomość jest mocno przyćmioną, lecz cierpienie zaostrzone. Dla świadomych duchów zrodzenie jest umieraniem, umieraniem dla wolności ducha J zdaniem się na pastwę nietylko starej jakiejś karmy, boć ta Jest sprawiedliwą i nie złą – lecz, gdy do niej przyłączą się piekielne siły, wówczas życie na ziemi zamienia się w piekło, mękę, cierpienie, i w beznadziejnej chwili trudno takiemu duchowi uświadomić sobie, że kiedyś będzie mu lepiej.
Płaczymy za temi, którzy opuścili swoje ciała, opuszczając tem samem i nas lecz opuścili tylko w swej formie; duchem wracają, jeżeli mają jeszcze po coś wrócić. A wiedźcie, że im więcej duch, będąc w ciele, chroni swoje wyższe „ja” od wszystkich złych naleciałości tego świata, tem prędzej pn odłożeniu swego ciała odzyskuje twórczą świadomość swego ducha, napomina o świecie; inne horyzonty się przed nim otwierają, oddycha wolnem powietrzem, o ile powietrzem to nazwać można, odczula swobodę ducha, nowe tętno życia.
Tutunkhamen i wielu innch tworzyli sobie raj na ziemi – a, jako wtajemniczeni w sprawy wyższe, tworzyli sobie i raj w zaświecić, lecz ich „wyższe” wtajemniczenie sięgało tylko na rok życia astralnego. Obraz owego mai twego życia faraona Tutunkhamena odsłonięty został wam już na innem miejscu.
Wielu, odchodząc z tego świata, długo nie może uświadomić sobie, co się to z nimi dzieje. Im hardziej był ktoś przywiązany do tego życia, tem więcej płacze, narzeka, rozpacza, że Bóg jesl niesprawiedliwy, odwołując go z tego świata. Im mniej kto przywiązanym był do dobrobytu ziemskiego i dobrobytu własnego, płynącego z rozkoszy, stworzonej przez sztuczny raj ziemski im mniej kłoś przywiązuje się do tego raju, tem radośniejszą jest dla niego chwila ponownego zrodzenia się duchowego!
A jednak i życia ziemskiego lekceważyć niemożna; trzeba umiejętnie żyć na ziemi, Im więcej duch w ciele wziął na siebie zadań, nietylko względem siebie, Jęcz także względem innych, tem więcej pamiętać musi, że ma się troszczyć o swoje ciało tak, jak gdyby miał żyć sto lat na ziemi. Ma spośród materji wybierać umiejętnie tyle, ile potrzeba dla ciała i spokojnej pracy ducha.
Nie wszyscy jednakowoż, pomimo dobrych chęci, mogą sobie ukształtować życie na ziemi tak, żeby każdy dzień ich po rozbudzeniu ducha zapisywał się pożytecznie w księdze żywota. Niejednego smaga ciężko karma, a biada jemu, biada, jeżeli się oburza na te rany, chce je zrzucić na innych i upornie zawoła ku swym opiekunom duchowym: „Jeżeli mi nie pomożecie, nie pójdę dalej!” Tego właśnie chce drugi Bóg, Bóg nocy.
Różnemi drogami, różnemi myślami zakrada się ku mieszkańcom tego świata, i wówczas zasiania jasną przyszłość i niejedną dobrą myśl zamienia w złą; może to jednak zrobić tylko z dźwiękiem owej myśli – jądra dobrego nie zniszczy.
Ochorowicz z zaświata.
źródło: Miesięcznik „Odrodzenie”, czerwiec 1927